Domcia
Wyszli z budynku kancelarii. Szli prosto,
nie odzywając się do siebie ani słowem. W kilka minut doszli przed Belweder,
który znajduje się w Parku Łazienkowskim.
-To co? Gdzie idziemy?- zapytała, przystając na chwilę- może albo pod pomnik Chopina lub Pałac na Wyspie?
-A chodźmy do Pałacu.- uśmiechnął się.
W trakcie drogi zauważył, ze Agata zmarzła. Ściągnął z siebie marynarkę i nałożył na nią.
-Dziękuję. - napawała się zapachem jego ulubionych, mocnych perfum.
Stanęli nad taflą wody. Wokół panowała prześliczna polska jesień. Drzewa ozdobione były złotymi liśćmi, ale niektóre jeszcze były zielone. Usiedli na ławce. Marek ujął jej ręce w swoje widząc jak się trzęsą z zimna.
-Czemu nie ubrałaś na siebie jakiejś bluzki, tylko paradujesz w podkoszulku.
- Bo myślałam, ze sobie żartujesz z tym spacerem. Obstawiałam, ze pójdziemy do baru na obiad lub kawę, a nie na spacer po Łazienkach.
- Ale zobacz jak tu pięknie, złote liście na drzewach… Trzeba korzystać z uroków jesieni moja droga… kiedy ty ostatnio byłaś na spacerze, co?
- Hmmm… niedawno.
- Niedawno?
- No niedawno… jakiś miesiąc temu.
- No to faktycznie niedawno. Miesiąc temu to były jeszcze wakacje.
Uwielbiali się ze sobą droczyć. Potem długo udawali obrażonych, żeby ta druga osoba musiała się trochę wysilić z przeprosinami. Poczuli się znowu jakby czas się cofnął, a oni byli młodsi o te 3 lata, bez tego bagażu spraw związanych z kancelarią i dyscyplinarką. Marek cieszył się widząc choć trochę weselszą przyjaciółkę. Jednak jej uśmiech nie trwał długo. Cały czas miała w głowie list mamy. „Mam nadzieje, ze masz męża lub narzeczonego i myślisz o założeniu rodziny.” Była sama z dala od ojca bez męża czy choćby narzeczonego, na myślenie o założeniu rodziny i tak nie miała czasu, a przez jej poukładane życie przeszło ostatnie jeszcze większe tornado niż utrata posady w korporacji. Odwróciła twarz w drugą stroną przyglądając się tafli wody i drepczącym wokół niej kolorowym pawiom. Szkoda, że jej życie ostatnio nie było tak kolorowe jak ich piękne ogony. Nagle gwałtownie odwróciła się do niego.
- Marek…
- Tak Agatko…
- Pojedziesz jutro… - ciężko jej było o tym mówić, nawet jemu – pojechałbyś ze mną jutro do Bydgoszczy?
- Z tobą jeśli trzeba mogę nawet na koniec świata – uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
Nagle zerwał się silny wiatr, zaczął padać deszcz. Mężczyzna siedział w samej koszuli a brunetka w cienkim podkoszulku, jego marynarce i równie cienkim płaszczyku. Nikt nie myślał o wzięciu parasola tego dnia, a spod kancelarii zaszli tu przecież na nogach. Jedynym wyjściem było wrócić się pod kamienicę do samochodu.
- To co biegniemy?
Omijając sprawnie przechodniów i wielkie kałuże pędzili co tchu, aby nie być jeszcze bardziej mokrzy. Marek patrzył z pełnym podziwem jak wspólniczka lawiruje między kałużami w butach na wysokim obcasie. Dopadli do samochodu. Nie wiele myśląc, gdy tylko Marek odblokował drzwi, wskoczyli do wygodnego, ciepłego wnętrza srebrnego sportowego Jeepa. Marek włączył grzanie. Agata ściągnęła płaszcz i marynarkę i zawiesiła na zagłówek fotela. Z ich włosów skapywały resztki deszczowego prysznica.
- To co, może zrobimy sobie małe wagary? – zaproponował Marek.
- Mhmm – odparła kobieta opierając głowę o zagłówek.
Podjechali na osiedle, na którym mieszkał Marek. Wpisał kod do drzwi wejściowych i przepuścił brunetkę przodem. W kieszeni spodni odnalazł klucz i włożył go do zamka. Przekręcił dwa razy i otworzył mieszkanie.
- Rozgość się. Daj rozwieszę gdzieś te rzeczy. Przepraszam za ten bajzel – mówiąc to zaczął porządkować salon. Na kanapie walały się dokumenty dotyczące porannej rozprawy, nad którymi przesiedział z pół nocy, na stole zostawił kubek z niedopitą kawą, gdy rano niewyspany spieszył się do wyjścia. Gdy już udało mu się jako tako ogarnąć ten nieład - Poczekaj tu chwilę, przebiorę się i zrobię herbaty.
Agata czekała w dużym pokoju. Po chwili mężczyzna wróciła ubrany w jeansy, T-shirt i bluzę dresową, drugą podał wspólniczce.
- Masz, zarzuć sobie, zagrzejesz się szybciej. Pójdę zrobić herbaty.
Kobieta ubrała na siebie bluzę zatapiając się w za długich rękawach. Poczuła zapach jej ulubionej jego wody kolońskiej na ubraniu. Opatuliła się szczelniej, ręce włożyła do ciepłych, przepastnych kieszeni. Za nie długo przyszedł z dwoma kubkami parującej cieczy w dłoni.
- Ciepła herbatka malinowa na rozgrzanie. Pij póki gorące.
- Dzięki. Nie tylko za herbatę….
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Podziękujesz jutro, jak wrócimy z Bydgoszczy.
- Jesteś głodna?
- Mareczku, mnie się o to pytasz?
- Taaaa, w mojej lodówce jak znam życie to ostało się tylko piwo. Może jakaś pizza?
- Byle duża. Propos alkoholu – możesz otworzyć choćby piwo.
- Piwo, takiej kobiecie jak ty? Wina lepiej poszukam.
- Zapominasz, że to ja z naszej dwójki potrafię szybciej kamery montować.
- Ale czy ja mówię, że nie? Szukać korkociągu czy nożyczek?
- Czegoś się jednak pan mecenas nauczył – nożyczek.
- Ale jak mi moją bluzę ulubioną zalejesz to ci nie podaruję.
- To co mi zrobisz? – zapytała uwodzicielsko
- Ty się módl, żebyś nie zalała jak ostatnim razem.
- Koszula pewno na straty poszła.
- Coś ty, Maria zazdrosna własnymi rękami ją na szmaty przedarła.
Oboje wybuchnęli śmiechem wyobrażając sobie tę sceną z wściekłą panią prokurator w roli głównej.
- Wiesz to byłą koszula od niej.
- Ups… no cóż, wypadki chodzą po ludziach - znów nastąpiła salwa śmiechu.
Marek zadzwonił do pizzerii z zamówieniem. Otworzyli wino, nie ulewając ani kropli tym razem. Siedzieli koło siebie na kanapie popijając czerwony trunek i zajadając nie dawno przywiezioną pizzę. Z apetytem mecenas Przybysz uporali się z nią w pięć minut.
- Dobra Dębski, pojadło się, popiło się, to powiedz mi teraz jak ja mam do domu wrócić bez auta jak oboje wstawieni jesteśmy … hep… - jakby na potwierdzenie tych słów dostała czkawki - … głupia czkawka… hep…. Podaj mi telefon to zadzwonię po jakąś taksówkę… hep…
Mężczyzna uśmiechnął się patrząc współczująco na przyjaciółkę.
- A kto powiedział, że musisz wracać?
- Przecież muszę się spakować … hep… jak mamy jutro do taty jechać…hep…
- Nie jedziesz na długo przecież. Jutro rano wstąpimy do ciebie…
- Łaskawca się znalazł… No dobra, …hep… w sumie to nie chce mi …hep… się stąd ruszać… Ty się … hep… lepiej nie śmiej ze mnie …hep… tylko przynieś jakieś wody, żeby ta cholerna czkawka przeszła… hep…
Marek przyniósł posłusznie wodę i postawił przed nią. Łapczywie ją wypiła przez co czkawka, jeszcze chwilę się jej trzymała. Siedzieli tak jeszcze z dobrą godzinę, aż rozlali ostatnie lampki wina.
- Wino się skończyło. – powiedziała smutnym głosem kobieta
Jej głowa zaczęła bezwładnie opadać na poduszki. Powieki stawały się cięższe.
-To ja Ci zaraz pościelę w sypialni, a ja się prześpię na kanapie. – powiedział widząc to Marek.
Kobieta położyła się do łóżka, a Dębski poszedł do łazienki. Po wyjściu zamiast udać się do salonu stanął w drzwiach sypialni przyglądając się brunetce. Po chwili podszedł do łóżka i ukucnął przy niej. Odgarnął jej grzywkę z oczu. Przyglądał się jak nareszcie po ciężkim dniu miarowo i spokojnie oddycha. Miał już wstawać kiedy brunetka nagle chwyciła go za rękę.
- Jak chcesz to… możesz położyć się koło mnie. Dębski kiwnął głową, obszedł łóżko dookoła i zajął miejsce po drugiej stronie.
-Poczekaj. Zostawiłam telefon w salonie. Za chwilę wrócę.-powiedziała wychodząc z pomieszczenia.
