czwartek, 26 grudnia 2013

Opowiadanie A. "Deszczowa opowieść"


Cześć :) Jak tam u Was święta? :) 
Pojawiam się tutaj z nowym opowiadaniem A. *.* Naprawdę czegoś takiego mi brakowało... Dokładnie takiego klimatu. Żebym się wzruszyła i była bliska płaczu <3 Nie wiem jak Was, ale mnie każdy fragment trzymał w napięciu <3 Przepiękne cudo *.*
Z całego serduszka dziękuję za dedykację! <3 I myślę, że Paula się ze mną zgodzi: pierwszą rzeczą jest umieszczanie tutaj naszych opowiadań, ale drugą - i myślę, że równie ważną - jest to, że właśnie Wy, wszystkie "nieśmiałe" autorki, możecie ukazać tutaj swój talent <3 I właśnie za to ja Wam dziękuję ;* A Tobie A., jeszcze raz dziękuję za to wspaniałe opowiadanie, za dedykację i za to, że jesteś tutaj z nami! <3



D.

Hej, witam po długiej przerwie, przychodzę do Was z jednoczęściową „deszczową opowieścią”. Jest to moja wizja ogniska, całkowicie pozmieniałam dialogi, a główni bohaterowie nie kontaktują się ze sobą od dłuższego czasu, więc proszę się nie przejmować, że jest trochę inaczej niż w PA ;)
Opowiadanie chciałabym zadedykować Pauli i Domci w podziękowaniu za to, że stworzyły tak cudownego bloga ;) mam nadzieję, że opo Wam się spodoba + dedyk dla wszystkich podpisanych i niepodpisanych, którzy kiedykolwiek zostawili komentarz pod moimi wcześniejszymi pracami, byliście i jesteście moją inspiracją <3 Miłego czytania, A.

Dziś nad światem zmienił ktoś
Nieba błękit w chmur atrament,
Jakby pragnął deszczem swą opowieść snuć…

Ciężkie krople deszczu uderzały o dach samochodu. Nie mogła się zmusić do tego, by stąd odjechać. Jakby opuszczenie tego miejsca równało się z rozpoczęciem nowego etapu, zajęciem się swoim życiem… Jakby osoba, którą tu zostawiała była już przeszłością. Emocje objęły panowanie nad jej ciałem, wzięła głęboki oddech, by powstrzymać napływające do oczu łzy. To zdecydowanie nie był dobry pomysł. Cholera, co sobie wyobrażała przyjeżdżając tutaj? Rozmowa się nie układała, o ile te kilka zamienionych z nim słów można było nazwać rozmową. Ostatnio tylko się kłócili, on nie odbierał od niej telefonów, a ich spotkania sprowadzały się jedynie do wymiany kilku zdań o sprawach w kancelarii. Cisza, nieustająca cisza... I po tym wszystkim ona przyjeżdża do niego, jak gdyby nic się nie stało? Nic dziwnego, że nawet nie chciał z nią teraz rozmawiać. Nie wiedziała, co się dzieje w jego życiu. Nie zrobiła absolutnie nic, gdy wyjechał bez słowa. Nie zaoferowała pomocy. Wszystko spieprzyła. Rzuciła ostatnie spojrzenie na dom i odjechała, zostawiając tutaj część siebie.
***

Po ulicach płyną już,
Trosk potoki, skarg strumienie…

Godzinę wcześniej
Siedziała wpatrując się w roztańczone płomienie. Słychać było tylko trzaski dochodzące z ogniska. Nie mogła znieść tej ciszy. Wiedziała, że nie będzie łatwo. Że nie będzie tak jak dawniej, że ich relacja uległa ogromnej zmianie… Ale przecież byli przyjaciółmi, byli dla siebie ważni… Tymczasem ta wszechobecna obojętność sprawiała jej ból. Nawet jego beznamiętne „Skąd wiedziałaś, że tu jestem?” po otwarciu drzwi nie bolało tak jak ta cisza.  Ale przecież była tutaj, by spróbować wszystko naprawić, naprawdę chciała mu pomóc. Świadomość że jego to nie obchodzi, zabijała ją od środka.
- Marek... – zaczęła ostrożnie, przerywając ciszę.
Nie odpowiedział. Próbowała się  nie zniechęcać.
- Mogę ci jakoś pomóc? – zapytała.
- Pomóc? – uśmiechnął się gorzko. – Nie. Nie możesz mi pomóc.
- Ale jeśli mogę coś zrobić…
- Agata, dlaczego tu przyjechałaś? – przerwał jej gwałtownie i po raz pierwszy tego wieczoru spojrzał jej prosto w oczy.
- Chciałam sprawdzić, czy u ciebie wszystko w porządku. – powiedziała, jej cichy głos niemalże zniknął w hałaśliwych trzaskach płomieni. Odwróciła wzrok, nie mogła znieść jego spojrzenia, w którym nie widziała już żadnych emocji. Jakby nic się nie stało, jakby jej tu nie było. Jakby nic już nie było ważne.
- Jak widzisz czuję się znakomicie. – odpowiedział ironicznie.
- Nie rozmawiajmy w ten sposób. – tylko tyle była w stanie powiedzieć.
Siedzieli chwilę w całkowitej ciszy.
- Dlaczego chcesz mi pomóc? – zapytał po prostu, chyba nawet nie będąc ciekawym odpowiedzi. Ostatnio niewiele rzeczy go obchodziło.
Bo mi na tobie zależy. – pomyślała. Nie miała odwagi mu tego powiedzieć, poza tym wiedziała, że nie zrobiłoby to na nim najmniejszego wrażenia. Zamiast tego powiedziała:
- Od tego ma się przyjaciół. – zacytowała jego słowa.
Uśmiechnął się tylko ironicznie. Nie potrzebował pomocy. Od nikogo.
- ”Nie przypominam sobie, żebym cię prosiła o pomoc. Już mi więcej nie pomagaj. Zajmij się swoim życiem.” Brzmi znajomo? No więc zgadnij co robię? Tak jak kazałaś, zajmuję się swoim życiem. Nie tego chciałaś? – zapytał. Każde jego słowo wdzierało się boleśnie do jej duszy. Siedziała jak sparaliżowana. Patrzył na nią wyczekująco, ale nie zdobyła się na żadną odpowiedź. Żałowała tego, powiedziała za dużo. Pokręciła tylko głową. Nie. Nie tego chciała. Ale było już za późno. Nie mogła tego cofnąć.
- Więc może zajmij się swoim życiem? – kontynuował bezlitośnie. – Poza tym jesteśmy tylko wspólnikami z kancelarii, chyba nie muszę ci się spowiadać? – zapytał złośliwie.
Tego już było dla niej za dużo. Byli niczym. Co sobie myślała? Miał rację, nie musiał jej się zwierzać, byli tylko znajomymi z pracy. Nie. Nie… Wszystko w niej krzyczało, że to nieprawda, że byli czymś znacznie więcej… A może tylko jej się wydawało.
- Nie. Nie musisz. – powiedziała cicho. Wiedziała że gdyby powiedziała to głośniej, jej głos załamałby się, pokazując prawdziwe uczucia. – Cieszę się, że u ciebie wszystko w porządku. – dodała, wkładając cały wysiłek w to, by jej głos brzmiał pewnie i przekonująco. Uśmiechnęła się dzielnie, po czym wstała i oddaliła się, zostawiając go samego obok dogasającego ogniska.
- Jasne. Wszystko w porządku... – powiedział do siebie cicho.
***

Kilka dni później

Stał w ogrodzie, zwrócony twarzą w stronę ogniska. Tak bardzo chciała z nim porozmawiać… Próbowała do niego podejść, zrobić krok do przodu, ale natrafiła na jakąś niewidzialną przeszkodę. Krzyczała coś, ale on jej nie słyszał. Wtem z każdej strony zaczęła otaczać ją ciemność, nie widziała już nic…

Nagle się obudziła. Usiadła na łóżku, próbując uspokoić oddech. Drżącą dłonią zgarnęła włosy z czoła. Spojrzała na zegar, był środek nocy. Znowu jej się to śniło. Wyplątała się z pościeli i usiadła przy oknie, wcześniej szczelnie otulając się kocem. I nawet podczas snu nie mogła zaznać spokoju... Od czasu ogniska Marek niezmiennie nie opuszczał jej myśli. Wszystko przez te kilka słów, których za nic nie potrafiła zapomnieć. Może zajmij się swoim życiem… Jej własne słowa, których nie mogła już wymazać. Nie chciał jej w swoim życiu, bardziej wyraźnie nie mógł tego powiedzieć. W jego życiu nie ma miejsca dla niej. Czyli był przeszłością. Wszystko się skończyło. Zrozum to w końcu. – powiedziała do siebie, obserwując spływające po szybie krople deszczu. Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio normalnie rozmawiali. Bez kłótni. Bez pretensji. Bez wzajemnych oskarżeń... Nagły wyjazd, cisza, brak jakiegokolwiek kontaktu. Zawsze to ona potrzebowała pomocy, ale teraz gdy role się odwróciły, co zrobiła? Nic. Cholerna egoistka zajęta swoimi sprawami… Podczas gdy on wygląda jakby nie spał od kilku dni, pije hektolitry kawy, zamyka drzwi od gabinetu bez słowa…  Nawet nie zapytała co się stało, czy może coś zrobić. Zauważyła zmianę w jego zachowaniu, ale nie zrobiła nic więcej.

Nikt cię nie skarze, dopóki ja tu jestem…

Wiecznie wciągała w kłopoty najbliższe osoby w swoim życiu. A on nigdy nie miał do niej pretensji o jej problemy, po prostu zaczynał działać i szukać rozwiązania. Była zbyt dumna, by prosić go o pomoc, a on mimo wszystko był przy niej. Zawsze. Zawsze tuż obok. A ona? Od razu się poddała. Nie walczyła o niego. Westchnęła ciężko. Podniosła się z podłogi i wróciła do łóżka. Wiedziała że nie zaśnie już tej nocy, tak jak zdarzało się to wcześniej. Wtuliła się mocno w poduszkę, łudząc się, że może tym razem będzie inaczej.
***

Próbuję sobie ułożyć życie. Uwierz mi, to nie jest łatwe, ale próbuję…

Mijał dzień za dniem, tydzień za tygodniem… Siedziała na sofie w swoim mieszkaniu, przygotowując się do rozprawy. Od kilku minut czytała wciąż te same zdania, nic z nich nie rozumiejąc. Przetarła dłońmi zmęczoną twarz, nie mogła się skupić. Brakowało jej jego obecności. Nie rozmawiała z nim od czasu tego nieszczęsnego ogniska. Gdyby nie wzmianki Doroty, wtrącane mimochodem podczas ich rozmów, nie wiedziałaby nawet, co u niego. Zdawała sobie sprawę, że teraz to do niego należy kolejny krok, że ona nie może nic zrobić. Mogła jedynie czekać na jego ruch, ale to czekanie powoli ją zabijało. Mogli się kłócić, mogli się do siebie nie odzywać, mogła zaprzeczać swoim uczuciom… Ale jeszcze nigdy za nikim tak nie tęskniła. Nie radziła sobie z jego brakiem. Zaczynała już myśleć, że to, co do niego czuje… Że to jest nieważne, że widocznie nie są sobie pisani, że to i tak się nie uda… Próbowała walczyć z tym uczuciem, ale bez skutku. Ta kłótnia przed kancelarią, kiedy znów powiedzieli sobie kilka słów za dużo, może potrafili jedynie się ranić? Później wyjechał pozbawiając ich oboje kontaktu… Nawet nie potrafiła być zła o to ognisko. Nieudolnie próbowała go namówić na zwierzenia, sprawić by się przed nią otworzył, a tylko pogorszyła sytuację.  I wtedy to się stało. Wtedy przestała o niego walczyć. Wtedy postanowiła zająć się swoim życiem. Poddała się. Poddała się, mimo że on nigdy wcześniej tego nie zrobił.

Nigdy się od tego nie uwolnię… I dlatego już przestałam uciekać, rozumiesz?

Chciała udowodnić sobie, że potrafi być szczęśliwa z kimś innym, że potrafi zacząć od nowa. Naprawdę próbowała zapomnieć, ale po prostu się nie da. Tego, co do niego czuła, nie da się oszukać, zagłuszyć, niczym zastąpić. Ani od tego uciec. Choćby nie wiadomo jak bardzo próbowała. Mogła być szczęśliwa tylko z nim. I po raz pierwszy w życiu nie miała już żadnych wątpliwości.
***

Tęsknił. A chyba powinien przyzwyczaić się do tego uczucia, gdy zniknęła i wyjechała bez słowa po sprawie dyscyplinarnej. Nie umiał jednak do tego przywyknąć, zwłaszcza że ich relacja uległa znacznemu pogorszeniu. Nie mógł sobie darować tego, jak potraktował ją na tym cholernym ognisku. Nic nie usprawiedliwiało jego zachowania. Nie umiał przyznać się do tego, że jej potrzebuje. Chciała dobrze. A wyszło jak zwykle, jak zwykle się pokłócili. Nie potrafił zliczyć, ile razy chciał do niej potem zadzwonić. Ile razy chciał z nią porozmawiać. Ile razy chciał jej powiedzieć, że jest idiotą. Ile razy po prostu wziąć ją w ramiona i zapomnieć o wszystkim. Ile razy tego najzwyczajniej w świecie nie zrobił. Ostatnio nie radził sobie z własnymi uczuciami, tego było już za dużo. Postępująca choroba ojca, problemy piętrzące się już od dłuższego czasu… Ale kochał ją, naprawdę ją kochał... Teraz wiedział, że chowanie urazy, kłótnie i nieporozumienia do niczego nie prowadzą. Jak wiele czasu można stracić, żyjąc w niepewności, opierając swój świat na niedopowiedzeniach. Jak długo można udawać, że miłości nie ma, podczas gdy jest ona tuż obok. Przed oczami wciąż miał jej wzrok, pełen żalu, odrzucenia, bólu… Chciał sprawić, by w jej oczach zawitała radość, ale bał się, że mu się nie uda. Że te wszystkie raniące słowa zabiły w niej coś, czego nie da się odbudować. Tracił ją. Tracił, chociaż nigdy jej nie posiadał.

Bo choć zapomniał o nas świat, nie tracimy nadziei…

Ulica za ulicą… Jakby wiedziony tajemniczym przeczuciem wybrał trasę, która z każdą chwilą przybliżała go do białej kamienicy. Bo teraz wiedział że być może nigdy nie będzie szczęśliwy, jeśli zwyczajnie o to szczęście nie zawalczy. Miał nadzieję, że nie jest za późno.
***

Ludzie kryją się w zaułkach, gubiąc gdzieś po drodze sens deszczowych słów…

Przez ostatnie tygodnie niemal codziennie zostawała do późna w pracy, uciekając tutaj z problemami. Nie mogła zmusić się, by wrócić do swojego mieszkania, jego pustka jeszcze nigdy jej tak nie przygnębiała. Była sama w kancelarii. Za oknami widniała ciemność. Powolnym krokiem przeszła w stronę regału, by odłożyć teczkę z aktami. Próbowała włożyć ją na swoje miejsce, ale jak na złość nie mieściła się. W końcu zniecierpliwionym gestem pchnęła ją z całej siły, przez co większość kartek wysypała się z niej, siejąc spustoszenie.
- Cholera! – zaklęła głośno z bezsilności. Schyliła się i zaczęła zbierać papiery. Nie zauważyła że drzwi za nią uchyliły się i ktoś przykucnął obok niej, próbując jej pomóc. Odwróciła się gwałtownie. Gdy napotkała jego oczy, serce zabiło jej mocniej. Zawsze w trudnych chwilach szukali siebie nawzajem. Do tej chwili nie wiedziała, czy ma prawo go szukać, ale on odpowiedział na jej ciche wołanie. Był tutaj, naprawdę tutaj był... Podniosła się, unikając jego wzroku. Podał jej resztę zebranych dokumentów. Odłożyła teczkę na miejsce, po czym zwróciła się powoli w jego stronę. Spuściła głowę, starając się zebrać chaotyczne myśli.
- Agata... Wtedy przy ognisku… Przepraszam… - gorączkowo próbował złożył pojedyncze słowa w całość. Tysiące razy układał sobie w głowie słowa przeprosin, ale gdy ją zobaczył… Spojrzała na niego niepewnie, widział jej oczy, pełne lęku i czegoś, czego nie umiał nazwać.
- Przepraszam. – powtórzył, przybliżając się do niej. – Nie wiem, dlaczego to powiedziałem. Wiesz że tak nie myślę… – wpatrywał się w nią usilnie, oczekując odpowiedzi.
-  Wiem… - wyszeptała, choć tak naprawdę tego nie wiedziała. Ale tym jednym krótkim słowem sprawiła, że w jego oczach pojawiła się nadzieja, a kąciki ust podniosły się lekko, niemal niezauważalnie. Czuła że nie są tymi samymi ludźmi, którzy kilka lat temu stanęli w drzwiach jednej kancelarii, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo zmieni się ich życie. Nieoczekiwanie w głębi duszy poczuła niewyobrażalny spokój. On tutaj jest. Nic innego się nie liczyło.
- Dobrze że jesteś. – powiedziała cicho, oplatając go ramionami.
W odpowiedzi zamknął ją w swoich objęciach i złożył pocałunek na czubku jej głowy, próbując w  ten sposób podziękować jej za wszystko, czego nie umiał wyrazić słowami. Trwali tak w milczeniu, jakby nie istniało nic innego poza nimi. Nie potrzebowali niczego więcej. Byli tutaj razem, mimo tych wszystkich niepotrzebnych słów. Wtuliła się w niego mocno.

…przemoknięte serca miast,
i tylko ty i ja szczęśliwi tym dniem…

Podniosła nieśmiało głowę i spojrzała mu w oczy. Byli blisko siebie. Stanowczo za blisko. Nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego, ale z chwilą, gdy ich usta się zetknęły, poczuła że wszystko się ułoży.

A.

4 komentarze:

  1. Sama nie wiem co napisać, więc napiszę tylko : <3

    OdpowiedzUsuń
  2. no i pora na mój komentarz, miałam zabrać się za niego wcześniej, ale miałam dzisiaj zamieszanie, no ale wreszcie mogę skomentować twoje opowiadanie, ciężko będzie mi dobierać słowa, po czymś tak cudownym jak twoje opowiadanie. Oczywiście zgodzę się w stu procentach z wypowiedzią Domci. Wchodząc na skrzynkę i widząc wiadomośc właśnie od Ciebie, na ten jeden moment rzuciłam wszystko otworzyłam wiadomośc i siadając na parapecie zaczęłam zagłębiać się w twoim opowiadaniu, ktore przyprawiło mnie o pojedyncze łzy spływające po moim policzku wprost na wyświetlacz telefonu, zjeżdżając w dół modliłam się by nie był to jeszcze koniec, żeby nie ujrzeć tak bardzo znajomego podpisu "A.". Kiedy jednak doszłam do końca, który został idealnie zakończony wszystkie trzymane w napięciu emocje odetchnęły z ulgą, że ta historia zakończyła się dobrze. Wdech wydech.. nie wiem czy już mówiłam, że jestem twoją wielką fanką i uwielbiam twój sposób pisania, łatwość posługiwania się słowem, emocje które przekazujesz w opowiadaniach.. jesteś moim mistrzem! Odpalając opowiadanie na skrzynce, i czytając wstęp, i dedykacje -zwłaszcza ją - poczułam jak moje potłuczone serduszko ktoś skleja ciepłem przekazanym w kilku prostych a jak cudownych słowach. Dziękuje, za dedyka iże jesteś tu z nami na Margatowych <3 !
    P.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję dziewczyny :) bardzo się cieszę, że Wam się podoba :* A.

    OdpowiedzUsuń
  4. To było wspaniałe i przecudowne! Twoje opowiadania to prawdziwe perełki i takie wiśenki na torcie! Pozdrawiam i czekan na kolejne Twoje dzieło!

    OdpowiedzUsuń