poniedziałek, 23 grudnia 2013

"Start over" cz. 3

No i zaraz mamy święta. Życzę wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! :*
Przybywam do was z moim kolejnym opowiadaniem, a raczej kolejną częścią. Mam tylko nadzieje, że nie zawiodę i wciąż będzie się podobało niektórym osobą. Krytyka oczywiście mile widziana, przyjmuje ją na klatę i staram się pracować nad skrytykowanymi rzeczami. :) Troszkę krótkie, ale następną postaram się dodać dłuższą! :)

Promienie słoneczne poranka przedzierały się przez żaluzje, padając na twarz brunetki. Ona marszczyła czoło i zaciskała mocniej powieki. Przekręcając się z lewego boku, na prawy i na odwrót po którymś razie otworzyła szeroko oczy spojrzała na zegarek i usiadła na krawędzi łóżka trzymając się za głowę. Jak na złość sąsiedzi obok robili remont i odgłosy wiertarek, wbijanych gwoździ przyprawiały ją o pulsujący ból głowy. Uniosła swoje zmęczone ciało i mozolnie kroczyła ku kuchni w poszukiwaniu aspiryny. Łyknęła tabletkę zapijając wodą i wróciła do łóżka. Położyła się i przystawiła poduszkę do ucha, by w jakimś stopniu zmniejszyć częstotliwość hałasów. Zamknęła powieki próbując usnąć. W końcu zasnęła, jednak nie było jej dane odespać imprezy u Gawronów. Minuty upływały jedna po drugiej, minęła godzina, potem druga. Agata wiedziała, że dzisiejszego południa nie zobaczy się z Krzysztofem. Te południe postanowił spędzić z kumplami w knajpie przy meczu. Przybysz gapiła się bezczynnie w biały sufit. Po dłuższym stanie letargu wstała z kanapy i poszła do łazienki. Nie chciała marnować całego dnia wgapiając się bezsensownie w sufit, bądź w telewizor. Stała pod prysznicem, krople ciepłej wody otulały jej ciało. Pozwalała by ciepłe krople wody spływały po jej ciele przez około godzinę. Owinęła się ręcznikiem, z drugiego zrobiła turban i poszła w stronę kuchni, żeby przygotować coś co pobudzi jej szare komórki, które trwają w letargu od grilla u Gawronów, w taki stan wpadły gdzieś między trzecim a czwartym kieliszkiem wina. Idąc do kuchni ziewnęła i przy okazji przeciągając się prostowała zesztywniałe kończyny. Nieco później po pochłoniętych przez nią kaloriach, krążąca kofeina w jej organizmie, zaczęła dawać się we znaki. Brunetka ogarnęła się, zabrała teczki z nocnej szafki w sypialni i opuściła mieszkanie. Jak na sobotnie popołudnie, warszawskie ulice były bezproblemowo przejezdne. W rekordowym czasie pokonała dystans między swoją kamienicą a kamienicą w której znajduje się kancelaria. Na parkingu przed kamienicą stał znajomy srebrny samochód. Zerkając co rusz na samochód zmierzała do drzwi wejściowych. Pokonywanie tych schodów stało się w jej życiu rutyną, gdy dziennie musi pokonywać je nawet sześć razy. Przybysz chwyciła za klamkę i pewna tego, że drzwi są otwarte pchnęła je. Jednak odbiła się od drzwi i upuściła trzymane w drugiej dłoni akta. Zawartość akt rozsypała się po całym piętrze. Agata wypuściła głośno powietrze i zaczęła zbierać porozrzucane papiery, kiedy zawartość akt była na swoim miejscu brunetka przeszukiwała torbę w poszukiwaniu kluczy. Pchnęła drzwi i weszła do środki, wcześniej wyciągając klucz z zamka. Poprawiając opadające ramiączko torby wędrowała do swojego gabinetu. Weszła do środka i zamarła, po chwili ocknęła się i rzuciła z całej siły akta na biurko tak, że śpiący w jej gabinecie Dębski obudził się i spojrzał na Agatę.
- Chyba pan mecenas pomylił gabinety!? - rzekła przeglądając akta i nawet nie podnosząc na niego wzroku. Marek wstał z kanapy i poprawił pomiętą koszulę, podszedł do biurka Agaty i wystawił ręke w jej stronę. Ona spojrzała lodowato najpierw na jego dłoń przed jej twarzą, następnie na jego dziwnie rozpromienioną twarz z wymalowanym uśmiechem od ucha do ucha.
- Skoro mamy pracować razem może przejdźmy na "ty" - Agata splotła dłonie na klatce i oparła się oparcie fotela. Marek zabrał dłoń - rozumiem, że to znaczy nie..
- Trzeba sobie najpierw zasłużyć - ponownie zajęła się wertowaniem akt.
- Rozumiem..- Marek zabrał marynarkę z kanapy i opuścił jej gabinet zostawiając ją samą. Dębski przetarł twarz z bezsilności kolejnej kłótni z Marią. Nie wiedział już, jak ma z nią rozmawiać. Pomału miał dość jej idealnie perfekcyjnego świata i próby dopasowania jego osoby do jej świata. Chodził po swoim gabinecie robiąc kółko wokół biurka. Stojąca na mahoniowym biurku fotografia blondynki w srebrnej ramce kilkakrotnie była przez niego podnoszona, po czym zostawała odstawiana na miejsce. Mijały tak minuty, wskazówka zegara gnała do przodu, oboje w kancelarii, byli czymś pochłonięci, albo to aktami, albo własnymi przemyśleniami. Dębski trzymał swój smartfon w dłoni, na kontakcie Marii. Miał już przyłożyć telefon do ucha, przeprosić, powiedzieć jak bardzo żałuje, ale trzask zamykanych drzwi sprawił, że drgnął i wyjrzał zza drzwi, jedyne co ujrzał to wchodzącego do jej gabinetu bardzo znajomego mężczyznę. Podszedł do uchylonych drzwi i wsłuchiwał się przebieg rozmowy.
- Co to za ważna sprawa? - zapytała Agata
- Już mówię..- usiadł w fotelu -..pamiętasz Przemka, tego wysokiego bruneta, chodził do przeciwnej klasy - Maciej widząc zdezorientowanie brunetki ciągnął dalej - ten koszykarz co wszystkie laski z ogólniaka się w nim bujała.
- Aa...Sexi Przemo - uśmiechnęła się - no i co z nim?
- Wyobraź sobie, że dostał się na te same studia co ja, i skubanemu nawet dobrze szło. Skończył studia, podjął pracę w Bydgoskim szpitalu, i jest teraz ordynatorem neurochirurgii...
- I to jest ta ważna sprawa?
- Nie nie, daj mi skończyć. No i zadzwonił do mnie wczoraj w nocy i mówi, że ma problemy. Pytał czy nie znam dobrego prawnika, no i pomyślałem o Tobie. Ucieszył się, że ktoś zaufany i znajomy będzie go bronić.
- O co jest oskarżony?
- Rodzina pacjenta oskarżyła go o zabójstwo, zgłosili się do prokuratury..
- Maciek, nie mam doświadczenia w tego typu sprawach...
- Odwiedzisz ojca...- Marek analizował możliwość plusów i minusów wyjazdu. Doszedł do wniosku, że kilka dni odpoczynku zdecydowanie mu sie przyda. Wszedł do jej gabinetu.
- Przez przypadek usłyszałem, że ktoś ma problemy. Może bym sie przydał? - podszedł do biurka
- Bez obrazy, ale chciałbym aby to Agata reprezentowała naszego kolegę..- rzekł oschle Maciej
- Skoro mecenas Przybysz nie ma doświadczenia w tego typu sprawach, a ja mam możemy połączyć nasze siły, tylko oczywiście jeśli mecenas Przybysz się zgodzi - Maciek przychylnym okiem patrzył na to. Agata siedziała w pełnym napięciu i stresie wywołanym naciskiem obu panów.
- No dobrze niech będzie mecenasie Dębski, a ty zadzwoń do niego i powiedz żeby przyszedł do mojego ojca jutro w południe przedyskutujemy to wszystko.
Maciek opuścił kancelarie. Agata patrzyła na stojącego przy jej biurku Marka.
- Co tak mecenas stoi? Za godzinę wyjeżdżamy, przyjadę po mecenasa pod kancelarię - zamknęła akta i nakleiła na nie żółtą karteczkę. Zostawiła akta Janowskiemu na biurku.

***

Tak jak mówiła po godzinie zjawiła się pod kancelarią. Srebrna terenówka Dębskiego, podjechała na miejsce parkingowe obok niej po dziesięciu minutach spóźnieniach. Oparta o maskę samochodu Przybysz, bawiła się kluczami wpatrując jak zataczają koło wokół jej palca wskazującego. Dębski podszedł do niej, chrząknął niepewnie. Ona nawet nie drgnęła, zachowywała się jakby w ogóle go nie było, wciąż bawiąc się kluczami.
- Jedziemy? - zapytał zirytowany jej zachowaniem. Agata nacisnęła guzik na pilocie i drzwiczki bagażnika otworzyły się. Marek zerknął na nią, po czym skierował się na tył samochodu i wrzucił torbę obok wiklinowego koszyka wypełnionymi po brzegi owocami, słodyczami i innymi. Na tylnym siedzeniu Dębski dostrzegł sporych rozmiarów bukiet czerwonych róż. Agata siedziała już w samochodzie. Marek zamknął bagażnik i wsiadł do środka.
- Czyżby mecenas Przybysz trafiła po drodze na jakiegoś wielbiciela? - Agata spojrzała na niego zdezorientowana - Kwiaty, koszyk wypełniony po brzegi..
- Daruj sobie mecenasie Dębski... - odpaliła silnik i odjechali z parkingu -..jak już jest mecenas taki ciekawski, to kwiaty i koszyk jest na urodziny ojca.
- Twój ojcjec ma urodziny? - spojrzał na nią
- Nie, no co ty. Żartowałam wiesz.. - zmrużyła oczy
- Przepraszam, że pytam.. - podgłosił radio, by w jakiś sposób zagłuszyć panującą między nimi ciszę. Po kilku godzinnej podróży dojeżdżali już do Bydgoszczy.
- Wysadzi mnie pani mecenas tutaj? - wskazał dłonią miejsce. Agata spojrzała na niego i zatrzymała samochód na poboczu - za moment jestem.
Dębski wszedł do sklepu,wybrał najlepsze whisky i wino. Kupił dodatkowo jeszcze pierwszą lepszą gazetę. Butelki z trunkiem schował do torby tak, aby się o siebie nie obijały. Wrócił do samochodu, Agata spojrzała na gazetę i zaczęła śmiać się pod nosem.
- Widzę pan mecenas lubi babskie magazyny modowe - odpaliła samochód
- Maria prosiła żebym jej kupił - na poczekaniu szybko wymyślił jakieś wytłumaczenie, a w myślach karcił się o nieuwagę w doborze gazet.

***

  Czerwony Citroen Agaty stał już na podjeździe posesji seniora Przybysza, a dwójka adwokatów zmierzała do drzwi. Agata dwukrotnie zapukała do drzwi. Po chwili w drzwiach pojawił się niski, siwawy mężczyzna, który na widok córki od razu rozpromieniał. Przybysz wpuścił ich do środka.
- Wszystkiego najlepszego tato! - przytuliła go mocno i wręczyła wiklinowy koszyk i bukiet róż.
- Dziękuje córcia - ściszył głos i wskazał na stojącego w korytarzu Dębskiego - a kto to?
- Mój wspólnik - szepnęła - będzie pomagał mi w sprawie Przemka.
- Dzień dobry - podszedł do nich
- Dzień dobry
- Tato to jest Marek - mój wspólnik - ugryzła się w język, bo powinna teraz przedstawić ojca Markowi, ale nie mogła powiedzieć po imieniu, przecież nie przeszli na ty. Na szczęście uprzedził ją senior Przybysz.
- Andrzej Przybysz - wyciągnął dłoń i uścisnął dłoń Marka. Dębski wyciągnął z torby szkocką whisky.
- Wszystkiego najlepszego panie Andrzeju! - wręczył mu butelkę z trunkiem. Kącik ust Agaty lekko drgnął ku górze.
- Nie trzeba było naprawdę - rzekł Przybysz oglądając butelkę.
- Trzeba było. Tylko raz w roku obchodzi się urodziny - uśmiechnął się.
- Już go lubię - szepnął mijając Agatę. Brunetka zaskoczona reakcją ojca nie mogła uwierzyć, że polubił Marka tak szybko, a Krzysztofa do tej pory nie lubi. Agata marszcząc czoło przyglądała przyglądającemu się jej Markowi.
- No dobrze.. Agata - wyciągnęła dłoń w jego kierunku
- Marek - uścisnął jej dłoń.
- Zapraszam do stołu, na pewno jesteście głodni po takiej podróży - krzyknął z kuchni Andrzej. Cała trójka siedziała przy stole, konsumując posiłek.
- Gdzie Zosia? - zapytała Agata
- Na herbatce u Janiny - wbił widelec w ziemniaka i wsadził go do ust. Nieco później Agata stała przy zlewie zmywając naczynia.
- Będę się zbierał, muszę znaleźć jeszcze jakiś hotel. - rzekł Dębski do Agaty.
- Możesz, zostać tutaj jest jeden wolny pokój - rzekła stawiając talerz na suszarkę.
- Nie będę robił problemu - uśmiechnął się - dasz kluczyki, wezmę walizkę.
- Jaką walizkę!? - zapytał wchodzący Dębski - przygotowałem już pokój gościnny.
- Naprawdę nie chcę robić problemu..
- To żaden problem - uśmiechnął się. Agata wyciągnęła z torebki kluczyki od auta i wraz z Markiem, zmierzali do samochodu. Agata schodząc ze stopni potknęła się, w ostatniej chwili zareagował Dębski. Objął ją ręką w talii i przyciągnął do siebie by ta odzyskała równowagę. W jej brzuchu pojawiły się dziwne skurcze. Stali tak blisko siebie, żadne nie wykonało ruchu. Nie wiedzieli, czemu nie mogą odsunąć się od siebie. Przybysz przymknęła powieki czując jego ciepły oddech na jej karku. Nozdrza Dębskiego drażnił zapach je perfum. Przejechał dłonią z jej brzucha na biodro, a po jej ciele przeszła gęsia skórka. Po chwili brunetka zrobiła krok w przód i z ledwością wykrzstusiła z siebie jedno słowo.
- Idziemy? - jej wargi drżały, ale nie z zimna. Jej ciało płonęło, ale nie z gorąca. To jego dotyk tak na nią zadziałał i nie rozumiała dlaczego. On natomiast stał i przyglądał się jej. Nie rozumiał co ona w sobie ma, że rozpala każdy jego zmysł. To co się teraz stało z obojgiem, wciąż było dla nich niezrozumiałe.

Paula

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz