niedziela, 17 listopada 2013

Opowiadanie Leszkowelove - "Poukładaj mi łzy"

Szybko wrzucam i lecę :D Podobało mi się :) I co znowu wracamy to tej pioseneczki ? <3 

Miłego czytania :) 

Domcia

Napisałam kolejne opowiadanie z serii poodcinkowych, trochę spóźnione, ale chciałam spróbować stworzyć dobry wyciskacz łez, co wymagało trochę "przyłożenia się" ;) z jakim skutkiem oceńcie sami ;*

Dedyk dla Pauli, bo bez ciebie to opo nie miałoby tytułu, a to przecież ważna cześć opa <3
                                               „Poukładaj mi łzy”

„Nie ma nikogo, jak Ty
Dlatego...
Zostań, potrzebuję Cię tu,
To co w sobie mam tylko ciągnie mnie w dół,
Zostań, poukładaj mi sny,
Jeden z nich na pewno to My,
Zostań, potrzebuję Cię tu,
To co w sobie mam, nie chce się dzielić na pół,
Zostań, poukładaj mi łzy,
Jedna z nich na pewno to Ty”

- A uwzględniłaś swojego Marka? – Przybysz była zdziwiona że ojciec o niego pyta. Przecież ich nic nie łączy, a przynajmniej próbowała to sobie wmawiać.

-A zapraszałeś mojego Marka? – zaakcentowała słowo „mojego”. Miała po uszy już tych aluzji ojca. Przecież była tam, tak? Chciała pomóc. Ale kazał jej się zająć swoim życiem, no to się zajmuje.

- No zapraszałem, ale powiedział, że nie dojedzie.

„ Nie dojedzie” – jasne ciekawe dlaczego? – pomyślała. Jeśli jak ojciec twierdzi to jest „jej” Marek to mógł ją wcześniej
uprzedzić, prawda?

- Ale za to, dojedzie Tośka z ojcem.

- No ich tez zapraszałem – ojciec wzruszył ramionami.

Trzymajcie mnie, bo zwariuję. Kota można z nim dostać. Ojciec tu mówi, że zaprasza „mojego” Marka, a mimo to organizuje mi jeszcze jednego partnera – cudownie. Jeszcze jego. Już bym wolała żeby mi Maćka przyprowadził, niż komisarza.

***

Marek naprawiał stary motocykl znaleziony w stodole, gdy ujrzał brata z torbą na ramieniu idącego w jego stronę. Zdziwił się, co on tu robi o tej porze, skoro miał być dopiero jutro. Z drugiej strony ucieszył się, ponieważ zobaczył w tym szansę zdążenia na ślub do pana Przybysza i spotkania z Agatą, a przez obowiązki domowe zdążył już sobie ten pomysł wybić z głowy.

- Co ty tu robisz? – zapytał Roberta.

- Udało mi się szybciej pozałatwiać wszystkie sprawy, to jestem.

- Skoro już jesteś, to ja robię sobie wychodne. – spieszyło mu się bardzo by znów ją zobaczyć. Zdążył się za nią stęsknić
siedząc sam z ojcem w tym ciasnym drewnianym domku. Uprasował białą odświętną koszulę, założył najlepszy garnitur, wsiadł w swojego srebrnego Jeepa i pomknął w kierunku Bydgoszczy. Po drodze kupił największy bukiet kwiatów jaki był w kwiaciarni, w końcu dla jego ulubionego przyszywanego „teścia”. Na razie można powiedzieć przyszywanego, ale Marek chciał bardzo, żeby kiedyś byli rodziną. On już wiedział, jak ważna jest brunetka dla niego. A jej ojciec, to po prostu był złoty człowiek. Marzył o tym, żeby móc być członkiem jego rodziny. W sumie już się dzięki uprzejmości pana Andrzeja wielokrotnie tak czuł.

***

Dojechał na miejsce. Zgasił silnik. Wziął kilka głębszych wdechów. Wziął do ręki bukiet i wysiadł z samochodu. Żałował, że nie był na ceremonii zaślubin, ale dobre i wesele, no przynajmniej końcówka. Wszedł do domu weselnego. Całe towarzystwo bawiło się w najlepsze. Alkohol każdemu musiał uderzyć do głowy. Jakaś ciotka przeczepiła się do niego, uwiesiła na jego szerokich ramionach i próbowała chwilę z nim popląsać w rytm muzyki. Jednak on nie miał ochoty na zawierani nowych znajomości. Chciał tylko złożyć życzenia i móc wreszcie JĄ zobaczyć. Podszedł do „pana młodego”. Jego małżonkę widział po raz pierwszy w życiu, ale zauważył, że niezwykle do siebie pasują.

