niedziela, 22 grudnia 2013

Opowiadanie Paoli cz.2

Nie wiem czy ktokolwiek o mnie jeszcze pamięta, bo sporo czasu minęło od pierwszej części mojego opa za co bardzo przepraszam :( Nawet nie wiecie jakie miałam wyrzuty sumienia... Opóźnienie wynikało z ogromu obowiązków w związku z nową szkołą i końcem semestru. Teraz już mam 'wolne' i postaram się przed Nowym Rokiem przysłać roz.3 (jeśli ktoś wgl będzie chciał czytać dalej :))

Nie przynudzam, tylko zapraszam do czytania i (tradycyjnie) komentowania.

Samolot podchodził do lądowania. Podekscytowana Agata patrzyła przez okno na przewijający się szybko krajobraz. Była ciekawa czy Mariza ją rozpozna, ostatni raz widziały się na studiach, czyli dobrych parę lat temu. Mariza była zaraz po Dorocie najlepszą przyjaciółką dla Agaty. Miały podobne charaktery i spojrzenie na świat. Zdarzało się nieraz, że chodziły razem na piwo lub razem się uczyły. Agata lubiła przebywać w jej towarzystwie. Właściwie nie wiedziała czemu zaraz po studiach kontakt im się urwał. Pamiętała jednak, że Mariza wielokrotnie ją zapraszała do siebie, do Gruzji. Do tej pory jakoś nie było okazji skorzystania z zaproszenia, aż wreszcie nadszedł idealny moment. A stary numer telefonu na szczęście okazał się jeszcze aktualny.

Dobrze, że znam Marizę. – pomyślała Agata - Za hotel wraz z wyżywieniem zapłaciłabym tu majątek, a przecież jestem właściwie bez pracy.

Nie, nie! Agata STOP! Jesteś na wakacjach, masz odpocząć, a nie myśleć o pracy lub jej braku. Problemy zostały w Warszawie, a Ty masz się teraz relaksować.

-

Parę dni póżniej w pewnej warszawskiej kancelarii…

-Bartek! – rozległ się donośny krzyk Doroty – Widziałeś gdzieś taką niebieską teczkę? Zdawało mi się, że kładłam ją gdzieś tutaj przed chwilą.

-Yyyyy.. nie, nie widziałem – odparł z lekkim opóźnieniem Bartek.

-Przecież tam są dokumenty dotyczące mojego klienta, a rozprawa zaczyna się za 30 minut!

-Cholera jasna! A Ty co tak siedzisz, szuk…-słowa ugrzęzły jej w gardle, gdy zobaczyła na biurku tuż pod nosem Bartka wspomnianą teczkę.

Szybko wsadziła ją do torebki patrząc wymownym wzrokiem na aplikanta. Podeszła do wieszaka i w pośpiechu ubierając płaszcz powiedziała:

-Bartuś, dziecko! Ogarnij te swoje cztery litery i przynajmniej udawaj, że pracujesz, a nie siedzisz i gapisz się jak cielę w malowane wrota! A, i najlepiej zadzwoń do Dębskiego i spytaj się o której dzisiaj będzie. Musimy chyba zwołać małe zebranie. Cześć!

-Oczywiście – odparł szybko Bartek. Prawdopodobnie chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo rudowłosa trzasnęła drzwiami i pognała do sądu. Bartek tylko westchnął i zaczął szukać telefonu z zamiarem skontaktowania się z mecenasem Dębskim.

Najwyraźniej niepotrzebnie, bo chwilę później w drzwiach kancelarii pojawił się Marek. Mimo, że wyglądał jak zwykle to na jego twarzy widoczne były wyraźne oznaki zmęczenia. Miał podkrążone oczy, nieogoloną brodę i potargane włosy. Jego widok budził smutek, który potęgowało zagaszone spojrzenie. Ewidentnie nie był w formie, ale starał się to ukryć. Bez słowa wziął swoją pocztę i już miał się kierować w stronę gabinetu, gdy usłyszał:

-Właśnie miałem do Ciebie dzwonić. Dorota pytała kiedy będziesz, chce zrobić dziś jakieś zebranie.

Marek odchrząknął i odparł:

-To się dobrze składa, bo ja też chciałem z Wami pogadać. Napisz jej, że o 15 mam chwilę wolnego.

To powiedziawszy powędrował do swojego gabinetu i nie wychodził z niego do 15 zawzięcie analizując sterty przyniesionych dokumentów.

O 15 Dorota, Bartek i Marek zgromadzili się w konferencyjnej.

- Słuchajcie, co robimy dalej ze sprawą Agaty? – zapytała Dorota – Jadę jeszcze dzisiaj do sądu, złożę apelację.

-To nie będzie już konieczne – powiedział Marek.

-Jak to? – zdziwiła się Dorota.

-Zrobiłem to już wczoraj – odpowiedział Marek – Zdobyłem pewne informacje, które mogą pomóc Agacie, ale muszę się upewnić co do ich prawdziwości. Jeśli moje przeczucia się sprawdzą to cofnięcie wyroku będzie tylko kwestią czasu.

-No dobra, a kiedy będziesz wiedział na pewno? – spytał Bartek.

-Jutro rano już coś powinienem wiedzieć, ale może się trochę opóźnić. – Marek – Dam Wam znać jak tylko coś się wyjaśni. A teraz muszę już iść, zaraz mam klienta.

-Dobra, w takim razie czekam na telefon –Dorota – A propos apelacji, Bartek, przygotowałeś odwołanie w sprawie pani Bednarskiej?

-Yyyy tak, jasne, że tak.. yyy tylko chyba zostało w domu- odparł Bartek.

-Jak to w domu?!- zdenerwowała się Dorota – To na co ty czekasz? Za godzinę chcę widzieć ten papier na biurku, zrozumiano?

-Jasne, spoko.. to ja ten.. już może po niego pójdę – zaczął się plątać i w pośpiechu zbierać swoje klamoty. – Na razie -powiedział jeszcze na odchodne zbierając przed chwilą zrzucone z wieszaka płaszcze. Otworzył drzwi i z impetem wpadł na wchodzącego starszego pana.

-Oj, bardzo pana przepraszam – powiedział zawstydzony i pobiegł do domu.

-Ach ta młodzież – odparł starszy gość – za grosz szacunku do starszych! Da pan wiarę? – spytał akurat wchodzącego Marka.

-Tak, tak. Szalenie nie wychowany człowiek, nie wiem czego tu szukał – odpowiedział mec.Dębski – Pan Żuławski?

-Tak mnie zwą. To z panem byłem umówiony?

-Na to wygląda, wobec tego zapraszam do gabinetu. Napije się pan czegoś?...

Parę godzin później…

-Marek, ja już będę leciała. – oznajmiła Dorota - Wojtek czeka z kolacją, a muszę jeszcze pomóc Jaśkowi z geografią.

- Jasne, idź, już i tak dzisiaj się napracowałaś. Należy ci się odpoczynek –odparł Marek.

-Dzięki, ty też nie siedź za długo.

-Okej, ale jeszcze muszę posiedzieć nad jedną sprawą.

- No dobrze, trzymaj się, do jutra!

-Ty też, pa.

Tak naprawdę nie miał już nic do roboty, ale nie chciał wracać do domu. Podniósł się z fotela i podszedł do drzwi oddzielających jego gabinet od gabinetu Agaty. Zawahał się przez chwilę po czym zdecydowanie nacisnął klamkę. Wszedł i od razu poczuł subtelny zapach jej perfum.

No tak – pomyślał – przecież nikt tu nie wietrzył.

Przypomniały mu się ich zabawne docinki i wzajemne dokuczanie…

Nie potrafił przyznać się sam przed sobą, że za nią tęskni, okłamywał siebie od dobrych paru miesięcy, że to nie z jej powodu idzie każdego dnia z uśmiechem do pracy.

Stojąc przy oknie, jak to w zwyczaju miała Agata, zamyślił się.

Idiota! Cholerny idiota! Jak mogłem zrobić coś wbrew jej woli?! Przecież prosiła mnie żebym nie szedł do Marii, a ja jak ten pacan, co zrobiłem? Poszedłem!

Teraz mnie pewnie nienawidzi, wcale się jej nie dziwię. Co mi strzeliło do łba?! Zachowałem się jak kretyn, zamiast pomóc to zaszkodziłem. Przeze mnie została bez pracy i prawa do wykonywania zawodu… Jak mogłem do tego dopuścić? – zadręczał się.

Muszę coś zrobić… najpierw przywrócę ją do palestry, a potem odbuduję naszą relację choćby miało mnie to słono kosztować.

Zdeterminowany spakował się i pojechał do domu. W trakcie jazdy przyszedł mu do głowy pewien plan…

Gdy dotarł do domu szybko posprzątał walające się wszędzie butelki po alkoholu, umył się, przebrał w szare dresy i zaległ na łóżku. Zmęczony dniem, zasnął dość szybko…

Paola

p.s. Wszystkim czytelnikom bloga i oczywiście twórczyniom :) Wesołych świąt, pięknych prezentów i szampańskiej zabawy na Sylwestra! Buziaki.

Opowiadanie mi się podobało. Czekam na więcej :)
Paula

2 komentarze:

  1. mimo sporej rozbieżności czasowej między opem a serialem ciekawie sie czytało czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne, czekam na ciąg dalszy :-)

    OdpowiedzUsuń