niedziela, 23 czerwca 2013

Opowiadanie eM.

Nowa fanka = nowe opowiadanko <3  I TO JEST KLASA !!! Po prostu BOSKIE <3 Brak słów *.* Miłego czytania ;))

Domcia


Czołem Margatomaniaczki! :)
W ramach pilnego uczenia się do sesji przeglądam tego bloga kilkanaście razy dziennie. Z uwagi na podstępujący brak weny wśród autorek i fanek oraz rosnące zainteresowanie spornymi wątkami kryminalnymi postanowiłam napisać coś MarGatowego od siebie. Od razu zastrzegam, że nie wiem kiedy uda mi się wstawić następną część, ale pojawi się na pewno (o ile będziecie chciały:). Komentarze mile widziane.
Pozdrawiam i do usłyszenia,
eM.

************************************************************
Opowiadanie eM - część I

Było bardzo późno. Chociaż nie miała siły sięgnąć po telefon, aby sprawdzić godzinę, wiedziała, że jest już bardzo późno. Nie mogła spać. Co chwile przewracała się z boku na bok próbując zasnąć, żeby choć na chwilę przestać o tym wszystkim myśleć. Nie chciała po raz kolejny wszystkiego analizować. Chciała po prostu zasnąć. Bez skutku... Leżała tak w ciemności, słuchając nocnego szumu Warszawy. Po jakimś czasie zdecydowała, że to bez sensu. Wstała, spojrzała na zegarek - była 2:45 na ranem. Nie spiesząc się zaparzyła sobie kawę i z kubkiem w dłoni usiała na parapecie. Uwielbiała tutaj siedzieć. Zwykle robiła to wieczorami, podglądając jak Warszawiacy pośpiesznie wracają do swoich domów. Patrzyła jak stojących w korkach kierowców, pieszych niosących zakupy, na matki spacerujące ze swoimi dziećmi oraz zakochane pary nastolatków wstydliwie trzymających się za ręce. To okno wydawało jej się bramą, za którą ludzie wiodą normalne życie. Mają pracę, hobby, męża lub żonę i gromadkę dzieci. A ona? Ona nie ma nic. O założeniu rodziny dotychczas w ogóle nie myślała. Nie było czasu. Nie było potrzeby. Jej życiem i jedynym hobby zawsze była praca. Praca, praca, praca...  Na myśl, że może teraz to stracić zadrżała. Odłożyła na stolik pusty kubek po kawie i wzięła do ręki akta. "Swoją drogą" - pomyślała - "Nigdy nie pomyślałam, że zobaczę akta, ze swoim nazwiskiem na okładce w roli głównej...". Wróciła na parapet i po raz dziesiąty od wczoraj zaczęła przeglądać dokumenty - umowa, pełnomocnictwo, dowody w sprawie Janusza G., dowody wpłat od jego kontrahentów, nagrania z monitoringu, na którym widać jak celowo psuje windę. Była tego cała masa. Wzięła do ręki aneks do umowy. Ten cholerny aneks. Dwie strony papieru przez które mogło zawalić się całe jej życie. Chociaż znała go już na pamięć, po raz kolejny przeczytała jego treść. Wiedziała, że są bez szans. Na dole drugiej strony widniała duża, czerwona pieczątka z napisem "Kancelaria adwokacka - Dębski, Gawron i Przybysz". Nikt i nic nie jest w stanie teraz udowodnić, że nie widzieli wcześniej tej umowy na oczy. Za dwa dni rozprawa, a ona ciągle nie miała pomysłu co zrobić, żeby ocalić kancelarię. Wiedziała, że stawką nie jest 4 miliony złotych, ale być albo nie być ich kancelarii. Nie są w stanie przecież zapłacić tak kosmicznej kwoty. Chociaż wiedziała, że jest niewinna to czuła się odpowiedzialna za całą sytuację - w końcu to był JEJ klient. Ani Dorota, ani Marek, ani Bartek nie powinni mieć z tym nic wspólnego. "Kombinuj Agata, kombinuj!" - próbowała zmobilizować się w myślach. Nic nowego nie przyszło jej jednak do głowy. Odłożyła aneks do reszty dokumentów i zamknęła akta. Poczuła się lekko senna, ale wiedziała, że i tak nie zaśnie. Zrobiło się zimno. Wstała, ubrała swój ulubiony wytarty, zdecydowanie za duży szary sweter i wróciła do okna. Patrzyła na plac przez kamienicą, gdzie właśnie nadjechał tramwaj. "Kto o tej porze w środku tygodnia włóczy się po mieście?" - myślała. Nieliczną grupę wysiadających pasażerów stanowiło czterech podpitych i wrzeszczących małolatów oraz towarzysząca im kobieta w nieco skąpym, jak na tą porę roku, stroju. "No tak" - pomyślała, wykrzywiając usta w ironicznym uśmiechu - " Wszystko jasne". Skupiona na hałaśliwych pasażerach, dopiero teraz dostrzegła mężczyznę wysiadającego z drugiego wagonu. Był wysoki, miał długi beżowy płaszcz i przewieszoną przez ramię torbę. Ze zdziwienia przetarła oczy i spojrzała jeszcze raz. "Nie, to nie możliwe. Co on miałby tutaj robić o takiej porze?". Narastająca od pewnego czasu senność momentalnie ją opuściła. Zaczęła z zaciekawieniem przyglądać się mężczyźnie. Kiedy jednak odwrócił się twarzą w jej stronę, zobaczyła, że to nie on. To nie Marek.  Mężczyzna przeszedł przez pasy i podążył w stronę sąsiedniej kamienicy. Agata zamknęła oczy i ponownie poddała się szalonemu biegowi swoich myśli. "Marek... Marek.. Marek... No właśnie. Marek. O co tutaj chodzi? O co mi właściwie chodzi? Dlaczego w ogóle przeszło mi przez myśl, że w środku nocy miałby tutaj  przyjeżdżać? Przecież to bez sensu". Wiedziała, że Marek na pewno siedział w kancelarii do późnego wieczora, przygotowując się przy szklance whisky do jednej ze swoich jutrzejszych rozpraw, a teraz z pewnością śpi w swoim mieszkaniu. "Ciekawe czy sam?" - pomyślała i natychmiast skarciła się w myślach i otworzyła oczy - "Co Cię to Przybysz do jasnej cholery obchodzi? Oczywiście, że na pewno nie sam. Prokurator Okońska jak zwykle na stanowisku". Sama wydawała się zaskoczona swoim zachowaniem. Swoimi uczuciami. "Przecież kto jak kto, ale ja nie będę o nikogo zazdrosna. Na pewno nie o niego. Przecież nic nas nie łączy. On jest z nią, a mi NIC do tego." - próbowała sama się usprawiedliwiać. Walczyła ze sobą. Bezskutecznie. Ponownie zamknęła oczy i pozwoliła sobie na chwilę słabości. Wspominała momenty, w których był koło niej. Momenty, w których ją wpierał i w których jej pomagał. Moment, w którym powiedział, że nikomu nie pozwoli jej skrzywdzić. Moment, w którym był blisko... tak bardzo blisko. Na myśl o tamtym dniu czuła zarówno radość jak i niepohamowany smutek. Myślała o jego oczach, które były centymetr od jej oczu, które były przepełnione uczuciem, które mówiły więcej niż ktokolwiek kiedykolwiek powiedział. Myślała o jego ustach, które początkowo tak nieśmiało, a potem coraz namiętniej ją całowały. Myślała o jego wielkich dłoniach, które potrafiły ją tak objąć, że czuła się bezpieczna. Myśląc o tym, czuła wręcz jego dotyk na swoich plecach, na swojej twarz, na swojej talii... To właściwie był ich "drugi raz". Czuła, że ten pocałunek był niezwykle świadomy, dojrzały, pełny pasji i namiętności. Jeszcze może nie miłości, ale właśnie czystej i niepohamowanej przez moment namiętności. Wiedziała, że miłość to wielkie słowo i że boi się go używać. Wiedziała, że on jest osobą, która mogłaby to zmienić. Wiedziała też, że zaraz po tym jak jego usta oderwały się od jej ust zrobiła coś czego zrobić nie powinna. Kazała mu wyjść. "Pierwsza go pocałowałaś, a potem kazałaś mu wyjść, wariatko " - myślała - "Nie dziw się, że poszedł do innej".  Nie wiedziała co powinna zrobić, co powinna myśleć. Wiedziała, że coś w głębi jej umysłu coraz bardziej kieruje ją  w jego stronę. I że choć nigdy tego nie chciała, on zaczyna przyciągać ją do siebie niczym magnes. Po raz drugi tej nocy spojrzała na zegarek - było tuż przed 5 rano. Zdecydowała, że spróbuje się jednak chwile przespać. Wróciła do łóżka i zakopała się pod kołdrą. Nie wiedziała czy to już sen czy jeszcze rzeczywistość, ale znów poczuła jego dotyk na swojej skórze. Kiedy wreszcie zasnęła, na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. 

eM.

7 komentarzy:

  1. Boskie!!!! Oczywiście, że masz pisać drugą część! Jest naprawdę wspaniałe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne:-) brak mi słów. Co za pytanie, jasne, że maasz pisać dalej. Serio boskie:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Luknijcie na skrzynkę. :)

    Duśka

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. Cieszę się, że się Wam podoba! :) Nad kolejną częścią popracuję w środę po egzaminie :) Pozdrawiam.

    eM.

    OdpowiedzUsuń