Domcia
What do you do
when you know
something's bad for you
And you still can't
let go?
(Ch. A)
***********
Stała pod prysznicem próbując
obudzić swoje ciało do życia. Strumienie gorącej wody spływały po jej po
plecach niemal ją parząc, ale wydawała się nie zwracać na to uwagi. Oczy miała
zamknięte. Starała się skupić wszystkie swoje myśli na sprawie, którą za
godzinę miała poprowadzić w sądzie. Akt oskarżenia, dowody, biegli,
świadkowie...wszystko było gotowe. Wszystko poza nią. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło. Prokurator Okońska
zawsze była gotowa. Gotowa, przygotowana i perfekcyjna w każdym calu. "Musisz się pozbierać. Nie myśl o tym
teraz." - nakazywał jej wewnętrzny głos. Nie mogła. Nie mogła przestać
myśleć. Zwykle chłodna i opanowana, poczuła właśnie jak zaczyna przedzierać się
przez nią lawina niepohamowanych emocji. Tama, za którą je zwykle ukrywała
zaczynała pękać - centymetr po centymetrze, sekunda po sekundzie stawała się
coraz słabsza. Nie wytrzymała. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza,
zlewając się natychmiast ze strumieniem, oblewającej jej ciało, wody. Nie
pamiętała kiedy ostatnio płakała. Nie pamiętała żeby w ogóle kiedykolwiek
płakała. Od zawsze była twarda. Nikt i nic nie było w stanie jej złamać. Nigdy
nie zwracała uwagi na to co mówią inni. Wiedziała, że liczy się tylko to, co
sama o sobie myśli. Od dziecka wydawała się być ponad innych. Zawsze i wszędzie
musiała być pierwsza. Najlepsza średnia w klasie, celująco zdane egzaminy na
prawo, studia skończone z wyróżnieniem, wzorowo odbyta aplikacja i kolejne
szczeble awansu w prokuraturze. Nie znosiła współpracować z innymi, zawsze
działała w pojedynkę. Nie potrafiła przegrywać. Była wychowana na zwycięzcę i
całe życie nim była. Aż do teraz. Aż do dzisiaj. Nie mogła dłużej przed sobą
udawać, że nic się nie dzieje...
Zastanawiała się gdzie popełniła
błąd. To przecież ona pierwsza go dostrzegła. To ona pierwsza dowiedziała się
kim jest, co robi w Warszawie i jaka jest jego historia. To ona zdecydowała, że
jest mężczyzną, który odpowiada jej wymaganiom. W końcu to ona była tą
pierwszą, która zaprosiła go na kolację i sprawiła, że tydzień po tygodniu
zaczął coraz częściej dzwonić i pragnąć jej towarzystwa. Sama nie wiedziała
kiedy zdążyła go pokochać, na tyle na ile było zdolne jej nietknięte wcześniej
uczuciem serce. Nigdy się nie łudziła, że jest miłością jego życia, nie liczyła
na gorące i żarliwe wyznania, ale myślała, że oboje traktują tą relację
poważnie. Taki świadomy związek dwojga dorosłych ludzi, którym jest ze sobą w
życiu 'po drodze'. Teraz wiedziała, że to nie prawda. Nie potrafiła dalej się
oszukiwać, że coś się zmieni. "Nic
się nie zmieni jeżeli każdej nocy on wykrzykuje JEJ imię" - wycedziła
w myślach. Otworzyła oczy i zmieniła strumień wody na zimny. "Zrobiłam błąd" - stwierdziła
- "Tamtej nocy, kiedy zobaczyłam ją
w drzwiach, zrobiłam błąd. Trzeba było mu powiedzieć. Trzeba było pozwolić mu wybrać".
Sama nie wiedziała co ją wtedy podkusiło, żeby skłamać. "Łudziłam się, że to, że przyszła do niego w środku nocy w dniu, w
którym wrócił do mnie, nic nie znaczy."
- myślała.
Zakręciła wodę i wyszła spod
prysznica. "Powiedz mu, że miał rację"
- słowa Agaty wciąż brzmiały w jej uszach.
