piątek, 8 listopada 2013

Opowiadanie Leszkowelove cz.6

Och, ach, och! <3 LemON <3 Jak zobaczyłam fragment piosenki, to już wiedziałam, że będzie cudownie. Dziękuję za dedykację :) I ogłaszam, że prawdopodobnie jutro moja jednorazóweczka się tu pojawi :) Jest już napisana, ale trzeba zrobić korektę :) 
Miłego czytania! :)

Domcia

Hej dziewczyny :*
Wysyłam 6 część mojego opa. Dedykuję ją Domci, Pauli, Klaudii (mycha :*) i Oli (Daisy :*) <3 jesteście cudowne wiecie za co to <3 

"Przerzuć kartkę, zaryzykuj, bądź dziwakiem
Nie idź ścieżką, własną depcz, otwórz głowę
Zanim powiesz, zrozum, bądź
Nigdy nie burz, buduj, twórz
Smakuj, milcz, myśl i czuj"


Agata z dużą pomocą przyjaciół, a w szczególności takiego jednego, wysokiego, przystojnego adwokata z gabinetu obok odzyskała prawa do wykonywania zawodu. Odbyła się kolejna dyscyplinarka, na której pogrążyli Bitnera. Jej pełnomocnikiem była Dorota, ale cała kancelaria przyszła usłyszeć ten pomyślny wyrok. Jednak o czym nie wiedziała do tej pory, to wszystkie najważniejsze dowody zdobywał Marek. To on dzielnie poświęcał się na hali sportowej grając zaciekle z prokuratorami w siatkówkę, byle tylko się czegoś dowiedzieć. To on potem musiał znosić zakwasy, obolałe mięśnie, a wszystko po to, by brunetka mogła wrócić na wokandę. Po wygranej rozprawie szczęśliwa kobieta uścisnęła każdego z przyjaciół, no prawie każdego. Dorota, Bartek, wszyscy dostali należyte podziękowania, tylko nie On. Otworzył szeroko ramiona, chcąc ją również przytulić, jednak ku jemu zdziwieniu ona tylko podała mu rękę. Oczywiście padły z jej ust słowa „Dzięki. Dzięki za wszystko.”, ale przecież to nie to samo, co móc trzymać ją w ramionach. Najwidoczniej na razie musi zadowolić się tylko tym. Tak się starał, to wszystko tylko dla niej, jak zwykle go nie doceniła. W sumie czego się spodziewał? Że ona, dumna pani mecenas będzie mu wylewnie dziękować? To chyba by się musiał najpierw cud zdarzyć, żeby ta kobieta się otworzyła, bo jak na razie ich relacje utknęły w miejscu, PRZYJAŹŃ, docinki, uściski dłoni i nic więcej. Jemu już zaczynało to nie wystarczać.


Agata po skończonej rozprawie zbiegała szybko po schodach sądu. Tego dnia miała ubrane wysokie szpilki. Postawiła źle nogę i runęła jak długa przez połowę stopni. Upadła na twarz tracąc przytomność. Na jej szczęście do sądu właśnie wchodził Marek. Kiedy zobaczył na podłodze nieprzytomną wspólniczkę, przerażony od razu do niej podbiegł.

- Agata! Agata! Słyszysz mnie? Otwórz oczy. Proszę cię, Agata….

Brunetka na szczęście powoli odzyskiwała przytomność. Odgarnął jej grzywkę z oczu. Zamrugała powiekami po czym otworzyła swoje błękitne oczy i popatrzyła na przyjaciela. On szeroko się do niej uśmiechnął.

- Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? Jak ty się czujesz? – zasypał ja pytaniami

- Dddobrze… chyba…. Auuuu… moja noga…. Ała

- Boli?

- Strasznie… Au

- Dasz radę wstać?

- Nie wiem… może…

Zdjął jej z nóg szpilki i potarł obolałą stopę. Pomógł jej wstać, jednak brunetka nie mogła w ogóle stanąć na bolącej nodze. Z bólu stanęły jej w oczach łzy.

- Dasz radę chodzić?

- Nie – powiedziała zaciskając zęby i próbując powstrzymać łzy.

- Ciii… Nie płacz…. Jedziemy do szpitala.

- A twoje sprawy?

- Bartek wniesie odroczenie. Jakoś to załatwię. Twoje zdrowie ważniejsze.

Uśmiechnęła się do niego przez łzy i wbiła dłoń w jego ramię próbując utrzymać równowagę.

- Tylko jak my dojdziemy do auta? – zastanawiał się – Dobra, choć zaniosę cię.

- Ty chyba sobie żartujesz!

- A masz lepsze wyjście?

Mężczyzna delikatnie, powoli wziął ją na ręce. Szli przez wielki hol sądu obserwowani przez wszystkich.

- Marek, wszyscy się na nas patrzą. – próbowała ukryć zażenowanie jednocześnie w duchu cieszyła się, że to właśnie na
niego trafiło.

- Może dlatego – wyszeptał czule – że niosę najpiękniejszą kobietą pod słońcem.

Puścił do niej oczko.

- Jeszcze żaden mężczyzna nie nosił mnie na rękach, panie mecenasie.

- Jesteś pierwszą kobietą, którą noszę, pani mecenas. – powiedział szczerzę uśmiechając się do niej.

To prawda, czuła się bezpiecznie w jego ramionach. Nikt nie dawał jej takiego poczucia bezpieczeństwa. On nie żartował mówiąc jej, że żadnej nie nosił do tej pory na rękach. Żadna nie była tego warta. A „burzliwy” związek z Marią? To też nie była kobieta do noszenia na rękach. Fakt, coś ich łączyło, dużo wiedzieli o sobie, ale to nie było to samo co poczuł do tej brunetki od pierwszego wejrzenia. Imponowała mu swoją walecznością, żywiołowością. Z resztą Maria była właśnie w przeciwieństwie do niej zbyt poukładaną osobą. Nie miała w sobie nic ze spontaniczności Agaty. Pewnie i tak bardziej bałaby się że zemnie jej się sukienka, albo że ludzie będą się na nią patrzyć, gdyby ją niósł taka jak teraz Agatę.
Doszli do samochodu. Delikatnie, jakby była najkruchszą rzeczą na świecie, postawił ją na ziemi. Otworzył drzwi swojego wielkiego, wygodnego sportowego Jeepa. I wsadził ją do środka, tak żeby nie musiała się męczyć. Odsunął jej fotel do tyłu, by chociaż mogła wyprostować tą nogę. Obszedł samochód dookoła i usiadł na miejscu kierowcy. Popatrzył na nią. Zobaczył jak zaciska wargi z nieustępującego, pulsującego bólu. Tak bardzo chciał pomóc, ulżyć jej, a tak mało mógł w tym momencie sam zrobić.

- Wytrzymaj jeszcze trochę.

Ścisnął jej kruchą dłoń. Brunetka tylko kiwnęła głową. Włożył klucz do stacyjki, przekręcił dwa razy aż z radia poleciały pierwsze dźwięki muzyki, docisnął pedał gazu. Jechali jak najszybciej się dało łamiąc wszelkie przepisy. Dojechali do szpitala. Marek zaparkował samochód i pomógł wysiąść Agacie. Do szpitala również wniósł ją na rękach, mimo jej usilnych protestów. O dziwo, tym razem nie było prawie w ogóle kolejki na SORze i już po chwili weszli do gabinetu. Lekarze stwierdzili skręcenie kostki, ale zlecili zrobienie zdjęcia rentgenowskiego. Długo szukali pracowni RTG. Kiedy w końcu znaleźli odpowiednie drzwi brunetka weszła do środka, a Marek poczekał na nią w na zewnątrz. Po chwili wyszła z pomieszczenia trzymając w dłoni płytkę ze zdjęciem nogi.

- No to wracamy na izbę.

Tym razem na wezwanie do gabinetu czekali z dobre pół godziny. W końcu przyszedł po nich lekarz.

- Kość trójkątna? – konsultował się z drugim.

- Na to wygląda.

- Pani Agato. Ma pani jakieś zdjęcie nogi dla porównania?

- Nie, nie było potrzeby robić.

- Proszę zobaczyć. – pokazał im zdjęcie – Nad stawem znajduje się taka mała kostka, ona się nazywa trójkątna. Niektórzy mają ją oddzielnie. W pani przypadku nie jesteśmy pewni, ale skoro w miejscu gdzie powinna się znajdować boli panią najbardziej, to pani musiała mieć ją zrośniętą.

Agata popatrzyła zdziwiona i przerażona na lekarza.

- To znaczy, zakładacie mi gips?

- Szynę gipsową.

- To konieczne?

- Obawiam się, że tak.

- Ale ja nie mogę… ja mam bardzo dużo pracy.

- Agata... – przerwał jej Marek - poradzimy sobie z Dorotą.

- Dobra poddaję się.

- A co jeśli.. jeśli kość nie chciała by się zrosnąć? – zapytał pełen obaw Marek.

- Cóż nie chcę straszyć, ale po zdjęciu szyny czeka panią fizykoterapia, w przeciwnym razie trzeba ten fragment wyciąć
endoskopowo.

- Nie no błagam, nie pokroicie mnie. Nie zgodzę się na żadną operację.

- Miejmy nadzieję, że to nie będzie konieczne. W tym momencie pielęgniarka przyprowadziła wózek i zawiozła Agatę do
zabiegówki, gdzie założono jej gips. Po skończonej pracy przez lekarza Marek przejął wózek z brunetką i sam dopchał go do samochodu. Wypożyczył dla niej kule i pojechali do niej do mieszkania. Jakimś cudem mężczyźnie udało się odnaleźć w torebce kobiety klucze do jej domu.

- Daj mi kule. – powiedział kiedy znaleźli się już na klatce schodowej i czekała ich jeszcze wspinaczka na drugie piętro.

– Ale co ty chcesz zrobić? – zapytała przerażona jak ma sobie poradzić na jednej nodze bez kul, on chyba żartuje, prawda?

- Zaniosę je do mieszkania i wrócę po ciebie.

- A ja mam tu tak kwitnąć? Jak ja mam potem skakać bez kul.

- Ufasz mi?

Agata popatrzyła w jego piękne głębokie niebieskie tęczówki zatapiając się w nich i odpływając. Po chwili spuściła głowę i podała mu kule.

- Ufam. – wyszeptała cicho.

Marek tak jak obiecał zaniósł kule na górę i zbiegł po schodach po dziewczynę. Jakież było jego zdumienie, gdy ujrzał
zdeterminowaną brunetkę, która zamiast czekać na niego przy drzwiach wejściowych do budynku trzymając się poręczy próbowała o własnych siłach doskoczyć na pierwsze piętro. Mężczyzna podszedł do niej.

- Ech, przecież obiecałem, że wrócę, tak?

Wziął ją na ręce po raz kolejny tego dnia i wniósł do mieszkania.
Posadził ją wygodnie na kanapie. Poszedł do kuchni zrobić im coś do jedzenia i picia.

- Ty masz w ogóle coś w tej lodówce? – krzyknął zza ściany.

- Ta, lakier do paznokci.

- Zginiesz marnie kiedyś – powiedział do siebie – Czekaj, idę zrobię ci jakieś zakupy.

- Kochany jesteś…. Marek… Dziękuję.

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.

- Się wie. Do usług pani mecenas, ale podziękujesz jak wyzdrowiejesz. Tylko nic nie kombinuj, bo jak zobaczę, że
nadwyrężałaś nogę, to zobaczysz. – pogroził jej palcem.

- Tak, tak panie doktorze.

Po chwili Marek wrócił z reklamówką pełną zakupów. Pokazał je Agacie.

- Patrz co ci kupiłem. Tak coś – wyjmując kolejne rzeczy – coś na słodko, parę owoców, galaretki na zrośnięcie się kości.

- Same dobre rzeczy widzę.

- No widzisz jak ja wiem co lubisz.

Udał się do kuchni po czym wrócił z dwoma kubkami parującej cieczy i talerz pełny kanapek.

- Smacznego pani mecenas.

Podał jej talerz, a ona zdążyła w mgnieniu oka zjeść pół talerza. Zorientowała się, że on nie ma co jeść tylko siedzi i jej się
przygląda.

- Em, przepraszam – spuściła wzrok – proszę podała mu talerza z kanapkami. Zjedz sobie resztą. Ale jestem, sama jem a
tobie nic nie daje.

- Marek uśmiechnął się szeroko.

- Jedz na zdrowie. Jak trzeba będzie zawsze mogę dorobić. Ja sobie zjadłem w trochę jak robiłem.

- Dzięki.

- Powtarza się pani mecenas.

Ona w odpowiedzi wystawiła mu język. Po skończonej kolacji poszedł pozmywać naczynia.

- To ja się będę zbierał – powiedział, kiedy już wszystkie naczynia schły umyte na suszarce. – Wpadnę do ciebie jutro pomóc
ci coś, zobaczyć jak się czujesz, czyn drugiej nogi nie złamałaś.
Uśmiechnął się do niej szeroko.

- Hahaha.

- Pamiętaj żebyś mi się nie przemęczała, jak możesz to leż. A propo… Mógłbym zapasowy klucz do twojego mieszkania? Nie
chciałbym ci kazać za każdym razem skakać do drzwi.

- Aż tak często planujesz do mnie wpadać? Ale nie no to miłe. Klucze są w górnej szufladzie komody w przedpokoju.

Marek znalazł to czego szukał i miał już wychodzić.

- Marek! – zawołała za nim.

On odwrócił się gwałtownie.

- Dziękuję.

On przewrócił tylko zabawnie oczami dając do zrozumienia, że to żaden kłopot, wręcz przeciwnie, sama przyjemność. Wyciągnął z kieszeni małe czerwone jabłuszko, potarł o marynarkę i rzucił w kierunku brunetki. Kobieta chwyciła je w locie, pokazując do góry zdobycz uśmiechnęła się do wspólnika, który już znikał za drzwiami.

3 komentarze:

  1. polecam moją stronę internetową gdzie wszyscy mogą dodawać posty, wpisy na blogu, filmy, zdjęcia, opowieści itd. http://agnieszkadygantlive.streemo.pl/Community/Default.aspx
    Sory za spam, ale biorąc pod uwagę twoje zaangażowanie mogłabyś mi pomóc prowadzić tą stronę :) Proszę

    OdpowiedzUsuń
  2. zastanawialam sie kiedy Agata zlamie / skreci noge, biegajac z szpilkach. ;)
    sprawdzcie skrzynke.
    E.

    OdpowiedzUsuń
  3. Koooooooochanie cudna część ! Dziękuje za dedykacje <3
    Chyba nie musze powtarzać na co czekam ? :-)

    Paula

    OdpowiedzUsuń