niedziela, 24 listopada 2013

"Człowieczy los" cz.1

`Houk! (To określenie już się chyba na dobre przyjęło.) 
Przedstawiam wam coś zupełnie nowego ode mnie. Jeśli taka będzie wasza wola, chciałabym Na początku tej części może się wam to opowiadanie wydać nieco dziwne i pogmatwane, ale mniej więcej w połowie powinno się wszystko wyjaśnić. Jest to coś, czego chyba wcześniej nie było, a w każdym razie ja się na nic podobnego nie natknęłam. Wątek z Krakowem pojawi się tutaj, ponieważ bardzo lubię to miasto, ale też tutaj mieszkam od dziecka. Poza tym, łatwiej ( i niekiedy też przyjemniej) opisuje się to, co jest nam znane i to, z czym my sami mamy związane jakiekolwiek przeżycia. Mam więc ogromną nadzieję, że wam się to opowiadanie będzie podobało i w komentarzach, które jak zawsze są niezmiernie mile widziane, ‘wytkniecie’ mi ewentualne błędy. Nie chcę nic więcej pisać, ażeby wam nie wyjawić zbyt dużo przed przeczytaniem, także w tym momencie nie pozostaje mi nic innego jak tylko zadedykować komuś tę część… Otóż: tamdadadam! Panie i panowie! Tę część z największą przyjemnością dedykuję takim trzem cudownym i baaardzo cierpliwym osobom jak: Leszkowelove, mycha i Paula. Te trzy osoby czekały od miesiąca na to opowiadanie. A teraz, pod koniec mojego nudnego wystąpienia chciałabym wam życzyć miłego czytania i prosić o wyrażenie swojej opinii na jego temat.  Za jakiekolwiek błędy oczywiście z głębi serca – przepraszam.

Człowieczy los, nie jest bajką, ani snem…
Człowieczy los, jest zwyczajnym, szarym dniem…
Człowieczy los niesie z sobą żal i łzy…
Pomimo to, można los zmienić w dobry lub zły…”
Anna German – „Człowieczy los”

Część 1
Obudziły ją blade promienie zimowego Słońca. Niechętnie podniosła się z ciepłego jeszcze łóżka i powolnym krokiem udała się do kuchni.
Dekoracyjnie ułożyła kolorowe kanapki na stole i poszła obudzić męża. Delikatnie otworzyła drzwi do sypialni i zakomunikowała małżonkowi, że śniadanie czeka już na stole. Gdy ten będąc jeszcze w półśnie potwierdził, że usłyszał, udała się do pokoju córeczki. Jak najciszej tylko potrafiła, otworzyła drzwi. Usiadła na łóżku dziewczynki. Mała jeszcze smacznie spała. Była taka podobna do swojego taty… Pod każdym względem. Właściwie jedyne, co odziedziczyła po niej to kolor włosów. Miała tak podobny do niego charakter. Oboje lubili żartować, śmiać się, opowiadać sobie co robili danego dnia. Ona zawsze z ogromną fascynacją słuchała jego opowiadań o pracy, a on potrafił z zapartym tchem słuchać o tym, co dzisiaj robiła razem z mamą, ponieważ po jej narodzinach nie pracowała. O wiele bardziej wolała poświęcić się wychowaniu swojej ukochanej córeczki aniżeli codziennie rano wstawać do pracy i prawie w ogóle się z nią nie widywać.
Błyszczące, ciemnobrązowe loki opadały na jej piękną, dziecięcą twarzyczkę. Jeszcze teraz widać było na niej ślady wieczornych łez i strachu. Młodej mamie od razu przed oczami stanęły wydarzenia z wczorajszego wieczoru.
- Mamo! Mamo! Idą tutaj! Mamo! – usłyszała z pokoju dziewczynki. Jej głos był przesiąknięty strachem, a pomiędzy zdaniami dało się słyszeć płacz. Kobieta pobiegła od razu do pokoju dziewczynki i usiadła na jej łóżku. Przytuliła ją mocno do siebie i próbowała uspokoić, dowiedzieć się co się stało. Po chwili poczuła na swojej szyi jak jej malutkie, dziecięce rączki obejmują ją. Kiedy mała troszkę już się uspokoiła, wzięła ją na ręce i zaniosła do kuchni. Tam posadziła ją na krześle, a sama zagotowała wody w czajniku i zawołała męża, by pomógł jej w rozweseleniu ich córeczki. Mała brunetka zawsze potrafiła się z nim bardzo dobrze dogadywać. Jeszcze niecały rok temu nie mówiła “rodzice”, tylko “dwa taty są”. On zawsze potrafił ją rozśmieszyć. Niestety, dzisiaj nawet on nie potrafił jej pocieszyć. Ona cały czas chciała do mamy. Tata niemalże dla niej nie istniał. Kiedy zapytała się, co jej się przyśniło, dlaczego płacze, odpowiadała:
- Śniło mi się, że tacy brzydcy panowie, w czarnych butach przyszli do nich do domu i pytali się o tatę i ciebie, a potem zabrali was gdzieś. Mamo, ty nigdzie nie pójdziesz, prawda? Mamo, boję się! Mamo, powiedz – dziewczynka wtuliła się nią i znowu zaczęła płakać. Siedząca wciąż koło nich głowa rodziny, objęła swoje dwa najcenniejsze skarby. W tej chwili dziewczynka przestała płakać. Pocałowała oboje rodziców w policzek i zapytała:
- Już tak będzie zawsze?
- Ale co?- zapytała córkę.
- Czy zawsze będziemy wszyscy razem? Ty, tata i ja? – czteroletnia dziewczynka popatrzyła się na mamę dociekliwym spojrzeniem.
- Tak. Tak będzie zawsze, kochanie. – pocałowała jej małą główkę i przytuliła dziecko mocno do siebie. – A pójdziesz teraz spać? Zaśpiewam ci kołysankę, co?
- Ale u was na łóżku. Z wami. Sama nie. – mała brunetka utkwiła swój nad wiek poważny wzrok w mamie.
- Dobrze. Tatuś cię zaniesie. Prawda? – znacząco popatrzyła się na męża.
- Tak, tak. Chodź, szkrabie.
Niestety, takie nocne koszmary zdarzały się jej coraz częściej. Jednak najgorsze było to, że malutka przede wszystkim się tych koszmarów bała, choć nie miała ku temu powodów.
- Kochanie… Wstawaj… Śniadanko czeka… Twoje ulubione kanapki… Wstawaj… - szeptała spokojnie do ucha śpiącej jeszcze córeczki. Po kilku minutach bezskutecznych prób obudzenia jej, zjawił się tata.
- Gdzie jesteś, piękna królewno? Gdzie jesteś, piękna królewno? Jak długo, jak długo, szukać cię mam? Czy jesteś daleko, czy blisko? Królewno,… królewno…! Jak długo szukać cię mam? - szczęśliwy tata pogłaskał ‘śpiącą królewnę’ po główce i powiedział zawadiacko:
- Nie wiesz czasem, kto postawił coś pysznego na twoim stoliku? – połaskotał ją za uszkiem, a mała dziewczynka od razu podskoczyła jak oparzona.
- Gdzie? Gdzie? Tato? – dopytywała się patrząc mu prosto w oczy.
-Odwróć główkę, mój ty żarłoku mały.
***
Szły do domu ich nowo odkrytą drogą. Była ona niedaleko poprzedniej, ale wyraźnie krótsza, a przede wszystkim ciekawsza, a obydwie ‘panie’ uwielbiały puszczać wodzę swoich wyobraźni takich miejscach. Prowadziła ona przez park, i to nie byle jaki. Dookoła zwisały gałęzie wierzb płaczących, a na wyjątkowo, jak na tę część miasta, zadbanym trawniku rosły różnokolorowe kwiaty. Trzymały się za ręce i wesoło rozmawiały. Uwielbiała takie ich wspólne spacery. Często wtedy ustalały co będą robiły po południu, co przygotują na obiad, jak nakryją stół… To ostatnie było w ich domu bardzo ważne. Można nawet powiedzieć, że stało się to ich ‘małą tradycją domową’. Brunetka uwielbiała dekorować stół świeżymi kwiatami. Na stole w kuchni codziennie był nowy bukiet kolorowych kwiatów, a niektóre stare suszyły się w różnych zakamarkach domu. Dzięki temu to miejsce stawało się bardziej przytulne. Bardzo ważnym ‘rytuałem’ był też powrót taty do domu. Jego córeczka codziennie wymyślała inną niespodziankę z tej okazji. Zawsze dostawał od niej rysunek, który uprzednio był pieczołowicie przygotowywany przez półtorej godziny i coś jeszcze.
Teraz mama z córką były w kuchni, gdzie unosił się apetyczny zapach świeżo upieczonego ciasta. Dziewczynka stała przy blacie i przyglądała się dymiącemu jeszcze smakołykowi. Mama powiedziała, że dzisiaj połowę ciasta będzie mogła ozdobić samodzielnie. Było to dla małej kucharki nie lada przeżycie, a wręcz zaszczyt. Nieczęsto mama pozwalała jej na samodzielną pracę w kuchni.
Dzięki zamiłowaniu mamy, do przyrządzania pięknych potraw i dekorowania domu, już od najmłodszych lat dziewczynka podzielała pasję swojej rodzicielki.
Godzinę później, w całym domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Mała brunetka od razu podbiegła do drzwi, biorąc jeszcze po drodze pieczołowicie przygotowywany rysunek i z uśmiechem do ucha do ucha czekała aż mama otworzy tacie drzwi. Kiedy po chwili mama uporała się z zamkiem, dziewczynka przytuliła się do niego. Z dumą wręczyła mu prezent i z podnieceniem w głosie zaprosiła go do kuchni.
- Chodź, chodź. Tam jest niespodzianka. Proszę. – złożyła mu słodkiego całusa na policzku i pociągnęła za rękę, nie zwracając uwagi na jego nieprzebrane buty.
- Już idę, idę. – uśmiechnął się do córki, poczym szeptem zapytał się żony – Co takiego jest w kuchni?
- Wejdź, to zobaczysz. – powiedziała tajemniczo i ruchem ręki kazała mu iść za dziewczynką.
Kiedy wszedł do niewielkiego pomieszczenia, mała brunetka stała dumnie przy stole, a obok niej stało specyficznie ozdobione ciasto. Z jednej strony były na nim pojedyncze kropki, a z drugiej niezliczone ilości tajemniczych wzorów, wykonanych z dziecięcą precyzją. Młody tata uśmiechnął się i czule pogłaskał córkę po głowie, zapewniając, że na pewno spróbuje i będzie pyszne.
***
Po wyśmienitym obiedzie i deserze, przy jak zawsze perfekcyjnie nakrytym stole, dziewczynka poszła się pobawić. Młodzi rodzice zostali sami w kuchni. On objął ja swoim ramieniem, i pocałował.
- Ale ona wyrosła. A zauważyłaś, że z każdym dniem staje się coraz bardziej podobna do ciebie? – powiedział wpatrując się w jemu tylko znany punkt na ścianie.
- Ale charakter ma twój. – kąciki jej ust powędrowały nieco do góry. – Ani ja, ani ty się jej nie wyprzemy.
***
Jakiś czas później, dziewczynka postanowiła zrobić dla rodziców przedstawienie. Do tego celu, mała dziewczynka założyła nowo kupioną, różową sukienkę.
- Skąd ona ma tę sukienkę? Gdzie ją kupiłaś? - szepnął do żony, nie omieszkując przy tym pocałować ją delikatnie w policzek.
- Nie umiem ci dokładnie powiedzieć, ale mała była tak podekscytowana, że nie miałam serca jej odmówić. Wiesz przecież, że rzadko się zdarza, żeby chciała nosić sukienki, a w tej tak ładnie wygląda. No popatrz tylko. Czyż nie jest słodka? – młoda mama uśmiechnęła się i oparła głowę o męża oraz pełnym miłości wzrokiem wpatrując się w córeczkę. Była dla niej całym światem. Nie wyobrażała sobie życia bez niej. Ona wnosiła do tego domu tyle dziecięcej radości i niewinności. Była oczkiem w głowie ich obojga.
***
Stał obok córki w tym małym, nieprzyjemnym pomieszczeniu, a całe ich dotychczasowe, wspólne życie stawało mu teraz przed oczami. Wszystkie cudowne, wspaniałe, piękne chwile razem. Przytulił mocniej córeczkę do piersi i próbował odtworzyć w głowie wydarzenia sprzed kilku ostatnich godzin…
Dzisiaj wrócił z pracy wyjątkowo wcześnie. Oczywiście, obie „panie” bardzo ucieszyły się widząc go w drzwiach. Po jak zawsze miłym, wspólnym obiedzie, poszedł pobawić się z córką, a ona wyszła na chwilę do sklepu. Pół godziny później przyjechała do nich jakaś młoda kobieta, prosząc by pojechali z nią do szpitala. Od razu ubrał córkę i niedługo potem byli w szpitalu. Tam nie czekało ich nic dobrego.
- Gdzie jest moja żona? Przywieźli ją tutaj pół godziny temu! – zapytał zdezorientowany i podenerwowany.
- Pan jest kimś z rodziny? – recepcjonistka ze stoickim, wręcz prowokującym spokojem, zadała rutynowe pytanie.
- To moja żona! Gdzie ona jest? – zdenerwował się i pokazał kobiecie złotą obrączkę.
- Tym korytarzem prosto, a potem w prawo.
- Dziękuję. – odparł ironicznie.
Kiedy weszli do niewielkiego pomieszczenia, malutka podbiegła do mamy i chwyciła ją za bladą rękę, a on stanął w drzwiach i nie wiedział co ma robić: cieszyć się, że jego żona jeszcze żyje, czy też płakać, ponieważ lekarze nie dają jej zbyt dużo czasu?
- Mamo! Mamo! – przytuliła się do niej, a z jej małych, dziecięcych oczek wypłynęło kilka dużych kropel łez. Była jeszcze zbyt mała, żeby zrozumieć co dokładnie się stało, jednak wizyty w szpitalu nie kojarzyły jej się z niczym przyjemnym.
- Ciii… - pogłaskał córeczkę po głowie i przyciągnął do siebie.
Tato, dlaczego mama śpi? Dlaczego nie może spać w domu? Jest na nas zła? Tato? – dopytywała się dziewczynka.
- Pewnie była bardzo zmęczona, ale nie jest na nas zła. Niedługo wróci do domu. – mówiąc to do córki, próbował sam sobie to wpoić do świadomości, jednak w obliczu całego tego nieszczęścia nie było to łatwe.
***
Od tego pechowego, nieprzyjemnego dnia, minął już tydzień. Ona jednak wciąż była w szpitalu, a on z dnia na dzień coraz bardziej tracił nadzieję, że to wszystko jakoś się ułoży. Z kolei jego córeczka z zdawała się przyzwyczajać do sytuacji w jakiej teraz się znaleźli. Codziennie prosiła tatę, żeby poszli do szpitala, bo ona ma nowy rysunek dla mamy. Gdy tylko wchodzili do jej pokoju, dziewczynka pokazywała mamie nowe arcydzieło, a potem kładła je na stolik obok łóżka, mówiąc: „Mamusiu, jak będziesz chciała obejrzeć moje rysunki, to kładę je tutaj.” Ona jednak nie odpowiadała. Była nieprzytomna.
Kiedy jednak dzisiaj przyszli do niej, mała nie miała dla niej rysunku, tylko podeszła do mamy w miarę możliwości przytuliła się do niej. Po chwili usłyszał jej cichy płacz.
- Mamo, dlaczego tak długo śpisz? Dlaczego nie przyjdziesz do domu? Tam też możesz się wyspać. Ja będę rano cichutko, potem zrobię Ci z tatą śniadanie. – mówiła dziewczynka przez łzy.
- Kochanie, nie płacz, będzie dobrze. Nie martw się. – próbował dodać córce otuchy. Ostatnio jednak coraz częściej zaczynał wątpić w szczęśliwe zakończenie. Cała nadzieja jaką ona kiedyś w niego wlała, rozpływała się niczym lód w ciepły dzień. Teraz nie widział już nic, a cała jego droga życia, która jeszcze stosunkowo tak niedawno była tak kolorowa, pogodna, radosna – teraz zasnuła się ciemną, gęstą mgłą.
***
„Nie wolno Ci się bać,

Wszystko ma swój czas…”
Wszyscy ich przyjaciele, rodzina stali w półokręgu. W środku stał otwarty jeszcze grób, a w nim nowa, ciemnobrązowa trumna. Nieco wyżej, na pionowej tablicy widniał niewielki złoty napis z jej imieniem, nazwiskiem i dwoma datami. Pierwsza z nich – wspaniała, za którą dziękował Bogu, ponieważ dzięki temu miał możliwość spotkania jej na swojej drodze, a druga – budząca przykre wspomnienia, chwile grozy, smutku, płaczu.
- Anna Przybysz – przeczytał prawie niedosłyszalnym głosem i mocniej ścisnął małą, i drżącą od płaczu, i zimna rączkę córeczki. Agatka właściwie nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi. Wiedziała natomiast jedno: od kilku dni nie odwiedzili mamy, a tata nie chciał jej powiedzieć dlaczego.
- Co jest w środku, tato? – potrząsnęła lekko jego ręką , a drugą wskazała na trumnę. Andrzej popatrzył się na córkę, poczym drżącym ze wzruszenia głosem odpowiedział córce:
- Nie co, tylko kto. To jest trumna, Agatko. Tam jest… - chwycił mocniej jej rączkę – Mama.
- Mama? – w jej głosie wyczuł, że zaraz zacznie płakać. –Przecież mama jest w szpitalu! Dlaczego ją tutaj wsadzili? Tato, nie pozwól im! Tato, wyjmij ją stamtąd! Tato! – Agatka zaczęła się wyrywać ojcu, lecz ten trzymał ją mocno. Zwolnił jednak uścisk, kiedy pierwsze okruchy brunatnej ziemi uderzyły o deski trumny. Wtedy Agatka, widząc zachowanie ludzi, nabrała jej również do rąk i rzuciła na ‘nowy dom’ mamy.
- Mamo! Dlaczego nas zostawiłaś dla innej rodzinki? Nawet nie skończyłaś czytać mi bajki! Mamo, wróć do mnie! – powiedziała już płacząc i pobiegła w głąb cmentarza, oddalając się znacznie od wszystkich tu obecnych. Andrzej zdążył tylko krzyknąć: „ Agatko, wracaj!”, jednak ona go nie słuchała. W jej małej główce to wszystko się nie mieściło. Tego było zbyt dużo. Nie wiedziała co ma zrobić, bała się tego miejsca.
Kiedy wrócili do domu, dziewczynka od razu pobiegła do swojego pokoju. Andrzej nawet nie próbował jej powstrzymać. Wiedział, że nie powinien był jej tego w ten sposób powiedzieć, ale nie umiał inaczej. On sam nie radził sobie z zaistniałą sytuacją, a co dopiero sześcioletnia dziewczynka, która jeszcze niecały miesiąc temu całe dnie spędzała właśnie z nią.
***.
Noga za nogą, prawa za lewą… Czternastoletnia brunetka powolnym krokiem wracała ze szkoły. Jak zawsze, wracała sama. Nie miała w szkole zbyt wiele koleżanek. Owszem, było kilka dziewczyn, z którymi czasami rozmawiała na przerwach, odpisywała lekcje, kiedy nie było jej w szkole. Innymi słowy – szkolny standard, jednak na pozór twarda, nieugięta i mająca prawie najlepsze stopnie w klasie Agata Przybysz była zwyczajnie samotna, czuła się odrzucona, ponieważ jako jedyna z klasy nie miała kogoś z kim mogłaby wspólnie wracać ze szkoły, komu mogłaby powierzać swoje sekrety, plotkować… Była jakby na uboczu całego życia towarzyskiego klasy. Nie chciała albo też nie umiała się w nie zaangażować. Jeśli została o coś poproszona - wykonywała dane polecenie najlepiej jak umiała, jednak taka praca w żaden sposób nie rekompensowała jej potrzeby bliskości drugiej osoby. Tata prawie całe dnie spędzał na treningach, a zwłaszcza teraz, kiedy jego drużyna przygotowywała się do bardzo ważnego meczu. Po pracy wypełniał jakieś dokumenty, a ona była pod opieką sąsiadki – Zosi. Ta starsza pani była bardzo miłą kobietą, znaną z pomocy innym ludziom. Mimo wszystko jednak, Agata potrzebowała obecności mamy, ponieważ tata, choć starał się jak mógł, aby wychować córkę, nie był w stanie wypełniać swoich obowiązków w pełni. W następstwie, Agata była wychowywana przez ojca ‘po męsku’, bez mamy. To wszystko nie kolidowało z twierdzeniem, że była jego oczkiem w głowie i tak zwaną ‘córeczką tatusia’.
Co do jej zainteresowań, to chętnie oglądała piłkę nożną, choć sama nie była skłonna do zagrania w jakiejś drużynie bądź klubie. Lubiła patrzeć jak ktoś gra, jak zawodnicy dają z siebie wszystko, byleby tylko trafić piłką do bramki. Z racji pasji jej i ojca do tej dyscypliny, co roku jeździli na mecz polskiej reprezentacji, można powiedzieć, że stało się to ich tradycją i nie było roku, żeby nie zawitali do Warszawy na mecz.
Powoli otworzyła drzwi do domu i weszła do środka. Zaniosła torbę do swojego pokoju i udała się do kuchni, żeby przygotować obiad dla siebie i taty. Dzisiaj miał wyjątkowo wcześnie wrócić, ponieważ do kin wszedł nowy film, na który Agata bardzo chciała iść. Oprócz tego, dzisiaj obchodziła piętnaste urodziny i mieli z tej okazji wyjątkowo spędzić ten weekend. Jeszcze dziś wieczorem mieli wsiąść do pociągu i nad ranem być w Krakowie. Lubili tam jeździć, ponieważ oboje mieli bardzo przyjemne wspomnienia związane z tym miastem, poza tym właśnie stąd pochodziła mama Agaty. Kiedyś razem z nią spędzali tam co najmniej dwa tygodnie wakacji. Co roku zwiedzali jakiś jego zakątek. Po śmierci mamy, Agata z ojcem kontynuowali tę 'tradycję'. Tak rozmyślając, przygotowała pięknie pachnący posiłek i nakryła do stołu. 
Kiedy około pół godziny później po domu rozległ się dźwięk dzwonka, w kuchni pięknie pachniało zarówno dzięki kwiatom, ale też dzięki smacznemu posiłkowi. Gdy Andrzej wszedł do pomieszczenia, jego oczom ukazał się wyjątkowo pięknie nakryty stół. Na środku stołu stał duży bukiet (jakich?) chryzantem, a naokoło niego jak zawsze trzy talerze. Od śmierci mamy, Agatka układała na stole o jeden talerz więcej. Kiedy była mała, nie chciała przyjąć do wiadomości, że mama umarła i dlatego do każdego posiłku, na stole musiało się znaleźć dodatkowe nakrycie. Z biegiem lat już co prawda nie robiła tego codziennie, lecz podczas świąt było
- Kochanie, przeszłaś samą siebie. - powiedział czule i objął Agatę ramieniem, i pocałował w głowę. Ona tylko się uśmiechnęła.
- Nie przesadzaj, tato. Zjedzmy obiad, bo spóźnimy się do kina.
***
Następnego dnia rano, wschód słońca powitali już w okolicach stolicy Małopolski. Agata otworzyła okno i wciągnęła głęboko powietrze. Chciała wynieść jak najwięcej z tej chwili, a przede wszystkim cieszyła się, że znowu tutaj wraca. W ten weekend chciała być bliżej mamy, a to tylko w tym mieście odczuwała jej obecność. Tylko tutaj czuła ją wręcz namacalnie. Kiedy zaczęła o niej myśleć, w jej głowie zawirowały wspomnienia sprzed kilku lat.
- Agatko, wstawaj. – usłyszała nad sobą jej kojący głos. Leniwie podniosła powieki do góry.
- Mamo, jeszcze chwilkę. – zakryła kołdrą głowę.
- Ale podejdź zobaczyć wschód Słońca. Jest przepiękny. – Anna zachęcała córkę. W końcu pięcioletnia dziewczynka podeszła do okna i wydała z siebie okrzyk zachwytu.
Kraków w tym roku wydawał się jeszcze piękniejszy niż zwykle, a na dodatek babcia mówiła, że to dopiero od dzisiaj jest taka ładna pogoda. Na szczęście rodzina od strony mamy Agaty mieszkała blisko, a właściwie w samym centrum Karkowa. Po południu, Agata wsiadła do pierwszego tramwaju jadącego pod Rynek Główny. Uwielbiała to miejsce nocą. Szła ulicą św. Anny, kiedy zabił do jej uszu dobiegł dźwięk z wieży Mariackiej. Mimo panującego, jak zwykle zgiełku na Rynku, usłyszała go wyraźnie i przyspieszyła kroku. Kilka minut później usiadła na murku przy kościele św. Wojciecha i wpatrywała się w tłum ludzi… Gdzieś tam, daleko widziała swoją mamę, karmiącą gołębie wrz z małą dziewczynką. Później te same dwie osoby skierowały swoje kroki stronę teatru Słowackiego, tuż przy plantach. Minęły ulicę Szpitalną i usiadły na jednej z ławek. Wciąż trzymały się za ręce, śmiały się, o czymś rozmawiały. Cieszyły się życiem. Gdyby tylko mogły wiedzieć, że to będą ich ostatnie wakacje razem. Po policzku piętnastolatki spłynęła pojedyncza łza. Tak bardzo jej teraz potrzebowała. Potrzebowała przyjaciółki, której mogłaby o wszystkim powiedzieć, przy której by się dobrze czuła.
***
Punkt ósma po całej szkole dało się słyszeć dzwonek na lekcje. Ponurzy i zrezygnowani uczniowie wchodzili do klas, nie mogąc znieść myśli, że jeszcze całe 5 dni do następnego weekendu. Jedyną klasą, w której nie panowało ogólne przygnębienie i strach przed czekającą ich lekcją była 1a. Jednak nie byli oni aż takimi fascynatami szkoły, na jakich w tym momencie mogliby wyglądać. Przyczyną ich podniecenia było przyjście nowej osoby do klasy. Jedyną osobą, która nie interesowała się nową koleżanką był a Agata Przybysz. Wiedziała, że i tak się z nią nie zaprzyjaźni, więc nawet nie próbowała czegokolwiek udawać.
Na tej lekcji pracowali w grupach trzyosobowych. Los widocznie chciał dopomóc dziewczynom lepiej się poznać, ponieważ były one razem, nie licząc Maćka, który nienawidził polskiego i gdyby tylko mógł, to nie przyszedłby na tę lekcje.
- To co robimy i ile mamy czasu? – zapytała ‘nowa’, siadając obok Agaty. – Tak w ogóle, to Kasia jestem. – podała kolegom rękę.
- Agata – odparła krótko brunetka i podniosła kąciki ust do góry.
***
- Nie przypuszczałam, że ten tekst można było tak ciekawie opisać. – powiedziała do Kasi, kiedy wychodziły z klasy. Wydawała się jej bardzo miła, a przede wszystkim inna niż pozostałe dziewczyny z klasy. Miała nadzieję, że uda jej się z nią lepiej poznać.
- Przestań. To naprawdę nic takiego. – dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie i pociągnęła koleżankę za rękę – Chodź, spóźnimy się na lekcję.
Już kilka tygodni później, obie licealistki, spędzały ze sobą prawie każdą wolną chwilę. Tak, może to dziwne, że tak cicha, prawie nie posiadająca osobowości Agata Przybysz nagle się tak otworzy. Trzeba jednak wziąć poprawkę na fakt, iż gdy jest się jeszcze w liceum, łatwiej zawiera się nowe znajomości, a Agata tak bardzo chciała kogoś takiego znaleźć. Dzięki Kasi zaangażowała się w wiele akcji, do których jeszcze jakiś czas temu, nie myślała w ogóle przystąpić. Było im ze sobą naprawdę dobrze, zwłaszcza, że sporo czasu spędzały też z Maćkiem. Okazał się on, tak jak obie dziewczyny, bardzo ciekawą osobą, dzięki czemu lubiły spędzać z nim czas. Bardzo często odwiedzali się nawzajem w domach, chodzili po mieście, razem się uczyli… Oczywiście, często też Kasia i Agata spotykały się w cztery oczy, żeby ‘poplotkować’.
- Słyszałam, że podobasz się Maćkowi. – powiedziała Kasia, siedząc obok przyjaciółki na łóżku. Ta mało się nie zakrztusiła sokiem.
- Nie żartuj sobie ze mnie. – klepnęła ją po ramieniu i dodała - On prawie w ogóle nie przypomina mojego ideału. – położyła się na plecach.
- Weź przestań. A gdyby zaproponował ci wspólne spotkanie – tylko ty i on?
- Wtedy… Nie wiem co bym zrobiła… Przecież doskonale wiesz jaki jest mój ideał… - popatrzyła na nią rozmarzonym głosem.
- Tak, tak wiem… Wysoki, czarne, gęste włosy, z kilkudniowym zarostem, wesoły…
- No właśnie. A Maciek spełnia tylko jedno z tych kryteriów. Z kolei u Ciebie miałby chyba większe szanse, bo Twój ideał ma być wysoki, ciemnowłosy, najlepiej jeszcze z dwoma zakolami, szarmancki, z poczuciem humoru. Na szczęście mamy inny gust i nie pokłócimy się o mężczyznę. Ty byś się nie zakochała w tym samym mężczyźnie co ja, a i ja również nie byłabym skłonna odebrać Ci miłość twego życia.
- Ech, zobaczysz, że jeszcze zakochasz się w kimś zupełnie innym niż Twój ideał. Nasze marzenia lubią się zmieniać.
- Nie denerwuj mnie nawet! – rzuciła poduszką w przyjaciółkę i obie wybuchły głośnym śmiechem.
***
Po całym domu dało się słyszeć krzyki ojca i odgłosy nieustannej bieganiny trzech osób, a konkretnie trzech „mężczyzn”. Na czas pobytu żony w sanatorium, głowa rodziny musiała zostać z dorastającymi synami.
- Pospiesz się. Czemu tutaj nie wytarłeś?! Wiesz, że mama zawsze zauważa takie drobnostki! Marek, pospiesz się z tymi naczyniami! – podenerwowany ojciec biegał po domu i pospieszał synów. Lada moment miała wrócić jego żona, a on nie wiedział za co ma się zabrać. Tuż przed jej wyjazdem, znowu się pokłócili. Ostatnio coraz częściej go wszystko denerwowało i choć często tego nie chciał – wyładowywał swoje skumulowane emocje krzycząc na synów, a przede wszystkim na migającym się od wszystkiego Marku. Robert jeszcze wykonywał bez dodatkowych próśb jego polecenia, jednak starszy zawsze musiał wrzucić swoje trzy grosze. Rutyną stało się już jego „Moment… Tylko skończę to co teraz robię…”. Na zaszczytnym drugim miejscu uplasowało się „Dlaczego ja mam to teraz robić, a Robert sobie odpoczywa? Czy on ma jakiś niedowład rąk albo nóg?”. Na te słowa z kolei wspominany Robert zaczynał wymieniać ile to on już nie zrobił owego dnia i teraz ma czas wolny. Wtedy dość często dochodziło do długich utarczek słownych, których on nie mógł już ścierpieć. Zachowywali się jak dziewczyny, choć na co dzień, nie licząc szkoły oczywiście, nie mieli kontaktu z płcią przeciwną. Co prawda niekiedy, mniej więcej dwa razy w roku przyjeżdżał jego brat ze swoimi córkami. Były one mniej więcej w wieku jego dzieci, jednak nie chciał wierzyć w to, że sporadyczne wizyty kuzynek odcisną tak duże piętno na ich nastoletnich umysłach. Zawsze kiedy rozmowa synów schodziła na ten właśnie tor - wychodził nie chcąc plątać się w ich dyskusję, ponieważ wtedy nie miałaby ona już w ogóle końca.
Kilka godzin później, do domu powróciła Pani Dębska – zrelaksowana, wypoczęta, radosna i uśmiechnięta. Wchodząc do domu wytężyła wzrok i nie mogła wyjść z podziwu dla staranności i dokładności ‘swoich mężczyzn’. Wszystko lśniło, a chłopcy byli wyjątkowo grzeczni jak na nich.
***
„Tylko życie tak trudne jest…

Potrzeba siły by sobie z nim radzić…”
Delikatna i pachnąca pościel otaczała jej karmelowe włosy. Leżała na plecach i myślała o swoim życiu. Miała wszystko: dom, dzieci, męża … Jednak nie potrafiła się z nim ostatnio dogadać. Coś przed nią ukrywał, nie był z nią do końca szczery. Jeszcze stosunkowo niedawno, Marek był małym dzieckiem, ledwo stawiał kroki. Od małego uwielbiał motory, ponieważ uważał je za „nowoczesne konie”. Zawsze kiedy dostawał nowy model, na jego twarzy pojawiał się ‘uśmiech od ucha do ucha’. Pokazywał wtedy wszystkie swoje kilka ząbków i zaraz biegł do swojego pokoju i ustawiał trasę jazdy. Ostatnio zmienił się nie do poznania. Raz, że zmężniał, był już od niej dużo wyższy, a dwa, że miał teraz już swój własny świat i nie rozmawiał już z rodziną prawie w ogóle. No, ale cóż… Kiedy ona dorastała, przysparzała rodzicom więcej kłopotów.
***
- Ale Mareczku, zostań tutaj! Czemu chcesz studiować w Krakowie, tak daleko? – kobieta nie mogła zrozumieć decyzji syna i chciała go odwieść od tego pomysłu.
- Tu nie chodzi o Ciebie. – pogłaskał matkę po ramieniu i zwrócił wzrok w stronę ojca – Może on ci wytłumaczy dlaczego to robię? – włożył ręce do kieszeni i pocałowawszy mamę w policzek wyszedł na zewnątrz.
- Ty wiesz dlaczego on to robi? – zapytała tuż po wyjściu syna.
- Nie. – skłamał – Kaprys małolata i tyle. – powiedział obojętnie i wyszedł z pomieszczenia.
***
Kilka tygodni później, młody, wysoki i przystojny świeżo upieczony student prawa, spacerował ulicą Kanoniczą. Dookoła niego było bardzo cicho, a przyjemny jesienny wiatr chłodził jego zmęczoną twarz. Miał dzisiaj bardzo dużo zajęć, a jeszcze Iwona chciała się dzisiaj z nim koniecznie spotkać. Kilka minut później zobaczył sylwetkę Czerskiej wybiegającą zza rogu. Uśmiechnął się do niej i przyspieszył kroku.
- Cześć Mareczku? Jak Ci minął dzień? – podeszła do niego i pocałowała w policzek, poczym przytuliła się do niego. Trochę się przestraszył, ponieważ ich romans miał pozostać nieoficjalny, ale nikogo znajomego nie zauważył w pobliżu, więc odetchnął z ulgą.
- Może być. – podał jej rękę.
- A jak tam twoje sprawy? Jedziesz ostatecznie na święta do rodziców?
- Jeszcze nie wiem, ale raczej tak. Mama chce się ze mną zobaczyć, a na ojca to bym najchętniej nie patrzył. Po tym jak ją zdradził i jeszcze w taki obrzydliwy sposób to ukrywał, a Robert jeszcze go broni. Słuchaj, ja już muszę iść, bo jutro zaczynam wcześnie rano, a poza tym czekają na mnie w domu. Przepraszam Cię, ale obiecuję, jakoś Ci to wynagrodzę… - ostatnie słowa wypowiedziałszeptem do jej ucha, także po całym ciele kobiety przeszedł miły, ciepły dreszcz.
- Jutro u mnie? – zapytała uwodzicielskim głosem.
- Oczywiście. – pocałował ją na pożegnanie.
Wracając do domu intensywnie myślał nad swoim związkiem z Iwoną. Była ona bardzo atrakcyjna kobietą, ale czegoś jej brakowało. Prawdę mówiąc, ich spotkania stały się już rutynowe, bez tego charakterystycznego dreszczyku emocji.
Kiedy następnego dnia zapukał do jej drzwi, miał dla niej złe wieści, ale nie chciał być wobec niej nie fair. Co prawda, gdzieś, głęboko w jego sercu ją kochał, ale był to tak mały płomień w porównaniu do tego na początku, że właściwie on go nie dostrzegał. Gdy zaciskając pięści, zadzwonił do jej mieszkania, jedyne czego chciał, to mieć to już za sobą.
- Marek? – zdziwiła się Iwona, kiedy zobaczyła niezapowiedzianego gościa w drzwiach. – My byliśmy umówieni na wieczór.
- Tak, ale… - nie dokończył, ponieważ z głębi mieszkania wyszedł postawny szatyn w samym ręczniku. – Kto to jest? – zdenerwował się. Nie dopuścił do myśli, żeby mógł zostać zdradzony i to przez nią. Nagle poczuł się skrzywdzony i oszukany jak nigdy dotąd, choć to właściwie on przyszedł tutaj żeby zakończyć ich związek.
- Marek, to nie tak jak myślisz! – chwyciła go za rękaw marynarki kiedy odwrócił się na pięcie w drugą stronę.
- A jak? To koniec. Cześć. – ‘uwolnił’ rękaw z jej uścisku i szybkim krokiem odszedł w drugą stronę.
***
Przez okno pociągu widziała mijane pola, wsie, a niekiedy też młode lasy. W jej głowie wciąż wirowały ostatnie wydarzenia sprzed wyjazdu… Rozstanie z Maćkiem, Kasią i ojcem… Kasia z ojcem byli na stacji i czule ją żegnali, a Maciek pewnie już pracował, żeby zarobić jakieś pieniądze na studia. Po zdaniu matury przestało im się już w ogóle układać. Stali się dla siebie nawzajem po prostu przyjaciółmi z klasy. Nikim więcej.
***
„Cause we all make mistakes sometimes, / Ponieważ my wszyscy czasami popełniamy błędy,

And we all step across that line… / Wsyzscy przekraczamy tą linię,

But nothing’s sweeter than the day we find, we find… / Ale nic nie jest słodsze od dnia, kiedy znajdujemy, znajdujemy…

Forgiveness, forgiveness… (…) / Przebaczenie, przebaczenie…

No matter how hurt you are, / Nie ważne jak bardzo jesteś ranny,

we all need forgiveness…” / My wszyscy potrzebujemy przebaczenia…

Dookoła niego panowała ciemność, a on wspominał najważniejsze i najbardziej przełomowe chwile w swoim życiu. Tyle już stracił, ale jednego w swoim życiu był teraz pewien: nie pozwoli sobie, na stratę również jej.

Daisy

Cudowne! :) Wiedziałam! Od samego początku czułam, że to o dzieciństwie Agaty, a każdy następny fragment utwierdzał mnie w tym przekonaniu :) Wzruszyło mnie to *.* Naprawdę rozwinęłaś swoje umiejętności pisarskie - wiem, że to brzmi dziwnie, jak młodsza osoba, ocenia starszą i bardziej doświadczoną w takich rzeczach, ale to już kwestia zaznajomienia się z wieloma tekstami  :) Pięknie poprowadzone, świetne cytaty i genialny dobór emocji! Stopniowanie akcji i tych odczuć towarzyszących z każdą z nich :) Że tak powiem - bajer! :D Teraz czekam na rozwój sytuacji i mam nadzieję, że nadal opisany z takimi szczegółami :) 

Domcia 

Ps. Kraków! <3

12 komentarzy:

  1. Od razu mówie że mój komentarz będzie chaotyczny, no ale mam nadzieje ze zrozumiesz sens mojej wypowiedzi co do opowiadania. Po pierwsze urzekły mnie nieziemskie opisy sytuacji, retrospekcje ( o ile tak mogę nazwać, te powroty do przeszłości Marka i Agaty) nie wiem czy już mówiłam że jesteś genialna. Jeżeli nie to teraz mówi. JESTEŚ GENIALNA!!
    Po drugie fragment w szpitalu.. taki smutny, a fragment z cmentarza to już kulmimacyjny punkt smutnych emocji.. łzy kręciły się oj kręciły.
    Po trzecie zaskoczyłaś mnie tym obrotem spraw, sądziłam, że tu Mareczek przyprawi naszej Agatce rogi zwłaszcza po tych otrzymanych fragmentach, a tu zonk.. bo chyba dobrze zrozumiałam choć już nie wiem.. nie no raczej dobrze choc wybija mnie z tropu " czekają na mnie w domu" więc się gubię, ale mniejsza.
    Po czwatrte dobory cytatów, o tak w tym jesteś genialna!
    Po piąte, te podpuszczenia i wprowadzanie nas w błąd osz ty.. :<
    Po szóste.. to opowiadanie jest przepiękne, urzekło mnie, jest piękne pod każdym względem.
    Po siódme i chyba ostatnie dziekuje za dedykacje :*
    Jesteś genialna Daisy <3

    Paula
    PS: genialna w komentowaniu to nie jestem, chyba jestem pierwszą komentującą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *gwoli wyjaśnienia*
      Całe opowiadanie, nie licząc części kiedy Marek postanawia nie stracić Agaty, opisuje ich PRZESZŁOŚĆ.
      A "czekają na mnie w domu" dotyczyło kolegów ze studiów, z którymi wynajmował mieszkanie.

      Usuń
    2. No i wszystko jasne, w moim przypadku kłania się czytanie ze zrozumieniem :)

      P.

      Usuń
  2. Domcia! Dopiero teraz zauważyłam Twoją ocenę. <3
    Dziękuję Ci bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej, to jest genialne! Cudo!
    Arcy cudo! Czemu tu tak mało komentarzy, ja się pytam?!
    Cedeka żądam!

    OdpowiedzUsuń
  4. I masz ten upragniony moment, kiedy to ja komentuje twoje opo.
    Jest ono FENOMENALNE!
    Koniec i kropka, a ja idę dalej dołować się z Paulą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne! Bardzo dobrze napisane, z nowym pomysłem, no po prostu brak słów :D Hah Daisy, kiedy ja Cię dogonię poziomem :D rzecz oczywista- czekam na cedek! I to szybko... nie przyjmuję wymówek ;) Jedyne co mnie zmyliło to "ciemnobrązowe loki", ale tak to wiedziałam, ze mała to Agata ;) Niestety nie umiem pisać tak amazing komentarzy jak Ty, ale wiedz, że strasznie mi się podoba! :D
    Avren

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepsze komentarze prosto z serca. Dziękuję, że sprawiłaś iż mój jutrzejszy dzień będzie lepszy. :)
      Masz bardzo dobry poziom opowiadań! Mnie? Dogonić? Poziomem? Żyją sobie żartujesz. Moje opo jest całkowicie zwyczajne, nie ma jakiegoś strasznie wysokiego poziomu. :)

      Usuń
  6. Cudo Wspaniałe Świetne Daisy jesteś mega talentem. To opowiadanie potrafi wywołać we mnie tyle emocji. DZIĘKI I CZEKAM NA CEDEKA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przesadzaj. Cieszę się, że spodobały Ci się moje wypociny. xD

      Usuń
  7. Jestem jak zwykle zbyt roztargniona! Kiedy czytałam to opowiadanie byłam święcie przekonana , że akcja rozgrywa się u Agaty , Marka i ich córeczki. Zorientowałam się dopiero w momencie "Anna Przybysz". Wtedy wielkie oczy, "WHAT?" i wtedy wszystko poukładało się w całość. Opowiadanie jest jak zwykle cudowne ♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co Ci powiem? Bardzo dobrze, że tak myślałaś. Nie ukrywam - taki był mój misterny plan od początku. *pojawia jej się banan na twarzy*

      Usuń