Cześć :) Jak tam u Was święta? :)
Pojawiam się tutaj z nowym opowiadaniem A. *.* Naprawdę czegoś takiego mi brakowało... Dokładnie takiego klimatu. Żebym się wzruszyła i była bliska płaczu <3 Nie wiem jak Was, ale mnie każdy fragment trzymał w napięciu <3 Przepiękne cudo *.*
Z całego serduszka dziękuję za dedykację! <3 I myślę, że Paula się ze mną zgodzi: pierwszą rzeczą jest umieszczanie tutaj naszych opowiadań, ale drugą - i myślę, że równie ważną - jest to, że właśnie Wy, wszystkie "nieśmiałe" autorki, możecie ukazać tutaj swój talent <3 I właśnie za to ja Wam dziękuję ;* A Tobie A., jeszcze raz dziękuję za to wspaniałe opowiadanie, za dedykację i za to, że jesteś tutaj z nami! <3
D.
Hej,
witam po długiej przerwie, przychodzę do Was z jednoczęściową „deszczową
opowieścią”. Jest to moja wizja ogniska, całkowicie pozmieniałam dialogi, a
główni bohaterowie nie kontaktują się ze sobą od dłuższego czasu, więc proszę
się nie przejmować, że jest trochę inaczej niż w PA ;)
Opowiadanie
chciałabym zadedykować Pauli i Domci w podziękowaniu za to, że stworzyły tak
cudownego bloga ;) mam nadzieję, że opo Wam się spodoba + dedyk dla wszystkich
podpisanych i niepodpisanych, którzy kiedykolwiek zostawili komentarz pod moimi
wcześniejszymi pracami, byliście i jesteście moją inspiracją <3 Miłego czytania,
A.
Dziś nad światem zmienił ktoś
Nieba błękit w chmur atrament,
Jakby pragnął deszczem swą opowieść snuć…
Ciężkie
krople deszczu uderzały o dach samochodu. Nie mogła się zmusić do tego, by stąd
odjechać. Jakby opuszczenie tego miejsca równało się z rozpoczęciem nowego
etapu, zajęciem się swoim życiem…
Jakby osoba, którą tu zostawiała była już przeszłością. Emocje objęły panowanie
nad jej ciałem, wzięła głęboki oddech, by powstrzymać napływające do oczu łzy.
To zdecydowanie nie był dobry pomysł. Cholera, co sobie wyobrażała
przyjeżdżając tutaj? Rozmowa się nie układała, o ile te kilka zamienionych z
nim słów można było nazwać rozmową. Ostatnio tylko się kłócili, on nie odbierał
od niej telefonów, a ich spotkania sprowadzały się jedynie do wymiany kilku
zdań o sprawach w kancelarii. Cisza, nieustająca cisza... I po tym wszystkim
ona przyjeżdża do niego, jak gdyby nic się nie stało? Nic dziwnego, że nawet nie
chciał z nią teraz rozmawiać. Nie wiedziała, co się dzieje w jego życiu. Nie
zrobiła absolutnie nic, gdy wyjechał bez słowa. Nie zaoferowała pomocy.
Wszystko spieprzyła. Rzuciła ostatnie spojrzenie na dom i odjechała,
zostawiając tutaj część siebie.
***
Po ulicach płyną już,
Trosk potoki, skarg strumienie…
Godzinę wcześniej
Siedziała
wpatrując się w roztańczone płomienie. Słychać było tylko trzaski dochodzące z
ogniska. Nie mogła znieść tej ciszy. Wiedziała, że nie będzie łatwo. Że nie
będzie tak jak dawniej, że ich relacja uległa ogromnej zmianie… Ale przecież
byli przyjaciółmi, byli dla siebie ważni… Tymczasem ta wszechobecna obojętność
sprawiała jej ból. Nawet jego beznamiętne „Skąd
wiedziałaś, że tu jestem?” po otwarciu drzwi nie bolało tak jak ta
cisza. Ale przecież była tutaj, by spróbować
wszystko naprawić, naprawdę chciała mu pomóc. Świadomość że jego to nie obchodzi,
zabijała ją od środka.
-
Marek... – zaczęła ostrożnie, przerywając ciszę.
Nie
odpowiedział. Próbowała się nie
zniechęcać.
- Mogę
ci jakoś pomóc? – zapytała.
-
Pomóc? – uśmiechnął się gorzko. – Nie. Nie możesz mi pomóc.
- Ale
jeśli mogę coś zrobić…
-
Agata, dlaczego tu przyjechałaś? – przerwał jej gwałtownie i po raz pierwszy
tego wieczoru spojrzał jej prosto w oczy.
-
Chciałam sprawdzić, czy u ciebie wszystko w porządku. – powiedziała, jej cichy
głos niemalże zniknął w hałaśliwych trzaskach płomieni. Odwróciła wzrok, nie
mogła znieść jego spojrzenia, w którym nie widziała już żadnych emocji. Jakby
nic się nie stało, jakby jej tu nie było. Jakby nic już nie było ważne.
- Jak
widzisz czuję się znakomicie. – odpowiedział ironicznie.
- Nie
rozmawiajmy w ten sposób. – tylko tyle była w stanie powiedzieć.
Siedzieli
chwilę w całkowitej ciszy.
-
Dlaczego chcesz mi pomóc? – zapytał po prostu, chyba nawet nie będąc ciekawym
odpowiedzi. Ostatnio niewiele rzeczy go obchodziło.
Bo mi na tobie zależy. – pomyślała. Nie
miała odwagi mu tego powiedzieć, poza tym wiedziała, że nie zrobiłoby to na nim
najmniejszego wrażenia. Zamiast tego powiedziała:
- Od
tego ma się przyjaciół. – zacytowała jego słowa.
Uśmiechnął
się tylko ironicznie. Nie potrzebował pomocy. Od nikogo.
- ”Nie
przypominam sobie, żebym cię prosiła o pomoc. Już mi więcej nie pomagaj. Zajmij
się swoim życiem.” Brzmi znajomo? No więc zgadnij co robię? Tak jak kazałaś,
zajmuję się swoim życiem. Nie tego chciałaś? – zapytał. Każde jego słowo
wdzierało się boleśnie do jej duszy. Siedziała jak sparaliżowana. Patrzył na
nią wyczekująco, ale nie zdobyła się na żadną odpowiedź. Żałowała tego,
powiedziała za dużo. Pokręciła tylko głową. Nie. Nie tego chciała. Ale było już
za późno. Nie mogła tego cofnąć.
- Więc
może zajmij się swoim życiem? – kontynuował bezlitośnie. – Poza tym jesteśmy
tylko wspólnikami z kancelarii, chyba nie muszę ci się
spowiadać? – zapytał złośliwie.
Tego
już było dla niej za dużo. Byli niczym. Co sobie myślała? Miał rację, nie
musiał jej się zwierzać, byli tylko znajomymi z pracy. Nie. Nie… Wszystko w
niej krzyczało, że to nieprawda, że byli czymś znacznie więcej… A może tylko
jej się wydawało.
- Nie.
Nie musisz. – powiedziała cicho. Wiedziała że gdyby powiedziała to głośniej,
jej głos załamałby się, pokazując prawdziwe uczucia. – Cieszę się, że u ciebie
wszystko w porządku. – dodała, wkładając cały wysiłek w to, by jej głos brzmiał
pewnie i przekonująco. Uśmiechnęła się dzielnie, po czym wstała i oddaliła się,
zostawiając go samego obok dogasającego ogniska.
-
Jasne. Wszystko w porządku... – powiedział do siebie cicho.
***
Kilka dni później
Stał w ogrodzie, zwrócony twarzą w stronę
ogniska. Tak bardzo chciała z nim porozmawiać… Próbowała do niego podejść,
zrobić krok do przodu, ale natrafiła na jakąś niewidzialną przeszkodę.
