niedziela, 30 czerwca 2013

Rozwiązanie konkursu - ciekawostki na temat Pauli ;)

Przepraszam za opóźnienie, ale najpierw nie miałam ciekawostek od Pauli, a potem najzwyczajniej w świecie nie miałam czasu ;) No, ale ważne, że są ;))

Nie napisze ciekawostek w podpunktach, bo po prostu nie będę wiedziała co pisać a tak otwarcie napisze wszystko co mi tylko przyjdzie do głowy może być więcej i mniej

Jak każdy wie nazywam się Paulina, i mam 18 lat, od 4 lat jestem bierzmowana, moje imię jakie wybrałam sobie to Weronika. Święta Weronika jest patronką fotografów, gospodyń parafialnych, szwaczek, tkaczy i kupców. Jest również orędowniczką w przypadku poważnych obrażeń, krążenia krwi i dobrej śmierci. Szkołę podstawową skończyłam z czerwonym paskiem i wzorowym zachowaniem, gimnazjum skończyłam dwa lata temu, może bez czerwonego paska ale jednak z wysoką jak dla mnie średnią 4.73, i wzorowym zachowaniem. Zanim opuściłam progi gimnazjum, brałam aktywny udział w przygotowywaniach wystaw, w przygotowaniach do 20-lecia istnienia szkoły, w organizacji imprez sportowych/ muzycznych / artystycznych / i innych w moim gimnazjum. Przewodniczącą samorządu szkolnego nie byłam bo nie chciałam, wystarczało mi 6 lat status gospodarza klasy. Chodź to też mnie nie interesowało, bo wszystko co robiłam dla dobra szkoły i klasy, robiłam z własnej woli a nie z tego pieprzonego statusu, na który niektórzy maja takie parcie. Więc zakończyłam gimnazjum, z pięcioma dyplomami, i trzema nagrodami. Naprawdę warto coś zrobić dla szkoły, raz że nauczyciele inaczej na Ciebie patrzą, to za każdym razem jak przychodzi się do gimnazjum jako absolwentka, wspominają tamte czasy kiedy to jeszcze uczyłas/es się w gimnazjum. No i pożegnałam gimnazjum, zaczęły się dojazdy do szkoły, stanie na dworcu w oczekiwaniu pociągu, zimą nawet opóźnienia dochodziły do godziny. Uczęszczam do szkoły fotograficznej, powiem że jest nawet okej, pomimo tych regułek ale tego trzeba sie po prostu nauczyć, po szkole planuje iść na studia fotograficzne. Interesuje się fotografią od 6 lat, pamiętam mój pierwszy aparat, cieszyłam się z niego, jakbym dostała lalkę barbi na czwarte urodziny. Jednak sport był ze mną dłużej od 8 lat, piłka ręczna to był sport który pokochałam od razu, na pierwszym meczu szkolnym zauważył mnie jeden z sędziów który jak się później okazało był jednym z najlepszych trenerów w mieście. Do mojego nauczyciela wf powiedział że widzi we mnie potencjał i zaproponował mi treningi w profesjonalnej drużynie. Jednak moje lenistwo na to mi nie pozwalało, nie miałam głowy do treningów w podstawówce. Moja przygoda z treningami zaczęła się dopiero w gimnazjum, na treningu poznałam najwspanialszych ludzi. Jednak szkoła średnia nie zawsze pozwalała mi na regularne treningi, lekcje do godziny 17, a treningi na drugim końcu miasta o 17.30 a czasami nawet 16. Więc musiałam zrezygnować ze sportu i całkowicie oddac się fotografii, późnej okazało się ze drużyna się rozpadła, ale teraz znów otwierają się drzwi i od września zaczynam. W wakacje jeżdżę konno, ale to też nie zawsze.Posiadam jeszcze psa, rasowego jamnika, jest to mój mały przytulasek, za każdym razem kiedy jest mi smutno podchodzi kładzie głowę na mojej szyi, i leży tak długo póki nie przejdzie mi. Kiedy coś mnie boli, i zwijam się z bólu, leży tak długo póki nie uspokoję się. Mam wspaniałych rodziców z którymi mam cudowny kontakt, mam również starszą siostrę. Jestem ogólnie nieśmiałą osobą i bezkonfliktową. Nie wiem czy jest dziesięć ciekawostek, ale jak coś pytajcie w komentarzu co chcecie wiedziec.

Buzuziaczki kochani !

Paula

PS. Nie żebym się jakoś czepiała, ale zauważyłam ostatnio, że pojawiają się osoby, które znowu mówią o tym, że blog prowadzą dzieci... Jak zawsze powtarzam, każdy ma prawo do własnego zdania, ale mam taką uwagę do tamtej osoby ;)) Mam 14 lat jak już pewnie wiecie, czy mnie uważacie za dziecko, czy nie, to mnie nie interesuje. Piszę jak piszę... Blog jest przecież dla wszystkich i nie ma żadnego przedziału wiekowego, więc równie dobrze może tu pisac 12-latka jak i 22-latka... Jeśli uważacie, że umiejętności pisania zdobywa się z wiekiem, to jesteście w błędzie. Znam wiele osób starszych ode mnie, które nie potrafią skleic dwóch zdań na opowiadanie ;)) Więc ja was do niczego nie zmuszam, naprawdę jeśli się nie podoba, to nie musicie czytac ;)) To tyle ode mnie ;)) Dobranoc ;))

Domcia

Opowiadanie eM. cz.III

Udało mi się wreszcie otworzyc ten plik ;)) Mówiłam już jak Cię kocham ? To jest piękne, świetne, boskie, fenomenalne... Brak mi słów <3 Czekam na cedek ;)) Miłego czytania ;)

Domcia



What do you do
when you know something's bad for you
And you still can't let go?

                                                          (Ch. A)


***********
Stała pod prysznicem próbując obudzić swoje ciało do życia. Strumienie gorącej wody spływały po jej po plecach niemal ją parząc, ale wydawała się nie zwracać na to uwagi. Oczy miała zamknięte. Starała się skupić wszystkie swoje myśli na sprawie, którą za godzinę miała poprowadzić w sądzie. Akt oskarżenia, dowody, biegli, świadkowie...wszystko było gotowe. Wszystko poza nią. Nigdy wcześniej  jej się to nie zdarzyło. Prokurator Okońska zawsze była gotowa. Gotowa, przygotowana i perfekcyjna w każdym calu. "Musisz się pozbierać. Nie myśl o tym teraz." - nakazywał jej wewnętrzny głos. Nie mogła. Nie mogła przestać myśleć. Zwykle chłodna i opanowana, poczuła właśnie jak zaczyna przedzierać się przez nią lawina niepohamowanych emocji. Tama, za którą je zwykle ukrywała zaczynała pękać - centymetr po centymetrze, sekunda po sekundzie stawała się coraz słabsza. Nie wytrzymała. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, zlewając się natychmiast ze strumieniem, oblewającej jej ciało, wody. Nie pamiętała kiedy ostatnio płakała. Nie pamiętała żeby w ogóle kiedykolwiek płakała. Od zawsze była twarda. Nikt i nic nie było w stanie jej złamać. Nigdy nie zwracała uwagi na to co mówią inni. Wiedziała, że liczy się tylko to, co sama o sobie myśli. Od dziecka wydawała się być ponad innych. Zawsze i wszędzie musiała być pierwsza. Najlepsza średnia w klasie, celująco zdane egzaminy na prawo, studia skończone z wyróżnieniem, wzorowo odbyta aplikacja i kolejne szczeble awansu w prokuraturze. Nie znosiła współpracować z innymi, zawsze działała w pojedynkę. Nie potrafiła przegrywać. Była wychowana na zwycięzcę i całe życie nim była. Aż do teraz. Aż do dzisiaj. Nie mogła dłużej przed sobą udawać, że nic się nie dzieje...
Zastanawiała się gdzie popełniła błąd. To przecież ona pierwsza go dostrzegła. To ona pierwsza dowiedziała się kim jest, co robi w Warszawie i jaka jest jego historia. To ona zdecydowała, że jest mężczyzną, który odpowiada jej wymaganiom. W końcu to ona była tą pierwszą, która zaprosiła go na kolację i sprawiła, że tydzień po tygodniu zaczął coraz częściej dzwonić i pragnąć jej towarzystwa. Sama nie wiedziała kiedy zdążyła go pokochać, na tyle na ile było zdolne jej nietknięte wcześniej uczuciem serce. Nigdy się nie łudziła, że jest miłością jego życia, nie liczyła na gorące i żarliwe wyznania, ale myślała, że oboje traktują tą relację poważnie. Taki świadomy związek dwojga dorosłych ludzi, którym jest ze sobą w życiu 'po drodze'. Teraz wiedziała, że to nie prawda. Nie potrafiła dalej się oszukiwać, że coś się zmieni. "Nic się nie zmieni jeżeli każdej nocy on wykrzykuje JEJ imię" - wycedziła w myślach. Otworzyła oczy i zmieniła strumień wody na zimny. "Zrobiłam błąd" - stwierdziła - "Tamtej nocy, kiedy zobaczyłam ją w drzwiach, zrobiłam błąd. Trzeba było mu powiedzieć. Trzeba było pozwolić mu wybrać". Sama nie wiedziała co ją wtedy podkusiło, żeby skłamać. "Łudziłam się, że to, że przyszła do niego w środku nocy w dniu, w którym wrócił do mnie, nic nie znaczy." - myślała.
Zakręciła wodę i wyszła spod prysznica. "Powiedz mu, że miał rację" - słowa Agaty wciąż brzmiały w jej uszach.  Nie wiedziała w czym miał rację i co między nimi zaszło. Wiedziała natomiast, że od tamtej pory już nie był taki jak dawniej. Stał się nerwowy, drażliwy, a jednocześnie apatyczny i nieobecny duchem. Spóźniał się na umówione kolacje, przekładał zaplanowane spotkania. Zaczął pracować jeszcze dłużej niż zwykle i stanowczo nadużywać tej przeklętej whisky. Między nimi niby nic się nie zmieniło. Ona jednak czuła podświadomie, że z każdym kolejnym dniem spędzonym w kancelarii on zaczyna się od niej oddalać. Najgorzej było kiedy spotykali się w JEJ towarzystwie. Każde ich spojrzenie, każdy ich wzajemny ruch, każda niewinna wzmianka dawały jej do zrozumienia, że coś między nimi się zmieniło. "On po prostu nie jest świadomy, że ja wiem więcej niż powinnam. Że widzę tą niemą grę, którą toczą między sobą" - pomyślała. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk zatrzaskujących się drzwi. Stanęła jak osłupiała nadsłuchując. Wydawało się jej nie niewiarygodne, że mógłby wyjść nie mówiąc nawet zwykłego "dzień dobry". W mieszkaniu panowała jednak cisza. Szybko ubrała szlafrok i wyszła z łazienki. "Marek?" - zawołała głośno. Odpowiedziała jej pusta przestrzeń.
Weszła do sypialni. Zobaczyła otwartą szafę, pusty wieszak po garniturze i kilka krawatów leżących w nieładzie na niezaścielonym łóżku. W kuchni też go nie było. Na lodówce wisiała mała, żółta karteczka. "Zaspałem na spotkanie z klientem. Zobaczymy się wieczorem. M". Usiadła przy stole, czytając napisaną w pośpiechu treść, starając doszukać się w niej czegoś co dałoby jej choć cień nadziei, że nie była to po prostu zwykła ucieczka. Znała na pamięć jego kalendarz. Wiedziała, że nie było żadnego spotkania. Na szyi czuła krople wody spływające z jej mokrych włosów. Po policzku znów spłynęła jej samotna łza. Wiedziała, że to koniec. Dłużej już tak nie potrafi. Jeżeli ma być 'tą drugą' i 'na pocieszenie' to woli być sama. W końcu do tego jest przecież stworzona. Do życia w pojedynkę.

