Obudził ją zgrzyt zamka u drzwi. Zdziwiło ją to,
czyżby ktoś się włamywał? Ale skąd miałby mój klucz? Po chwili dopiero
przypomniała sobie, że wczoraj Marek wziął zapasowy komplet. Nie
spodziewała się go o tak wczesnej porze. Miała nadzieję, że chociaż w
końcu się wyśpi. Podniosła niechętnie głowę. Usłyszała trzask zamykanej
szafki kuchennej.
Po chwili mężczyzna podszedł do niosąc tacę ze śniadaniem.
-
Nie śpisz? Przepraszam, nie chciałem cię obudzić. Za nie długo zaczynam
rozprawę, a pomyślałem, że kupię ci jeszcze jakieś świeże bułki.
Proszę, żebyś nie musiała wstawać do kuchni.
- Mmmm… Dzięki – uśmiechnęła się szeroko. – Śniadanie do łóżka… Jak ja się odwdzięczę?
-
Zastanowię się nad tym, ale twój powrót do kancy w pełni sił będzie
wystarczającym podziękowaniem – posłał jej ciepły uśmiech – choć
jakiegoś zaproszenia na lunch nie odmówię.
Przybysz rzuciła w niego poduszką.
- Masz jak w banku.
- A jak ty się czujesz?
- Chyba nieźle… jak nie ruszam tą nogę to tak nie czuję bólu.
- Przepraszam cię, wpadłem tylko na chwilę. Przyjdę jeszcze wieczorkiem. Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń.
- A nie przywiózł byś mi jakiś papierów z kancy? Zanudzę się tu przecież.
- Agata, my naprawdę damy sobie radę, ty leż i odpoczywaj. Pooglądaj telewizję, książki poczytaj, odpoczywaj.
- Nawet jakiś apelacji nie mogę wam pisać?
- Pomyślimy nad tym.
- Dzięki… i powodzenia w sądzie.
***
Cały
dzień przesiedziała na kanapie. Tak jak doradził jej Marek, znalazła
stare, ulubione, zapomniane powieści, po które zdecydowała się sięgnąć.
Wyciągnęła z regału wielki album ze zdjęciami jeszcze z dzieciństwa i
zaczęła wspominać, jak to biegała po ogrodzie w Bydgoszczy.
Włączyła
telewizor, przeleciała po raz setny wszystkie kanały, ale na nic
sensowego akurat się nie natknęła. Wzięła się za czytanie. Pogrążana w
lekturze znów nie usłyszała otwieranych drzwi. Dopiero, gdy cała cała
kanca wpakowała jej się do środka. Dorota trzymając w rękach butelkę
wina, a Bartek jakieś pakunki w reklamówkach. Przyszła nawet Aniela,
trzymała pod pachą plik ukochanych dokumentów dla mecenas Przybysz. Ta
rezolutna dziewczyna bardzo lubiła Agatę, czuła się właściwie jakby też
była jej aplikantką. To z Agatą, miała najlepszy kontakt, no oczywiście
oprócz Bartka, ale z szefostwa to od niej dostawała najciekawsze misje
do wykonania, choć w sumie to w przeciwieństwie do Doroty jej nie mogła
mieć kiedy podpaść. I w końcu to Agata wybroniła ją kiedy oskarżono ją o
przestępstwo w sieci.
- Bartek, Dorota, Aniela?! Co wy tu robicie?! – krzyknęła szczęśliwa i stęskniona za każdym z przyjaciół nawet za tą
niepokorną asystentką.
- Ekhm – odchrząknął Marek.
- Z tobą to ja się już dziś widziałam – pokazała mu język.
- No przyszliśmy zobaczyć jak się miewa nasza kochana kaleka. – powiedziała Dorota
- Ja ci dam kaleka! – krzyknęła Przybysz rzucając w nią poduszką.
Usiedli
w salonie, Dorota znalazła kieliszki i porozlewała wino. Agatę uziemili
między poduchami i nie pozwolili jej się ruszać.
Pałeczki poszły w
ruch i spałaszowali chińszczyznę przyniesioną w białych pojemnikach
przez Bartka. Każdy opowiedział jej o wygranej tego dnia przez niego
sprawie, Aniela o klientach przewalających się dziś przez kancelarię i
oczywiście jakie faux pass po raz kolejny udało jej się popełnić
szukając świadków.
- Mareeeek – zapytała błagalnym tonem – masz to o co cię prosiłam.
- Ech ty pracoholiku jeden – zaśmiała się Dorota – próbowaliśmy ustalić dziś coś, co z tym twoim fantem zrobić. I tak, Aniela
ma
dla ciebie kilka apelacji do napisania od nas i co kilka dni będzie ci
świeże dowozić jak ją zasypiemy bieżącymi. Ile masz tego zwolnienia?
- 3 tygodnie! Em… sory Aniela, robotę ci chcę zabrać – powiedziała skruszona przypominając sobie, że teraz przecież mają
asystentkę do odwalania za nich tak czarnej, nieprzyjemnej roboty.
- Spoko, spoko… ja tam leniem jestem z powołania – zaśmiała się Aniela
- Dzięki, kochani jesteście. Co ja bym bez was zrobiła? A bez ciebie Mareczku to chyba bym tam dalej leżała w sądzie pod
schodami.
Marek wypiął dumnie pierś.
- Ja zawsze wiem kiedy się znaleźć w odpowiednim miejscu.
Agatę
oblał rumieniec, natomiast reszta wybuchnęła śmiechem. Bartek z Anielą
poszli do kuchni pozmywać naczynia. Ona myła, a on wycierał. Oczywiście
jak to na nich przystało, gdy tylko Aniela nalała Ludwika do zlewu,
Bartek umoczył w nim palec i przejechał nim po szyji koleżanki
zostawiając na niej ślad w postaci białej piany. Dziewczyna nie
pozostała mu dłużna. Zaczęła się istna batalia. Raz jedno, raz drugie
było mokre w białe pachnące cytryną kropki. Obrzucali się pianą jak małe
dzieci zostawiając mokre plamy również na podłodze. Radości nie było
końca, ich śmiech niósł się po całym mieszkaniu. Nagle Bartek strącił z
blatu jeden z kieliszków. Momentalnie spoważnieli przerażeni. Huk
rozległ się po całym mieszkaniu.
- Pójdę zobaczę, co tam nabroili – powiedziała Dorota do wspólników udając surową mamę.
Dębski
ruszył za nią. Stanęli w progu, kręcąc głową z dezaprobatą przyglądali
się stratom w postaci rozbryźniętych odłamków szkła.
- Przyniosę szmatę i zmiotkę – zaoferował się Dębski.
- Jak dzieci – skarciła młodych Dorota.
-
Masz sieroto i zamiataj to teraz – Dębski wręczył Bartkowi środki
czystości – i żebyś mi się dziewczyną nie wyręczał – pogroził mu palcem.
Aniela wróciła do zmywania naczyń próbując ukryć cień uśmiechu wkradający się na twarz. Bartek posłusznie na klęczkach
zajął
się ścieraniem podłogi. Marek stwierdził, że mu pomoże, bo jak to
określił „Jeszcze się dziecię skaleczy”. Dorota musiała już wracać do
swoich pociech. Kiedy już bajzel w kuchni była jako tako ogarnięty
Aniela z Bartkiem również zaczęli się zbierać.
- Agata, ja cię bardzo przepraszam, odkupię ci ten kieliszek…
- Daj spokój, dobrze, że nikt się nie pokaleczył przynajmniej – powiedziała uśmiechnięta
- Jeszcze raz sory…
Kajając się przed patronką opuścili jej mieszkanie. Bartek ujął Anielę w pasie i odprowadził ją do domu.
- Poczekaj tu na mnie… pójdę wziąć prysznic. – zwróciła się Agata do Marka, kiedy już zostali sami.
- Może ściągnąć ci ten gips, żeby ci było łatwiej?
- A mogę go ściągać?
- Wiesz… miałem kiedyś szynę gipsową i ściągało się ją. Potem się z powrotem dołoży waty, zawinie bandażem i nikt nie
pozna, że rozcinałaś.
- No dobrze… choć na chwilę mi noga odpocznie od tego dziadostwa.
- To idę po nożyczki.
Marek rozciął watę w miejscu gdzie nie było szyny i zdjął z nogi wspólniczki tego uwierającego „buta”.
- Marek jak to wygląda? – zapytała niepewnie Agata
Meżczyzna nic nie odpowiedział. Noga zdążyła przez te dwa dni spuchnąć i zsinieć. Nie chciał straszyć Agaty, a to nie były
najprzyjemniejsze wiadomości. Delikatnie dotknął palcem opuchlizny.
- Boli cię tu?
- Trochę.
- Marek mów mi zaraz co to jest!
Mężczyzna nadal milczał. Kobieta podkuliła nogę i przyjrzała się stopie.
- Spuchło. – stwierdziła smutno
Meżczyzna pokiwał głową.
- A jeśli trzeba będzie operować?
- Nie trzeba będzie, wyjdziesz z tego, jestem pewien.
Potarł
lekko jej ramię chcąc wesprzeć dziewczynę. Nie chciał się na razie
dalej posuwać, czekał na ruch brunetki. Wiedział, ze musi być blisko i
był, a ona to doceniała.
Po wyjściu Agaty z łazienki starannie
owinął jej nogę bandażem elastycznym. Robił to z niezwykłą czułością i z
wielkim wyczuciem starając się by kostka ani nie była za mocno
ściśnięta, ani nie miała za dużo luzu. Usiadł koło niej na łóżku. Ona
przytuliła się mocno do niego chcąc mu przekazać ile znaczy dla niej
jego obecność i taka kochana opieka nad nią łamagą.
***
Tak
minęły jej te trzy tygodnie. Dębski codziennie przychodził do niej
pomóc w najprostszych czynnościach, zrobić zakupy, przekazać nowinki z
kancelarii, czy po prostu potowarzyszyć jej. Reszta przyjaciół też
jeszcze kilka razy wpadła chociażby dostarczyć jej jakąś apelację do
napisania. Czuła się szczęśliwa, że ma przy sobie tak wspaniałych
przyjaciół, że ma obok Marka, który jest gotowy rzucić dla niej wszystko
i przyjechać o każdej porze dnia i nocy, by po prostu z nią posiedzieć.
Wiedziała, ze może na niego liczyć i była mu niezmiernie za to wdzięczą
jednak ciągle nie potrafiła się przełamać by mu to okazać, a on czekał.
Czekał, ale nie naciskał. Widok, jej szczęśliwej, uśmiechniętej był
wystarczającą nagrodą dla niego.
Leszkowelove
Piękne to było! Kochana wiesz że uwielbiam twoją twórczość, czekam na szybki cedek! Przepraszam że nie potrafie pisać tak cudownych komentarzy jak twoje :( <3
OdpowiedzUsuńPaula
Dzięki Słońce <3 czasem taki szczery zastąpi 1000 słow ;*
UsuńRozcinanie gipsu, powiadasz? Hmmm... Skąd ty możesz teraz tyle o tym wiedzieć? : )
OdpowiedzUsuńNo, ale co do treści, to bardzo podobała mi się 'zabawa' MarGaty Junior (czyt.: Barniela).
Ale najbardziej to podobała mi się pomoc Marka. Jak zawsze - bezinteresowną : ). Takiego go uwielbiam.
Ach, żeby żeby takich facetów było wystarczająco dużo, bo kilku takich miałam na szczęście okazję poznać. : )
Dobra, ty wiesz, że bardzo, bardzo, ale to bardzo lubię Twoją twórczość. Jest taka... Twoja... oryginalna... przyjemna... lekka.
Dziękuję Ci za takie opa. :*
hoho jest i dłuższy jak się ładnie dopełniacie :D
UsuńMargata Junior <3 widzę że mam sojuszniczkę w tej kwestii ^^ A ja bardzo, bardzo ale to bardzo lubię każdy twój komentarz Skarbie ;* Dziękuję kochanie z całego serduszka <3