A co do autorki: fajnie, podobało mi się :) Popracuj nad interpunkcją, bo te kropki przed pytajnikami i wykrzyknikami troszkę denerwują :D
Domcia
Hej Wszystkim :) Kiedyś pisałam już tutaj opowiadania, pewnie nie pamiętacie .... ;)
Wysyłam jedno częściowe opowiadanie. Myślę, że się spodoba .! :D
+ Dołączam mój filmik ( jestem amatorem więc cudów się nie spodziewajmy :3 ) Zapraszm.! <3 http://www.youtube.com/watch?
P.S. Miłego czytania :))
Chłodny
jesienny wieczór, zapowiadający zimowe mrozy. Wszystko pokryte mgłą,
korki w Warszawie, trudno gdziekolwiek się dostać. Ludzie którzy wracają
z pracy pragnący szybciutko wejść do ciepłego, ogrzanego mieszkania
stoją w korku. Nie widać
przechodniów, wszędzie samochody.
Lecz tylko jedna osoba właśnie trzęsie się z
zimna. Ponad pół roku, dzień w dzień odwiedzała to miejsce, zawsze
przebywając w nim kilka godzin. Za każdym razem płacząc, wspominając i
zastanawiając się dlaczego właśnie jej zabrano tak ważną w życiu osobę.
Pozostały po niej tylko wspomnienia, nie zapominając także o potomkach.
Zapewne, gdyby nie dwójka
wesołych i psotnych 'klonów' jej by tu nie było. Postąpiłaby jak Julia
widząc nieżywego Romea. Tak jej go brakowało. Tęskniła za tymi
przekomarzaniami, pocałunkami, niespodziankami które przygotowywał jej,
zawsze umiał ją rozweselić. Być przy niej podczas porodu ich pierwszego
dziecka jak i drugiego, doskonale opiekować się nimi. Był doskonałym
zarówno mężem jak i ojcem, choć był nim tylko przez rok, każdy
zapamiętał go jako wzór dla tatusiów. Jeden z
najlepszych ludzi, czasem wulgarny ‘bufon’, czasem uszczypliwy lecz
zawsze troskliwy i kochany. Zapewne każda z Was płakałaby na miejscu tej
cudownej brunetki. Na szczęście nie jest sama, ma wiernych i kochanych
przyjaciół, którzy wspierają ją i pomagają jak tylko mogą. Pocieszają i
sami czując ten ból muszą go zwalczyć, lecz czy on zniknie.? Czy w końcu
serce złamane na pół zagoi się.?
Po trzech godzinach siedzenia w ponurym
miejscu, postanowiła się przejść. Była cała zmarznięta, miała
pozamarzane ręce, palce u stóp oraz nos. Wyglądała okropnie i tak też
się czuła.
‘Idąc cmentarną aleją szukam Ciebie mój przyjacielu.
Odszedłeś bo byłeś słaby jak suchy liść….’
Spacerując ulicami stolicy dotarła pod jego
kamienicę. Przypominała sobie ostatnie wydarzenia związane z tą
czynszówką. Niespodzianka która okazała się tak wyjątkową, potem
przeprowadzka , sprzedanie Jego domu. To wszystko tak dużo dla niej
znaczyło…
Ciepłe popołudnie, jak na tą porę całkiem
dziwne zjawisko. Przed blokiem stała już ciężarówka. Ona pakowała jego
rzeczy, on znosił je na dół. Żegnając się ze zdarzeniami zamkną drzwi
wraz ze starym życiem i zaczynając nowe oddał klucze następnym
właścicielom.
Pamiętała to tak dokładnie. Chciała, aby znów było tak jak dawniej….
Stojąc na ulicy wyciągnęła swoje zimne,
zamarznięte ręce wraz ze swoim smartfonem i spojrzała na godzinę.
‘Cholera.! Musze odebrać dzieci, Dorota na pewno ma ich już dość’. Po
półgodzinnych staraniach, stała już pod drzwiami rudowłosej.
-Mama.! –krzyknęła Róża i wybiegła po nią.
Choć miała półtora roku była wyjątkowo mądra i inteligenta jak na ten
wiek. Każdy mówił że to po mamusi, ale Agata wolała widzieć w niej
swojego ukochanego. Wzięła ją na ręce, choć ledwo je czuła. Weszły do
środka od razu kierując się na kanapę. Dorota widząc zmarzniętą
przyjaciółkę
przykryła ją kocykiem i wzięła Róże do drugiego pokoju. Maks już spał,
jak to w zwyczaju u dzieci w tym wieku. Dała Róży i Filipowi zabawki i
wróciła do zmęczonej Agaty.
- Jak się czujesz.?- zapytała, lecz po chwili uświadomiła sobie że to głupie pytanie.
- A jak mam się czuć.?- powoli jej kolor skóry wracał do normy. Chwyciła kubek herbaty stojącej wcześniej na stoliku.
- Wiem, przepraszam. Głupie pytanie.. Gdybym mogła Ci jakoś pomóc…- przerwała jej.
- Już mi pomogłaś, dziękuję. Już 19 musimy
iść. Jeszcze raz dziękuję – wstała i przytuliła ją z całych sił. Dorota
poszła po dzieci i odwiozła ich. Nie mogła pozwolić na to, by mec.
Przybysz prowadziła.
Rankiem obudził ja telefon.
- Halo. Tak. O co chodzi.? Agata, no dobrze,
ale coś się stało.? Dobrze, za dziesięć minut jestem u ciebie.-
rozłączyła się po czym wstała i ruszyła w stronę łazienki. Dzień wolny
dla Agaty to było coś zupełnie dziwnego. Lecz nie zostawiłaby jej nigdy w
potrzebie.
Brunetka ubierała właśnie Maksa kiedy podbiegła do niej Róża.
- Mamusiu, kto to jest.?- wskazała palcem na
mężczyznę z fotografii którą trzymała w ręku. Łzy napłynęły do Agaty
oczu. Wiedziała że kiedyś to pytanie nastąpi, nie wiedziała tylko że tak
wcześnie to będzie .
- Córuś, to jest właśnie wasz Tata.- wydusiła z siebie po czym spłynęła jej łza.
- Co to tata.?- dopytywała młoda Dębska.
- To jest osoba dzięki której tutaj
jesteście. Miłość mojego życia…- łzy płynęły jej po twarzy. Już ich nie
hamowała. Przetarła je i zwróciła się w stronę córki- Nie za dużo tych
pytań.? Odłóż zdjęcie i usiądź założymy buty.- Wychodząc z wózkiem i
trzymając drugie dziecko za rękę wyszła z mieszkania. Zamykając je
usłyszała
dźwięk upadającej monety. Popatrzyła w dół po czym kucnęła i podniosła
rzecz, która jej spadła. Nie była to moneta lecz obrączka. Trzymała ją w
dłoni wspominając sobie ten uroczysty dzień.
Była sobota 12.05 godzina 11.50. Goście
zgromadzeni przed kościołem. Wszyscy są, prawie wszyscy.. Brakuje tylko
Agaty i jej Ojca który po nią pojechał.
Stała w swoim mieszkaniu przed lustrem w
pięknej białej sukni. Była bez ramiączek, z szerokim dołem. Miała małą
różową różyczkę po prawej stronie. Włosy upięte w
elegancki kok, posypany brokatem i wpięte we włosy welon. W ręku
trzymała piękny bukiet różowych
frezji. Tak bardzo uwielbiała te kwiaty. Spojrzała na zegarek. Miała
jeszcze dziesięć minut. Miała już wychodzić, gdy ogarną ją strach.
Dzielna i dumna pani mecenas wystraszyła się ślubu, a może życia po
ślubie.? Bała się tego co będzie ‘po’. Gdy miłość wygaśnie co wtedy się
stanie.? Stojąc tak i myśląc nie zauważyła swojego ojca który przyglądał
jej się już kilka minut. W końcu postanowił ją wybudzić z tego stanu.
- Agatko, musimy już iść.- rzekł po czym
złapał ją za dłoń. Drgnęła i ‘obudzona’ odwróciła się w jego stronę.-
pięknie wyglądasz, jak twoja matka…
- Tato, co będzie…- przerwał jej. Wiedział o co pyta.
- Będzie cudownie, miłość nie wygasa tak
szybko, szczególnie że wasza wytrwała tyle bez was. Nie bój się. Jestem z
tobą , Marek też będzie, NA ZAWSZE. Chodź, bo czekają
na nas, na Ciebie. – po tych słowach nabrała odwagi. Dojechali na
miejsce. Weszła uśmiechnięta i dumna do kościoła.
Zaczęli grać marsz Mendelsona, każdy wstał, wszyscy patrzyli się na
piękną brunetkę, która zmierzała w stronę ołtarza. Oczarowany Dębski był
najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
- Agata, dzwoniłaś, coś się stało.?- Dorota widząc kucającą Przybysz zdziwiła się.
- Nie, nie, to znaczy obiecałam ojcu że dzisiaj będę a nie chce męczyć dzieci tą podróżą.
- Rozumiem. Nie ma problemu zajmiemy się nimi.
- Jak to ‘zajmiemy’.?
- No ja Bartek i Aniela. W końcu nie jesteś
sama.! – położyła dłoń na jej ramieniu i uśmiechnęła się do niej
promieniście. Zeszły obie na dół, Dorota trzymała wózek i szła za rękę z
Różą a Agata niosła na rękach śpiącego Maksa. Schowali wózek do wozu
rudowłosej i przypięli dzieci do fotelików.
- Dorota… Dziękuję- przytuliła ją tak mocno że Dorota zrobiła się cała czerwona.
- Udusisz mnie kochanie…- szepnęła.
- Oj, przepraszam, nie miałam takiego
zamiaru.- weszła na chwilę do samochodu i pożegnała się z dziećmi po
czym wsiadła do swojego czerwonego auta i odjechała. Rudowłosa również
wsiadła i odjechała, tylko w inną stronę. Podjechała pod kancelarię przy
której stali już Bartek z Anielą. Podeszli do samochodu i wyciągnęli
dzieci z fotelików.
- To idziemy na plac zabaw.! –powiedział
Bartek do Róży. Ruszyli w stronę najbliższego placu, zaś Aniela wzięła
Maksa na górę wraz z Dorotą.
Po dwu godzinnej jeździe znalazła się w
Bydgoszczy. Była tu dwa tygodnie temu lecz czuła że coś jest inaczej.
Weszła do środka i od razu przywitał ją siwawy mężczyzna. Wypytywał o
jazdę i dzieci. Wiedział że cierpi, dlatego postanowił wrócić z nią do
Warszawy na kilka dni. W końcu chciał jej pomóc, samotna kobieta z
dwójką dzieci w dużym,
eleganckim domu nie bardzo sobie radzi. Spakował tylko swoje rzeczy i
pożegnał się z Zosią która mu to wcześniej zaproponowała.
W kancelarii panowała miła atmosfera. Dziecko wnosi tyle ciepła do pomieszczenia.
Aniela podgrzewała właśnie butelkę z mlekiem, Dorota wyszła na rozprawę a Bartek z Różą jeszcze nie wracali.
Wyłączyła palnik i wzięła butelkę. Poszła do
Maksa i zaczęła go karmić. Wtem do kancelarii weszła prokurator Okońska.
Była ubrana na czarno, smutna i zgorzkniała , czyżby i ona tęskniła za
Markiem.?
- Dzień dobry, czy zastałam mec. Przybysz.?- powiedziała spoglądając na Anielę.
- Dzień dobry, nie, będzie dopiero za godzinę.
- Mogłabym poczekać.? –spytała. Miała pilną sprawę.
- Tak oczywiście. Może kawy, herbaty.?
- Kawę poproszę. Śliczny chłopiec, Pani.?- powiedziała spoglądając na maleństwo. Nagle dostrzegła to podobieństwo, zrozumiała.
- Nie, nie, jeszcze nie planuję. Maleństwo jest Agaty. Potrzymasz.? Wstawię wodę.
- Jasne.- wstała i wzięła Maksa na ręce. Z
bliska wydawał się jeszcze bardziej podobny do Marka. Ona nigdy nie
miała u niego takich względów. Marzyła o facecie idealnym dla niej i
dziecku lecz bardziej wolała poświęcić się pracy. Nagle drzwi się
otworzyły wszedł Bartek z dziewczynką na rękach. Przywitał panią
prokurator i poszedł położyć dziecko na kanapie w
Marka gabinecie. Był taki jak zawsze, lecz bez jego osoby. Szukali
następnego mecenasa do spółki z nimi…
Sięgnął po koc i przykrył
dziewczynkę po czym wrócił do Marii. Stała tam także Aniela z kawą.
Bartek wziął Maksa i poszedł z nim do kuchni aby kontynuować podawanie
jedzenia. Wtem do kancelarii weszła Agata wraz z Ojcem. Zdziwiona
obecnością Marii podeszła do niej i przywitała się. Zaprosiła ją do
swojego
gabinetu.
- Więc, co Cię do mnie sprowadza.? –wysiliła się na sztuczny uśmiech.
- Mam trop który może prowadzić do tego, że to nie był wypadek…
- Słucham.? – zszokowana Przybysz zaczęła poważnie przysłuchiwać się Marii.
- Mówię… mówię o śmierci Marka. A właściwie o tym co działo się w szpitalu…
- To było ustawione.? – oczy jej się
zeszkliły, dowiedziała się właśnie że jej mąż by żył, gdyby ktoś nie
podmienił kroplówki. Była zła, smutna a zarazem wściekła.-Ale kto.?
Dlaczego.???
- Podobno Bitner chciał się zemścić, planował to od dawna, nadarzyła się okazja i ją wykorzystał.
- Jaka okazja.? O czym ty mówisz.???!
- Bitner miał widzenie, jedno ale
wystarczyło. Dopiero niedawno lekarz zobaczył że w papierach coś się nie
zgadza, posprawdzał wszystko, i na kamerze jest właśnie ten człowiek –
wyciągnęła z czarnej teczki zdjęcie dużego, masywnego mężczyzny-
przyznał się wczoraj. Poznajesz go.?- Przybysz zaniemówiła. Znała go,
ale myślała że on jest człowiekiem
Marczaka. Myślała także iż ten temat został na zawsze skończony. Widać,
za wcześnie się cieszyła…
- Takk, to człowiek Marczaka.?
- Niezupełnie, działał na dwa fronty. –
wzięła zdjęcie z powrotem i wsadziła do teczki zamykając ją.- Jest mi
przykro, nie wiesz nawet jak… - po wypowiedzianych słowach wstała i
wyszła z kancelarii. Agata wstała i podeszła do okna. Nagle osunęła się
na ziemie opierając się plecami o ścianę, krzyknęła i zaczęła płakać.
Usłyszeli to pozostali ludzie w
kancelarii. Andrzej poszedł do jej ‘świątyni’ otworzył drzwi i szybko
podbiegł do niej przytulając ją.
- Mała, co się dzieje.? – zapytał.
- Nigdy… nigdy nie będzie tak jak było
dawniej…. Nigdy o mnie nie zapomną, zrujnują mi życie tato… - niezbyt ją
zrozumiał, lecz przytulił jeszcze mocniej i ucałował jej czoło.
- Nie pozwolę na to córeczko. Nigdy więcej…..
Po kilku godzinach doszła do siebie, w niedokładnym znaczeniu tego słowa. Od śmierci Marka nie była sobą, zabrakło jej jednej najważniejszej osoby która zmieniała ją z dnia na dzień.
Siedziała na kanapie otulona kocykiem. W
kuchni urzędował pan Przybysz. Miał zamiar przygotować pyszną kolację.
Wiedział, że Agata nawet nie zechce na to spojrzeć, ale musi coś jeść, i
gdyby miał ją nakarmić, na pewno by to zrobił. Po kilku zrobionych
kanapkach i zaparzonych herbat dosiadł się do córki.
- Jedz.- powiedział stanowczym, lecz czułym głosem.
- Nie jestem głodna - wymamrotała.
- Nie ma ‘nie jestem’ Masz zjeść choćby jedną.! – wziął do ręki kanapkę po czym usiłował wsadzić ją do buzi.
- Tato.! –krzyknęła. Był to błąd, gdyż w ten sposób obudziła małego Maksa.
- Ja pójdę- powiedział Andrzej.
- Tym razem moja kolej – uśmiechnęła się do niego i wstała szybko, aby uniknąć kolejnej próby jedzenia.
- Tak łatwo się nie wywiniesz. – powiedział żartobliwym, starszym głosem.
- Jakbym śmiała.- uśmiechnęła się i poszła po
małego. Wzięła go na ręce i przytuliła. Od razu przestał płakać,
magia.? Nie, po prostu matczyna miłość uspokoiła wystraszone dziecko.
Patrząc na niego czuła bliskość Marka. Momentalnie się rozpłakała.
Przetarła łzy i zeszła z Maluchem na dół.
- Nie może usnąć. Nie dziwię mu się. –
usiadła z Maksem na kanapie otulając go kocykiem lekko kołysząc.- Jest
taki podobny do Marka- dodała po chwili.
- Nie tylko do niego –wyszeptał mężczyzna, który zaczął pokazywać różne głupie miny do malucha.
- Ma jego oczy. Ten ich blask… Tato, tak
bardzo mi go brakuje. –Andrzej w tej chwili skupił się na córce, która
potrzebowała męskiego ramienia, przytulił ją i obdarzył ojcowską
miłością. Potem popatrzył na Maksa.
- Wiem kochanie, wiem. Ten ból nie przeminie, tym bardziej że będziesz teraz potrzebna dzieciom za dwójkę.
- Tato, czy wychowanie mnie samemu było dla ciebie trudnością.?
- Eh… no wiesz. Czasem było naprawdę ciężko,
te sprawy związane z kobietami mnie przerastały. I ten buntowniczy wiek.
Lecz, jak widzisz dałem rade, jesteś porządną kobietą. Więc i ty dasz.
Masz mnie i przyjaciół którzy zawsze Ci pomogą. Dobra, a teraz spać,
jutro do pracy.!- uśmiechnął się, po czym sprzątną naczynia i udał się
spać. Agata uspała
małego, zajrzała do Różyczki, aby sprawdzić czy ona również śpi, i sama
zapadła w Karinę snów.
Biegła ciemną ulicą. Czyżby uciekała .?
Słyszała krzyki. Nie odwracając się biegła sama nie wiedząc gdzie i
dlaczego. Nagle stanęła, odwróciła się i zobaczyła ten widok.
Klękającego Marka na ulicy przy człowieku który mierzył do niego z
pistoletu. ‘Nie’- krzyczała. Biegła w ich stronę, lecz ta
odległość jakby się zwiększała. Nagle usłyszała strzał, jeden, drugi.
Teraz to ona upadła na kolana. Zaczęło padać. Ona krzycząc i klęcząc na
ulicy nie zamierzała wstać. Patrzyła na Dębskiego, martwego już
Dębskiego. Sięgnęła po kawałek szkła. Usłyszała głos ‘ Nie rób tego, nie
pozwolę CI na to. Za bardzo Cię kocham’ . Ona nie słuchała, popatrzyła w
szkło, po czym rozmachnęła się i celowała w serce. Coś ją zahamowało.
Nie mogła ruszyć ręką. ‘Dlaczego mi to robisz.?
Dlaczego nie pozwolisz mi dołączyć do Ciebie.?’ Upadła na dłonie. Leżąc w
kałuży słyszała tylko echo odbijające się od domów. ‘Bo Cię kocham’.
Zerwała się nagle. Rozglądając się dookoła uświadomiła sobie że to był tylko sen. Bo Cię kocham –ciągle słyszała to w głowie. Położyła się i usiłowała zasnąć, prosząc aby ten sen się nie powtórzył.
Minęły dwa dni. Okońska, na prośbę Agaty
załatwiła widzenie u podejrzanego. Z niewiadomych przyczyn chciała się z
nim spotkać. Dorota jej to stanowczo odradzała, lecz ona nie słuchała.
Chciała po prostu wiedzieć dlaczego właśnie Marek.
Wchodząc do więzienia była przestraszona.
Lecz było już stanowczo za późno. Usiadła przy stoliku i czekała na
więźnia. Cała się trzęsła, kilka głębszych oddechów i już się czuła
lepiej. Wprowadzili go .
- A więc to Pani…- powiedział to z satysfakcją.? Nie dało się tego wyczuć.
- Dlaczego.? – od razu przeszła do rzeczy.
- Widzę, stanowcza Pani mecenas. No proszę
proszę. Nie spodziewałem się tego. Tak Pani zależy .? No dobrze, to
postaram się udzielić odpowiedzi na wszystkie pytania. A więc : …
Po 15 minutach wiedziała już wszystko, co potrzebowała. Wyszła od razu kierując się w stronę Okońskiej.
- Załatw mi widzenie z Bitnerem. To jest
pilne.! – po czym wyszła i udała się do samochodu. Uderzyła pięścią w
kierownicę, i zalała się łzami.
Kim jesteś .? Co zrobiłeś z moim życiem .? Dlaczego .? – pytania
miała już przygotowane. Jeszcze tylko opanować emocje i umysł. Stała
przed budynkiem głęboko oddychając . Już postanowiła zrobić ten
krok, wiedziała że właśnie teraz nadszedł ten czas. Pociągnęła za klamkę
i weszła do środka.
***
Dwadzieścia minut później.
Wiedziała, że nic
jej nie powie, lecz jego szyderczy śmiech mówił wszystko. Chciał po
prostu zemsty za wsadzenie go do więzienia. Lecz dlaczego kosztem
Marka.? W końcu ‘Był z niego zadowolony’ . Poświęciłby niewinnego
człowieka, tylko po to aby zranić Panią mecenas.? Był by
aż tak absurdalny.? Jak się okazało, owszem. Był tą ‘szowinistyczną świnią’ .
Agata była
rozpaczona. Z dnia na dzień nie mogła o tym zapomnieć. Jakoś dawała
sobie radę z pracą i dziećmi, lecz jej serce potrzebowało pomocy. Zawsze
kochała Marka i zawsze będzie kochać. Zostały jej wspomnienia i dwójka
uroczych, psotnych dzieci dzięki którym pamięć o Marku Dębskim nigdy nie
zaginie…
W każdej bajce musi być ktoś dobry i ktoś zły. Niestety, nie wszystkie kończą się happy end ’em.
Marzena (sonia0203) :*.