***********

Trwało to minutę albo kilka sekund. Nie potrafiła powiedzieć jak długo stała tam w przejściu pomiędzy ich gabinetami patrząc na niego bez słowa. Na początku jej nie zauważył. Zamknął drzwi, otworzył okno, wyjął z kieszeni jakąś tabletkę. W duchu uśmiechnęła się i lekko drwiącym tonem zapytała się go czy miał ciężką noc. Przygotowana była na zwykły wybuch złości skacowanego Mecenasa Dębskiego. Jego odpowiedź ją zaskoczyła. Jego głos był miękki, głęboki... i cudownie lekko ochrypnięty. Kiedy na nią spojrzał, jego oczy były przepełnione czymś nieziemskim i trudnym do zdefiniowania. Widziała już kiedyś ten wzrok. "Patrzy na mnie tak jak wtedy u mnie..."- przemknęło jej przez myśl. Zamarła. Nie potrafiła się ruszyć z miejsca. Nie potrafiła powiedzieć nic sensownego, aby przerwać tą ciszę. Nie chciała jej właściwie przerywać. Świadomość, że patrzy na nią w ten sposób powodowała, że z każdą sekundą coraz trudniej było jej ustać na nogach. Chociaż stał kilka metrów od niej, niemal czuła na sobie jego przyspieszony oddech. Nie miała odwagi zamknąć oczu. Dostrzegła pojedynczą kroplę potu, która spłynęła po jego karku. "Zwariuję... jeszcze chwila i zrobię coś czego nie powinnam..." - myślała.
Gdzieś z oddali usłyszała pukanie do drzwi. On także je usłyszał. Drgnął..... i chwila prysła. Wiedziała, że już nic się nie stanie. "Już po wszystkim" - pomyślała. Do gabinetu Marka wszedł Bartek trzymając w ręku filiżankę. Spojrzał na nich i odniósł niejasne wrażenie, że właśnie niechcący coś przerwał. Od dłuższego czasu już zresztą domyślał się, że coś między nimi się dzieje. Zajmując centralne miejsce w kancelarii był przecież uczestnikiem wszystkich wydarzeń dziejących się w tym miejscu. Był milczącym świadkiem większości ich rozmów, kłótni i wzajemnych relacji. Był bystrym obserwatorem. Widział co się dzieje. Chociaż nigdy nie odważył się powiedzieć tego swojej patronce to mocno im kibicował. Speszony odstawił więc pospiesznie kawę na biurko Dębskiego i szybko wycofał się z jego gabinetu. 
Korzystając z chwili zamieszania i czując wracającą siłę w nogach, Agata oderwała się od framugi i wróciła do swojego gabinetu. Zamknęła łączące ich pokoje drzwi, jakby próbowała się odciąć od tej chwili niemego uniesienia, które przed chwilą nastąpiło. "Co się ze mną dzieje?" - pomyślała - "Stoję i gapię się na niego jak wariatka. Zachowuje się jakbym nie była sobą. Muszę się opanować. Muszę pracować. To nie jest ani czas, ani miejsce na rozstrzyganie moich wewnętrznych rozterek". Usiadła za biurkiem, zmusiła się, aby otworzyć laptopa i kontynuować pisanie przerwanej wcześniej apelacji. Każde zdanie przychodziło jej z niewysłowionym trudem. Nie mogła się skupić. Cały czas widziała tą mgłę, która była w jego oczach... Kilka razy przyłapała się na tym, że obserwuje łączące ich drzwi. Przez szybę widziała jego postawną sylwetkę, która od czas do czasu krążyła po gabinecie. Słyszała jego głęboki i nieco zmęczony głos, kiedy rozmawiał przez telefon.  Starała się nie zwracać na to uwagi i pracować dalej. Gdzieś jednak w głębi duszy, może trochę wbrew jej woli, docierała do niej świadomość, że Mecenas Dębski działa na nią w pewien magiczny sposób jakiego nigdy doświadczyła w stosunku do żadnego innego mężczyzny.

eM.

piątek, 28 czerwca 2013

Opowiadanie Basi cz.7 FINAŁ !!!

Jak tam u Was zakończenie? Ja pierwszą gimnazjum przebrnęłam ;)) 5.1 i wzorowe <3 Ale się przed chwilą wpieniłam -.- No, ale nic... Basia przysłała finał ;) Miłego czytania ;))

Domcia


Marek przyjechał do szpitala. Na korytarzu spotkał Dorotę.
- Co się stało?!
- Obudziła się.
Dębski usiadł na krześle. Czuł się tak jakby z serca spadł mu stukilowy kamień.
- Muszę tam wejść.
- Zaczekaj. U Agaty jest lekarz i jej  ojciec.
Po chwili z sali wyszedł Andrzej Przybysz.
- Agata chce pana widzieć .
Uradowany Marek wszedł do sali.
- Cześć śpiąca królewno.
- Cześć. Długo byłam nieprzytomna?
- Dwa dni.
- Marek nasze dziecko…
- Agatko spokojnie. Teraz przede wszystkim musisz wydobrzeć.- Marek wziął brunetkę za rękę.
Marek spędził przy łóżku kobiety całą noc. Rano obudził go głos Agaty.
- Jedź do domu.-powiedziała
- Nie.
- Musisz się przespać.
- Nie chce żebyś została sama.
- Tata ma do mnie przyjechać.
- Wrócę po południu
Marek po kilku godzinach wrócił do szpitala. Przed salą siedział  ojciec Agaty.
- Panie Andrzeju co się stało?
- Agata nie ma czucia w nogach
Marek z niedowierzeniem patrzył na Przybysza.
- To nie możliwe.
Dębski wszedł do sali. Podszedł do Agaty.
- Odejdź!
- Agata…
- Słyszałeś co powiedziałam?!  Wynoś się.
- Nie odejdę. Przejdziemy przez to razem.
- Chcesz do końca życia pchać mój wózek?! Nie skaże Cię na takie życie! Znienawidziłbyś mnie za to.
- Agata przestać opowiadać te bzdury. Kocham Cię i to się nigdy nie zmieni.
- Wiesz jaki jest twój problem?! Ty nie potrzebujesz partnerki tylko kobiety, którą będziesz mógł się zaopiekować ! Czerska i Okońska są samowystarczalne więc się z nimi rozstawałeś! Ja też nie potrzebuje twojej opieki! Wynoś się i więcej tu nie wracaj!
- Na pewno tego chcesz?!!
- Chyba powiedziałam wyraźnie!
Marek bez słowa wyszedł z sali. Agata zaczęła płakać . Wiem, że byłam okrutna , ale nie było innego wyjścia. Zrobiłam to dla jego dobra. Zasługuje na wiele więcej niż mogę mu dać. Z czasem o mnie zapomni.
Minął tydzień. Do mieszkania Marka przyszła Dorota.
- Mogę na chwilę?
- Zapraszam.
Dorota zaczęła rozglądać się po mieszkaniu. Dookoła walały się butelki  po whisky i opakowania po pizzy.
- Po co przyszłaś?
- Pan Andrzej znalazł klinikę w Londynie, która chce się podjąć zoperowania Agaty.
- No i?
- Pomyślałam, że Cię to zainteresuje, ale widać się pomyliłam.
- Dorota zaczekaj!  Powiedz mi coś więcej.
- To prywatna klinika. Operacja będzie kosztować sto tysięcy funtów. Pan Andrzej nie jest w stanie zorganizować takiej sumy.
- Ile uzbierał?
- Trzydzieści tysięcy. Planuje sprzedać dom, ale i tak nie wystarczy.
- Agata stanie na nogi po tej operacji?
- Są na to duże szanse. Muszę już iść . Trzymaj się- Dorota wyszła z mieszkania
Marek podszedł do okna. Nie mogę jej tak zostawić. Agata może sobie mówić co chce, ale najważniejsze jest żeby znów mogła chodzić .
Dwa tygodnie później do kancelarii przyszedł Andrzej Przybysz.
- Panie Marku możemy porozmawiać ?
- Oczywiście.
- Długo o tym wszystkim myślałem i doszedłem do wniosku, że nie mogę przyjąć tych pieniędzy. Znajdę inny sposób by sfinansować operację Agaty.
- Już o tym rozmawialiśmy. Upłynęło by sporo czasu zanim zdołał by pan zorganizować te pieniądze a ja chcę pomóc.
- Skąd wziął pan taką sumę?
Marek milczał.
- Proszę mi powiedzieć skoro mam przyjąć te pieniądze.
- Sprzedałem mieszkanie, samochód i wziąłem kredyt. Panie Andrzeju Agata nie może się dowiedzieć, że pomogłem sfinansować jej operację. Proszę mi to obiecać.
- Obiecuję. Muszę już iść. Do widzenia.
Pół roku później. Agata siedziała w samochodzie przed blokiem w, którym mieszkał Marek. Co ja mam mu powiedzieć ? Potraktowałam Marka jak śmiecia a on zrobił wszystko żebym znów mogła chodzić. Jestem idiotką! W Londynie uświadomiłam sobie jak bardzo za nim tęsknie, ale oczywiście byłam zbyt dumna żeby do niego zadzwonić ! Dobrze, że Dorota mną potrząsnęła i powiedziała o pieniądzach. A co jeśli drzwi otworzy mi Okońska? Już raz go pocieszała. Muszę porozmawiać z Markiem. Może nie jest za późno żeby wszystko naprawić.
Agata zapukała do drzwi. Po chwili Marek otworzył je. Dębski nie krył zaskoczenia.
- Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. Wpuścisz mnie do środka?
- Wejdź.
- Fajne mieszkanie chociaż twoje poprzednie bardziej mi się podobało.
- Postanowiłem zmienić otoczenie.
- A auto? Nie widziałam żeby stało pod blokiem.
- Teraz jeżdżę metrem. Jest bardziej ekologicznie.
- Marek ja wiem o wszystkim. Sprzedałeś mieszkanie, samochód, zadłużyłeś się. Wszystko po to, żeby mi pomóc a ja tak strasznie Cię potraktowałam. Wiem , że Cię zraniłam. - Agata poczuła, że po jej policzku spływają łzy
Marek podszedł do kobiety i objął ją.
- To już nieważne. Liczy się tylko to, że znów chodzisz.  Na początku byłem wściekły, ale później zrozumiałem dlaczego tak postąpiłaś.
- Czy jest dla nas jeszcze jakaś szansa?
- Powiedziałem Ci wtedy w szpitalu, że Cię kocham i to się nigdy nie zmieni. – Marek pocałował Agatę
Po chwili oderwali się od siebie.
- Wiem, że inaczej powinienem się za to zabrać, ale nie chce dłużej czekać . Agata wyjdziesz za mnie?
- Tak.
Marek i Agat stali objęci. Oboje czuli jakby czas się zatrzymał.
- Podejrzewałaś , że to tak się skończy?- wyszeptała Agata
- Kochanie nasza historia dopiero się zaczyna.

Basia

Historia inaczej pisana cz. XIII

Witajcie kochani (;
Zegarek w telefonie wskazuje mi obecnie 23:41, a jak wiecie pisze opowiadanie od razu na czysto. Więc mniej więcej będziecie mogli zobaczyć ile zajmuje mi jedno opowiadanie. Miłego czytania i czekam na wasze opinie drodzy fani (;
Siedział w swoim gabinecie, przez jego gabinet przewinęło się jeszcze trzech klientów, nie miał głowy do rozmów z nimi, przekładał spotkania na inny dzień, tłumacząc się pilnym spotkaniem. Po jego głowie błądziły tylko myśli, miał dylemat zostać z Adrianną i ratować małżeństwo, czy porzucić wszystko i zacząć nowe życie u boku Agaty.
Coraz mniej czasu, nie wiem co mam zrobić, gdybym nie poznał Agaty.. dałbym Adriannie kolejną szanse.. ale jednak jest Agata.. więc Marek rozważ plusy i minusy obu pań. Agata, jest zawsze uśmiechnięta, ma charakterek, jest silna, mówi co myśli czuła chodź rzadko to okazuje, ma w sobie jeszcze to coś czego nie potrafie opisać, paraliżuje mnie kiedy stoi obok, kiedy uśmiecha się do mnie, kiedy stoi w drzwiach. Jej dotyk sprawia że krew szybciej płynie w żyłach, po ciele przechodzą ciarki, całuje w sposób czuły i niezwykle delikatny. Szaleje nie słysząc jej głosu, nie widząc uśmiechu, i nieczując dotyku jej dłoni, tych delikatnych dłoni.. nie znam jej jeszcze na tyle by poznać jej wady... Adrianna ma jedną wadę, zdradziła mnie, ale też ma swoje zalety.. jest czuła, spontaniczna, otwarta, szalona.. jej sposób mówienia jest niezykle wyrafinowany, jej oczy hipnotyzują całe moje ciało, tracę kontrolę kiedy jestem obok, jej gładkie dłonie błądzące po moim nagim ciele, każdy namiętny pocałunek różnił się od poprzedniego, jej uprzejmość, i tyle lat małżeństwa... trudny wybór ale chyba już podjęłem decycje.
Spojrzał na zegarek, dochodziła już dwudziesta. Tak zastracił się w myślach, że zgubił rachube czasu. Ubrał się, wziął torbę i zamknął już pustą kancelarie. Agata siedziała przy barze, popijając sok pomarańczowy. Podszedł do niej barman.
- Czyżby samotny wieczór? - barman uśmiechnął się
- Czekam na kogoś - odwzajemniła uśmiech
- Nie mieliśmy okazji wcześniej się poznać, Daniel jestem - podał dłoń Agacie
- Jak już, mówiłam czekam na kogoś, powinien tu zaraz byc - spojrzala na Daniela zabierającego dłoń
- Nie chciałem pani poderwać, raczej poznać, ale skoro pani nie chcę, nie będe nalegał - uśmiechnął sie - może coś mocniejszego?
- Nie dziękuje.. - Agata spojrzała na odwracającego się barmana - Agata jestem - napiła się soku. Barman uśmiechnął się.
- Miło poznać Cię Agato - postawił jej kieliszek czystej wódki - na mój rachunek. Tak na dobry początek.
Agata spojrzała na stojący po jej prawej kieliszek wódki, wzięła go na raz i popiła sokiem pomarańczowym.
- Na dobry początek - odstawiła na bar, i pokazała barmanowi żeby wlał jeszcze jednego, Agata spojrzała na zegarek, bylo już dziesięc po ósmej a Dębskiego wciąż nie było. Wypiła kilka kieliszków wódki.
- Niestety kończę na dziś, ale mogę dosiąśc się obok jeśli pozwolisz - barman rozwiązywał przepaskę. Nagle drzwi do knajpy otworzyły się, Agata energicznie się odwróciła z nadzieją że to Dębski...
Paulina (;

czwartek, 27 czerwca 2013

Historia inaczej pisana cz. XII

Cześć kochani, wracam znow po krótko- długiej przerwie, z jednej strony tryskam szczęściem, z drugiej jest mi smutno. Na razie zapraszam do przeczytania opowiadania. Buziaczki ! :*

Siedziała w samochodzie, czuła się okropnie, łzy zbierały jej się do oczu, zamknęła powieki, kilka łez zleciało jej po czerwonym od złości policzku. Nie wiedziała co ma o tym myśleć.
Dziwne.. minęło troche czasu powinien je podpisać, przecież mówił mi że to małżeństwo jest skończone, przecież.. nie Agata przestań o nim myśleć.. zapomnij o nim zanim Cie zrani.. poczekam jeszcze kilka dni, dam mu czas.. on na moim miejscu też by mi go dał.. nie myśl o miłości. Praca jest najważniejsza ! - otworzyła oczy i odjechała do domu. Dookoła przechodziło mnóstwo ludzi, w końcu było to późne popołudnie, stała w korku, przyglądała się przechodzącym przez pasy ludzią, byli to najczęściej nastolatkowie, pary trzymające się za rękę, z plecakami, i torbami. Wracające prawdopodobnie ze szkoły.
Dookoła sami zakochani, to jakiś żart? - pomyślała, z myśli wyrwał ją odgłos klaksona samochodu stojącego za nią w korku, zerknęła na światła, było zielone, ruszyła dalej. Podjechała pod kamienicę, wzięła swoje rzeczy z samochodu, i wchodziła po mału po schodach, przeszukiwała torby w poszukiwaniu kluczy od mieszkania. W tym czasie, siedzący na kanapie, już przysypiający Marek, zamknął oczy.
- Marek cholera, ile razy mam Ci powtarzać, żebyś segregował te dokumenty.. - rozbrzmiał dochodzący zza drzwi ciepły damski głos
- Dobrze, przepraszam! - krzyknął siedzący w bujnej czuprynie mężczyzna, kobieta weszła do jego gabinetu
- Mówisz tak za każdym razem, ale nadal nie widzę efektów segregacji papierow.. - Adrianna powiedziała stanowczo, Marek wstał i podszedł do niej
- Kochanie,przepraszam.. jestem zajęty nie miałem kiedy tego zrobić, wybaczysz mi to - jego maślane oczy, działały na nią jak hipnoza, Marek pocałował ją..
Otworzył energicznie oczy, za oknem gwiazdy i księżycz zdobiły krajobraz Warszawy, spojrzał na telefon dochodziła druga w nocy, poprawił się, nalał szklankę wody i oparł się dłońmi o blat w kuchni.
Nie rozumiem.. przecież ona mnie zdradziła, ale nadal coś do niej czuje. Tyle lat małżeństwa.. muszę to sobie przemyśleć.. jest też ONA, brunetka o zaraźliwym uśmiechu, zgrywa niedostępną... ale wydaje mi się że po prostu się boi zaangażować.. jest tylko wspólniczką..
Zamknął oczy, napił się wody, wziął prysznic, po czym położył się spać.
Rankiem obudził się jeszcze wczorajszy, ogarnął się wrzucił papiery rozwodowe do teczki, po czym pojechał do kancelarii. Wszyscy już tam byli, promienna Agata, kszątająca się Adrianna i zabiegana Dorota, każda zajęta była sprawami klientów, w kancelarii czekał już klient Marka.
- Witam, Rafał Gregorczyk - podał ręke Dębskiemu.
- Witam, Mecenas Dębski - zaskoczyła go reakcja klienta, zazwyczaj to prawnicy pierwsi się przedstawiają klientom a nie na odwrót. - zapraszam do gabinetu
Udali się do gabinetu, mężczyzna zajął miejsce przed biurkiem.
- Więc w jakiej sprawie pan do mnie przychodzi?
- Rozmawialiśmy wczoraj przez telefon, zostałem oskarżony o spowodowanie wypadku chodź nazwał bym to kolizją.
- Ktoś ucierpiał? - zapytał Dębski
- No właśnie, nie dlatego nazywam to kolizją, ucierpiały tylko samochody, osoby jadące pojazdami nie ucierpiały. Ten palant, wjechał na jednokierunkową na Bema, i walnął we mnie, po czym wezwał policje. Odmówiłem przyjęcia mandatu, bo to nie z mojej winy to było. Temu lalusiowi w białym BMW nic nie zrobili, co mnie zastanawiało długo. Podszedł do mnie ten cwaniaczek i mówi że rząda 50 tys. złoty za uszkodzenia samochodu, i uszczerbek na zdrowiu, inaczej wniesie sprawe do sądu. Stoi policjant słucha tego i nic nie robi. Więc po tym wszystkim zadzwoniłem w kilka miejsc, i co się okazało. Pan policjant był szwagrem naszego winowajcy i cwaniaczka.
- Dobrze, więc zrobię co w mojej mocy żeby pana wybrobić, ale jak znajdzie pan świadków wypadku to wygramy tę sprawę..
- Jak mam znaleźć tych świadków!?
- Sam bym to zrobił, ale mam mnóstwo pracy, Bema jest dość atrakcyjną ulicą, dużo restauracji, barów i knajp się tam znajduje. Ktoś na pewno widział.
- No dobrze. Do widzenia - wstał i podał dłoń.
- Do widzenia. - podał dłoń, klient wyszedł z gabinetu, drzwi dzielace jego i Agaty gabinet uchyliły się, wyszła z nich uśmiechnięta Agata. Widziała po minie Marka, że coś go gnębi. Podeszła bliżej, usiadła na biurku, Marek siedział obok niej.
- Agata, posłuchaj..
- Nie Marek, to ty posłuchaj, na początku wydawałeś mi się dupkiem..
- Agata.. - przerwał jej
- Nie przerywaj mi - powiedziała stanowczo - .. ale z każdym dniem sprawiałeś, że nie przestawałam się uśmiechać, byłeś przyciągający jak magez, tajemniczy.. przez cały czas się okłamuje że nic dla mnie nie znaczysz, ale z każdą minutą obok Ciebie, coraz bardziej przyzwyczajam się do twojej obecności, coraz bardziej mi zależy. Marek wybór masz prosty, albo ona albo ja. Chciałabym żebyś wybrał mnie.. więc wybierz mnie, pragij mnie, kochaj mnie... - Marek spojrzał na nią
- Agatko.. - Agata położyła mu palec na ustach
- Miałam Ci tyle do powiedzienia, teraz zostawiam Cię z tym. Czekam dziś o 20 w West, na Ciebie. Jak przyjdziesz to bedzie znaczyć że wybrałeś mnie. - wyszła z jego gabinetu zamykając za sobą drzwi.

Paula

środa, 26 czerwca 2013

200 notka !!!

Bardzo dziękujemy ;* 200 notka to już coś, tak samo jak 62 981 wyświetleń ;)) Nie zdążyłam przygotowac niespodzianki, ale zrobiłam listę jednych z moich ulubionych cytatów ;) Mam nadzieję, że się Wam spodobają ;))

Domcia


„Wyobraźnia jest ważniejsza niż wiedza.”
                                                                                              Albert Einstain

„Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.”
                                                                                    Antoine de Saint-Exupery „Mały Książę”

„Nawet w obliczu śmierci przyjemna jest świadomośc posiadania przyjaciela.”
                                                                                    Antoine de Saint-Exupery „Mały Książę”

„Jeśli potrafisz o czymś marzyc, to potrafisz także tego dokonac.”
                                                                                                                         Walt Disney

„(…) Rzecz w tym, jaki nie jesteś, a nie w tym jaki jesteś.”
                                                                                     Joanne Kathleen Rowling „Harry Potter”

“Nie ważne kim jesteśmy, ważne co robimy.”
                                                                                            Rachel Dawes „Batman – Początek”

„Dlaczego spadamy? Żeby się podnosic.”
                                                                                          Thomas Wayne „Batman – Początek”

„Jest naszym cichym strażnikiem. Czujnym obrońcą.”
                                                                                                    Jim Gordon „Mroczny Rycerz”

„Okres dzieciństwa nie trwa od momentu narodzin do osiągnięcia pewnego wieku. Nie jest tak, że dziecko dorasta i odkłada na bok swe dziecięce sprawy. Dzieciństwo to królestwo, w którym nikt nie umiera.”
                                                        Edna St.Vincent Millay („Saga Zmierzch – Przed Świtem.”)

„Najciemniejsza godzina jest tuż przed świtem.”

„Żadna sprawa nie jest przegrana, jeśli choc jeden głupiec o nią walczy.” 
                                                                                                  Will Turner „Piraci z Karaibów”

„Trzeba się najpierw zgubic, by dotrzec do tego, czego nie można znaleźć, w przeciwnym razie każdy by wiedział, gdzie tego szukac.”
                                                                                          Hector Barbossa „Piraci z Karaibów”

„-After all this time?
-Always”
                                                          „Harry Potter”

„Never stop dreaming.”

I na koniec mamy konkurs ;)) Ktoś w komentarzach zaproponował "Która adminka lepsza?". Nie chciałybyśmy rywalizowac ze sobą i sprawdzac kogo bardziej lubicie, dlatego między nami pojawił się pomysł na inne pytanie.
O której admince chcecie wiedziec więcej?
Wystarczy napisac w komentarzu Paula albo Domcia, a po zakończeniu konkursu tj. 29 czerwca o godzinie 20 wstawimy wyniki i - jako "nagrodę" - 10 ciekawostek o wybranej admince ;))
Miłego głosowania ;))

Domcia i Paula


Opowiadanie eM. cz.II

Piękne. Po prostu piękne *.* Brak mi słów. Nie chcę nikogo obrazic, ale jak na razie (po tych 2 częściach opo) jesteś dla mnie najlepiej piszącą fanką <3 Bez urazy dla innych ;)) Piszesz z klasą, piszesz jakbyś robiła to od zawsze ;) Powiem krótko masz to "COŚ" w sobie, że aż nie mogę się nadziwic jak czytam <3 Zachowaj taki poziom opowiadań do końca, a będzie po prostu super <3 Powodzenia ;)) I miłego czytania Wam życzę ;))

Domcia


Czuł, że tego chce. Czuł, że wszystkie wydarzenia ostatnich tygodni prowadziły właśnie do tego momentu. Była tak blisko... Wiedział, że jeszcze chwilę i nie będzie w stanie jej się oprzeć. Cierpliwie jednak czekał, świadomy, że w jej głowie trwa teraz zażarta walka. Po kilku sekundach, które wydawały się trwać całą wieczność, zobaczył to na co tak długo już czekał. Delikatne skinienie głowy, powoli zamykające się powieki i unoszące się ku niemu wąskie usta. Była już tak blisko... Była teraz tylko jego... W pierwszej chwili poczuł, że się waha. Pocałowała go delikatnie, jakby sama chciała się przekonać czy tego właśnie chce. Na moment oderwała się od niego i położyła lewą dłoń na jego piersi. Jej dotyk wydawał się wręcz parzyć. Jego krew wrzała. Nie wytrzymał i przejął inicjatywę. Tym razem  poddała mu się bez wahania, odwzajemniając każdy jego ruch. Kiedy objęła dłońmi jego kark, wydawało mu się, że oszaleje. Objął ją w talii i przyciągnął do siebie jeszcze bliżej, jakby próbował się w niej zatracić. Nie liczyło się teraz nic innego tylko ona - jej usta, jej cudowne dłonie, jej ciało i włosy pachnące tajemniczym zapachem, który doprowadzał go granicy szaleństwa.... Z oddali niewyraźnie usłyszał strumienie wody. Nie przestawał jej całować lecz ona zaczęła się oddalać. Deszcz stawał się coraz bardziej intensywny. Dlaczego pada? Przecież nie padało. Chciał jeszcze raz się do niej zbliżyć, ale gdy tylko podniósł oczy zobaczył ją jakby za mgłą. "A teraz lepiej idź. Lepiej idź...". Gdzie ma iść? Przecież na zewnątrz pada. Nie chciał tego kończyć. Wyciągnął rękę w jej stronę, ale nie mógł jej dosięgnąć. I znowu ten cholerny deszcz. Agata.... Agata... nie odchodź błagam... Agata... Dlaczego wciąż pada? Agataaa....
Mecenas Dębski otworzył oczy. Leżąc na plecach i wpatrując się w sufit próbował powrócić do rzeczywistości. Pierwsze co poczuł to przytłaczający ból w skroniach potęgowany przez przeraźliwie jasne światło wpadające przez okno w sypialni. Zamknął oczy, nakrył twarz rękami i powoli zaczął lokalizować wszystkie dźwięki dochodzące do jego obolałej głowy.  Od strony okna, wychodzącego na ulicę usłyszał natężony ruch samochodów - wiedział, że zapewne jest już spóźniony. Nie miał jednak siły, aby podnieść do pionu swoje ciało. Od strony salonu doszły go dźwięki przelewanej wody. "No tak. Jest i deszcz." - pomyślał. Do kilku sekundach dotarła do niego bezsensowność tych słów. Wytężając wszystkie zmysły udało mu się rozwikłać zagadkę deszczu w salonie. Ktoś był w łazience. I ten ktoś w dodatku brał prysznic. W tym momencie świadomość powoli zaczęła do niego wracać. Zdjął z twarzy prawą rękę i dla pewności zbadał teren po drugiej stronie swojego łóżka. Pod palcami poczuł jeszcze ciepłą, ale zbyt porządnie jak na niego ułożoną pościel. "Maria" - skwitował - "W łazience jest przecież Maria". Przypomniał sobie wczorajszy wieczór. Kancelaria, whisky, praca do późna, telefon od wzburzonej Pani Prokurator, spóźniona kolacja, kolejna kłótnia i seks na zgodę. "Dzień jak co dzień" - pomyślał w pierwszym odruchu.  "Jezu, Dębski przecież to jest chore" - odezwało się jego poczucie rozsądku. Nie miał siły teraz o tym myśleć.
Leżąc słuchał odgłosów dochodzących z łazienki. Lubił dźwięk wody. Zawsze go uspokajał. Tym razem jednak miał wrażenie, że coś jest nie tak. Że czegoś jeszcze sobie nie uświadomił. Zbyt wysokie ciśnienie odbijało się echem po jego ciele, słyszał bicie własnego serca. W uszach mu dzwoniło, czaszkę rozsadzał ból. Ponownie zamknął oczy.  Ta woda... ten deszcz... on tam przecież był. Nie mógł jej dosięgnąć... Agata! W tym momencie wszystko do niego wróciło. Przypomniał sobie to o czym śnił jeszcze kilka minut temu. Na jego twarzy, po raz pierwszy tego dnia, pojawił się półprzytomny uśmiech. Zdjął ręce z twarzy i dotknął swojego obolałego karku. Przeszedł go podniecający dreszcz wspomnienia. Ten moment, kiedy jej dłonie błądziły w tym miejscu był jednocześnie tak bliski i tak odległy... Od kilku tygodni nie mógł przestać o tym myśleć, a noce takie jak ta, wcale mu w tym nie pomagały.
Nagle uświadomił sobie, że nie słyszy już dźwięku wody.  Wiedział, że za chwilę będzie musiał stanąć twarzą w twarz z poranną Panią Prokurator. Decyzję podjął w ułamku sekundy. "Nie mogę. Po prostu nie mam siły teraz z nią rozmawiać na temat parzenia kawy, śniadaniowej owsianki i koszuli, którą powinnem dzisiaj założyć. Po prostu nie dzisiaj. Nie po tym co przed chwilą się stało." - pomyślał, ponownie dotykając bezwiednie swojego karku. Jak oparzony zerwał się do pionu. Wiedział, że zostało mu mniej niż 5 minut. Szybko ubrał swój ulubiony, nieco już wyświechtany garnitur, pod który założył pamiętną błękitną koszulę oraz elegancki granatowy krawat. "Zawiąże w drodze" - zdecydował, zarzucając go niedbale przez głowę. Wpadł do kuchni, złapał tabletkę aspiryny, butelkę wody i torbę leżącą od wczoraj na podłodze. Na małej żółtej kartce napisał kilka słów usprawiedliwienia i przykleił ją na lodówce. Wychodząc spojrzał na zegarek - było piętnaście po dziesiątej. "Cholera" - przeklął w duchu i celowo zatrzasnął trochę za głośno drzwi. Pulsujący ból głowy nie ustawał. "Ta whisky mnie kiedyś wykończy." - pomyślał, otwierając drzwi do samochodu.
Jadąc przez zakorkowaną stolicę zastanawiał się czy dobrze zrobił, wychodząc tak bez słowa. Pomyślał o Marii i zrobiło mu się wstyd. Niemal z przerażeniem zaczął się zastanawiać czy słyszała jego nocne majaczenie. "Nie... to chyba niemożliwe, żebym mówił coś przez sen" - starał się uspokoić sam siebie. Wiedział, że niedługo będzie musiał coś postanowić. Nie chciał być nieuczciwy ani wobec niej, ani wobec jakiejkolwiek kobiety. Nie tak go wychowano.
Jego rozważania przerwał widok starej czerwonej Hondy stojącej pod wielką białą kamienicą. "Jak zwykle pierwsza" - uśmiechnął się w duchu i zaparkował dwa miejsca dalej. Trochę za szybko wszedł po schodach i zdyszany otworzył drzwi do kancelarii. Przywitał się z Bartkiem, poprosił o mocną kawę i ruszył do swojego gabinetu. Zamknął drzwi, rzucił torbę na krzesło, wyjął z kieszeni aspirynę i zażył ją popijając wodą, którą przyniósł ze sobą.
- Ciężka noc? - usłyszał za plecami lekko drwiący głos.
Odwrócił się i ją zobaczył. Stała w drzwiach pomiędzy ich gabinetami, opierając się o framugę. W lewej ręce trzymała jakieś akta, w prawej kubek kawy. Patrzył na nią jakby od wczoraj miało się coś w niej zmienić. Nic się nie zmieniło. Była taka jak wczoraj. Była taka jaką ją uwielbiał i o jakiej śnił prawie każdej nocy. Stała w przejściu w tym uroczym żółtym swetrze, który delikatnie opinał jej zgrabne ciało.
- Coś w tym stylu - odpowiedział trochę bardziej miękko niż zwykle w takiej sytuacji.
- No to witamy w pracy Panie Mecenasie - powiedziała przekornie wskazując na zegarek.
Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego stał i napawał się jej widokiem. Ona także stała i wpatrywała się w niego, unosząc kąciki swoich ust. Nie był do końca pewny, ale wydawało mu się, że dzisiaj jej uśmiech wygląda jakoś inaczej. Nie wiedział bowiem o czym w środku minionej nocy, siedząc na oknie, rozważała Pani Mecenas. Stali tak naprzeciw siebie całkowicie nieświadomi, że mieszkając w dwóch odległych dzielnicach Warszawy, ostatniej nocy byli tak bardzo blisko siebie.

eM.

PS(od Domci). Za chwilkę 200 notka. Niestety nie udało mi się przygotowac niespodzianki, ale będę miała dla Was coś innego. Nie będzie to tak satysfakcjonujące jak mój poprzedni plan, (który już raczej nie wypali) ale jednak ważne, że coś będzie. :)

Opowiadanie Magdy - "Trochę o przeszłości" cz.2

Widzę, że się rozkręcasz ;) Fajnie ;)) Miłego czytania ;))

Domcia

Po powrocie znad zalewu Agata wybrała się na ognisko do Martyny, koleżanki z klasy. Było dużo znajomych, smażyli kiełbaski, rozmawiali. Agata siedziała z Martyną, Kaśką i Beatą na kocu zajadając się kiełbaskami i sałatką, gdy nagle niedaleko nich wokół Pawła zebrali się wszyscy, którzy przyszli na ognisko.
- Co oni tam robią? – zapytała Beata.
Agata krzyknęła :
- Hej Paweł ! Co tam macie?
- Podejdź zobaczysz. Tylko cicho, cholera. Starzy w domu Martyna?
-Nie, do dziadków wyjechali. Pewnie nieprędko wrócą. Ale co wy tam macie, co wy… próbowała złapać Pawła za rękę, on spojrzał na nią i powiedział :
-Kurde, papierosy, nie widzisz?
Zdezorientowane dziewczyny stały gapiąc się na wszystkich.
- Zwariowałeś?! – krzyknęła Beata. Skąd je macie?
- Luz, Beatka, znajomości kochanie, znajomości. Chcecie jednego? No co, że pierwsza klasa liceum to za wcześnie? A kiedy chcecie zacząć, po pięćdziesiątce? Chodźcie za dom, tu jeszcze ktoś zauważy.
- No chodźcie, nie udawajcie, że jesteście takie święte. Od jednego nic wam nie będzie.
Wszyscy ruszyli za Pawłem. Po chwili Beata, Paweł, Monika i Martyna trzymali papierosy. Reszta się przyglądała. Niektórzy brali pojedyncze „buchy” . Agata stała dość daleko, czekając, aż skończą i wrócą do głównej części ogrodu. Myślała o jutrzejszym teście z biologii, gdy Paweł ją zaczepił :
- A ty Agatka nie chcesz? No weź, tatuś się nie dowie. Chłopak też nie. Właśnie a gdzie Maciek?
- To nie jest mój chłopak, po prostu dobry kolega. – odparła poirytowana Agata.
-  Taa, jasne a ja jestem Żydem. To tylko dlatego tak ciągle o tobie gada i gada. Zakręciłaś mu w głowie, no nie powiem, bo mi też, chociaż udajesz taką niedostępną. Weź , oderwiesz się trochę od tych wszystkich książek. Jaką ty będziesz miała średnią? 6.0 chyba.
- Bez przesady. No daj, spróbuje. – Agata wzięła papierosa.
- Uuu odważnie, tylko się nie uduś. – rozbawiony Paweł przyglądał się pierwszemu zaciągnięciu Agaty.
- Bardzo śmieszne. Jakoś chyba przeżyję ocierając się o śmierć. – po tych słowach wszyscy zaczęli chichotać. Agata zaciągała się już trzeci raz. Wszyscy patrzyli jak wypuszczała dym. Robiła to tak, jakby paliła od dawna.
- No no, cicha woda brzegi rwie. Agatka się najlepiej zaciąga. Ty już chyba próbowałaś, śliczna – Paweł nie krył zdziwienia.
- Po prostu do tego trzeba mieć talent haha . – odparła rozbawiona Agata.
Po paleniu wszyscy wrócili do wcześniejszego miejsca spotkania. Paweł cały czas przyglądał się Agacie. Od dawna mu się podobała. Była ładna, zabawna i do tego mądra. Zastanawiał się czy ma u niej jakiekolwiek szanse. Ona siedziała i rozmawiała z dziewczynami. Chłopacy siedzieli nieco dalej, popijając colę. Nagle któryś z nich krzyknął.
- Ej! Chodźcie, w siatkę zagramy. Chyba że w nogę wolicie?
- Nie, siatka jest okej. Kto liczy punkty?  - odpowiedziała Martyna.
- Ja mogę. Brzuch mnie coś boli. – odparła Agata.
- Może w ciąży jesteś – krzyknął Rafał.
- Hej, ty, zamknij się. – Beata stanęła w obronie przyjaciółki. – Nie masz co gadać, to chociaż siedź cicho.
-Spokojnie żartuje sobie tylko. Coście tacy spięci. Możesz przecież liczyć te punkty. Ale brzuch bez powodu nie boli. – dodał Paweł.
- Dajcie spokój grajmy, bo ja jeszcze nic na biologię nie umiem. – ponaglała Sylwia. Właśnie, Agata, z kim jutro siedzisz? Może pomogłabyś mi na teście? Ja z tej genetyki  kompletnie nic nie kapuję.
- Z Monią. Ale mogę ci pomóc, nie ma sprawy. Wytłumaczę ci jak chcesz, to po prostu trzeba zrozumieć . Reszty się douczysz i tyle. Będzie dobrze.
- Dzięki kochana jesteś.  – odparła Sylwia. Oki, grajmy. Licz Agata.
Po grze większość rozeszła się do domów. Została tylko Agata, Martyna, Beata i Paweł, który zaproponował, że pomoże sprzątać  dziewczynom, chcąc w ten sposób zbliżyć się do Agaty. Dziewczyny zdziwiły się, że zechciał im pomóc. Kiedy posprzątali, Beata od razu wyszła. Zostali Agata i Paweł.
- To co, będziemy się zbierać, co Agatka? – Odprowadzę cię. – zaczął Paweł.
- Dzięki, ale potrafię jeszcze sama trafić do domu. Poza tym to niedaleko. – wymigała się Agata, chociaż tak naprawdę miała ochotę wrócić z Pawłem.
- Nie możesz wracać sama. To niebezpieczne. Jeszcze w dodatku ten bolący brzuch. Ja i tak idę w tym samym kierunku.
- Okej, okej. Przekonałeś mnie.
Zaciekawiona Martyna przyglądała się całej sytuacji. Gdy wyszli długo patrzyła za oddalającą się parą. Pasowali do siebie. Paweł był taki przystojny. Podobał jej się od dawna. Nie miała jednak u niego szans bo wolał Agatę. Ale już miała plan, jak go jej odbić.

Magda

Opowiadanie Justyny cz.3

Nie żebym się jakoś czepiała, bo ostatnio już mieliście do mnie o to pretensje, ale pomysł z Dorotą i autem pod kamienicą jest całkowicie zerżnięty ode mnie ;)) A co do opo to fajniutkie ;) Miłego czytania ;))

Domcia

No i po dość długim czasie dodaję część 3. Do tego opowiadania już nie będzie kolejnej części, ponieważ doszłam do wniosku, że lepiej wychodzi mi pisanie opowiadań jednoczęściowych niż takich. Mam nadzieję, że Wam ta część spodoba się bardziej niż mi.

Ich usta dzieliły milimetry gdy nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Zamroziło ich, kompletnie nie wiedzieli jak się mają zachować, lecz szybko się ocknęli kiedy usłyszeli donośny krzyk – krzyk Doroty.
- Agata otwórz te drzwi! Wiem że tam jesteś! Agata…! – Agata szybko podeszła do drzwi i otworzyła zamki. Jeszcze dobrze nie uchyliła drzwi a Dorota już była w salonie, zostawiając zdezorientowaną Agatę przy drzwiach.
- A Marek gdzie?! – zapytała tak jakby to było oczywiste, że powinien tu być.
-A co Marek miałby tu robić? – zapytała, po chwili zawahania.
-Agatka, mnie nie oszukasz. No przecież widzę co się między wami dzieje, a poza tym jego samochód stoi pod kamienicą… - widząc zdezorientowanie przyjaciółki postanowiła od razu powiedzieć jaki jest cel jej wizyty – a zresztą nie przyszłam tu rozmawiać o Marku tylko o Tobie…
- Jak to o mnie?!
- Składamy apelację, a na razie wracasz do kancelarii i nam pomagasz bo bez Ciebie nie dajemy sobie rady, a teraz przepraszam Cię ale muszę zadzwonić – powiedziała po czym wyszła do kuchni. Agata korzystając z okazji szybko podbiegła do szafy i otworzyła ją.
-Co ty robisz?! – szepnęła tak aby Dorota jej nie usłyszała.
-No a co można robić w szafie… Nie wiem czy wiesz ale dzięki temu, że się schowałem nie musieliśmy się zbędnie tłumaczyć.
-No gdybyś zaparkował ulicę dalej to na pewno nie, dobra a teraz siedź w tej szafie i nie ruszaj się, bo Dorotka się nie nabierze na to że kupiłam sobie kotka, żeby nie być sama wieczorami ale schowałam go dlatego, żeby nie chciała na siłę szukać mi faceta… - powiedziała z nieukrywaną złością w głosie.
- Agatka ty rozmawiasz z ubraniami?! – zapytała zdziwiona Dorota. Agata szybko zamknęła szafę, tyle, że nie zauważyła palca Marka i go niechcący przycięła. Po całym pokoju rozległ się jęk a Agata cała czerwona, jąkając się starała się wydusić jakieś kłamstwo ale nie przychodziło jej do głowy nic lepszego nisz to o czym rozmawiała przed chwilą z Markiem.
-TO KOT! Taki miały kotek czasem potrafi hałasu narobić. Pewnie go niechcący przycięłam.
- Agatka a dlaczego ty trzymasz kota w szafie? – zapytała podejrzliwie.
-No bo nie chciałam żebyś pomyślała że jestem jakaś samotna, czy zdesperowana, że aż kota sobie kupiłam dlatego ukryłam go w szafie, ale teraz penie zasną także chodźmy! – jednak Dorota znając już bardzo dobrze swoją przyjaciółką, nie potrzebowała dużo żeby zorientować się, że coś ukrywa.
-Ale ja bardzo lubię koty, chętnie go zobaczę – po czym szybkim ruchem omijając swoją towarzyszkę niemalże podbiegła do szafy i ją otworzyła. Kiedy zobaczyła to co było w środku zaczęła się donośnie śmiać wystękując tylko pomiędzy napadami śmiechu – ładnego masz tego kotka… Agata myślała, że spali się ze wstydu, ale ostatecznie postanowiła, że obróci całą sytuację w jeden wielki żart. Poczekała aż jej przyjaciółka się uspokoi i zaczęła.
- To był żart, wiesz chcieliśmy Cię nabrać i … - ale Dorota szybko jej ucięła
-Kochani, za stara jestem żeby wam w to uwierzyć. Ja nie wiem jak to jest, że wszyscy widzą co się dzieję tylko wy sami nie. Dobra ja musze uciekać, późno już, nawet bardzo późno – mówiąc to spojrzała znacząco na Marka - Do jutra – powiedziała po czym podeszła do Agaty całując ją w policzek, a następnie do Marka klepiąc go mocno w ramię i wyszła. Stali na środku pokoju jak zaczarowani, patrząc na siebie lekko roześmianym ale też przerażonym wzrokiem. Agata myślała nad słowami Doroty. Nie wiedziała jak ma się zachować po tym co się stało przed przyjściem Doroty, czekała aż to Marek zrobi ten pierwszy ruch, sama się bała cokolwiek powiedzieć, zrobić. Natomiast Marek myślał podobnie jak Agata. Myślał nad słowami Doroty, która już nie pierwszy raz dawała mu podobne sygnały. Myślał też tak samo jak Agata nad tym co się stało parę minut wcześniej. Postanowił, że lepiej będzie jeśli teraz pójdzie i da jej i sobie czas na przemyślenie tego wszystkiego. Jak pomyślał tak zrobił.
-No faktycznie późno już, Dorota miała rację. Chyba będę musiał iść. – powiedział a następnie podszedł do Agaty, spojrzał jej w oczy i pocałował w policzek, poczym zaczął kierować się w stronę wyjścia. Dopiero po chwili Agata zorientowała się, ze wychodzi i krzyknęła niepewnie. – Marek! Słuchaj, może zostaniesz na noc? To znaczy nie chodzi mi wiesz o co tylko nie chcę żebyś sam wracał po nocy. Niebezpiecznie jest, ciemno, późno. – widząc jego zaskoczoną minę szybko dodała – no chyba, że nie chcesz, ja Cię do niczego nie zmuszam…
- No jeżeli pani mecenas mi takie coś proponuje to nie wypada odmówić – powiedział z nieukrywanym zadowoleniem.
- No i super. Idź zgaś światło i siadaj, obejrzymy sobie jakiś film. – powiedziała jeszcze bardziej zadowolona niż on. Marek posłusznie wykonał jej polecenie i usiadł na podłodze tuż obok niej. Przybysz włączyła film i czekała na reakcję towarzysza.
- Nie no chyba nie chcesz tego oglądać. Widziałem to setki razy…
-Ja też – przerwała mu – ale to jest takie piękne, że mogłabym oglądać to setki razy…
-Nie no nie wierzę! Pani mecenas tak romantyczna? Kto by pomyślał… - powiedział z lekką nutką ironii w głosie. – Agata udając obrażaną wyłączyła telewizor i skrzyżowała ręce na piersiach, podkulając przy tym nogi. Marek widząc ten obrazek przysuną się do niej jeszcze bliżej. Już podnosił rękę aby odgarnąć jej spadające na twarz włosy ta szybko zaprotestowała – nie waż się mnie dotknąć, a przynajmniej do czasu aż przeprosisz!
– no dobrze, przepraszam- źle się zachowałem – jednak widząc, że na Agacie nie zrobiło to większego wrażenia ponowił próbę – Agatka, przepraszam – tym razem powiedział to takim głosem, że Agata praktycznie się rozpłynęła. Uwielbiała ten czuły, opiekuńczy i tak pociągający głos.
- Wybaczam! Ale spróbuj się jeszcze raz ze mnie naśmiewać to nie będzie tak łatwo. – powiedziała po czym słodko się do niego uśmiechnęła. – dobra chyba sobie darujemy już tego Titanica co? Ale za to możemy napić się wina. – powiedziała i zniknęła. Po chwili wróciła trzymając w ręku 2 kieliszki napełnione czerwonym płynem. Usiadła obok Marka i podała mu kieliszek. Upiła łyk i zamknęła oczy. Nie bała się już okazywać przy nim emocji. Mogła być w pełni sobą. Siedziała obok mężczyzny swojego życia, choć bała się do końca sama przed sobą do tego przyznać, było jej z nim dobrze, czuła się bezpieczna. Marek patrzył na nią jak zaczarowany. Uwielbiał na nią patrzeć, uwielbiał kiedy przechodząc zostawiała za sobą słodki smak perfum, uwielbiał ją nawet wtedy kiedy się złościła. Była wtedy taka urocza. Delikatnie podniósł rękę i dotkną jej policzka. Agata otworzyła oczy i leciutko się uśmiechnęła. Marek zaczął zbliżać się do jej twarzy. Delikatnie musną jej wargi po czym odsuną się patrząc na jej reakcję. Oczy miała prawie zamknięte, a wargi lekko przygryzione. Po chwili niezręcznej ciszy chwyciła go za koszulę i szybkim ruchem przyciągnęła do siebie. Wpiła się mocno w jego usta. Dla obojga była to wyjątkowa chwila. Ten pocałunek nie przypominał tych poprzednich. Był on znacznie dojrzalszy i przemyślany. Oboje wiedzieli, że tego pragną. Po kilku minutach Agata oderwała się od Marka.
-Dobra Dębski ja idę wziąć prysznic a ty tu jakieś spanie dla siebie wykombinuj. – Marek uśmiechną się do swoich myśli i zabrał się do roboty. Na podłodze rozłożył grubą warstwę koców, ułożył poduszki i kołdrę Agaty i położył się wygodnie. Kiedy Agata weszła do salonu zaniemówiła. Marek wygodnie sobie leżał na jej poduszkach i przykryty jej kołdrą.
-Mareczku, a na czym ja będę spała, bo wiesz nie chcę Cię martwić ale mówiąc żebyś wykombinował sobie jakieś spanie miałam na myśli inne niż moja pościel.
-Wiem i wszystko dokładnie obmyślałem. Ty moja droga położysz się ze mną, tutaj na podłodze. –widzą jej niepewną minę dodał – no chodź – będzie fajnie!
-Nie wątpię… - powiedziała po czym weszła do posłania Marka.
-Wiesz co? Zawsze sobie marzyłem, żeby tak z Tobą poleżeć w łóżku.
-Słucham? – Agata nawet nie ukrywała tego jak bardzo to wyznanie ją zaskoczyło.
-No wiesz zawsze chciałem leżeć tak sobie z kobietą która jest dla mnie kimś znacznie więcej niż tylko przyjaciółką, może nie koniecznie na podłodze, no ale zawsze coś. A wiesz, że zawsze lubiłem truskawki? Kiedy byłem dzieckiem przynajmniej co dwa dni musiałem jeść truskawki bo byłem zły na cały świat. – Marek próbował odwrócić temat, gdy tylko zorientował się co przed chwilą powiedział.
-Coo?
- No jak byłem mały to mama… – ciągną myśląc, że uda mu się zmienić temat, jednak Agata szybko mu przerwała.
-Marek… ja też lubię truskawki ale teraz mówię o czymś innym i Ty doskonale wiesz o czym, więc Cię bardzo proszę nie udawaj!
-No powiedziałem, że od zawsze moim marzeniem było leżeć tak sobie w czymś co przypomina łóżko z kobietą na której mi… zależy. Bardzo zależy. – wystękał i czekał na jej reakcję. Agata głośno przełknęła ślinę i już miała coś powiedzieć jednak zmieniła zdanie. Powiedzieć mu, że też jest dla niej kimś więcej? Czy może przemilczeć sprawę i udać, że nic się nie wydarzyło… Nie, nie, nie. Postanowiła, że nie zepsuje po raz kolejny tak wspaniałej chwili. Odwróciła się z powrotem na drugi bok.
-Maaareeek… bo wiesz, gdybym Ci teraz powiedziała, że też mi na Tobie tak jakby też zależy to co byś zrobił? – Markowi po raz kolejny odebrało mowę. Nigdy w życiu nie spodziewał się takich słów wypowiedzianych z jej ust. Zawsze o tym marzył, ale nie przypuszczał, że jego marzenie się spełni. Po dłuższej chwili zdecydował się na odpowiedź.
-Odpowiedziałbym, że jestem najszczęśliwszym facetem na Ziemi.

Justyna

PS(od Domci). Jeszcze są dwa opo fanów, ale z lekkim opóźnieniem się pojawią ;))

wtorek, 25 czerwca 2013

Ankieta nr 2

Podsumowanie naszej drugiej ankiety ;)

Co jest dla Ciebie weną?

Liczba głosów: 22

Piosenki i melodie - 10 głosów (66%)
Filmy i seriale - 6 głosów (40%)
Książki - 2 głosy (13%)
Wydarzenia z życia - 4 głosy (26%)
Inne - 0 głosów (0%)

Kolejny raz obstawiłam trafnie ;)) Macie jeszcze jakieś pomysły na ankiety ? Piszcie w komentarzach :D

Domcia

Opowiadanie Magdy "Trochę o przeszłości" - Agata

Nowa fanka = nowe opo <3 Mój nieumierający tekst *.*To co przerzucamy się na przeszłośc bohaterów xD Bo widzę, że Was wena na to bierze ;D Miłego czytania ;))

Domcia

Wpadł mi wczoraj przed snem do głowy pomysł na to opowiadanie, więc postanowiłam napisać. Łatwiej mi jest napisać o Agacie niż o Marku, bo więcej o niej wiem.  Jest to moje pierwsze opowiadanie. Mam nadzieję ze się spodoba, jeżeli nie, zrozumiem , oczywiście można kontynuować, mam już pomysły na kolejne :)

Była piękna, słoneczna niedziela. Agatę obudziły promienie słońca wpadające do jej pokoju. Zmrużyła oczy i usiadła na łóżku. Spojrzała na zegarek :  9:00. Wstała, wzięła prysznic, ubrała się i zeszła na dół. Ojciec właśnie kończył jeść śniadanie.
- Cześć Agatko, siadaj proszę.
- Cześć tato.
- Co dziś porabiasz córciu? Może pojechalibyśmy nad zalew pod Bydgoszczą?
- Nic ciekawego. Może odwiedzę Maćka po południu. Chętnie się przejadę – odparła biorąc bułkę i smarując ją masłem.
- Tego twojego nowego chłopaka ? Chodzi z tobą do klasy, prawda? Miły jest. Kto wie, może przyszły zięć?
- Tato ! Zięcia dla ciebie to ja jeszcze znajdę. Wszystko w swoim czasie – odpowiedziała uśmiechając się.
Pojechali nad zalew. Uwielbiali tu przyjeżdżać. W tym miejscu było tak cicho i spokojnie. Czasami byli już tutaj o 5:00 rano i łowili ryby, potem, kiedy jacyś ludzie jeszcze przyjeżdżali kąpali się w jeziorze, rozmawiali. Tego dnia nad zalewem byli sami. Przybysz wyciągnął więc wędkę, nałożył przynętę, usiadł na pomoście i zaczął łowić. Agata usiadła obok niego. Przez chwilę panowała cisza, gdy wreszcie Agata powiedziała:
- Tak brakuje mi mamy. Jej pewnie nas też. Dlaczego musiała odejść? Młodzi ludzie nie powinni umierać. Tato, tego guza naprawdę nie dało się wyciąć ?
- Agatko, mówiłem ci już. Guz był bardzo rozległy. Uciskał inne narządy, nie można było nic zrobić. Pamiętam jaką była zawsze optymistką, zarażała energią. Ty  też jesteś  bardzo radosna, zawsze uśmiechnięta, tak jak ona. Kiedy dowiedziała się, że jest chora, cały promyk energii i radości z życia tak jakby się wypalił. Popadła w depresję, nie chciała z nikim rozmawiać. W trakcie terapii straciła piękne, proste, kruczoczarne włosy, jej skóra była wiotka a promienna wcześniej cera trupio blada. Próbowałem dodać jej otuchy, jednak na próżno. Wszyscy patrzyliśmy jak umierała. Miałaś może wtedy 5, 6 lat. Powiedziałem ci wtedy, że mama zatruła się czymś i musi zostać w szpitalu. Kiedy jednak nie wracała, ty ciągle o nią pytałaś. Byłaś wtedy zbyt mała, bym mógł cię wziąć do szpitala. Pewnie widok mamy po chemii, bez włosów, wycieńczonej i smutnej przeraziłby cię. Zapewniałem cię więc, mówiąc że mama wróci, jednak lekarze mówili, że to są jej ostatnie dni. Kiedyś jednak poprosiła mnie, żebym cię przyprowadził, bo chce się z Tobą pożegnać. Poszedłem więc z Tobą do szpitala. Kiedy ją zobaczyłaś, rozpłakałaś się, pamiętasz?
- Tak i pamiętam co mi wtedy powiedziała. Jeszcze wtedy dokładnie tego nie rozumiałam . Posadziła mnie na kolanach i szepnęła :
- Córciu. Ja już muszę opuścić ten świat. Każdy z nas kiedyś będzie musiał to zrobić. Śmierć zabiera wszystkich, bez wyjątku, w różnym wieku.  Nie mamy na to wpływu. Zostawiam ci to : podała jej zdjęcie na którym Agata leżała na brzuchu z oczami utwionymi gdzieś w oddali a mama składała jej całusa na policzku. Kiedy będzie ci mnie brakowało, spójrz na to zdjęcie i powiedz co chcesz. Ja na pewno usłyszę. Kocham cię najmocniej na świecie. Tata zostaje tutaj. Słuchaj go i bądź grzeczna. Kiedyś spotkamy się razem w niebie. Nic tutaj nie zastąpi ci mamy, ale z pewnością kiedy dorośniesz, znajdziesz sobie chłopaka, obdarzysz go uczuciem i będziesz szczęśliwa. Pamiętaj, już niedługo się zobaczymy, będę na Ciebie czekać, córeczko.
Kończąc, uśmiechnęła się do mnie i pogładziła mnie po ciemnych włosach. Pamiętam że patrzyłam wtedy na nią wielkimi oczami z rozdziawioną buzią. Wtedy też zdjęła mnie ze swoich kolan i popchnęła w kierunku taty.
- Idź już. W każdej chwili Bóg może zabrać mnie do siebie.
Stanęłam wtedy obok ciebie tato. Pomachała mi wtedy i wyszliśmy.
- Tak, tak było. Umiała rozmawiać z dziećmi, pracowała w przedszkolu. Kiedy zmarła, przedszkolanki mówiły mi, że dzieci ciągle o nią pytają i nie chcą słuchać innych nauczycielek. Była cudowna. Nie mogłem się pogodzić z tym, że mi ją zabrano. Zostałem z Tobą sam jak palec. Cały czas mi ją przypominałaś. To nie pozwalało mi o niej zapomnieć. Ale życie toczy się dalej. Miałem dla kogo żyć. Żyłem dla ukochanej córki. Dobra! Koniec tych zwierzeń bo zaśniemy. O!  chyba ryba bierze. O! coś większego ! Ale będzie uczta !

Magda

niedziela, 23 czerwca 2013

Opowiadanie Duśki - "W przeszłości"

Czyli mam rozumiec, że to wydarzenia z przeszłości ? Czyli nic się nie stanie jak nazwę to opo "W przeszłości" ? Jak nie taki tytuł to napisz i zmienię ;D Miłego czytania ;)

Domcia


Siedziałam któregoś dnia w szkole i rozmyślałam nad tym, co może się wydarzyć w 4 sezonie i jakie sprawy poruszą. Tak rozmyślając przyszedł mi pomysł do głowy na kolejne opo… Mam nadzieję, że się spodoba… Niestety to jest kolejne opo z serii „śmierć, morderstwo, szpital, wypadek itp.”.
Wszelkie uwagi mile widziane. :)

            Ostatnie tygodnie w życiu Agaty były koszmarem. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Wszystkim przeszkadzała (tak jej się zdawało). Ojciec był ciągle zajęty przygotowaniami swojej kadry do turnieju, a matka… no właśnie mama Przybysz leżała w szpitalu, z dnia na dzień było z nią coraz gorzej. Zapadła w śpiączkę, była po prostu warzywem. A to wszystko przez jedną kłótnię.
           
!Pół roku wcześniej!

            - Ile razy mam Cię prosić, żebyś nie zostawiał na środku pokoju torby, kiedy wracasz z treningu?! – krzyczała pani Przybysz
            - Kochanie, spokojnie, już ją biorę! – Andrzej próbował uspokoić żonę.
            - „Spokojnie, już biorę” – krzyczała, cytując go – tak jest zawsze. Już nie mam na to wszystko siły!!! – w tym momencie do domu weszła Agata.
            - A wy znowu się kłócicie? Ile można… mimo wszystko nie zapominajcie, że się kochacie i nie możecie bez siebie żyć. – wyszczerzyła zęby w kierunku mamy.
            - Ty mi coś tu kręcisz, mów o co chodzi i nie owijaj w bawełnę. – odparła.
            - Ojjjj… No dobrze. Baba od biologii wstawiła mi pałę. – spuściła głowę. Dobrze wiedziała jak jej mama reaguje na takie wiadomości.
            - Co? Jak to pała! Znowu? – mówiła podniesionym głosem.
            - No ale co ja na to poradzę. – wiedziała, że mamie nie chodziło o ocenę, tylko o to, że się nie uczy…
            - Jak to co? Masz się uczyć, a nie łazić z chłopakami gdzie popadnie!
            - Ja się uczę – „kogo ja okłamuję” powtarzając w myślach – tylko ta biologica się  na mnie uwzięła…
            - Koniec dyskusji. Marsz do pokoju i szlaban na wyjścia! – trzasnęła drzwiami – „Kocham ją i robię to wszystko dla jej dobra, czego jeszcze ode mnie oczekuje… co ja robię nie tak?” – rozmyślała kierując się w stronę samochodu. Była zdenerwowana. Ani mąż, ani córka, nikt jej nie słuchał. Wsiadła do samochodu, odpaliła go i pojechała tam, gdzie zawsze odzyskiwała spokój. Nie zdawała sobie jednak sprawy, co za chwilę się stanie.

Takie mega krótkie opowiadanie, ponieważ całość nie będzie zbyt długa… oczywiście jeśli się ta (krótka) część spodoba to bd pisać dalej.

Duśka

Historia inaczej pisana cz. XI

Witam was po mojej długo-krótkiej nieobecności. Nie było mnie kilka dni a tu już jakieś dyskusje negatywne. Domcia nie miała niczego złego na myśli, każdego poniosła emocja, ale mam nadzieje że następnym razem tak szybko nie powtórzy się taka negatywna dyskusja.

Marek oderwał się od Adrianny, po jego głowie chodziła obecnie brunetka, o zaraźliwym uśmiechu. Wstał, nic nie mówiąc wyszedł z kancelarii, udał się do knajpy. Usiadł przy barze, zamówił szklankę whisky. Rozbrzmiał telefon Marka, spojrzał na wyświetlacz " Agata ".
- Tak ? - przyłożył telefon do ucha
- Dzwonie już któryś raz z kolei, co jest z Tobą.. ?
- Nic, wybrałem się na drinka po ciężkim dniu pracy, może dołączysz?
- Nie pije w godzinach popołudniowych, w środku tygodnia..
- Przyjedź chociaż, potowarzyszysz mi - trochę już bełkotał
- Gdzie ty jesteś!?
- W knajpce West, tu w okolicach kancelarii..
- Wiem, gdzie to jest pracuje tam mój znajomy, zaraz będę - rozłączyła się, Dębski schował telefon do kieszeni.
- Kontrola dziewczyny, narzeczonej czy żony? - zapytał barman
- Jestem żonaty.. - wybełkotał, Agata po kilku minutach zjawiła się w knajpie. Podeszła do Marka, złapła go za ramię.
- Agatko kochanie - pocałował ją, ona odsunęła się.
- Jesteś kompletnie zalany, ile ty wypiłeś? - zapytała stanowczo
- Agatko, to nie jest ważne, chodź tu do mnie - wstał i lekko się ugiął
- Może lepiej usiądź co? - Marek przytulił ją, stojący za barem barman, usmiechnął się do Agaty.
- Więc to pani jest żoną? Szczęściarz z niego - uśmiechnął się
- Nie jestem koleżanką z pracy - usmiechnela się do niego, Marek usiadł na krześle
- Agatko kochanie moje najdroższe..
- Marek, przestań - Dębski przyciągnął znów do siebie Agate i pocałował. Znów Agata odsunęła się od niego. Barman zdezorientowany całą sytuacją przyglądał się wychodzącej parze. Agata zawiozła go do domu, i odprowadziła pod same drzwi.
- Kładź się spać, zobaczymy się jutro w kancelarii - siedzący na kanapie Marek wciągnął Agatę na kolana.
- Nie puszczę Cie nigdzie - pocałował w szyje.
- Marek porozmawiamy jak będziesz trzeźwiejszy, bo na pod wpływem też potrafie być odważna - wstała i kierowała się w stronę drzwi, na szafce leżały znajome papiery, wzięła je do ręki, przeglądała. Papiery rozwodowe nie były podpisane jeszcze przez Marka. Spojrzała na zasypiającego na kanapie Marka, poczuła się oszukana i poraz kolejny mecenas Dębski ją zawiódł.

Paulina

Wiem że krótko, ale historia ta troche przypomina moje ostatnie dwa dni.. nie miałam weny pisać, bo zranił mnie ktoś na kim mi naprawdę zależy. :( 
PS: Kocham was ! (;

Opowiadanie eM.

Nowa fanka = nowe opowiadanko <3  I TO JEST KLASA !!! Po prostu BOSKIE <3 Brak słów *.* Miłego czytania ;))

Domcia


Czołem Margatomaniaczki! :)
W ramach pilnego uczenia się do sesji przeglądam tego bloga kilkanaście razy dziennie. Z uwagi na podstępujący brak weny wśród autorek i fanek oraz rosnące zainteresowanie spornymi wątkami kryminalnymi postanowiłam napisać coś MarGatowego od siebie. Od razu zastrzegam, że nie wiem kiedy uda mi się wstawić następną część, ale pojawi się na pewno (o ile będziecie chciały:). Komentarze mile widziane.
Pozdrawiam i do usłyszenia,
eM.

************************************************************
Opowiadanie eM - część I

Było bardzo późno. Chociaż nie miała siły sięgnąć po telefon, aby sprawdzić godzinę, wiedziała, że jest już bardzo późno. Nie mogła spać. Co chwile przewracała się z boku na bok próbując zasnąć, żeby choć na chwilę przestać o tym wszystkim myśleć. Nie chciała po raz kolejny wszystkiego analizować. Chciała po prostu zasnąć. Bez skutku... Leżała tak w ciemności, słuchając nocnego szumu Warszawy. Po jakimś czasie zdecydowała, że to bez sensu. Wstała, spojrzała na zegarek - była 2:45 na ranem. Nie spiesząc się zaparzyła sobie kawę i z kubkiem w dłoni usiała na parapecie. Uwielbiała tutaj siedzieć. Zwykle robiła to wieczorami, podglądając jak Warszawiacy pośpiesznie wracają do swoich domów. Patrzyła jak stojących w korkach kierowców, pieszych niosących zakupy, na matki spacerujące ze swoimi dziećmi oraz zakochane pary nastolatków wstydliwie trzymających się za ręce. To okno wydawało jej się bramą, za którą ludzie wiodą normalne życie. Mają pracę, hobby, męża lub żonę i gromadkę dzieci. A ona? Ona nie ma nic. O założeniu rodziny dotychczas w ogóle nie myślała. Nie było czasu. Nie było potrzeby. Jej życiem i jedynym hobby zawsze była praca. Praca, praca, praca...  Na myśl, że może teraz to stracić zadrżała. Odłożyła na stolik pusty kubek po kawie i wzięła do ręki akta. "Swoją drogą" - pomyślała - "Nigdy nie pomyślałam, że zobaczę akta, ze swoim nazwiskiem na okładce w roli głównej...". Wróciła na parapet i po raz dziesiąty od wczoraj zaczęła przeglądać dokumenty - umowa, pełnomocnictwo, dowody w sprawie Janusza G., dowody wpłat od jego kontrahentów, nagrania z monitoringu, na którym widać jak celowo psuje windę. Była tego cała masa. Wzięła do ręki aneks do umowy. Ten cholerny aneks. Dwie strony papieru przez które mogło zawalić się całe jej życie. Chociaż znała go już na pamięć, po raz kolejny przeczytała jego treść. Wiedziała, że są bez szans. Na dole drugiej strony widniała duża, czerwona pieczątka z napisem "Kancelaria adwokacka - Dębski, Gawron i Przybysz". Nikt i nic nie jest w stanie teraz udowodnić, że nie widzieli wcześniej tej umowy na oczy. Za dwa dni rozprawa, a ona ciągle nie miała pomysłu co zrobić, żeby ocalić kancelarię. Wiedziała, że stawką nie jest 4 miliony złotych, ale być albo nie być ich kancelarii. Nie są w stanie przecież zapłacić tak kosmicznej kwoty. Chociaż wiedziała, że jest niewinna to czuła się odpowiedzialna za całą sytuację - w końcu to był JEJ klient. Ani Dorota, ani Marek, ani Bartek nie powinni mieć z tym nic wspólnego. "Kombinuj Agata, kombinuj!" - próbowała zmobilizować się w myślach. Nic nowego nie przyszło jej jednak do głowy. Odłożyła aneks do reszty dokumentów i zamknęła akta. Poczuła się lekko senna, ale wiedziała, że i tak nie zaśnie. Zrobiło się zimno. Wstała, ubrała swój ulubiony wytarty, zdecydowanie za duży szary sweter i wróciła do okna. Patrzyła na plac przez kamienicą, gdzie właśnie nadjechał tramwaj. "Kto o tej porze w środku tygodnia włóczy się po mieście?" - myślała. Nieliczną grupę wysiadających pasażerów stanowiło czterech podpitych i wrzeszczących małolatów oraz towarzysząca im kobieta w nieco skąpym, jak na tą porę roku, stroju. "No tak" - pomyślała, wykrzywiając usta w ironicznym uśmiechu - " Wszystko jasne". Skupiona na hałaśliwych pasażerach, dopiero teraz dostrzegła mężczyznę wysiadającego z drugiego wagonu. Był wysoki, miał długi beżowy płaszcz i przewieszoną przez ramię torbę. Ze zdziwienia przetarła oczy i spojrzała jeszcze raz. "Nie, to nie możliwe. Co on miałby tutaj robić o takiej porze?". Narastająca od pewnego czasu senność momentalnie ją opuściła. Zaczęła z zaciekawieniem przyglądać się mężczyźnie. Kiedy jednak odwrócił się twarzą w jej stronę, zobaczyła, że to nie on. To nie Marek.  Mężczyzna przeszedł przez pasy i podążył w stronę sąsiedniej kamienicy. Agata zamknęła oczy i ponownie poddała się szalonemu biegowi swoich myśli. "Marek... Marek.. Marek... No właśnie. Marek. O co tutaj chodzi? O co mi właściwie chodzi? Dlaczego w ogóle przeszło mi przez myśl, że w środku nocy miałby tutaj  przyjeżdżać? Przecież to bez sensu". Wiedziała, że Marek na pewno siedział w kancelarii do późnego wieczora, przygotowując się przy szklance whisky do jednej ze swoich jutrzejszych rozpraw, a teraz z pewnością śpi w swoim mieszkaniu. "Ciekawe czy sam?" - pomyślała i natychmiast skarciła się w myślach i otworzyła oczy - "Co Cię to Przybysz do jasnej cholery obchodzi? Oczywiście, że na pewno nie sam. Prokurator Okońska jak zwykle na stanowisku". Sama wydawała się zaskoczona swoim zachowaniem. Swoimi uczuciami. "Przecież kto jak kto, ale ja nie będę o nikogo zazdrosna. Na pewno nie o niego. Przecież nic nas nie łączy. On jest z nią, a mi NIC do tego." - próbowała sama się usprawiedliwiać. Walczyła ze sobą. Bezskutecznie. Ponownie zamknęła oczy i pozwoliła sobie na chwilę słabości. Wspominała momenty, w których był koło niej. Momenty, w których ją wpierał i w których jej pomagał. Moment, w którym powiedział, że nikomu nie pozwoli jej skrzywdzić. Moment, w którym był blisko... tak bardzo blisko. Na myśl o tamtym dniu czuła zarówno radość jak i niepohamowany smutek. Myślała o jego oczach, które były centymetr od jej oczu, które były przepełnione uczuciem, które mówiły więcej niż ktokolwiek kiedykolwiek powiedział. Myślała o jego ustach, które początkowo tak nieśmiało, a potem coraz namiętniej ją całowały. Myślała o jego wielkich dłoniach, które potrafiły ją tak objąć, że czuła się bezpieczna. Myśląc o tym, czuła wręcz jego dotyk na swoich plecach, na swojej twarz, na swojej talii... To właściwie był ich "drugi raz". Czuła, że ten pocałunek był niezwykle świadomy, dojrzały, pełny pasji i namiętności. Jeszcze może nie miłości, ale właśnie czystej i niepohamowanej przez moment namiętności. Wiedziała, że miłość to wielkie słowo i że boi się go używać. Wiedziała, że on jest osobą, która mogłaby to zmienić. Wiedziała też, że zaraz po tym jak jego usta oderwały się od jej ust zrobiła coś czego zrobić nie powinna. Kazała mu wyjść. "Pierwsza go pocałowałaś, a potem kazałaś mu wyjść, wariatko " - myślała - "Nie dziw się, że poszedł do innej".  Nie wiedziała co powinna zrobić, co powinna myśleć. Wiedziała, że coś w głębi jej umysłu coraz bardziej kieruje ją  w jego stronę. I że choć nigdy tego nie chciała, on zaczyna przyciągać ją do siebie niczym magnes. Po raz drugi tej nocy spojrzała na zegarek - było tuż przed 5 rano. Zdecydowała, że spróbuje się jednak chwile przespać. Wróciła do łóżka i zakopała się pod kołdrą. Nie wiedziała czy to już sen czy jeszcze rzeczywistość, ale znów poczuła jego dotyk na swojej skórze. Kiedy wreszcie zasnęła, na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. 

eM.