Po upływie kilku minut do ciemnego pomieszczenia weszła Przybysz. Szukała przy ścianie włącznika światła, ale się nie udało. Po omacku szła w kierunku łóżka. Z całych sił uderzyła o jego bok. Upadła wprost w ramiona Dębskiego. Lekko się podniosła. On chwycił ja za kark i przysunął do siebie. Przylgnęli do siebie ustami. Po kilku minutach tej słodkiej chwili, Agata oderwała sie od niego. Padła na poduszki. On przybliżył się do niej. Położył rękę na jej talii. Brunetka poczuła jak delikatnie, lecz stanowczo przyciąga ja do siebie i szczelnie zamyka w bezpiecznym, niedźwiedzim uścisku. Uśmiechnęła się do siebie.
- Na która nastawić zegarek?- zapytała przypomniawszy sobie chwytając za telefon i odblokowując go.
- Jeszcześ nie nastawiła? Jak chcesz zajechać do domu, to tak o 7.
Rano budzik wył niemiłosiernie. Wyciągnęła rękę spod kołdry i z zamkniętymi oczami szukała urządzenia, który dawał hałas po całym mieszkaniu. Wyłączyła go i odwróciła się na drugą stronę widząc śpiącego jeszcze jak suseł Marka. Uśmiechając się do siebie przymknęła oczy jeszcze na chwilę . Niestety zaraz przypomniała sobie o planach na dzisiejszy dzień i że ciągle nie jest spakowana. Szybko zerwawszy sie z łóżka poszła nastawić wodę na kawy i udała się do łazienki. Po wyjściu poszła sprawdzić czy Marek zebrał w końcu zwłoki i ruszył się z łóżka. Jej przypuszczenia sie sprawdziły. Leżał rozwalony na całej powierzchni materaca. Podeszła do niego.
-Marek, wstawaj szybko.- ale on i tak nie reagował.
Nalała do małego naczynia lodowatej wody. Nachyliła sie nad nim i zdecydowanym ruchem przechyliła naczynie. Cala ciecz
spłynęła po twarzy mężczyzny. Otworzył oczy i jego mina na twarzy nie wróżyła nic dobrego. Porwał Agatę w ramiona i przewrócił na łóżko. Złapał ja za ręce i nachylił sie nad nią.
-I co pani mecenas teraz powie?- zapytał, zbliżając sie do niej jeszcze bliżej.
-Powie tylko: „Wynocha śpiochu pod prysznic. Za 5 minut masz być gotowy. Jak nie to sama jadę do Bydgoszczy.”
- A jak cię nie puszczę?
- Puści mnie pan mecenas, puści, chyba że ta kawa, co ją dopiero zalałam ma się znaleźć w zlewie.
- Zrobiłaś kawę? – spytał zadowolony wciągając nosem aromatyczną won dochodzącą z kuchni.
- Zrobiłaś, ale na kawusię to sobie pan mecenas musi zasłużyć.
Dębski niechętnie podniósł się z łóżka człapiąc do łazienki.
- Tylko się pospiesz! – krzyknęła za nim.
Podjechali pod dom Agaty. W spożywczaku na dole kupili świeże bułki na śniadanie, które zjedli w jej mieszkaniu. Brunetka szybko spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyli do Bydgoszczy.
Podjechali po duży biało – popielaty dom z ogrodem. Marek zgasił silnik i wysiedli z samochodu. Podeszli do drzwi. Agata z bijącym sercem nacisnęła dzwonek. Bała się jak ojciec zareaguje na jej widok. Tak dawno jej tu nie było.
Andrzej grabiąc liście w ogrodzie usłyszał silnik samochodu i dzwonek u drzwi. Obszedł dom dookoła, by sprawdzić kogo tam przywiało. Jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał na progu swoją własną córkę, tak podobną do matki, która nie pokazywała się w domu od rozpoczęcia pracy w Warszawie, i to w takim dniu. Jeszcze bardziej się zdziwił, widzą u jej boku jakiegoś wysokiego, postawnego mężczyznę.
- Córcia? To naprawdę ty? – dopytywał nie wierząc
Podszedł i przytulił mocno ukochaną córkę. Ta wtuliła się w niego jeszcze mocniej wiedząc, że to tu jest jej prawdziwy dom.
- Do mamy przyjechałaś?
Brunetka skinęła głową.
- Tatko, a to jest… Marek. Mój przyjaciel. Pracujemy razem.
Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
- Nie stójcie tak dzieci, chodźcie do środka.
Weszli do środka. Andrzej zrobił każdemu po herbacie.
-O której jutro sie wybierasz? - zapytał córki, podając naczynia do stołu.
-Tak około 13. A Ty o której idziesz?
-Jak skończę trening. Idź oprowadź pana Marka po domu, jak macie tutaj zostać na noc.
-Dobrze, to chodź.
Na parterze mieściła sie kuchnia, sporych rozmiarów salon i skromna łazienka. Na piętrze znajdowała sie łazienka z wanna i 3 pokoje. Jeden należał do ojca Agaty, drugi pani mecenas a trzeci był przeznaczony dla gości, którzy kiedyś przyjeżdżali do nich na kilka dni. Wyszli na pole, usiadła na huśtawce ogrodowej. Patrząc w niebo kołysali się w przód i w tył. Ciepły, przyjemny wiatr owiewał ich twarze.
- Agatko… mogę cię o coś zapytać?
- Hmmm?
Zwróciła twarz ku niemu tak, że ich spojrzenia się spotkały.
- Gdzie jutro idziemy?
- Na cmentarz do mojej mamy – odpowiedziała smutnym głosem.
- Chyba bardzo za nią tęsknisz… - wziął jej rękę w swoją by dodać otuchy, nie był pewny czy może dalej drążyć temat.
- W zasadzie to… Teraz tak, bardzo… Przypomina mi się te wszystkie krótkich parę lat z nią… I jest mi tak strasznie wstyd, że
o niej zapomniałam….
- Na pewno nie zapomniałaś…
- Wiesz ile mnie tu nie było? 10 lat. Tyle ile pracuję w Warszawie. Do taty się w ogóle nie odzywałam od wyjazdu na studia. Czekałam tylko, żeby zdać maturę i wyrwać się w świat od tej tragedii męczącej mnie całe dzieciństwo. I pewnie ominęłabym kolejną rocznicę, gdyby nie ten list, który wszystko przypomniał….
Jej oczy po raz kolejny zaszły łzami. Marek czuł się winny, może niepotrzebnie zaczynał rozmowę. Zaczynał już rozumieć, ile znaczy dla niej ten list. Wytarł kciukiem łzę spływającą po jej policzku.
- Przepraszam… Nie chciałem wywoływać u ciebie kolejnych łez…
Przyciągnął ją do siebie i objął ramieniem. Ona oparła głowę o jego tors.
- Nie, lepiej żebyś wiedział… Dlatego cieszę się, że przyjechałeś tu ze mną. Ja… nie wiem czy w ogóle pamiętam drogę do
nagrobka….
- Do usług pani mecenas. Ciiii, nie płacz już… Pójdziemy tam jutro razem, będą z tobą.
Do Marka podczas tej rozmowy zaczynały wracać powoli również wspomniane z jego rodziną. Dzieciństwo bez matki, tylko z ojcem wychowującym cię żelazną ręką. Teraz ciężko chorego taty.
- Ja też tęsknię za swoją matką. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Kobieta popatrzyła na niego zdziwiona. Nigdy dotąd nie wspominał nic o swojej rodzinie.
- I wiesz, cholernie ci zazdroszczę.
- Czego?
- Raczej kogo. Tak wspaniałego, kochającego, pogodnego, troskliwego, wspierającego ojca, czekającego zawsze z otwartymi ramionami. Nigdy nie miałem czegoś takiego i raczej się po nim już nie mogę spodziewać takich ojcowskich uczuć – powiedział nerwowo.
- Aż tak źle?
Mężczyzna zacisnął usta wąską kreskę.
- Zostało mu mało czasu. A ja jestem do ciebie bardziej podobny niż myślisz. Nie było mnie w domu tyle samo co ciebie…. Ale, może skończmy już o mnie, co? Może przejdźmy się gdzieś? Pokazałaby mi pani mecenas jakieś ciekawe zakątki swojej pierwszej młodości?
Kobieta jeszcze chwila siedziała zszokowana przetwarzając, to ile jej w tak krótkiej wypowiedzi przekazał. Kiedy się ocknęła uśmiechnęła się szeroko. Wzięła go za rękę i poszli zwiedzać Bydgoszcz. Pokazała mu swoją szkołę, stadion, na którym jej tata trenował młodzików i na którym również oświadczył się jej mamie, miejsca, gdzie chodziła na randki z pierwszym chłopakiem, gdzie lubiła uciekać na wagary. Miała jego obok. Przy nim nie musiała nic udawać, ukrywać. Z nim mogła kroczyć choćby i na koniec świata.
-To co? Gdzie idziemy?- zapytała, przystając na chwilę- może albo pod pomnik Chopina lub Pałac na Wyspie?
-A chodźmy do Pałacu.- uśmiechnął się.
W trakcie drogi zauważył, ze Agata zmarzła. Ściągnął z siebie marynarkę i nałożył na nią.
-Dziękuję. - napawała się zapachem jego ulubionych, mocnych perfum.
Stanęli nad taflą wody. Wokół panowała prześliczna polska jesień. Drzewa ozdobione były złotymi liśćmi, ale niektóre jeszcze były zielone. Usiedli na ławce. Marek ujął jej ręce w swoje widząc jak się trzęsą z zimna.
-Czemu nie ubrałaś na siebie jakiejś bluzki, tylko paradujesz w podkoszulku.
- Bo myślałam, ze sobie żartujesz z tym spacerem. Obstawiałam, ze pójdziemy do baru na obiad lub kawę, a nie na spacer po Łazienkach.
- Ale zobacz jak tu pięknie, złote liście na drzewach… Trzeba korzystać z uroków jesieni moja droga… kiedy ty ostatnio byłaś na spacerze, co?
- Hmmm… niedawno.
- Niedawno?
- No niedawno… jakiś miesiąc temu.
- No to faktycznie niedawno. Miesiąc temu to były jeszcze wakacje.
Uwielbiali się ze sobą droczyć. Potem długo udawali obrażonych, żeby ta druga osoba musiała się trochę wysilić z przeprosinami. Poczuli się znowu jakby czas się cofnął, a oni byli młodsi o te 3 lata, bez tego bagażu spraw związanych z kancelarią i dyscyplinarką. Marek cieszył się widząc choć trochę weselszą przyjaciółkę. Jednak jej uśmiech nie trwał długo. Cały czas miała w głowie list mamy. „Mam nadzieje, ze masz męża lub narzeczonego i myślisz o założeniu rodziny.” Była sama z dala od ojca bez męża czy choćby narzeczonego, na myślenie o założeniu rodziny i tak nie miała czasu, a przez jej poukładane życie przeszło ostatnie jeszcze większe tornado niż utrata posady w korporacji. Odwróciła twarz w drugą stroną przyglądając się tafli wody i drepczącym wokół niej kolorowym pawiom. Szkoda, że jej życie ostatnio nie było tak kolorowe jak ich piękne ogony. Nagle gwałtownie odwróciła się do niego.
- Marek…
- Tak Agatko…
- Pojedziesz jutro… - ciężko jej było o tym mówić, nawet jemu – pojechałbyś ze mną jutro do Bydgoszczy?
- Z tobą jeśli trzeba mogę nawet na koniec świata – uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
Nagle zerwał się silny wiatr, zaczął padać deszcz. Mężczyzna siedział w samej koszuli a brunetka w cienkim podkoszulku, jego marynarce i równie cienkim płaszczyku. Nikt nie myślał o wzięciu parasola tego dnia, a spod kancelarii zaszli tu przecież na nogach. Jedynym wyjściem było wrócić się pod kamienicę do samochodu.
- To co biegniemy?
Omijając sprawnie przechodniów i wielkie kałuże pędzili co tchu, aby nie być jeszcze bardziej mokrzy. Marek patrzył z pełnym podziwem jak wspólniczka lawiruje między kałużami w butach na wysokim obcasie. Dopadli do samochodu. Nie wiele myśląc, gdy tylko Marek odblokował drzwi, wskoczyli do wygodnego, ciepłego wnętrza srebrnego sportowego Jeepa. Marek włączył grzanie. Agata ściągnęła płaszcz i marynarkę i zawiesiła na zagłówek fotela. Z ich włosów skapywały resztki deszczowego prysznica.
- To co, może zrobimy sobie małe wagary? – zaproponował Marek.
- Mhmm – odparła kobieta opierając głowę o zagłówek.
Podjechali na osiedle, na którym mieszkał Marek. Wpisał kod do drzwi wejściowych i przepuścił brunetkę przodem. W kieszeni spodni odnalazł klucz i włożył go do zamka. Przekręcił dwa razy i otworzył mieszkanie.
- Rozgość się. Daj rozwieszę gdzieś te rzeczy. Przepraszam za ten bajzel – mówiąc to zaczął porządkować salon. Na kanapie walały się dokumenty dotyczące porannej rozprawy, nad którymi przesiedział z pół nocy, na stole zostawił kubek z niedopitą kawą, gdy rano niewyspany spieszył się do wyjścia. Gdy już udało mu się jako tako ogarnąć ten nieład - Poczekaj tu chwilę, przebiorę się i zrobię herbaty.
Agata czekała w dużym pokoju. Po chwili mężczyzna wróciła ubrany w jeansy, T-shirt i bluzę dresową, drugą podał wspólniczce.
- Masz, zarzuć sobie, zagrzejesz się szybciej. Pójdę zrobić herbaty.
Kobieta ubrała na siebie bluzę zatapiając się w za długich rękawach. Poczuła zapach jej ulubionej jego wody kolońskiej na ubraniu. Opatuliła się szczelniej, ręce włożyła do ciepłych, przepastnych kieszeni. Za nie długo przyszedł z dwoma kubkami parującej cieczy w dłoni.
- Ciepła herbatka malinowa na rozgrzanie. Pij póki gorące.
- Dzięki. Nie tylko za herbatę….
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Podziękujesz jutro, jak wrócimy z Bydgoszczy.
- Jesteś głodna?
- Mareczku, mnie się o to pytasz?
- Taaaa, w mojej lodówce jak znam życie to ostało się tylko piwo. Może jakaś pizza?
- Byle duża. Propos alkoholu – możesz otworzyć choćby piwo.
- Piwo, takiej kobiecie jak ty? Wina lepiej poszukam.
- Zapominasz, że to ja z naszej dwójki potrafię szybciej kamery montować.
- Ale czy ja mówię, że nie? Szukać korkociągu czy nożyczek?
- Czegoś się jednak pan mecenas nauczył – nożyczek.
- Ale jak mi moją bluzę ulubioną zalejesz to ci nie podaruję.
- To co mi zrobisz? – zapytała uwodzicielsko
- Ty się módl, żebyś nie zalała jak ostatnim razem.
- Koszula pewno na straty poszła.
- Coś ty, Maria zazdrosna własnymi rękami ją na szmaty przedarła.
Oboje wybuchnęli śmiechem wyobrażając sobie tę sceną z wściekłą panią prokurator w roli głównej.
- Wiesz to byłą koszula od niej.
- Ups… no cóż, wypadki chodzą po ludziach - znów nastąpiła salwa śmiechu.
Marek zadzwonił do pizzerii z zamówieniem. Otworzyli wino, nie ulewając ani kropli tym razem. Siedzieli koło siebie na kanapie popijając czerwony trunek i zajadając nie dawno przywiezioną pizzę. Z apetytem mecenas Przybysz uporali się z nią w pięć minut.
- Dobra Dębski, pojadło się, popiło się, to powiedz mi teraz jak ja mam do domu wrócić bez auta jak oboje wstawieni jesteśmy … hep… - jakby na potwierdzenie tych słów dostała czkawki - … głupia czkawka… hep…. Podaj mi telefon to zadzwonię po jakąś taksówkę… hep…
Mężczyzna uśmiechnął się patrząc współczująco na przyjaciółkę.
- A kto powiedział, że musisz wracać?
- Przecież muszę się spakować … hep… jak mamy jutro do taty jechać…hep…
- Nie jedziesz na długo przecież. Jutro rano wstąpimy do ciebie…
- Łaskawca się znalazł… No dobra, …hep… w sumie to nie chce mi …hep… się stąd ruszać… Ty się … hep… lepiej nie śmiej ze mnie …hep… tylko przynieś jakieś wody, żeby ta cholerna czkawka przeszła… hep…
Marek przyniósł posłusznie wodę i postawił przed nią. Łapczywie ją wypiła przez co czkawka, jeszcze chwilę się jej trzymała. Siedzieli tak jeszcze z dobrą godzinę, aż rozlali ostatnie lampki wina.
- Wino się skończyło. – powiedziała smutnym głosem kobieta
Jej głowa zaczęła bezwładnie opadać na poduszki. Powieki stawały się cięższe.
-To ja Ci zaraz pościelę w sypialni, a ja się prześpię na kanapie. – powiedział widząc to Marek.
Kobieta położyła się do łóżka, a Dębski poszedł do łazienki. Po wyjściu zamiast udać się do salonu stanął w drzwiach sypialni przyglądając się brunetce. Po chwili podszedł do łóżka i ukucnął przy niej. Odgarnął jej grzywkę z oczu. Przyglądał się jak nareszcie po ciężkim dniu miarowo i spokojnie oddycha. Miał już wstawać kiedy brunetka nagle chwyciła go za rękę.
- Jak chcesz to… możesz położyć się koło mnie. Dębski kiwnął głową, obszedł łóżko dookoła i zajął miejsce po drugiej stronie.
-Poczekaj. Zostawiłam telefon w salonie. Za chwilę wrócę.-powiedziała wychodząc z pomieszczenia.
Po upływie kilku minut do ciemnego pomieszczenia weszła Przybysz. Szukała przy ścianie włącznika światła, ale się nie udało. Po omacku szła w kierunku łóżka. Z całych sił uderzyła o jego bok. Upadła wprost w ramiona Dębskiego. Lekko się podniosła. On chwycił ja za kark i przysunął do siebie. Przylgnęli do siebie ustami. Po kilku minutach tej słodkiej chwili, Agata oderwała sie od niego. Padła na poduszki. On przybliżył się do niej. Położył rękę na jej talii. Brunetka poczuła jak delikatnie, lecz stanowczo przyciąga ja do siebie i szczelnie zamyka w bezpiecznym, niedźwiedzim uścisku. Uśmiechnęła się do siebie.
- Na która nastawić zegarek?- zapytała przypomniawszy sobie chwytając za telefon i odblokowując go.
- Jeszcześ nie nastawiła? Jak chcesz zajechać do domu, to tak o 7.
Rano budzik wył niemiłosiernie. Wyciągnęła rękę spod kołdry i z zamkniętymi oczami szukała urządzenia, który dawał hałas po całym mieszkaniu. Wyłączyła go i odwróciła się na drugą stronę widząc śpiącego jeszcze jak suseł Marka. Uśmiechając się do siebie przymknęła oczy jeszcze na chwilę . Niestety zaraz przypomniała sobie o planach na dzisiejszy dzień i że ciągle nie jest spakowana. Szybko zerwawszy sie z łóżka poszła nastawić wodę na kawy i udała się do łazienki. Po wyjściu poszła sprawdzić czy Marek zebrał w końcu zwłoki i ruszył się z łóżka. Jej przypuszczenia sie sprawdziły. Leżał rozwalony na całej powierzchni materaca. Podeszła do niego.
-Marek, wstawaj szybko.- ale on i tak nie reagował.
Nalała do małego naczynia lodowatej wody. Nachyliła sie nad nim i zdecydowanym ruchem przechyliła naczynie. Cala ciecz
spłynęła po twarzy mężczyzny. Otworzył oczy i jego mina na twarzy nie wróżyła nic dobrego. Porwał Agatę w ramiona i przewrócił na łóżko. Złapał ja za ręce i nachylił sie nad nią.
-I co pani mecenas teraz powie?- zapytał, zbliżając sie do niej jeszcze bliżej.
-Powie tylko: „Wynocha śpiochu pod prysznic. Za 5 minut masz być gotowy. Jak nie to sama jadę do Bydgoszczy.”
- A jak cię nie puszczę?
- Puści mnie pan mecenas, puści, chyba że ta kawa, co ją dopiero zalałam ma się znaleźć w zlewie.
- Zrobiłaś kawę? – spytał zadowolony wciągając nosem aromatyczną won dochodzącą z kuchni.
- Zrobiłaś, ale na kawusię to sobie pan mecenas musi zasłużyć.
Dębski niechętnie podniósł się z łóżka człapiąc do łazienki.
- Tylko się pospiesz! – krzyknęła za nim.
Podjechali pod dom Agaty. W spożywczaku na dole kupili świeże bułki na śniadanie, które zjedli w jej mieszkaniu. Brunetka szybko spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyli do Bydgoszczy.
Podjechali po duży biało – popielaty dom z ogrodem. Marek zgasił silnik i wysiedli z samochodu. Podeszli do drzwi. Agata z bijącym sercem nacisnęła dzwonek. Bała się jak ojciec zareaguje na jej widok. Tak dawno jej tu nie było.
Andrzej grabiąc liście w ogrodzie usłyszał silnik samochodu i dzwonek u drzwi. Obszedł dom dookoła, by sprawdzić kogo tam przywiało. Jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał na progu swoją własną córkę, tak podobną do matki, która nie pokazywała się w domu od rozpoczęcia pracy w Warszawie, i to w takim dniu. Jeszcze bardziej się zdziwił, widzą u jej boku jakiegoś wysokiego, postawnego mężczyznę.
- Córcia? To naprawdę ty? – dopytywał nie wierząc
Podszedł i przytulił mocno ukochaną córkę. Ta wtuliła się w niego jeszcze mocniej wiedząc, że to tu jest jej prawdziwy dom.
- Do mamy przyjechałaś?
Brunetka skinęła głową.
- Tatko, a to jest… Marek. Mój przyjaciel. Pracujemy razem.
Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
- Nie stójcie tak dzieci, chodźcie do środka.
Weszli do środka. Andrzej zrobił każdemu po herbacie.
-O której jutro sie wybierasz? - zapytał córki, podając naczynia do stołu.
-Tak około 13. A Ty o której idziesz?
-Jak skończę trening. Idź oprowadź pana Marka po domu, jak macie tutaj zostać na noc.
-Dobrze, to chodź.
Na parterze mieściła sie kuchnia, sporych rozmiarów salon i skromna łazienka. Na piętrze znajdowała sie łazienka z wanna i 3 pokoje. Jeden należał do ojca Agaty, drugi pani mecenas a trzeci był przeznaczony dla gości, którzy kiedyś przyjeżdżali do nich na kilka dni. Wyszli na pole, usiadła na huśtawce ogrodowej. Patrząc w niebo kołysali się w przód i w tył. Ciepły, przyjemny wiatr owiewał ich twarze.
- Agatko… mogę cię o coś zapytać?
- Hmmm?
Zwróciła twarz ku niemu tak, że ich spojrzenia się spotkały.
- Gdzie jutro idziemy?
- Na cmentarz do mojej mamy – odpowiedziała smutnym głosem.
- Chyba bardzo za nią tęsknisz… - wziął jej rękę w swoją by dodać otuchy, nie był pewny czy może dalej drążyć temat.
- W zasadzie to… Teraz tak, bardzo… Przypomina mi się te wszystkie krótkich parę lat z nią… I jest mi tak strasznie wstyd, że
o niej zapomniałam….
- Na pewno nie zapomniałaś…
- Wiesz ile mnie tu nie było? 10 lat. Tyle ile pracuję w Warszawie. Do taty się w ogóle nie odzywałam od wyjazdu na studia. Czekałam tylko, żeby zdać maturę i wyrwać się w świat od tej tragedii męczącej mnie całe dzieciństwo. I pewnie ominęłabym kolejną rocznicę, gdyby nie ten list, który wszystko przypomniał….
Jej oczy po raz kolejny zaszły łzami. Marek czuł się winny, może niepotrzebnie zaczynał rozmowę. Zaczynał już rozumieć, ile znaczy dla niej ten list. Wytarł kciukiem łzę spływającą po jej policzku.
- Przepraszam… Nie chciałem wywoływać u ciebie kolejnych łez…
Przyciągnął ją do siebie i objął ramieniem. Ona oparła głowę o jego tors.
- Nie, lepiej żebyś wiedział… Dlatego cieszę się, że przyjechałeś tu ze mną. Ja… nie wiem czy w ogóle pamiętam drogę do
nagrobka….
- Do usług pani mecenas. Ciiii, nie płacz już… Pójdziemy tam jutro razem, będą z tobą.
Do Marka podczas tej rozmowy zaczynały wracać powoli również wspomniane z jego rodziną. Dzieciństwo bez matki, tylko z ojcem wychowującym cię żelazną ręką. Teraz ciężko chorego taty.
- Ja też tęsknię za swoją matką. Nawet nie wiesz jak bardzo.
Kobieta popatrzyła na niego zdziwiona. Nigdy dotąd nie wspominał nic o swojej rodzinie.
- I wiesz, cholernie ci zazdroszczę.
- Czego?
- Raczej kogo. Tak wspaniałego, kochającego, pogodnego, troskliwego, wspierającego ojca, czekającego zawsze z otwartymi ramionami. Nigdy nie miałem czegoś takiego i raczej się po nim już nie mogę spodziewać takich ojcowskich uczuć – powiedział nerwowo.
- Aż tak źle?
Mężczyzna zacisnął usta wąską kreskę.
- Zostało mu mało czasu. A ja jestem do ciebie bardziej podobny niż myślisz. Nie było mnie w domu tyle samo co ciebie…. Ale, może skończmy już o mnie, co? Może przejdźmy się gdzieś? Pokazałaby mi pani mecenas jakieś ciekawe zakątki swojej pierwszej młodości?
Kobieta jeszcze chwila siedziała zszokowana przetwarzając, to ile jej w tak krótkiej wypowiedzi przekazał. Kiedy się ocknęła uśmiechnęła się szeroko. Wzięła go za rękę i poszli zwiedzać Bydgoszcz. Pokazała mu swoją szkołę, stadion, na którym jej tata trenował młodzików i na którym również oświadczył się jej mamie, miejsca, gdzie chodziła na randki z pierwszym chłopakiem, gdzie lubiła uciekać na wagary. Miała jego obok. Przy nim nie musiała nic udawać, ukrywać. Z nim mogła kroczyć choćby i na koniec świata.
Leszkowelove i Mycha
Piękne opowiadanie! <3. Uśmiałam się, wzruszałam i uśmiałam !! <3
OdpowiedzUsuńPlus dziękuje za tak cudowny wstęp którego Domcia nie dodała, ale to nic cieplutko na serduszku się zrobiło czytając taki wstęp i również wam dziękuje za wszystko! <3
Oczywiście czekam na szybki cedek ! :-)
Paula
looknijcie na skrzynke ;)
OdpowiedzUsuńłohoho długie nam to wyszło :D Domcia to jest druga część do opowiadania o rocznicy śmierci matki Agaty wydawało mi się że była wstawiana ale nie mogę znaleźć jak trzeba przypomnieć to albo polecam nasz wątek an streemo albo moge przesłać jeszcze raz ;)
OdpowiedzUsuń