Szybko wrzucam i lecę :D Podobało mi się :) I co znowu wracamy to tej pioseneczki ? <3
Miłego czytania :)
Domcia
Napisałam kolejne opowiadanie z serii poodcinkowych, trochę
spóźnione, ale chciałam spróbować stworzyć dobry wyciskacz łez, co
wymagało trochę "przyłożenia się" ;) z jakim skutkiem oceńcie sami ;*
Dedyk dla Pauli, bo bez ciebie to opo nie miałoby tytułu, a to przecież ważna cześć opa <3 „Poukładaj mi łzy”
„Nie ma nikogo, jak Ty
Dlatego...
Zostań, potrzebuję Cię tu,
To co w sobie mam tylko ciągnie mnie w dół,
Zostań, poukładaj mi sny,
Jeden z nich na pewno to My,
Zostań, potrzebuję Cię tu,
To co w sobie mam, nie chce się dzielić na pół,
Zostań, poukładaj mi łzy,
Jedna z nich na pewno to Ty”
-
A uwzględniłaś swojego Marka? – Przybysz była zdziwiona że ojciec o
niego pyta. Przecież ich nic nie łączy, a przynajmniej próbowała to
sobie wmawiać.
-A zapraszałeś mojego Marka? – zaakcentowała słowo
„mojego”. Miała po uszy już tych aluzji ojca. Przecież była tam, tak?
Chciała pomóc. Ale kazał jej się zająć swoim życiem, no to się zajmuje.
- No zapraszałem, ale powiedział, że nie dojedzie.
„ Nie dojedzie” – jasne ciekawe dlaczego? – pomyślała. Jeśli jak ojciec twierdzi to jest „jej” Marek to mógł ją wcześniej
uprzedzić, prawda?
- Ale za to, dojedzie Tośka z ojcem.
- No ich tez zapraszałem – ojciec wzruszył ramionami.
Trzymajcie
mnie, bo zwariuję. Kota można z nim dostać. Ojciec tu mówi, że zaprasza
„mojego” Marka, a mimo to organizuje mi jeszcze jednego partnera –
cudownie. Jeszcze jego. Już bym wolała żeby mi Maćka przyprowadził, niż
komisarza.
***
Marek naprawiał stary motocykl znaleziony w
stodole, gdy ujrzał brata z torbą na ramieniu idącego w jego stronę.
Zdziwił się, co on tu robi o tej porze, skoro miał być dopiero jutro. Z
drugiej strony ucieszył się, ponieważ zobaczył w tym szansę zdążenia na
ślub do pana Przybysza i spotkania z Agatą, a przez obowiązki domowe
zdążył już sobie ten pomysł wybić z głowy.
- Co ty tu robisz? – zapytał Roberta.
- Udało mi się szybciej pozałatwiać wszystkie sprawy, to jestem.
- Skoro już jesteś, to ja robię sobie wychodne. – spieszyło mu się bardzo by znów ją zobaczyć. Zdążył się za nią stęsknić
siedząc
sam z ojcem w tym ciasnym drewnianym domku. Uprasował białą odświętną
koszulę, założył najlepszy garnitur, wsiadł w swojego srebrnego Jeepa i
pomknął w kierunku Bydgoszczy. Po drodze kupił największy bukiet kwiatów
jaki był w kwiaciarni, w końcu dla jego ulubionego przyszywanego
„teścia”. Na razie można powiedzieć przyszywanego, ale Marek chciał
bardzo, żeby kiedyś byli rodziną. On już wiedział, jak ważna jest
brunetka dla niego. A jej ojciec, to po prostu był złoty człowiek.
Marzył o tym, żeby móc być członkiem jego rodziny. W sumie już się
dzięki uprzejmości pana Andrzeja wielokrotnie tak czuł.
***
Dojechał
na miejsce. Zgasił silnik. Wziął kilka głębszych wdechów. Wziął do ręki
bukiet i wysiadł z samochodu. Żałował, że nie był na ceremonii
zaślubin, ale dobre i wesele, no przynajmniej końcówka. Wszedł do domu
weselnego. Całe towarzystwo bawiło się w najlepsze. Alkohol każdemu
musiał uderzyć do głowy. Jakaś ciotka przeczepiła się do niego, uwiesiła
na jego szerokich ramionach i próbowała chwilę z nim popląsać w rytm
muzyki. Jednak on nie miał ochoty na zawierani nowych znajomości. Chciał
tylko złożyć życzenia i móc wreszcie JĄ zobaczyć. Podszedł do „pana
młodego”. Jego małżonkę widział po raz pierwszy w życiu, ale zauważył,
że niezwykle do siebie pasują.
- Dzień dobry, dzień dobry… Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.
- Marek! – siwawy mężczyzna ogromnie ucieszył się na widok tego wysokiego bruneta, chciał żeby był obecny na jego
weselu, cały czas miał nadzieję, że jednak uda mu się dotrzeć – poznajcie się: mecenas Dębski – moja żona Zofia.
- Bardzo mi miło. Wszystko wiem. Gratuluję.
-
Ty nie uwierzysz co się tu działo! – powiedział z zachwytem pan
Andrzej, a Marek chcąc nie chcąc musiał posłuchać relacji ze ślubu mimo,
że śpieszno mu było zobaczyć się z jego córką. – Samobójca na wieży
kościelne, chciał skoczyć.
- Na szczęście wszystko się dobrze skończyło.
- Tak? – Marek udało zdziwionego, mimo, że wiele go to nie interesowało. – No to bardzo się cieszę.
- Wszyscy baliśmy się – powiedziała Zosia, jednak jej to Marek już zupełnie nie słuchał, zaczął rozglądać się nerwowo po sali,
co zauważył pan Przybysz. Kobieta jakby chciała coś jeszcze dodać, ale wtem jej mąż zapytał:
- Agatki szukasz?
Marek
nie odpowiedział, ale można to było uznać za potwierdzenie. W końcu
Andrzej nie był głupi i od samego początku wyczuł, że coś go ciągnie ku
jego córce.
- Widziałam jak wychodziła na taras – odezwała się kobieta.
Mężczyzna ucieszył się bardzo, że wie gdzie jej szukać.
-
No nic, nie przeszkadzam. Jeszcze raz wszystkiego dobrego – powiedział
adwokat z szerokim uśmiechem i udał się w kierunku wskazanym przez
kobietę. Przemierzał salę miedzy stołami. Wydawało się, że ta chwila
trwa całą wieczność.
W końcu stanął między szklanymi drzwiami
prowadzącymi na taras. Jednak to, co tam zobaczył spowodowało, że poczuł
ogromny ból, jakby jego serce rozpadło się w tej sekundzie na milion
kawałków. W gardle poczuł wielką gulę, a w oczach piekące łzy. Tyle mu
się zwaliło na głowę ostatnio problemów z ojcem i na dodatek jeszcze to.
Ta, do której tak pędził, o której tyle ostatnio śnił, ta piękna
uśmiechnięta brunetka, teraz nie śmiała się do niego. Stała i żartowała z
kimś innym, najwidoczniej świetnie się bawiąc. Tym kimś był komisarz
Majewski, kojarzył go z sądu, spotkał ich kiedyś razem z Marią na
korytarzu. Jego świat momentalnie się zawalił. Miał dwie opcje, albo tam
podejść, ale nie był pewny, czy da radę normalnie rozmawiać z tym
burakiem, albo się wycofać. Postawił na to drugie. Wolał się nie wdawać
niepotrzebnie w dwuznaczne sytuacje, dla niego wszystko było jasne.
Przecież kazał jej się zająć swoim życie, no to się zajęła. Jak ona go
potrzebowała, on był zawsze. Kiedy on miał problemy największe w całym
swoim, życiu, ona poddała się po pierwszej próbie. Przyjaciół poznaje
się w biedzie, najwidoczniej nie byli nawet przyjaciółmi. Nie mógł
znieść tego widoku. Ból wykrzywił jego twarz. Odwrócił się i szybkim
krokiem wyszedł z lokalu wprost w ulewny deszcz.
Wsiadł do
samochodu trzaskając drzwiami. Walnął pięściami w kierownicę, aż go
zabolało. Zacisnął na niej palce, aż mu kostki pobielały. Oparł czoło o
kierownicę. Trwał w takim letargu dłuższą chwilę. Podniósł wzrok i
przyglądał się spływającym strugom deszczu po przedniej szybie srebrnego
Jeepa. Oparł głowę o zagłówek. Wypuścił głośno powietrze, jakby
spuszczał z siebie całe życie. Przymknął oczy. Kiedy jechał tutaj
wyobrażał sobie jak poprosi Agatę do tańca, jak na balu adwokatów, jak
będzie trzymał ją w swych ramionach, będą wirować po parkiecie. Może w
końcu by się odważył na coś więcej, chociaż na wyszeptanie jednego
komplementu… A teraz…. Jego marzenia, jego szczęście, jego sens, jego
dusza rozsypały się jak domek z kart. Agata oczywiście nawet nie miała
świadomości przez całą uroczystość o jego przybyciu. Bawiąc się w
najlepsze w ramionach Krzysztofa nie miała pojęcia że Dębski toczy ze
sobą właśnie jedną z największych bitew w swoim życiu.
„Gdy ból skrzywi bladą twarz
To i tak zostaniemy z tym sami
(…)Tylko życie tak trudne jest
Potrzeba siły, by sobie z nim radzić”
Deszcze
lał niemiłosiernie, krople biły głośno o szybę ścigając się z
wycieraczkami nadaremnie próbującymi rozgonić ten potok. Taki sam potok
łez zbierał mu się pod powiekami. Cały czas miał w głowie ten widok. To
koniec. Właśnie tracił drugą najważniejszą kobietę jego życia. Drugą, bo
pierwszą była jego matka. Czuł się podobnie jak przed laty w dzień jej
odejścia do Najwyższego. Wiedział, że tam jej pewnie będzie lepiej niż
ze zdradzającym ją mężem, ale nie mógł się po tym długo pozbierać. Była
jego jedyną bratnią duszą w domu. Zawsze dawała mu poczucie
bezpieczeństwa i bezgranicznej miłości, czego nie zaznał nigdy przy
pastwiącym się nad nim ojcem. Wiedział, że to dzisiejsze zdarzenie
równie głęboko odczuje, równie głęboko wryje mu się w pamięć, zostawi
zadrę na jego duszy. Błyskawice przecinały niebo tnąc jak brzytwy jego
serce. Wjechał między dębowy las, jego miejsce na ziemi. Zwolnił nieco
na liczniku, aby nie wpaść w poślizg i nie wylądować na jednym z tych
stuletnich dębów. Zgasił silnik i oparł głowę o zagłówek obrzucając
spojrzeniem całą działkę. Wysiadł z samochodu i podniósł głowę do góry.
Przyjrzał się jak na niebie wiatr stara się rozgonić chmury, aby księżyc
mógł rzucić choć cień złotej poświaty.
„Więc dlaczego
Właśnie dla mnie
wymyśliłeś bajkę Panie,
o człowieku,
który sam przez życie musiał iść?
Całkiem sam...”
Następnego
dnia rano zszedł na dół niewyspany. Zamiast spać pół nocy myślał o
niej, o nich. W kuchni siedział już przy stole jego ojciec z Robertem.
- Siadaj naleje ci kawy. – zaproponował Robert.
- Nie jestem głodny – odpowiedział beznamiętnym głosem, chwycił bluzę i wyszedł z domu.
Mężczyźni popatrzyli na siebie zdziwieni. Robert pokręcił głową. Dobrze, że przyjechał. Teraz będzie musiał „niańczyć” ich obu.
Marek
skierował swe kroki nad rzekę. Tam, gdzie jak był jeszcze bardzo mały, a
ich kontakty nie były tak oschłe, lubił przesiadywać z ojcem i pomagać
mu łowić ryby. Potem kiedy w domu źle się działo, kiedy miał problemy
dalej się tutaj zaszywał. Teraz ta jego kryjówka bardzo się zmieniła
przez te lata, chwasty i pokrzywy pozarastały zasłaniając jej
najpiękniejsze walory. Usiadł na pniu złamanego drzewa, wpatrywał się w
szumiący potok. W kieszeni zadzwonił mu telefon. Spojrzał na
wyświetlacz. „Andrzej Przybysz” – widniała nazwa dzwoniącego kontaktu.
Domyślał się w jakiej sprawie może dzwonić. Miał nadzieję, że udało mu
się wyjść niezauważonym. Z jednej strony nie chciał odbierać, bo co
miałby powiedzieć? Prawdy nie może, bo jakby to brzmiało, nie przyzna
się, że jest zazdrosny, nie miałby również śmiałość skłamać takiemu
człowiekowi jakim był Przybysz. Głupio mu było też odrzucić połączenie,
gdyby to był ktoś inny z pewnością by odrzucił. Spróbował przywrócić
swój wesoły ton głosu, tyle na ile było go stać w obecnej sytuacji.
- Dzień dobry, panie Andrzeju.
- Cześć, cześć Marek.
W
słuchawce nastała na moment niezręczna cisza. Przybysz nie wiedział jak
mógłby go delikatnie zapytać. Od samego rana męczyło go poczucie, że
musi wykonać ten telefon. Nie tyle z ciekawości, co ze zwykłej ludzkiej
troski o „zięcia”. Oboje z Zosią zauważyli jego wczorajsze nagłe wyjście
z przyjęcia.
- Wszystko w porządku? – wyręczył go Marek
- Tak, tak. Goście się porozjeżdżali my też zaraz kończymy pakowanie.
- A właśnie, gdzie w podróż poślubną?
- Gdziekolwiek Mareczku, gdziekolwiek. Dolecimy do Londynu i zobaczymy.
- No, to życzę szczęśliwej podróży, panie Andrzeju. – powiedział uśmiechnięty Marek.
- A u ciebie w porządku, Marek? Wczoraj tak szybko wyszedłeś?
-
Nie, znaczy tak tak, dostałem nagły telefon, że muszę wracać, ojciec
trochę gorzej się poczuł… - odetchnął, gdy w końcu przeszło mu to przez
gardło, bał się tego pytania, jąkał się, zwlekał z odpowiedział, ale nie
miał innego wyjścia jak postawić na kłamstwo, co w sumie nie było do
końca nieprawdą bo z ojcem coraz gorzej było. – Przepraszam, że tak
krótko byłem, no ale… sam pan rozumie…
- Rozumiem, rozumiem… Nie przejmuj się, nic się nie stało… A to coś poważnego?
-
No… - Marek wolał nie wdawać się w historię choroby ojca, lekarzem nie
był, a pan Andrzej, świeżo upieczony mąż miał swoje życie, nie będzie
jeszcze jego w to mieszał.
- To mam nadzieję, że szybko dojdzie
do siebie. Muszę kończyć, bo się z Zosią na samolot spóźnimy. Trzymaj
się tam dzielnie chłopie.
- Dziękuję i pozdrowienia dla małżonki.
- Przekażę oczywiście.
Rozłączył się naciskając czerwoną słuchawkę i schował swoją czarną Xperię do kieszeni. Zauważył sarnę podchodzącą do wodopoju.
„Jesteś sam gdy zapada zmrok,
Będziesz sam gdy twe życie przeminie”
Może
ojciec miał rację? Może on już zawsze będzie sam? Nie potrafi nikogo
zatrzymać przy sobie? Potrafi być tylko egoistą? Po chwili rozmyślań
podszedł do niego Robert z kubkiem ciepłej herbaty i czarną kurtką brata
pod pachą. Znał brata dobrze i wiedział, że ze wszystkim chce sobie
radzić sam, ale nikt nie jest przecież na tyle silny, żeby przejść sam
przez całe bagno jakie nam przysparza życie. Usiadł obok. Nie pytał o
nic, gdyby Marek chciał mu powiedzieć, pewnie za jakiś czas to zrobi.
- Masz – powiedział podając mu kubek z herbatą i kurtkę.
- Jak masz tu siedzieć, to chociaż to ubierz na siebie.
- A ty się masz zamiar teraz w matkę bawić? – Marek zareagował jak zwykle zbyt gwałtownie, odwróciwszy się w stronę
brata.
- Nie… ale wystarczy nam chorych w domu, prawda? – Robert wstał udając się w stronę domu
Po drodze odwrócił się jeszcze i spojrzał na cierpiącego brata którego nie widział w takim stanie od dnia śmierci ich matki.
Leszkowelove
No więc może uda mi się choć trochę odwdzięczyć za te wszystkie cudowne komentarze, po tytule wiedziałam że to opowiadanie będzie piękne, smutne, wzruszające..jeszcze ten dedyk aj cieszę się że zaraziłam Cię tą piosenką <3 opis sytuacji piękny <3 z chęcią przeczytałabym dalszą część kochana! Uwielbiam twoją twórczość kochana <3
OdpowiedzUsuńMiało wyjść, długo, pięknie a wyszło krótko i beznadziejnie.nie nadaje się do komemtowania.. :( nie raz łzy kręciły mi się już w oczach.. mimo wszystko mam nadzieje ze bedzie tego dalsza część, nawet jak bedzie to tylko jednopartowiec <3
Paula
Dziękuję, dziękuję, dziękuję <3 miło że się podoba, że opo spełnie swą założoną funkcję "wyciskacza łez" :D Kiedy się pojawi next to nie wiem, ale na pewno go napiszę z myślą o tobie ;* I jak już ci mówiłam nadajesz się do komentowania, każdy się nadaje, myślisz, że moje komy zawsze były takie długie? Właściwie tylko BS potrafię tak komentować, porównaj sobie moje komenty do np. Peu ze streemo pfff przy niej to i ja jestem beznadziejna ;) A nie ważna jest długość a to, że ty zawsze zostawisz swój ślad pod każdym moim opem, co bardzo mnie cieszy i przywraca wiarę w siebie, w opo i motywuje do pisania, bo widząc 80 wyświetleń na streemo a ani jednego krótkiego komenta idzie się załamać :( Komentarz jest długi i cudowny dziękuję raz jeszcze i teraz ja czekam na BS bo ja na razie muszę skończyć o AgMa pisać bo na innym forum też się fani niecierpliwią :D
UsuńSuper opo! Przepraszam, że nie komentowałam wcześniej. : )
OdpowiedzUsuńa miałam cię opieprzyć że obiecałaś i zostawiłaś xd dziękuję <3
OdpowiedzUsuńa miałam cię właśnie na fb opieprzyć że obiecałaś i zostawiłaś xd Dzięki :*
OdpowiedzUsuń