`Houk!
(To określenie już się chyba na dobre przyjęło.)
Przedstawiam
wam coś zupełnie nowego ode mnie. Jeśli taka będzie wasza wola,
chciałabym Na początku tej części może się wam to opowiadanie
wydać nieco dziwne i pogmatwane, ale mniej więcej w połowie
powinno się wszystko wyjaśnić. Jest to coś, czego chyba wcześniej
nie było, a w każdym razie ja się na nic podobnego nie natknęłam.
Wątek z Krakowem pojawi się tutaj, ponieważ bardzo lubię to
miasto, ale też tutaj mieszkam od dziecka. Poza tym, łatwiej ( i
niekiedy też przyjemniej) opisuje się to, co jest nam znane i to, z
czym my sami mamy związane jakiekolwiek przeżycia. Mam więc
ogromną nadzieję, że wam się to opowiadanie będzie podobało i w
komentarzach, które jak zawsze są niezmiernie mile widziane,
‘wytkniecie’ mi ewentualne błędy. Nie chcę nic więcej pisać,
ażeby wam nie wyjawić zbyt dużo przed przeczytaniem, także w tym
momencie nie pozostaje mi nic innego jak tylko zadedykować komuś tę
część… Otóż: tamdadadam! Panie i panowie! Tę część z
największą przyjemnością dedykuję takim trzem cudownym i
baaardzo cierpliwym osobom jak: Leszkowelove,
mycha i Paula. Te trzy
osoby czekały od miesiąca na to opowiadanie. A teraz, pod koniec
mojego nudnego wystąpienia chciałabym wam życzyć miłego czytania
i prosić o wyrażenie swojej opinii na jego temat.
Za jakiekolwiek błędy oczywiście z głębi serca – przepraszam.
„Człowieczy los, nie
jest bajką, ani snem…
Człowieczy los, jest
zwyczajnym, szarym dniem…
Człowieczy los niesie z
sobą żal i łzy…
Pomimo to, można los
zmienić w dobry lub zły…”
Anna
German – „Człowieczy los”
Część
1
Obudziły
ją blade promienie zimowego Słońca. Niechętnie podniosła się z
ciepłego jeszcze łóżka i powolnym krokiem udała się do kuchni.
Dekoracyjnie
ułożyła kolorowe kanapki na stole i poszła obudzić męża.
Delikatnie otworzyła drzwi do sypialni i zakomunikowała małżonkowi,
że śniadanie czeka już na stole. Gdy ten będąc jeszcze w półśnie
potwierdził, że usłyszał, udała się do pokoju córeczki. Jak
najciszej tylko potrafiła, otworzyła drzwi. Usiadła na łóżku
dziewczynki. Mała jeszcze smacznie spała. Była taka podobna do
swojego taty… Pod każdym względem. Właściwie jedyne, co
odziedziczyła po niej to kolor włosów. Miała tak podobny do niego
charakter. Oboje lubili żartować, śmiać się, opowiadać sobie co
robili danego dnia. Ona zawsze z ogromną fascynacją słuchała jego
opowiadań o pracy, a on potrafił z zapartym tchem słuchać o tym,
co dzisiaj robiła razem z mamą, ponieważ po jej narodzinach nie
pracowała. O wiele bardziej wolała poświęcić się wychowaniu
swojej ukochanej córeczki aniżeli codziennie rano wstawać do pracy
i prawie w ogóle się z nią nie widywać.
Błyszczące,
ciemnobrązowe loki opadały na jej piękną, dziecięcą twarzyczkę.
Jeszcze teraz widać było na niej ślady wieczornych łez i strachu.
Młodej mamie od razu przed oczami stanęły wydarzenia z
wczorajszego wieczoru.
-
Mamo! Mamo! Idą tutaj! Mamo! – usłyszała z pokoju dziewczynki.
Jej głos był przesiąknięty strachem, a pomiędzy zdaniami dało
się słyszeć płacz. Kobieta pobiegła od razu do pokoju
dziewczynki i usiadła na jej łóżku. Przytuliła ją mocno do
siebie i próbowała uspokoić, dowiedzieć się co się stało. Po
chwili poczuła na swojej szyi jak jej malutkie, dziecięce rączki
obejmują ją. Kiedy mała troszkę już się uspokoiła, wzięła ją
na ręce i zaniosła do kuchni. Tam posadziła ją na krześle, a
sama zagotowała wody w czajniku i zawołała męża, by pomógł jej
w rozweseleniu ich córeczki. Mała brunetka zawsze potrafiła się z
nim bardzo dobrze dogadywać. Jeszcze niecały rok temu nie mówiła
“rodzice”, tylko “dwa taty są”. On zawsze potrafił ją
rozśmieszyć. Niestety, dzisiaj nawet on nie potrafił jej
pocieszyć. Ona cały czas chciała do mamy. Tata niemalże dla niej
nie istniał. Kiedy zapytała się, co jej się przyśniło, dlaczego
płacze, odpowiadała:
-
Śniło mi się, że tacy brzydcy panowie, w czarnych butach przyszli
do nich do domu i pytali się o tatę i ciebie, a potem zabrali was
gdzieś. Mamo, ty nigdzie nie pójdziesz, prawda? Mamo, boję się!
Mamo, powiedz – dziewczynka wtuliła się nią i znowu zaczęła
płakać. Siedząca wciąż koło nich głowa rodziny, objęła swoje
dwa najcenniejsze skarby. W tej chwili dziewczynka przestała płakać.
Pocałowała oboje rodziców w policzek i zapytała:
-
Już tak będzie zawsze?
-
Ale co?- zapytała córkę.
-
Czy zawsze będziemy wszyscy razem? Ty, tata i ja? – czteroletnia
dziewczynka popatrzyła się na mamę dociekliwym spojrzeniem.
-
Tak. Tak będzie zawsze, kochanie. – pocałowała jej małą główkę
i przytuliła dziecko mocno do siebie. – A pójdziesz teraz spać?
Zaśpiewam ci kołysankę, co?
-
Ale u was na łóżku. Z wami. Sama nie. – mała brunetka utkwiła
swój nad wiek poważny wzrok w mamie.
-
Dobrze. Tatuś cię zaniesie. Prawda? – znacząco popatrzyła się
na męża.
-
Tak, tak. Chodź, szkrabie.
Niestety,
takie nocne koszmary zdarzały się jej coraz częściej. Jednak
najgorsze było to, że malutka przede wszystkim się tych koszmarów
bała, choć nie miała ku temu powodów.
-
Kochanie… Wstawaj… Śniadanko czeka… Twoje ulubione kanapki…
Wstawaj… - szeptała spokojnie do ucha śpiącej jeszcze córeczki.
Po kilku minutach bezskutecznych prób obudzenia jej, zjawił się
tata.
-
Gdzie jesteś, piękna królewno? Gdzie jesteś, piękna królewno?
Jak długo, jak długo, szukać cię mam? Czy jesteś daleko, czy
blisko? Królewno,… królewno…! Jak długo szukać cię mam? -
szczęśliwy tata pogłaskał ‘śpiącą królewnę’ po główce
i powiedział zawadiacko:
-
Nie wiesz czasem, kto postawił coś pysznego na twoim stoliku? –
połaskotał ją za uszkiem, a mała dziewczynka od razu podskoczyła
jak oparzona.
-
Gdzie? Gdzie? Tato? – dopytywała się patrząc mu prosto w oczy.
-Odwróć główkę, mój ty żarłoku mały.
***
Szły
do domu ich nowo odkrytą drogą. Była ona niedaleko poprzedniej,
ale wyraźnie krótsza, a przede wszystkim ciekawsza, a obydwie
‘panie’ uwielbiały puszczać wodzę swoich wyobraźni takich
miejscach. Prowadziła ona przez park, i to nie byle jaki. Dookoła
zwisały gałęzie wierzb płaczących, a na wyjątkowo, jak na tę
część miasta, zadbanym trawniku rosły różnokolorowe kwiaty.
Trzymały się za ręce i wesoło rozmawiały. Uwielbiała takie ich
wspólne spacery. Często wtedy ustalały co będą robiły po
południu, co przygotują na obiad, jak nakryją stół… To
ostatnie było w ich domu bardzo ważne. Można nawet powiedzieć, że
stało się to ich ‘małą tradycją domową’. Brunetka
uwielbiała dekorować stół świeżymi kwiatami. Na stole w kuchni
codziennie był nowy bukiet kolorowych kwiatów, a niektóre stare
suszyły się w różnych zakamarkach domu. Dzięki temu to miejsce
stawało się bardziej przytulne. Bardzo ważnym ‘rytuałem’ był
też powrót taty do domu. Jego córeczka codziennie wymyślała
inną niespodziankę z tej okazji. Zawsze dostawał od niej rysunek,
który uprzednio był pieczołowicie przygotowywany przez półtorej
godziny i coś jeszcze.
Teraz
mama z córką były w kuchni, gdzie unosił się apetyczny zapach
świeżo upieczonego ciasta. Dziewczynka stała przy blacie i
przyglądała się dymiącemu jeszcze smakołykowi. Mama powiedziała,
że dzisiaj połowę ciasta będzie mogła ozdobić samodzielnie.
Było to dla małej kucharki nie lada przeżycie, a wręcz zaszczyt.
Nieczęsto mama pozwalała jej na samodzielną pracę w kuchni.
Dzięki
zamiłowaniu mamy, do przyrządzania pięknych potraw i dekorowania
domu, już od najmłodszych lat dziewczynka podzielała pasję swojej
rodzicielki.
Godzinę
później, w całym domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Mała brunetka
od razu podbiegła do drzwi, biorąc jeszcze po drodze pieczołowicie
przygotowywany rysunek i z uśmiechem do ucha do ucha czekała aż
mama otworzy tacie drzwi. Kiedy po chwili mama uporała się z
zamkiem, dziewczynka przytuliła się do niego. Z dumą wręczyła mu
prezent i z podnieceniem w głosie zaprosiła go do kuchni.
-
Chodź, chodź. Tam jest niespodzianka. Proszę. – złożyła mu
słodkiego całusa na policzku i pociągnęła za rękę, nie
zwracając uwagi na jego nieprzebrane buty.
-
Już idę, idę. – uśmiechnął się do córki, poczym szeptem
zapytał się żony – Co takiego jest w kuchni?
-
Wejdź, to zobaczysz. – powiedziała tajemniczo i ruchem ręki
kazała mu iść za dziewczynką.
Kiedy
wszedł do niewielkiego pomieszczenia, mała brunetka stała dumnie
przy stole, a obok niej stało specyficznie ozdobione ciasto. Z
jednej strony były na nim pojedyncze kropki, a z drugiej niezliczone
ilości tajemniczych wzorów, wykonanych z dziecięcą precyzją.
Młody tata uśmiechnął się i czule pogłaskał córkę po głowie,
zapewniając, że na pewno spróbuje i będzie pyszne.
***
Po
wyśmienitym obiedzie i deserze, przy jak zawsze perfekcyjnie
nakrytym stole, dziewczynka poszła się pobawić. Młodzi rodzice
zostali sami w kuchni. On objął ja swoim ramieniem, i pocałował.
-
Ale ona wyrosła. A zauważyłaś, że z każdym dniem staje się
coraz bardziej podobna do ciebie? – powiedział wpatrując się w
jemu tylko znany punkt na ścianie.
-
Ale charakter ma twój. – kąciki jej ust powędrowały nieco do
góry. – Ani ja, ani ty się jej nie wyprzemy.
***
Jakiś
czas później, dziewczynka postanowiła zrobić dla rodziców
przedstawienie. Do tego celu, mała dziewczynka założyła nowo
kupioną, różową sukienkę.
-
Skąd ona ma tę sukienkę? Gdzie ją kupiłaś? - szepnął do żony,
nie omieszkując przy tym pocałować ją delikatnie w policzek.
-
Nie umiem ci dokładnie powiedzieć, ale mała była tak
podekscytowana, że nie miałam serca jej odmówić. Wiesz przecież,
że rzadko się zdarza, żeby chciała nosić sukienki, a w tej tak
ładnie wygląda. No popatrz tylko. Czyż nie jest słodka? – młoda
mama uśmiechnęła się i oparła głowę o męża oraz pełnym
miłości wzrokiem wpatrując się w córeczkę. Była dla niej całym
światem. Nie wyobrażała sobie życia bez niej. Ona wnosiła do
tego domu tyle dziecięcej radości i niewinności. Była oczkiem w
głowie ich obojga.
***
Stał
obok córki w tym małym, nieprzyjemnym pomieszczeniu, a całe ich
dotychczasowe, wspólne życie stawało mu teraz przed oczami.
Wszystkie cudowne, wspaniałe, piękne chwile razem. Przytulił
mocniej córeczkę do piersi i próbował odtworzyć w głowie
wydarzenia sprzed kilku ostatnich godzin…
Dzisiaj
wrócił z pracy wyjątkowo wcześnie. Oczywiście, obie „panie”
bardzo ucieszyły się widząc go w drzwiach. Po jak zawsze miłym,
wspólnym obiedzie, poszedł pobawić się z córką, a ona wyszła
na chwilę do sklepu. Pół godziny później przyjechała do nich
jakaś młoda kobieta, prosząc by pojechali z nią do szpitala. Od
razu ubrał córkę i niedługo potem byli w szpitalu. Tam nie
czekało ich nic dobrego.
-
Gdzie jest moja żona? Przywieźli ją tutaj pół godziny temu! –
zapytał zdezorientowany i podenerwowany.
-
Pan jest kimś z rodziny? – recepcjonistka ze stoickim, wręcz
prowokującym spokojem, zadała rutynowe pytanie.
-
To moja żona! Gdzie ona jest? – zdenerwował się i pokazał
kobiecie złotą obrączkę.
-
Tym korytarzem prosto, a potem w prawo.
-
Dziękuję. – odparł ironicznie.
Kiedy
weszli do niewielkiego pomieszczenia, malutka podbiegła do mamy i
chwyciła ją za bladą rękę, a on stanął w drzwiach i nie
wiedział co ma robić: cieszyć się, że jego żona jeszcze żyje,
czy też płakać, ponieważ lekarze nie dają jej zbyt dużo czasu?
-
Mamo! Mamo! – przytuliła się do niej, a z jej małych,
dziecięcych oczek wypłynęło kilka dużych kropel łez. Była
jeszcze zbyt mała, żeby zrozumieć co dokładnie się stało,
jednak wizyty w szpitalu nie kojarzyły jej się z niczym przyjemnym.
-
Ciii… - pogłaskał córeczkę po głowie i przyciągnął do
siebie.
– Tato,
dlaczego mama śpi? Dlaczego nie może spać w domu? Jest na nas zła?
Tato? – dopytywała się dziewczynka.
-
Pewnie była bardzo zmęczona, ale nie jest na nas zła. Niedługo
wróci do domu. – mówiąc to do córki, próbował sam sobie to
wpoić do świadomości, jednak w obliczu całego tego nieszczęścia
nie było to łatwe.
***
Od
tego pechowego, nieprzyjemnego dnia, minął już tydzień. Ona
jednak wciąż była w szpitalu, a on z dnia na dzień coraz bardziej
tracił nadzieję, że to wszystko jakoś się ułoży. Z kolei jego
córeczka z zdawała się przyzwyczajać do sytuacji w jakiej teraz
się znaleźli. Codziennie prosiła tatę, żeby poszli do szpitala,
bo ona ma nowy rysunek dla mamy. Gdy tylko wchodzili do jej pokoju,
dziewczynka pokazywała mamie nowe arcydzieło, a potem kładła je
na stolik obok łóżka, mówiąc: „Mamusiu, jak będziesz chciała
obejrzeć moje rysunki, to kładę je tutaj.” Ona jednak nie
odpowiadała. Była nieprzytomna.
Kiedy
jednak dzisiaj przyszli do niej, mała nie miała dla niej rysunku,
tylko podeszła do mamy w miarę możliwości przytuliła się do
niej. Po chwili usłyszał jej cichy płacz.
-
Mamo, dlaczego tak długo śpisz? Dlaczego nie przyjdziesz do domu?
Tam też możesz się wyspać. Ja będę rano cichutko, potem zrobię
Ci z tatą śniadanie. – mówiła dziewczynka przez łzy.
-
Kochanie, nie płacz, będzie dobrze. Nie martw się. – próbował
dodać córce otuchy. Ostatnio jednak coraz częściej zaczynał
wątpić w szczęśliwe zakończenie. Cała nadzieja jaką ona kiedyś
w niego wlała, rozpływała się niczym lód w ciepły dzień. Teraz
nie widział już nic, a cała jego droga życia, która jeszcze
stosunkowo tak niedawno była tak kolorowa, pogodna, radosna –
teraz zasnuła się ciemną, gęstą mgłą.
***
„Nie
wolno Ci się bać,
Wszystko
ma swój czas…”
Wszyscy
ich przyjaciele, rodzina stali w półokręgu. W środku stał
otwarty jeszcze grób, a w nim nowa, ciemnobrązowa trumna. Nieco
wyżej, na pionowej tablicy widniał niewielki złoty napis z jej
imieniem, nazwiskiem i dwoma datami. Pierwsza z nich – wspaniała,
za którą dziękował Bogu, ponieważ dzięki temu miał możliwość
spotkania jej na swojej drodze, a druga – budząca przykre
wspomnienia, chwile grozy, smutku, płaczu.
-
Anna Przybysz – przeczytał prawie niedosłyszalnym głosem i
mocniej ścisnął małą, i drżącą od płaczu, i zimna rączkę
córeczki. Agatka właściwie nie wiedziała o co w tym wszystkim
chodzi. Wiedziała natomiast jedno: od kilku dni nie odwiedzili mamy,
a tata nie chciał jej powiedzieć dlaczego.
-
Co jest w środku, tato? – potrząsnęła lekko jego ręką , a
drugą wskazała na trumnę. Andrzej popatrzył się na córkę,
poczym drżącym ze wzruszenia głosem odpowiedział córce:
-
Nie co, tylko kto. To jest trumna, Agatko. Tam jest… - chwycił
mocniej jej rączkę – Mama.
-
Mama? – w jej głosie wyczuł, że zaraz zacznie płakać. –Przecież mama jest w szpitalu! Dlaczego ją tutaj wsadzili? Tato,
nie pozwól im! Tato, wyjmij ją stamtąd! Tato! – Agatka zaczęła
się wyrywać ojcu, lecz ten trzymał ją mocno. Zwolnił jednak
uścisk, kiedy pierwsze okruchy brunatnej ziemi uderzyły o deski
trumny. Wtedy Agatka, widząc zachowanie ludzi, nabrała jej również
do rąk i rzuciła na ‘nowy dom’ mamy.
-
Mamo! Dlaczego nas zostawiłaś dla innej rodzinki? Nawet nie
skończyłaś czytać mi bajki! Mamo, wróć do mnie! – powiedziała
już płacząc i pobiegła w głąb cmentarza, oddalając się
znacznie od wszystkich tu obecnych. Andrzej zdążył tylko krzyknąć:
„ Agatko, wracaj!”, jednak ona go nie słuchała. W jej małej
główce to wszystko się nie mieściło. Tego było zbyt dużo. Nie
wiedziała co ma zrobić, bała się tego miejsca.
Kiedy
wrócili do domu, dziewczynka od razu pobiegła do swojego pokoju.
Andrzej nawet nie próbował jej powstrzymać. Wiedział, że nie
powinien był jej tego w ten sposób powiedzieć, ale nie umiał
inaczej. On sam nie radził sobie z zaistniałą sytuacją, a co
dopiero sześcioletnia dziewczynka, która jeszcze niecały miesiąc
temu całe dnie spędzała właśnie z nią.
***.
Noga
za nogą, prawa za lewą… Czternastoletnia brunetka powolnym
krokiem wracała ze szkoły. Jak zawsze, wracała sama. Nie miała w
szkole zbyt wiele koleżanek. Owszem, było kilka dziewczyn, z
którymi czasami rozmawiała na przerwach, odpisywała lekcje, kiedy
nie było jej w szkole. Innymi słowy – szkolny standard, jednak na
pozór twarda, nieugięta i mająca prawie najlepsze stopnie w klasie
Agata Przybysz była zwyczajnie samotna, czuła się odrzucona,
ponieważ jako jedyna z klasy nie miała kogoś z kim mogłaby
wspólnie wracać ze szkoły, komu mogłaby powierzać swoje sekrety,
plotkować… Była jakby na uboczu całego życia towarzyskiego
klasy. Nie chciała albo też nie umiała się w nie zaangażować.
Jeśli została o coś poproszona - wykonywała dane polecenie
najlepiej jak umiała, jednak taka praca w żaden sposób nie
rekompensowała jej potrzeby bliskości drugiej osoby. Tata prawie
całe dnie spędzał na treningach, a zwłaszcza teraz, kiedy jego
drużyna przygotowywała się do bardzo ważnego meczu. Po pracy
wypełniał jakieś dokumenty, a ona była pod opieką sąsiadki –
Zosi. Ta starsza pani była bardzo miłą kobietą, znaną z pomocy
innym ludziom. Mimo wszystko jednak, Agata potrzebowała obecności
mamy, ponieważ tata, choć starał się jak mógł, aby wychować
córkę, nie był w stanie wypełniać swoich obowiązków w pełni.
W następstwie, Agata była wychowywana przez ojca ‘po męsku’,
bez mamy. To wszystko nie kolidowało z twierdzeniem, że była jego
oczkiem w głowie i tak zwaną ‘córeczką tatusia’.
Co
do jej zainteresowań, to chętnie oglądała piłkę nożną, choć
sama nie była skłonna do zagrania w jakiejś drużynie bądź
klubie. Lubiła patrzeć jak ktoś gra, jak zawodnicy dają z siebie
wszystko, byleby tylko trafić piłką do bramki. Z racji pasji jej i
ojca do tej dyscypliny, co roku jeździli na mecz polskiej
reprezentacji, można powiedzieć, że stało się to ich tradycją i
nie było roku, żeby nie zawitali do Warszawy na mecz.
Powoli
otworzyła drzwi do domu i weszła do środka. Zaniosła torbę do
swojego pokoju i udała się do kuchni, żeby przygotować obiad dla
siebie i taty. Dzisiaj miał wyjątkowo wcześnie wrócić, ponieważ
do kin wszedł nowy film, na który Agata bardzo chciała iść.
Oprócz tego, dzisiaj obchodziła piętnaste urodziny i mieli z tej
okazji wyjątkowo spędzić ten weekend. Jeszcze dziś wieczorem
mieli wsiąść do pociągu i nad ranem być w Krakowie. Lubili tam
jeździć, ponieważ oboje mieli bardzo przyjemne wspomnienia
związane z tym miastem, poza tym właśnie stąd pochodziła mama
Agaty. Kiedyś razem z nią spędzali tam co najmniej dwa tygodnie
wakacji. Co roku zwiedzali jakiś jego zakątek. Po śmierci mamy,
Agata z ojcem kontynuowali tę 'tradycję'. Tak rozmyślając,
przygotowała pięknie pachnący posiłek i nakryła do stołu.
Kiedy około pół godziny później po domu rozległ się dźwięk dzwonka, w kuchni pięknie pachniało zarówno dzięki kwiatom, ale też dzięki smacznemu posiłkowi. Gdy Andrzej wszedł do pomieszczenia, jego oczom ukazał się wyjątkowo pięknie nakryty stół. Na środku stołu stał duży bukiet (jakich?) chryzantem, a naokoło niego jak zawsze trzy talerze. Od śmierci mamy, Agatka układała na stole o jeden talerz więcej. Kiedy była mała, nie chciała przyjąć do wiadomości, że mama umarła i dlatego do każdego posiłku, na stole musiało się znaleźć dodatkowe nakrycie. Z biegiem lat już co prawda nie robiła tego codziennie, lecz podczas świąt było
- Kochanie, przeszłaś samą siebie. - powiedział czule i objął Agatę ramieniem, i pocałował w głowę. Ona tylko się uśmiechnęła.
- Nie przesadzaj, tato. Zjedzmy obiad, bo spóźnimy się do kina.
Kiedy około pół godziny później po domu rozległ się dźwięk dzwonka, w kuchni pięknie pachniało zarówno dzięki kwiatom, ale też dzięki smacznemu posiłkowi. Gdy Andrzej wszedł do pomieszczenia, jego oczom ukazał się wyjątkowo pięknie nakryty stół. Na środku stołu stał duży bukiet (jakich?) chryzantem, a naokoło niego jak zawsze trzy talerze. Od śmierci mamy, Agatka układała na stole o jeden talerz więcej. Kiedy była mała, nie chciała przyjąć do wiadomości, że mama umarła i dlatego do każdego posiłku, na stole musiało się znaleźć dodatkowe nakrycie. Z biegiem lat już co prawda nie robiła tego codziennie, lecz podczas świąt było
- Kochanie, przeszłaś samą siebie. - powiedział czule i objął Agatę ramieniem, i pocałował w głowę. Ona tylko się uśmiechnęła.
- Nie przesadzaj, tato. Zjedzmy obiad, bo spóźnimy się do kina.
***
Następnego
dnia rano, wschód słońca powitali już w okolicach stolicy
Małopolski. Agata otworzyła okno i wciągnęła głęboko
powietrze. Chciała wynieść jak najwięcej z tej chwili, a przede
wszystkim cieszyła się, że znowu tutaj wraca. W ten weekend
chciała być bliżej mamy, a to tylko w tym mieście odczuwała jej
obecność. Tylko tutaj czuła ją wręcz namacalnie. Kiedy zaczęła
o niej myśleć, w jej głowie zawirowały wspomnienia sprzed kilku
lat.
-
Agatko, wstawaj. – usłyszała nad sobą jej kojący głos. Leniwie
podniosła powieki do góry.
-
Mamo, jeszcze chwilkę. – zakryła kołdrą głowę.
-
Ale podejdź zobaczyć wschód Słońca. Jest przepiękny. – Anna
zachęcała córkę. W końcu pięcioletnia dziewczynka podeszła do
okna i wydała z siebie okrzyk zachwytu.
Kraków
w tym roku wydawał się jeszcze piękniejszy niż zwykle, a na
dodatek babcia mówiła, że to dopiero od dzisiaj jest taka ładna
pogoda. Na szczęście rodzina od strony mamy Agaty mieszkała
blisko, a właściwie w samym centrum Karkowa. Po południu, Agata
wsiadła do pierwszego tramwaju jadącego pod Rynek Główny.
Uwielbiała to miejsce nocą. Szła ulicą św. Anny, kiedy zabił do
jej uszu dobiegł dźwięk z wieży Mariackiej. Mimo panującego, jak
zwykle zgiełku na Rynku, usłyszała go wyraźnie i przyspieszyła
kroku. Kilka minut później usiadła na murku przy kościele św.
Wojciecha i wpatrywała się w tłum ludzi… Gdzieś tam, daleko
widziała swoją mamę, karmiącą gołębie wrz z małą
dziewczynką. Później te same dwie osoby skierowały swoje kroki
stronę teatru Słowackiego, tuż przy plantach. Minęły ulicę
Szpitalną i usiadły na jednej z ławek. Wciąż trzymały się za
ręce, śmiały się, o czymś rozmawiały. Cieszyły się życiem.
Gdyby tylko mogły wiedzieć, że to będą ich ostatnie wakacje
razem. Po policzku piętnastolatki spłynęła pojedyncza łza. Tak
bardzo jej teraz potrzebowała. Potrzebowała przyjaciółki, której
mogłaby o wszystkim powiedzieć, przy której by się dobrze czuła.
***
Punkt
ósma po całej szkole dało się słyszeć dzwonek na lekcje.
Ponurzy i zrezygnowani uczniowie wchodzili do klas, nie mogąc znieść
myśli, że jeszcze całe 5 dni do następnego weekendu. Jedyną
klasą, w której nie panowało ogólne przygnębienie i strach przed
czekającą ich lekcją była 1a. Jednak nie byli oni aż takimi
fascynatami szkoły, na jakich w tym momencie mogliby wyglądać.
Przyczyną ich podniecenia było przyjście nowej osoby do klasy.
Jedyną osobą, która nie interesowała się nową koleżanką był
a Agata Przybysz. Wiedziała, że i tak się z nią nie zaprzyjaźni,
więc nawet nie próbowała czegokolwiek udawać.
Na
tej lekcji pracowali w grupach trzyosobowych. Los widocznie chciał
dopomóc dziewczynom lepiej się poznać, ponieważ były one razem,
nie licząc Maćka, który nienawidził polskiego i gdyby tylko mógł,
to nie przyszedłby na tę lekcje.
-
To co robimy i ile mamy czasu? – zapytała ‘nowa’, siadając
obok Agaty. – Tak w ogóle, to Kasia jestem. – podała kolegom
rękę.
-
Agata – odparła krótko brunetka i podniosła kąciki ust do góry.
