Domcia
Agata była właśnie zszywana, kiedy
Marek rozmawiał z lekarzem.
- Prosiłem pana, żeby pan się nią
opiekował.
- No i się zajmowałem i to bardzo
dobrze. Tylko, że ona sama chciała już wracać do domu, a na siłę nie miałem
serca jej trzymać.
-
No dobrze… Ale teraz naprawdę musi być pan z nią cały czas i nie puszczać jej
samej nawet do toalety… - Marek uśmiechnął się lekko na słowa lekarza.
Dębski zawiózł Agatę do
swojego domu. Właśnie wtedy miała miejsce rozmowa, której tak bardzo Przybysz
chciała uniknąć.
-
Wtedy, w szpitalu i dzisiaj po tym incydencie nie miałem serca Cię o nic pytać.
Jednak teraz nie mam wyjścia. Czy ta Twoja próba samobójcza ma związek z
Bitnerem i tym co się dzisiaj stało? – patrzył na nią. Miała w oczach łzy,
wiedział, że nie chciała mówić lecz musiał wiedzieć co jest grane.
- Marek! Jeśli Ci
powiem, to i tak niczego nie zmieni. A będziesz jeszcze bardziej narażony na
niebezpieczeństwo. – mówiąc to nie patrzyła na niego. Wzrok miała wbity w ręce
Marka trzymające jej dłonie.
- Agata! – prawie
krzyknął – zrozum, tu nie chodzi o mnie, o Bitnera, czy o kancelarię. Tu chodzi
o Ciebie, martwię się o Ciebie. Ile razy zostawiałem Cię w domu samą, gdy
musiałem wyjść do kancelarii wychodziłem ze świadomością, że w każdej chwili
mogę Cię stracić!!! – Tu podniósł jej brodę, ich oczy się spotkały, Agata w tym
momencie zauważyła oczy Marka pełne łez i zatroskania.
- Czemu ty się o mnie
martwisz??? Przecież nic dla Ciebie nie znaczę… - tu jej przerwał.
- Jak to nic dla mnie
nie znaczysz! – podniósł głos – Nie opowiadaj takich bzdur. Może tego nie
wiesz, ale jesteś dla mnie CHOLERNIE ważna… Agata zrozum to, ja Cię KOCHAM!!!
Gdybyś popełniła to pieprzone samobójstwo… - nie zdążył dokończyć. Pocałowała
go. Czuł tylko jak jej łzy napływają mu do ust. Odwzajemnij jej pocałunek,
jednak ona odsunęła się od niego.
- Dobrze. Powiem Ci,
tylko proszę Cię. Po tym co usłyszysz nie rób niczego głupiego…
- Nie obiecuję. Mów, o
chodziło z tym samobójstwem.
- Poczekaj, zacznę od
początku. Po wygraniu sprawy i po wsadzeniu Bitnera za kratki jego ludzie
zaczęli mnie nachodzić i straszyć, że jak nie wyciągnę Bitnera to ucierpią na tym
moi bliscy i ja sama. Nie przejmowałam się tym, jednak zaczęli mnie nachodzić
coraz częściej, bywać u mnie w mieszkaniu. Bałam się, nie mogłam wam
powiedzieć, bo mi zagrozili, że jeśli komukolwiek pisnę choć słowo, to odstrzelą i mnie i tę
osobę. W momencie, kiedy zaczęli mi grozić, ja zaczęłam zażywać środki
uspokajające… -Nie przerywał jej, słuchał z uwagą. Wyczekiwał tylko momentu,
gdy dowie się DLACZEGO - nerwowo już nie wytrzymywałam. Środki te okazały się
być bardzo silne, więc je odstawiłam. Jednak nadal nie mogłam poradzić sobie ze
stresem. Zaczęłam pić co też nie przynosiło efektów. No i wtedy właśnie
wylądowałam w szpitalu, lekaż najpierw wam powiedział o podejrzeniu o
samobójstwie, potem dopiero mi. Nie wiedziałam, do czego takie połączenie prowadzi,
aż do wtedy. Marek!!! – lekko podniosła głos – ja naprawdę nie chciałam się
zabić. Wierzysz mi? – na te słowa po policzkach spłynęły jej łzy.
- Wierzę… Tylko czemu
nam nie powiedziałaś, mniejsza nam. Czemu MI – to słowo podkreślił – nie
powiedziałaś. Zrobiłbym coś, nie wiem, nasłał policję, doniósł
prokuraturze. Cokolwiek by Cię bronić.
Wtedy w szpitalu… myślałem że straciłem Cię już na zawsze. Już chciałem stamtąd
wychodzić i nie czekając na nic rzucić się pod koła jakiejkolwiek maszyny… -
jego maślane oczy zaczęły zachodzić łzami. Nie czekając dłużej na wyjaśnienia
chwycił ją w pasie, przyciągną do siebie i przytulił najmocniej i zarazem
najdelikatniej jak potrafił. – Nie możesz już wrócić do siebie do domu. Znają
adres i następnym razem może skończyć się tragiczniej… Ja nie wiem co bym
zrobił gdybyś odeszła. Do momentu, kiedy nie znajdziemy dla Ciebie nowego
mieszkania mieszkasz u mnie.
- Marek! Dziękuję Ci.
- Za co mi dziękujesz?
- Po prostu za to, że
jesteś i że się mną opiekujesz… Od początku naszej znajomości czułam, że mam w
Tobie kogoś więcej niż wspólnika, przyjaciela. Do tej pory nie umiałam tego
określić, tego co tak naprawdę czuję… Doceń to co mówię bo ciężko u mnie z
okazywaniem uczuć i to co teraz powiem jest dla mnie bardzo trudne, i długo nad
tym myślałam… Ja…- tu go pocałowała. Pocałunek był dokładnie taki sam, jaki był
we śnie Dębskiego. Marek zrozumiał co Agata chciała mu powiedzieć.
- Nie musisz kończyć. –
Popatrzył na nią swoimi maślanymi oczami. – Może kiedyś powiesz te dwa piękne
słowa, ale jeszcze ni dzisiaj. Wiem, że mnie kochasz, ale boisz się powiedzieć
to na głos. Agatko. – Zwrócił się do niej najczulej jak potrafił – Jestem przy
Tobie i nigdy więcej nie pozwolę, żeby ktoś Cię skrzywdził… Obiecuję… -
pocałował ją, lecz to nie był zwyczajny pocałunek. Przepełniony był czułością,
namiętnością, pożądaniem i łzami obojga. Cieszyli się chwilą, która trwa.
Jak na razie to na tyle. Być może kolejna część
będzie już finałem, zobaczę.
Duśka
Nie wyszło tak jak chciałam... ale mam nadzieję, że jednak komuś się spodoba. ^^
OdpowiedzUsuńsuper ale nie kończ tego jeszcze : )
OdpowiedzUsuńOooooooooooooooooo ;)
OdpowiedzUsuń