Paula
Zbliżała się godzina 16. Agata z Markiem kończyli już tak zwaną "papierkową robotę'. Przybysz zamknęła na ułamek sekundy powieki i przeniosła się do wspomnień. Wspomnień dzisiejszych odwiedzin w domu dziecka.
(retrospekcja)
Stali na światłach w centrum Warszawy.
- Cholera Marek, spóźnimy się.. - spojrzała na zegarek.
- Przepraszam myślałem, że w sądzie zajmie mi krócej..- spojrzał na światła. Wiedział co to punktualność i jakie konsekwencje mogą być ze spóźnienia. Światło zmieniło się na żółte. Marek docisnął pedał gazu i ruszyli. Cudem i skrótami Dębskiego udało im się dojechać na czas. Marek chwycił brunetkę za rękę i pchnął bramę wchodząc na posesje domu dziecka. Podwórko było puste, wszystkie dzieci były w środku. Weszli do budynku i otuliła ich ciepła atmosfera bijąca z wnętrza. Agata ścisnęła dłoń Marka, rozglądali się w poszukiwaniu małej szatynki. Mijało ich na korytarzu dużo dorosłej już młodzieży, na granicy wieku 14 - 17. Większość z nich znalazło swoje połówki właśnie tutaj. Podeszła do nich dyrektor domu dziecka i zaprosiła ich do swojego gabinetu. - Zapraszam, proszę usiąść. - niewysoka kobieta o ciepłym i przyjaznym wyrazie twarzy, ruchem ręki zaprosiła ich do spoczęcia na krzesłach. Kiedy już usiedli, zaczęła - Macie państwo świadomość, że wasze życie odmieni się całkowicie, o sto osiemdziesiąt stopni po zaadoptowaniu dziecka?
- Tak. - zgodnie przytaknęli, a Marek chwycił zdenerwowaną rekę żony w swoją. Ta uśmiechnęła się do niego.
- A dlaczego zdecydowali się państwo na taki krok? Dlaczego wybraliście akurat Łucję?
- Poznając Łucje, nawet nie myślałam o adopcji, ale.. - spojrzała na Marka -..obydwoje pragniemy dziecka, a poznając Łucje ta dziewczynka skradła mi serce. Jest tak bardzo podobna do mnie.. -Dobrze, rozumiem. Zacznę od standardowego pytania. Czy są państwo małżeństwem? - Tak...nie - rzekli równocześnie -..nie..tak.. - spojrzeli na siebie i zaczeli się śmiać na samo wspomnienie ich wspólnej pierwszej kolacji z ojcem Agaty. Zdezorientowana dyrektor zanotowała coś w notesie po czym ponownie zapytała.
- Więc są państwo małżeństwem?
- Teoretycznie stoimy już na ślubnym kobiercu, praktycznie dopiero w weekend zostaniemy oficjalnie małżeństwem - powiedział Dębski.
- Są państwo adwokatami tak? - zapytała
- Owszem, jesteśmy wspólnikami kancelarii pod patronatem pani Bylińskiej - rzekł
- Muszą być państwo zapracowani.. - próbowała znaleźć na nich haczyk.
- Ależ skąd, nie to że zaniedbujemy własne obowiązki, wręcz przeciwnie bardzo szanujemy naszych klientów, ale dołączyła do nas córka Bylińskiej, i nasz aplikant zdał egzaminy prawa, i jest teraz pełnoprawnym prawnikiem.. - Agata mówiła spokojnie -.. więc mamy po prostu mniej pracy. - Więc skoro mają państwo mniej pracy, to mają państwo problemy finansowe? - wciąż i wciąż szukała haczyka.
- Oczywiście, że nie. Mamy bardzo wypłacalnych klientów - tym razem odezwał się Marek. - No dobrze.. - zanotowała coś w swoim skórzanym notesie - chorują na coś państwo?
- Nie - odpowiedzieli pewnie i równocześnie
- Nie mam więcej pytań, zapraszam ze mną, zaprowadzę państwa do Łucji.
-Proszę Pani, a czy byłaby możliwość, żeby Łucja była na naszym ślubie? - zapytała Agata.
- Niestety... - kobieta poprawiła sobie okulary - Procedury nie pozwalaja. Z jej wspomnień wyrwał ją trzask miły i przyjemny dreszcz spowodowany pocałunkiem na jej szyi. Otworzyła powieki i spojrzała na niebieskookiego mężczyzne, który siedział na krawędzi jej biurka.
- Idziemy? - uniósł zawadiacko brew
- Mhm - uniosła się, Marek natychmiastowo złapał ją w tali i przysunął ją. Ona oplotła dłonie wokół jego karku i wpiła się w jego usta.
- Nie martw się dzisiejszą rozmową, następnym razem pójdzie lepiej - ucałował jej czoło.
- Chyba nas nie polubiła - zrobiła smutną minę
- Agatko, nie przejmuj się! - przytulił ją mocniej.
- Jesteś facetem i Tobie wszystko łatwo przychodzi..
- Sugerujesz, że jestem bez uczuć?
- Pozostawiam wolność interpretacji mecenasie Dębski - wyswobodziła się z jego uscisku.
- Teraz to mecenasie Dębski, a potem będzie Mareczku.. - objął ją od tyłu - zapamiętam sobie to mecenas Przybysz. Tydzień później. Agata z Markiem dojeżdżali do Urzędu Stanu Cywilnego. Przed wejściem czekali na nich Dorota z Wojtkiem i dziećmi, ojciec razem z Zosią i Bartek z Anielą. Agata ubrana w skromną białą suknię a Marek w odświętny garnitur. - Pięknie wyglądasz, Agatko. - Zosia posłała jej przyjazny uśmiech.
Kilka godzin później, Agata i Marek siedzieli w samolocie. Na tydzień jechali na Florydę. Tam, pomimo zimy, było ciepło i przyjemnie.
Agata oparła głowę o jego ramię i patrzyła się przez okno. Jak najszybciej po ślubie mieli zaadoptować Łucję, ale z podróży poślubnej nie potrafili zrezygnować. Oboje byli podekscytowani podróżą poślubną, która również została spontanicznie zorganizowana. Dębski patrzył na zapatrzoną w okno Agatę. Nie mógł uwierzyć, że to właśnie przy Agacie spędzi resztę swojego życia. Wciąż myślał, że to sen i zaraz się z niego obudzi po czym wróci do szarej rzeczywistości. Po kilkunasto godzinnym locie samolot wylądował w środku nocy na lotnisku. Opuścili lotnisko i udali się do hotelu na zadłużony sen.
- A co jeśli nam się nie uda? - oparła głowę na jego nagim torsie.
- Nie wiem. Nie bądźmy pesymistami. Na razie jeszcze nic nie wiadomo. Będzie dobrze. -pogłaskał ją po ciemnych włosach i objął ramieniem. - Musi być dobrze. - Agata podniosła na chwilę głowę i pocałowała go.
- I za to Cię kocham. - powiedziała.
Ta noc zaczęła się cudownie i tak też się skończyła. Nie ważne było to co miało się zdarzyć, liczyli się oni i ta chwila. Ranek przywitał te dwójkę promieniami słonecznymi przedzierającymi się przez zasłony. Agata otworzyła oczy i podeszła do drzwi balkonowych otwierając je na oścież. Od razu w jej nozdrza uderzył aromat morskiej bryzy. Wyszła na balkon i podziwiała rozchodzący się morski krajobraz. Po chwili dołączył do niej Dębski obejmując ją w pasie i całując w szyje.
Postanowili nie marnować czasu i przejść się brzegiem oceanu. Kiedy Agata postawiła gołą stope na gorącym piasku, wiatr zmierzwił jej włosy. Spacerowali brzegiem oceanu, ciepłe fale Atlantyku zakrywały całą powierzchnię ich stóp. Mijało ich mnóstwo biegających ludzi, bawiąca się młodzież. Nawet gdzie nie gdzie słyszalny był polski język turystów. Po raz pierwszy od kilku dni brunetka myślała o sobie i jej świeżo upieczonym mężu, zamiast o Łucji. Tak minęły im cztery dni. Ostatniego dnia pobytu tam poszli na plażę, aby zapamiętać te wszystkie piękne widoki, miejsca.
Kiedy wpatrywali się w dal oceanu, Agata oparła głowę na jego ramieniu. Gdzieś tam, na kontynencie europejskim, jest kilkuletnia dziewczynka, którą chcą zaadoptować. Mężczyzna objął żonę silnym ramieniem i pocałował, mówiąc:
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Jesteśmy razem.
Kilka dni później, kiedy jedli kolację, zadzwonił telefon Marka. Odebrał.
- Marek Dębski, słucham? (...) Tak. (...) Dobrze, rozumiem. Przekażę. Proszę ją od nas pozdrowić. - westchnął ciężko i odłożył telefon na stół. -Co się stało?
-Łucja wczoraj została zaadoptowana przez tamtą parę. Właśnie dzwoniła Wierzbicka. - powiedział bez ogródek. Agata patrzyła na niego z niedowierzaniem. Ten usiadł koło niej i objął ją swoim silnym ramieniem. Ona oparła głowę na jego ramieniu, a z jej ust wydobyło się jedynie prawie niedosłyszalne "Dlaczego?".
Następnego ranka, obudził ją nieprzyjemny ból brzucha. Początkowo próbowała z powrotem zasnąć, jednak ból nie ustawał, a wręcz przeciwnie dołączyły do niego mdłości. Nawet się nie spostrzegła kiedy była w łazience. Oczywiście, Marek również już nie spał. "Czatował" pod drzwiami łazienki i z całego serca współczuł żonie. Nie przypuszczał, że wczorajsza wiadomość będzie dla niej takim ciosem. Wyjął telefon z kieszeni i zadzwonił do Bartka z prośbą o przełożenie spotkań Agaty z dzisiejszego dnia na jutrzejszy.
Kilka godzin później Agata leżała na kanapie, okryta szczelnie kocem i myślała o Łucji. W tym czasie Marek wracał do ich mieszkania, po ostatniej sprawie w sądzie.
Kiedy wchodził do domu usłyszał jak Agata rozmawia przez telefon. Przystanął na chwilę i wsłuchał się w jej piękny głos.
- Tak tato. My przyjedziemy. (…) A nie pomóc wam w czymś? (…) No dobrze. Do zobaczenia. – odłożyła telefon i dodała – Marek, nie czaj się tak w przedpokoju. Chodź do mnie. Mężczyzna usiadł koło niej na kanapie i czule zapytał:
- A jak tam twoje samopoczucie? Już się lepiej czujesz?
- Tak, tak. Jutro będę mogła już pójść do pracy. – pocałowała go w policzek. – Przez cały dzień myślałam o Tobie, a ty nawet nie zadzwoniłeś. – udała pokrzywdzoną.
- Miałem strasznie dużo pracy. A o czym rozmawiałaś z tatą? – zaciekawił się Marek.
- Jedziemy do nich na Wigilię do Bydgoszczy.
***
- Dorota, co jej może być? – żalił się Dorocie Marek następnego dnia rano.
- Nie mam pojęcia. Była u lekarza?
- Nie. Wiesz, że jej się do szpitala łatwo nie zaciągnie.
- To są pewnie nerwy. Tak bardzo się cieszyła na tę adopcję. Nie martw się, będzie dobrze. – poklepała go po ramieniu.
***
***
- Możemy jechać. – powiedziała godzinę później jego małżonka.
- Pewna jesteś?
- Tak.
- To ja wezmę walizkę i prezenty, a ty się wyszykuj, kochanie.
- Dobrze. Wezmę tylko jeszcze coś z sypialni. – weszła do wspomnianego pomieszczenia i z szafki nocnej wyjęła mały kalendarzyk. Na jej twarzy pojawił się subtelny uśmiech i wyraz ulgi.
Kiedy dojeżdżali do Bydgoszczy, poprosiła Marka, aby zatrzymał się przy jednej z aptek, tłumacząc, że tata prosił ją aby kupiła mu jakieś witaminy i zaraz wróci, a on niech poczeka w samochodzie.
Gdy dojechali do domu państwa Przybyszów, już od progu powitali ich gospodarze.
- Wchodźcie, wchodźcie. Chcecie się czegoś napić, czy może jesteście głodni? – zapytała Zosia.
- Nie. Dziękujemy. Może tylko czegoś do picia. Ja poproszę herbatę, jeśli to nie kłopot, ale teraz na sekundkę pójdę się odświeżyć. Za ile zaczynamy Wigilię?
-Za godzinkę, będzie dobrze?- odparł pan Andrzej.
- Tak, tak. Zaraz wracam.
Po około pół godzinie wróciła ubrana w nową, wieczorową kreację. Marek zaniemówił z wrażenia i jedyne co zrobił, to objął małżonkę czule w talii.
***
W końcu nadeszła wyczekiwana przez Agatę chwila dzielenia się opłatkiem. Podeszła do Marka.
- Kochanie, życzę Ci po pierwsze cierpliwości do mnie, bo przez następne miesiące mogę być nieco nieznośna, a po drugie… - wzięła głęboki oddech, a Marek ułamał jej opłatek. – Po drugie życzę ci abyś był dobrym ojcem. – złożyła na jego ustach subtelny, aczkolwiek pełen szczęścia i miłości pocałunek.
- Chyba mężem. – zaśmiał się, jednak ona patrząc mu prosto w oczy delikatnie pokręciła głową i dotknęła swojego zgrabnego brzucha.
Marek popatrzył się na nią z niedowierzaniem i również położył dłoń na jej brzuchu. Na jej słodkich ustach złożył pocałunek, objął ją w talii i przytulił do siebie czule.
- W takim razie ja Ci życzę, abyś była wspaniałą mamą, choć i tak wiem, że będziesz najwspanialszą, najpiękniejszą i najbardziej opiekuńczą na świecie. Oprócz tego mam nadzieję, że okres na cudowne poranki się skończył, ponieważ w łazience nie jest zbyt romantycznie. Ja mam o wiele lepsze pomysły na spędzanie poranków. - powiedział uwodzicielskim głosem.
- Ja też mam taką nadzieję. - odparła.
***
Wieczór minął im w bardzo miłej atmosferze. Cała uwaga skupiona była na Agacie i jej wspaniałym stanie.
Tak więc, kiedy po Wigilii małżeństwo udało się do sypialni, brunetka opadła ciężko na łóżko i westchnęła. Marek położył się koło niej i popatrzył się na jej wciąż płaski brzuch. Nie mieściło mu się w głowie, że w jej ciele znajduje się inny człowiek, druga istota.
- Wiesz kiedy to się stało? - zapytał podpierając się na łokciu.
- Nie wiem. Ale możliwe, że podczas naszej ostatniej wizyty w Bydgoszczy. Pamiętasz jak przyjechaliśmy tu kilka tygodni temu na weekend? - ona również podparła się na łokciu.
- Pamiętam. - mężczyzna przysunął się do niej.
- No. To chyba wtedy. - podniosła się z łóżka i podeszła do walizki leżącej na biurku.
- Co ty robisz? - zapytał zdziwiony.
- Idę się myć. - odparła spokojnie.
- Ale przed nami taki wspaniały wieczór. - mruknął z rozczarowaniem. - Poza tym, chyba mamy co świętować. - stanął naprzeciw niej i wyjął z jej ręki ubrania.
- Ale teraz? - zapytała, choć bardzo podobało jej się zachowanie Marka.
- A kiedy? - jego ruchy prowadziły teraz tylko do jednego.
Zatonęli w swoich spojrzeniach, ustach - w tej chwili.Nie wiedzieli kiedy ich ubrania wylądowały na podłodze. Liczyli się tylko oni i ta chwila.
Trzy dni później już byli w Warszawie. Dostali propozycję, aby u Doroty spędzić ostatni dzień w roku u niej. Agata już dopinała sukienkę, kiedy Marek wszedł do sypialni.
-Pięknie wyglądasz.- powiedział obejmując ją w pasie. Patrzyli na siebie w odbiciu lustra.
-Dziękuję.- powiedziała, a on pocałował ją w policzek.
-Więc tak. Pamiętamy, że nie pijemy nic. Wódki, szampana i wina. Dobrze?
-Mareeek... Tylko jeden kieliszek szampana lub wina na powitanie Nowego Roku.
-Agata, nie. Koniec dyskusji. Dzwoniłem po taksówkę, bądź za dziesięć minut gotowa.
-Już jestem gotowa.-powiedziała wchodząc do salonu.
-Ślicznie wyglądasz. Chodź, bo taksówka już na nas czeka.
pięknie im się wszystko układa :D
OdpowiedzUsuńp.s. zajrzyjcie na skrzynke :)
Dziękujemy :*
UsuńDziękujemy :*
UsuńSkrzynka! Skrzynka! Skrzynka! Skrzynka! Skrzynka! Skrzynka! Skrzynka! Skrzynka! Skrzynka!
OdpowiedzUsuńCudowne opowiadanie!
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna część?