***
-
Nie przypuszczałam, że ten tekst można było tak ciekawie opisać.
– powiedziała do Kasi, kiedy wychodziły z klasy. Wydawała się
jej bardzo miła, a przede wszystkim inna niż pozostałe dziewczyny
z klasy. Miała nadzieję, że uda jej się z nią lepiej poznać.
-
Przestań. To naprawdę nic takiego. – dziewczyna uśmiechnęła
się serdecznie i pociągnęła koleżankę za rękę – Chodź,
spóźnimy się na lekcję.
Już
kilka tygodni później, obie licealistki, spędzały ze sobą prawie
każdą wolną chwilę. Tak, może to dziwne, że tak cicha, prawie
nie posiadająca osobowości Agata Przybysz nagle się tak otworzy.
Trzeba jednak wziąć poprawkę na fakt, iż gdy jest się jeszcze w
liceum, łatwiej zawiera się nowe znajomości, a Agata tak bardzo
chciała kogoś takiego znaleźć. Dzięki Kasi zaangażowała się w
wiele akcji, do których jeszcze jakiś czas temu, nie myślała w
ogóle przystąpić. Było im ze sobą naprawdę dobrze, zwłaszcza,
że sporo czasu spędzały też z Maćkiem. Okazał się on, tak jak
obie dziewczyny, bardzo ciekawą osobą, dzięki czemu lubiły
spędzać z nim czas. Bardzo często odwiedzali się nawzajem w
domach, chodzili po mieście, razem się uczyli… Oczywiście,
często też Kasia i Agata spotykały się w cztery oczy, żeby
‘poplotkować’.
-
Słyszałam, że podobasz się Maćkowi. – powiedziała Kasia,
siedząc obok przyjaciółki na łóżku. Ta mało się nie
zakrztusiła sokiem.
-
Nie żartuj sobie ze mnie. – klepnęła ją po ramieniu i dodała -
On prawie w ogóle nie przypomina mojego ideału. – położyła się
na plecach.
-
Weź przestań. A gdyby zaproponował ci wspólne spotkanie – tylko
ty i on?
-
Wtedy… Nie wiem co bym zrobiła… Przecież doskonale wiesz jaki
jest mój ideał… - popatrzyła na nią rozmarzonym głosem.
-
Tak, tak wiem… Wysoki, czarne, gęste włosy, z kilkudniowym
zarostem, wesoły…
-
No właśnie. A Maciek spełnia tylko jedno z tych kryteriów. Z
kolei u Ciebie miałby chyba większe szanse, bo Twój ideał ma być
wysoki, ciemnowłosy, najlepiej jeszcze z dwoma zakolami, szarmancki,
z poczuciem humoru. Na szczęście mamy inny gust i nie pokłócimy
się o mężczyznę. Ty byś się nie zakochała w tym samym
mężczyźnie co ja, a i ja również nie byłabym skłonna odebrać
Ci miłość twego życia.
-
Ech, zobaczysz, że jeszcze zakochasz się w kimś zupełnie innym
niż Twój ideał. Nasze marzenia lubią się zmieniać.
-
Nie denerwuj mnie nawet! – rzuciła poduszką w przyjaciółkę i
obie wybuchły głośnym śmiechem.
***
Po
całym domu dało się słyszeć krzyki ojca i odgłosy nieustannej
bieganiny trzech osób, a konkretnie trzech „mężczyzn”. Na czas
pobytu żony w sanatorium, głowa rodziny musiała zostać z
dorastającymi synami.
-
Pospiesz się. Czemu tutaj nie wytarłeś?! Wiesz, że mama zawsze
zauważa takie drobnostki! Marek, pospiesz się z tymi naczyniami! –
podenerwowany ojciec biegał po domu i pospieszał synów. Lada
moment miała wrócić jego żona, a on nie wiedział za co ma się
zabrać. Tuż przed jej wyjazdem, znowu się pokłócili. Ostatnio
coraz częściej go wszystko denerwowało i choć często tego nie
chciał – wyładowywał swoje skumulowane emocje krzycząc na
synów, a przede wszystkim na migającym się od wszystkiego Marku.
Robert jeszcze wykonywał bez dodatkowych próśb jego polecenia,
jednak starszy zawsze musiał wrzucić swoje trzy grosze. Rutyną
stało się już jego „Moment… Tylko skończę to co teraz
robię…”. Na zaszczytnym drugim miejscu uplasowało się
„Dlaczego ja mam to teraz robić, a Robert sobie odpoczywa? Czy on
ma jakiś niedowład rąk albo nóg?”. Na te słowa z kolei
wspominany Robert zaczynał wymieniać ile to on już nie zrobił
owego dnia i teraz ma czas wolny. Wtedy dość często dochodziło do
długich utarczek słownych, których on nie mógł już ścierpieć.
Zachowywali się jak dziewczyny, choć na co dzień, nie licząc
szkoły oczywiście, nie mieli kontaktu z płcią przeciwną. Co
prawda niekiedy, mniej więcej dwa razy w roku przyjeżdżał jego
brat ze swoimi córkami. Były one mniej więcej w wieku jego dzieci,
jednak nie chciał wierzyć w to, że sporadyczne wizyty kuzynek
odcisną tak duże piętno na ich nastoletnich umysłach. Zawsze
kiedy rozmowa synów schodziła na ten właśnie tor - wychodził nie
chcąc plątać się w ich dyskusję, ponieważ wtedy nie miałaby
ona już w ogóle końca.
Kilka
godzin później, do domu powróciła Pani Dębska – zrelaksowana,
wypoczęta, radosna i uśmiechnięta. Wchodząc do domu wytężyła
wzrok i nie mogła wyjść z podziwu dla staranności i dokładności
‘swoich mężczyzn’. Wszystko lśniło, a chłopcy byli wyjątkowo
grzeczni jak na nich.
***
„Tylko
życie tak trudne jest…
Potrzeba
siły by sobie z nim radzić…”
Delikatna
i pachnąca pościel otaczała jej karmelowe włosy. Leżała na
plecach i myślała o swoim życiu. Miała wszystko: dom, dzieci,
męża … Jednak nie potrafiła się z nim ostatnio dogadać. Coś
przed nią ukrywał, nie był z nią do końca szczery. Jeszcze
stosunkowo niedawno, Marek był małym dzieckiem, ledwo stawiał
kroki. Od małego uwielbiał motory, ponieważ uważał je za
„nowoczesne konie”. Zawsze kiedy dostawał nowy model, na jego
twarzy pojawiał się ‘uśmiech od ucha do ucha’. Pokazywał
wtedy wszystkie swoje kilka ząbków i zaraz biegł do swojego pokoju
i ustawiał trasę jazdy. Ostatnio zmienił się nie do poznania.
Raz, że zmężniał, był już od niej dużo wyższy, a dwa, że
miał teraz już swój własny świat i nie rozmawiał już z rodziną
prawie w ogóle. No, ale cóż… Kiedy ona dorastała, przysparzała
rodzicom więcej kłopotów.
***
-
Ale Mareczku, zostań tutaj! Czemu chcesz studiować w Krakowie, tak
daleko? – kobieta nie mogła zrozumieć decyzji syna i chciała go
odwieść od tego pomysłu.
-
Tu nie chodzi o Ciebie. – pogłaskał matkę po ramieniu i zwrócił
wzrok w stronę ojca – Może on ci wytłumaczy dlaczego to robię?
– włożył ręce do kieszeni i pocałowawszy mamę w policzek
wyszedł na zewnątrz.
-
Ty wiesz dlaczego on to robi? – zapytała tuż po wyjściu syna.
-
Nie. – skłamał – Kaprys małolata i tyle. – powiedział
obojętnie i wyszedł z pomieszczenia.
***
Kilka
tygodni później, młody, wysoki i przystojny świeżo upieczony
student prawa, spacerował ulicą Kanoniczą. Dookoła niego było
bardzo cicho, a przyjemny jesienny wiatr chłodził jego zmęczoną
twarz. Miał dzisiaj bardzo dużo zajęć, a jeszcze Iwona chciała
się dzisiaj z nim koniecznie spotkać. Kilka minut później
zobaczył sylwetkę Czerskiej wybiegającą zza rogu. Uśmiechnął
się do niej i przyspieszył kroku.
-
Cześć Mareczku? Jak Ci minął dzień? – podeszła do niego i
pocałowała w policzek, poczym przytuliła się do niego. Trochę
się przestraszył, ponieważ ich romans miał pozostać
nieoficjalny, ale nikogo znajomego nie zauważył w pobliżu, więc
odetchnął z ulgą.
-
Może być. – podał jej rękę.
-
A jak tam twoje sprawy? Jedziesz ostatecznie na święta do rodziców?
-
Jeszcze nie wiem, ale raczej tak. Mama chce się ze mną zobaczyć, a
na ojca to bym najchętniej nie patrzył. Po tym jak ją zdradził i
jeszcze w taki obrzydliwy sposób to ukrywał, a Robert jeszcze go
broni. Słuchaj, ja już muszę iść, bo jutro zaczynam wcześnie
rano, a poza tym czekają na mnie w domu. Przepraszam Cię, ale
obiecuję, jakoś Ci to wynagrodzę… - ostatnie słowa wypowiedziałszeptem do jej ucha, także po całym ciele kobiety przeszedł miły,
ciepły dreszcz.
-
Jutro u mnie? – zapytała uwodzicielskim głosem.
-
Oczywiście. – pocałował ją na pożegnanie.
Wracając
do domu intensywnie myślał nad swoim związkiem z Iwoną. Była ona
bardzo atrakcyjna kobietą, ale czegoś jej brakowało. Prawdę
mówiąc, ich spotkania stały się już rutynowe, bez tego
charakterystycznego dreszczyku emocji.
Kiedy
następnego dnia zapukał do jej drzwi, miał dla niej złe wieści,
ale nie chciał być wobec niej nie fair. Co prawda, gdzieś, głęboko
w jego sercu ją kochał, ale był to tak mały płomień w
porównaniu do tego na początku, że właściwie on go nie
dostrzegał. Gdy zaciskając pięści, zadzwonił do jej mieszkania,
jedyne czego chciał, to mieć to już za sobą.
-
Marek? – zdziwiła się Iwona, kiedy zobaczyła niezapowiedzianego
gościa w drzwiach. – My byliśmy umówieni na wieczór.
-
Tak, ale… - nie dokończył, ponieważ z głębi mieszkania wyszedł
postawny szatyn w samym ręczniku. – Kto to jest? – zdenerwował
się. Nie dopuścił do myśli, żeby mógł zostać zdradzony i to
przez nią. Nagle poczuł się skrzywdzony i oszukany jak nigdy
dotąd, choć to właściwie on przyszedł tutaj żeby zakończyć
ich związek.
-
Marek, to nie tak jak myślisz! – chwyciła go za rękaw marynarki
kiedy odwrócił się na pięcie w drugą stronę.
-
A jak? To koniec. Cześć. – ‘uwolnił’ rękaw z jej uścisku i
szybkim krokiem odszedł w drugą stronę.
***
Przez
okno pociągu widziała mijane pola, wsie, a niekiedy też młode
lasy. W jej głowie wciąż wirowały ostatnie wydarzenia sprzed
wyjazdu… Rozstanie z Maćkiem, Kasią i ojcem… Kasia z ojcem byli
na stacji i czule ją żegnali, a Maciek pewnie już pracował, żeby
zarobić jakieś pieniądze na studia. Po zdaniu matury przestało im
się już w ogóle układać. Stali się dla siebie nawzajem po
prostu przyjaciółmi z klasy. Nikim więcej.
***
„Cause
we all make mistakes sometimes, / Ponieważ my wszyscy czasami
popełniamy błędy,
And
we all step across that line…
/ Wsyzscy
przekraczamy tą linię,
But
nothing’s sweeter than the day we find, we find… / Ale nic nie
jest słodsze od dnia, kiedy znajdujemy, znajdujemy…
Forgiveness,
forgiveness… (…) / Przebaczenie, przebaczenie…
No
matter how hurt you are, / Nie ważne jak bardzo jesteś ranny,
we
all need forgiveness…” / My wszyscy potrzebujemy przebaczenia…
Dookoła
niego panowała ciemność, a on wspominał najważniejsze i
najbardziej przełomowe chwile w swoim życiu. Tyle już stracił,
ale jednego w swoim życiu był teraz pewien: nie pozwoli sobie, na
stratę również jej.
Daisy
Cudowne! :) Wiedziałam! Od samego początku czułam, że to o dzieciństwie Agaty, a każdy następny fragment utwierdzał mnie w tym przekonaniu :) Wzruszyło mnie to *.* Naprawdę rozwinęłaś swoje umiejętności pisarskie - wiem, że to brzmi dziwnie, jak młodsza osoba, ocenia starszą i bardziej doświadczoną w takich rzeczach, ale to już kwestia zaznajomienia się z wieloma tekstami :) Pięknie poprowadzone, świetne cytaty i genialny dobór emocji! Stopniowanie akcji i tych odczuć towarzyszących z każdą z nich :) Że tak powiem - bajer! :D Teraz czekam na rozwój sytuacji i mam nadzieję, że nadal opisany z takimi szczegółami :)
Domcia
Ps. Kraków! <3
Od razu mówie że mój komentarz będzie chaotyczny, no ale mam nadzieje ze zrozumiesz sens mojej wypowiedzi co do opowiadania. Po pierwsze urzekły mnie nieziemskie opisy sytuacji, retrospekcje ( o ile tak mogę nazwać, te powroty do przeszłości Marka i Agaty) nie wiem czy już mówiłam że jesteś genialna. Jeżeli nie to teraz mówi. JESTEŚ GENIALNA!!
OdpowiedzUsuńPo drugie fragment w szpitalu.. taki smutny, a fragment z cmentarza to już kulmimacyjny punkt smutnych emocji.. łzy kręciły się oj kręciły.
Po trzecie zaskoczyłaś mnie tym obrotem spraw, sądziłam, że tu Mareczek przyprawi naszej Agatce rogi zwłaszcza po tych otrzymanych fragmentach, a tu zonk.. bo chyba dobrze zrozumiałam choć już nie wiem.. nie no raczej dobrze choc wybija mnie z tropu " czekają na mnie w domu" więc się gubię, ale mniejsza.
Po czwatrte dobory cytatów, o tak w tym jesteś genialna!
Po piąte, te podpuszczenia i wprowadzanie nas w błąd osz ty.. :<
Po szóste.. to opowiadanie jest przepiękne, urzekło mnie, jest piękne pod każdym względem.
Po siódme i chyba ostatnie dziekuje za dedykacje :*
Jesteś genialna Daisy <3
Paula
PS: genialna w komentowaniu to nie jestem, chyba jestem pierwszą komentującą :)
*gwoli wyjaśnienia*
UsuńCałe opowiadanie, nie licząc części kiedy Marek postanawia nie stracić Agaty, opisuje ich PRZESZŁOŚĆ.
A "czekają na mnie w domu" dotyczyło kolegów ze studiów, z którymi wynajmował mieszkanie.
No i wszystko jasne, w moim przypadku kłania się czytanie ze zrozumieniem :)
UsuńP.
Domcia! Dopiero teraz zauważyłam Twoją ocenę. <3
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo.
Ej, to jest genialne! Cudo!
OdpowiedzUsuńArcy cudo! Czemu tu tak mało komentarzy, ja się pytam?!
Cedeka żądam!
I masz ten upragniony moment, kiedy to ja komentuje twoje opo.
OdpowiedzUsuńJest ono FENOMENALNE!
Koniec i kropka, a ja idę dalej dołować się z Paulą.
Cudowne! Bardzo dobrze napisane, z nowym pomysłem, no po prostu brak słów :D Hah Daisy, kiedy ja Cię dogonię poziomem :D rzecz oczywista- czekam na cedek! I to szybko... nie przyjmuję wymówek ;) Jedyne co mnie zmyliło to "ciemnobrązowe loki", ale tak to wiedziałam, ze mała to Agata ;) Niestety nie umiem pisać tak amazing komentarzy jak Ty, ale wiedz, że strasznie mi się podoba! :D
OdpowiedzUsuńAvren
Najlepsze komentarze prosto z serca. Dziękuję, że sprawiłaś iż mój jutrzejszy dzień będzie lepszy. :)
UsuńMasz bardzo dobry poziom opowiadań! Mnie? Dogonić? Poziomem? Żyją sobie żartujesz. Moje opo jest całkowicie zwyczajne, nie ma jakiegoś strasznie wysokiego poziomu. :)
Cudo Wspaniałe Świetne Daisy jesteś mega talentem. To opowiadanie potrafi wywołać we mnie tyle emocji. DZIĘKI I CZEKAM NA CEDEKA
OdpowiedzUsuńNie przesadzaj. Cieszę się, że spodobały Ci się moje wypociny. xD
UsuńJestem jak zwykle zbyt roztargniona! Kiedy czytałam to opowiadanie byłam święcie przekonana , że akcja rozgrywa się u Agaty , Marka i ich córeczki. Zorientowałam się dopiero w momencie "Anna Przybysz". Wtedy wielkie oczy, "WHAT?" i wtedy wszystko poukładało się w całość. Opowiadanie jest jak zwykle cudowne ♥♥
OdpowiedzUsuńWiesz co Ci powiem? Bardzo dobrze, że tak myślałaś. Nie ukrywam - taki był mój misterny plan od początku. *pojawia jej się banan na twarzy*
Usuń