Co do opowiadania. Tak, rzeczywiście, chyba czytałam to na streemo. Bardzo mi się podoba :D Czekam na więcej :)
Miłego czytania :)
Domcia
Część I
Wróciła do domu. Było strasznie cicho. Tylko za oknem było słychać postukiwanie kropel deszczu. Dziwne, w takim samym rytmie spadały jej łzy na podłogę. „Co mam robić” to pytanie towarzyszyło jej od kiedy wyszła z rozprawy. Słowa, które usłyszała odbijały się echem w jej głowie. Miała wrażenie jakby cały czas ktoś szeptał jej do ucha „winna, winna, winna”. Mimo iż z miejsca w którym stała do kanapy miała metr czuła jakby to był dystans nie do pokonania. Osunęła się na podłogę w miejscu, w którym się znajdowała. Chyba pierwszy raz w życiu nie wiedziała co dalej. Wiele razy była w trudnych sytuacjach i wiele razy z nich wychodziła ale to, to nie była trudna sytuacja. To był jakiś koszmar. Wszystko co budowała przez tyle lat runęło jak domek z kart. Całe życie o to walczyła. Poświęciła wszystko aby to osiągnąć a teraz pustka. Kochała prawo i swoją pracę. Może to dziwne ale zapach kodeksów podczas przewracania kartek, poszukiwanie dowodów na niewinność klientów, oczekiwanie na wyrok sądu to był cały jej świat. Ta ekscytacja gdy wychodziła po wygranej sprawie i chęć dalszej walki gdy przegrała sprawiało, że chciało jej się żyć. Żyć- właśnie jak ma teraz żyć.
Z letargu wybił ją odgłos wibrującego telefonu. Raz, drugi , trzeci. Telefon nie dawał jej spokoju. „To pewnie klient próbuje się skontaktować . Co ja mam mu powiedzieć. Że co? Że broniła go osoba, która jest nieetyczna, która nie powinna wykonywać tego zwodu. Przede wszystkim, która nie potrafiła obronić samej siebie”. Włożyła rękę do torby, złapała za telefon i nie patrząc na wyświetlacz wyłączyła go. Łzy jej leciały mimowolnie chociaż zawsze myślała, że jest twarda. Tego przecież uczył ją ojciec. Ale teraz jego nauki nic nie dały. To wszystko działo się wbrew jej woli. Powoli przedostała się na kanapę i wyczerpana tym wszystkim po prostu zasnęła.
Rano nagle wyrwało ją ze snu głośne stukanie. „Remont w mieszaniu obok” pomyślała. Stukot był coraz bardziej natarczywy. Aż w pewnym momencie usłyszała swoje imię.
-Agata! Agata! Jesteś tam! Agata możesz do cholery otworzyć te drzwi!
Lekko podniosła się z łóżka. Podeszła do drzwi i je otworzyła. W drzwiach stała Dorota.
-Agata do cholery, co się dzie…- i w tym momencie ugryzła się w język „A ty jak byś się zachowywała na jej miejscu”
- Agatko kochanie! – powiedziała patrząc na przyjaciółkę, która wyglądała jak siedem nieszczęść. Wczorajsze ubranie, makijaż rozmazany przez łzy. Przytuliła ją z całej siły. Tak bardzo chciała jej pomóc. Wiedziała, że Agata nie jest typem mazgaja, jeśli tak wygląda to naprawdę musiał zawalić się jej świat.
A Agata właśnie tego potrzebowała, po prostu bliskości. Tylko tego. Stały tak kilka minut. Bez pytań i żadnych zbędnych słów. Żakiet Doroty robił się coraz bardziej mokry od łez ale jej to nie przeszkadzało jeśli tylko to ma pomóc przyjaciółce. W końcu Agata się odsunęła.
- Dość tego! Przepraszam, że musisz oglądać mnie w takim stanie. Już się ogarniam.
- Ogarnij się a ja Ci zrobię śniadanie.
- Ale ja nie mam…
- Masz - przerwała jej i podniosła do góry reklamówkę z zakupami.
- Boże Dorota…- nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Dobra leć już do łazienki, żebyś w końcu wyglądała jak człowiek.
Przybysz się lekko uśmiechnęła i przechodząc pocałowała przyjaciółkę w policzek.
Stojąc pod prysznicem Agata czuła, że woda zmywa jej stres. To zawsze ją odprężało. Cały natłok myśli odpływał wraz z wodą. Tak bardzo cieszyła się, że Dorota jest teraz z nią. Tak naprawdę była jej jedyną przyjaciółką. Tylko ona przetrwała z nią do teraz, reszta poddała się po kolejnych wymówkach Przybysz gdy po raz kolejny zamiast imprezy wybierała wieczór z książkami. Może dlatego, że miała Wojtka , który spędzał z nią wolny czas. „Wojtek! Właśnie Wojtek, dzieciaki. Jest teraz z nią a nie z nimi. Dlaczego ze mną? Przecież to właśnie ja nigdy nie miałam dla niej czasu”. W czasie pracy w korporacji zawsze była jakaś umowa do podpisania w kancelarii musiała wygrać kolejną sprawę. A Dorota rzuca wszystko i przychodzi do niej. „Muszę się jej jakoś odwdzięczyć”.
Wychodząc z łazienki poczuła aromat świeżej kawy. Wszystko było gotowe a Dorota siedziała na podłodze przy stoliku opierając się plecami o kanapę i przełączała kanały w telewizorze. Agata usiadła koło niej i spojrzała jej prosto w oczy.
- Co? – zapytała Dorota
- Siedzisz tu ze mną?
- No tak.
- Nie z mężem i dziećmi, tylko siedzisz tu ze mną?- powtórzyła wypowiedziane kiedyś już słowa.
- Nie marudź tylko jedz to śniadanie.
Agata przycisnęła przyjaciółkę. Chciała jej przez to pokazać jak bardzo jest dla niej ważna.
- Kobieto, udusisz mnie. A wtedy ty będziesz musiała się zająć gromadką moich dzieci i mężem.
Agata w oczach miała łzy.
- Dziękuję – szepnęła.
- Przestań dziękować tylko jedz bo w końcu padniesz z głodu. A tak w ogóle, kiedy miałaś coś ostatnio w ustach?
- Chyba przed wczorajszą rozprawą- odpowiedziała.
- Boże, to 24 godziny temu.
- Chyba koleżanka nie umie liczyć bo mamy poranek a rozprawa była wczoraj o 15.
- Kochanie mamy już 14- zaśmiała się Gawron.
- O cholera. Chyba lekutko przegięłam z tym spaniem ale tego było mi trzeba. – chwyciła za kanapkę – Chyba mój wilczy apetyt w końcu się odezwał bo dopiero poczułam, że chyba umieram z głodu.
- Dobra Agata to ty jedz a ja muszę lecieć bo moja załoga czeka na obiad. Wpadnę do Ciebie wieczorem. Trzymaj się kochanie.
- Dorota, jeszcze raz dziękuję. Gdyby nie ty to…
- Ktoś musiał sprawdzić czy żyjesz. Dodzwonić do Ciebie nikt się nie mógł , to zrobiliśmy z chłopakami wyliczankę i padło na mnie.
- Z chłopakami?
- Tak. Bartek, Marek, każde z nas próbowało dodzwonić się do Ciebie z tysiąc razy.
- Marek ?
- Tak Marek też. Nie może znaleźć sobie miejsca po wczo…- nie skończyła żeby znowu nie zrobić przyjaciółce przykrości.
- Przecież to nie jego wina, to co się wczoraj wydarzyło - odparła Agata.
- To proszę zadzwoń do niego i Ty mu to powiedz bo nas nie słucha.
- Nie chcę mu zawracać głowy.
- Nie będziesz mu nic zawracać. Agatko, jesteście sobie teraz potrzebni. Dobra lecę. Trzymaj się i daj znać co jakiś czas czy żyjesz.
- Tak jest szefowo! Kocham Cię.
- Ja ciebie też kocham. I proszę zadzwoń do niego.
- Jasne… Pa.
Zamknęła za przyjaciółką drzwi. „Zadzwoń do niego” Jasne. Przecież prosiła go żeby nie szedł do Marii. Nie posłuchał a teraz ona ma do niego dzwonić . Nie miał nawet odwagi sam do niej przyjść tylko wysłał Dorotę. A wczoraj tylko klienci się do niej dobijali więc niech nie mówi, że nie mógł się z nią skontaktować. „Właśnie telefon, muszę włączyć telefon”. Gdzie o w ogóle jest. Torebka! „Mam” Włączyła go. Tak jak myślała 3 połączenia od klienta. 9-Dorota, 7- Bartek. 21! 21- Dębski. Jednak próbował. Chyba jednak powinna oddzwonić. Na wyświetlaczu pojawił się kontakt z jego nazwiskiem. Już miała nacisnąć zieloną słuchawkę aby zadzwonić gdy telefon zadrżał jej w dłoni.
Wróciła do domu. Było strasznie cicho. Tylko za oknem było słychać postukiwanie kropel deszczu. Dziwne, w takim samym rytmie spadały jej łzy na podłogę. „Co mam robić” to pytanie towarzyszyło jej od kiedy wyszła z rozprawy. Słowa, które usłyszała odbijały się echem w jej głowie. Miała wrażenie jakby cały czas ktoś szeptał jej do ucha „winna, winna, winna”. Mimo iż z miejsca w którym stała do kanapy miała metr czuła jakby to był dystans nie do pokonania. Osunęła się na podłogę w miejscu, w którym się znajdowała. Chyba pierwszy raz w życiu nie wiedziała co dalej. Wiele razy była w trudnych sytuacjach i wiele razy z nich wychodziła ale to, to nie była trudna sytuacja. To był jakiś koszmar. Wszystko co budowała przez tyle lat runęło jak domek z kart. Całe życie o to walczyła. Poświęciła wszystko aby to osiągnąć a teraz pustka. Kochała prawo i swoją pracę. Może to dziwne ale zapach kodeksów podczas przewracania kartek, poszukiwanie dowodów na niewinność klientów, oczekiwanie na wyrok sądu to był cały jej świat. Ta ekscytacja gdy wychodziła po wygranej sprawie i chęć dalszej walki gdy przegrała sprawiało, że chciało jej się żyć. Żyć- właśnie jak ma teraz żyć.
Z letargu wybił ją odgłos wibrującego telefonu. Raz, drugi , trzeci. Telefon nie dawał jej spokoju. „To pewnie klient próbuje się skontaktować . Co ja mam mu powiedzieć. Że co? Że broniła go osoba, która jest nieetyczna, która nie powinna wykonywać tego zwodu. Przede wszystkim, która nie potrafiła obronić samej siebie”. Włożyła rękę do torby, złapała za telefon i nie patrząc na wyświetlacz wyłączyła go. Łzy jej leciały mimowolnie chociaż zawsze myślała, że jest twarda. Tego przecież uczył ją ojciec. Ale teraz jego nauki nic nie dały. To wszystko działo się wbrew jej woli. Powoli przedostała się na kanapę i wyczerpana tym wszystkim po prostu zasnęła.
Rano nagle wyrwało ją ze snu głośne stukanie. „Remont w mieszaniu obok” pomyślała. Stukot był coraz bardziej natarczywy. Aż w pewnym momencie usłyszała swoje imię.
-Agata! Agata! Jesteś tam! Agata możesz do cholery otworzyć te drzwi!
Lekko podniosła się z łóżka. Podeszła do drzwi i je otworzyła. W drzwiach stała Dorota.
-Agata do cholery, co się dzie…- i w tym momencie ugryzła się w język „A ty jak byś się zachowywała na jej miejscu”
- Agatko kochanie! – powiedziała patrząc na przyjaciółkę, która wyglądała jak siedem nieszczęść. Wczorajsze ubranie, makijaż rozmazany przez łzy. Przytuliła ją z całej siły. Tak bardzo chciała jej pomóc. Wiedziała, że Agata nie jest typem mazgaja, jeśli tak wygląda to naprawdę musiał zawalić się jej świat.
A Agata właśnie tego potrzebowała, po prostu bliskości. Tylko tego. Stały tak kilka minut. Bez pytań i żadnych zbędnych słów. Żakiet Doroty robił się coraz bardziej mokry od łez ale jej to nie przeszkadzało jeśli tylko to ma pomóc przyjaciółce. W końcu Agata się odsunęła.
- Dość tego! Przepraszam, że musisz oglądać mnie w takim stanie. Już się ogarniam.
- Ogarnij się a ja Ci zrobię śniadanie.
- Ale ja nie mam…
- Masz - przerwała jej i podniosła do góry reklamówkę z zakupami.
- Boże Dorota…- nie wiedziała co ma powiedzieć.
- Dobra leć już do łazienki, żebyś w końcu wyglądała jak człowiek.
Przybysz się lekko uśmiechnęła i przechodząc pocałowała przyjaciółkę w policzek.
Stojąc pod prysznicem Agata czuła, że woda zmywa jej stres. To zawsze ją odprężało. Cały natłok myśli odpływał wraz z wodą. Tak bardzo cieszyła się, że Dorota jest teraz z nią. Tak naprawdę była jej jedyną przyjaciółką. Tylko ona przetrwała z nią do teraz, reszta poddała się po kolejnych wymówkach Przybysz gdy po raz kolejny zamiast imprezy wybierała wieczór z książkami. Może dlatego, że miała Wojtka , który spędzał z nią wolny czas. „Wojtek! Właśnie Wojtek, dzieciaki. Jest teraz z nią a nie z nimi. Dlaczego ze mną? Przecież to właśnie ja nigdy nie miałam dla niej czasu”. W czasie pracy w korporacji zawsze była jakaś umowa do podpisania w kancelarii musiała wygrać kolejną sprawę. A Dorota rzuca wszystko i przychodzi do niej. „Muszę się jej jakoś odwdzięczyć”.
Wychodząc z łazienki poczuła aromat świeżej kawy. Wszystko było gotowe a Dorota siedziała na podłodze przy stoliku opierając się plecami o kanapę i przełączała kanały w telewizorze. Agata usiadła koło niej i spojrzała jej prosto w oczy.
- Co? – zapytała Dorota
- Siedzisz tu ze mną?
- No tak.
- Nie z mężem i dziećmi, tylko siedzisz tu ze mną?- powtórzyła wypowiedziane kiedyś już słowa.
- Nie marudź tylko jedz to śniadanie.
Agata przycisnęła przyjaciółkę. Chciała jej przez to pokazać jak bardzo jest dla niej ważna.
- Kobieto, udusisz mnie. A wtedy ty będziesz musiała się zająć gromadką moich dzieci i mężem.
Agata w oczach miała łzy.
- Dziękuję – szepnęła.
- Przestań dziękować tylko jedz bo w końcu padniesz z głodu. A tak w ogóle, kiedy miałaś coś ostatnio w ustach?
- Chyba przed wczorajszą rozprawą- odpowiedziała.
- Boże, to 24 godziny temu.
- Chyba koleżanka nie umie liczyć bo mamy poranek a rozprawa była wczoraj o 15.
- Kochanie mamy już 14- zaśmiała się Gawron.
- O cholera. Chyba lekutko przegięłam z tym spaniem ale tego było mi trzeba. – chwyciła za kanapkę – Chyba mój wilczy apetyt w końcu się odezwał bo dopiero poczułam, że chyba umieram z głodu.
- Dobra Agata to ty jedz a ja muszę lecieć bo moja załoga czeka na obiad. Wpadnę do Ciebie wieczorem. Trzymaj się kochanie.
- Dorota, jeszcze raz dziękuję. Gdyby nie ty to…
- Ktoś musiał sprawdzić czy żyjesz. Dodzwonić do Ciebie nikt się nie mógł , to zrobiliśmy z chłopakami wyliczankę i padło na mnie.
- Z chłopakami?
- Tak. Bartek, Marek, każde z nas próbowało dodzwonić się do Ciebie z tysiąc razy.
- Marek ?
- Tak Marek też. Nie może znaleźć sobie miejsca po wczo…- nie skończyła żeby znowu nie zrobić przyjaciółce przykrości.
- Przecież to nie jego wina, to co się wczoraj wydarzyło - odparła Agata.
- To proszę zadzwoń do niego i Ty mu to powiedz bo nas nie słucha.
- Nie chcę mu zawracać głowy.
- Nie będziesz mu nic zawracać. Agatko, jesteście sobie teraz potrzebni. Dobra lecę. Trzymaj się i daj znać co jakiś czas czy żyjesz.
- Tak jest szefowo! Kocham Cię.
- Ja ciebie też kocham. I proszę zadzwoń do niego.
- Jasne… Pa.
Zamknęła za przyjaciółką drzwi. „Zadzwoń do niego” Jasne. Przecież prosiła go żeby nie szedł do Marii. Nie posłuchał a teraz ona ma do niego dzwonić . Nie miał nawet odwagi sam do niej przyjść tylko wysłał Dorotę. A wczoraj tylko klienci się do niej dobijali więc niech nie mówi, że nie mógł się z nią skontaktować. „Właśnie telefon, muszę włączyć telefon”. Gdzie o w ogóle jest. Torebka! „Mam” Włączyła go. Tak jak myślała 3 połączenia od klienta. 9-Dorota, 7- Bartek. 21! 21- Dębski. Jednak próbował. Chyba jednak powinna oddzwonić. Na wyświetlaczu pojawił się kontakt z jego nazwiskiem. Już miała nacisnąć zieloną słuchawkę aby zadzwonić gdy telefon zadrżał jej w dłoni.
Część II
Telefon nadal wibrował. Kobieta bez patrzenia w ekran odebrała.
-Słucham.
- Agata, Agata to ty…
-No ja a niby kto?
- Matko Agata, nareszcie się do Ciebie dodzwoniłem. Wszystko ok? Potrzebujesz czegoś ? Żyjesz?
- Nie, nie żyję – zaśmiała się – Bartuś wszystko OK. Naprawdę.
- To dobrze – odetchną chłopak z ulgą – To znaczy dobrze, że wszystko ok a nie, że nie żyjesz- zrehabilitował się chłopak.
Agata zaczęła się śmiać. Uwielbiała to jego roztargnienie. Był dla niej jak syn. No może nie jak syn ale jak młodszy brat.
- Martwiłem się o Ciebie, nie odbierałaś telefonu.
- Zapomniałam go naładować – skłamała.
- Pamiętaj zawsze możesz na mnie liczyć. Dzwoń o każdej porze dnia i nocy jak coś.
- Dzięki.
- Trzymaj się. Pa.
- Pa.
Bartek to cudowny chłopak. Cieszyła się, że jest jego patronem. Właśnie, chyba jednak była. Sama pamiętała jak ważny dla młodego adwokata jest patron. To ktoś kto pokazuje tajniki zawodu, wspiera czasie pierwszych rozpraw. Pamięta jak bardzo bolało ją gdy jej patronka nie poparła jej wyboru i zerwała z nią kontakt gdy zaczęła pracę w korporacji. Jednak Agata będzie z nim bez względu na to co chłopak wybierze.
Podeszła bliżej okna. Spojrzała za szybę. Plac Zbawiciela tętnił życiem a jej życie zastygło w bezruchu. Dziwna sprzeczność. Może to i dobrze, że tak się stało. Ma w końcu chwilę dla siebie. Już dawno nie miała czasu na odpoczynek.
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos SMSa. Dębski. Ciekawe czego chce. „Przepraszam. Nie powinienem do niej iść. Nie mogłem się do Ciebie dodzwonić więc piszę. Będzie dobrze. Marek”
„Jasne nie mógł się dodzwonić. Przecież już mam włączony telefon. Po prostu się bał. Faceci…”
Spojrzała w telewizor. Właśnie kończyły się wiadomości. Dochodziła 20:00. Nagle usłyszała odgłos dzwonka i pukanie do drzwi. Otworzyła je. Marek, Bartek, Dorota. „Trzej muszkieterowie” pomyślała.
- Co wy tu….
-Jak to co ? Przyszliśmy opracować plan bitwy – uśmiechnęła się Dorota.
- Plan? Jaki plan?
-Będziemy walczyć. O Ciebie.- odezwał się stojący za Dorotą Marek. Uśmiechną się przy tym niepewnie. Nawet nie wiedział ile ten drobny gest dla niej znaczył.
Patrzyła na całą trójkę. Po raz kolejny każde z nich porzuciło na chwilę swoje życie by być z nią. Nigdy nie przypuszczała, że będzie miała tak cudownych przyjaciół.
- Może nas wpuścisz, czy będziemy rozmawiać przez drzwi?- zażartował Bartek.
- Tak jasne, wejdźcie. – odpowiedziała wyrwana z zadumy.
- Czego się napijecie?
- My ze swoim wyposarzeniem- krzyknęła Dorota w stronę kuchni podnosząc do góry butelkę wina- Szykuj tylko szkło.
Gdy weszła do pokoju przyjaciele już się rozgościli. Dorota siedział na podłodze jak rano Marek obok niej na kanapie a Bartek z założonymi nogami obok niego.
- No dawaj te kieliszki!- krzyknęła Dorota- trzeba opracować plan działania przed północą.
- Dorota jaki plan? Już po wszystkim.
- Złożyłam apelację.
- Co złożyłaś?
- Apelację.
- I co myślicie, że ją przyjmą. Przyznają się, że wydali zły wyrok! Jestem pozbawiona praw! To jest totalna degradacja. A nawet jeśli się uda to kto będzie chciał aby bronił go taki adwokat. Bardzo dziękuję, że przyszliście tutaj i poświęcacie mi swój czas ale to jest bez sensu.
Przyjaciele patrzyli na nią z niedowierzaniem. Pierwszy raz widzieli, żeby Mecenas Przybysz tak szybko się poddała. To był dla nich szok.
- Agata! Bez sensu?! To nie jest bez sensu. To Twoje życie. To jakby ktoś odebrał mi Wojtka i dzieciaki!- na twarzy Doroty malowała się determinacja, złość i ogromne oddanie zarazem. – Jesteśmy tu bo wszyscy wierzymy, że się uda, że damy radę! Jesteśmy tu bo musimy walczyć. Rozumiesz! Musimy! Ten proces był ustawiony . Udowodnię to! Ja się nie poddam i będę walczyć do końca. I to Ty mnie tego nauczyłaś. I udowodnię, że nie zasłużyłaś na taki wyrok! Bo wszyscy jak tu siedzimy wiemy, że nie ma drugiego takiego adwokata, tak oddanego klientom, tak walczącego o każdego z nich. A po za tym tak bardzo brakuje mi Ciebie w kancelarii. Brakuje mi twoich szalonych pomysłów na rozwiązanie dziwnych spraw. Musisz wrócić do nas jak najszybciej! Rozumiesz! Musisz!- kończąc swoją przemowę miała w oczach łzy.
Bartek pokiwał tylko głową a Dębski siedział zszokowany . Agata stała jak wryta nie wiedziała co powiedzieć. Podeszła do Doroty i uścisnęła ją z całej siły.
- Dobra dziewczyny do roboty! Koniec tych czułości. – odezwał się Marek aby ożywić tą ciszę- Mamy masę dokumentów do przerobienia. Agata jeszcze raz co powiedziałaś Smolnikowi?
- Mówiłam już tysiąc razy, że to co mi powiedział to są fakty potrzebne prokuraturze a nie mi.- odpowiedziała kobieta siadając obok Doroty.
- No tak ale nadal kluczem w sprawie niby jest nagranie. Tylko, że przecież na nim nic nie było. Prywatna rozmowa, stwierdziłaś fakt i tyle- stwierdziła fakt Dorota.
- Dla sądu aż tyle. Potraktowali to jakbym to ja go skazała.
Wszyscy zawzięcie dyskutowali tylko Bartek siedział na kanapie wpatrzony w laptopa nic się nie odzywając.
- Ej… Młody! Żyjesz!- krzyknął Marek rzucając w chłopaka poduszką- Może byś się dołączył?
- Czekaj. Chwilę… Mam! Słuchajcie. Popytałem gdzie trzeba i mam.
- Co masz?! – krzyknęła Dorota.
- Spokojnie, już mówię. Pogrzebałem trochę gdzie trzeba i dowiedziałem się, że przewodnicząca twojego składu sędziowskiego wydała w ostatnim czasie wyrok skazujący dla pięciu adwokatów.
- No i ci w tym dziwnego. Taka praca. – stwierdziła Agata.
- A dacie mi w końcu skończyć ? To jest dziwnego, że każdy z tych adwokatów w jakiś sposób był powiązany z Bitnerem. To chyba nie przypadek, nie ?- uśmiechnął się dumny z siebie chłopak.
- A skąd ty to wiesz?- zapytał Marek.
- Justynę ruszyły wyrzuty sumienia. Chyba wie, że źle zrobiła. To ona podsunęła mi ten pomysł. Postanowiłem zagłębić się w temat. Popytałem gdzie trzeba, dzwoniłem do tych adwokatów.
- I chcieli z tobą rozmawiać ? – zdziwił się Dębski
- Podałem się za dziennikarza. Powiedziałem, że piszę artykuł o niesprawiedliwych wyrokach w sądach dyscyplinarnych .Jutro jestem umówiony z dwójką z nich. Może mnie jeszcze na coś naprowadzą.
- Zuch chłopak!- poklepał do po ramieniu mecenas.
- Mamusia jest z ciebie dumna- zaśmiała się Agata.
Chyba po raz pierwszy tego wieczoru uwierzyła, że może jeszcze wygrać. Może jeszcze kiedyś stanie w todze naprzeciw przeciwnika. Może jeszcze będzie mogła przesiadywać wieczorami w kancelarii przeglądając po raz setny akta sprawy. Ta perspektywa sprawiła, że w końcu odzyskała nadzieję.
- To na którą jesteś z nimi umówiony? – spytała Dorota.
- Z jednym na 12 a z drugim na 14.
- To gdzie się wcześniej spotykamy? – dopytywał się Dębski.
- Ale ja sam..
- Co sam, co sam ?! Młody jesteś dasz się zmanipulować. Tu potrzeba ludzi z doświadczeniem.
- Marek, on ma rację- zaczęła Dorota- jak pójdziemy wszyscy razem to raczej na dziennikarzy nie będziemy wyglądać. Wystraszą się, nic nie powiedzą i tyle będzie z jego śledztwa. Myślę że powinien iść sam.
- Agata, ty też tak uważasz?
- Bartek da sobie radę. Nie jest dzieckiem. Bartek dziękuję Ci.
- Podziękujesz jak się uda. Pożycz mi tylko dyktafon. Nagram co mi powiedzą żebyście też mogli to usłyszeć. Może tak być Mecenasie Dębski?
- Może, może- zamruczał- Ale ja to spieprzysz to Ci…
- Nie kończ Mareczku. Da sobie radę- zaśmiała się Dorota.
- Dam, dam bo lubię swoje nogi .- odparł chłopak.
Atmosfera nagle się rozluźniła. Chyba wszystkim to światełko w tunelu dało nadzieję. Co jakiś czas wybuchały salwy śmiechu. Każdy z nich tego potrzebował.
Marek siedział i patrzył na Agatę. Chyba po raz pierwszy od rozpoczęcia tego koszmaru z dyscyplinarką była taka uśmiechnięta. Strasznie lubił ten uśmiech. Jej oczy robiły się wtedy jeszcze bardziej intensywne. Tak bardzo chciał jej pomóc ale każdy jego krok okazywał się klęską. Nie wiedział co ma jeszcze zrobić. Miał miliony pomysłów w głowie ale każdy z nich wydawał mu się kompletnie bezsensowny. Patrząc na nią wiedział, że musi się wszystko ułożyć. Nie wyobrażał sobie, że gabinet obok na zawsze może pozostać pusty.
- Marek, uważaj!- krzyknęła Dorota.
Nagle poczuł, że jego spodnie robią się mokre, a kieliszek pusty. Tak się zamyślił, że zapomniał o winie trzymanym w dłoni. I takim sposobem znalazło się ono na jego udzie. Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Widzę, że Mecenas Dębski tak się zaangażował w sprawę, że prawie zasnął- zaśmiała się Agata- poczekaj zaraz Ci przyniosę coś żebyś mógł się wytrzeć.
- Bardzo śmieszne, myślałem właśnie nad sprawą.
Zrobiło się małe zamieszanie. Nagle Dorota się zerwała.
- O matko, kochani już po pierwszej. Muszę lecieć bo mam jutro rano z Filipem wizytę u okulisty. Posiedzę nad tym jeszcze w domu.
- Ty już nad niczym nie posiedzisz bo zaśniesz jutro w czasie rozprawy- odparła Agata.
- Ja też już będę się zbierał , ktoś w końcu rano musi otworzyć kancelarię, nie? – zaśmiał się Bartek.
- To chodź młody podrzucę Cię do domu po drodze – między czasie wyjęła telefon z torebki – Dobry wieczór. Dorota Gawron, poproszę taksówkę na Plac Zbawiciela. Dobrze. Będę czekać. Dziękuję. -wstała z podłogi – To będziemy się jeszcze kontaktować. Dzwoń jak wpadnie Ci coś jeszcze do głowy. Młody zbieraj się bo taksówka pewnie już czeka.
- No już , już idę- Bartek zaczął zbierać swoje rzeczy i pakować je nieporadnie do torby- Agatko, jak tylko jutro coś będę wiedział to dam ci znać- podszedł do niej i uściskał mocno patronkę.
- Bartuś jeszcze raz bardzo Ci dziękuję,
- Nie ma za co. Przynajmniej mam okazję odwdzięczyć się za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Trzymaj się. Pa.
Agata poszła za nimi do korytarza i zamknęła drzwi. Gdy się odwróciła staną przed nią Marek.
- Ja też już będę leciał. Późno się trochę zrobiło.
- Zostań jeśli chcesz. Jutro mogę spać do oporu.
- Naprawdę bardzo chętnie bym został ale mam klienta na 9 a muszę się jeszcze przygotować to tej rozmowy. Jeśli pozwolisz to wpadnę jutro to pogadamy.
- Jasne, będzie mi bardzo miło- uśmiechnęła się delikatnie.
Ten uśmiech sprawił, że coś w nim pękło.
- Agata- zaczął nieśmiało- to co powiedziała dziś Dorota. Ona ma rację. Musimy wygrać tą walkę. Mimo, że wszystko do tej pory chrzaniłem teraz już to się więcej nie powtórzy. Będę walczył razem z Dorotą. Bo mam o co. Jesteś najlepszym adwokatem jakiego znam. Najwspanialszą kobietą jaką znam. I nie dam tej bandzie idiotów zniszczyć tego na co pracowałaś całe życie. Jesteś nam potrzebna w kancelarii. Jesteś mi potrzebna…- w tym momencie złamał mu się głos- Bo kto będzie mi podsuwał szalone pomysły na rozgryzienie kolejnej sprawy.
Agata zaśmiała się. Wiedziała, że takie wyznanie z jego strony to coś naprawdę wielkiego. Skryty mecenas rzadko kiedy mówił o tym co czuje ba nawet nigdy nie mówił. Nie bardzo wiedziała co ma powiedzieć.
- Marek…
- Nic nie mów. Przemyśl to co Ci powiedzieliśmy. I nie poddawaj się. Proszę… Dobranoc. I idź już sapać bo jutro ciężki dzień nas czeka.
- Dziękuję. Dobranoc- powiedziała zamykając za nim drzwi.
„Ma wyrzuty sumienia. Dlatego tak się zachowuje. Inaczej by tego wszystkiego nie powiedział. Tak, to na pewno wyrzuty sumienia. Agata, weź się w garść!”. Ale nie mogła. Ciągle maiła w głowie „Jesteś mi potrzebna…” Jasne, potrzebuje. Właśnie tak jak powiedział do pomocy przy pracy. Do ogarniania spraw w kancelarii. A może nie. Może praca to była szybka wymówka. Może wystraszył się swoich słów. No ale czego miałby się niby bać. Są wspólnikami, dobrymi znajomymi, przyjaciółmi. A przyjaciele martwią się o siebie. Tak to wszystko wyjaśnia- są przyjaciółmi.
Marek po wyjściu od Agaty bił się z myślami. „Co ja najlepszego narobiłem” Doskonale wiedział jak łatwo jest ją spłoszyć. Jak bardzo trzeba dobierać przy niej słowa. „Jesteś mi potrzebna..” Dębski, co to było?! Może uwierzy w to, że niby chodziło mu o pracę. „Mam nadzieję, że tak”. Bo najpierw pozbawił ją sensu życia a teraz rzuca takie teksty. „Na jej miejscu nawet bym siebie do domu nie wpuścił. Właśnie na jej miejscu to chyba bym się kompletnie załamał, a ona jak zwykle wyglądała rewelacyjnie. Dżinsowa koszula, czarne spodnie, rozpuszczone włosy. Jak zwykle była piękna. I ten uśmiech. Gdy oblałem się winem śmiała się przecudownie. Dla takiego uśmiechu mógłbym się oblewać codziennie.” Musi zrobić wszystko by udało się wygrać sprawę. Był zły, że to nie jemu udało się rozszyfrować tę sędzinę. Młody jest zdolny. Na pewno będzie genialnym adwokatem. W końcu ma najlepszą patronkę na świecie.
Nagle znalazł się w mieszaniu. Nawet nie wiedział kiedy i jak tam dotarł. Trasę dzielącą ich mieszkania znał na pamięć. Zresztą to była jedna z najważniejszych tras w jego życiu. I każdego dnia stawała się jeszcze bardziej ważna.
Telefon nadal wibrował. Kobieta bez patrzenia w ekran odebrała.
-Słucham.
- Agata, Agata to ty…
-No ja a niby kto?
- Matko Agata, nareszcie się do Ciebie dodzwoniłem. Wszystko ok? Potrzebujesz czegoś ? Żyjesz?
- Nie, nie żyję – zaśmiała się – Bartuś wszystko OK. Naprawdę.
- To dobrze – odetchną chłopak z ulgą – To znaczy dobrze, że wszystko ok a nie, że nie żyjesz- zrehabilitował się chłopak.
Agata zaczęła się śmiać. Uwielbiała to jego roztargnienie. Był dla niej jak syn. No może nie jak syn ale jak młodszy brat.
- Martwiłem się o Ciebie, nie odbierałaś telefonu.
- Zapomniałam go naładować – skłamała.
- Pamiętaj zawsze możesz na mnie liczyć. Dzwoń o każdej porze dnia i nocy jak coś.
- Dzięki.
- Trzymaj się. Pa.
- Pa.
Bartek to cudowny chłopak. Cieszyła się, że jest jego patronem. Właśnie, chyba jednak była. Sama pamiętała jak ważny dla młodego adwokata jest patron. To ktoś kto pokazuje tajniki zawodu, wspiera czasie pierwszych rozpraw. Pamięta jak bardzo bolało ją gdy jej patronka nie poparła jej wyboru i zerwała z nią kontakt gdy zaczęła pracę w korporacji. Jednak Agata będzie z nim bez względu na to co chłopak wybierze.
Podeszła bliżej okna. Spojrzała za szybę. Plac Zbawiciela tętnił życiem a jej życie zastygło w bezruchu. Dziwna sprzeczność. Może to i dobrze, że tak się stało. Ma w końcu chwilę dla siebie. Już dawno nie miała czasu na odpoczynek.
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos SMSa. Dębski. Ciekawe czego chce. „Przepraszam. Nie powinienem do niej iść. Nie mogłem się do Ciebie dodzwonić więc piszę. Będzie dobrze. Marek”
„Jasne nie mógł się dodzwonić. Przecież już mam włączony telefon. Po prostu się bał. Faceci…”
Spojrzała w telewizor. Właśnie kończyły się wiadomości. Dochodziła 20:00. Nagle usłyszała odgłos dzwonka i pukanie do drzwi. Otworzyła je. Marek, Bartek, Dorota. „Trzej muszkieterowie” pomyślała.
- Co wy tu….
-Jak to co ? Przyszliśmy opracować plan bitwy – uśmiechnęła się Dorota.
- Plan? Jaki plan?
-Będziemy walczyć. O Ciebie.- odezwał się stojący za Dorotą Marek. Uśmiechną się przy tym niepewnie. Nawet nie wiedział ile ten drobny gest dla niej znaczył.
Patrzyła na całą trójkę. Po raz kolejny każde z nich porzuciło na chwilę swoje życie by być z nią. Nigdy nie przypuszczała, że będzie miała tak cudownych przyjaciół.
- Może nas wpuścisz, czy będziemy rozmawiać przez drzwi?- zażartował Bartek.
- Tak jasne, wejdźcie. – odpowiedziała wyrwana z zadumy.
- Czego się napijecie?
- My ze swoim wyposarzeniem- krzyknęła Dorota w stronę kuchni podnosząc do góry butelkę wina- Szykuj tylko szkło.
Gdy weszła do pokoju przyjaciele już się rozgościli. Dorota siedział na podłodze jak rano Marek obok niej na kanapie a Bartek z założonymi nogami obok niego.
- No dawaj te kieliszki!- krzyknęła Dorota- trzeba opracować plan działania przed północą.
- Dorota jaki plan? Już po wszystkim.
- Złożyłam apelację.
- Co złożyłaś?
- Apelację.
- I co myślicie, że ją przyjmą. Przyznają się, że wydali zły wyrok! Jestem pozbawiona praw! To jest totalna degradacja. A nawet jeśli się uda to kto będzie chciał aby bronił go taki adwokat. Bardzo dziękuję, że przyszliście tutaj i poświęcacie mi swój czas ale to jest bez sensu.
Przyjaciele patrzyli na nią z niedowierzaniem. Pierwszy raz widzieli, żeby Mecenas Przybysz tak szybko się poddała. To był dla nich szok.
- Agata! Bez sensu?! To nie jest bez sensu. To Twoje życie. To jakby ktoś odebrał mi Wojtka i dzieciaki!- na twarzy Doroty malowała się determinacja, złość i ogromne oddanie zarazem. – Jesteśmy tu bo wszyscy wierzymy, że się uda, że damy radę! Jesteśmy tu bo musimy walczyć. Rozumiesz! Musimy! Ten proces był ustawiony . Udowodnię to! Ja się nie poddam i będę walczyć do końca. I to Ty mnie tego nauczyłaś. I udowodnię, że nie zasłużyłaś na taki wyrok! Bo wszyscy jak tu siedzimy wiemy, że nie ma drugiego takiego adwokata, tak oddanego klientom, tak walczącego o każdego z nich. A po za tym tak bardzo brakuje mi Ciebie w kancelarii. Brakuje mi twoich szalonych pomysłów na rozwiązanie dziwnych spraw. Musisz wrócić do nas jak najszybciej! Rozumiesz! Musisz!- kończąc swoją przemowę miała w oczach łzy.
Bartek pokiwał tylko głową a Dębski siedział zszokowany . Agata stała jak wryta nie wiedziała co powiedzieć. Podeszła do Doroty i uścisnęła ją z całej siły.
- Dobra dziewczyny do roboty! Koniec tych czułości. – odezwał się Marek aby ożywić tą ciszę- Mamy masę dokumentów do przerobienia. Agata jeszcze raz co powiedziałaś Smolnikowi?
- Mówiłam już tysiąc razy, że to co mi powiedział to są fakty potrzebne prokuraturze a nie mi.- odpowiedziała kobieta siadając obok Doroty.
- No tak ale nadal kluczem w sprawie niby jest nagranie. Tylko, że przecież na nim nic nie było. Prywatna rozmowa, stwierdziłaś fakt i tyle- stwierdziła fakt Dorota.
- Dla sądu aż tyle. Potraktowali to jakbym to ja go skazała.
Wszyscy zawzięcie dyskutowali tylko Bartek siedział na kanapie wpatrzony w laptopa nic się nie odzywając.
- Ej… Młody! Żyjesz!- krzyknął Marek rzucając w chłopaka poduszką- Może byś się dołączył?
- Czekaj. Chwilę… Mam! Słuchajcie. Popytałem gdzie trzeba i mam.
- Co masz?! – krzyknęła Dorota.
- Spokojnie, już mówię. Pogrzebałem trochę gdzie trzeba i dowiedziałem się, że przewodnicząca twojego składu sędziowskiego wydała w ostatnim czasie wyrok skazujący dla pięciu adwokatów.
- No i ci w tym dziwnego. Taka praca. – stwierdziła Agata.
- A dacie mi w końcu skończyć ? To jest dziwnego, że każdy z tych adwokatów w jakiś sposób był powiązany z Bitnerem. To chyba nie przypadek, nie ?- uśmiechnął się dumny z siebie chłopak.
- A skąd ty to wiesz?- zapytał Marek.
- Justynę ruszyły wyrzuty sumienia. Chyba wie, że źle zrobiła. To ona podsunęła mi ten pomysł. Postanowiłem zagłębić się w temat. Popytałem gdzie trzeba, dzwoniłem do tych adwokatów.
- I chcieli z tobą rozmawiać ? – zdziwił się Dębski
- Podałem się za dziennikarza. Powiedziałem, że piszę artykuł o niesprawiedliwych wyrokach w sądach dyscyplinarnych .Jutro jestem umówiony z dwójką z nich. Może mnie jeszcze na coś naprowadzą.
- Zuch chłopak!- poklepał do po ramieniu mecenas.
- Mamusia jest z ciebie dumna- zaśmiała się Agata.
Chyba po raz pierwszy tego wieczoru uwierzyła, że może jeszcze wygrać. Może jeszcze kiedyś stanie w todze naprzeciw przeciwnika. Może jeszcze będzie mogła przesiadywać wieczorami w kancelarii przeglądając po raz setny akta sprawy. Ta perspektywa sprawiła, że w końcu odzyskała nadzieję.
- To na którą jesteś z nimi umówiony? – spytała Dorota.
- Z jednym na 12 a z drugim na 14.
- To gdzie się wcześniej spotykamy? – dopytywał się Dębski.
- Ale ja sam..
- Co sam, co sam ?! Młody jesteś dasz się zmanipulować. Tu potrzeba ludzi z doświadczeniem.
- Marek, on ma rację- zaczęła Dorota- jak pójdziemy wszyscy razem to raczej na dziennikarzy nie będziemy wyglądać. Wystraszą się, nic nie powiedzą i tyle będzie z jego śledztwa. Myślę że powinien iść sam.
- Agata, ty też tak uważasz?
- Bartek da sobie radę. Nie jest dzieckiem. Bartek dziękuję Ci.
- Podziękujesz jak się uda. Pożycz mi tylko dyktafon. Nagram co mi powiedzą żebyście też mogli to usłyszeć. Może tak być Mecenasie Dębski?
- Może, może- zamruczał- Ale ja to spieprzysz to Ci…
- Nie kończ Mareczku. Da sobie radę- zaśmiała się Dorota.
- Dam, dam bo lubię swoje nogi .- odparł chłopak.
Atmosfera nagle się rozluźniła. Chyba wszystkim to światełko w tunelu dało nadzieję. Co jakiś czas wybuchały salwy śmiechu. Każdy z nich tego potrzebował.
Marek siedział i patrzył na Agatę. Chyba po raz pierwszy od rozpoczęcia tego koszmaru z dyscyplinarką była taka uśmiechnięta. Strasznie lubił ten uśmiech. Jej oczy robiły się wtedy jeszcze bardziej intensywne. Tak bardzo chciał jej pomóc ale każdy jego krok okazywał się klęską. Nie wiedział co ma jeszcze zrobić. Miał miliony pomysłów w głowie ale każdy z nich wydawał mu się kompletnie bezsensowny. Patrząc na nią wiedział, że musi się wszystko ułożyć. Nie wyobrażał sobie, że gabinet obok na zawsze może pozostać pusty.
- Marek, uważaj!- krzyknęła Dorota.
Nagle poczuł, że jego spodnie robią się mokre, a kieliszek pusty. Tak się zamyślił, że zapomniał o winie trzymanym w dłoni. I takim sposobem znalazło się ono na jego udzie. Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Widzę, że Mecenas Dębski tak się zaangażował w sprawę, że prawie zasnął- zaśmiała się Agata- poczekaj zaraz Ci przyniosę coś żebyś mógł się wytrzeć.
- Bardzo śmieszne, myślałem właśnie nad sprawą.
Zrobiło się małe zamieszanie. Nagle Dorota się zerwała.
- O matko, kochani już po pierwszej. Muszę lecieć bo mam jutro rano z Filipem wizytę u okulisty. Posiedzę nad tym jeszcze w domu.
- Ty już nad niczym nie posiedzisz bo zaśniesz jutro w czasie rozprawy- odparła Agata.
- Ja też już będę się zbierał , ktoś w końcu rano musi otworzyć kancelarię, nie? – zaśmiał się Bartek.
- To chodź młody podrzucę Cię do domu po drodze – między czasie wyjęła telefon z torebki – Dobry wieczór. Dorota Gawron, poproszę taksówkę na Plac Zbawiciela. Dobrze. Będę czekać. Dziękuję. -wstała z podłogi – To będziemy się jeszcze kontaktować. Dzwoń jak wpadnie Ci coś jeszcze do głowy. Młody zbieraj się bo taksówka pewnie już czeka.
- No już , już idę- Bartek zaczął zbierać swoje rzeczy i pakować je nieporadnie do torby- Agatko, jak tylko jutro coś będę wiedział to dam ci znać- podszedł do niej i uściskał mocno patronkę.
- Bartuś jeszcze raz bardzo Ci dziękuję,
- Nie ma za co. Przynajmniej mam okazję odwdzięczyć się za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Trzymaj się. Pa.
Agata poszła za nimi do korytarza i zamknęła drzwi. Gdy się odwróciła staną przed nią Marek.
- Ja też już będę leciał. Późno się trochę zrobiło.
- Zostań jeśli chcesz. Jutro mogę spać do oporu.
- Naprawdę bardzo chętnie bym został ale mam klienta na 9 a muszę się jeszcze przygotować to tej rozmowy. Jeśli pozwolisz to wpadnę jutro to pogadamy.
- Jasne, będzie mi bardzo miło- uśmiechnęła się delikatnie.
Ten uśmiech sprawił, że coś w nim pękło.
- Agata- zaczął nieśmiało- to co powiedziała dziś Dorota. Ona ma rację. Musimy wygrać tą walkę. Mimo, że wszystko do tej pory chrzaniłem teraz już to się więcej nie powtórzy. Będę walczył razem z Dorotą. Bo mam o co. Jesteś najlepszym adwokatem jakiego znam. Najwspanialszą kobietą jaką znam. I nie dam tej bandzie idiotów zniszczyć tego na co pracowałaś całe życie. Jesteś nam potrzebna w kancelarii. Jesteś mi potrzebna…- w tym momencie złamał mu się głos- Bo kto będzie mi podsuwał szalone pomysły na rozgryzienie kolejnej sprawy.
Agata zaśmiała się. Wiedziała, że takie wyznanie z jego strony to coś naprawdę wielkiego. Skryty mecenas rzadko kiedy mówił o tym co czuje ba nawet nigdy nie mówił. Nie bardzo wiedziała co ma powiedzieć.
- Marek…
- Nic nie mów. Przemyśl to co Ci powiedzieliśmy. I nie poddawaj się. Proszę… Dobranoc. I idź już sapać bo jutro ciężki dzień nas czeka.
- Dziękuję. Dobranoc- powiedziała zamykając za nim drzwi.
„Ma wyrzuty sumienia. Dlatego tak się zachowuje. Inaczej by tego wszystkiego nie powiedział. Tak, to na pewno wyrzuty sumienia. Agata, weź się w garść!”. Ale nie mogła. Ciągle maiła w głowie „Jesteś mi potrzebna…” Jasne, potrzebuje. Właśnie tak jak powiedział do pomocy przy pracy. Do ogarniania spraw w kancelarii. A może nie. Może praca to była szybka wymówka. Może wystraszył się swoich słów. No ale czego miałby się niby bać. Są wspólnikami, dobrymi znajomymi, przyjaciółmi. A przyjaciele martwią się o siebie. Tak to wszystko wyjaśnia- są przyjaciółmi.
Marek po wyjściu od Agaty bił się z myślami. „Co ja najlepszego narobiłem” Doskonale wiedział jak łatwo jest ją spłoszyć. Jak bardzo trzeba dobierać przy niej słowa. „Jesteś mi potrzebna..” Dębski, co to było?! Może uwierzy w to, że niby chodziło mu o pracę. „Mam nadzieję, że tak”. Bo najpierw pozbawił ją sensu życia a teraz rzuca takie teksty. „Na jej miejscu nawet bym siebie do domu nie wpuścił. Właśnie na jej miejscu to chyba bym się kompletnie załamał, a ona jak zwykle wyglądała rewelacyjnie. Dżinsowa koszula, czarne spodnie, rozpuszczone włosy. Jak zwykle była piękna. I ten uśmiech. Gdy oblałem się winem śmiała się przecudownie. Dla takiego uśmiechu mógłbym się oblewać codziennie.” Musi zrobić wszystko by udało się wygrać sprawę. Był zły, że to nie jemu udało się rozszyfrować tę sędzinę. Młody jest zdolny. Na pewno będzie genialnym adwokatem. W końcu ma najlepszą patronkę na świecie.
Nagle znalazł się w mieszaniu. Nawet nie wiedział kiedy i jak tam dotarł. Trasę dzielącą ich mieszkania znał na pamięć. Zresztą to była jedna z najważniejszych tras w jego życiu. I każdego dnia stawała się jeszcze bardziej ważna.
Paulusia
PS. Może za godzinkę opowiadanie E. ? :) A teraz idę czytać książkę <3
Domcia
Piękne opo czytałam jej juz na streemo.... Doma dawaj szybciej Opo E.!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń