piątek, 1 listopada 2013

Opowiadanie Daisy cz. 25 cz. 2 !!! ( OSTATNIA!!)

Magiczne, emocjonujące, wzruszające, smutne i po prostu piękne! <3 
Paula

Houk!
Oto FINAŁ finałów mojego opowiadania. Jest długi, nawet bardzo. Mam nadzieję, że się spodoba. : )
Chciałabym tę część zadedykować wszystkim tym, którzy je czytali, czyli między innymi Pauli, Domci, Leszkowelove, Agatce. W największym jednak stopniu, tę część chcę dedykować to opowiadanie pewnej szalonej prawoagatoholiczce, która dzisiaj obchodzi urodziny! Tak, mycha, tu chodzi o Ciebie! Wszystkiego najlepszego z okazji 16 urodzin!
Przepraszam za ewentualne błędy. Miłego czytania! Oczywiście czekam na komentarze.  :D

***
“Be still and know that I’m with you
Be still and know that I’m here
Be still and know that I’m with you
Be still, be still and know…”

            Po udanej kolacji, Agata poszła się położyć, a Marek zabrał się za składanie krzesełka w kuchni. Nigdy nie był zbyt dobrym ‘budowniczym’, więc praca zwłaszcza na początku szła mu mozolnie. Co chwila coś mu odpadało, nie pasowało. W końcu jednak, po kilku godzinach wytrwałej współpracy z instrukcją, udało mu się złożyć krzesełko dla dziecka w całość. Zadowolony z siebie poszedł do sypialni i stanął przy łóżku patrząc na Agatę. Spała skulona tuż przy brzegu łóżka, a jej ciemne włosy swobodnie opadały na poduszkę. Podszedł do niej i pogłaskał po policzku.
            Rano specjalnie wstał wcześniej i przygotował śniadanie równie piękne jak wczorajsza kolacja. Chciał żeby jego żona czuła się najważniejszą i najcenniejszą osobą na świecie. Był niesamowicie dumny, że zostanie ojcem. Wiedział, że wreszcie ktoś będzie od niego całkowicie uzależniony, że będzie ktoś, dla kogo będzie mógł być wzorem autorytetem.
Wraz z pysznym śniadaniem wszedł do sypialni i obudził Agatę szepcząc jej do ucha:
- Kochanie, wstawaj. Za półtorej godziny masz być w kancelarii… - dotknął lekko wargami jej czoła. Tacę położył obok niej, by po chwili zacząć ‘nawiewać’ zapach jedzenia na nią, do jej nosa. Gdy tylko ów dotarł do niej, na jej twarzy powoli zaczął występować uśmiech. Po kolejnych kilku sekundach, powoli przeciągnęła się na łóżku i usiadła uśmiechając się do niego.
- Witam panią. Jak się spało? – zapytał ciepło.
- Bardzo dobrze. Zwłaszcza po takiej pysznej kolacji… O, a to dla mnie? – kąciki jej ust gwałtownie powędrowały do góry.
- Oczywiście. Specjalnie dla ciebie. – podał jej tacę.
- A ty już mi dietę dopasowaną do mojego stanu wprowadzasz? – zdziwiła się analizując produkty na tacy.
- Nigdy nie jest za wcześnie. Musisz być silna, zdrowa i dobrze się odżywiać. – pogłaskał ją po policzku i dodał: - Zjedz szybko i chodź do kuchni. Coś ci pokażę.
            Kiedy weszła do kuchni, zobaczyła coś pięknego. Marek popijający kawę i przeglądający jakieś dokumenty przy stole, a obok niego piękne krzesełko dla dziecka z pluszowym misiem w środku. Agata odłożyła naczynia na blat i przytuliła Marka mocno. Następnie podeszła do dziecięcego krzesełka i wyjęła z niego maskotkę. Ułożyła go na rękach tak, jak ją kiedyś uczyła Dorota kiedy brała na ręce Zuzię. Siadła Markowi na kolanach i przytuliła oba ‘misie’. Mężczyzna objął ją i wyszeptał te dwa magiczne, cudowne, nigdy się nie nudzące słowa: „ Kocham Cię”. Ona w odpowiedzi posadziła mu na kolanach ich ‘dziecko’ i poszła się odświeżyć, i przebrać. Dębski patrzył się jeszcze chwilę na zabawkę.
- Hej, kolego. Tylko żeby to było jasne: - wziął pluszaka i popatrzył mu się prosto w ‘oczy’ – Agata, czyli ta pani, która cię wyjęła z tego fotelika, to MOJA – wyartykułował to słowo – żona. Rozumiemy się? No. Także proszę mi się tu do niej więcej nie wdzięczyć. – powiedział z wyraźną satysfakcją, radością z dominacji w głosie, i włożył ‘przeciwnika’ z powrotem do krzesełka, zapinając tym razem również pasy, by czasem się nie ‘wymknął’. Obrzucił go jeszcze przebiegłym spojrzeniem i uśmiechnął się  pod nosem.
***
- A ty co tak pędzisz? – zapytał Janowski widząc patronkę pędzącą na szpilkach do swojego gabinetu. – Wiesz, że w twoim stanie, to… nie jest wskazane? – podał jej pocztę.
- Ty też się uwziąłeś? – spojrzała się na niego z dezaprobatą. – Powiedziałam ci o tym wczoraj, nie po to, żebyś zachowywał się jak Marek i Dorota. Rozumiesz?
- Rozumiem, ale pewne zachowania naprawdę nie są na miejscu. Koniec kropka. – młody mecenas był wyjątkowo stanowczy.
- Oj tam, oj tam. Zrobisz mi kawy? – zapytała przymilnie.
- Co najwyżej herbatę. Ja nie będę się potem tłumaczył przed Dorotą. Masz pojęcie jak długo, zanim poszła do sądu,  mówiła mi jak mam się tobą zajmować? Chyba z godzinę. To jak? Herbata?
- No dobrze. Ależ wy się o mnie troszczycie. Aż miło. Dobra, będę u siebie jakby coś.
***
- Zrobiłeś wszystko tak jak ci kazałam? Nie piła kawy, alkoholu, nie biegała? – usłyszała dwie godziny później z holu. Chwilę potem do jej uszu dobiegły zapewnienia mecenasa: „Tak, tak. Wszystko było w jak najlepszym porządku.”.Brunetka uśmiechnęła się pod nosem i sięgnęła po telefon. Po kilku kliknięciach przyłożyła urządzenie do ucha. Prawą rękę podtrzymywała telefon, a lewą położyła na swoim brzuchu. Po kilku sygnałach usłyszała znajomy, ciepły i kojący głos ojca:
- Cześć, córcia. Coś się stało? – w jego głosie słychać było troskę.
- Nie. Tato, czy zawsze jak do ciebie dzwonię musi się coś dziać? Po prostu chcielibyśmy się z wami spotkać w ten weekend i spędzić trochę czasu razem.
- To bardzo miło z waszej strony. Kiedy możemy się was spodziewać?
- Myśleliśmy, żeby jutro z samego rana wyjechać z Warszawy. Wtedy będziemy tak w okolicach obiadu i was objemy ze wszystkich zapasów. – w jej głosie dało się słyszeć niepohamowaną radość i chęć podzielenia się ze wszystkimi radosną wieścią.
- To w takim razie muszę Zosi powiedzieć żeby przygotowała więcej jedzenia. – zaśmiał się - No to czekamy na was.
- Mam nadzieję, że czekacie. Dobra tato, ja muszę kończyć, mam klienta. Do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia, córcia.                                                                     
             Godzinę później, do gabinetu brunetki zapukała Dorota.
- Cześć, masz chwilkę?
- Tak. Wejdź. Coś się stało? Wizyta teściów?
- Nie. Skądże znowu, nie zakładaj od razu najgorszego. – obie zaśmiały się. – Po prostu chciałam się dowiedzieć, czy dziadek się ucieszył.
- Dziadek dowie się jutro. Jedziemy z Markiem na weekend do Bydgoszczy.
- To dobrze. Jestem już spokojna. Nie potrzebujesz czegoś czasem?
- Nie. Wszystko mam. W razie czego, potrafię sama sobie poradzić, mamo.
***
            Od godziny jechali w stronę Bydgoszczy, żywo przy tym rozmawiając o tym, co będzie się działo za kilka miesięcy w ich życiu. Wiedzieli, że na pewno będzie inaczej, zupełnie inaczej niż teraz, aczkolwiek na pewno cudownie. Gdy wyjechali spod domu, zaczęli się zastanawiać, czy to będzie dziewczynka, czy chłopiec. O dziwo, mieli zupełnie inne zdania, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Agata koniecznie chciała mieć synka, ponieważ podobali jej się synowie Doroty, a zwłaszcza Filip. Był małym rozrabiaką. Dokładnie takim jakiego wymarzyła sobie wbrew pozorom już kilka lat temu. Marek z kolei, chciał mieć dziewczynkę. Uważał, że one są grzeczniejsze i sprawiają mniej problemów. „No to chyb nie widziałeś mnie w akcji jakieś dwadzieścia parę lat temu” odparła mu na to Agata, przytaczając potem raz po raz zabawne epizody z jej nastoletniego życia. Jednak Marek w głębi serca chciał mieć dziewczynkę, nie dlatego, że ta płeć przeważnie sprawia mniej problemów w dzieciństwie, ale chciał móc ją rozpieszczać… kupować różowe korony, sukienki, czasopisma z księżniczkami i widzieć w niej wyrastającą piękną kobietę, taką jak jej mama.
***
- Cześć, tato! Witam pani Zosiu! – witała się pani Dębska jakiś czas później.
- Agatko, cześć, córciu. Marek, zostaw tą walizkę na razie. Obiad wam wystygnie. – zapraszał gospodarz do środka.
            Obiad był wyśmienity, jednak problem zrodził się, kiedy Zosia położyła na stole kieliszki.
- Ja dziękuję. – pospiesznie powiedziała brunetka, a państwo Przybyszowie popatrzyli się na nią ze zdziwieniem.
- Źle się czujesz? – zapytał zatroskanym głosem pan Andrzej.
- Nie… Wszystko w porządku, tylko… - spojrzała znacząco na Marka, żeby to on dokończył.
- Agata, to znaczy my chcielibyśmy powiedzieć, że będziemy rodzicami. Pańska córka jest w ciąży. – uśmiechnął się szeroko i objął żonę ramieniem.
- Naprawdę? Agatko, to cudownie. A od kiedy wiecie? Czemu nam nie powiedzieliście wcześniej?  – pan Przybysz nie posiadał się z radości.
- Od niedawna wiemy. Wam, chcieliśmy powiedzieć osobiście, bo to jest zbyt ważne jak na telefon. – odparła brunetka.
***
            Wieczorem, tak jak zawsze lubiła, wyszła na zewnątrz i usiadła na ławeczce ogrodowej. Wpatrywała się w niebo. Będąc małą dziewczynką często siadały tak z mamą i szukały Wielkiej Niedźwiedzicy, Małej Niedźwiedzicy, gwiazdy polarnej. Potem zawsze rozmawiały o różnych ciekawych rzeczach, które danego dnia się im przytrafiły. Mimo iż ona była jeszcze w przedszkolu, mama traktowała ją całkowicie poważnie pod każdym względem. Teraz zastanawiała się, czy za kilka lat i ona będzie mogła siąść tak ze swoim dzieckiem  i pokazywać mu, to co jest ważne. Chciałaby móc opiekować się nim tak dobrze jak jej mama kiedyś nią się zajmowała. Miała nadzieję, że to wszystko co pięknego ona  wyniosła z dzieciństwa, jej dzieci będą mogły równie wspaniale doświadczyć.
Rozmyślając, nie zauważyła, że ktoś za nią stoi i próbuje odszukać na niebie to samo co ona. Dopiero po kilku minutach usłyszała szelest kurtki.
- Cześć, Agatko. O czym myślisz? – zapytała ciepło Zosia.
- O życiu. O swoim dzieciństwie. Zastanawiam się, czy będę w stanie zaoferować im tak piękne chwilę jakie spędziłam z mamą. – starsza kobieta usiadła koło niej.
- Na pewno sobie poradzisz. Poza tym, nie będziesz z tym wszystkim sama. Masz wspaniałego męża. Razem pokonacie wszystkie trudności, jakie los postawi na waszej drodze.
- Wiem. Wiem, że damy radę, tylko zastanawiam się, jak to wszystko będzie wyglądać. A ty jak myślisz, Zosiu? – skierowała głowę w stronę rozmówczyni.
- Ja myślę, że to będzie najwspanialsze doświadczenie w twoim, waszym życiu. Na mnie i twojego tatę zawsze będziesz mogła liczyć. Jak tylko będziecie potrzebowali pomocy, to wystarczy tylko zadzwonić. – Zosia uśmiechnęła się do brunetki i przytuliła ją.
            Obie panie nie zauważyły, że w z okien domu ktoś od dłuższej chwili się przyglądał. Pan Przybysz razem z Markiem od początku znajomości ‘znaleźli wspólny język’. Jak to mężczyźni: albo znajdują wspólny język, albo się tłuką, dopóki nie dojdą do porozumienia. Teraz obydwaj stali przy oknie w salonie i patrzyli na swoje żony. Po kilku minutach ciszy, pan Andrzej powiedział cicho:
- Pamiętaj, żebyś zawsze opiekował się Agatką. Ona cię bardzo kocha. Nie zawsze umie wszystkie emocje pokazać, wielokrotnie próbuje wszystko sama załatwić, ale potrzebuje drugiej osoby. Ciebie. Jej mama zmarła jak była mała, więc sam ją wychowywałem i pewnie dlatego jest na pozór taka twarda. Jednak w gruncie rzeczy, nie poradzi sobie sama w życiu…
- Wiem, panie Andrzeju. Ja jej na pewno nie skrzywdzę i nie pozwolę zrobić tego komukolwiek innemu. A już szczególnie teraz.
- Dziecko zbliża małżeństwo do siebie. Tak było ze mną i z mamą Agaty. Wiem, że ty będziesz dobrym ojcem. Na pewno. – poklepał ‘syna’ po plecach.
***
- Jak ci minął dzień? Widziałem, że wieczorem wyszłaś na zewnątrz. Nie było ci zimno? – zapytał Dębski późnym wieczorem, kiedy kładli się już spać.
- Nie, nie było mi zimno. Ubrałam się bardzo ciepło, tato. – posłała mu przekorny uśmieszek.
- Dobrze, tylko pytam. Pamiętaj tylko, że jutro wieczorem idziemy do kina. – pogłaskał ją po policzku.
- Pamiętam, pamiętam. Nawet wzięłam specjalny strój na tę randkę. – powiedziała w jego ulubionym, słodkim stylu i pocałowała go. – Chodźmy już spać. Jestem zmęczona po dzisiejszym dniu. – powiedziała i od razu się położyła. Marek zrobił to samo, lecz jeszcze przez dłuższą chwilę, podparty na łokciu, przyglądał się jej. Kładąc się, objął żonę ręką i zgasił światło. Jeszcze przez chwilę oboje rozmawiali, by potem zamknąć oczy i odlecieć w krainę snów, gdzie wszystkie marzenia się spełniają, gdzie wszystko jest możliwe.
***
            Jak zwykle, wstał rano dosyć wcześnie. Sam nie wiedział dlaczego, to chyba była kwestia przyzwyczajenia. Gdy upewnił się, że Agata jeszcze śpi, ubrał się i po wypiciu kawy „na szybko” wyszedł z domu. Po około pół godzinie wrócił z torbą pełną świeżych i jeszcze ciepłych bułek. Wszedł do kuchni i przygotował śniadanie najpierw dla Agaty, odświętnie, na tacy, potem dla gospodarzy, a na końcu sam też coś szybko przełknął. Śniadanie dla państwa przybyszów ustawił na stole, uprzednio przykrywając niektóre produkty, by nie wyschły, poczym udał się do Agaty.
Wszedł do pokoju najciszej jak tylko potrafił, położył tacę na biurku, znajdującym się w pomieszczeniu i wyjął z walizki pilnie ukrywaną przed Agatą: teczkę do ważnej sprawy czekającej go w tym tygodniu.
***
            Jakiś czas później, dotychczas śpiąca brunetka, obudziła się i zobaczyła swojego cudownego męża, wpatrującego się w nią z miłością. Z walizki leżącej na podłodze zauważyła wystającą teczkę do sprawy i uśmiechnęła się w duchu. Zaraz potem, jej uwagę przykuła pięknie zastawiona taca leżąca na biurku obok łóżka.
- Smacznego. – Marek podał jej śniadanie.
- Ależ ty mnie rozpieszczasz. – powiedziała uwodzicielsko i upiła łyk herbaty.
- Was. Was rozpieszczam, kochanie. – popatrzył się na jej płaski jeszcze brzuch.
***
- Kochanie, pospiesz się, bo się spóźnimy do kina. – mówił Marek, stojąc wieczorem pod drzwiami łazienki.
- Momencik jeszcze. Daj mi pięć minut. – usłyszał z łazienki.
- Dobrze, ale tym razem patrzę na zegarek. – ‘zagroził’ żonie i poszedł do salonu, gdzie pan Andrzej oglądał wiadomości. Po chwili, do pokoju weszła Agata, a Marek oniemiał z zachwytu. Agata miała włosy podpięte z tyłu głowy klamrą, a niektóre pojedyncze, podkręcone kosmyki opadały luźno. Na tę okazję, założyła tę jego ulubioną, czarną sukienkę. Na szyi, uszach i ręce, dostrzegł biżuterię, którą jej kupił. Wyglądała pięknie.
- Możemy iść. – podeszła do niego i pociągnęła za rękę. – Będziemy późno, tato. Nie czekajcie na nas.
- Agatko, to weź mój klucz z wieszaka koło drzwi, skoro mamy nie czekać. Dobrej zabawy wam życzę.
***
- Ten film był przepiękny! Zawsze wiedziałam, że masz dobry gust, ale nie wiedziałam, że aż tak dobry.– wtuliła się w niego, kiedy wychodzili z kina.
- No widzisz. Wiedziałem, że taki film ci się spodoba. A teraz zapraszam cię na kolację, tylko musisz wybrać gdzie pójdziemy, bo jeszcze się nie orientuję w Bydgoszczy.
- Dobrze, pokażę ci moją ulubioną restaurację. A ten film… Ile ten facet potrafił zrobić dla swojej ukochanej! Jak w normalnym życiu.
***
- I jak było w Bydgoszczy? – zapytała Dorota, kiedy następnego dnia państwo Dębscy rozweseleni wchodzili do kancelarii.
- Bardzo miło. Wspaniale. Dziadek jest wniebowzięty. Zosia zresztą też. – odpowiedział wesoło Marek, zatrzymując się przy biurku Bartka, by wziąć swoją pocztę.
- A wy? – zadała kolejne pytanie, lecz po zdziwionych minach przyjaciół, wyjaśniła – A jak wy się czujecie jako przyszli rodzice?
- Tak, tak. A ja dużo leżę, tak jak kazałaś, mamo. – przytuliła przyjaciółkę i weszła do swojego gabinetu.
***
- Z kim dzisiaj tak długo rozmawiałaś, zanim wyszliśmy? – zapytał Dębski podczas kolacji.
- Z ginekologiem. Za dwa tygodnie jestem umówiona na pierwszą wizytę u ginekologa. Pójdziesz ze mną, prawda?
- Za dwa tygodnie? A jaki to będzie dzień, bo muszę Bartkowi powiedzieć, żeby mi nie umawiał klientów, tobie zresztą też. – ożywił się nagle Marek.
- To będzie chyba czwartek, koło 9 rano.
            Mieli dzisiaj mniej pracy, więc Marek zaproponował obejrzenie filmu, jednak przyszła mama, postanowiła wstępnie wybrać i spisać wyprawkę dla dziecka, twierdząc, że „potem może nie być na to czasu”. Usiedli na kanapie, i Agata zaczęła wyszukiwać przeróżne łóżeczka, mebelki, zabawki… Wszystko bardzo jej się podobało. Nie potrafiła na nic się zdecydować.
- Ja bym już chciała znać płeć dziecka. Wtedy wszystko poszłoby sprawniej. Nie uważasz? – obróciła się w stronę męża.
- No tak, ale jeszcze musimy trochę poczekać. Póki co, możemy wstępnie wybierać albo uniwersalne wzory, albo takie zestawy, gdzie jest możliwość wyboru koloru.
- Masz rację. Kocham cię. – oparła głowę na jego torsie.
***
            Dni mijały, a on czekał na TEN dzień, kiedy dowie się czegoś o swoim dziecku, kiedy będzie miał jakiś pierwszy dokument, jakieś potwierdzenie, że jest, że będzie ojcem. To było nieopisane uczucie. Chodził po kancelarii, po sądzie dumny jak paw. Gdyby tylko to było możliwe, podchodziłby do każdej napotkanej osoby i dzieliłby się z nią tą cudowną wieścią.
            Kiedy wreszcie nastał ten piękny dzień, wstał wcześnie rano i zrobił żonie najlepsze jakie tylko potrafił śniadanie do łóżka. Zaczęli dzień bardzo miło, wciąż rozmawiali o tym samym, o tym co było radością ich życia od jakiegoś czasu. Nie potrafili wyczerpać tego tematu. Za każdym razem potrafili coś jeszcze powiedzieć, dodać, coś pokazać, a następne kilkadziesiąt minut mieli jak to się mówi: „z głowy”.
            Koło dwudziestu minut przed czasem, oboje siedzieli już w poczekalni. Kiedy w końcu Agata weszła do gabinetu, Marek spostrzegł siedzącego nieopodal przygnębionego mężczyznę. Podszedł do niego i zapytał co się stało, czy w czymś mu nie pomóc. Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na Dębskiego. Ten zobaczył w nich nieopisany ból, smutek, załamanie, brak chęci do życia,… niemoc. Tę okropną niemoc, której odważny, pewny siebie mecenas Dębski nienawidził najbardziej. A może to nie była nienawiść, tylko strach przed sytuacją, kiedy nie będzie mógł NIC zrobić?
- Czy coś się stało? A pan wie co to jest śmierć? – odparł nieznajomy i oparł się o ścianę za nim.
- Ja? Tak. – Marek poczuł się zdezorientowany, po zadanym pytaniu.
- Jeśli pan wie, to proszę sobie wyobrazić… Albo nie. Przyszedł tutaj pan z żoną, tak? – nieznajomy coraz bardziej dziwił Dębskiego, lecz siedział on w takiej pozycji jak tu spoczął.
- Tak…
- Będzie pan ojcem, tak? Zresztą, głupie pytanie. Oczywiście, że pan będzie, inaczej nie byłby pan taki rozpromieniony czekając na żonę. Tak więc proszę sobie wyobrazić taką sytuację: ma pan jedno małe dziecko, śmiertelnie chore, które w wieku dwóch lat, po kilku operacjach, umiera. Dwa lata później, dowiaduje się pan, że zostanie pan ojcem po raz drugi, lecz… - tutaj mężczyzna wziął głębszy oddech – pewnego dnia dzwoni do pana zrozpaczona żona i mówi, że straciła dziecko. Przyjeżdża pan do niej, ale nawet pan nie może do niej, do gabinetu wejść. Po dwóch tygodniach przychodzi pan znowu z żoną do gabinetu, a tam wcale nie ma lepszych wiadomości od poprzednich. – zakończył i skrzyżował ręce na piersiach. – Co by pan zrobił na moim miejscu?
- Nie mam pojęcia. Nigdy nie byłem w takiej, ani nawet podobnej sytuacji. Ze śmiercią miałem do czynienia, dzięki Bogu tylko podczas śmierci matki. – Dębski podrapał się po głowie z zamyśleniem. Ten mężczyzna wydawał mu się niezwykle ciekawą osobą. Mimo tych wszystkich uczuć jakie zobaczył w jego oczach, teraz pojawiła się w nich nadzieja i miłość, spowodowane pewnie tą opowieścią. – A co pan zrobił? Bo nie wygląda pan na człowieka doszczętnie rozbitego po tylu nieszczęściach.
- Nic takiego. Po prostu nie dałem całkowicie za wygraną. Niech pan sobie zapamięta: kiedy coś złego pan doświadczy w życiu, ZAWSZE znajdzie się jakieś wyjście. Mówi się, że „kiedy Bóg zamyka drzwi, zawsze otwiera jakieś okno.” Nieważne od wielkości zamkniętych drzwi, od ilości strażników przy nich stojących, zawsze znajdzie się przynajmniej jedno okno, przez które da się wydostać. Niech pan sobie to zapamięta. – spojrzał na Marka.
- Pan jest poetą, pisarzem? – Marek sam nie wiedział kiedy i dlaczego zadał to pytanie. Zdumiały go stwierdzenia tego mężczyzny.
- Jestem fizykiem. Proszę iść, wołają pana. Miłego dnia!
- Dziękuję za cenną radę. Miłego dnia. Do widzenia.
            W gabinecie panował mrok. Agata leżała na jakimś łóżku, a obok niej stał monitor.
- Chciałam z tym zaczekać na ciebie. Podejdź… O tutaj stań. – chwyciła go za rękę. Nie bała się w ogóle, jednak chciała mieć większą pewność, że On tutaj jest.
- Możemy zaczynać? – zapytała się pani ginekolog.
            Po kilku minutach jej oczom ukazał się niewyraźny, biało – czarno – granatowy obraz. Doktor pokazała im gdzie mniej więcej znajduje się ich dziecko i jak duże już jest. Następnie usłyszeli bicie serca, małego serduszka, ich serduszka. W tym momencie emocje wzięły górę. Nie potrafiła się powstrzymać. Już nie była tą samą Agatą co kiedyś. Teraz jej emocje znały już światło dzienne i nocną poświatę, nie tłumiła ich w sobie, w środku. Po jej policzkach zaczęły spływać duże krople łez. Chwyciła mocniej Marka za rękę i przytuliła ją do swojego policzka…
***
            W tym samym czasie, w Marku odgrywała się istna batalia uczuć. Sam już nie wiedział jak ma się zachować. Czy zostać twardym, nieugiętym mężczyzną, czy czułym, empatycznym mężem. Ostatecznie postanowił się tutaj publicznie nie rozklejać, choć w środku nie myślał o niczym innym.
            Kiedy wyszli z gabinetu, Agata trzymała kopertę z pierwszym zdjęciem USG i nagraniem bicia serca, tuż przy piersi. Wychodząc na korytarz, Marek rozglądnął się za nieznajomym, jednak miejsce, gdzie wcześniej siedział było puste. Pomógł Agacie założyć kurtkę i szczęśliwi pojechali do kancelarii.
***
- Witam was kochani! Macie dwie minutki? Chciałabym wam puścić najcudowniejsze nagranie na świecie. – zakomunikowała radośnie brunetka po wejściu do kancelarii.
- Mamy. – odpowiedzieli równocześnie Dorota i Bartek, a następnie podążyli za nią do je gabinetu. Pani Dębska szybko uporała się z uruchomieniem laptopa i włożyła do niego płytę. Gdy z komputera dobiegł równomierny dźwięk, nie mogli pohamować wzruszenia. Bartek, jak to mężczyzna postanowił zachować ‘zimną krew’, jednak Dorota, która sama była trzy razy w ciąży i doskonale pamiętała swoje odczucia w takich sytuacjach, popłakała się. Przyjaciółki podeszły do siebie i uścisnęły się nawzajem. W tym czasie, MĘŻCZYŹNI uścisnęli sobie dłonie.
***
            Z każdym nowym dniem, coraz bardziej czuła, że jest mamą. Gdy tylko widziała jakąś kobietę z wózkiem, małe dzieci bawiące w piaskownicy naprzeciwko kamienicy, w której mieszkali, serce zaczynało jej mocniej bić. W takich chwilach cały świat nabierał kolorów, a i ona nabierała większej chęci do życia. Prawie każdą wolną chwilę spędzała w oazie swoich myśli. Próbowała sobie wyobrazić do kogo ich dziecko będzie bardziej podobne, czy to będzie chłopczyk, czy dziewczynka, jak będzie miało na imię…
W takim mniej więcej stanie ducha zastał ją młody mecenas Janowski, który po raz kolejny, na polecenie Doroty, sprawdzał, czy aby na pewno dobrze się czuje, czy nie chce się czegoś napić. Oczywiście po raz kolejny usłyszał, że wszystko w porządku. Młody mecenas zamknął więc drzwi do jej gabinetu i powrócił do fascynującego pisania apelacji.
***
“When darkness comes upon you
And covers with you fear and shame
Be still and know that I’m with you
And I will say your name…”

            Nareszcie koniec na dzisiaj! Koniec pracy… Można odpocząć. Rozprawa wygrana… Wzięła aktówki i skierowała się do wyjścia z sali rozpraw. Przed sądem czekał na nią Marek. Skierowała  kroki w jego stronę, jednak w tym samym momencie jakiś mężczyzna potrącił ją mocno, przebiegając koło niej. Agata straciła równowagę i upadła na ziemię. Sprawca wydarzenia zniknął z pola jej widzenia. Niemalże w tej samej sekundzie,  do jej uszu dobiegł głos Dębskiego. Wtedy straciła przytomność.
            Otworzyła oczy dopiero w szpitalu. Trochę bolała ją kostka, była podejrzanie sztywna. Dookoła niej panowała niezmącona cisza. Odwróciła głowę w prawo i zobaczyła Marka. Jego twarz nie wyrażała jakichkolwiek uczuć. Parzył się na nią, ale był jakby nieobecny.
Kiedy zobaczył tego wybiegającego mężczyznę z sądu, wiedział, że zaraz coś się stanie. Prze ułamek sekundy pomyślał, żeby podejść do Agaty, jednak dzieliło ich zaledwie dziesięć metrów, więc ostatecznie nie ruszył się z miejsca. Jednak kilka sekund później, gorzko tego pożałował. Zobaczył tylko jak Agata, mająca na sobie dzisiaj wysokie szpilki, ląduje na ziemi. Momentalnie znalazł się przy niej. Od razu zadzwonił po pomoc. Następnie w szpitalu usłyszał diagnozę, która zniszczyła mu całe życie, zabrała z niego jakąkolwiek nadzieję, radość. Nie dość, że jego żona skręciła sobie kostkę, to jeszcze straciła dziecko. Nie, tego było za dużo! To nie na jego nerwy. Tylko jak on ma o tym wszystkim jej powiedzieć?  Biedna, leży tutaj teraz i nie ma o niczym pojęcia. Dlaczego to znowu ona ma być nieszczęśliwa? Dlaczego to znowu JĄ los doświadczył? Siedząc obok niej zaczął wspominać wszystkie piękne chwile, które razem przeżyli… W pewnym momencie doszedł do dnia, kiedy po raz pierwszy usłyszeli bicie serca ich dziecka. Wtedy tam w poczekalni usłyszał coś bardzo ważnego. Dzięki tym kilku minutach rozmowy było mu łatwiej w obecnej sytuacji. Wiedział, że musi być z tego jakieś wyjście. Wiedział, że wszystko się już ułoży, ale pomimo wszystko dręczyły go nieodparte przeczucie, że to po części jego wina. Gdyby tylko do niej podszedł wtedy pod sądem, podtrzymał… Z niemego otępienia wyrwał go jej głos:
- Marek, co się stało? – jej głos przesycał niepokój.
- Agata… - wstał i przytulił ją mocno.
- Co mi jest? Nic nie czuję. – oderwała się od Marka i popatrzyła mu prosto w oczy.
- Kochanie… - zaczął ciężkim głosem.
***
            Siedziała w kuchni już ponad godzinę. Marek przed chwilą wyszedł do kancelarii. Ona jeszcze grubo ponad tydzień miała zostać w domu, bo jakby było tego wszystkiego mało, W swoim objęciach zaciskała pluszowego misia, który miał należeć do ich dziecka. Gdyby ktoś ją teraz zobaczył, nie poznałby jej w ogóle. Miała podkrążone oczy, rozczochrane włosy, wypieki na opuchniętych od płaczu policzkach, a na dodatek co chwilę moczyła głowę biednego pluszaka swoimi łzami. W jej głowie cały czas wirowały słowa Marka wypowiedziane owego feralnego wieczoru, w szpitalu. Przez te kilka dni, codziennie przychodziła do niej Dorota i razem rozmawiały. Rudowłosa prawniczka chciała wesprzeć swoją przyjaciółkę w trudnych chwilach, jednak po dłuższej rozmowie z nią, brunetka była jeszcze bardziej przygnębiona. Nie można było jej się zresztą dziwić. Jej przyjaciółka była szczęśliwą mamą i pomimo dobrych i najszczerszych chęci nie potrafiła się rozweselić ani tym bardziej pocieszyć. Najgorszą, najtrudniejszą jednak osobą do przekazania tej wiadomości był jej tata, który zaplanował już swojemu wnukowi przyszłość. Miał przygotowany zestaw dla dziewczynki i dla chłopca. Gdyby urodził się chłopiec, miał zostać najlepszym sportowcem w kraju, a w przypadku dziewczynki, to zamierzał już od najmłodszych lat zapisać ją na kurs tańca.  Pomimo wszystko, jakoś ta wiadomość musiała do niego dotrzeć.
***
- Kochanie, musisz coś zjeść… Jesteś po tym wszystkim osłabiona… Masz skręconą kostkę, proszę, zjedz chociaż jedną. – Marek postawił przed nią talerz z różnokolorowymi kanapkami. Normalnie, po kilku minutach nie byłoby już na tym talerzu nic, a teraz… jedynie popatrzyła na jedzenie i ukryła twarz w dłoniach. Po kilku sekundach usłyszał jej cichy płacz. Usiadł koło niej i mocno objął ją swoim ramieniem. To jej zawsze pomagało; wiedział, że to tylko w nich czuje się naprawdę bezpieczna. Brunetka wtuliła w niego twarz i kolejny potok łez wypłynął z jej już i tak zmęczonych i zapłakanych oczu. Dębski zacisnął mocno powieki, by powstrzymać cisnące się również jemu do oczu łzy. Nie potrafił inaczej. On też był tylko człowiekiem – takim jak wszyscy, nie był całkowicie z kamienia czy stali. Jak każdy miał swoje alter ego – drugie ja, które znał tylko on i ci, przed którymi się otworzył. Jak każdy, miał emocje, uczucia, jednak w wielu sytuacjach po prostu umiał je zachować tylko dla siebie. Obecna sytuacja zadziałała na niego tak mocno, że nie wziął do ust ani kropli alkoholu, pomimo, że miał go pod dostatkiem i nikt nie miałby mu tego za złe. On jednak nie myślał prawie w ogóle o piciu, a kiedy już mu się to zdarzało, to zanim nalał sobie czegokolwiek ze swoich zapasów, przypominał sobie wszystkie wspaniałe chwile spędzone z Agatą, a potem sam siebie się pytał, czy warto, czy warto pójść po najmniejszej linii oporu? Czy warto tak łatwo się poddać?
***
“I terror falls upon your bed
And sleep no longer comes
Remember all the words I said
Be still, be still and know” (I am…)

- Nie! Nie! Nie! Zostawcie je! Błagam... – usłyszał koło siebie krzyk żony. Od razu zapalił lampkę, usiadł na łóżku i zmrużył oczy, chcąc przyzwyczaić je do światła. Zaraz potem chwycił Agatę za ramiona i lekko potrząsnął. Agata podniosła się, a na jej twarzy zobaczył wyraz ogromnego, wewnętrznego bólu. Nie mógł na to patrzeć. Przytulił ją mocno do siebie.
- Już… Ciii… Spokojnie… Będzie dobrze… Już, już… - mówiąc to wszystko, chciał również samego siebie o tym przekonać, chciał wpoić sobie tę myśl, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Nie wiedział już co ma robić. Ostatnio coraz częściej zdarzały jej się nocne koszmary, które nie pozwalały jej z powrotem zasnąć. To była jego żona, a on nie wiedział co ma robić, nie wiedział jak mam jej pomóc, nie wiedział jak ma jej pomóc normalnie funkcjonować.
***
- Witam cię Marku! Jak się ma Agatka? – usłyszał w słuchawce wesoły głos teścia. Po chwili milczenia, zebrał się na odwagę i wypowiedział to straszne zdanie.
- Agata wywróciła się, skręciła kostkę i… straciła dziecko. – mówił bez ogródek, prosto z mostu, chciał mieć to za sobą, nie było to dla niego łatwe.
- Co? Marek? Czy ty sobie żartujesz ze mnie? – starszy mężczyzna nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał. To było zbyt okropne, żeby mogło być prawdziwe, żeby mogło to spotkać jego ukochaną córcię.
- Nie. To był wypadek… Ja… - zaczął Dębski.
- To nie twoja wina, na pewno. Przecież ty nie dałbyś jej skrzywdzić. Nie zamęczaj się tym. A jak Agatka się czuje? Nie potrzeba wam pomocy?
- Nie… Na razie sobie radzimy… Dziękuję. – mówił załamującym się głosem.
- Marek… Pamiętaj, że ona cię potrzebuje… Zawsze cię potrzebowała… - pan Andrzej chciał mu dodać otuchy w tych ciężkich chwilach, chociaż sam nie wiedział co ma ze sobą zrobić.
- Wiem.
                                        **************************              
                                                 Epilog

            Wczesną wiosną Marek zabrał Agatę w pewne sentymentalne miejsce. Byli tam kiedyś, zanim w ogóle byli parą, jednak to tam, na tej polance Marek powiedział jej coś ważnego, dał do zrozumienia, że mu na niej zależy, to tam, na środku jeziora Agata otworzyła się przed nim i na zawsze wpuściła go do swojego życia, do swojego wnętrza, do swojej duszy. To tam zbliżyli się do siebie. To tam byli sobą. Dębski zaprowadził ją znowu na tę polanę, jednak tym razem nie zawiązywał jej oczu. Kiedy doszli do miejsca, gdzie kończy się las, a zaczyna polana Agata przystanęła na chwilę. To miejsce było zupełnie inne niż wtedy. Wcześniej wszystko było tutaj jednolite, bez kolorów, a dzisiaj… Była nie do poznania. Usiedli na tej samej ławeczce co wtedy, a ona, tak jak wtedy, oparła swoją głowę na jego ramieniu. Wszystko z pozoru było takie jak dawniej, ale na każdym krzaczku i pod nim widniały pączki młodych kwiatów, a i trawa była jakby bardziej zielona. Wszystko budziło się do życia po srogiej zimie. „To miejsce jest niezwykłe” pomyślała Agata. Ta zima nie należała do najłatwiejszych w jej życiu, ale gdy tylko tu przyszła, nabrała optymizmu. Uwierzyła, że to wszystko jeszcze się ułożyć, jednak najważniejsze było to, że nie była sama w tym wszystkim. Tak jak tym roślinom człowiek, deszcz i Słońce pomogły powrócić do życia, tak jej pomaga Marek, Dorota i tata. Gdyby nie oni, to nie byłoby nic. Dzięki nim nie czuje się samotna. Jeszcze stosunkowo niedawno nie przypuszczała, że w jej życiu może się tyle zdarzyć. Nie domyśliłaby się, że z jakimkolwiek mężczyzną będzie taka szczęśliwa, że na jakimkolwiek mężczyźnie będzie mogła się wesprzeć, że jakikolwiek mężczyzna może po prostu BYĆ. Pomimo wielu obaw dotyczących przyszłości i nieustannego bólu, cierpienia i smutku po stracie dziecka, była ciekawa jaki będzie tej historii ciąg dalszy…

 “Darling don’t be afraid,
I have loved you for a thousand years”
Daisy

11 komentarzy:

  1. wowwowwow Daisy to jest... brak słów po prostu... magiczne, niesamowite, cudowne, boskie, genialne, śliczne, przejmujące, nieziemskie, rewelacyjne, arcydzieło.... Wszystko tak idealnie opisane cała ciąża w jednej mega długiej ciąży, ból po stracie dziecka... najpiękniejsza część jaką kiedykolwiek napisałaś <3 Mam nadzieję, że szybko wrócisz z kolejnym opem ;* <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paula, asiach!
      Dziękuję za takie piękne słowa. Jesteście cudowne : )

      Usuń
    2. w jednej mega długiej części nie ciąży bosz co ja napisałam -,-

      Usuń
  2. Najlepsze <3 mam nadzieje że wrócisz tutaj niedługo z nowym opem !

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownie się czytało ;) wzruszające i smutne, ale również pozytywne :)) gratuluję talentu! :) Czekam na kolejne opo :D
    Avren
    P.S. Looknijcie na skrzynkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za takie ciepłe słowa!
    Cieszę się, że wam się podobało. :D
    Bardzo miło jest usłyszeć, że trochę ponad tydzień pracy nie poszedł na marne. :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Brak mi słów!!
    To jest cudowne!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te słowa, które udało ci się napisać :*

      *wzrusza się widząc tyle pięknych komentarzy*

      Usuń
  6. Słodko, smutno, słodko, smutno *.* Cudnie <3
    I jeszcze końcówka, ta piosenka... Moja ukochana piosenka <3

    Domcia

    OdpowiedzUsuń
  7. Daisy, jestem pełna podziwu :) Przez całe opowiadanie bardzo dojrzale opisywałaś uczucie Agaty i Marka, ich miłość dojrzewała razem z nimi, w końcu odnaleźli szczęście, ale pokazałaś też, że nie zawsze jest kolorowo. Mimo to mogli na siebie zawsze liczyć (i chyba to jest najpiękniejsze). Dziekuję za to opowiadanie :) A.

    OdpowiedzUsuń