Dobra 'dziewczynki': No jestem z Was dumna! :D Napisać grupowe opowiadanie, to nie łatwa sztuka :D Ale Wam się udało i było naprawdę fajnie :D
Domcia
Hej ;*
To jest nasze pierwsze wspólne
opowiadanie, to znaczy moje, Mychy, Daisy i Pauli. Twórczość każdej z
nas z osobna znacie, mamy nadzieję, że spodoba się wam też i to cuś.
Miłej lektury ^^
"I can't unthink about you,
I can't unfeel your touch, (...)
I can't unlove you..."
Kenny Rogers - I can't unlove you
Wczorajszy
dzień był dla niej bardzo trudny. Znowu pokłóciła się z Markiem o jakąś
błahostkę. Zaczęło się tak niewinnie. Jak zawsze. Potem ona coś
chlapnęła, potem on i skończyło się jak zawsze. Od czasu kiedy
zamieszkali razem, kłótnie zdarzały się dwa lub trzy razy w tygodniu.
Była tylko jedna taka noc, kiedy Dębski spał na kanapie. Każde minuty
spędzone w kancelarii dłużyły jej się w wieczność. Serce ściskał jej
ból. Ból wyrzutów sumienia, że znów nie potrafiła wychamować słów
kierowanych do niego. Z każdym radem kiedy pojawiał się cień po drugiej
stronie drzwi tliła się w niej nadzieja że wejdzie i przeprosi, bo
przecież jej dumna nie pozwalała robić tego pierwszej. Ze znikającym
cieniem, nadzieja znikała i rozumiała że on jeat taki sam jak ona. Duma
nie pozwala im robić pierwszego kroku. Jednak dlatego, że byli właśnie
TACY, kochali się nawzajem. Kochali się, jednak wydarzenia, które
spotkały obojga w przeszłości nie pozwalały tak szybko zmienić trybu
życia. Nie pozwalały im tak łatwo przyzwyczaić się do nowej sytuacji, do
tak bliskiej obecności drugiej osoby. Po drugiej stronie szklanych
usłyszał głośne westchnięcie. "To nie może się tak skończyć!" pomyślał, a
zaraz potem gdzieś, w głębi siebie usłyszał wyraźne: "Przecież ty ją
kochasz idioto! Weź się w garść! W czym ona zawiniła, że przegrałeś
wczoraj ważną sprawę?! Idź do niej!" Po kolejnym westchnięciu za
drzwiami, podniósł się i nacisnął klamkę.
W tym samym momencie
kobieta w gabinecie obok również podeszła do białych drzwi dzielących
ich gabinety. Bo właśnie o to w tym wszystkim chodziło. Byli tacy sami.
Oboje dumni, oboje obrażalscy, jednocześnie oboje bardzo wrażliwi. Z
tego powodu codziennie, po każdej kłótni najpierw oboje z dobre pół
godziny siedzieli u siebie za zamkniętymi drzwiami obrażeni na cały
świat nie odzywając się do nikogo, próbując ochłonąć. Następnie zrywali
się równocześnie doskakując do drzwi i naciskając klamkę. Stali znowu
twarzą twarz, oko w oko ze sobą. Jednak jakkolwiek by sie nie ranili,
tak zawsze za bardzo ciągnęło ich do siebie, żeby coś mogło temu
przeszkodzić. Nie były to już wściekłe spojrzenia rzucające rękawiczkę
do ponownej konfrontacji, raczej spojrzenia pełne miłości, wybaczenia,
skruchy.
Obydwoje wybuchneli śmiechem po dłuższym wpatrywaniu się
w siebie. Wiedzieli że zależy im na sobie, nie umieli o tym otwarcie
mówić, ale potwierdzali to takimi sytuacjami jak ta. Po krótkim ataku
śmiechu znów spowaznieli i hipnotyzowali się spojrzeniami.
-
Przepraszam - wyszeptała brunetka i spuściła głowę, ciężko przechodziło
jej przez gardło to słowo, jednak nie chciała dłużej się z tym dusić. Z
tym poczuciem, że to on zawsze musiał pierwszy wyciągać rękę do niej, bo
ona cały czas nie potrafiła? Było jej tak wygodniej? Teraz pierwszy raz
się przełamała.
