poniedziałek, 30 września 2013

Historia inaczej pisana VI cz. V

No i jest wymęczona przeze mnie część, oj mycha ty i te twoje "motywacje". Dzisiejsza pogoda sprzyjała mi pisaniu kolejnej części Biorąc szanse, wrecz odwrotnie było natomiast z HIP :<

Dzwonek do drzwi, i kolejny i następny, ktoś po drugiej stronie drzwi był naprawdę zdesperwowany, i natarczywy. Owinęła się szlafrokiem, i otworzyła drzwi. Od razu do salonu weszła gestykulująca brunetka, rudowłosa uniosła brew i przecierała zmęczone oczy. Od urodzenia Zuzi, o tak wczesnej porze budziła się przez pierwsze miesiące, do dzisiaj gdzie widocznie podekscytowana, przerażona i zdezorientowana Przybysz wtargnęła do jej domu, zdecydowanie potrzebując rady i rozmowy.
- Nie wiem co ja mam o tym myśleć, raz jest taki wspaniały, raz robi mi awantury i jest zazdrosny.. - wstała i położyła dłoń na zimnej ścianie - a ty co byś zrobiła na moim miejscu, wybaczyła byś te wszystkie słowa Wojtkowi?
- Wojtek i Marek to dwa różne charaktery - podeszła do niej i połozyła dłoń na ramieniu brunetki - a teraz na spokojnie, opanuj te wszystkie emocje.
Agata usiadła w fotelu, i na spokojnie powiedziała o wszystkim przyjaciółce, Dorota mimo strasznego zmęczenia starała się uważnie jej słuchać.
- Wszystko jasne, spałaś z nim bo mu wybaczyłaś, ale twoja podświadomość broni się przed tym faktem i nie chce urzeczywistnić wczorajszego zdarzenia - rzekła
- Od kiedy ty z jakimś filozofem na mózgi się pozamieniałaś, sądziłam że dostane tu raczej zwyczajne kilka słów a ty mi takie filozofie mówisz.. - widocznie zaskoczona Przybysz uśmiechnęła się
- A jak małe? - zapytała
- Dobrze Filip jest naprawdę grzecznym niemowlakiem, natomiast Karina to istny szatan, nie daje mi spokoju, co chwila płacze jak jakaś nawiedzona - rzekła. Rozmawiała jeszcze chwile z przyjaciółką po czym wróciła do domu, po całym wnętrzu roznosił się zapach świerzo mielonej i zaparzonej kawy, rozchodził się śmiech dzieci i dźwięk dzwonka minutnika. Rzuciła torbę w kąt i kierowała się do kuchni, widok który zobaczyła poruszył jej serce. Stolik pięknie przygotowany, świece płatki róż, kawa i jej ulubione ciasto. Niemowlaki odświętne ubrane, nawet on stojący przy blacie kuchennym wyglądał jakby miał zaraz jakieś spotkanie biznesowe, czarny weselny garnitur, w jej gardle stanęła gula na same wspomnienie tego dnia, powstrzymywała łzy. Marek wykonał gest zapraszający ją do stolu, zajeła miejsce zaskoczona. Położył dłoń na jej dłoni i zaczął mówić.
- Pracowałem nad tą przemową cały ranek, stresuje się trochę i boje się że zapomnę jakiejkolwiek kwestii - ścisnęła jego dłoń dodając mu przy tym otuchy - wczoraj kiedy przyszłaś do mnie, bałem się usłyszeć najgorszego.. zwłaszcza że do północy brakowało kilku minut, ale chyba magia tego dnia sprawiła że ten u góry dał nam jeszcze jedną szanse - wyciągnął z kieszeni pudełeczko i spojrzał na zegarek - dokładny rok temu, może tylko o innej godzinie przyjełaś moje oświadczyny.. pragnę abyś przyjeła je po raz kolejny, tak jakbyśmy zaczynali wszystko od nowa.. - rzekł, i otworzył pudełeczko - Agato Przybysz Dębska, czy zostaniesz moją żoną po raz drugi? - uniósł kącik ust, ona wpatrywała się w niego jak w obrazek, do jej oczu zebrały się łzy rozmazując tak cudowny obrazek, przerwała panujące między nimi milczenie
- Nikt nie potrafi mnie tak zranić. Nikt nie potrafi mnie tak przeposić. Nikt nie potrafi mnie tak pocałować. Nikt nie potrafi mnie tak zdenerwować. Nikt nie potrafi mnie tak przytulić, rozweselić, zawieźć, irytować, rozśmieszyć, zaskoczyć, pragnąć, pożądać, zwyzywać, odzyskać i stracić.. - to ostatnie słowo nagle sprawiło że zaczął drżeć ze strachu, obawiał się najgorszego, starał się nie okazywać lęku - Nikt tak nie potrafi jak ty, bo nikt nie jest Tobą. Swoje serce oddałam tylko Tobie, nikt inny mi Cie nie zastąpi. Moja odpowiedź brzmi tak, bo nadal chcę to wszystko przechodzić właśnie przy Tobie - rzekła, i uniosła się i złożyła na jego ustach słony od łez pocałunek.

Kolejna króciótka część, mam nadzieje że się spodoba.. bla..bla..bla. Moje " mam nadzieje że sie spodoba" zaczyna robić się już nudne :/

xoxo
Paula

Biorąc szanse cz. I

Ponieważ jest już napisana część druga, a Prolog dopiero ma się pojawić.. [ 22.09] <-- tego dnia pisze tę notkę. Pan wena mi sprzyja w dzisiejszym dniu więc w trybie natychmiastowym biorę się za kolejną część. Mam nadzieje że spodoba się nowe opowiadanie. Najwięcej czasu zajęło mi ogólne rozpisanie co jest złotym środkiem tego opowiadania. Dobra nie przeciągam.