Nie wiedziała w czym miał rację i co między nimi zaszło. Wiedziała
natomiast, że od tamtej pory już nie był taki jak dawniej. Stał się nerwowy,
drażliwy, a jednocześnie apatyczny i nieobecny duchem. Spóźniał się na umówione
kolacje, przekładał zaplanowane spotkania. Zaczął pracować jeszcze dłużej niż
zwykle i stanowczo nadużywać tej przeklętej whisky. Między nimi niby nic się
nie zmieniło. Ona jednak czuła podświadomie, że z każdym kolejnym dniem
spędzonym w kancelarii on zaczyna się od niej oddalać. Najgorzej było kiedy
spotykali się w JEJ towarzystwie. Każde ich spojrzenie, każdy ich wzajemny
ruch, każda niewinna wzmianka dawały jej do zrozumienia, że coś między nimi się
zmieniło. "On po prostu nie jest
świadomy, że ja wiem więcej niż powinnam. Że widzę tą niemą grę, którą toczą
między sobą" - pomyślała. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk
zatrzaskujących się drzwi. Stanęła jak osłupiała nadsłuchując. Wydawało się jej
nie niewiarygodne, że mógłby wyjść nie mówiąc nawet zwykłego "dzień dobry". W mieszkaniu
panowała jednak cisza. Szybko ubrała szlafrok i wyszła z łazienki. "Marek?" - zawołała głośno.
Odpowiedziała jej pusta przestrzeń.
Weszła do sypialni. Zobaczyła
otwartą szafę, pusty wieszak po garniturze i kilka krawatów leżących w
nieładzie na niezaścielonym łóżku. W kuchni też go nie było. Na lodówce wisiała
mała, żółta karteczka. "Zaspałem na
spotkanie z klientem. Zobaczymy się wieczorem. M". Usiadła przy stole,
czytając napisaną w pośpiechu treść, starając doszukać się w niej czegoś co
dałoby jej choć cień nadziei, że nie była to po prostu zwykła ucieczka. Znała
na pamięć jego kalendarz. Wiedziała, że nie było żadnego spotkania. Na szyi
czuła krople wody spływające z jej mokrych włosów. Po policzku znów spłynęła jej
samotna łza. Wiedziała, że to koniec. Dłużej już tak nie potrafi. Jeżeli ma być
'tą drugą' i 'na pocieszenie' to woli być sama. W końcu do tego jest przecież
stworzona. Do życia w pojedynkę.
***********
Trwało to minutę albo kilka
sekund. Nie potrafiła powiedzieć jak długo stała tam w przejściu pomiędzy ich
gabinetami patrząc na niego bez słowa. Na początku jej nie zauważył. Zamknął
drzwi, otworzył okno, wyjął z kieszeni jakąś tabletkę. W duchu uśmiechnęła się
i lekko drwiącym tonem zapytała się go czy miał ciężką noc. Przygotowana była
na zwykły wybuch złości skacowanego Mecenasa Dębskiego. Jego odpowiedź ją
zaskoczyła. Jego głos był miękki, głęboki... i cudownie lekko ochrypnięty.
Kiedy na nią spojrzał, jego oczy były przepełnione czymś nieziemskim i trudnym
do zdefiniowania. Widziała już kiedyś ten wzrok. "Patrzy na mnie tak jak wtedy u mnie..."- przemknęło jej
przez myśl. Zamarła. Nie potrafiła się ruszyć z miejsca. Nie potrafiła
powiedzieć nic sensownego, aby przerwać tą ciszę. Nie chciała jej właściwie
przerywać. Świadomość, że patrzy na nią w ten sposób powodowała, że z każdą
sekundą coraz trudniej było jej ustać na nogach. Chociaż stał kilka metrów od
niej, niemal czuła na sobie jego przyspieszony oddech. Nie miała odwagi zamknąć
oczu. Dostrzegła pojedynczą kroplę potu, która spłynęła po jego karku. "Zwariuję... jeszcze chwila i zrobię
coś czego nie powinnam..." - myślała.
Gdzieś z oddali usłyszała pukanie
do drzwi. On także je usłyszał. Drgnął..... i chwila prysła. Wiedziała, że już
nic się nie stanie. "Już po
wszystkim" - pomyślała. Do gabinetu Marka wszedł Bartek trzymając w
ręku filiżankę. Spojrzał na nich i odniósł niejasne wrażenie, że właśnie
niechcący coś przerwał. Od dłuższego czasu już zresztą domyślał się, że coś
między nimi się dzieje. Zajmując centralne miejsce w kancelarii był przecież
uczestnikiem wszystkich wydarzeń dziejących się w tym miejscu. Był milczącym
świadkiem większości ich rozmów, kłótni i wzajemnych relacji. Był bystrym
obserwatorem. Widział co się dzieje. Chociaż nigdy nie odważył się powiedzieć
tego swojej patronce to mocno im kibicował. Speszony odstawił więc pospiesznie
kawę na biurko Dębskiego i szybko wycofał się z jego gabinetu.
Korzystając z chwili zamieszania
i czując wracającą siłę w nogach, Agata oderwała się od framugi i wróciła do
swojego gabinetu. Zamknęła łączące ich pokoje drzwi, jakby próbowała się odciąć
od tej chwili niemego uniesienia, które przed chwilą nastąpiło. "Co się ze mną dzieje?" -
pomyślała - "Stoję i gapię się na
niego jak wariatka. Zachowuje się jakbym nie była sobą. Muszę się opanować.
Muszę pracować. To nie jest ani czas, ani miejsce na rozstrzyganie moich
wewnętrznych rozterek". Usiadła za biurkiem, zmusiła się, aby otworzyć
laptopa i kontynuować pisanie przerwanej wcześniej apelacji. Każde zdanie
przychodziło jej z niewysłowionym trudem. Nie mogła się skupić. Cały czas
widziała tą mgłę, która była w jego oczach... Kilka razy przyłapała się na tym,
że obserwuje łączące ich drzwi. Przez szybę widziała jego postawną sylwetkę,
która od czas do czasu krążyła po gabinecie. Słyszała jego głęboki i nieco
zmęczony głos, kiedy rozmawiał przez telefon.
Starała się nie zwracać na to uwagi i pracować dalej. Gdzieś jednak w
głębi duszy, może trochę wbrew jej woli, docierała do niej świadomość, że
Mecenas Dębski działa na nią w pewien magiczny sposób jakiego nigdy
doświadczyła w stosunku do żadnego innego mężczyzny.
eM.
Jezu to jest boskie. Boże jaki ty masz talent. Ja chce już kolejną część. Błagam cię dodaj jak najszybciej:-) czekam z niecierpliwością;-)
OdpowiedzUsuńMam pytanie. Masz swojego bloga z opowiadaniami?
Niestety swojego osobistego bloga nie posiadam, ale zapraszam tutaj na blog dziewczyn:) Od czasu do czasu dorzucam coś od siebie:)
UsuńeM
Wielka szkoda. Bardzo bym chciała poczytać więcej twojej twórczości(pewnie nie tylko ja :-)) może kiedyś o tym pomyślisz:-) życzę jak najwięcej pomysłów;-)
UsuńKOCHAM<3333 kiedy cedek ?
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna ! Czytam twoje opowiadania, i modle się zjeżdżając ekranem w dół w moim telefonie żeby to jeszcze nie był koniec. Mam nadzieje że będę miała możliwość przeczytania kiedyś twojej ksiązki ! <3
OdpowiedzUsuńPaula
Święte słowa Paula, święte słowa ;)) Opowiadania eM są po prostu genialne ;)) Chętnie przeczytałabym twoją książkę ;))
UsuńDomcia
Mam tak samo jak Paula. Czytam na telefonie, jadę z dol z zapartym tchem, a tu już koniec... Pisz jak najszybciej kolejną część! Opis wszystkich emocji targajacych Agata jest rewelacyjny!
OdpowiedzUsuńDzięki dziewczyny! :) Czuję się lekko onieśmielona Waszymi komentarzami,ale niezmiennie cieszę się, że się Wam podoba. Kolejna część powinna pojawić się koło czwartku (egzaminy, egzaminy, egzaminy... :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
eM