- Nie potrafię być na ciebie zła. - powiedziała i wtuliła się w niego.
Marek
słysząc to słowo wypowiadane z jej ust z jednej strony bardzo sie
zdziwił, ale i ucieszył, ze w końcu to nie on pierwszy musi je
wypowiadać. Z drugiej widział jak wspólniczce jest ciężko unieść
poczucie winy, jak się miota wewnętrznie. Zamknął ją w szczelnym
niedźwiedzim uścisku gładząc jej włosy. Ona napawała się poczuciem
bezpieczeństwa jakim ją obdarzył.
Nie ukrwywał swojego zaskoczenia.
Mecenas Agata Przybysz i takie wyznanie. Z jej ust to słowo było
prawdziwym rarytasem. Spojrzał na nią, mimo że ona nie patrzyła mu w
oczy on uwierzył w szczerość przeprosin. Położył dłoń na jej ramieniu i
uniósł jej podbrudek tak że teraz musiała spojrzeć mu w oczy, czy tego
chciała czy nie.
- Agata Przybysz i przepraszam, nie wierzę -
uśmiechnął się i próbował obrócić w żart całą dzisiejszą kłótnie,
próbując rozluźnic jeszcze bardziej napięcie
- To ja przychodzę tu z przeprosinami, a tu takie wyznanie? - wciąż sie usmiechał, kącik jej ust powędrował ku górze
-
Kiedy ostatni raz pani mecenas użyła tego słowa? - wyraźnie rozbawiony
już Dębski spoważniał na cios wymierzony w jego ramię małą zaciśniętą
dłonią Agaty.
- Nie przeginaj Dębski! - syknęła - bo jeszcze cofne to słowo.
- "To słowo".. - i znów uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Dębski.. - on w geście poddania uniósł dłonie, na co obydwoje wybuchnęli śmiechem.
Wychodząc
z kancelarii, nie pamiętali już o jakiejkolwiek kłótni. Tak było
zawsze. Zanim się pogodzili, nie umieli sobie spojrzec w oczy, a po
przełamaniu tak zwanych 'lodów', potrafili tylko się śmiać. Nic jednak w
tym dziwnego, ponieważ za każdym razem całe ich wnętrze wypełniała
niesamowita radość. Kiedy wsiadali do samochodu, Marek odgadnął
niesforny kosmyk włosów z jej twarzy. Popatrzył się jej prosto w oczy.
- Czy ty masz pojęcie jak ja cię kocham?
Przyglądała
mu się uważnie, zmrużyła oczy powstrzymywała kolejny wybuch śmiechu,
ale nie śmiechu drwiącego z jego wyznania lecz, raczej śmiechu
krępującego.
- Mecenas Dębski i kocham Cię, no nie trzymajcie mnie - zaczęła szukać czegoś w torebce.
- Czego szukasz? - zapytał zaskoczony
- Notesu, musze to zapisać - uśmiechnęła się i znów spojrzała na niego.
- Chyba mecenas Przybysz próbowała być zabawna - oparł dłoń o zagłówek a
ich odległość diametralnie zmalała. Zbliżył usta do jej ust. Jej serce
prawie wyskoczyło, przygryzała dolną wargę. - Tylko, że nie coś ten
żarcik nie wyszedł - wyszeptał, po czym uśmiechnął się. Zostawiając
Agatę w napięciu pożądania. Pożądania jego ust. Coraz mocniej
przygryzała wargi próbując powstrzymać pokusę. W końcu jednak uległa.
Już od początku wiedziała, że długo to nie potrwa.
Powoli zbliżyła
swoje usta do jego. Poczuła jak mężczyzna kładzie jej ręce na biodrach.
Spuściła wzrok na chwilę, po czym zetknęły się ich usta na kilka
cudownych sekund i szybko wsiadła do samochodu. Pomimo iż wiele osób
wiedziało o ich związku, bała się okazywać swoich uczuć na ulicy. Takie
sytuacje chciała mieć tylko dla siebie, dla nich. Bez świadków.
Kiedy
wchodzili do jego mieszkania, On obejmował ją w talii i co chwilę
mocniej do siebie przyciągał jakby się bojąc, by nie uciekła.
- Na co masz dzisiaj ochotę? - zapytał tym uwielbianym przez nią głosem.
- A jak myślisz? - powiedziała uwodzicielsko, podchodząc do niego powoli i bawiąc się jego krawatem.
-
Niech się zastanowię... - kontynuował tym samym tonem, zmniejszając
odległość pomiędzy nimi. Oczywiście jak zawsze, Agata zaskoczyła go
bardzo. Znowu zrobiła coś, czego się nie spodziewał.
- Nie domyślasz
się? Jesteśmy razem już dość długo... No dobrze. Dzisiaj mam ochotę na
hawajską z podwójnym serem. - pocałowała go w policzek i wzięła telefon
do ręki.
- Ech kobieto, ja to za tobą nigdy nie nadążę.
Pizza
przyjechała po pół godzinie, oczywiście skonsumowanie jej nie zajęło im
aż tak dużo czasu. Nalali sobie po lampce wina, włączyli jakiś film i
usiedli na kanapie. Oparła głowę na jego torsie i wsłuchała się w
rytmiczne bicie serca, które tak bardzo ją kochało. Dwie godziny
później, po skończonym filmie, Marek zadał jej pytanie, które już dawno
powinno ujrzeć światło dzienne.
-Agata, czy ty jesteś szczęśliwa? -
mówił powoi, z namysłem, patrząc się jej prosto w oczy. Nie domyślał się
nawet co działo się z brunetką w środku. Nie miała żadnych wątpliwości
co do odpowiedzi na postawione przez mężczyznę pytanie, jednak
zastanowiło ją DLACZEGO je zadał.
- Tak. Jestem szczęśliwa. - wtuliła się mocniej w niego i delikatnie chwyciła jego rękę w swoją.
- A dlaczego o to pytasz?
-Ja też jestem szczęśliwy, przy tobie, jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi.
Drugą ręką pogłaskał ją po aksamitnych włosach i ucałował w czubek głowy.
- Chciałem... chciałem być pewny, że ty ze mną też...
-Dobrze, pogadaliśmy. A teraz idziemy spać.
W tym momencie Marek podniósł ją do góry i skierował się w stronę sypialni.
- Marek, co ty robisz? - powiedziała śmiejąc się.
- Nie domyślasz się? Zaraz zobaczysz. - położył ją na łóżku i pocałował w kuszące usta.
Jedną
dłoń wsunął pod jej koszulkę i jeździł chłodną dłonią po jej rozgrzanym
ciele. Wyginała się na dotyk jego chłodnego dotyku. Drugą dłoń zatopił w
jej długich włosach. Przyległ wargami do jej warg. Całował namiętnie, a
za razem czule i delikatnie. Ona pieściła jego kark, swoimi małymi
dłońmi. Zjechała dłońmi na jego koszule, wyjątkowo nie błękitną i
zaczęła zwinnie je odpinać. Teraz kiedy miała bezpośredni dostęp do jego
nagiego torsu, błądziła po nim dłońmi. Doszła do ramion i zsunęła z
nich koszule, która wylądowała po chwili na podłodze. Kiedy poczuła jak
Marek rozchyla cienki materiał jej koszulki w okolicach dekoltu, pomogła
mu rozpiąć pozostałe guziki. Po kilku sekundach poczuła jego cudowne
wargi na swoim dekolcie, odpłynęła i oddała się mu całkowicie. Rankiem
Ona pierwsza otworzyła oczy. Czuła się wspaniale, nie chciała się
poruszyć aby nie prysnął czar tej chwili. Marek obejmował ją swoim
męskim, dużym ramieniem, jej głowa leżała na jego drugiej ręce. Po
kilkunastu sekundach poczuła też ciepło jego dłoni na swojej. Spojrzała w
to miejsce. Jak to pięknie wyglądało. Jej drobna, kobieca dłoń
zamknięta była w jego dużej, mocnej, silnej. Agata uśmiechnęła się, w
duszy dziękując Bogu, że na jej drodze stanął ten mężczyzna. Ten, który
ją bezgranicznie kochał, szanował, nie mógł bez niej żyć i był dla niej.
