Magiczne, emocjonujące, wzruszające, smutne i po prostu piękne! <3
Paula
Houk!
Oto FINAŁ finałów mojego opowiadania. Jest długi, nawet bardzo. Mam nadzieję, że się spodoba. : )
Chciałabym tę część zadedykować wszystkim tym, którzy je czytali, czyli między innymi Pauli, Domci, Leszkowelove, Agatce.
W największym jednak stopniu, tę część chcę dedykować to opowiadanie
pewnej szalonej prawoagatoholiczce, która dzisiaj obchodzi urodziny!
Tak, mycha, tu chodzi o Ciebie! Wszystkiego najlepszego z okazji 16 urodzin!
Przepraszam za ewentualne błędy. Miłego czytania! Oczywiście czekam na komentarze. :D
***
“Be still and know that I’m with you
Be still and know that I’m here
Be still and know that I’m with you
Be still, be still and know…”
Po udanej kolacji,
Agata poszła się położyć, a Marek zabrał się za składanie krzesełka w
kuchni. Nigdy nie był zbyt dobrym ‘budowniczym’, więc praca zwłaszcza na
początku szła mu mozolnie. Co chwila coś mu odpadało, nie pasowało. W
końcu jednak, po kilku godzinach wytrwałej współpracy z instrukcją,
udało mu się złożyć krzesełko dla dziecka w całość. Zadowolony z siebie
poszedł do sypialni i stanął przy łóżku patrząc na Agatę. Spała skulona
tuż przy brzegu łóżka, a jej ciemne włosy swobodnie opadały na poduszkę.
Podszedł do niej i pogłaskał po policzku.
Rano specjalnie wstał wcześniej i przygotował śniadanie równie piękne
jak wczorajsza kolacja. Chciał żeby jego żona czuła się najważniejszą i
najcenniejszą osobą na świecie. Był niesamowicie dumny, że zostanie
ojcem. Wiedział, że wreszcie ktoś będzie od niego całkowicie
uzależniony, że będzie ktoś, dla kogo będzie mógł być wzorem
autorytetem.
Wraz z pysznym śniadaniem wszedł do sypialni i obudził Agatę szepcząc jej do ucha:
-
Kochanie, wstawaj. Za półtorej godziny masz być w kancelarii… - dotknął
lekko wargami jej czoła. Tacę położył obok niej, by po chwili zacząć
‘nawiewać’ zapach jedzenia na nią, do jej nosa. Gdy tylko ów dotarł do
niej, na jej twarzy powoli zaczął występować uśmiech. Po kolejnych kilku
sekundach, powoli przeciągnęła się na łóżku i usiadła uśmiechając się
do niego.
- Witam panią. Jak się spało? – zapytał ciepło.
- Bardzo dobrze. Zwłaszcza po takiej pysznej kolacji… O, a to dla mnie? – kąciki jej ust gwałtownie powędrowały do góry.
- Oczywiście. Specjalnie dla ciebie. – podał jej tacę.
- A ty już mi dietę dopasowaną do mojego stanu wprowadzasz? – zdziwiła się analizując produkty na tacy.
-
Nigdy nie jest za wcześnie. Musisz być silna, zdrowa i dobrze się
odżywiać. – pogłaskał ją po policzku i dodał: - Zjedz szybko i chodź do
kuchni. Coś ci pokażę.
Kiedy weszła do kuchni, zobaczyła coś pięknego. Marek popijający kawę i
przeglądający jakieś dokumenty przy stole, a obok niego piękne
krzesełko dla dziecka z pluszowym misiem w środku. Agata odłożyła
naczynia na blat i przytuliła Marka mocno. Następnie podeszła do
dziecięcego krzesełka i wyjęła z niego maskotkę. Ułożyła go na rękach
tak, jak ją kiedyś uczyła Dorota kiedy brała na ręce Zuzię. Siadła
Markowi na kolanach i przytuliła oba ‘misie’. Mężczyzna objął ją i
wyszeptał te dwa magiczne, cudowne, nigdy się nie nudzące słowa: „ Kocham Cię”.
Ona w odpowiedzi posadziła mu na kolanach ich ‘dziecko’ i poszła się
odświeżyć, i przebrać. Dębski patrzył się jeszcze chwilę na zabawkę.
-
Hej, kolego. Tylko żeby to było jasne: - wziął pluszaka i popatrzył mu
się prosto w ‘oczy’ – Agata, czyli ta pani, która cię wyjęła z tego
fotelika, to MOJA – wyartykułował to słowo – żona. Rozumiemy się? No.
Także proszę mi się tu do niej więcej nie wdzięczyć. – powiedział z
wyraźną satysfakcją, radością z dominacji w głosie, i włożył
‘przeciwnika’ z powrotem do krzesełka, zapinając tym razem również pasy,
by czasem się nie ‘wymknął’. Obrzucił go jeszcze przebiegłym
spojrzeniem i uśmiechnął się pod nosem.
***
- A ty co tak pędzisz? –
zapytał Janowski widząc patronkę pędzącą na szpilkach do swojego
gabinetu. – Wiesz, że w twoim stanie, to… nie jest wskazane? – podał jej
pocztę.
-
Ty też się uwziąłeś? – spojrzała się na niego z dezaprobatą. –
Powiedziałam ci o tym wczoraj, nie po to, żebyś zachowywał się jak Marek
i Dorota. Rozumiesz?
- Rozumiem, ale pewne zachowania naprawdę nie są na miejscu. Koniec kropka. – młody mecenas był wyjątkowo stanowczy.
- Oj tam, oj tam. Zrobisz mi kawy? – zapytała przymilnie.
- Co najwyżej herbatę. Ja nie
będę się potem tłumaczył przed Dorotą. Masz pojęcie jak długo, zanim
poszła do sądu, mówiła mi jak mam się tobą zajmować? Chyba z godzinę.
To jak? Herbata?
- No dobrze. Ależ wy się o mnie troszczycie. Aż miło. Dobra, będę u siebie jakby coś.
***
- Zrobiłeś wszystko tak jak ci
kazałam? Nie piła kawy, alkoholu, nie biegała? – usłyszała dwie godziny
później z holu. Chwilę potem do jej uszu dobiegły zapewnienia
mecenasa: „Tak, tak. Wszystko było w jak najlepszym porządku.”.Brunetka
uśmiechnęła się pod nosem i sięgnęła po telefon. Po kilku kliknięciach
przyłożyła urządzenie do ucha. Prawą rękę podtrzymywała telefon, a lewą
położyła na swoim brzuchu. Po kilku sygnałach usłyszała znajomy, ciepły i
kojący głos ojca:
- Cześć, córcia. Coś się stało? – w jego głosie słychać było troskę.
- Nie. Tato, czy zawsze jak do
ciebie dzwonię musi się coś dziać? Po prostu chcielibyśmy się z wami
spotkać w ten weekend i spędzić trochę czasu razem.
- To bardzo miło z waszej strony. Kiedy możemy się was spodziewać?
-
Myśleliśmy, żeby jutro z samego rana wyjechać z Warszawy. Wtedy
będziemy tak w okolicach obiadu i was objemy ze wszystkich zapasów. – w
jej głosie dało się słyszeć niepohamowaną radość i chęć podzielenia się
ze wszystkimi radosną wieścią.
- To w takim razie muszę Zosi powiedzieć żeby przygotowała więcej jedzenia. – zaśmiał się - No to czekamy na was.
- Mam nadzieję, że czekacie. Dobra tato, ja muszę kończyć, mam klienta. Do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia, córcia.
Godzinę później, do gabinetu brunetki zapukała Dorota.
- Cześć, masz chwilkę?
- Tak. Wejdź. Coś się stało? Wizyta teściów?
-
Nie. Skądże znowu, nie zakładaj od razu najgorszego. – obie zaśmiały
się. – Po prostu chciałam się dowiedzieć, czy dziadek się ucieszył.
- Dziadek dowie się jutro. Jedziemy z Markiem na weekend do Bydgoszczy.
- To dobrze. Jestem już spokojna. Nie potrzebujesz czegoś czasem?
- Nie. Wszystko mam. W razie czego, potrafię sama sobie poradzić, mamo.
***
Od godziny jechali w stronę Bydgoszczy, żywo przy tym rozmawiając o
tym, co będzie się działo za kilka miesięcy w ich życiu. Wiedzieli, że
na pewno będzie inaczej, zupełnie inaczej niż teraz, aczkolwiek na pewno
cudownie. Gdy wyjechali spod domu, zaczęli się zastanawiać, czy to
będzie dziewczynka, czy chłopiec. O dziwo, mieli zupełnie inne zdania,
niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Agata koniecznie chciała mieć
synka, ponieważ podobali jej się synowie Doroty, a zwłaszcza Filip. Był
małym rozrabiaką. Dokładnie takim jakiego wymarzyła sobie wbrew pozorom
już kilka lat temu. Marek z kolei, chciał mieć dziewczynkę. Uważał, że
one są grzeczniejsze i sprawiają mniej problemów. „No to chyb nie
widziałeś mnie w akcji jakieś dwadzieścia parę lat temu” odparła mu na
to Agata, przytaczając potem raz po raz zabawne epizody z jej
nastoletniego życia. Jednak Marek w głębi serca chciał mieć dziewczynkę,
nie dlatego, że ta płeć przeważnie sprawia mniej problemów w
dzieciństwie, ale chciał móc ją rozpieszczać… kupować różowe korony,
sukienki, czasopisma z księżniczkami i widzieć w niej wyrastającą piękną
kobietę, taką jak jej mama.
***
- Cześć, tato! Witam pani Zosiu! – witała się pani Dębska jakiś czas później.
- Agatko, cześć, córciu. Marek, zostaw tą walizkę na razie. Obiad wam wystygnie. – zapraszał gospodarz do środka.
Obiad był wyśmienity, jednak problem zrodził się, kiedy Zosia położyła na stole kieliszki.
- Ja dziękuję. – pospiesznie powiedziała brunetka, a państwo Przybyszowie popatrzyli się na nią ze zdziwieniem.
- Źle się czujesz? – zapytał zatroskanym głosem pan Andrzej.
- Nie… Wszystko w porządku, tylko… - spojrzała znacząco na Marka, żeby to on dokończył.
-
Agata, to znaczy my chcielibyśmy powiedzieć, że będziemy rodzicami.
Pańska córka jest w ciąży. – uśmiechnął się szeroko i objął żonę
ramieniem.
-
Naprawdę? Agatko, to cudownie. A od kiedy wiecie? Czemu nam nie
powiedzieliście wcześniej? – pan Przybysz nie posiadał się z radości.
- Od niedawna wiemy. Wam, chcieliśmy powiedzieć osobiście, bo to jest zbyt ważne jak na telefon. – odparła brunetka.
