sobota, 30 listopada 2013

Opowiadanie Soni (Marzeny)

No cześć! :D Coś tak cicho ostatnio, nieprawdaż? :) Wrzucam Wam opowiadanie, miłego czytania :)
A co do autorki: fajnie, podobało mi się :) Popracuj nad interpunkcją, bo te kropki przed pytajnikami i wykrzyknikami troszkę denerwują :D

Domcia

Hej Wszystkim :) Kiedyś pisałam już tutaj opowiadania, pewnie nie pamiętacie .... ;)
Wysyłam jedno częściowe opowiadanie. Myślę, że się spodoba .! :D
+ Dołączam mój filmik ( jestem amatorem więc cudów się nie spodziewajmy :3 ) Zapraszm.! <3 http://www.youtube.com/watch?v=Ddk1EvAzLxU
P.S. Miłego czytania :))


Chłodny jesienny wieczór, zapowiadający zimowe mrozy. Wszystko pokryte mgłą, korki w Warszawie, trudno gdziekolwiek się dostać. Ludzie którzy wracają z pracy pragnący szybciutko wejść do ciepłego, ogrzanego mieszkania stoją w korku. Nie widać przechodniów, wszędzie samochody.
Lecz tylko jedna osoba właśnie trzęsie się z zimna. Ponad pół roku, dzień w dzień odwiedzała to miejsce, zawsze przebywając w nim kilka godzin. Za każdym razem płacząc, wspominając i zastanawiając się dlaczego właśnie jej zabrano tak ważną w życiu osobę. Pozostały po niej tylko wspomnienia, nie zapominając także o potomkach. Zapewne, gdyby nie dwójka wesołych i psotnych 'klonów' jej by tu nie było. Postąpiłaby jak Julia widząc nieżywego Romea. Tak jej go brakowało. Tęskniła za tymi przekomarzaniami, pocałunkami, niespodziankami które przygotowywał jej, zawsze umiał ją rozweselić. Być przy niej podczas porodu ich pierwszego dziecka jak i drugiego, doskonale opiekować się nimi. Był doskonałym zarówno mężem jak i ojcem, choć był nim tylko przez rok, każdy zapamiętał go jako wzór dla tatusiów. Jeden z najlepszych ludzi, czasem wulgarny ‘bufon’, czasem uszczypliwy lecz zawsze troskliwy i kochany. Zapewne każda z Was płakałaby na miejscu tej cudownej brunetki. Na szczęście nie jest sama, ma wiernych i kochanych przyjaciół, którzy wspierają ją i pomagają jak tylko mogą. Pocieszają i sami czując ten ból muszą go zwalczyć, lecz czy on zniknie.? Czy w końcu serce złamane na pół zagoi się.?

Po trzech godzinach siedzenia w ponurym miejscu, postanowiła się przejść. Była cała zmarznięta, miała pozamarzane ręce, palce u stóp oraz nos. Wyglądała okropnie i tak też się czuła.

‘Idąc cmentarną aleją szukam Ciebie mój przyjacielu.
Odszedłeś bo byłeś słaby jak suchy liść….’

Spacerując ulicami stolicy dotarła pod jego kamienicę. Przypominała sobie ostatnie wydarzenia związane z tą czynszówką. Niespodzianka która okazała się tak wyjątkową, potem przeprowadzka , sprzedanie Jego domu. To wszystko tak dużo dla niej znaczyło…

Ciepłe popołudnie, jak na tą porę całkiem dziwne zjawisko. Przed blokiem stała już ciężarówka. Ona pakowała jego rzeczy, on znosił je na dół. Żegnając się ze zdarzeniami zamkną drzwi wraz ze starym życiem i zaczynając nowe oddał klucze następnym właścicielom.

Pamiętała to tak dokładnie. Chciała, aby znów było tak jak dawniej….

