Domcia
Wpadł mi wczoraj przed snem do głowy pomysł na to
opowiadanie, więc postanowiłam napisać. Łatwiej mi jest napisać o Agacie
niż o Marku, bo więcej o niej wiem. Jest to moje pierwsze opowiadanie.
Mam nadzieję ze się spodoba, jeżeli nie, zrozumiem , oczywiście można
kontynuować, mam już pomysły na kolejne :)
Była piękna, słoneczna niedziela. Agatę obudziły
promienie słońca wpadające do jej pokoju. Zmrużyła oczy i usiadła na
łóżku. Spojrzała na zegarek : 9:00. Wstała, wzięła prysznic, ubrała się
i zeszła na dół. Ojciec właśnie kończył jeść śniadanie.
- Cześć Agatko, siadaj proszę.
- Cześć tato.
- Co dziś porabiasz córciu? Może pojechalibyśmy nad zalew pod Bydgoszczą?
- Nic ciekawego. Może odwiedzę Maćka po południu. Chętnie się przejadę – odparła biorąc bułkę i smarując ją masłem.
- Tego twojego nowego chłopaka ? Chodzi z tobą do klasy, prawda? Miły jest. Kto wie, może przyszły zięć?
- Tato ! Zięcia dla ciebie to ja jeszcze znajdę. Wszystko w swoim czasie – odpowiedziała uśmiechając się.
Pojechali nad zalew. Uwielbiali tu przyjeżdżać. W
tym miejscu było tak cicho i spokojnie. Czasami byli już tutaj o 5:00
rano i łowili ryby, potem, kiedy jacyś ludzie jeszcze przyjeżdżali
kąpali się w jeziorze, rozmawiali. Tego dnia nad zalewem byli sami.
Przybysz wyciągnął więc wędkę, nałożył przynętę, usiadł na pomoście i
zaczął łowić. Agata usiadła obok niego. Przez chwilę panowała cisza, gdy
wreszcie Agata powiedziała:
- Tak brakuje mi mamy. Jej pewnie nas też. Dlaczego
musiała odejść? Młodzi ludzie nie powinni umierać. Tato, tego guza
naprawdę nie dało się wyciąć ?
- Agatko, mówiłem ci już. Guz był bardzo rozległy.
Uciskał inne narządy, nie można było nic zrobić. Pamiętam jaką była
zawsze optymistką, zarażała energią. Ty też jesteś bardzo radosna,
zawsze uśmiechnięta, tak jak ona. Kiedy dowiedziała się, że jest chora,
cały promyk energii i radości z życia tak jakby się wypalił. Popadła w
depresję, nie chciała z nikim rozmawiać. W trakcie terapii straciła
piękne, proste, kruczoczarne włosy, jej skóra była
wiotka a promienna wcześniej cera trupio blada. Próbowałem dodać jej
otuchy, jednak na próżno. Wszyscy patrzyliśmy jak umierała. Miałaś może
wtedy 5, 6 lat. Powiedziałem ci wtedy, że mama zatruła się czymś i musi
zostać w szpitalu. Kiedy jednak nie wracała, ty ciągle o nią pytałaś.
Byłaś wtedy zbyt mała, bym mógł cię wziąć do szpitala. Pewnie widok mamy
po chemii, bez włosów, wycieńczonej i smutnej przeraziłby cię.
Zapewniałem cię więc, mówiąc że mama
wróci, jednak lekarze mówili, że to są jej ostatnie dni. Kiedyś jednak
poprosiła mnie, żebym cię przyprowadził, bo chce się z Tobą pożegnać.
Poszedłem więc z Tobą do szpitala. Kiedy ją zobaczyłaś, rozpłakałaś się,
pamiętasz?
- Tak i pamiętam co mi wtedy powiedziała. Jeszcze wtedy dokładnie tego nie rozumiałam . Posadziła mnie na kolanach i szepnęła :
- Córciu. Ja już muszę opuścić ten świat. Każdy z
nas kiedyś będzie musiał to zrobić. Śmierć zabiera wszystkich, bez
wyjątku, w różnym wieku. Nie mamy na to wpływu. Zostawiam ci to :
podała jej zdjęcie na którym Agata leżała na brzuchu z oczami utwionymi
gdzieś w oddali a mama składała jej całusa na policzku. Kiedy będzie ci
mnie brakowało, spójrz na to zdjęcie i powiedz co chcesz. Ja na pewno
usłyszę. Kocham cię najmocniej na świecie.
Tata zostaje tutaj. Słuchaj go i bądź grzeczna. Kiedyś spotkamy się
razem w niebie. Nic tutaj nie zastąpi ci mamy, ale z pewnością kiedy
dorośniesz, znajdziesz sobie chłopaka, obdarzysz go uczuciem i będziesz
szczęśliwa. Pamiętaj, już niedługo się zobaczymy, będę na Ciebie czekać,
córeczko.
Kończąc, uśmiechnęła się do mnie i pogładziła mnie
po ciemnych włosach. Pamiętam że patrzyłam wtedy na nią wielkimi oczami z
rozdziawioną buzią. Wtedy też zdjęła mnie ze swoich kolan i popchnęła w
kierunku taty.
- Idź już. W każdej chwili Bóg może zabrać mnie do siebie.
Stanęłam wtedy obok ciebie tato. Pomachała mi wtedy i wyszliśmy.
- Tak, tak było. Umiała rozmawiać z dziećmi,
pracowała w przedszkolu. Kiedy zmarła, przedszkolanki mówiły mi, że
dzieci ciągle o nią pytają i nie chcą słuchać innych nauczycielek. Była
cudowna. Nie mogłem się pogodzić z tym, że mi ją zabrano. Zostałem z
Tobą sam jak palec. Cały czas mi ją przypominałaś. To nie pozwalało mi o
niej zapomnieć. Ale życie toczy się dalej. Miałem dla kogo żyć. Żyłem
dla ukochanej córki. Dobra! Koniec tych zwierzeń bo zaśniemy. O!
chyba ryba bierze. O! coś większego ! Ale będzie uczta !
Magda
Ale się rozkleiłam czytając wspomnienia Agaty ;( Łapie za serducho!
OdpowiedzUsuńBrawo. Powrót w wielkim stylu :-)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że to opowiadanie Domci
UsuńCieszę się ze się podoba ;) może dzisiaj uda mi się napisać kolejne ;)
OdpowiedzUsuń