***
Wieczorem, tak jak zawsze lubiła, wyszła na zewnątrz i usiadła na
ławeczce ogrodowej. Wpatrywała się w niebo. Będąc małą dziewczynką
często siadały tak z mamą i szukały Wielkiej Niedźwiedzicy, Małej
Niedźwiedzicy, gwiazdy polarnej. Potem zawsze rozmawiały o różnych
ciekawych rzeczach, które danego dnia się im przytrafiły. Mimo iż ona
była jeszcze w przedszkolu, mama traktowała ją całkowicie poważnie pod
każdym względem. Teraz zastanawiała się, czy za kilka lat i ona będzie
mogła siąść tak ze swoim dzieckiem i pokazywać mu, to co jest ważne.
Chciałaby móc opiekować się nim tak dobrze jak jej mama kiedyś nią się
zajmowała. Miała nadzieję, że to wszystko co pięknego ona wyniosła z
dzieciństwa, jej dzieci będą mogły równie wspaniale doświadczyć.
Rozmyślając,
nie zauważyła, że ktoś za nią stoi i próbuje odszukać na niebie to samo
co ona. Dopiero po kilku minutach usłyszała szelest kurtki.
- Cześć, Agatko. O czym myślisz? – zapytała ciepło Zosia.
- O życiu. O swoim
dzieciństwie. Zastanawiam się, czy będę w stanie zaoferować im tak
piękne chwilę jakie spędziłam z mamą. – starsza kobieta usiadła koło
niej.
- Na pewno sobie poradzisz.
Poza tym, nie będziesz z tym wszystkim sama. Masz wspaniałego męża.
Razem pokonacie wszystkie trudności, jakie los postawi na waszej drodze.
-
Wiem. Wiem, że damy radę, tylko zastanawiam się, jak to wszystko będzie
wyglądać. A ty jak myślisz, Zosiu? – skierowała głowę w stronę
rozmówczyni.
-
Ja myślę, że to będzie najwspanialsze doświadczenie w twoim, waszym
życiu. Na mnie i twojego tatę zawsze będziesz mogła liczyć. Jak tylko
będziecie potrzebowali pomocy, to wystarczy tylko zadzwonić. – Zosia
uśmiechnęła się do brunetki i przytuliła ją.
Obie panie nie zauważyły, że w z okien domu ktoś od dłuższej chwili się
przyglądał. Pan Przybysz razem z Markiem od początku znajomości
‘znaleźli wspólny język’. Jak to mężczyźni: albo znajdują wspólny język,
albo się tłuką, dopóki nie dojdą do porozumienia. Teraz obydwaj stali
przy oknie w salonie i patrzyli na swoje żony. Po kilku minutach ciszy,
pan Andrzej powiedział cicho:
-
Pamiętaj, żebyś zawsze opiekował się Agatką. Ona cię bardzo kocha. Nie
zawsze umie wszystkie emocje pokazać, wielokrotnie próbuje wszystko sama
załatwić, ale potrzebuje drugiej osoby. Ciebie. Jej mama zmarła jak
była mała, więc sam ją wychowywałem i pewnie dlatego jest na pozór taka
twarda. Jednak w gruncie rzeczy, nie poradzi sobie sama w życiu…
- Wiem, panie Andrzeju. Ja jej na pewno nie skrzywdzę i nie pozwolę zrobić tego komukolwiek innemu. A już szczególnie teraz.
-
Dziecko zbliża małżeństwo do siebie. Tak było ze mną i z mamą Agaty.
Wiem, że ty będziesz dobrym ojcem. Na pewno. – poklepał ‘syna’ po
plecach.
***
-
Jak ci minął dzień? Widziałem, że wieczorem wyszłaś na zewnątrz. Nie
było ci zimno? – zapytał Dębski późnym wieczorem, kiedy kładli się już
spać.
- Nie, nie było mi zimno. Ubrałam się bardzo ciepło, tato. – posłała mu przekorny uśmieszek.
- Dobrze, tylko pytam. Pamiętaj tylko, że jutro wieczorem idziemy do kina. – pogłaskał ją po policzku.
- Pamiętam, pamiętam. Nawet
wzięłam specjalny strój na tę randkę. – powiedziała w jego ulubionym,
słodkim stylu i pocałowała go. – Chodźmy już spać. Jestem zmęczona po
dzisiejszym dniu. – powiedziała i od razu się położyła. Marek zrobił to
samo, lecz jeszcze przez dłuższą chwilę, podparty na łokciu, przyglądał
się jej. Kładąc się, objął żonę ręką i zgasił światło. Jeszcze przez
chwilę oboje rozmawiali, by potem zamknąć oczy i odlecieć w krainę snów,
gdzie wszystkie marzenia się spełniają, gdzie wszystko jest możliwe.
***
Jak zwykle, wstał rano dosyć wcześnie. Sam nie wiedział dlaczego, to
chyba była kwestia przyzwyczajenia. Gdy upewnił się, że Agata jeszcze
śpi, ubrał się i po wypiciu kawy „na szybko” wyszedł z domu. Po około
pół godzinie wrócił z torbą pełną świeżych i jeszcze ciepłych bułek.
Wszedł do kuchni i przygotował śniadanie najpierw dla Agaty, odświętnie,
na tacy, potem dla gospodarzy, a na końcu sam też coś szybko przełknął.
Śniadanie dla państwa przybyszów ustawił na stole, uprzednio
przykrywając niektóre produkty, by nie wyschły, poczym udał się do
Agaty.
Wszedł
do pokoju najciszej jak tylko potrafił, położył tacę na biurku,
znajdującym się w pomieszczeniu i wyjął z walizki pilnie ukrywaną przed
Agatą: teczkę do ważnej sprawy czekającej go w tym tygodniu.
***
Jakiś czas później, dotychczas śpiąca brunetka, obudziła się i
zobaczyła swojego cudownego męża, wpatrującego się w nią z miłością. Z
walizki leżącej na podłodze zauważyła wystającą teczkę do sprawy i
uśmiechnęła się w duchu. Zaraz potem, jej uwagę przykuła pięknie
zastawiona taca leżąca na biurku obok łóżka.
- Smacznego. – Marek podał jej śniadanie.
- Ależ ty mnie rozpieszczasz. – powiedziała uwodzicielsko i upiła łyk herbaty.
- Was. Was rozpieszczam, kochanie. – popatrzył się na jej płaski jeszcze brzuch.
***
- Kochanie, pospiesz się, bo się spóźnimy do kina. – mówił Marek, stojąc wieczorem pod drzwiami łazienki.
- Momencik jeszcze. Daj mi pięć minut. – usłyszał z łazienki.
- Dobrze, ale tym razem patrzę
na zegarek. – ‘zagroził’ żonie i poszedł do salonu, gdzie pan Andrzej
oglądał wiadomości. Po chwili, do pokoju weszła Agata, a Marek oniemiał z
zachwytu. Agata miała włosy podpięte z tyłu głowy klamrą, a niektóre
pojedyncze, podkręcone kosmyki opadały luźno. Na tę okazję, założyła tę
jego ulubioną, czarną sukienkę. Na szyi, uszach i ręce, dostrzegł
biżuterię, którą jej kupił. Wyglądała pięknie.
- Możemy iść. – podeszła do niego i pociągnęła za rękę. – Będziemy późno, tato. Nie czekajcie na nas.
- Agatko, to weź mój klucz z wieszaka koło drzwi, skoro mamy nie czekać. Dobrej zabawy wam życzę.
***
-
Ten film był przepiękny! Zawsze wiedziałam, że masz dobry gust, ale nie
wiedziałam, że aż tak dobry.– wtuliła się w niego, kiedy wychodzili z
kina.
-
No widzisz. Wiedziałem, że taki film ci się spodoba. A teraz zapraszam
cię na kolację, tylko musisz wybrać gdzie pójdziemy, bo jeszcze się nie
orientuję w Bydgoszczy.
-
Dobrze, pokażę ci moją ulubioną restaurację. A ten film… Ile ten facet
potrafił zrobić dla swojej ukochanej! Jak w normalnym życiu.
***
- I jak było w Bydgoszczy? – zapytała Dorota, kiedy następnego dnia państwo Dębscy rozweseleni wchodzili do kancelarii.
-
Bardzo miło. Wspaniale. Dziadek jest wniebowzięty. Zosia zresztą też. –
odpowiedział wesoło Marek, zatrzymując się przy biurku Bartka, by wziąć
swoją pocztę.
-
A wy? – zadała kolejne pytanie, lecz po zdziwionych minach przyjaciół,
wyjaśniła – A jak wy się czujecie jako przyszli rodzice?
- Tak, tak. A ja dużo leżę, tak jak kazałaś, mamo. – przytuliła przyjaciółkę i weszła do swojego gabinetu.
***
- Z kim dzisiaj tak długo rozmawiałaś, zanim wyszliśmy? – zapytał Dębski podczas kolacji.
- Z ginekologiem. Za dwa tygodnie jestem umówiona na pierwszą wizytę u ginekologa. Pójdziesz ze mną, prawda?
-
Za dwa tygodnie? A jaki to będzie dzień, bo muszę Bartkowi powiedzieć,
żeby mi nie umawiał klientów, tobie zresztą też. – ożywił się nagle
Marek.
- To będzie chyba czwartek, koło 9 rano.
Mieli dzisiaj
mniej pracy, więc Marek zaproponował obejrzenie filmu, jednak przyszła
mama, postanowiła wstępnie wybrać i spisać wyprawkę dla dziecka,
twierdząc, że „potem może nie być na to czasu”. Usiedli na kanapie, i
Agata zaczęła wyszukiwać przeróżne łóżeczka, mebelki, zabawki… Wszystko
bardzo jej się podobało. Nie potrafiła na nic się zdecydować.
- Ja bym już chciała znać płeć dziecka. Wtedy wszystko poszłoby sprawniej. Nie uważasz? – obróciła się w stronę męża.
-
No tak, ale jeszcze musimy trochę poczekać. Póki co, możemy wstępnie
wybierać albo uniwersalne wzory, albo takie zestawy, gdzie jest
możliwość wyboru koloru.
- Masz rację. Kocham cię. – oparła głowę na jego torsie.
***
Dni mijały, a on czekał na TEN dzień, kiedy dowie się czegoś o swoim
dziecku, kiedy będzie miał jakiś pierwszy dokument, jakieś
potwierdzenie, że jest, że będzie ojcem. To było nieopisane uczucie.
Chodził po kancelarii, po sądzie dumny jak paw. Gdyby tylko to było
możliwe, podchodziłby do każdej napotkanej osoby i dzieliłby się z nią
tą cudowną wieścią.
Kiedy wreszcie nastał ten piękny dzień, wstał wcześnie rano i zrobił
żonie najlepsze jakie tylko potrafił śniadanie do łóżka. Zaczęli dzień
bardzo miło, wciąż rozmawiali o tym samym, o tym co było radością ich
życia od jakiegoś czasu. Nie potrafili wyczerpać tego tematu. Za każdym
razem potrafili coś jeszcze powiedzieć, dodać, coś pokazać, a następne
kilkadziesiąt minut mieli jak to się mówi: „z głowy”.
Koło dwudziestu minut przed czasem, oboje siedzieli już w poczekalni.
Kiedy w końcu Agata weszła do gabinetu, Marek spostrzegł siedzącego
nieopodal przygnębionego mężczyznę. Podszedł do niego i zapytał co się
stało, czy w czymś mu nie pomóc. Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na
Dębskiego. Ten zobaczył w nich nieopisany ból, smutek, załamanie, brak
chęci do życia,… niemoc. Tę okropną niemoc, której odważny, pewny siebie
mecenas Dębski nienawidził najbardziej. A może to nie była nienawiść,
tylko strach przed sytuacją, kiedy nie będzie mógł NIC zrobić?
- Czy coś się stało? A pan wie co to jest śmierć? – odparł nieznajomy i oparł się o ścianę za nim.
- Ja? Tak. – Marek poczuł się zdezorientowany, po zadanym pytaniu.
- Jeśli pan wie, to proszę
sobie wyobrazić… Albo nie. Przyszedł tutaj pan z żoną, tak? – nieznajomy
coraz bardziej dziwił Dębskiego, lecz siedział on w takiej pozycji jak
tu spoczął.
- Tak…
-
Będzie pan ojcem, tak? Zresztą, głupie pytanie. Oczywiście, że pan
będzie, inaczej nie byłby pan taki rozpromieniony czekając na żonę. Tak
więc proszę sobie wyobrazić taką sytuację: ma pan jedno małe dziecko,
śmiertelnie chore, które w wieku dwóch lat, po kilku operacjach, umiera.
Dwa lata później, dowiaduje się pan, że zostanie pan ojcem po raz
drugi, lecz… - tutaj mężczyzna wziął głębszy oddech – pewnego dnia
dzwoni do pana zrozpaczona żona i mówi, że straciła dziecko. Przyjeżdża
pan do niej, ale nawet pan nie może do niej, do gabinetu wejść. Po dwóch
tygodniach przychodzi pan znowu z żoną do gabinetu, a tam wcale nie ma
lepszych wiadomości od poprzednich. – zakończył i skrzyżował ręce na
piersiach. – Co by pan zrobił na moim miejscu?
-
Nie mam pojęcia. Nigdy nie byłem w takiej, ani nawet podobnej sytuacji.
Ze śmiercią miałem do czynienia, dzięki Bogu tylko podczas śmierci
matki. – Dębski podrapał się po głowie z zamyśleniem. Ten mężczyzna
wydawał mu się niezwykle ciekawą osobą. Mimo tych wszystkich uczuć jakie
zobaczył w jego oczach, teraz pojawiła się w nich nadzieja i miłość,
spowodowane pewnie tą opowieścią. – A co pan zrobił? Bo nie wygląda pan
na człowieka doszczętnie rozbitego po tylu nieszczęściach.
-
Nic takiego. Po prostu nie dałem całkowicie za wygraną. Niech pan sobie
zapamięta: kiedy coś złego pan doświadczy w życiu, ZAWSZE znajdzie się
jakieś wyjście. Mówi się, że „kiedy Bóg zamyka drzwi, zawsze otwiera
jakieś okno.” Nieważne od wielkości zamkniętych drzwi, od ilości
strażników przy nich stojących, zawsze znajdzie się przynajmniej jedno
okno, przez które da się wydostać. Niech pan sobie to zapamięta. –
spojrzał na Marka.
- Pan jest poetą, pisarzem? – Marek sam nie wiedział kiedy i dlaczego zadał to pytanie. Zdumiały go stwierdzenia tego mężczyzny.
- Jestem fizykiem. Proszę iść, wołają pana. Miłego dnia!
- Dziękuję za cenną radę. Miłego dnia. Do widzenia.
W gabinecie panował mrok. Agata leżała na jakimś łóżku, a obok niej stał monitor.
-
Chciałam z tym zaczekać na ciebie. Podejdź… O tutaj stań. – chwyciła go
za rękę. Nie bała się w ogóle, jednak chciała mieć większą pewność, że
On tutaj jest.
- Możemy zaczynać? – zapytała się pani ginekolog.
Po kilku minutach
jej oczom ukazał się niewyraźny, biało – czarno – granatowy obraz.
Doktor pokazała im gdzie mniej więcej znajduje się ich dziecko i jak
duże już jest. Następnie usłyszeli bicie serca, małego serduszka, ich
serduszka. W tym momencie emocje wzięły górę. Nie potrafiła się
powstrzymać. Już nie była tą samą Agatą co kiedyś. Teraz jej emocje
znały już światło dzienne i nocną poświatę, nie tłumiła ich w sobie, w
środku. Po jej policzkach zaczęły spływać duże krople łez. Chwyciła
mocniej Marka za rękę i przytuliła ją do swojego policzka…
***
W tym samym czasie, w Marku odgrywała się istna batalia uczuć. Sam już
nie wiedział jak ma się zachować. Czy zostać twardym, nieugiętym
mężczyzną, czy czułym, empatycznym mężem. Ostatecznie postanowił się
tutaj publicznie nie rozklejać, choć w środku nie myślał o niczym innym.
Kiedy wyszli z gabinetu, Agata trzymała kopertę z pierwszym zdjęciem
USG i nagraniem bicia serca, tuż przy piersi. Wychodząc na korytarz,
Marek rozglądnął się za nieznajomym, jednak miejsce, gdzie wcześniej
siedział było puste. Pomógł Agacie założyć kurtkę i szczęśliwi pojechali
do kancelarii.
***
-
Witam was kochani! Macie dwie minutki? Chciałabym wam puścić
najcudowniejsze nagranie na świecie. – zakomunikowała radośnie brunetka
po wejściu do kancelarii.
-
Mamy. – odpowiedzieli równocześnie Dorota i Bartek, a następnie
podążyli za nią do je gabinetu. Pani Dębska szybko uporała się z
uruchomieniem laptopa i włożyła do niego płytę. Gdy z komputera dobiegł
równomierny dźwięk, nie mogli pohamować wzruszenia. Bartek, jak to
mężczyzna postanowił zachować ‘zimną krew’, jednak Dorota, która sama
była trzy razy w ciąży i doskonale pamiętała swoje odczucia w takich
sytuacjach, popłakała się. Przyjaciółki podeszły do siebie i uścisnęły
się nawzajem. W tym czasie, MĘŻCZYŹNI uścisnęli sobie dłonie.
***
Z każdym nowym dniem, coraz bardziej czuła, że jest mamą. Gdy tylko
widziała jakąś kobietę z wózkiem, małe dzieci bawiące w piaskownicy
naprzeciwko kamienicy, w której mieszkali, serce zaczynało jej mocniej
bić. W takich chwilach cały świat nabierał kolorów, a i ona nabierała
większej chęci do życia. Prawie każdą wolną chwilę spędzała w oazie
swoich myśli. Próbowała sobie wyobrazić do kogo ich dziecko będzie
bardziej podobne, czy to będzie chłopczyk, czy dziewczynka, jak będzie
miało na imię…
W
takim mniej więcej stanie ducha zastał ją młody mecenas Janowski, który
po raz kolejny, na polecenie Doroty, sprawdzał, czy aby na pewno dobrze
się czuje, czy nie chce się czegoś napić. Oczywiście po raz kolejny
usłyszał, że wszystko w porządku. Młody mecenas zamknął więc drzwi do
jej gabinetu i powrócił do fascynującego pisania apelacji.
***
“When darkness comes upon you
And covers with you fear and shame
Be still and know that I’m with you
And I will say your name…”
Nareszcie
koniec na dzisiaj! Koniec pracy… Można odpocząć. Rozprawa wygrana…
Wzięła aktówki i skierowała się do wyjścia z sali rozpraw. Przed sądem
czekał na nią Marek. Skierowała kroki w jego stronę, jednak w tym samym
momencie jakiś mężczyzna potrącił ją mocno, przebiegając koło niej.
Agata straciła równowagę i upadła na ziemię. Sprawca wydarzenia zniknął z
pola jej widzenia. Niemalże w tej samej sekundzie, do jej uszu dobiegł
głos Dębskiego. Wtedy straciła przytomność.
Otworzyła oczy dopiero w szpitalu. Trochę bolała ją kostka, była
podejrzanie sztywna. Dookoła niej panowała niezmącona cisza. Odwróciła
głowę w prawo i zobaczyła Marka. Jego twarz nie wyrażała jakichkolwiek
uczuć. Parzył się na nią, ale był jakby nieobecny.
Kiedy
zobaczył tego wybiegającego mężczyznę z sądu, wiedział, że zaraz coś
się stanie. Prze ułamek sekundy pomyślał, żeby podejść do Agaty, jednak
dzieliło ich zaledwie dziesięć metrów, więc ostatecznie nie ruszył się z
miejsca. Jednak kilka sekund później, gorzko tego pożałował. Zobaczył
tylko jak Agata, mająca na sobie dzisiaj wysokie szpilki, ląduje na
ziemi. Momentalnie znalazł się przy niej. Od razu zadzwonił po pomoc.
Następnie w szpitalu usłyszał diagnozę, która zniszczyła mu całe życie,
zabrała z niego jakąkolwiek nadzieję, radość. Nie dość, że jego żona
skręciła sobie kostkę, to jeszcze straciła dziecko. Nie, tego było za
dużo! To nie na jego nerwy. Tylko jak on ma o tym wszystkim jej
powiedzieć? Biedna, leży tutaj teraz i nie ma o niczym pojęcia.
Dlaczego to znowu ona ma być nieszczęśliwa? Dlaczego to znowu JĄ los
doświadczył? Siedząc obok niej zaczął wspominać wszystkie piękne chwile,
które razem przeżyli… W pewnym momencie doszedł do dnia, kiedy po raz
pierwszy usłyszeli bicie serca ich dziecka. Wtedy tam w poczekalni
usłyszał coś bardzo ważnego. Dzięki tym kilku minutach rozmowy było mu
łatwiej w obecnej sytuacji. Wiedział, że musi być z tego jakieś wyjście.
Wiedział, że wszystko się już ułoży, ale pomimo wszystko dręczyły go
nieodparte przeczucie, że to po części jego wina. Gdyby tylko do niej
podszedł wtedy pod sądem, podtrzymał… Z niemego otępienia wyrwał go jej
głos:
- Marek, co się stało? – jej głos przesycał niepokój.
- Agata… - wstał i przytulił ją mocno.
- Co mi jest? Nic nie czuję. – oderwała się od Marka i popatrzyła mu prosto w oczy.
- Kochanie… - zaczął ciężkim głosem.
***
Siedziała w kuchni już ponad godzinę. Marek przed chwilą wyszedł do
kancelarii. Ona jeszcze grubo ponad tydzień miała zostać w domu, bo
jakby było tego wszystkiego mało, W swoim objęciach zaciskała pluszowego
misia, który miał należeć do ich dziecka. Gdyby ktoś ją teraz zobaczył,
nie poznałby jej w ogóle. Miała podkrążone oczy, rozczochrane włosy,
wypieki na opuchniętych od płaczu policzkach, a na dodatek co chwilę
moczyła głowę biednego pluszaka swoimi łzami. W jej głowie cały czas
wirowały słowa Marka wypowiedziane owego feralnego wieczoru, w szpitalu.
Przez te kilka dni, codziennie przychodziła do niej Dorota i razem
rozmawiały. Rudowłosa prawniczka chciała wesprzeć swoją przyjaciółkę w
trudnych chwilach, jednak po dłuższej rozmowie z nią, brunetka była
jeszcze bardziej przygnębiona. Nie można było jej się zresztą dziwić.
Jej przyjaciółka była szczęśliwą mamą i pomimo dobrych i najszczerszych
chęci nie potrafiła się rozweselić ani tym bardziej pocieszyć.
Najgorszą, najtrudniejszą jednak osobą do przekazania tej wiadomości był
jej tata, który zaplanował już swojemu wnukowi przyszłość. Miał
przygotowany zestaw dla dziewczynki i dla chłopca. Gdyby urodził się
chłopiec, miał zostać najlepszym sportowcem w kraju, a w przypadku
dziewczynki, to zamierzał już od najmłodszych lat zapisać ją na kurs
tańca. Pomimo wszystko, jakoś ta wiadomość musiała do niego dotrzeć.
***
-
Kochanie, musisz coś zjeść… Jesteś po tym wszystkim osłabiona… Masz
skręconą kostkę, proszę, zjedz chociaż jedną. – Marek postawił przed nią
talerz z różnokolorowymi kanapkami. Normalnie, po kilku minutach nie
byłoby już na tym talerzu nic, a teraz… jedynie popatrzyła na jedzenie i
ukryła twarz w dłoniach. Po kilku sekundach usłyszał jej cichy płacz.
Usiadł koło niej i mocno objął ją swoim ramieniem. To jej zawsze
pomagało; wiedział, że to tylko w nich czuje się naprawdę bezpieczna.
Brunetka wtuliła w niego twarz i kolejny potok łez wypłynął z jej już i
tak zmęczonych i zapłakanych oczu. Dębski zacisnął mocno powieki, by
powstrzymać cisnące się również jemu do oczu łzy. Nie potrafił inaczej.
On też był tylko człowiekiem – takim jak wszyscy, nie był całkowicie z
kamienia czy stali. Jak każdy miał swoje alter ego – drugie ja, które
znał tylko on i ci, przed którymi się otworzył. Jak każdy, miał emocje,
uczucia, jednak w wielu sytuacjach po prostu umiał je zachować tylko dla
siebie. Obecna sytuacja zadziałała na niego tak mocno, że nie wziął do
ust ani kropli alkoholu, pomimo, że miał go pod dostatkiem i nikt nie
miałby mu tego za złe. On jednak nie myślał prawie w ogóle o piciu, a
kiedy już mu się to zdarzało, to zanim nalał sobie czegokolwiek ze
swoich zapasów, przypominał sobie wszystkie wspaniałe chwile spędzone z
Agatą, a potem sam siebie się pytał, czy warto, czy warto pójść po
najmniejszej linii oporu? Czy warto tak łatwo się poddać?
***
“I terror falls upon your bed
And sleep no longer comes
Remember all the words I said
Be still, be still and know” (I am…)
- Nie! Nie! Nie! Zostawcie je!
Błagam... – usłyszał koło siebie krzyk żony. Od razu zapalił lampkę,
usiadł na łóżku i zmrużył oczy, chcąc przyzwyczaić je do światła. Zaraz
potem chwycił Agatę za ramiona i lekko potrząsnął. Agata podniosła się, a
na jej twarzy zobaczył wyraz ogromnego, wewnętrznego bólu. Nie mógł na
to patrzeć. Przytulił ją mocno do siebie.
-
Już… Ciii… Spokojnie… Będzie dobrze… Już, już… - mówiąc to wszystko,
chciał również samego siebie o tym przekonać, chciał wpoić sobie tę
myśl, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Nie wiedział już
co ma robić. Ostatnio coraz częściej zdarzały jej się nocne koszmary,
które nie pozwalały jej z powrotem zasnąć. To była jego żona, a on nie
wiedział co ma robić, nie wiedział jak mam jej pomóc, nie wiedział jak
ma jej pomóc normalnie funkcjonować.
***
-
Witam cię Marku! Jak się ma Agatka? – usłyszał w słuchawce wesoły głos
teścia. Po chwili milczenia, zebrał się na odwagę i wypowiedział to
straszne zdanie.
-
Agata wywróciła się, skręciła kostkę i… straciła dziecko. – mówił bez
ogródek, prosto z mostu, chciał mieć to za sobą, nie było to dla niego
łatwe.
-
Co? Marek? Czy ty sobie żartujesz ze mnie? – starszy mężczyzna nie mógł
uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał. To było zbyt okropne, żeby
mogło być prawdziwe, żeby mogło to spotkać jego ukochaną córcię.
- Nie. To był wypadek… Ja… - zaczął Dębski.
- To nie twoja wina, na pewno.
Przecież ty nie dałbyś jej skrzywdzić. Nie zamęczaj się tym. A jak
Agatka się czuje? Nie potrzeba wam pomocy?
- Nie… Na razie sobie radzimy… Dziękuję. – mówił załamującym się głosem.
-
Marek… Pamiętaj, że ona cię potrzebuje… Zawsze cię potrzebowała… - pan
Andrzej chciał mu dodać otuchy w tych ciężkich chwilach, chociaż sam nie
wiedział co ma ze sobą zrobić.
- Wiem.
**************************
Epilog
Wczesną
wiosną Marek zabrał Agatę w pewne sentymentalne miejsce. Byli tam
kiedyś, zanim w ogóle byli parą, jednak to tam, na tej polance Marek
powiedział jej coś ważnego, dał do zrozumienia, że mu na niej zależy, to
tam, na środku jeziora Agata otworzyła się przed nim i na zawsze
wpuściła go do swojego życia, do swojego wnętrza, do swojej duszy. To
tam zbliżyli się do siebie. To tam byli sobą. Dębski zaprowadził ją
znowu na tę polanę, jednak tym razem nie zawiązywał jej oczu. Kiedy
doszli do miejsca, gdzie kończy się las, a zaczyna polana Agata
przystanęła na chwilę. To miejsce było zupełnie inne niż wtedy.
Wcześniej wszystko było tutaj jednolite, bez kolorów, a dzisiaj… Była
nie do poznania. Usiedli na tej samej ławeczce co wtedy, a ona, tak jak
wtedy, oparła swoją głowę na jego ramieniu. Wszystko z pozoru było takie
jak dawniej, ale na każdym krzaczku i pod nim widniały pączki młodych
kwiatów, a i trawa była jakby bardziej zielona. Wszystko budziło się do
życia po srogiej zimie. „To miejsce jest niezwykłe” pomyślała Agata. Ta
zima nie należała do najłatwiejszych w jej życiu, ale gdy tylko tu
przyszła, nabrała optymizmu. Uwierzyła, że to wszystko jeszcze się
ułożyć, jednak najważniejsze było to, że nie była sama w tym wszystkim.
Tak jak tym roślinom człowiek, deszcz i Słońce pomogły powrócić do
życia, tak jej pomaga Marek, Dorota i tata. Gdyby nie oni, to nie byłoby
nic. Dzięki nim nie czuje się samotna. Jeszcze stosunkowo niedawno nie
przypuszczała, że w jej życiu może się tyle zdarzyć. Nie domyśliłaby
się, że z jakimkolwiek mężczyzną będzie taka szczęśliwa, że na
jakimkolwiek mężczyźnie będzie mogła się wesprzeć, że jakikolwiek
mężczyzna może po prostu BYĆ. Pomimo wielu obaw dotyczących przyszłości i
nieustannego bólu, cierpienia i smutku po stracie dziecka, była ciekawa
jaki będzie tej historii ciąg dalszy…
“Darling don’t be afraid,
I have loved you for a thousand years”
Daisy
wowwowwow Daisy to jest... brak słów po prostu... magiczne, niesamowite, cudowne, boskie, genialne, śliczne, przejmujące, nieziemskie, rewelacyjne, arcydzieło.... Wszystko tak idealnie opisane cała ciąża w jednej mega długiej ciąży, ból po stracie dziecka... najpiękniejsza część jaką kiedykolwiek napisałaś <3 Mam nadzieję, że szybko wrócisz z kolejnym opem ;* <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńPaula, asiach!
UsuńDziękuję za takie piękne słowa. Jesteście cudowne : )
w jednej mega długiej części nie ciąży bosz co ja napisałam -,-
UsuńNajlepsze <3 mam nadzieje że wrócisz tutaj niedługo z nowym opem !
OdpowiedzUsuńCudownie się czytało ;) wzruszające i smutne, ale również pozytywne :)) gratuluję talentu! :) Czekam na kolejne opo :D
OdpowiedzUsuńAvren
P.S. Looknijcie na skrzynkę ;)
Dziękuję za takie ciepłe słowa!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wam się podobało. :D
Bardzo miło jest usłyszeć, że trochę ponad tydzień pracy nie poszedł na marne. :P
Brak mi słów!!
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne!!!
Dziękuję za te słowa, które udało ci się napisać :*
Usuń*wzrusza się widząc tyle pięknych komentarzy*
Słodko, smutno, słodko, smutno *.* Cudnie <3
OdpowiedzUsuńI jeszcze końcówka, ta piosenka... Moja ukochana piosenka <3
Domcia
O takie emocje mi chodziło : )
UsuńDaisy, jestem pełna podziwu :) Przez całe opowiadanie bardzo dojrzale opisywałaś uczucie Agaty i Marka, ich miłość dojrzewała razem z nimi, w końcu odnaleźli szczęście, ale pokazałaś też, że nie zawsze jest kolorowo. Mimo to mogli na siebie zawsze liczyć (i chyba to jest najpiękniejsze). Dziekuję za to opowiadanie :) A.
OdpowiedzUsuń