Stojąc na ulicy wyciągnęła swoje zimne, zamarznięte ręce wraz ze swoim smartfonem i spojrzała na godzinę. ‘Cholera.! Musze odebrać dzieci, Dorota na pewno ma ich już dość’. Po półgodzinnych staraniach,  stała już pod drzwiami rudowłosej.
-Mama.! –krzyknęła Róża i wybiegła po nią. Choć miała półtora roku była wyjątkowo mądra i inteligenta jak na ten wiek. Każdy mówił że to po mamusi, ale Agata wolała widzieć w niej swojego ukochanego. Wzięła ją na ręce, choć ledwo je czuła. Weszły do środka od razu kierując się na kanapę. Dorota widząc zmarzniętą przyjaciółkę przykryła ją kocykiem i wzięła Róże do drugiego pokoju. Maks już spał, jak to w zwyczaju u dzieci w tym wieku. Dała Róży i Filipowi zabawki i wróciła do zmęczonej Agaty.
- Jak się czujesz.?- zapytała, lecz po chwili uświadomiła sobie że to głupie pytanie.
- A jak mam się czuć.?- powoli jej kolor skóry wracał do normy. Chwyciła kubek herbaty stojącej wcześniej na stoliku.
- Wiem, przepraszam. Głupie pytanie.. Gdybym mogła Ci jakoś pomóc…- przerwała jej.
- Już mi pomogłaś, dziękuję. Już 19 musimy iść. Jeszcze raz dziękuję – wstała i przytuliła ją z całych sił. Dorota poszła po dzieci i odwiozła ich. Nie mogła pozwolić na to, by mec. Przybysz prowadziła.

Rankiem obudził ja telefon.
- Halo. Tak. O co chodzi.? Agata, no dobrze, ale coś się stało.? Dobrze, za dziesięć minut jestem u ciebie.- rozłączyła się po czym wstała i ruszyła w stronę łazienki. Dzień wolny dla Agaty to było coś zupełnie dziwnego. Lecz nie zostawiłaby jej nigdy w potrzebie.
Brunetka ubierała właśnie Maksa kiedy podbiegła do niej Róża.
- Mamusiu, kto to jest.?- wskazała palcem na mężczyznę z fotografii którą trzymała w ręku. Łzy napłynęły do Agaty oczu. Wiedziała że kiedyś to pytanie nastąpi, nie wiedziała tylko że tak wcześnie to będzie .
- Córuś, to jest właśnie wasz Tata.- wydusiła z siebie po czym spłynęła jej łza.
- Co to tata.?- dopytywała młoda Dębska.
- To jest osoba dzięki której tutaj jesteście. Miłość mojego życia…- łzy płynęły jej po twarzy. Już ich nie hamowała. Przetarła je i zwróciła się w stronę córki- Nie za dużo tych pytań.? Odłóż zdjęcie i usiądź założymy buty.- Wychodząc z wózkiem i trzymając drugie dziecko za rękę wyszła z mieszkania. Zamykając je usłyszała dźwięk upadającej monety. Popatrzyła w dół po czym kucnęła i podniosła rzecz, która jej spadła. Nie była to moneta lecz obrączka. Trzymała ją w dłoni wspominając sobie ten uroczysty dzień.

Była sobota 12.05 godzina 11.50. Goście zgromadzeni przed kościołem. Wszyscy są, prawie wszyscy.. Brakuje tylko Agaty i jej Ojca który po nią pojechał.
Stała w swoim mieszkaniu przed lustrem w pięknej białej sukni. Była bez ramiączek, z szerokim dołem. Miała małą różową różyczkę po prawej stronie.  Włosy upięte w elegancki kok, posypany brokatem i wpięte we włosy welon. W ręku trzymała piękny bukiet różowych frezji. Tak bardzo uwielbiała te kwiaty. Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze dziesięć minut. Miała już wychodzić, gdy ogarną ją strach. Dzielna i dumna pani mecenas wystraszyła się ślubu, a może życia po ślubie.? Bała się tego co będzie ‘po’. Gdy miłość wygaśnie co wtedy się stanie.? Stojąc tak i myśląc nie zauważyła swojego ojca który przyglądał jej się już kilka minut. W końcu postanowił ją wybudzić z tego stanu.
- Agatko, musimy już iść.- rzekł po czym złapał ją za dłoń. Drgnęła i ‘obudzona’ odwróciła się w jego stronę.- pięknie wyglądasz, jak twoja matka…
- Tato, co będzie…- przerwał jej. Wiedział o co pyta.
- Będzie cudownie, miłość nie wygasa tak szybko, szczególnie że wasza wytrwała tyle bez was. Nie bój się. Jestem z tobą , Marek też będzie, NA ZAWSZE. Chodź, bo czekają na nas, na Ciebie. – po tych słowach nabrała odwagi. Dojechali na miejsce. Weszła uśmiechnięta i dumna do kościoła. Zaczęli grać marsz Mendelsona, każdy wstał, wszyscy patrzyli się na piękną brunetkę, która zmierzała w stronę ołtarza. Oczarowany Dębski był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

- Agata, dzwoniłaś, coś się stało.?- Dorota widząc kucającą Przybysz zdziwiła się.
- Nie, nie, to znaczy  obiecałam ojcu że dzisiaj będę a nie chce męczyć dzieci tą podróżą.
- Rozumiem. Nie ma problemu zajmiemy się nimi.
- Jak to ‘zajmiemy’.?
- No ja Bartek i Aniela. W końcu nie jesteś sama.! – położyła dłoń na jej ramieniu i uśmiechnęła się do niej promieniście. Zeszły obie na dół, Dorota trzymała wózek i szła za rękę z Różą a Agata niosła na rękach śpiącego Maksa. Schowali wózek do wozu rudowłosej i przypięli dzieci do fotelików.
- Dorota… Dziękuję- przytuliła ją tak mocno że Dorota zrobiła się cała czerwona.
- Udusisz mnie kochanie…- szepnęła.
- Oj, przepraszam, nie miałam takiego zamiaru.- weszła na chwilę do samochodu i pożegnała się z dziećmi po czym wsiadła do swojego czerwonego auta i odjechała. Rudowłosa również wsiadła i odjechała, tylko w inną stronę. Podjechała pod kancelarię przy której stali już Bartek z Anielą. Podeszli do samochodu i wyciągnęli dzieci z fotelików.
- To idziemy na plac zabaw.! –powiedział Bartek do Róży. Ruszyli w stronę najbliższego placu, zaś Aniela wzięła Maksa na górę wraz z Dorotą.
                                                                              ***
Po dwu godzinnej jeździe znalazła się w Bydgoszczy. Była tu dwa tygodnie temu lecz czuła że coś jest inaczej. Weszła do środka i od razu przywitał ją siwawy mężczyzna. Wypytywał o jazdę i dzieci. Wiedział że cierpi, dlatego postanowił wrócić z nią do Warszawy na kilka dni. W końcu chciał jej pomóc, samotna kobieta z dwójką dzieci w dużym, eleganckim domu nie bardzo sobie radzi. Spakował tylko swoje rzeczy i pożegnał się z Zosią która mu to wcześniej zaproponowała.
                                                                              ***
W kancelarii panowała miła atmosfera. Dziecko wnosi tyle ciepła do pomieszczenia.
Aniela podgrzewała właśnie butelkę z mlekiem, Dorota wyszła na rozprawę a Bartek z Różą jeszcze nie wracali.
Wyłączyła palnik i wzięła butelkę. Poszła do Maksa i zaczęła go karmić. Wtem do kancelarii weszła prokurator Okońska. Była ubrana na czarno, smutna i zgorzkniała , czyżby i ona tęskniła za Markiem.?
- Dzień dobry, czy zastałam mec. Przybysz.?- powiedziała spoglądając na Anielę.
- Dzień dobry, nie, będzie dopiero za godzinę.
- Mogłabym poczekać.? –spytała. Miała pilną sprawę.
- Tak oczywiście. Może kawy, herbaty.?
- Kawę poproszę. Śliczny chłopiec, Pani.?- powiedziała spoglądając na maleństwo. Nagle dostrzegła to podobieństwo, zrozumiała.
- Nie, nie, jeszcze nie planuję. Maleństwo jest Agaty. Potrzymasz.? Wstawię wodę.
- Jasne.- wstała i wzięła Maksa na ręce. Z bliska wydawał się jeszcze bardziej podobny do Marka. Ona nigdy nie miała u niego takich względów. Marzyła o facecie idealnym dla niej i dziecku lecz bardziej wolała poświęcić się pracy. Nagle drzwi się otworzyły wszedł Bartek z dziewczynką na rękach. Przywitał panią prokurator i poszedł położyć dziecko na kanapie w Marka gabinecie. Był taki jak zawsze, lecz bez jego osoby. Szukali następnego mecenasa do spółki z nimi…
 Sięgnął po koc i przykrył dziewczynkę po czym wrócił do Marii. Stała tam także Aniela z kawą. Bartek wziął Maksa i poszedł z nim do kuchni aby kontynuować podawanie jedzenia. Wtem do kancelarii weszła Agata wraz z Ojcem. Zdziwiona obecnością Marii podeszła do niej i przywitała się. Zaprosiła ją do swojego gabinetu.
- Więc, co Cię do mnie sprowadza.? –wysiliła się na sztuczny uśmiech.
- Mam trop który może prowadzić do tego, że to nie był wypadek…
- Słucham.? – zszokowana Przybysz zaczęła poważnie przysłuchiwać się Marii.
- Mówię… mówię o śmierci Marka. A właściwie o tym co działo się w szpitalu…
- To było ustawione.? – oczy jej się zeszkliły, dowiedziała się właśnie że jej mąż by żył, gdyby ktoś nie podmienił kroplówki. Była zła, smutna a zarazem wściekła.-Ale kto.? Dlaczego.???
- Podobno Bitner chciał się zemścić, planował to od dawna, nadarzyła się okazja i ją wykorzystał.
- Jaka okazja.? O czym ty mówisz.???!
- Bitner miał widzenie, jedno ale wystarczyło. Dopiero niedawno lekarz zobaczył że w papierach coś się nie zgadza, posprawdzał wszystko, i na kamerze jest właśnie ten człowiek – wyciągnęła z czarnej teczki zdjęcie dużego, masywnego mężczyzny- przyznał się wczoraj. Poznajesz go.?- Przybysz zaniemówiła. Znała go, ale myślała że on jest człowiekiem Marczaka. Myślała także iż ten temat został na zawsze skończony. Widać, za wcześnie się cieszyła…
- Takk, to człowiek Marczaka.?
- Niezupełnie, działał na dwa fronty. – wzięła zdjęcie z powrotem i wsadziła do teczki zamykając ją.- Jest mi przykro, nie wiesz nawet jak… - po wypowiedzianych słowach wstała i wyszła z kancelarii. Agata wstała i podeszła do okna. Nagle osunęła się na ziemie opierając się plecami o ścianę, krzyknęła i zaczęła płakać. Usłyszeli to pozostali ludzie w kancelarii. Andrzej poszedł do jej ‘świątyni’ otworzył drzwi i szybko podbiegł do niej przytulając ją.
- Mała, co się dzieje.? – zapytał.
- Nigdy… nigdy nie będzie tak jak było dawniej…. Nigdy o mnie nie zapomną, zrujnują mi życie tato… - niezbyt ją zrozumiał, lecz przytulił jeszcze mocniej i ucałował jej czoło.
- Nie pozwolę na to córeczko. Nigdy więcej…..
                                               ***
Po kilku godzinach doszła do siebie, w niedokładnym znaczeniu tego słowa. Od śmierci Marka nie była sobą,  zabrakło jej jednej najważniejszej osoby która zmieniała ją z dnia na dzień.
Siedziała na kanapie otulona kocykiem. W kuchni urzędował pan Przybysz. Miał zamiar przygotować pyszną kolację. Wiedział, że Agata nawet nie zechce na to spojrzeć, ale musi coś jeść, i gdyby miał ją nakarmić, na pewno by to zrobił. Po kilku zrobionych kanapkach i zaparzonych herbat dosiadł się do córki.
- Jedz.- powiedział stanowczym, lecz czułym głosem.
- Nie jestem głodna - wymamrotała.
- Nie ma ‘nie jestem’ Masz zjeść choćby jedną.! – wziął do ręki kanapkę po czym usiłował wsadzić ją do buzi.
- Tato.! –krzyknęła. Był to błąd, gdyż w ten sposób obudziła małego Maksa.
- Ja pójdę- powiedział Andrzej.
- Tym razem moja kolej – uśmiechnęła się do niego i wstała szybko, aby uniknąć kolejnej próby jedzenia.
- Tak łatwo się nie wywiniesz. – powiedział żartobliwym, starszym głosem.
- Jakbym śmiała.- uśmiechnęła się i poszła po małego. Wzięła go na ręce i przytuliła. Od razu przestał płakać, magia.? Nie, po prostu matczyna miłość uspokoiła wystraszone dziecko. Patrząc na niego czuła bliskość Marka. Momentalnie się rozpłakała. Przetarła łzy i zeszła z Maluchem na dół.
- Nie może usnąć. Nie dziwię mu się. – usiadła z Maksem na kanapie otulając go kocykiem lekko kołysząc.- Jest taki podobny do Marka- dodała po chwili.
- Nie tylko do niego –wyszeptał mężczyzna, który zaczął pokazywać różne głupie miny do malucha.
- Ma jego oczy. Ten ich blask… Tato, tak bardzo mi go brakuje. –Andrzej w tej chwili skupił się na córce, która potrzebowała męskiego ramienia, przytulił ją i obdarzył ojcowską miłością. Potem popatrzył na Maksa.
- Wiem kochanie, wiem. Ten ból nie przeminie, tym bardziej że będziesz teraz potrzebna dzieciom za dwójkę.
- Tato, czy wychowanie mnie samemu było dla ciebie trudnością.?
- Eh… no wiesz. Czasem było naprawdę ciężko, te sprawy związane z kobietami mnie przerastały. I ten buntowniczy wiek. Lecz, jak widzisz dałem rade, jesteś porządną kobietą. Więc i ty dasz. Masz mnie i przyjaciół którzy zawsze Ci pomogą. Dobra, a teraz spać, jutro do pracy.!- uśmiechnął się, po czym sprzątną naczynia i udał się spać. Agata uspała małego, zajrzała do Różyczki, aby sprawdzić czy ona również śpi, i sama zapadła w Karinę snów.

Biegła ciemną ulicą. Czyżby uciekała .? Słyszała krzyki. Nie odwracając się biegła sama nie wiedząc gdzie i dlaczego. Nagle stanęła, odwróciła się i zobaczyła ten widok. Klękającego Marka na ulicy przy człowieku który mierzył do niego z pistoletu. ‘Nie’- krzyczała. Biegła w ich stronę, lecz ta odległość jakby się zwiększała. Nagle usłyszała strzał, jeden, drugi. Teraz to ona upadła na kolana. Zaczęło padać. Ona krzycząc i klęcząc na ulicy nie zamierzała wstać. Patrzyła na Dębskiego, martwego już Dębskiego. Sięgnęła po kawałek szkła. Usłyszała głos ‘ Nie rób tego, nie pozwolę CI na to. Za bardzo Cię kocham’ . Ona nie słuchała, popatrzyła w szkło, po czym rozmachnęła się i celowała w serce. Coś ją zahamowało. Nie mogła ruszyć ręką. ‘Dlaczego mi to robisz.? Dlaczego nie pozwolisz mi dołączyć do Ciebie.?’ Upadła na dłonie. Leżąc w kałuży słyszała tylko echo odbijające się od domów. ‘Bo Cię kocham’.

Zerwała się nagle. Rozglądając się dookoła uświadomiła sobie że to był tylko sen. Bo Cię kocham –ciągle słyszała to w głowie. Położyła się i usiłowała zasnąć, prosząc aby ten sen się nie powtórzył.
                                                                              ***
Minęły dwa dni. Okońska, na prośbę Agaty załatwiła widzenie u podejrzanego. Z niewiadomych przyczyn chciała się z nim spotkać. Dorota jej to stanowczo odradzała, lecz ona nie słuchała. Chciała po prostu wiedzieć dlaczego właśnie Marek.
Wchodząc do więzienia była przestraszona. Lecz było już stanowczo za późno. Usiadła przy stoliku i czekała na więźnia. Cała się trzęsła, kilka głębszych oddechów i już się czuła lepiej. Wprowadzili go .
- A więc to Pani…- powiedział to z satysfakcją.? Nie dało się tego wyczuć.
- Dlaczego.? – od razu przeszła do rzeczy.
- Widzę, stanowcza Pani mecenas. No proszę proszę. Nie spodziewałem się tego. Tak Pani zależy .? No dobrze, to postaram się udzielić odpowiedzi na wszystkie pytania. A więc : …
Po 15 minutach wiedziała już wszystko, co potrzebowała. Wyszła od razu kierując się w stronę Okońskiej.
- Załatw mi widzenie z Bitnerem. To jest pilne.! – po czym wyszła i udała się do samochodu. Uderzyła pięścią w kierownicę, i zalała się łzami.
                                                                              ***
Kim jesteś .? Co zrobiłeś z moim życiem .? Dlaczego .? – pytania miała już przygotowane. Jeszcze tylko opanować emocje i umysł. Stała przed budynkiem głęboko oddychając . Już postanowiła zrobić ten krok, wiedziała że właśnie teraz nadszedł ten czas. Pociągnęła za klamkę i weszła do środka.
***
Dwadzieścia minut później.
Wiedziała, że  nic jej nie powie, lecz jego szyderczy śmiech mówił wszystko. Chciał po prostu zemsty za wsadzenie go do więzienia. Lecz dlaczego kosztem Marka.? W końcu ‘Był z niego zadowolony’ . Poświęciłby niewinnego człowieka, tylko po to aby zranić Panią mecenas.? Był by aż tak absurdalny.?  Jak się okazało, owszem. Był tą ‘szowinistyczną świnią’ .
Agata była rozpaczona. Z dnia na dzień nie mogła o tym zapomnieć. Jakoś dawała sobie radę z pracą i dziećmi, lecz jej serce potrzebowało pomocy. Zawsze kochała Marka i zawsze będzie kochać. Zostały jej wspomnienia i dwójka uroczych, psotnych dzieci dzięki którym pamięć o Marku Dębskim nigdy nie zaginie…

 W każdej bajce musi być ktoś dobry i ktoś zły. Niestety, nie wszystkie kończą się happy end ’em.
 Marzena (sonia0203) :*.

3 komentarze:

  1. Moja droga... Od czego by tu zacząć? Chyba najlepiej będzie zacząć od ukłonu do samej ziemi, co też uczynię niezwłocznie *kłania się, oddaje cześć*
    Wiesz, Twoje opowiadanie wzruszyło mnie bardzo... A wiesz dlaczego? Pokazałaś w nim to co jest NAJWAŻNIEJSZE w miłości naszej pary... Ja widziałam tutaj oddanie, tęsknotę za sobą nawzajem, kiedy nie są razem, widziałam też tą właśnie ICH, CAŁKOWICIE ICH oryginalną, piękną i niepowtarzalną MIŁOŚĆ.
    Dziękuję Ci za to z całego serca.
    P.S.
    A te fragment najbardziej poruszył me serce:
    " Patrzyła na Dębskiego, martwego już Dębskiego. Sięgnęła po kawałek szkła. Usłyszała głos ‘ Nie rób tego, nie pozwolę CI na to. Za bardzo Cię kocham’ . Ona nie słuchała, popatrzyła w szkło, po czym rozmachnęła się i celowała w serce. Coś ją zahamowało. Nie mogła ruszyć ręką. ‘Dlaczego mi to robisz.? Dlaczego nie pozwolisz mi dołączyć do Ciebie.?’ Upadła na dłonie. Leżąc w kałuży słyszała tylko echo odbijające się od domów. ‘Bo Cię kocham’." Ja wyczekuję dnia, kiedy dane mi będzie stworzyć coś tak cudownego, wspaniałego, wzruszającego i PRAWDZIWEGO. Tak, z tego fragmentu bije niesamowita prawda nie tylko o miłości Marka i Agaty. Bije z niego prawda o MIŁOŚCI, KTÓRA JEST PRAWDZIWA, WIERNA I KOCHA TAK BARDZO, ŻE NIC (NIC!) JEJ NIE PRZERWIE, NIE POKONA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, nie przesadzajmy ;) To nie jest takie piękne. To jest po prostu takie opowiadanie... jak inne. Niczym się nie różni :)
      Starałam się nawiązać do ich miłości, ale nie wiedziałam że to aż tak będzie wzruszające :D
      I nie masz za co dziękować, ty lepsze piszesz <3 Pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. nie masz rację to nie jest piękne, to jest arcydzieło, tego nie da się opisać, brakuje mi słów, żeby powiedzieć co czuję, zmiażdzyłaś mnie tymi opisami <3 autentycznie mialam łzy w oczach, i to aż 2 razy między innymi jak mała spytała o ojca :'( to po opo jest po prostu za dobre, nie jestem w stanie sklecić nic więcej.... mistrzostwo <3 szacun, ukłony do samej ziemii, Daisy powiedziała już wszystko, ta miłość tak wyjątkowa zdarza się tylko raz i ty to właśnie genialnie uzmysłowiłaś <3 nie pozostaje nic innego jak tylko podziękować ci, że mogłam przeczytać coś tak nieziemskiego <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń