wtorek, 12 listopada 2013

Opowiadnie Leszkowelove cz.7

Obudził ją zgrzyt zamka u drzwi. Zdziwiło ją to, czyżby ktoś się włamywał? Ale skąd miałby mój klucz? Po chwili dopiero przypomniała sobie, że wczoraj Marek wziął zapasowy komplet. Nie spodziewała się go o tak wczesnej porze. Miała nadzieję, że chociaż w końcu się wyśpi. Podniosła niechętnie głowę. Usłyszała trzask zamykanej szafki kuchennej.
Po chwili mężczyzna podszedł do niosąc tacę ze śniadaniem.

- Nie śpisz? Przepraszam, nie chciałem cię obudzić. Za nie długo zaczynam rozprawę, a pomyślałem, że kupię ci jeszcze jakieś świeże bułki. Proszę, żebyś nie musiała wstawać do kuchni.

- Mmmm… Dzięki – uśmiechnęła się szeroko. – Śniadanie do łóżka… Jak ja się odwdzięczę?

- Zastanowię się nad tym, ale twój powrót do kancy w pełni sił będzie wystarczającym podziękowaniem – posłał jej ciepły uśmiech – choć jakiegoś zaproszenia na lunch nie odmówię.

Przybysz rzuciła w niego poduszką.

- Masz jak w banku.

- A jak ty się czujesz?

- Chyba nieźle… jak nie ruszam tą nogę to tak nie czuję bólu.

- Przepraszam cię, wpadłem tylko na chwilę. Przyjdę jeszcze wieczorkiem. Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń.

- A nie przywiózł byś mi jakiś papierów z kancy? Zanudzę się tu przecież.

- Agata, my naprawdę damy sobie radę, ty leż i odpoczywaj. Pooglądaj telewizję, książki poczytaj, odpoczywaj.

- Nawet jakiś apelacji nie mogę wam pisać?

- Pomyślimy nad tym.

- Dzięki… i powodzenia w sądzie.

***

Cały dzień przesiedziała na kanapie. Tak jak doradził jej Marek, znalazła stare, ulubione, zapomniane powieści, po które zdecydowała się sięgnąć. Wyciągnęła z regału wielki album ze zdjęciami jeszcze z dzieciństwa i zaczęła wspominać, jak to biegała po ogrodzie w Bydgoszczy.
Włączyła telewizor, przeleciała po raz setny wszystkie kanały, ale na nic sensowego akurat się nie natknęła. Wzięła się za czytanie. Pogrążana w lekturze znów nie usłyszała otwieranych drzwi. Dopiero, gdy cała cała kanca wpakowała jej się do środka. Dorota trzymając w rękach butelkę wina, a Bartek jakieś pakunki w reklamówkach. Przyszła nawet Aniela, trzymała pod pachą plik ukochanych dokumentów dla mecenas Przybysz. Ta rezolutna dziewczyna bardzo lubiła Agatę, czuła się właściwie jakby też była jej aplikantką. To z Agatą, miała najlepszy kontakt, no oczywiście oprócz Bartka, ale z szefostwa to od niej dostawała najciekawsze misje do wykonania, choć w sumie to w przeciwieństwie do Doroty jej nie mogła mieć kiedy podpaść. I w końcu to Agata wybroniła ją kiedy oskarżono ją o przestępstwo w sieci.

- Bartek, Dorota, Aniela?! Co wy tu robicie?! – krzyknęła szczęśliwa i stęskniona za każdym z przyjaciół nawet za tą
niepokorną asystentką.

- Ekhm – odchrząknął Marek.

- Z tobą to ja się już dziś widziałam – pokazała mu język.

- No przyszliśmy zobaczyć jak się miewa nasza kochana kaleka. – powiedziała Dorota

- Ja ci dam kaleka! – krzyknęła Przybysz rzucając w nią poduszką.

Usiedli w salonie, Dorota znalazła kieliszki i porozlewała wino. Agatę uziemili między poduchami i nie pozwolili jej się ruszać.
Pałeczki poszły w ruch i spałaszowali chińszczyznę przyniesioną w białych pojemnikach przez Bartka. Każdy opowiedział jej o wygranej tego dnia przez niego sprawie, Aniela o klientach przewalających się dziś przez kancelarię i oczywiście jakie faux pass po raz kolejny udało jej się popełnić szukając świadków.

- Mareeeek – zapytała błagalnym tonem – masz to o co cię prosiłam.

- Ech ty pracoholiku jeden – zaśmiała się Dorota – próbowaliśmy ustalić dziś coś, co z tym twoim fantem zrobić. I tak, Aniela
ma dla ciebie kilka apelacji do napisania od nas i co kilka dni będzie ci świeże dowozić jak ją zasypiemy bieżącymi. Ile masz tego zwolnienia?

- 3 tygodnie! Em… sory Aniela, robotę ci chcę zabrać – powiedziała skruszona przypominając sobie, że teraz przecież mają
asystentkę do odwalania za nich tak czarnej, nieprzyjemnej roboty.

- Spoko, spoko… ja tam leniem jestem z powołania – zaśmiała się Aniela

- Dzięki, kochani jesteście. Co ja bym bez was zrobiła? A bez ciebie Mareczku to chyba bym tam dalej leżała w sądzie pod
schodami.

Marek wypiął dumnie pierś.

- Ja zawsze wiem kiedy się znaleźć w odpowiednim miejscu.

Agatę oblał rumieniec, natomiast reszta wybuchnęła śmiechem. Bartek z Anielą poszli do kuchni pozmywać naczynia. Ona myła, a on wycierał. Oczywiście jak to na nich przystało, gdy tylko Aniela nalała Ludwika do zlewu, Bartek umoczył w nim palec i przejechał nim po szyji koleżanki zostawiając na niej ślad w postaci białej piany. Dziewczyna nie pozostała mu dłużna. Zaczęła się istna batalia. Raz jedno, raz drugie było mokre w białe pachnące cytryną kropki. Obrzucali się pianą jak małe dzieci zostawiając mokre plamy również na podłodze. Radości nie było końca, ich śmiech niósł się po całym mieszkaniu. Nagle Bartek strącił z blatu jeden z kieliszków. Momentalnie spoważnieli przerażeni. Huk rozległ się po całym mieszkaniu.

- Pójdę zobaczę, co tam nabroili – powiedziała Dorota do wspólników udając surową mamę.

Dębski ruszył za nią. Stanęli w progu, kręcąc głową z dezaprobatą przyglądali się stratom w postaci rozbryźniętych odłamków szkła.

- Przyniosę szmatę i zmiotkę – zaoferował się Dębski.

- Jak dzieci – skarciła młodych Dorota.

- Masz sieroto i zamiataj to teraz – Dębski wręczył Bartkowi środki czystości – i żebyś mi się dziewczyną nie wyręczał – pogroził mu palcem.

Aniela wróciła do zmywania naczyń próbując ukryć cień uśmiechu wkradający się na twarz. Bartek posłusznie na klęczkach
zajął się ścieraniem podłogi. Marek stwierdził, że mu pomoże, bo jak to określił „Jeszcze się dziecię skaleczy”. Dorota musiała już wracać do swoich pociech. Kiedy już bajzel w kuchni była jako tako ogarnięty Aniela z Bartkiem również zaczęli się zbierać.

- Agata, ja cię bardzo przepraszam, odkupię ci ten kieliszek…

- Daj spokój, dobrze, że nikt się nie pokaleczył przynajmniej – powiedziała uśmiechnięta

- Jeszcze raz sory…

Kajając się przed patronką opuścili jej mieszkanie. Bartek ujął Anielę w pasie i odprowadził ją do domu.

- Poczekaj tu na mnie… pójdę wziąć prysznic. – zwróciła się Agata do Marka, kiedy już zostali sami.

- Może ściągnąć ci ten gips, żeby ci było łatwiej?

- A mogę go ściągać?

- Wiesz… miałem kiedyś szynę gipsową i ściągało się ją. Potem się z powrotem dołoży waty, zawinie bandażem i nikt nie
pozna, że rozcinałaś.

- No dobrze… choć na chwilę mi noga odpocznie od tego dziadostwa.

- To idę po nożyczki.

Marek rozciął watę w miejscu gdzie nie było szyny i zdjął z nogi wspólniczki tego uwierającego „buta”.

- Marek jak to wygląda? – zapytała niepewnie Agata

Meżczyzna nic nie odpowiedział. Noga zdążyła przez te dwa dni spuchnąć i zsinieć. Nie chciał straszyć Agaty, a to nie były
najprzyjemniejsze wiadomości. Delikatnie dotknął palcem opuchlizny.

- Boli cię tu?

- Trochę.

- Marek mów mi zaraz co to jest!

Mężczyzna nadal milczał. Kobieta podkuliła nogę i przyjrzała się stopie.

- Spuchło. – stwierdziła smutno

Meżczyzna pokiwał głową.

- A jeśli trzeba będzie operować?

- Nie trzeba będzie, wyjdziesz z tego, jestem pewien.

Potarł lekko jej ramię chcąc wesprzeć dziewczynę. Nie chciał się na razie dalej posuwać, czekał na ruch brunetki. Wiedział, ze musi być blisko i był, a ona to doceniała.

Po wyjściu Agaty z łazienki starannie owinął jej nogę bandażem elastycznym. Robił to z niezwykłą czułością i z wielkim wyczuciem starając się by kostka ani nie była za mocno ściśnięta, ani nie miała za dużo luzu. Usiadł koło niej na łóżku. Ona przytuliła się mocno do niego chcąc mu przekazać ile znaczy dla niej jego obecność i taka kochana opieka nad nią łamagą.

***

Tak minęły jej te trzy tygodnie. Dębski codziennie przychodził do niej pomóc w najprostszych czynnościach, zrobić zakupy, przekazać nowinki z kancelarii, czy po prostu potowarzyszyć jej. Reszta przyjaciół też jeszcze kilka razy wpadła chociażby dostarczyć jej jakąś apelację do napisania. Czuła się szczęśliwa, że ma przy sobie tak wspaniałych przyjaciół, że ma obok Marka, który jest gotowy rzucić dla niej wszystko i przyjechać o każdej porze dnia i nocy, by po prostu z nią posiedzieć. Wiedziała, ze może na niego liczyć i była mu niezmiernie za to wdzięczą jednak ciągle nie potrafiła się przełamać by mu to okazać, a on czekał. Czekał, ale nie naciskał. Widok, jej szczęśliwej, uśmiechniętej był wystarczającą nagrodą dla niego. 


Leszkowelove

4 komentarze:

  1. Piękne to było! Kochana wiesz że uwielbiam twoją twórczość, czekam na szybki cedek! Przepraszam że nie potrafie pisać tak cudownych komentarzy jak twoje :( <3

    Paula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Słońce <3 czasem taki szczery zastąpi 1000 słow ;*

      Usuń
  2. Rozcinanie gipsu, powiadasz? Hmmm... Skąd ty możesz teraz tyle o tym wiedzieć? : )
    No, ale co do treści, to bardzo podobała mi się 'zabawa' MarGaty Junior (czyt.: Barniela).
    Ale najbardziej to podobała mi się pomoc Marka. Jak zawsze - bezinteresowną : ). Takiego go uwielbiam.
    Ach, żeby żeby takich facetów było wystarczająco dużo, bo kilku takich miałam na szczęście okazję poznać. : )
    Dobra, ty wiesz, że bardzo, bardzo, ale to bardzo lubię Twoją twórczość. Jest taka... Twoja... oryginalna... przyjemna... lekka.
    Dziękuję Ci za takie opa. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hoho jest i dłuższy jak się ładnie dopełniacie :D
      Margata Junior <3 widzę że mam sojuszniczkę w tej kwestii ^^ A ja bardzo, bardzo ale to bardzo lubię każdy twój komentarz Skarbie ;* Dziękuję kochanie z całego serduszka <3

      Usuń