wtorek, 10 grudnia 2013

Opowiadanie Leszkowelove "Zabiorę Cię..."

Ja już mówiłam co o tym myślę :) Ale miał być ten wyjazd... To w tym, czy jak? I tak w ogóle to czemu Lidka mówi do Agaty "Stara"? :D Bo nie kumam ;D
No to miłego czytania :)

D.



„Zabiorę Cię…”

Do kancelarii zamaszystym krokiem weszła niewysoka kobieta o krótkich, kręconych, blond włosach i przenikliwym spojrzeniu. Trzasnęła drzwiami omiatając dokładnym spojrzeniem całą kancelarię. Sprawiała pierwsze wrażenie osoby bardzo pewnej siebie, patrzącej na wszystkich z pogardą, jednak trzeba ją było znać wystarczająco dobrze, żeby móc ją oceniać. Otrzepała śnieg z butów mocnymi tupnięciami. Wzrok zatrzymała na siedzącej za biurkiem Anieli lustrując ją od góry do dołu.

- Te młoda, Przybysz u siebie? – odparła bez pardonu.

- A pani była umówiona?

- Ja się z Przybysz nie muszę umawiać.

- A kim pani jest? – pytała zszokowana asystentka.

- Weź się nie interesuj młoda, dobra? … Znajomą. – odparła wymijająco.

Na szczęście w tym momencie z gabinetu wyszła Agata odprowadzając klienta.

- O, o wilku mowa – stwierdziła Aniela.

Ledwo za klientem zamknęły się drzwi, brunetka rzuciła się kobiecie na szyję. Kobieta przywitała ją z szeroko otwartymi ramionami mówiąc:

- No, to ja wiedziałam gdzie pracują moje najlepsze papugi w stolicy.

Kobiety uścisnęły się i Agata wzięła ją do swojego gabinetu. Pokazała jeszcze Anieli, żeby przygotowała dla nich dwie kawy.

- A pani jak zawsze piękna, nic się pani nie zmieniła. Języczek cięty jak dawniej, za co panią kochałyśmy – powiedziała ze śmiechem Przybysz.

- Przybysz, Przybysz – zaśmiała się blondynka – skończ mi zaraz z tym „pani”. Co ty na kolonii jesteś?

- A myślałam, że już się nie doczekam. Tylko Dorota miała taki przywilej.

- Dobra dobra, jesteś dorosła, ja nie jestem wychowawcą – Lidka jestem.

- To co panią… tfu Ciebie – poprawiła się widząc spojrzenie blondynki -  sprowadza w nasze skromne progi?

Kobieta popatrzyła w jeden punkt, po czym smutno odpowiedziała.

- Wojtka zamknęli.

Brunetka prawie zakrztusiła się kawą przyniesioną przed momentem przez Anielę. Prędko spoważniała. Pamiętała jak ważny był dla kobiety „pan Wojtek”, jak miały w zwyczaju nazywać go z dziewczynami przed laty. Żadna bowiem nie miała okazji go poznać.

- Co?! Jak to? Kiedy? Za co? – zarzuciła Lidie pytaniami.

Blondynka spuściła wzrok. Zaczęła się bawić filiżanką, kręcąc nią dookoła, objeżdżając palcem jej brzeg. Po chwili podniosła wzrok.

- Podejrzewają go o dilerkę.

- A wiesz, kto jest prokuratorem w sprawie?

- Jakiś chyba Sa… Sa… o wiem, tak Sadowski.

- O Boże, nie, tylko nie on…

- Czemu.

- Nienawidzę gościa i w sumie vice versa.

- To jesteśmy w szeroko pojętej d…

- Rozumiem, że chcesz żebym ja go wyciągnęła.

- No ty, albo Dorotka, tylko wam ufam…

- Dorota, to akurat się tego typu sprawami nie zajmuje. Ja w zasadzie dużo większą wprawę mam z odszkodowaniami, ale może nasz wspólnik, on jest naprawdę dobry w takich sprawach.

- Nie, ja się nie zgadzam na jakiegoś tam pierwszego lepszego adwokacinę.

- A jeśli prowadzilibyśmy ją we dwoje? Byłabym drugim pełnomocnikiem? Płacisz za jednego.

Kobieta nie zdążyła odpowiedzieć. W drzwiach mignęła Agacie sylwetka Dębskiego.

- O właśnie, Marek pozwól tutaj na chwilę!

Mężczyzna podszedł zaciekawiony do kobiet. Kiedy Lidia zobaczyła tego wysokiego, błękitnookiego, przystojnego mecenasa, od razu zrozumiała, jak musiała się mylić. To nie może być jakiś tam adwokat. Tym bardziej utwierdziła się w tym widząc maślane oczy Przybysz skierowane w jego stronę, i tą pewność, że z nim na pewno wygrają.

- Poznajcie się, Lidia Staniszewska – vicemistrzyni Małopolski w siatkówce z 2009 roku.

- Przestań, kiedy to było. – machnęła ręką kobieta.

- Ale było i będę się tym tobą chwalić – zaśmiała się brunetka.

Kobieta podała Markowi dłoń.

- Mecenas Marek Dębski – przywitał się.

- Słuchaj… nie zostałbyś drugim pełnomocnikiem? – popatrzyła na niego swoimi błękitnymi oczami, a on zatracając się w nich, widząc jej zaciętość, determinację i gotowość do walki nie miał serca odmówić.

- Powiedzmy, że bym został, a co będę z tego miał?

- Hmmm wdzięczność pani mecenas? – zapytała naiwnie Agata

Lidia musiała stłumić wybuch śmiechu cisnący się na usta słysząc ich dwuznaczną rozmowę.

- Hmmmm to za mało pani mecenas?

- To co chcesz, wakacje na Teneryfie?

- No przecenia mnie pani mecenas. Może jeszcze klientów ty wszystkich moich wtedy weźmiesz. – cmoknął kilka razy kręcąc głową – Za dużo pani mecenas. Jakiś lunch po wygranej w pani towarzystwie w zupełności wystarczy.

- Nie wiesz co tracisz Mareczku. – pogroziła mu wesoło Agata – No, ale niech ci będzie – westchnęła łaskawie.

- Dobra, to co to za sprawa?

- Narzeczony Lidki został oskarżony o dilerkę.

- Były… - poprawiła ją blondynka.

Adwokaci popatrzyli na siebie zdziwieni i lekko zmieszani, mężczyzna czuł się trochę skrępowany. Widział silną więź między paniami, dużo o sobie wiedziały.

- To… nie jesteście już razem? – zdziwiła się Przybysz.

- Ja… zostałam na razie wierna siatkówce, co jemu przeszkadzało… ale rozstaliśmy się w przyjaźni i nie chce, żeby zrujnowano mu życie. – powiedziała przyjmując postawę Agaty i przygryzła dolną wargę ze zdenerwowania.

- Wyciągniemy go.

Zaczęli omawiać linię obrony. Kiedy Marek musiał już pędzić na rozprawę w sądzie umówili się na następny dzień. Lidka jeszcze została, Agata nie miała na razie żadnych klientów. Kobiety wyłożyły nogi na biurku.

- A co u ciebie poza tym? – zatoczyła ręką koło w powietrzu – dalej grasz w Extremie?

- Nieeee, skończyłam karierę jakieś dwa lata temu. Teraz trenuję młodsze pokolenie.

- O widzisz, to muszę wpaść kiedy na trening.

- No zapraszam, zapraszam. A ten twój wspólnik, to coś więcej? – zapytała unosząc zabawnie brwi do góry.

- Nie no następna. Czy wyście powariowali? Mówisz jak mój ojciec i Dorota. – odparowała wzdychając teatralnie i rzucając w nią ołówkiem.

- Ałłlaaa… No to może jednak coś jest na rzeczy, skoro tyle osób to widzi? – brnęła dalej blondynka.

Agatę zaczynał powoli oblewać rumieniec.

- Co widzi, nic nie widzi, bo nic nie ma. Ubzduraliście sobie coś wszyscy, halucynacje jakieś macie. Przyjaciel. Zwykły przyjaciel i tyle. No dobra, dobry przyjaciel. Pomógł mi wiele razy, chociażby odzyskać prawo do wykonywania zawodu.

- Mhmm… Bo ci uwierzę, ale dobra nie unoś się tak… Straciłaś prawo do wykonywania zawodu?! Stara, czemu ja nic nie wiem?! Opowiadaj.

- Nie było się czym chwalić – wzruszyła ramionami Przybysz.

Opowiedziała jej całą historię po kolei co się działo, przez te dziesięć lat odkąd się nie widziały.

- Hohoho dużo się dzieje u ciebie widzę – skomentowała Lidia – ale wiesz co ci powiem, stara? Albo jesteś ślepa, albo głupia, albo wszystko na raz. Temu facetowi – wskazała głową gabinet obok - ewidentnie na tobie zależy. Stara się jak może, a ty co robisz? No nie patrz tak na mnie, jeśli znowu cytuję Dorotkę, to po prostu muszę mieć rację. Jak doprowadzicie do końca sprawę Wojtka, masz zaraz coś z tym zrobić, jasne?

Brunetka nie odpowiedziała.

- Rozumiemy się? – ponowiła pytanie kobieta. Tym razem Przybysz skinęła delikatnie głową.

– No bo jak ci zrobię za jakiś czas nalotkę tutaj, i zobaczę że dalej stoisz w miejscu, to jak słowo daję wepchnę cię do samochodu, i sama z Dorotką pod jego drzwi zawiozę. Ja nie żartuję – pogroziła jej palcem.

***

Kilka tygodni później zapadł już wyrok nad sprawą Wojtka. Były Lidii został oczyszczony z zarzutów, ponieważ został wrobiony. Wypuszczono go na wolność, a wszystko oczywiście za sprawą Agaty i Marka. Gdy mężczyzna chociażby przez moment myślał, o złożeniu wypowiedzenia, nie pozwalał mu na to widok zdeterminowanej brunetki, chcącej szczególnie tą sprawę wygrać za wszelką cenę, dający niezłego kopa do działania. Wiele razy podczas ich „narad wojennych” dostawało mu się po uszach, że nie stara się, aż nadto. Po wygranej rozprawie szczęśliwi mecenasi wychodzili z sądu. Agata musiała wziąć w końcu Marka na obiecany, aczkolwiek zasłużony lunch. Było ładne, jak na tą porę roku, popołudnie. Szli ulicami Warszawy ciesząc się swoim towarzystwem. W pewnym momencie weszli do jednej z chińskich restauracji.

- Tu podają najlepszego chińczyka w mieście – szepnął jej na ucho Marek.

Usiedli przy barze i czekali na zamówienie. Patrzyli sobie w oczy, co jakiś czas po ich twarzach błąkał się nieśmiały uśmiech. Niby zwykłe spotkanie, na uczczenie wygranej, a ile szczęścia wnosiło w ich serca. Jedli prawie w zupełnej ciszy, skrępowani, wystraszeni rozmawiając tylko na bezpieczne tematy, czyli te dotyczące kancelarii. Po skończonym posiłku podnieśli się z miejsc. Marek pomógł jej założyć płaszcz.

- Chodź, odprowadzę cię – rzekł ujmując ją w talii – jeszcze mi cię ktoś napadnie, i co my zrobimy bez ciebie – powiedział pół żartem, pół serio Dębski

- Ooo, jak pan mecenas się o mnie martwi – uśmiechnęła się Przybysz.

- Przecież Pani Mecenas zawsze się w coś wpakuje – odparł, nim zdążył ugryźć się w język.

- Ejjjj – poczuł kuksańca w bok od zadziornej pani mecenas.

- Pomyślmy… mafia, jedna, druga, bo słowa na d… nie będę ci przypominał, narkotyki w Gruzji, mam ci przypomnieć, kto się bił w twojej obronie na naszej pierwszej wspólne delegacji?

- No ty, ty mój rycerzu – zaśmiała się głośno i pacnęła go w ramię – no nie da się ukryć.

Doszli pod jej kamienicę. Przystanęli, wzrok błądzili wszędzie, byle tylko nie spojrzeć sobie w oczy. To oboje poczuli jakąś dziwną potrzebę sprawdzenia stanu swoich butów, to znów ich wzrok szybował na gwiaździste już niebie. Nie chcieli się rozstawać, ale jednocześnie żadne nie wiedziało, co mogłoby teraz powiedzieć. Nagle w najmniej oczekiwanym momencie ciszę zmąciła ona wypowiadając trzy jakże proste słowa:

- No to cześć.

Poczuł na swoim policzku szybkie, ciepłe, delikatne muśnięcie jej warg, po czym widział już tylko jej sylwetkę znikającą w drzwiach klatki schodowej.

- Agata… - wyszeptał bezgłośnie przykładając rękę do policzka w miejscu, gdzie nie przed chwilą odcisnęła na nim swój słodki smak.

2 komentarze:

  1. Och jak tak mogłam, nie skomentować końcówka jest piękna, już wiem skąd miałam inspiracje do mojego zakończenia.. całość piękna ach. <3
    Nie potrafie pisać tak cudnych i długich komentarzy jak ty :c
    P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie czekałam na ten komentarz <3 hahah właśnie jak czytalam twoje tak myślę, skądś znam ten fragment xd dziękuję Kochanie może w weekand druga część sie do niego pojawi :)

      Usuń