Krzyczała coś, ale on jej nie słyszał. Wtem z każdej strony zaczęła otaczać ją
ciemność, nie widziała już nic…
Nagle
się obudziła. Usiadła na łóżku, próbując uspokoić oddech. Drżącą dłonią
zgarnęła włosy z czoła. Spojrzała na zegar, był środek nocy. Znowu jej się to
śniło. Wyplątała się z pościeli i usiadła przy oknie, wcześniej szczelnie
otulając się kocem. I nawet podczas snu nie mogła zaznać spokoju... Od czasu
ogniska Marek niezmiennie nie opuszczał jej myśli. Wszystko przez te kilka
słów, których za nic nie potrafiła zapomnieć. Może zajmij się swoim życiem… Jej własne słowa, których nie mogła
już wymazać. Nie chciał jej w swoim życiu, bardziej wyraźnie nie mógł tego
powiedzieć. W jego życiu nie ma miejsca dla niej. Czyli był przeszłością.
Wszystko się skończyło. Zrozum to w końcu.
– powiedziała do siebie, obserwując spływające po szybie krople deszczu. Nie
potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio normalnie rozmawiali. Bez kłótni.
Bez pretensji. Bez wzajemnych oskarżeń... Nagły wyjazd, cisza, brak
jakiegokolwiek kontaktu. Zawsze to ona potrzebowała pomocy, ale teraz gdy role
się odwróciły, co zrobiła? Nic. Cholerna egoistka zajęta swoimi sprawami… Podczas
gdy on wygląda jakby nie spał od kilku dni, pije hektolitry kawy, zamyka drzwi
od gabinetu bez słowa… Nawet nie
zapytała co się stało, czy może coś zrobić. Zauważyła zmianę w jego zachowaniu,
ale nie zrobiła nic więcej.
Nikt cię nie skarze, dopóki ja tu jestem…
Wiecznie
wciągała w kłopoty najbliższe osoby w swoim życiu. A on nigdy nie miał do niej
pretensji o jej problemy, po prostu zaczynał działać i szukać rozwiązania. Była
zbyt dumna, by prosić go o pomoc, a on mimo wszystko był przy niej. Zawsze.
Zawsze tuż obok. A ona? Od razu się poddała. Nie walczyła o niego. Westchnęła
ciężko. Podniosła się z podłogi i wróciła do łóżka. Wiedziała że nie zaśnie już
tej nocy, tak jak zdarzało się to wcześniej. Wtuliła się mocno w poduszkę,
łudząc się, że może tym razem będzie inaczej.
***
Próbuję sobie ułożyć życie. Uwierz mi, to
nie jest łatwe, ale próbuję…
Mijał
dzień za dniem, tydzień za tygodniem… Siedziała na sofie w swoim mieszkaniu,
przygotowując się do rozprawy. Od kilku minut czytała wciąż te same zdania, nic
z nich nie rozumiejąc. Przetarła dłońmi zmęczoną twarz, nie mogła się skupić.
Brakowało jej jego obecności. Nie rozmawiała z nim od czasu tego nieszczęsnego
ogniska. Gdyby nie wzmianki Doroty, wtrącane mimochodem podczas ich rozmów, nie
wiedziałaby nawet, co u niego. Zdawała sobie sprawę, że teraz to do niego
należy kolejny krok, że ona nie może nic zrobić. Mogła jedynie czekać na jego
ruch, ale to czekanie powoli ją zabijało. Mogli się kłócić, mogli się do siebie
nie odzywać, mogła zaprzeczać swoim uczuciom… Ale jeszcze nigdy za nikim tak
nie tęskniła. Nie radziła sobie z jego brakiem. Zaczynała już myśleć, że to, co
do niego czuje… Że to jest nieważne, że widocznie nie są sobie pisani, że to i
tak się nie uda… Próbowała walczyć z tym uczuciem, ale bez skutku. Ta kłótnia
przed kancelarią, kiedy znów powiedzieli sobie kilka słów za dużo, może
potrafili jedynie się ranić? Później wyjechał pozbawiając ich oboje kontaktu…
Nawet nie potrafiła być zła o to ognisko. Nieudolnie próbowała go namówić na
zwierzenia, sprawić by się przed nią otworzył, a tylko pogorszyła sytuację. I
wtedy to się stało. Wtedy przestała o niego walczyć. Wtedy postanowiła zająć
się swoim życiem. Poddała się. Poddała się, mimo że on nigdy wcześniej tego nie
zrobił.
Nigdy się od tego nie uwolnię… I dlatego
już przestałam uciekać, rozumiesz?
Chciała
udowodnić sobie, że potrafi być szczęśliwa z kimś innym, że potrafi zacząć od
nowa. Naprawdę próbowała zapomnieć, ale po prostu się nie da. Tego, co do niego
czuła, nie da się oszukać, zagłuszyć, niczym zastąpić. Ani od tego uciec. Choćby nie wiadomo jak bardzo
próbowała. Mogła być szczęśliwa tylko z nim. I po raz pierwszy w życiu nie
miała już żadnych wątpliwości.
***
Tęsknił.
A chyba powinien przyzwyczaić się do tego uczucia, gdy zniknęła i wyjechała bez
słowa po sprawie dyscyplinarnej. Nie umiał jednak do tego przywyknąć, zwłaszcza
że ich relacja uległa znacznemu pogorszeniu. Nie mógł sobie darować tego, jak
potraktował ją na tym cholernym ognisku. Nic nie usprawiedliwiało jego
zachowania. Nie umiał przyznać się do tego, że jej potrzebuje. Chciała dobrze.
A wyszło jak zwykle, jak zwykle się pokłócili. Nie potrafił zliczyć, ile razy
chciał do niej potem zadzwonić. Ile razy chciał z nią porozmawiać. Ile razy
chciał jej powiedzieć, że jest idiotą. Ile razy po prostu wziąć ją w ramiona i
zapomnieć o wszystkim. Ile razy tego najzwyczajniej w świecie nie zrobił. Ostatnio
nie radził sobie z własnymi uczuciami, tego było już za dużo. Postępująca
choroba ojca, problemy piętrzące się już od dłuższego czasu… Ale kochał ją,
naprawdę ją kochał... Teraz wiedział, że chowanie urazy, kłótnie i
nieporozumienia do niczego nie prowadzą. Jak wiele czasu można stracić, żyjąc w
niepewności, opierając swój świat na niedopowiedzeniach. Jak długo można
udawać, że miłości nie ma, podczas gdy jest ona tuż obok. Przed oczami wciąż
miał jej wzrok, pełen żalu, odrzucenia, bólu… Chciał sprawić, by w jej oczach
zawitała radość, ale bał się, że mu się nie uda. Że te wszystkie raniące słowa
zabiły w niej coś, czego nie da się odbudować. Tracił ją. Tracił, chociaż nigdy
jej nie posiadał.
Bo choć zapomniał o nas świat, nie tracimy
nadziei…
Ulica
za ulicą… Jakby wiedziony tajemniczym przeczuciem wybrał trasę, która z każdą
chwilą przybliżała go do białej kamienicy. Bo teraz wiedział że być może nigdy
nie będzie szczęśliwy, jeśli zwyczajnie o to szczęście nie zawalczy. Miał
nadzieję, że nie jest za późno.
***
Ludzie kryją się w zaułkach, gubiąc gdzieś
po drodze sens deszczowych słów…
Przez
ostatnie tygodnie niemal codziennie zostawała do późna w pracy, uciekając tutaj
z problemami. Nie mogła zmusić się, by wrócić do swojego mieszkania, jego
pustka jeszcze nigdy jej tak nie przygnębiała. Była sama w kancelarii. Za
oknami widniała ciemność. Powolnym krokiem przeszła w stronę regału, by odłożyć
teczkę z aktami. Próbowała włożyć ją na swoje miejsce, ale jak na złość nie
mieściła się. W końcu zniecierpliwionym gestem pchnęła ją z całej siły, przez
co większość kartek wysypała się z niej, siejąc spustoszenie.
-
Cholera! – zaklęła głośno z bezsilności. Schyliła się i zaczęła zbierać papiery.
Nie zauważyła że drzwi za nią uchyliły się i ktoś przykucnął obok niej,
próbując jej pomóc. Odwróciła się gwałtownie. Gdy napotkała jego oczy, serce
zabiło jej mocniej. Zawsze w trudnych chwilach szukali siebie nawzajem. Do tej
chwili nie wiedziała, czy ma prawo go szukać, ale on odpowiedział na jej ciche
wołanie. Był tutaj, naprawdę tutaj był... Podniosła się, unikając jego wzroku.
Podał jej resztę zebranych dokumentów. Odłożyła teczkę na miejsce, po czym
zwróciła się powoli w jego stronę. Spuściła głowę, starając się zebrać chaotyczne
myśli.
-
Agata... Wtedy przy ognisku… Przepraszam… - gorączkowo próbował złożył
pojedyncze słowa w całość. Tysiące razy układał sobie w głowie słowa
przeprosin, ale gdy ją zobaczył… Spojrzała na niego niepewnie, widział jej
oczy, pełne lęku i czegoś, czego nie umiał nazwać.
-
Przepraszam. – powtórzył, przybliżając się do niej. – Nie wiem, dlaczego to
powiedziałem. Wiesz że tak nie myślę… – wpatrywał się w nią usilnie, oczekując
odpowiedzi.
- Wiem… - wyszeptała, choć tak naprawdę tego
nie wiedziała. Ale tym jednym krótkim słowem sprawiła, że w jego oczach
pojawiła się nadzieja, a kąciki ust podniosły się lekko, niemal niezauważalnie.
Czuła że nie są tymi samymi ludźmi, którzy kilka lat temu stanęli w drzwiach
jednej kancelarii, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo zmieni się ich życie.
Nieoczekiwanie w głębi duszy poczuła niewyobrażalny spokój. On tutaj jest. Nic
innego się nie liczyło.
- Dobrze
że jesteś. – powiedziała cicho, oplatając go ramionami.
W
odpowiedzi zamknął ją w swoich objęciach i złożył pocałunek na czubku jej
głowy, próbując w ten sposób podziękować
jej za wszystko, czego nie umiał wyrazić słowami. Trwali tak w milczeniu, jakby
nie istniało nic innego poza nimi. Nie potrzebowali niczego więcej. Byli tutaj
razem, mimo tych wszystkich niepotrzebnych słów. Wtuliła się w niego mocno.
…przemoknięte serca miast,
i tylko ty i ja szczęśliwi tym dniem…
Podniosła
nieśmiało głowę i spojrzała mu w oczy. Byli blisko siebie. Stanowczo za blisko.
Nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego, ale z chwilą, gdy ich usta się zetknęły,
poczuła że wszystko się ułoży.
A.
Sama nie wiem co napisać, więc napiszę tylko : <3
OdpowiedzUsuńno i pora na mój komentarz, miałam zabrać się za niego wcześniej, ale miałam dzisiaj zamieszanie, no ale wreszcie mogę skomentować twoje opowiadanie, ciężko będzie mi dobierać słowa, po czymś tak cudownym jak twoje opowiadanie. Oczywiście zgodzę się w stu procentach z wypowiedzią Domci. Wchodząc na skrzynkę i widząc wiadomośc właśnie od Ciebie, na ten jeden moment rzuciłam wszystko otworzyłam wiadomośc i siadając na parapecie zaczęłam zagłębiać się w twoim opowiadaniu, ktore przyprawiło mnie o pojedyncze łzy spływające po moim policzku wprost na wyświetlacz telefonu, zjeżdżając w dół modliłam się by nie był to jeszcze koniec, żeby nie ujrzeć tak bardzo znajomego podpisu "A.". Kiedy jednak doszłam do końca, który został idealnie zakończony wszystkie trzymane w napięciu emocje odetchnęły z ulgą, że ta historia zakończyła się dobrze. Wdech wydech.. nie wiem czy już mówiłam, że jestem twoją wielką fanką i uwielbiam twój sposób pisania, łatwość posługiwania się słowem, emocje które przekazujesz w opowiadaniach.. jesteś moim mistrzem! Odpalając opowiadanie na skrzynce, i czytając wstęp, i dedykacje -zwłaszcza ją - poczułam jak moje potłuczone serduszko ktoś skleja ciepłem przekazanym w kilku prostych a jak cudownych słowach. Dziękuje, za dedyka iże jesteś tu z nami na Margatowych <3 !
OdpowiedzUsuńP.
Dziękuję dziewczyny :) bardzo się cieszę, że Wam się podoba :* A.
OdpowiedzUsuńTo było wspaniałe i przecudowne! Twoje opowiadania to prawdziwe perełki i takie wiśenki na torcie! Pozdrawiam i czekan na kolejne Twoje dzieło!
OdpowiedzUsuń