Domcia
Czołem Margatomaniaczki! :)
W ramach pilnego uczenia się do
sesji przeglądam tego bloga kilkanaście razy dziennie. Z uwagi na podstępujący
brak weny wśród autorek i fanek oraz rosnące zainteresowanie spornymi wątkami
kryminalnymi postanowiłam napisać coś MarGatowego od siebie. Od razu
zastrzegam, że nie wiem kiedy uda mi się wstawić następną część, ale pojawi się
na pewno (o ile będziecie chciały:). Komentarze mile widziane.
Pozdrawiam i do usłyszenia,
eM.
************************************************************
Opowiadanie eM - część I
Było bardzo późno. Chociaż nie
miała siły sięgnąć po telefon, aby sprawdzić godzinę, wiedziała, że jest już
bardzo późno. Nie mogła spać. Co chwile przewracała się z boku na bok próbując
zasnąć, żeby choć na chwilę przestać o tym wszystkim myśleć. Nie chciała po raz
kolejny wszystkiego analizować. Chciała po prostu zasnąć. Bez skutku... Leżała
tak w ciemności, słuchając nocnego szumu Warszawy. Po jakimś czasie
zdecydowała, że to bez sensu. Wstała, spojrzała na zegarek - była 2:45 na
ranem. Nie spiesząc się zaparzyła sobie kawę i z kubkiem w dłoni usiała na
parapecie. Uwielbiała tutaj siedzieć. Zwykle robiła to wieczorami, podglądając
jak Warszawiacy pośpiesznie wracają do swoich domów. Patrzyła jak stojących w
korkach kierowców, pieszych niosących zakupy, na matki spacerujące ze swoimi
dziećmi oraz zakochane pary nastolatków wstydliwie trzymających się za ręce. To
okno wydawało jej się bramą, za którą ludzie wiodą normalne życie. Mają pracę,
hobby, męża lub żonę i gromadkę dzieci. A ona? Ona nie ma nic. O założeniu
rodziny dotychczas w ogóle nie myślała. Nie było czasu. Nie było potrzeby. Jej
życiem i jedynym hobby zawsze była praca. Praca, praca, praca... Na myśl, że może teraz to stracić zadrżała.
Odłożyła na stolik pusty kubek po kawie i wzięła do ręki akta. "Swoją drogą" - pomyślała - "Nigdy nie pomyślałam, że zobaczę akta, ze
swoim nazwiskiem na okładce w roli głównej...". Wróciła na parapet i
po raz dziesiąty od wczoraj zaczęła przeglądać dokumenty - umowa,
pełnomocnictwo, dowody w sprawie Janusza G., dowody wpłat od jego kontrahentów,
nagrania z monitoringu, na którym widać jak celowo psuje windę. Była tego cała
masa. Wzięła do ręki aneks do umowy. Ten cholerny aneks. Dwie strony papieru
przez które mogło zawalić się całe jej życie. Chociaż znała go już na pamięć,
po raz kolejny przeczytała jego treść. Wiedziała, że są bez szans. Na dole
drugiej strony widniała duża, czerwona pieczątka z napisem "Kancelaria adwokacka - Dębski, Gawron i
Przybysz". Nikt i nic nie jest w stanie teraz udowodnić, że nie
widzieli wcześniej tej umowy na oczy. Za dwa dni rozprawa, a ona ciągle nie
miała pomysłu co zrobić, żeby ocalić kancelarię. Wiedziała, że stawką nie jest
4 miliony złotych, ale być albo nie być ich kancelarii. Nie są w stanie
przecież zapłacić tak kosmicznej kwoty. Chociaż wiedziała, że jest niewinna to
czuła się odpowiedzialna za całą sytuację - w końcu to był JEJ klient. Ani
Dorota, ani Marek, ani Bartek nie powinni mieć z tym nic wspólnego. "Kombinuj Agata, kombinuj!" -
próbowała zmobilizować się w myślach. Nic nowego nie przyszło jej jednak do
głowy. Odłożyła aneks do reszty dokumentów i zamknęła akta. Poczuła się lekko
senna, ale wiedziała, że i tak nie zaśnie. Zrobiło się zimno. Wstała, ubrała
swój ulubiony wytarty, zdecydowanie za duży szary sweter i wróciła do okna.
Patrzyła na plac przez kamienicą, gdzie właśnie nadjechał tramwaj. "Kto o tej porze w środku tygodnia włóczy się
po mieście?" - myślała. Nieliczną grupę wysiadających pasażerów
stanowiło czterech podpitych i wrzeszczących małolatów oraz towarzysząca im
kobieta w nieco skąpym, jak na tą porę roku, stroju. "No tak" - pomyślała, wykrzywiając usta w ironicznym uśmiechu -
" Wszystko jasne". Skupiona
na hałaśliwych pasażerach, dopiero teraz dostrzegła mężczyznę wysiadającego z
drugiego wagonu. Był wysoki, miał długi beżowy płaszcz i przewieszoną przez
ramię torbę. Ze zdziwienia przetarła oczy i spojrzała jeszcze raz. "Nie, to nie możliwe. Co on miałby tutaj
robić o takiej porze?". Narastająca od pewnego czasu senność
momentalnie ją opuściła. Zaczęła z zaciekawieniem przyglądać się mężczyźnie.
Kiedy jednak odwrócił się twarzą w jej stronę, zobaczyła, że to nie on. To nie
Marek. Mężczyzna przeszedł przez pasy i
podążył w stronę sąsiedniej kamienicy. Agata zamknęła oczy i ponownie poddała
się szalonemu biegowi swoich myśli. "Marek...
Marek.. Marek... No właśnie. Marek. O co tutaj chodzi? O co mi właściwie
chodzi? Dlaczego w ogóle przeszło mi przez myśl, że w środku nocy miałby
tutaj przyjeżdżać? Przecież to bez sensu".
Wiedziała, że Marek na pewno siedział w kancelarii do późnego wieczora,
przygotowując się przy szklance whisky do jednej ze swoich jutrzejszych
rozpraw, a teraz z pewnością śpi w swoim mieszkaniu. "Ciekawe czy sam?" - pomyślała i natychmiast skarciła się w
myślach i otworzyła oczy - "Co Cię
to Przybysz do jasnej cholery obchodzi? Oczywiście, że na pewno nie sam.
Prokurator Okońska jak zwykle na stanowisku". Sama wydawała się
zaskoczona swoim zachowaniem. Swoimi uczuciami. "Przecież kto jak kto, ale ja nie będę o nikogo zazdrosna. Na pewno nie
o niego. Przecież nic nas nie łączy. On jest z nią, a mi NIC do tego."
- próbowała sama się usprawiedliwiać. Walczyła ze sobą. Bezskutecznie. Ponownie
zamknęła oczy i pozwoliła sobie na chwilę słabości. Wspominała momenty, w
których był koło niej. Momenty, w których ją wpierał i w których jej pomagał.
Moment, w którym powiedział, że nikomu nie pozwoli jej skrzywdzić. Moment, w
którym był blisko... tak bardzo blisko. Na myśl o tamtym dniu czuła zarówno
radość jak i niepohamowany smutek. Myślała o jego oczach, które były centymetr
od jej oczu, które były przepełnione uczuciem, które mówiły więcej niż
ktokolwiek kiedykolwiek powiedział. Myślała o jego ustach, które początkowo tak
nieśmiało, a potem coraz namiętniej ją całowały. Myślała o jego wielkich
dłoniach, które potrafiły ją tak objąć, że czuła się bezpieczna. Myśląc o tym,
czuła wręcz jego dotyk na swoich plecach, na swojej twarz, na swojej talii...
To właściwie był ich "drugi raz". Czuła, że ten pocałunek był
niezwykle świadomy, dojrzały, pełny pasji i namiętności. Jeszcze może nie
miłości, ale właśnie czystej i niepohamowanej przez moment namiętności.
Wiedziała, że miłość to wielkie słowo i że boi się go używać. Wiedziała, że on
jest osobą, która mogłaby to zmienić. Wiedziała też, że zaraz po tym jak jego
usta oderwały się od jej ust zrobiła coś czego zrobić nie powinna. Kazała mu
wyjść. "Pierwsza go pocałowałaś, a
potem kazałaś mu wyjść, wariatko " - myślała - "Nie dziw się, że poszedł do innej". Nie wiedziała co powinna zrobić, co powinna
myśleć. Wiedziała, że coś w głębi jej umysłu coraz bardziej kieruje ją w jego stronę. I że choć nigdy tego nie
chciała, on zaczyna przyciągać ją do siebie niczym magnes. Po raz drugi tej
nocy spojrzała na zegarek - było tuż przed 5 rano. Zdecydowała, że spróbuje się
jednak chwile przespać. Wróciła do łóżka i zakopała się pod kołdrą. Nie
wiedziała czy to już sen czy jeszcze rzeczywistość, ale znów poczuła jego dotyk
na swojej skórze. Kiedy wreszcie zasnęła, na jej twarzy pojawił się delikatny
uśmiech.
eM.
Boskie!!!! Oczywiście, że masz pisać drugą część! Jest naprawdę wspaniałe.
OdpowiedzUsuńŚwietne:-) brak mi słów. Co za pytanie, jasne, że maasz pisać dalej. Serio boskie:-)
OdpowiedzUsuńLuknijcie na skrzynkę. :)
OdpowiedzUsuńDuśka
Genialne ! :)
OdpowiedzUsuńCudo <3
OdpowiedzUsuńboskie! <3
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Cieszę się, że się Wam podoba! :) Nad kolejną częścią popracuję w środę po egzaminie :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńeM.