Od czego mam zacząć? Chyba od początku.
Znowu mnie urzekłaś. Zaczarowałaś.
To jest absolutnie cudowne *.* Czytałam już kilka razy i wciąż nie potrafię
wyrazić swojej opinii. To jest fenomenalne! Perfecto! <3 Uwielbiam. Kocham.
Ta piosenka… Jej nie da
się nie znać. W pierwszej części, jak przeczytałam te słowa, to coś mnie
tknęło. Pomyślałam sobie: „Tak, na pewno to znam.” Włączyłam i wszystko
wróciło. Tyle razy słuchałam tego utworu… On jest magiczny. A w połączeniu z
twoim opowiadaniem daje tak niezwykłą mieszankę, że człowiek już po kilku
zdaniach czuje się rozwalony na kawałki. I ja właśnie tak się czuję. Chyba tyle
z mojej strony. Dziękuję za to cudo ;*
A wy… zgłębiajcie! *.*
A wy… zgłębiajcie! *.*
A jakby ktoś nie słuchał
tej piosenki, chociaż wątpię w to, to podaję link: Nat King Cole - When I Fall in Love
Domcia
Świat bez miłości jest martwym światem i zawsze
przychodzi godzina, kiedy człowiek zmęczony błaga o twarz jakiejś istoty i
serce olśnione czułością. A. Camus
Biała, dość pognieciona
kartka, poruszała się przy każdym drżeniu Agaty, która siedziała w półmroku w
swoim gabinecie. List od Marka znalazła poprzedniego wieczoru, gdy usiadła przy
biurku, chcąc przygotować się do czekającej ją rozprawy. Niewielka, kredowa
koperta leżała wśród dokumentów i brunetka z pewnością nie zwróciłaby na nią
szczególnej uwagi, gdyby nie wypisane tak dobrze znanym, pochyłym charakterem
pisma jej imię. Tamtego wieczoru przeczytała ten list kilkadziesiąt razy,
praktycznie całą noc spędziła słuchając dołączonej przez Marka piosenki. Teraz
potrafiła już na pamięć wypowiedzieć każde słowo z listu, a dźwięki utworu
opanowały jej głowę.
- Agata! – z
kancelaryjnego korytarza dobiegło wołanie Doroty, na co brunetka momentalnie
zdjęła nogi z biurka, wyprostowała się i oparła wierzchem dłoni spływające po
policzku łzy. – Agata! – drzwi jej gabinetu otworzyły się i do środka weszła
ubrana w płaszcz rudowłosa przyjaciółka.
- Stało się coś? –
brunetka starała się brzmieć naturalnie, ale jej głos stopniowo łamał się przy
każdym dźwięku.
- Nie wiedziałam, czy
jesteś jeszcze w kancelarii. – Dorota opadła na fotel naprzeciwko brunetki i
podała jej jakiś dokument, który chwilę wcześniej trzymała w dłoni. – Spójrz na
to.
- Co to takiego? – Agata
wyciągnęła rękę, ale w momencie, gdy jej wzrok skierował się na kartkę papieru,
domyśliła się, czym może być owe pismo.
- Wypowiedzenie Marka, a
właściwie rezygnacja z bycia naszym wspólnikiem. – w głosie rudowłosej
królowała irytacja i pewne zdenerwowanie. – Wiesz coś o tym?
- Nie. – odpowiedziała
krótko brunetka, odkładając kartkę na stos dokumentów. – Znasz Dębskiego, on
zawsze wszystko robi po swojemu, z nikim nic nie ustala. To pewnie jakiś nowy
pomysł, o którym nie raczył nas powiadomić. – Agata starała się, by w jej
głosie nie było żalu, który za każdym razem wywoływał list przyjaciela.
- Nic ci nie powiedział,
ani słowa? W ogóle dokąd pojechał?
- Dorotka, naprawdę nie
wiem. – oczy brunetki zaszkliły się.
- Agata, wszystko w
porządku? - ruda uniosła się delikatnie i oparła ramiona na mahoniowym biurku
brunetki. – Nie wyglądasz za dobrze. Spałaś w ogóle ostatnio?
- Mam kilka spraw, które
zabierają mi sen, ale obiecuję poprawę. – Agata uśmiechnęła się blado, starając
się ukryć swoje kłamstwo. – A ty nie powinnaś być już w domu? Pewnie Wojtek i
dzieciaki, czekają na ciebie z kolacją.
- Już jadę do domu. Jutro
spróbuję skontaktować się z Dębskim. – ruda podniosła się z fotela. – Nie może
być tak, że z dnia na dzień zostawia nas, bez jakiegokolwiek słowa wytłumaczenia.
Nie siedź długo, dobrze?
- Jasne, już kończę. –
odpowiedziała brunetka, a jej myśli były już daleko poza kancelaryjnym
gabinetem.
Po usłyszeniu trzaśnięcia
drzwiami przez rudowłosą, Agata wyciągnęła rękę po swojego białego smartfona.
Wybrała z listy kontaktów ostatnie połączenie i z szybciej bijącym sercem,
przyłożyła telefon do skroni.
Witam, tutaj Marek Dębski. Zostaw wiadomość po
sygnale. – ten dźwięk sprawił, że
wątłe ciało brunetki zadrżało, a po policzku spłynęła kolejna tego wieczora
łza. Z grymasem na twarzy odłożyła urządzenie na biurko i otworzyła laptopa.
Weszła na skrzynkę pocztową w nadziei, że otrzyma odpowiedzi na dręczące ją od
doby pytania. Brak nowych wiadomości.
*
Cisza.
Cierpienie.
Ból.
Łzy.
Samotność.
Tęsknota.
***
[trzy miesiące później]
Marek,
Dopiero dziś mam odwagę do Ciebie napisać. Nie wiem
nawet, czy kiedykolwiek przeczytasz ten list – ale muszę spróbować. Dotąd nie
miałam siły i odwagi. Nie pamiętam ostatnich dni, te trzy miesiące są dla mnie
jak wyrwana z kalendarza kartka, która pofrunęła na wietrze i nigdy nie wróci.
Napisałeś, że mam być szczęśliwa i bym Cię nie
szukała. Nie umiem. Nie potrafię być szczęśliwa. Między nami nigdy nic nie
było, prócz tych wielogodzinnych rozmów i dwóch pocałunków, a jednak nie umiem
Cię zapomnieć. Twój gabinet zdaje się być taki pusty, już nawet nie lubię
siedzieć wieczorami w kancelarii, bo ciemność z Twojego pomieszczenia, sprawia
że po moim policzku płyną łzy. Nic nie jest takie, jak dawniej – nie ma już
nas. Nasze gabinety były dwoma oddzielnymi światami, jak i w prawdziwym życiu,
ale te białe, drewniane drzwi w jakiś sposób łączyły nas. Kiedy wieczorem
próbuję usnąć i zamykam oczy, widzę Ciebie gdy mówisz do mnie łagodnym głosem,
by za chwilę krzyczeć i kłócić się ze mną o błahe sprawy. Brakuje mi naszych
kłótni, rozmów i tego, że zawsze byliśmy obok. Ty byłeś obok.
Miałeś rację – nie rozumiem, dlaczego wyjechałeś i
być może nigdy tego nie pojmę. Nie mam prawa prosić Cię, byś wrócił, bądź
chociaż napisał do mnie kilka słów. Nie masz obowiązku, by opowiadać mi o swoim
życiu, ani wysyłać mi życzeń na urodziny.
Marek, kim my byliśmy?
Kim jesteśmy?
Kim będziemy bez siebie?
A.
P.S. “And the moment I can
feel that you feel that way, too, is when I’ll fall in love with you.”
*
Nie wierzył w to, co przed
chwilą przeczytał. Wpatrywał się ślepo w ekran komputera, próbując zrozumieć.
Nie spodziewał się, że Agata kiedykolwiek się do niego odezwie. Myślał, że
charakter jej na to nie pozwoli – dumna pani mecenas nigdy nie przyznawała się
do swoich uczuć, nie umiała mówić o tym, co naprawdę czuje. Zresztą tak samo,
jak on – ukrywali się w świecie wyobrażonych, ale jednocześnie tak silnych
uczuć, których nigdy nie mieli odwagi ukazać sobie nawzajem. Właśnie dlatego
zdecydował się, że napisze do niej list. Bał się, że gdy już znajdzie w sobie
siłę, by stanąć twarzą w twarz z brunetką, ona wyśmieje go i nigdy nie przyzna
się, że on również nie jest jej obojętny. A teraz, gdy przeczytał jej słowa,
kilkanaście zdań wypisanych na klawiaturze komputera, zrozumiał, że być może w
tej chwili popełnia największy błąd w swoim życiu.