- Nie patrz tak na mnie - uśmiechnął się i rzekł zza
przymkniętych powiek, dopiero po dłuższym czasie otworzył oczy i
spojrzał na nią kończąc zdanie -.. tylko się zbieraj za godzinę masz być
gotowa.
- Gotowa? - spojrzała zaskoczona
- Gotowa na co?
-
To niespodzianka - zwlekł się z łóżka i udał się do łazienki. Po
godzinie obydwoje byli już gotowi. Wsiedli do srebrnego Jeep ‘a.
- Powiesz mi gdzie jedziemy?
- Możesz przestać zadawać to pytanie? - spojrzał na nią błagającym wzrokiem - to jest niespodzianka..
- Nie lubię niespodzianek! - udała obrażoną
-
To polubisz - odpalił silnik, i ruszyli. Pokonywali ulice za ulicą, aż
minęli znak Warszawa, i skręcili w dróżkę prowadzącą do lasu.
– Jak
chciałeś się mnie pozbyć z mieszkania, nie musiałeś wywozić mnie do
lasu, wystarczyło powiedzieć! - rzekła rozglądając się wokół
-
Jeżeli nie przestaniesz to naprawdę Cię tu zostawię, przywiąże do drzewa
i zostawię na pastwę dzikich zwierząt. Pozwól że dojedziemy potem
oceniaj - odrzekł z przekąsem. Po kilkuminutowej drodze samochód stanął,
przy wielkim wzgórzu.
- Jesteśmy na miejscu - zgasił silnik
– No i gdzie ta niespodzianka ? - spojrzała na niego
- Tam - wskazał szczyt wzgórza
- Żartujesz prawda? - Dębski wysiadł z samochodu a za nim brunetka. Zamknął samochód
- Żartujesz..? - i kiedy znów nie otrzymała odpowiedzi rzekła
-
Mam szpilki... Marek - krzyknęła do wchodzącego Marka na szczyt -
Dębski niech ja tam tylko wejdę.. - rzekła do siebie po czym zaczęła
wchodzić na szczyt. Po męczarniach jakie przeżyła wchodząc na szczyt,
podeszła do niego.
- Teraz Ci się oberwie Dębski.. - przerwała,
widok jaki rozprzestrzeniał się ze wzgórza zaparł jej dech w piersiach. Z
omiatanego wiatrem wzgórza, na które się wdrapali, mieli wspaniały
widok na Warszawę. Z tej wysokości wyglądała jak kolekcja domków dla
lalek. Stała tak minutę lub dwie, ocierając oczy dłońmi.
- Jest pięknie - chwyciła jego dłoń i splotła swoje palce z jego palcami.
-Po co mnie tu przywiozłeś?- zapytała.
- Nie domyślasz się?- powiedział czule i objął ją.
-No nie, oświeć mnie.
- Poczekaj - rzekł do niej
- Nigdzie się nie wybieram - spojrzała na niego, i rzuciła spojrzenie na Warszawę.
Dębski
zszedł ze wzgórza, ona stała wpatrując się w budzącą Warszawę, z każdym
wydechem powietrza kłębiła się para. Poczuła jego dłoń na swojej tali,
przyciągnął ją do siebie, patrzył w jej błękitne tęczówki, włosy targał
wiatr, i przyozdabiania w kolory złociste, przez padające promienie
słoneczne na jej włosy. Oczy mieniły się jak diamenty. Nagle mężczyzna
stojący tuż przed nią klęknął, a jej oczy przyozdobiły zbierające się w
nich łzy.
-Marek, wstań do cholery.
- Nie wstanę dopóki mi nie odpowiesz.
-Ale co?
Wyjął z kieszeni małe czerwone pudełeczko w kształcie serca, otworzył je i powiedział.
-
Dopiero po tych wszystkich naszych kłótniach, twoim wyjeździe, śmierci
mojego ojca, zrozumiałem czego mi brakuje w życiu. A brakuje mi kogoś
przy kim będę mógł budzić się rano, przy kim zasypiać, kto będzie na
mnie czekał w domu, do kogo będę mógł wracać po pracy, na kogo ja bym
czekał zawsze z utęsknieniem, kogoś kogo chciałbym bronić przed całym
złem tego świata, kogoś kto by mnie kochał i kogo ja bym kochał. Kogoś
ważnego, i tym kimś jesteś właśnie ty. To przy tobie chciałbym się
budzić i zasypiać, ciebie już zawsze nosić na rękach, trzymać w
ramionach, być z tobą na dobre i złe. Wyjdziesz za mnie?
Agata położyła dłoń na jego ramieniu i rzekła łamiącym się głosem
-
Marek wstań... - on czując ściskający ból żołądka, bał się najgorszego.
Bał się usłyszeć tego czego nie zaplanował. Nie był gotowy na tą
odpowiedź. Podniósł się, otrzepując kolano, wzrok wbity miał w ziemie.
Agata położyła chłodną dłoń na jego policzku, spojrzał w jej oczy. Oczy
wyrażające niepewność smutek i strach. Poczuł jak traci siłę w nogach,
chciał mieć to już za sobą. Chciał już siedzieć w swoim gabinecie. Ona
spojrzała w jego smutne spojrzenie.
- Jesteś pewny że chcesz być z kimś takim jak ja do końca życia?
-
Nigdy nie byłem niczego pewny, jak tego że to właśnie z Tobą chce
spędzić resztę życia. - rzekł z wracającą nadzieją. Ona uśmiechnęła się
przez łzy i pocałowała go tak jak nigdy nie całowała. Oderwali się od
siebie.
- To znaczy tak?
- Dębski idioto, oczywiście że tak! - rzuciła mu dłonie na szyje, i znów zatonęli w czułym pocałunku.
Dębski
wsunął pierścionek na jej palec. Uśmiechnęła się widząc promienisty
uśmiech Dębskiego. Przylgnęli ustami do siebie. Stali tak jeszcze
chwile, Dębski schował jej kruche ciało w jego silnych ramionach. Po
czym szepnął do jej ucha.
– W razie czego są rozwody, jesteśmy
przecież w tym dobrzy - uśmiechnął się, Agata spojrzała na niego, on
tylko ucałował jej czoło.
- Palant - uderzyła go w ramie i znów wtuliła się w niego.
- Nigdy nie pozwoliłbym Ci odejść - uśmiechnęła się, czuła się kochana, i bezpieczna. Wreszcie była w pełni szczęśliwa.
- A ty myślisz, że ja pozwoliłabym Tobie? - uśmiechnęła się zawadiacko i musnęła go w usta.
-Wracamy?- zapytał po pięciu minutach.
- Ale po co? Zostańmy jeszcze chwilkę. Taka okazja może się już nie trafić. - przytuliła go mocno.
-Trafi, trafi się na pewno.
Oboje
byli tak bardzo szczęśliwi. Kiedyś mieli w życiu tak dużo, a
jednocześnie nic. Dzisiaj, choć byli osobno, skłóceni w swoich
gabinetach, wiedzieli, że tam obok jest osoba, która kocha
bezgranicznie, która gdyby tylko zaszła taka potrzeba, zrobiłaby
wszystko dla miłości. Oboje zawsze pragnęli tego samego: bliskości i
bezwzględnego zrozumienia drugiego człowieka. Teraz to znaleźli. Było im
ze sobą dobrze. Nie oddaliby tego za nic.
Osobno jesteście świetne, razem jeszcze lepsze. To opowiadanie było cudowne, nieziemskie, bajeczne. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś napiszecie razem jakieś opowiadanie. ♥
OdpowiedzUsuńDuśka
Też mam taką nadzieje, że napiszemy coś wspólnie z dziewczynami ! Dziękujemy Duśka za cudowne słowa! <3
UsuńPaula
Dzięki Duśka <3 jakaś tam druga część w planach jest ale kiedy się za nią weźmiemy to dobre pytanie ;)
Usuń