- Dzień dobry, dzień dobry… Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.

- Marek! – siwawy mężczyzna ogromnie ucieszył się na widok tego wysokiego bruneta, chciał żeby był obecny na jego
weselu, cały czas miał nadzieję, że jednak uda mu się dotrzeć – poznajcie się: mecenas Dębski – moja żona Zofia.

- Bardzo mi miło. Wszystko wiem. Gratuluję.

- Ty nie uwierzysz co się tu działo! – powiedział z zachwytem pan Andrzej, a Marek chcąc nie chcąc musiał posłuchać relacji ze ślubu mimo, że śpieszno mu było zobaczyć się z jego córką. – Samobójca na wieży kościelne, chciał skoczyć.

- Na szczęście wszystko się dobrze skończyło.

- Tak? – Marek udało zdziwionego, mimo, że wiele go to nie interesowało. – No to bardzo się cieszę.

- Wszyscy baliśmy się – powiedziała Zosia, jednak jej to Marek już zupełnie nie słuchał, zaczął rozglądać się nerwowo po sali,
co zauważył pan Przybysz. Kobieta jakby chciała coś jeszcze dodać, ale wtem jej mąż zapytał:

- Agatki szukasz?

Marek nie odpowiedział, ale można to było uznać za potwierdzenie. W końcu Andrzej nie był głupi i od samego początku wyczuł, że coś go ciągnie ku jego córce.

- Widziałam jak wychodziła na taras – odezwała się kobieta.

Mężczyzna ucieszył się bardzo, że wie gdzie jej szukać.

- No nic, nie przeszkadzam. Jeszcze raz wszystkiego dobrego – powiedział adwokat z szerokim uśmiechem i udał się w kierunku wskazanym przez kobietę. Przemierzał salę miedzy stołami. Wydawało się, że ta chwila trwa całą wieczność.

W końcu stanął między szklanymi drzwiami prowadzącymi na taras. Jednak to, co tam zobaczył spowodowało, że poczuł ogromny ból, jakby jego serce rozpadło się w tej sekundzie na milion kawałków. W gardle poczuł wielką gulę, a w oczach piekące łzy. Tyle mu się zwaliło na głowę ostatnio problemów z ojcem i na dodatek jeszcze to. Ta, do której tak pędził, o której tyle ostatnio śnił, ta piękna uśmiechnięta brunetka, teraz nie śmiała się do niego. Stała i żartowała z kimś innym, najwidoczniej świetnie się bawiąc. Tym kimś był komisarz Majewski, kojarzył go z sądu, spotkał ich kiedyś razem z Marią na korytarzu. Jego świat momentalnie się zawalił. Miał dwie opcje, albo tam podejść, ale nie był pewny, czy da radę normalnie rozmawiać z tym burakiem, albo się wycofać. Postawił na to drugie. Wolał się nie wdawać niepotrzebnie w dwuznaczne sytuacje, dla niego wszystko było jasne. Przecież kazał jej się zająć swoim życie, no to się zajęła. Jak ona go potrzebowała, on był zawsze. Kiedy on miał problemy największe w całym swoim, życiu, ona poddała się po pierwszej próbie. Przyjaciół poznaje się w biedzie, najwidoczniej nie byli nawet przyjaciółmi. Nie mógł znieść tego widoku. Ból wykrzywił jego twarz. Odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł z lokalu wprost w ulewny deszcz.

Wsiadł do samochodu trzaskając drzwiami. Walnął pięściami w kierownicę, aż go zabolało. Zacisnął na niej palce, aż mu kostki pobielały. Oparł czoło o kierownicę. Trwał w takim letargu dłuższą chwilę. Podniósł wzrok i przyglądał się spływającym strugom deszczu po przedniej szybie srebrnego Jeepa. Oparł głowę o zagłówek. Wypuścił głośno powietrze, jakby spuszczał z siebie całe życie. Przymknął oczy. Kiedy jechał tutaj wyobrażał sobie jak poprosi Agatę do tańca, jak na balu adwokatów, jak będzie trzymał ją w swych ramionach, będą wirować po parkiecie. Może w końcu by się odważył na coś więcej, chociaż na wyszeptanie jednego komplementu… A teraz…. Jego marzenia, jego szczęście, jego sens, jego dusza rozsypały się jak domek z kart. Agata oczywiście nawet nie miała świadomości przez całą uroczystość o jego przybyciu. Bawiąc się w najlepsze w ramionach Krzysztofa nie miała pojęcia że Dębski toczy ze sobą właśnie jedną z największych bitew w swoim życiu.

„Gdy ból skrzywi bladą twarz
To i tak zostaniemy z tym sami
(…)Tylko życie tak trudne jest
Potrzeba siły, by sobie z nim radzić”

Deszcze lał niemiłosiernie, krople biły głośno o szybę ścigając się z wycieraczkami nadaremnie próbującymi rozgonić ten potok. Taki sam potok łez zbierał mu się pod powiekami. Cały czas miał w głowie ten widok. To koniec. Właśnie tracił drugą najważniejszą kobietę jego życia. Drugą, bo pierwszą była jego matka. Czuł się podobnie jak przed laty w dzień jej odejścia do Najwyższego. Wiedział, że tam jej pewnie będzie lepiej niż ze zdradzającym ją mężem, ale nie mógł się po tym długo pozbierać. Była jego jedyną bratnią duszą w domu. Zawsze dawała mu poczucie bezpieczeństwa i bezgranicznej miłości, czego nie zaznał nigdy przy pastwiącym się nad nim ojcem. Wiedział, że to dzisiejsze zdarzenie równie głęboko odczuje, równie głęboko wryje mu się w pamięć, zostawi zadrę na jego duszy. Błyskawice przecinały niebo tnąc jak brzytwy jego serce. Wjechał między dębowy las, jego miejsce na ziemi. Zwolnił nieco na liczniku, aby nie wpaść w poślizg i nie wylądować na jednym z tych stuletnich dębów. Zgasił silnik i oparł głowę o zagłówek obrzucając spojrzeniem całą działkę. Wysiadł z samochodu i podniósł głowę do góry. Przyjrzał się jak na niebie wiatr stara się rozgonić chmury, aby księżyc mógł rzucić choć cień złotej poświaty.

„Więc dlaczego
Właśnie dla mnie
wymyśliłeś bajkę Panie,
o człowieku,
który sam przez życie musiał iść?
Całkiem sam...”

Następnego dnia rano zszedł na dół niewyspany. Zamiast spać pół nocy myślał o niej, o nich. W kuchni siedział już przy stole jego ojciec z Robertem.

- Siadaj naleje ci kawy. – zaproponował Robert.

- Nie jestem głodny – odpowiedział beznamiętnym głosem, chwycił bluzę i wyszedł z domu.

Mężczyźni popatrzyli na siebie zdziwieni. Robert pokręcił głową. Dobrze, że przyjechał. Teraz będzie musiał „niańczyć” ich obu.

Marek skierował swe kroki nad rzekę. Tam, gdzie jak był jeszcze bardzo mały, a ich kontakty nie były tak oschłe, lubił przesiadywać z ojcem i pomagać mu łowić ryby. Potem kiedy w domu źle się działo, kiedy miał problemy dalej się tutaj zaszywał. Teraz ta jego kryjówka bardzo się zmieniła przez te lata, chwasty i pokrzywy pozarastały zasłaniając jej najpiękniejsze walory. Usiadł na pniu złamanego drzewa, wpatrywał się w szumiący potok. W kieszeni zadzwonił mu telefon. Spojrzał na wyświetlacz. „Andrzej Przybysz” – widniała nazwa dzwoniącego kontaktu. Domyślał się w jakiej sprawie może dzwonić. Miał nadzieję, że udało mu się wyjść niezauważonym. Z jednej strony nie chciał odbierać, bo co miałby powiedzieć? Prawdy nie może, bo jakby to brzmiało, nie przyzna się, że jest zazdrosny, nie miałby również śmiałość skłamać takiemu człowiekowi jakim był Przybysz. Głupio mu było też odrzucić połączenie, gdyby to był ktoś inny z pewnością by odrzucił. Spróbował przywrócić swój wesoły ton głosu, tyle na ile było go stać w obecnej sytuacji.

- Dzień dobry, panie Andrzeju.

- Cześć, cześć Marek.

W słuchawce nastała na moment niezręczna cisza. Przybysz nie wiedział jak mógłby go delikatnie zapytać. Od samego rana męczyło go poczucie, że musi wykonać ten telefon. Nie tyle z ciekawości, co ze zwykłej ludzkiej troski o „zięcia”. Oboje z Zosią zauważyli jego wczorajsze nagłe wyjście z przyjęcia.

- Wszystko w porządku? – wyręczył go Marek

- Tak, tak. Goście się porozjeżdżali my też zaraz kończymy pakowanie.

- A właśnie, gdzie w podróż poślubną?

- Gdziekolwiek Mareczku, gdziekolwiek. Dolecimy do Londynu i zobaczymy.

- No, to życzę szczęśliwej podróży, panie Andrzeju. – powiedział uśmiechnięty Marek.

- A u ciebie w porządku, Marek? Wczoraj tak szybko wyszedłeś?

- Nie, znaczy tak tak, dostałem nagły telefon, że muszę wracać, ojciec trochę gorzej się poczuł… - odetchnął, gdy w końcu przeszło mu to przez gardło, bał się tego pytania, jąkał się, zwlekał z odpowiedział, ale nie miał innego wyjścia jak postawić na kłamstwo, co w sumie nie było do końca nieprawdą bo z ojcem coraz gorzej było. – Przepraszam, że tak krótko byłem, no ale… sam pan rozumie…

- Rozumiem, rozumiem… Nie przejmuj się, nic się nie stało… A to coś poważnego?

- No… - Marek wolał nie wdawać się w historię choroby ojca, lekarzem nie był, a pan Andrzej, świeżo upieczony mąż miał swoje życie, nie będzie jeszcze jego w to mieszał.

- To mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie. Muszę kończyć, bo się z Zosią na samolot spóźnimy. Trzymaj się tam dzielnie chłopie.

- Dziękuję i pozdrowienia dla małżonki.

- Przekażę oczywiście.
Rozłączył się naciskając czerwoną słuchawkę i schował swoją czarną Xperię do kieszeni. Zauważył sarnę podchodzącą do wodopoju.

„Jesteś sam gdy zapada zmrok,
Będziesz sam gdy twe życie przeminie”

Może ojciec miał rację? Może on już zawsze będzie sam? Nie potrafi nikogo zatrzymać przy sobie? Potrafi być tylko egoistą? Po chwili rozmyślań podszedł do niego Robert z kubkiem ciepłej herbaty i czarną kurtką brata pod pachą. Znał brata dobrze i wiedział, że ze wszystkim chce sobie radzić sam, ale nikt nie jest przecież na tyle silny, żeby przejść sam przez całe bagno jakie nam przysparza życie. Usiadł obok. Nie pytał o nic, gdyby Marek chciał mu powiedzieć, pewnie za jakiś czas to zrobi.

- Masz – powiedział podając mu kubek z herbatą i kurtkę.

- Jak masz tu siedzieć, to chociaż to ubierz na siebie.

- A ty się masz zamiar teraz w matkę bawić? – Marek zareagował jak zwykle zbyt gwałtownie, odwróciwszy się w stronę
brata.

- Nie… ale wystarczy nam chorych w domu, prawda? – Robert wstał udając się w stronę domu
Po drodze odwrócił się jeszcze i spojrzał na cierpiącego brata którego nie widział w takim stanie od dnia śmierci ich matki. 


Leszkowelove

5 komentarzy:

  1. No więc może uda mi się choć trochę odwdzięczyć za te wszystkie cudowne komentarze, po tytule wiedziałam że to opowiadanie będzie piękne, smutne, wzruszające..jeszcze ten dedyk aj cieszę się że zaraziłam Cię tą piosenką <3 opis sytuacji piękny <3 z chęcią przeczytałabym dalszą część kochana! Uwielbiam twoją twórczość kochana <3
    Miało wyjść, długo, pięknie a wyszło krótko i beznadziejnie.nie nadaje się do komemtowania.. :( nie raz łzy kręciły mi się już w oczach.. mimo wszystko mam nadzieje ze bedzie tego dalsza część, nawet jak bedzie to tylko jednopartowiec <3

    Paula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję <3 miło że się podoba, że opo spełnie swą założoną funkcję "wyciskacza łez" :D Kiedy się pojawi next to nie wiem, ale na pewno go napiszę z myślą o tobie ;* I jak już ci mówiłam nadajesz się do komentowania, każdy się nadaje, myślisz, że moje komy zawsze były takie długie? Właściwie tylko BS potrafię tak komentować, porównaj sobie moje komenty do np. Peu ze streemo pfff przy niej to i ja jestem beznadziejna ;) A nie ważna jest długość a to, że ty zawsze zostawisz swój ślad pod każdym moim opem, co bardzo mnie cieszy i przywraca wiarę w siebie, w opo i motywuje do pisania, bo widząc 80 wyświetleń na streemo a ani jednego krótkiego komenta idzie się załamać :( Komentarz jest długi i cudowny dziękuję raz jeszcze i teraz ja czekam na BS bo ja na razie muszę skończyć o AgMa pisać bo na innym forum też się fani niecierpliwią :D

      Usuń
  2. Super opo! Przepraszam, że nie komentowałam wcześniej. : )

    OdpowiedzUsuń
  3. a miałam cię opieprzyć że obiecałaś i zostawiłaś xd dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń
  4. a miałam cię właśnie na fb opieprzyć że obiecałaś i zostawiłaś xd Dzięki :*

    OdpowiedzUsuń