Zaczął czytać po raz
kolejny wiadomość od Agaty. Nic nie jest
takie, jak dawniej – nie ma już nas. Mecenas Dębski, twardy i pewny siebie
mężczyzna, zaczął trząść się z emocji. Obiecał sobie, że nigdy żadna kobieta
nie wywoła w nim tak skrajnych uczuć, nie podda się namiętnościom, by już nie
cierpieć, tak jak cierpiał po utracie Agaty. Przymknął powieki, a w jego głowie
pojawiły się dźwięki piosenki, którą tak skrupulatnie wybrał dla niej tamtego
dnia. Kochał ją, tego był pewien. Przez chwilę miał usilną ochotę wsiąść w
samolot, by za kilka godzin stanąć w jej drzwiach i raz na zawsze objąć ją
swoimi silnymi ramionami. Jednak męska duma, próba podążania wyznaczoną
wcześniej ścieżką, nie pozwalała mu podnieść się z kanapy. Brakuje mi naszych kłótni, rozmów i tego, że zawsze byliśmy obok. Ty
byłeś obok. Przez jego twarz przewinął się cień uśmiechu, a oczy zaszły
łzami – on też tak bardzo tęsknił za tymi chwilami, gdy dawali ponosić się
emocjom. Tylko z nią potrafił kłócić się przez cały dzień, by przez następny
tydzień milczeć uparcie. Nigdy jednak nie skończyło się to kompletną ciszą, bo
zawsze potrafili odnaleźć nową ścieżkę – nieważne było kto zawinił, oni
wiedzieli, że bez siebie nie umieją dłużej funkcjonować. A teraz? Teraz on
odważył się na najrozsądniejszy krok. Tak przynajmniej mu się wydawało, gdy
opuszczał Warszawę. Chciał, by kobieta, którą kochał, mogła być szczęśliwa.
Jednak z biegiem kolejnych dni, nieobecnością Agaty, jego samotnością, upewniał
się w przekonaniu, że najrozsądniejsza decyzja jest tą najgłupszą. Najlepszym
tego dowodem był ten, wyświetlony na ekranie komputera, list od brunetki. W
jednej chwili zrozumiał, a analizowanie własnej decyzji zajęło mu aż trzy
miesiące, że tak naprawdę jego decyzja niczego nie zmieniła. Nie przestał
myśleć o Agacie, nie umiał wyleczyć się z tej miłości, jak i nawet nie zwracał
uwagi na inne kobiety. Dla niego wciąż liczyła się ona, a te kilkanaście słów
od niej, sprawiało, że cierpiał o wiele bardziej niż tego dnia, gdy kładł list
na jej biurku.
Marek, kim my byliśmy? Kim jesteśmy? Kim będziemy
bez siebie? Te trzy pytania, które
od kilku minut wirowały w jego głowie utwierdziły go w przekonaniu, że robiąc
wszystko, by brunetka była szczęśliwa, sprawił, że cierpiała. W jej słowach
wyczytał smutek i tęsknotę, okraszone nawet nie złością, ale zwykłem ludzkim
cierpieniem. Jak on mógł być takim idiotą, by myśleć, że love is ended before it’s begun.
E.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńsuper, że tak szybko napisałaś kontynuację.... coraz więcej na tym forum fenomenalnych pisarek, do których nie sposób ciebie nie zaliczyć <3 to jest ideał od początku do końca, którego nie da się opisać, brakuje słów na niego, bo w tym przypadku słowa są zbędne <3 dziękuję że mogłam przeczytać takie cudo <3
OdpowiedzUsuń"Serca nigdy się nie oszuka.." pięknie wszystko opisane.. jest to tak genialne opowiadanie że nawet nie potrafie niczego sensownego ułożyć. Jesteś nieziemska <3
OdpowiedzUsuńPaula
Lepsze niż poprzednia część, wow. Gratulacje, świetnie napisane.
OdpowiedzUsuńA tak apropo Majewskiego, to on ma niebieskie oczy, a Mareczek brązowe - http://static.bezuzyteczna.pl/static/content/531af4cd7de1424e6fa5b0868.jpg ...^^
Marek ma szarobłękitne...
UsuńSprawdziłam i masz rację, Boże x.x Czemu sobie ubzdurałam, że brązowe to nie wiem.
Usuńpoczta.
OdpowiedzUsuń