Część 1

Zima roku dwatysiace trzynastego, brunetka siedziała w taksówce wlepiajac wzrok w ośnieżoną Warszawę, przez rok nieobecności tyle się zmieniło, podjechała pod szarawą kamienicę. Nawet ona wyglądała inaczej, jakby jakaś nowsza, odświeżona. Wysiadła z taksówki i zabrała bagaże do klatki, standardowo winda nie działała. Musiała jakoś poradzić sobie z dwiema wielkimi walizkami, i jedną małą, na szczęście w pechowym dla niej dniu miała trochę szczęścia była już na półpiętrze, kiedy do klatki wszedł znajomy jej mężczyzna, przytwitał ją szerokim uśmiechem, czyli on też ją rozpoznał.
- Pani Mecenas tutaj co za niespodzianka? Wprowadza się tu pani? – zapytał Krzysztof
- Mieszkam tu od 3 lat, wróciłam zza granicy – uśmiechnęła się, i męczyła się z walizkami
- Może pomogę? – wziął od niej dwie większe walizki, zostawiając jej małą
- A pan komisarz co tutaj robi? Czyżby w mojej kamienicy mieszkał jakiś podejrzany typ  - zażartowała
- Mieszkam tutaj razem z córką, wprowadziłem się rok temu – uśmiechnął się
- Mam nadzieje że nie sprzedali mojego mieszkania i nie wprowadził się pan do niego – znów zażartowała
- Rok czasu pani tu nie było? – doszli do piętra Agaty, ona tylko przytaknęła głową i siłowała
się z zamkiem. Zapaliła światło na przedpokoju, tym razem osobiście dopilnowała by każdy rachunek był zapłacony.
- Dziękuje, może w podziękowaniu da pan się zaprosić na kawę? – spojrzała na niego
rzucając torbę na łóżko
- Brzmi interesująco – uśmiechnął się – wiem gdzie pani mecenas mieszka więc, niech się pani spodziewa mojej wizyty, a teraz muszę iść piętro wyżej do czekającej na ojca córki.
- Do zobaczenia – zamknęła za nim drzwi i wzięła się za rozpakowywanie walizek, następnie za sprzątnięcie mieszkania. Po kilkugodzinnej walce z kurzem, spojrzała na zegarek dochodziła czternasta, w lodówce biegały pingwiny wiec postanowiła wybrać się na zakupy. Wzięła kluczyki, i zeszła na dół, wsiała do samochodu, raz drugi trzeci przegręciła kluczyk, nic. Padł akumulator, czyli pechowego dnia ciąg dalszy, najpierw opóźnienie na lotnisku, potem winda, teraz samochód, modliła się aż minie jej ten dzień. Wybrała numer po taksówkę, zza jej pleców usłyszała głos.
- Może pomóc? – zapytał, Agata się odwróciła i uśmiechnęła.
- Proszę jednak nie przyjeżać – rozłączyła się – po raz kolejny w ciągu dnia, nie wiem jak ja się panu odwdzięcze.
- Kawa i lunch w zupełności wystarczą – uśmiechnął się i wybrał numer do znajomego mechanika – Mhm.. dobra to przyjedźcie po niego. Tak. Tak, czerowny Citroen C4 w lakierze Rouge Babylone. Dobra czekam na telefon – rozłączył się – No i zaraz zabiorą samochód, może w takim razie podrzucić panią gdzieś?
- Nie będę robiła panu problemów, zamówie taksówke – uśmiechnęla się, i chodziła w miejscu z zimna
- To żaden problem – podał rękę – proszę mówić mi Krzysztof
- Agata – podała mu dłoń, i po przekonywaniu przez następne minut Agaty by dała się podwieźć wreszcie uległa i wsiadła do samochodu Krzysztofa, spojrzała na zegraek – Najpierw jak można chciałabym zajechać do kancelarii, przwitać się z przyjaciółmi.
- Oczywiście, nie ma problemu – po kilku minutach podjechali pod kancelarie
- Może wejdziesz ze mną, nie będziesz czekał chyba w samochodzie – puściła mu oczko, i weszli na górę. Otworzyła drewniane drzwi, i od razu przywitał ją szczery uśmiech Bartka, młody zerwał się zza biurka i od razu wyściskał patronkę. Ze swojego gabinetu wyszła Dorota.
- Co to za krzyki? – powiedziała – Agata? – stanęła jak wryta, po czym również podeszła do przyjaciółki i wyściskała ją najmocniej jak się dało, stojący za nią Krzysztof uśmiechał się pod
nosem i szepnął jej na ucho „ chyba strasznie tęsknili” – Czemu nie pisałaś? Nie dzwoniłaś? Wiesz jak się martwiłam..
- Wszystko opowiem spokojnie, przyjechałam przywitać się z wami, ale musimy uciekać.. – dopiero po czasie Dorota dostrzegła meżczyzne za jej plecami – Gdzie moje maniery, Krzysztof to jest Dorota, to Bartek. Bartku, Doroto to jest Krzysztof.. a teraz idziemy – odwróciła się miała już wychodzić, kiedy przyjaciółka zadała jej pytanie które w pewnien sposób wybiło ją z rytmu i stanęła biorąc klilka głębokich wdechów.
- Powinien być za chwile, może poczekasz na niego? – zapytała ponownie, Agata odwróciła się i uśmiechnęła się do przyjaciółki
- Spieszy mi się – zniknęła razem z Krzysztofem za drzwiami. Dorota zaskoczona obojętnością przyjaciółki co do Marka stała chwilę jeszcze i patrzyła się w miejsce w którym stała przyjaciółka. W tym czasie kierujący się w stronę samochodu Agata z Krzysztofem milczeli, póki komisarz nie poruszył delikatnego dla niej tematu.
- Kto to ten Marek? – zapytał otwierając samochód
- Nikt ważny – odpowiedziała obojętnie, w tym samym czasie dwa miejsca parkingowe obok stawała srebrna terenówka Dębskiego. Wysiadł z niej rozradowany kolejną wygraną sprawą, kierował się do kancelarii. Wszedł do środka i na wejściu został obsypany dobrymi nowinami na temat powrotu Agaty. Krew w jego żyłach zaczęła płynąc jeszcze szybciej, kiedy Dorota chciała powiedzieć mu o nowym towarzyszu Agaty, on przekładał rozmowę na inną godzinę, i wciąż myśląc że Agata jest sama odliczał minuty aż opuści kancelarie i stanie pod jej drzwiami. Jakby nie patrzeć Agata nie była z Krzysztofem, znali się zaledwie dzień i po prostu jej pomógł, a to że inaczej zinterpretowali go wspólnicy z kancelarii przecież nie było winą Agaty. Po godzinnych zakupach wreszcie dotarła do domu.
- Chyba należy Ci się jeszcze deser – uśmiechnęła się wjeżdżając windą na piętro.
- Zdecydowanie, i to podwójny – puścił jej oczko, wysiadła na swoim piętrze, rzucając ciepłe „ do zobaczenia” i zniknęła za drzwiami mieszkania. Otworzyła stary zżółknięty zeszyt swojej zmarłej matki, i analizowała przepisy. Przygotowała jej ulubioną z dzieciństwa tartę z jabłkami, zapach unosił się po całym mieszkaniu.

***

Spojrzał na zegarek dochodziła godzina ósma, schował resztę akt do teczki i wyszedł z kancelarii rzucając Bartkowi głośne „ do jutra” gwiżdżąc opuścił kancelarie i kamienicę. Wsiadł do samochodu, i od razu kierował się do kamienicy Agaty, zaparkował i rozradowany pokonywał schodek po schodku jej klatki. Stanął wreszcie pod jej drzwiami i wziął jeden głęboki wdech po czym kilkakrotnie zapukał do jej drzwi.

Paula

niedziela, 29 września 2013

Historia inaczej pisana VI cz. IV

WOW .. na początku chciałabym podziękować za cudowne komentarze przy HIP, a zwłaszcza za tak pozytywne komentarze w najnowszym moim opowiadaniu, aż ciepło na serduchu się robi! :) Nie będę przedłużać tylko zabieram się do pisania, mam nadzieje że wyjdzie w miarę dobrze jak wczorajsza część ! :)

Stała w tym samym miejscu, on stopniowo się do niej zbliżał. Zabrał dzieci, i zniknął w ciemności, po chwili usłyszała zbliżające się za nią kroki, kiedy wyczuwała jego obecność tuż za jej plecami, zrobiła krok w przód i odwróciła się.
- To że zostałam, nie znaczy że Ci wybaczyłam.. - odwróciła się i spojrzała na niego, widziała w jego oczach nienawiść i złość, nie wiedziała tylko czy nienawidzi własnie jej czy nienawidzi siebie, czy złości się na nią, czy złości się na siebie - śpię na kanapie..
- Jeżeli masz już tu zostać, zajmij sypialnie.. - próbował opanować drżący głos - nie będziesz męczyć się na kanapie.. - położyła dłoń na jego ramieniu, po czym minęła go zostawiając znów samego w salonie. Światło księżyca padało również do sypialni, rzucając cień i dając charakterystyczny mroczny smaczek sypialni. Środek nocy, nie spała stała przy oknie wpatrując się w nie i szukając odpowiedzi, jakiegokolwiek znaku, on tej nocy również jeszcze nie zmrużył oczu, stał przy oknie tarasowym i patrzył również przez okna, również szukał odpowiedzi i znaku? Być może, sam nie wiedział w co się patrzy, ani jaki jest tego powód. Patrzył przed siebie, próbował znaleźć w głębi ciemności jakiś element który będzie dla niego znakiem, lecz nic tylko ciemność była przed jego oczyma. Ona myślała o ciele. Ciele mężczyzny który był w innym pomieszczeniu, a pragnęła by był teraz przy niej, wiedziała ze nie może go pragnąć, i nie może tęsknic za jego nagim ciałem. Związek oznacza wysiłek, poświęcenie,zaufanie i kompromis. Zamykała oczy za każdym głębszym wdechem. 
- To takie trudne - westchnęła cicho, kiedy w dłoni trzymała jego koszulę i przystawiała ją do twarzy, napawając się zapachem jego ulubionych perfum, kiedy go poznała nie zapowiadało się że zamieszkają razem, będą małżeństwem, i będą mieć dwójkę wspaniałych pociech.. nie zapowiadało się ze ta idealna historia, może mieć taki koniec, przejechała opuszkiem palców po kołnierzyku, i pojedyncza łza spłynęła po jej policzku upadając na błękitną koszulę.Tyle ich różniło : ona miewała doły i psychozy, natomiast on nerwice i schizy, on wierzy w to co widzi i słyszy, natomiast ona wierzy we wszystko, ale czy wierzy teraz i w siłę przebaczenia? Stała tak jeszcze chwilę, po czym opuściła sypialnie, próbowała dostać się do salonu przez panującą ciemność, nie chciała go budzić, mimo że nie spał. Doszła do salonu i dostrzegła go, stojącego z dłońmi z tyłu patrzącego w horyzont, był zamyślony było widać to po jego rysach twarzy, zastanawiało ja to czy myśli o niej, i o czym myśli jeśli nie o niej. Stanęła przy skórzanej kanapie, wzięła głęboki wdech, że w ciszy panującej w salonie roznosił się on echem, odwrócił się. Patrzył na nią błagalnym wzrokiem, gdyby oczy umiały mówić na pewno teraz wyśpiewał by jej co leżu mu na sercu, i jak bardzo brakuje mu jej. Podeszła do niego tak ze stali w odległości metra, jej twarz nie pokazywała żadnych emocji.
- Lubię moją samotność.. - rzekła - ale bardziej lubię towarzystwo.. zwłaszcza twoje 
Milczał nie wiedział co powiedzieć, wiedział że ta krucha brunetka stojąca przed nim, cierpi na pewno bardziej niż on, nie chciał robić gwałtownych ruchów, ale uderzające endorfiny do jego mózgu nie pozwoliły stać mu bezczynnie, zbliżył się do niej i położył lodowatą dłoń na jej gorącym policzku, zjeżdżając opuszkiem palca wskazującego po jej szyi, ramionach, aż dotarł do jej dłoni. Chwycił ją mocno, zabierając przy tym ciepło jej dłoni, przyciągnął ją i drugą dłonią odgarnął niesforne kosmyki włosów padające na jej twarz. Zbliżył usta do jej ust, najpierw delikatnie tak jakby bał się że może tym pocałunkiem zrobić jej krzywdę, kiedy odwzajemniła jego usta, wpił się w jej usta, pożądał jej. Oparł się o ścianę, i przyciągnął ją do siebie tak że przylgnęła do niego cała, wplątał dłoń w jej włosy i odchylił jej głowę, mając dostęp do jej szyi. Energicznie zmienił swoje położenie teraz to on był tym który przylegał do ciała, wsunął lodowate dłonie, pod jej koszulkę powodując przy tym dreszcze. Wbiła paznokcie w jego kark, szybkim ruchem dłoni rozerwała jego kraciastą koszulę, i zsunęła z jego ramion, błądząc dłońmi po jego torsie. On niczym dzika bestia rozbierał ją, pragnął i pożądał jej teraz i tu. Uniósł jej udo i jeździł po nim zahaczając o koronkowe majtki, uniósł ją i przeniósł na kanapę. Jeździła paznokciami po jego plecach zostawiając przy tym krwistoczerwone ślady. Obydwoje nie sądzili ze tak zakończy się ten wieczór.

***

Znów te promienie słoneczne drażniące ich oczy, odwróciła się plecami do okna, i otworzyła oczy. Leżała w sypialni sama, nie wiedziała czy to wszystko co się stało, to jej się po prostu przyśniło bo brakuje jej jego blikości, czy naprawdę do tego doszło. Nie piła żeby stracić wątek z życia, nie wiedziała co się z nią dzieje, jeżeli to był sen był niezwykle realny jak na sen, wygramoliła się z łóżka. Wyszła z sypialni, i od razu pokierowała się do salonu, na kanapie spał Dębski, otulony kocem. Opierała się o ścianę, i przeniosła się w wyobrażenia. 


Mam nadzieje ze się spodoba! :) Macie tak dużo Margaty w tej części :) 

PAULA

Biorąc szanse

Prolog

W kancelarii panowały radosne nastroje na twarzach towarzyszy, wszyscy unieśli kieliszki z alkoholem ku górze, czcząc przy tym powrót do zawodu przez Agatę Przybysz, cała uwaga była poświęcona jej tego wieczoru. Brunetka odstawiła kieliszek na stolik, wziełą kilka głębokich wdechów, spojrzała na szczęśliwych towarzyszy, nawet tego dnia cieszyła się z obecnosći krótkosciętej blondynki, dzięki niej własnie Agata wróciła na listę adwokacką a głowny winowajca siedzi w więzieniu. Wzięła znów kieliszek w dłoń, i leżącym na szafce piórem kilka razy uderzyła w kieliszek, dając przy tym znak
pozostałym że chcę coś ogłosić, kiedy uwaga wszystkich skupiona była już na niej, zaczęła mówić.
- Dziękuje wszystkim za pomoc – spojrzała na Dębskiego – gdyby nie upartość innych, zapewne dalej bym była tylko Agatą Przybysz, bez tego „mecenas”, ale długo nie nacieszycie się moją obecnością w kancelarii, czy też w sądzie. Opuszczam kraj na jakiś czas.. – rzekła mecenas Przybysz, wtrącił się jej w przemowę „synek”
- Znowu? – powiedział zawiedzionym głosem Bartek
- Znowu.. – rzekła i zagryzła wargę – tylko tym razem na dłużej, jest to wielka szansa w obrocie mojej
kariery.
- Na jak długo wyjeżdżasz? – rzekła Dorota
- Rok.. – te jedno słowo obijało się echem o jego głowę, stał jak wryty nie mógł wydusić z siebie słowa – no to chyba tyle. Teraz muszę iść. Dziękuje raz jeszcze. – odstawiła kieliszek i wyszła z kancelarii w pośpiechu zarzucając na siebie płaszcz, pokonywała schodek za schodkiem w zawrotnym tępie. W tym momencie pragnęła tylko siedzieć już w swoim samochodzie. Z kancelarii za brunetką wybiegł Dębski, złapał ją w ostatniej chwili za ramię zanim wsiadła do samochodu i zamknęła mu przed nosem drzwi. Próbował złapać powietrze do płuc.
- Musisz wyjeżdżać? – zapytał głęboko oddychając
- Marek to jest wielka szansa – stała wciąż plecami do niego – proszę nie próbuj mnie zatrzymać
- Spójrz mi w oczy – Agata wachała się czy spojrzec mu oczy, wreszcie odwróciła się powoli i uniosła głowę – Zostań.
- Marek.. – rzekła, chciała już coś powiedzieć, lecz on na jej ustach złożył pocałunek. Stała wciąż z
przymkniętymi powiekami, i wyszeptała - Wielka szansa.
- Agata.. – powiedział łamiącym się już głosem – praca nie jest najważniejsza!
- Wiem, ale potrzebuje tego wyjazdu – rzekła i spojrzała w jego niebieskie tęczówki, po czym złożyła
pocałunek na jego ustach – pożegnalny pocałunek! – rzekła po czym wsiadła do samochodu i
odjechała. Pokonywała ulicę za ulicą bezproblemowo, zielone światła jej sprzyjały.

***

Zapadła noc, zegarki wskazywały ósmą, w mieszkaniu toczyła największą walkę z emocjami.
Spoglądała na stojące w rogu walizki, palcami dotykała swoich ust wciąż czując jego usta.
- Gdyby mu nie zależało, nie próbowałby mnie powstrzymać – powiedziała sama do siebie, chwyciła
kluczyki w dłoń i opuściła w pośpiechu z mieszkania. Chciała za wszelką cene dowiedzieć się co
tak naprawdę jest miedzy nimi, wystarczyło by jedno słowo a zostanie dla niego. Podjechała pod
jego kamienicę, i wpisując kod weszła na klatkę, im bliżej jego drzwi tym serce jej przyśpieszało,
endorfiny uderzały jej do głowy. Kilka głębokich wdechów na odwagę, i położyła dłoń na dzwonku,
w mieszkaniu rozchodził się dźwięk dzwonka. Oparła się o chłodną ścianę, klamka opadała w dół.
Wszystko nagle stanęło, przeżyła znane jej de javu. W drzwiach stanęła Maria, Agata wydusiła z siebie słowa z ledwością powstrzymując łzy.
- Powiedź Markowi że ma racje, ale postąpiłby tak samo na moim miejscu – po czym zwróciła się i nie rozumiała, dlaczego akurat powiedziała to. Miała w głowie kilkanaście zwrotów które mogłaby teraz jej powiedzieć, ale to strach chyba zwyciężył nad nią, i uczucie przegranej spowodowało że palnęła pierwsze lepsze zdanie, z ledwością wypowiedziane jej ustami. Wróciła do mieszkania, rzuciła się na łóżko i obiecała sobie że nie pozwoli żeby przez jakiekokolwiek faceta cierpiała tak jak przez niego.
- Hubert? Oszukał mnie, rozczarował i uciekł, ale nie cierpiałam przez niego tyle razy co przez tego
zadufanego w sobie bufona, który nie może się zdecydować. Jego życie osobiste to istna telenowela – wcisnęła twarz w poduszkę i zasnęła. Rankiem zbudził ją budzik, spojrzała na zegarek dochodziła
szósta. Miała godzinę na ogarnięcie, i kolejną godzinę na dojazd. Zwlekła się z łóżka, przyszykowała
się do wyjścia i po godzinie opuściła mieszkanie, zostawiając przeszłość za sobą i rozpoczynając nowy etap..


No to wszystkiego najlepszego dla Agnieszki i dla naszej adminki Domci. Prezent urodzinowy w postaci opowiadania, mam tylko nadzieje że się spodoba mała zapowiedź. Więc STO LAT! :)
Mam nadzieje że nowe opowiadanie się spodoba :)
Paula

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!

Wszystkiego Najlepszego dla naszej adminki Domci, oraz dla fanki Agnieszki! Spełnienia marzeń, pogody ducha, weny twórczej, udanych i niezapomnianych urodzin, imprezy do białego rana! Hajsu bo hajs w tych czasach musi się zgadzać, uśmiechu od ucha do ucha, gwiazdki z nieba, i życzę wam powodzenia w życiu prywatnym i zawodowym/szkolnym. Wszystkiego Najlepszego po raz kolejny, żyjcie sto lat! :) Jeżeli jeszcze jakimś fartem trafi się kolejna osoba która obchodzi dziś urodziny to wszystkiego najlepszego! :)

HAPPY BIRTHDAY

Paula

sobota, 28 września 2013

Historia inaczej pisana VI cz. III

No i znalazłam inspiracyjną muzyczkę ! Wow aż ściska mnie w brzuchu jak wyobrażam sobie moją scene, wiadomo "wyobrazić" a "przelać " na papier to dwie różne rzeczy. Zobaczy jak to wyjdzie, mam nadzieje że tak jak w mojej wizji. MOJA MOTYWACJA Anna Ayers - Another Girl  !! <3

Z płaczu wyrwał ją dzwonek do drzwi, i zbliżający się do nich siwawy mężczyzna. Serce jej przyśpieszyło na dźwięk dzwonka, i stanęło kiedy jej ojciec naciskał już na klamkę. Otworzył drzwi, jednak nikogo nie zastał, zamknął drzwi i wrócił do salonu, natomiast Agata znów zaczęła płakać.W tym czasie w samochodzie siedział Dębski chowając twarz w dłoniach, zacisnął dłonie na kierownicy po czym odpalił samochód i odjechał z piskiem opon. Pokonywał ulicę za ulicą przyśpieszając, czuł frustracje, był tak blisko i stchórzył. Po kolejnej trzygodzinnej podróży na marne, wrócił do Warszawy, jednak nie wracał do mieszkania, tam zdecydowanie było za dużo wspomnień. Podjechał pod kancelarie, i od razu wszedł na górę. Rzucił się na kanapę w jego gabinecie i patrząc w sufit, walczył ze wszystkimi emocjami. Rozbrzmiał jego telefon, wyciągnął go z kieszeni i przyłożył do ucha.
- Cześć Marek, Natan się pyta czy go dziś odwiedzisz - rozbrzmiał po drugiej stronie damski głos, Marek przetarł dłonią twarz
- Teraz? - zapytał próbując opanować niespokojny oddech
- Jesteś zajęty?
- Nie nie, zaraz będę - rozłączył się, podniósł się z kanapy po czym opuścił kancelarie. Natomiast w mieście oddalonym od Warszawy o ponad 300 km, w swoim pokoju wciąż płakała Agata, nie wiadomo skąd miała tyle łez. Jej telefon leżał na szafce wyłączony, odizolowała się od świata. Do jej pokoju wszedł Andrzej z tacką ciepłego posiłku, jednak Agata nawet na niego nie spojrzała. Usiadł na krawędzi łóżka, i głaskał jej włosy. Agata nagle wtuliła się w niego, jak nastolatka i płakała.
- Powiesz co się stało? - zapytał po dłuższej ciszy, Agata uniosła głowę, jej zapuchnięte powieki i policzki zabierały jej urody, zaczerwienione oczy, i blada twarz wskazywały że musi cierpieć.
- Marek i ja.. - przerwała powstrzymując łzy, by ojciec dokładnie ją zrozumiał - to koniec. Nie ma już nas..
- Agatko, nie mów tak - przytulił ją - Wszystko się jeszcze ułoży..
- Tato, nigdy nie będzie jak wcześniej.. to się już ciągnie i ciągnie.. raz bywało lepiej, a raz gorzej. W naszym związku nigdy nie będziemy sami, zawsze ktoś trzeci będzie chciał go rozbić.. - rzekła, powstrzymując łzy - tym razem to naprawdę koniec, nie wiem czy będę umiała wybaczyć mu te słowa..
- Jakie słowa? - drążył ciężki dla niej temat
- Oskarżył mnie o zdradę i padło kilka nieprzyjemnych słów z jego ust.. - i znów zaczęła płakać - widzisz tato, był dla Ciebie idealnym zięciem.. ale on nigdy nie był idealny.
Rzuciła się na łóżko, i przykryła po sam czubek głowy kocem. Andrzej wyszedł z jej pokoju załamany informacjami jakimi dostał od córki.
- Jadę jutro do Warszawy - rzekł Andrzej do usypiającej bliźnięta Zosi - Muszę z nim porozmawiać, jak mężczyzna z mężczyzną. -Zosia tylko przytaknęła i powiedziała że zajmie się domem.
Siedział w pomieszczeniu, z kobietą która uważnie analizowała każdy milimetr jego ciała, po salonie biegał strzelając zabawkowym pistoletem w Dębskiego, który świetnie udawał zranienie, nawet nie musiał udawać. 
- Może się czegoś napijesz? - zapytała kładąc dłoń na jego kolanie
- Nie, będę już jechał - wstał i zarzucił na siebie płaszcz, pożegnał się z Natanem po czym opuścił jej mieszkanie, i zmęczony dzisiejszym dniem udał się od razu do domu, mimo braku chęci spędzenia tam minuty musiał wreszcie przestać tchórzyć i stawić czoła przeszkodą, i odzyskać to co stracone. Wjeżdżał już na podjazd, wszedł do ciemnego, zimnego i pustego domu, cisza która w nim panowała paraliżowała każdy milimetr jego ciała, i dotykała każdego szczęśliwego jeszcze wspomnienia. Stanął przy oknie, w mroku granatowego nieba połyskiwały światła, jaśniała łuna bijąca od neonów wielkiego miasta.W tym wielkim mieście toczyło się wielką parą życie setek tysięcy ludzi. Kochali się, nienawidzili, kłócili i godzili, czasami ranili lub zabijali. Pili, palili, brali narkotyki i uprawiali sex. Przesiadywali w hipermarketach, knajpach, burdelach, bibliotekach i kawiarniach. Czasami im pomagali, a czasami niszczyli. Nie mógł widzieć tego wszystkiego z okna, z którego widać tylko wysunięte ku niebu wielkie budowle, wyobrażał sobie przecież był też człowiekiem, ale nie wiedział teraz do której grupy się zalicza spośród wymienionych, raz był dobrym ojcem i idealnym mężem, raz pijakiem i wulgarnym egoistą, wiedział że dużo jego problemów działo się przez alkohol, ale co innego może pomóc kiedy dopada niepewność i smutek, w akcie desperacji sięga się po alkohol nie zważając na jego skutki. Wiedział że wszystko co znajdywało się w tym wielkim i pustym domu, zawdzięcza Agacie, jedynej kobiecie która go rozumiała, wspierała i która mu wybaczała, lecz wiedział że to co się stało tej cholernej nocy może mu tak szybko nie wybaczyć. Kilka słów za dużo, kilka niepotrzebnych zwrotów, alkohol płynący w jego krwi dał mu odwagi, i sprawił z jego ust wypłynęło zbyt dużo słów, których tak żałował. Agata sprawiła że się zmienił, jego pochopne oskarżenie sprawiło że stracił wszystko, bez dowodów sprawę można przegrać, a on mimo wszystko ją oskarżył nie mając na to dowodów. Spojrzał w księżyc w pełni, wpadające światło księżyca oświetlało jego posturę, w tym czasie na ten sam księżyc patrzyła Agata, przestała płakać. Wspominała wszystko z nim związane, każde ich kłótnie, wspólnie spędzone chwilę. Postanowiła stawić czoła wszystkiemu, i zapakowała wszystkie rzeczy do samochodu, zostawiła mały liścik w którym tłumaczyła nagły wyjazd. Wraz z dwójka dzieci, udała się w podróż, jechała tymi samymi ulicami którymi jechała do Bydgoszczy, potrzebowała tego jednodniowego wyjazdu, stała się odporna i silniejsza na zranienie. Wiedziała teraz jedno, teraz albo nigdy zakończy tę niekończącą się historie. On wciąż stał i patrzył na księżyc, ona podjechała na podjazd. Dzieci spały więc zostawiła je w samochodzie, weszła cicho do domu. Wszędzie panowała ciemność, ujrzała jego posturę ciała oświetloną światłem księżycowym. 
- Nasza miłość była silna, jeśli to co nas łączyło można nazwać miłością, była spokojniejsza i dojrzalsza, wiedziałam że rozstanie będzie bolesne, nie wiedziałam że tak bardzo. Nie wiedziałam że to wszystko skończy się w ten sposób, że brak zaufania zniszczy coś co tak budowaliśmy.. - odwrócił się i zobaczył zbliżający się zarys jej postury w jego kierunku, mówiła spokojnie i pewna swoich słów - Zastanawiałam się ile będę potrzebowała czasu i łez, aby wreszcie zrozumieć, że prawdopodobnie już nigdy nie będzie jak wcześniej, może to przez życiowe zawody i doświadczenia, bronimy się i uciekamy przed tą myślą. Teraz wiem, że z naszego życia nigdy nie zniknie twoja przeszłość.. - podeszła do niego tak blisko, że w świetle księżyca mógł dostrzec jej rysy twarzy - twoja przeszłość, która niszczy naszą przyszłość. Nie chcę już tak żyć, ty wciąż myślisz że Cię zdradziłam, prawdopodobnie to może być atak w moją stronę z twojego poczucia winy, bo ty coś masz na sumieniu, ale nie oskarżam Cię, przyszłam tu by zakończyć, te niekończącą się historię. - ściągnęła obrączkę i pierścionek zaręczynowy z palca, złapała jego dłoń i położyła mu na niej po czym zamknęła w jego dłoni - nie zasłużyłam sobie na to wszystko co mnie spotkało. 
- Czasami pewnych rzeczy nie da się naprawić, ale warto zacząć od początku - uniósł wreszcie wzrok, i przerwał ciszę 
- Czasami kiedy człowiek, wie że nie ma racji, musi nabrać sił i wrócić by odejść na dobre, mimo że będzie to trudne.
- Owszem, będzie trudno, lecz czas biegnie szybko...ani się obejrzymy, a znów się spotkamy.Wiem to. Czuje to, podobnie czuje to jak bardzo Ci na mnie zależy i jak bardzo Cię kocham, a ty kochasz mnie - powiedział łapiąc jej dłonie w uścisk 
- Nigdy nie odczuwa się tak bardzo miłości, kiedy masz świadomość tego że lada moment ją stracisz.. - czekała, i czekała na zakończenie tej historii, nie odczuwała potrzeby usłyszenia z jego ust słowa "przepraszam", czekała tylko by już zakończyć to co nie powinno się w ogóle rozpocząć.
- Przepraszam.. - z jego ust wypowiedziane słowo, drgnęło ciałem stojącej na przeciwko niego brunetki
- Zwykłe "przepraszam" tu nic nie da.. - odwróciła się i odchodziła w kierunku drzwi, kiedy znów usłyszała jego głos, stanęła odwrócona plecami do niego,
- Istnieją dwa rodzaje przeprosin.. - przerwał - jedne podszyte żalem, za tym co się utraciło i zrobiło, drugie są prośbą przebaczenia i dania kolejnej szansy, bez żadnych podtekstów. - rzekł łamiącym się głosem, do jego oczu zaczęły zbierać się łzy. Chciała do niego podejść, i pocieszyć.. powiedzieć że wszystko będzie dobrze - pogodzi się ze wszystkim i zapomni o nich, ale nie zrobiła tego. Jak miała do niego podejść i go pocieszyć, kiedy sama była w środku pusta. Słowa które wypowiedział, trafiły ją prosto w serce. Wreszcie wyrwała się z transu w jaki wpadła, i zrobiła kilka kroków do przodu, i znów za jej plecami usłyszała głos - Agata zostań - rzekł, do znikającej w ciemności domu brunetki, która stanęła - nie chcę zostać sam, bo człowiek może wytrzymać tydzień bez picia, dwa tygodnie bez jedzenia, całe lata bez dachu nad głową, ale może nie znieść samotności - i znów zapanowała między nimi cisza, jednak nie była to krępująca. Po chwili Agata zrobiła krok w przód i zniknęła w ciemności całkowicie, rozniósł się po domu trzask drzwi. Brunetka poszła do samochodu po śpiące niemowlaki,  wzięła je na ręce po czym weszła znów cicho do domu, wciąż widziała jak po drugiej stronie stoi wpatrzony w podłogę mężczyzna oświetlony światłem księżyca. Skradała się, i podchodziła do niego, wciąż jej postura była niewidoczna.
- Nikt nie lubi samotności.. - rzekła i z ciemności wyłoniła się jej postura, wraz z pojawiającą się jej posturą po jego policzku spłynęła łza, pojedyncza łza szczęścia.

No więc miało się przedłużyć to jakoś, i wg miało to być inaczej, ale nie chciało mi się w to już bawić. Zwłaszcza po tym że TVN nie zapowiada zejscia tej pary i dużo fanów jest niepocieszonych, więc postanowiłam z zimnej lodówki Przybysz zrobić tę która tym razem wybacza i wyciąga pierwsza dłoń , i rozpoczyna rozmowę.

Paula

Opowiadanie Muszelki cz.3

 Ty znasz moje zdanie : jest świetne! no i czekam na ciąg dalszy, mam nadzieje że znów pan wena Cię odwiedzi :)
Paula

3.
-Wszystko w porządku- powiedział głaskając ją po głowie. Przybysz otwarła oczy i miała w nich łzy. Sama z siebie przytuliła się do niego. Widział, że niedźwiedzi uścisk pomoże jej się uspokoić.
-Dziękuję, że zostałeś- powiedziała wstając z kanapy
-Nie ma sprawy. Naprawdę tak myślisz?
-Ale co myślę? O co chodzi?
 -Mówiłaś przez sen, że zapomniałaś powiedzieć mi, że mnie kochasz.
Delikatnie musnął jej usta, czuł jak jego uczucia buzują, odwzajemniła jego pocałunek, czuł się jak w niebie, podniósł ją do góry i posadziła na blacie kuchennym by nie musiała stać na palcach i dosięgać do jego ust. Ich pocałunki były delikatne, lecz z każdą chwilą bardziej łapczywe, zachłanne i namiętne. Przeniósł ją na kanapę w salonie. Przylgnęła do niego swoimi rozgrzanymi wargami. On pogłębił pieszczotę. Zatopił swoje usta w jej. Przejechała składając pocałunki po linii jego żuchwy, by następnie móc nadgryzać delikatnie jego ucho. On szeptał jej do ucha czułe słowa, drażniąc je cały czas swym oddechem. Całował każdy milimetr jej twarzy by następnie przenieść pocałunki na jej obojczyk, dekolt. Odchyliła głowę do tyłu. Zajęła się rozpinaniem jego koszuli. Powoli, powolutku, guzik po guziku. Nie spieszyli się, napawali się chwilą bliskości z sobą. Agacie została jeszcze do rozpięcia tylko połowa guzików. Poczuł, że nie ma już na sobie swojej koszuli. Ich oddechy stawały się z minuty na minutę coraz szybsze. Jej ręce błądziły po jego nagim torsie, umięśnionych ramionach, plecach. Przejechała palcem wzdłuż linii jego kręgosłupa powodując dreszcze na jego ciele.
***
Ranek. Pierwsza obudziła się brunetka. Usiadła na skraju łóżka i przypatrywała się śpiącemu mężczyźnie. Po krótkiej chwili udała się do kuchni, aby zrobić sobie kawę. Krzątała się tam z dobre 5 minut. Przez przypadek wypadł z jej rąk kubek z gorącym napojem. Dźwięk tłuczącego się naczynia obudził Dębskiego. Ubrał szybko na siebie koszulę i poszedł do niej.
-Zostaw. Ja to pozbieram.- powiedział, widząc Agatę zbierającą odłamki naczynia.
-Sama dam sobie świetnie radę.
-Mówiłem, że Ci pomogę.- powiedział widząc jak skaleczyła sobie palca.
-Ała, boli!- krzyknęła, gdy włożył jej rękę pod wodę.
-Nad czym tak myślisz, Agatko?
-Agatko? Jaka Agatko, do cholery! Wynoś się z mojego mieszkania!
-Chyba sobie żartujesz?
-Wynoś się do cholery!- wrzasnęła, rzucając w niego spodniami. Dwie minuty później nie było już go. Położyła się na łóżku i zaczęła płakać. Trzy tygodnie później. Nie pokazywała się w kancelarii.
-Agata, otwórz!- usłyszała głos przyjaciółki. Niechętnie podeszła do drzwi.
-Co chcesz?- zapytała
-Przyszłam zobaczyć co słychać u mojej koleżanki. Coś marnie wyglądasz.
-Wydaje Ci się. Chcesz kawę?
-Nie. Tak przyszłam zajrzeć czy żyjesz- uśmiechnęła się stając koło niej. Brunetka nagle zaczęła osuwać się na ziemię. Dorota zaczęła krzyczeć jej imię. Ona nic nie odpowiadała. Szybko wyciągnęła telefon z torebki i wykręciła numer na pogotowie. Powiedziała wszystkie dane i zaczęła ją cucić. Nie reagowała.
Pogotowie zabrało ją do szpitala. Dorota jechała za samochodem, które wiozło jej przyjaciółką. Pobiegła w kierunku recepcji.
-Dzień Dobry. Szukam Agaty Przybysz. Przywieziono ją niedawno.
Siedziała i czekała na wyniki badań. Nagle lekarz wszedł do sali. Przekazał jej najgorszą wiadomość jaką teraz mógł. Pytała się samą siebie jak ma sobie poradzić i jak zadbać o dziecko, które nosiła pod swoim sercem. Przecież niedawno straciła prawo do wykonywania zawodu i nie miała w ogóle pracy. Po kilku minutach weszła do pokoju przyjaciółka. Przytuliła ją do siebie. Brunetka powiedziała jej o wszystkim.
 -Musisz mu powiedzieć. On powinien o tym wiedzieć.
-Ja nic nie muszę. Powiem mu nie wiem kiedy. Jak ja sobie poradzę? Przecież nie mam pracy.- czuła jak do jej oczu napływają łzy.
-Właśnie przyszłam do Ciebie w tej sprawie. Rybińska przyjęła łapówkę w twojej sprawie. Więc twój powrót jest tylko formalnością. –
Co Ty mówisz? Naprawdę? Możesz poprowadzić moją sprawę?
-Oczywiście.- uśmiechnęła się- i tak w ogóle gratuluje.
Po niecałej godzinie wyszły z szpitala. Pojechały do kancelarii. Dwa tygodnie później wychodziły radosne z sądu. W sprawie Agaty zeznawał Marczak, na jej korzyść. Wszystko się udało i mogła wrócić w tym momencie do wykonywania zawodu.
-Dziękuję, jeszcze raz dziękuję- przytuliła się do przyjaciółki.
-Nie ma sprawy. Fajnie, że wracasz do kancelarii.
-Nie wracam. Jutro wylatuję do Krakowa, rozejrzeć się za jakimś mieszkanie i troszkę pozwiedzać.
-Powiedziałaś mu?
-Jeszcze nie. Zobaczymy później. Teraz uciekam coś zjeść, a Ty masz chyba zaraz jakąś rozprawę w sądzie, jak mi mówiłaś wczoraj.

piątek, 27 września 2013

Historia inaczej pisana VI cz. II

No więc piątek weekendu początek, może walnę dziś nockę i zrobię kilka kolejnych części HIP. i " Biorąc szczęście" Nie przedłużając mam nadzieje że wyjdzie długie i w chodź trochę będzie się podobać.


Gdy tak stał i patrzył na pustą sypialnie, docierało do niego co właśnie się stało. Jeszcze kilka godzin temu siedział zgorzkniały i pijany w salonie. Wyszedł na zewnątrz i nagle w twarz uderzył go wiatr, aż zabolało.Patrzył w nieskończoną otchłań. Poczuł się jak rozbitek, zapędzony na ostatni skrawek ziemi, poza którym nie zostało już nic ludzkiego. Jakby należał do tej jedynej ocalonej grupy, zebranej na resztkach świata, oczekującej na pomoc. Gdyby tak rzeczywiście było, wszystko, co robił dotychczas straciłoby sens. Tak niewiele jest warte, a zabrało mu połowę życia. Jakby się ocknął z koszmaru, jednak nie był to koszmar, tylko szara rzeczywistość. Patrzył przed siebie w niemy horyzont i szukał w szarozielonej mgle jakiegoś pęknięcia bądź rysy, by dowiedzieć się, co jest tam za nią, mimo że znał tak dobrze te okolicę. Wypatrywał znaku z nieba, tajnego sygnały, który miał go poprowadzić ku prawdzie, ale czy już nie było za późno, na poszukiwania prawdy? On stworzył w swojej wyobraźni stworzył wizje spędzonego wieczoru Agaty, nawet teraz wpatrując się w horyzont głowił się czy przypadkiem nie pojechała do niego, mimo że jej nagłe zniknięcie go zaniepokoiło czuł wciąż złość do brunetki.Ciągle się wahał, bo miał wybór czy pojechać do Bydgoszczy, czy dać im czas. Zrobił krok w przód, następnie drugi i trzeci i przyśpieszając kroku wsiadł do samochodu, poranne słońce drażniło jego zmęczone źrenice, z trudem pokonywał gęstą mgłę unoszącą się nad okolicami, tak jakby mgła próbowała powstrzymać go od odnalezienia brunetki, jednak go to nie powstrzymało, o tej porze miasto pokonywało się z niezwykłą łatwością, kilka samochodów krążyło po Warszawskich ulicach, ruch był minimalny. W tym czasie Agata próbowała powstrzymywać spływające po jej policzkach łzy, wiedziała że nie ucieknie od wyjaśnień, ale nie była jeszcze na nie gotowa. Bliźniętami zajmowała się Zosia, natomiast Andrzej siedział na jednym z krzesełek w kuchni i spoglądał na pokój w którym zamknęła się Agata, nie wychodziła z niego dobre kilka godzin.

***

Pokonywała z trudem ciemne odcinki drogi, łzy spływały jej po policzku. Wciąż o jej uszy obijały się jego słowa, które trafiły prosto w serce, rozrywając je na miliony kawałeczków. Otarła szybkim ruchem pojedynczą łzę która drażniła jej zaczerwieniony i zapuchnięty już policzek. Wreszcie minęła zieloną tabliczkę "Bydgoszcz", jeszcze jakieś dwadzieścia minut drogi i będzie u swojego ojca. Nie wiedziała jeszcze co ma mu powiedzieć, wiedziała że musi opanować łzy, które nie chciały przestać spływać po jej policzkach. Znajoma brama, znajomy podjazd, znajomy dom.. podjechała na podjazd, zastawiając przy tym samochód Zosi, wyciągnęła śpiące niemowlaki, stanęła przed domem. Zadzwoniła raz, drugi trzeci, aż w końcu usłyszała zbliżającą się osobę, która zapaliła światło na korytarzu. Otworzył drzwi siwawy zaspany mężczyzna, zaskoczony widokiem córki otworzył szerzej oczy, jakby nagle dostał dawkę adrenaliny. Widział jej zaczerwienione zapuchnięte oczy, jej ciało drżało, jednak nie z zimna, lecz ze strachu z przerażenia? Nie odezwał się słowem tylko zabrał od niej jednego niemowlaka po czym weszli do środka, od razu zamknęła się w pokoju wraz z dwójką pociech, które w jakiś sposób poprawiały jej humor, sprawiały że chodź na moment w jej oczodołach nie zbierały się łzy. Rankiem kiedy wreszcie przeniosła się w krainę snów, po cichu do pokoju weszła Zosia, wzięła niemowlaki by te nie obudziły Agaty, jednak jej sen nie trwał długo. Pół godziny po tym jak Zosia zabrała do salonu "wnuczki" brunetka zerwała się z płaczem z łóżka, po czym znów na nie opadła i zwinęła się w kłębek, łkając do poduszki. 

***

Po ponad trzy godzinnej podróży wreszcie minął zieloną tabliczkę jej rodzinnego miasta, przydepnął pedał gazu by jak najszybciej znaleźć się pod jej domem.. pod domem jej ojca. I wtedy strach ogarnął jego ciało, nie wiedział co mu powiedzieć, przecież ich małżeństwo było takie idealne, on był idealnym mężem i idealnie skrzywdził jego idealną i jedyną córkę. NO PO PROSTU IDEALNIE! - pomyślał, uderzając w kierownicę zaciśniętą pięścią. Im bliżej jego domu, tym oddech stawał się nie do opanowania, jego drżące ręce sprawiały mu trudności w odbieraniu telefonów z kancelarii. Wreszcie dojechał, stanął samochodem po drugiej stronie ulicy i patrzył na znajomy mu dom, dom przepełniony wspomnieniami jej powrotu zza granicy.. zacisnął pięść jeszcze mocniej, zamknął powieki i wziął kilka głębokich wdechów. Skoro idealnie to spieprzyłeś, idealnie się przyznaj - powiedział otwierając powieki. Otworzył drzwi, wykonywał milimetrowe kroczki w kierunku bramy wejściowej na podwórko, tak jakby chciał za wszelką cenę opóźnić, stanięcie przed drzwiami. Czuł wstręt do samego siebie, do słów wypowiedzianych z jego ust w kierunku, kobiety jego życia. Mimo że w jego wyobraźni wciąż był obraz Agaty z obcym mężczyzną, pragnął zawalczyć o nią, bo tylko przy niej potrafił normalni funkcjonować. Pchnął bramkę, i wszedł na podwórze, pokonał krótki chodnik prowadzący do drzwi wejściowych, pokonał tylko dwa schodki i stanął przed drewnianymi drzwiami. Uniósł rękę ku dzwonkowi i przycisnął biały guziczek, w środku rozbrzmiały dźwięki dzwonka.


Mam nadzieje że się podoba, wena natchnęła mnie podczas podróży powrotnej do domu, kiedy to przez gęste chmury przebijały się pomarańczowe promienie słoneczne, które padały przez okno pędzącego pociągu wprost na moją chłodną twarz i mokre od deszczówki włosy. Wysiadając z pociągu po raz kolejny tego cholernego dnia złapał mnie deszcz, który dał mi kolejną inspiracje. WOW. Szłam drogą i wystukiwałam w telefonie moje myśli, aż wreszcie przelałam wszystko na elektroniczny papier, no i o to efekt. Mam nadzieje ze się spodoba.. tak wiem powtarzam się :)
PS: Miała być długa dla pewnej osoby, ale nie mogłam tego przedłużyć jakoś, starałam się.. ale nic z tego może następna będzie tą dłuższą :) ;*

Paula

Opowiadanie Daisy cz. 21

Nie jestem zadowolona z tej części w ogóle, lecz kończyłam ją trwając w szoku po prapremierze 5 odcinka :)  Dziękuję za wszystkie komentarze i proszę o więcej! ;D Fajnie byłoby wiedzieć ile osób czyta moje opowiadanie. Zapraszam do czytania!
***
„Nigdy, nigdy nie żałuj, że zrobiłaś cokolwiek, jeśli robiąc to, byłaś szczęśliwa.”
            Dorotea de Spirito – „Anioł”
***
Ku jej miłemu zaskoczeniu Marek zabrał ją do jednej z najlepszych Warszawskich restauracji, gdzie na dodatek trzeba było zarezerwować stolik co najmniej dwa dni wcześniej. Dzięki temu, od razu poczuła się lepiej. Nie dość, że stała obok cudownego mężczyzny, to jeszcze miała pewność, że przez czas swojej nieobecności Marek o niej myślał. Nie zapomniał o niej.
            Gdy usiedli przy stoliku zarezerwowanym przez Dębskiego, Agata poczuła się trochę nieswojo. Lecz bynajmniej nie z powodu swojego towarzysza lub zaistniałej sytuacji, tylko swojego stroju. Nie był on powalający, ponieważ założyła dzisiaj zwykłe, czarne spodnie i wygodną bluzkę. Ot, takie zmartwienia kobiety. Jednak według Marka było zupełnie odwrotnie. Wyglądała dzisiaj, zresztą  jak zawsze, jak jakaś bogini. Czuł się przy niej jak poszukiwacz skarbów, który właśnie odnalazł to, czego szukał przez tak długi czas.
***
            Siedział sam w kancelarii i przeglądał akta swojej nowej sprawy. Musiał być dobrze przygotowany, ponieważ miał walczyć z Justyną, która zawsze dawała z siebie wszystko. Nie mógł okazać się gorszy. W pewnym momencie jego telefon charakterystycznie zabrzęczał. Dostał wiadomość. Na wyświetlaczu widniało imię: ‘Aniela’. Przeczytał wiadomość i uśmiechnął się. „Dzisiaj w tym samym miejscu. Będzie taniec na rurze z wężem. Czekam o 20.”
***
- A wyjaśniło się już dlaczego Marka nie było przez te dwa dni? – zapytał się żony.
- Tak, tak. Oczywiście. – odparła spokojnie.
- To co się stało? – nie ustępował.
- Oj, weź nie bądź taki dociekliwy. Prosił żebym zachowała tę informacje dla siebie. – w jej głosie dało się czuć nutkę podekscytowania i tajemniczości.
- Dobra, nie to nie. Nie wiesz co tracisz. Miałem taki fajny plan na dzisiejszy wieczór, ale jak nie chcesz mężowi powiedzieć, to nici z wieczoru. – udał obrażonego.
- Powiem Ci tylko tyle, że teraz jest szczęśliwy. Na pewno. – dalej była tajemnicza. Wojtek pocałował ją w policzek, jakby chcąc ją tym nakłonić do mówienia. W końcu Dorota nie wytrzymała i powiedziała mężowi wszystko co wiedziała.
***
            Po romantycznej kolacji, zabrał ją na równie miły spacer po łazienkach. W pewnym momencie usiedli na jednej z ławek. Wciąż trzymając ją za rękę, wpatrywał się w jej oświetloną przez Księżyc twarz. Tyle chciałby jej w tym momencie powiedzieć, tyle chciałby jej pokazać, tyle chciałby teraz zrobić, ale nie potrafił. W końcu wyjął coś małego z kieszeni swojej kurtki.
Patrzyła z uwagą na każdy jego ruch. Powoli, lecz z namysłem otworzył małe pudełeczko i podniósł  jego zawartość, tak, że oświetlał go Księżyc. Był to subtelny, srebrny naszyjnik z niewielkim, otwieranym serduszkiem. Marek wstał i założył go Agacie na szyję.
- A teraz je otwórz i przeczytaj. – powiedział spokojnie, lecz w jego głosie wyczuła niepewność. Kobieta posłusznie je otworzyła i przeczytała dwa słowa w środku: „Kocham Cię”. Marek cały czas wpatrywał się nią. Jej oczy w tej chwili jakby straciły trochę swój blask. Chciała być z nim. Chciała móc powiedzieć, że jest Jego, a on Jej. Jednak przeszłość zadbała oto, by jej tę radość popsuć. Zaraz powróciły wspomnienia z Hubertem, Maćkiem. Nie mogła się ich pozbyć, lecz z całych sił próbowała przezwyciężyć. Spojrzała w jego dobre, przepełnione miłością oczy. Na oczy mężczyzny, który był gotów poświęcić dla niej wszystko. Postanowiła wygrać ten mecz i zawalczyć o szczęście. Zbliżyła swoją twarz do niego i złożyła na jego ustach krótki pocałunek.
            Nic więcej nie musiała robić. To mu wystarczyło i nie zamieniłby tego żadne słowa. Mimo iż nie potrafił tego powiedzieć na głos, to ją kochał. Kochał ją nad życie i chciał być z nią. A teraz jego świat stał się jeszcze piękniejszy, bo wiedział, że ona to głęboki uczucie odwzajemnia. Nic nie mogło im teraz przeszkodzić, byli razem
***
            Następnego dnia nie mogła się na niczym skupić. Wszystko leciało jej z rąk. Szukanie jednego dokumentu zajmowało jej dziesięć razy więcej czasu niż zwykle. Po piętnaście razy pytała się Bartka o jakieś głupoty, nie mogła znaleźć sobie miejsca. Na szczęście jej rozkojarzenie minęło, gdy do kancelarii weszła rozpromieniona Agata. Przywitała się z rudowłosą przyjaciółką i aplikantem, i poszła do  siebie. Niestety ‘wścibska’ przyjaciółka nie pozwoliła jej ani na chwilę samotności. Wparowała zaraz za nią do gabinetu.
- Cześć. A ty dopiero teraz do pracy przychodzisz? – zapytała z przekąsem.
- Tak. Rano nie miałam żadnych spraw, a pierwszy klient przychodzi do mnie za 10 minut. Po co miałabym przychodzić i siedzieć tutaj nie wiadomo po co? Mogłam się dzisiaj przynajmniej wyspać po… - urwała. Nie chciała powiedzieć za dużo. – wczorajszym dniu. Miałam naprawdę ciężkich klientów.
- Ciężkich? Rozwód bez orzekania o winie i wypłata niewielkiego odszkodowania? Jak to były dla CIEBIE – postarała się zaakcentować ten wyraz – trudne sprawy, to świat się chyba powoli zaczyna walić. – mówiła z nieziemską satysfakcją. Jeszcze chyba nigdy nie udało jej się przyłapać na tak banalnym ‘kłamstewku’. Zakochana po uszy mecenas Agata Przybysz! Tego jeszcze nie było. Chciała sobie dłużej pospać. No chyba tylko w towarzystwie Marka i to jeszcze w jakimś ekskluzywnym hotelu w złotej pościeli.– I co? Dowiem się wreszcie dlaczego ten wczorajszy dzień był taaaki ciężki? – napawała się swoim zwycięstwem.
- Nie. – udawała obrażoną. Równocześnie zaczęła bawić się dobrze znanym Dorocie naszyjnikiem z serduszkiem.
- Błagam Cię! Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności! – błagała ją.
- Ale co mam Ci powiedzieć? Może nie miałam trudnych klientów, ale zmęczyłam się. – była nieugięta.
- Jejku! Agata, Marek mi o wszystkim powiedział. Ja tylko chciałabym poznać pikantne szczegóły. No Marka się o to nie zapytam przecież. No powiedz, kiedy ślub? – popuszczała ją, sama nie wierząc w to co mówi. Jednak jeśli miała się na czymś jeszcze dzisiaj skupić, musiała wiedzieć.
- Co?! – wykrzyknęła brunetka. – Ślub? Czyj? On mi się nie oświadczył, tylko dał ten naszyjnik. – pokazała jej spoczywającą na jej szyi ozdobę. – A w ogóle to jakie pikantne szczegóły masz na myśli? Spałam SAMA u siebie w domu, a on u siebie. Też sam. – zaśmiała się w duchu z fantazji przyjaciółki.
- Oj, to jesteście razem, ale mieszkacie osobno?
- A coś jest w tym złego? – nie rozumiała przyjaciółki Agata.
- Nie. Oczywiście, że nie. Ale ja będę świadkową na waszym ślubie. Muszę osobiście dopilnować waszego szczęścia.
- Spokojnie. Dorota, uspokój się. – zaśmiała się. - Aha, przy okazji ślubu. Masz tu zaproszenie dla Ciebie i Wojtka. Mój…
- To ty mnie najpierw uspokajasz, a teraz od razu dajesz zaproszenie na ślub?! Macie tempo z Markiem. Przez dwa lata nic, a jak już coś, to od razu ślub i wszystko. – przerwała jej Dorota, otwierając kartkę. – Ale od kiedy to masz na imię Andrzej? – zdziwiła się, a Agata wybuchła głośnym śmiechem. Dorota była tak przejęta swoimi wspólnikami i ich byciem razem, że dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że to nie o ten ślub chodzi. – Gratuluję twojemu tacie. I Zofii oczywiście też.
- Dziękuję w jego imieniu. Teraz idź się uspokój do swojego gabinetu, bo ja mam klienta. – powiedziała mecenas Przybysz dusząc się prawie ze śmiechu i ruchem ręki zapraszając mężczyznę stojącego nieśmiało w drzwiach.
- Dzień dobry, ja w sprawie spadkowej. Moje nazwisko Zięba Tomasz.
- Tak, tak. Pamiętam. Wspominał pan coś o testamencie ojca i nieustępliwej macosze. Mógłby pan jeszcze raz opowiedzieć wszystko dokładnie.
***
            Pożegnała się z klientem i ciężko opadła na oparcie krzesła. Zamknęła oczy. Po chwili ktoś wszedł do jej gabinetu. Spojrzała w stronę drzwi.
- Jak się masz? – zapytał.
- Bardzo dobrze. – odparła szczęśliwa i zaczęła bawić się naszyjnikiem, który wczoraj od niego dostała. Po chwili pochylił się nad nią i pocałował w szyję. Poczuła Jego zapach i odpłynęła. Pozwoliła na chwilę emocją wziąć górę. Odchyliła głowę nieco bardziej do tyłu, dając mu tym samym pozwolenie na kontynuację pieszczoty. Marek skorzystał z tej chwili i Agata poczuła na swojej szyi ciepło Jego warg. Po chwili usłyszała na korytarzu jakieś kroki i gwałtownie wstała. Podeszłą do okna. Nie chciała żeby ktokolwiek zobaczył ich w takiej sytuacji. Wolała zachować takie chwile dla siebie.
- Co się stało? – zdziwił się i stanął tuż za nią, tak, że czuła jego oddech na swoim ciele.
- Wszystko dobrze. Wydawało mi się tylko, że ktoś tu idzie. – odparła odwracając się do niego i wtulając w jego tors.
- To klient do Doroty. Nie masz się czym martwić. Poza tym, zawsze można zamknąć drzwi na klucz. – powiedział dwuznacznie i objął ją w talii. Trwali tak przez dobrych kilka minut. W pewnym momencie Marek oderwał się z od niej niechęcią i wyjął malutkie zawiniątko z kieszeni swojej marynarki. Podał je Agacie i z powrotem objął w talii.
- Co to jest? – zapytała zanim otworzyła.
- Pomyślałem, że Ci się spodoba. Poza tym, ładnie Ci w tym kolorze. – odważył się na komplement.
- Piękne. Zaraz je założę. Na szczęście dzisiaj nie założyłam kolczyków. – ucieszyła się brunetka i równocześnie zarumieniła słysząc jego słowa. Nie wiedziała, że w kancelarii też potrafi być taki romantyczny. – Dziękuję. – dodała po chwili. Odłożyła prezent na biurko i pocałowała Marka czule w policzek.
- A tu? – powiedział udając niepocieszonego i pokazując palcem swoje usta.
- Niech będzie. – odparła pociągająco i złożyła na jego ustach czuły, delikatny i pełen miłości. Marek odwzajemnił go.
***
            Wróciła koło ósmej do domu i opadła na łóżko. Tyle się dzisiaj wydarzyło… Tyle cudownych rzeczy. Dzisiaj tak naprawdę poczuła, że i ona może zawalczyć o szczęście. Wyciągnęła z szafy piżamę i poszła do łazienki. Chciała jak najszybciej zasnąć i przywitać kolejny dzień.
Wychodząc z łazienki, usłyszała spokojne, lecz stanowcze pukanie. Podeszła do wizjera i zamarła. Ona jest jedynie w skąpej piżamie, a Marek wymyślił sobie odwiedziny. No ładnie.
- Poczekaj chwilkę, tylko założę coś na siebie. – powiedziała, lecz szybko się poprawiła – Założę coś na piżamę, żeby mnie nie owiało. – „O matko, zachowuję się jak wariatka” – dopowiedziała sobie w myślach.
***
- Cześć, co ty tu robisz? Widzieliśmy się przecież przed niecałą godziną.
- Dziękuję za miłe powitanie, pani mecenas. Właśnie, masz rację, długo się nie widzieliśmy, więc pomyślałem, że wpadnę. Nie musisz się mnie aż tak bardzo wstydzić. – powiedział widząc jak opatula się szczelniej szlafrokiem. - Mam dla Ciebie niespodziankę.
Wpuściła go do środka i udała się na kanapę. Wzięła leżący na oparciu koc i szczelnie się nim opatuliła. Marek popatrzył się na nią z miłością.
- To gdzie ta niespodzianka? – zaciekawiła się.
- Zaraz. Cierpliwości. – powiedział i sięgnął do kieszeni marynarki.
Daisy


Czekam na cedek Daisy! :) Dialogi mnie powaliły zwłaszcza ten Doroty i Agaty <3

Paula

Dziękuuuje!

WOW !
Dziękuje za ponad 9500 wyświetleń do HIP. Jak dla mnie to jest wielki sukces, no więc dziś piątunio w niedziele premiera nowego opa. A NA SKRZYNCE PUSTKI :< Wszyscy na blogu czekamy na wasze opowiadania! :)

Paula

czwartek, 26 września 2013

Historia inaczej pisana VI cz. I

Ta część przyszła mi z niezwykłą szybkością, pisałam a słowa same przychodziły do mojej głowy. Ta część jest ze specjalną dedykacją dla mychy i duśki :)

Nad okolicami domku unosiła się styczniowa mgła. Agata czuła pełznący wewnątrz czaski ból, który stopniowo narata. Wiedziała że wczoraj przesadziła z alkoholem. Przeciera zmęczone oczy i popija jeden z napojów na "kaca", Agata głęboko oddycha dopiero po dłuższej chwili orientuje się że nie na szyi srebrnego łańcuszka, który dostała od męża, który bije się z myślami w sypialni. Marek obraca obrączkę w dłoni, na palcu znajdował się ślad. Mrużył oczy i patrzył w śnieżnobiały sufit. W przerwach pomiędzy chmurami przebłyskują promienie słońca wpadające przez okna do salonu, drażniąc przy tym siedzącą Agate. Wreszcie wstał, zostawił obrączke na szafce nocnej a połyskujący w świetle promieni słonecznych łańcuszek swobodnie zwisał z jego dłoni. Podszedł do niej, ale trzymał dystans usiadł na fotelu na przeciwko niej.
- Jak wczorajszy wieczór? - zapytał oschle - Może chcesz mi coś powiedzieć
- Wieczór jak wieczór - rzekła i otworzyła szerzej powieki kiedy jej oczy przyzwyczaiły się już do rarzącego światła.
- I tylko tyle ? - starał się nie unosić, aczkolwiek mówił stanowczo i oschle.
- O co chodzi? - zapytała patrząc na niego zaskoczona, wtedy w jego dłoni ujrzał srebrny łańcuszek - znalazłeś go! - wyciągnęła dłoń by odebrać zgubę jednak on wstał i rzucił nim o szklany stolik.
- Nie ja tylko jakiś facet przyniósł rano - podszedł spakować Natana. Agata zastanawiała się kiedy go zgubiła i kto go przyniósł, nagle jej oczom ukazał sie poranny widok Krzystofa w drzwiach. Wstała i kierowała się w strone pokoju gościnnego.
- Marek.. - powiedziała, jednak on minął ją tylko w drzwiach i wraz ze spakowanym synem kierował się w strone drzwi wyjaściowych. Ponownie powtórzyła jego imię, jednak on nie odpowiedział nic tylko zniknął za drzwiami trzaskając nimi, budząc przy tym bliźnięta.
- Świetnie - powiedziała słysząc płacz dochodzący z sypialni. Zajęła się niemowlakami, po czym otuliła się w gruby sweter, ubrała grube skarpetki i wyszła na taras z gorącym kubkiem herbaty. W tym momencie nie wiedziała co dzieje się w jej życiu. W ciągu ubiegłego roku działo się w jej życiu tak wiele, a teraz było coś nie tak, cisza, oschły ton, który zawsze kończył się na wybuchu i kłótni, a teraz po prostu przemilczał i wyszedł. Zastanawiała sie co było powodem jego nagłej zmiany humoru, nic nie zrobiła dnia poprzedniego, aby mógł jej robić jakiekolwiek wyrzuty, wypiła jeden drink za dużo i z ledwością doszła do sypialni, ale to nie mogło być raczej powodem jego zmiany nastroju. Siedziała upijając już chłodną herbate, wpatrując się wracał kolejną już godzine do domu, jego wyświetlacz wskazywał kilkanaście nieodebranych połączeń od Agaty. On siedział w barze wypijając kieliszek za kieliszkiem przeźroczystego 40 procentowego trunku. Spojrzał na pustą dłoń, pustą..pustą od obrączki, wspomnień poczuł pustą. Wojtek widząc stan w jakim znajduje się przyjaciel odwiózł go do domu. Drzwi otworzyła im Agata, Wojtek położył go na kanapę i opuścił dom Dębskich żegnając sie z Agatą. Podeszła do niego i chciała ściągnąć jego płaszcz kiedy poczuła silny ból w nadgarstku, chwycił ją swoją potężną dłonią i ścisnął z całej siły.
- Zostaw mnie! - usiadł z ledwością na łóżko - Idź sobie do tego faceta
- O co Ci chodzi? - próbowała wydostać się z silnego uścisku - od rana jesteś jakiś dziwny
- Ja jestem dziwny ? Naprawdę ja? - mówił ironicznie - powinnaś zajmować się teraz nowym adoratorem. Lubisz kiedy faceci o Ciebie zabiegają, kiedy Cie pożądają, a ty nimi się bawisz jak zwykła..hmm szmata? - dał nacisk na ostatnie słowo, uwolniła się od jego silnego uścisku w jego oczach zaczęły połyskiwać łzy.
- I co się nie odzywasz, prawda w oczy kole? - mówił wciąż zdenerwowany
- Jesteś pijany! - krzyknęła, próbując nie dopuszczać do siebie jego słów
- Jest takie powiedzenie słowa pijących to myśli trzeźwego! - po tych słowach pękła, łzy spływały po jej policzku. Uciekła do sypialni, wyciągnęła walizki z szafy i zaczęła w pośpiechu pakowała rzeczy. Jej spływające po policzku łzy upadały na stos ubrań leżących na łóżku. Wyszła z sypialni rzuciła spojrzenie na śpiącego Marka i wraz z dwójką dzieci odjechała.

Mam nadzieje że się spodoba! :-)
Paula

Opowiadanie Daisy cz.20

Dodaję w wielkim pośpiechu :) Super! Smutno mi z powodu Mareczka. ;c Biedaczek :) No ale nic :) Miłego czytania :)

Domcia

Kolejna porcja MarGaty ode mnie. Wiem, że bardzo szybko, ale tak jak ostatni pisałam, mam dużo wolnego czasu, więc piszę. Mam nadzieję, że nie zaśniecie. To już taka jakby ‘rocznica’: 20 część :D
A co do treści, to nie była to część łatwa do napisania, bo musiałam przebrnąć przez trudny moment w opo. Nie wyszło dokładnie tak jak chciałam, ale starałam się dać dużo opisów i zminimalizować dialogi. Za jakiekolwiek błędy – przepraszam. Starałam się je wyłapać. Nie przedłużając, zapraszam do czytania.
***
„ I can’t unthink about,
I can’t unfeel your touch.
I can’t unheard all the words,
 unsay all the things ,that used to mean so much
(…) I can’t unlove you…”
Kenny Rodgers – „ I can’t unlove you”       

Wchodząc do kancelarii usłyszał jej cudowny głos. Rozmawiała z kimś przez telefon. Ucieszył się, że znowu tu pracuje. Pewnie znowu próbuje rozwikłać zagadkę klienta i rozważa przy nim swoje przypuszczenia.  Stare, dobre czasy wróciły, ale jednak nie w całości… Oni i ich relacja była na zupełnie innym etapie. Byli sobie bliżsi. Mimowolnie popatrzył się w stronę jej gabinetu. Nie zauważył jednak Bartka wychodzącego z konferencyjnej, który przyglądał mu się z ciekawością. Już od dawna widział, że coś pomiędzy Agatą, a Markiem iskrzyło. Zastanawiał się, nie pierwszy zresztą już raz, ile jeszcze będzie musiał czekać na jakieś poważniejsze kroki.
***
            Tym razem na szczęście nie było żadnych świec, żadnego wina i żadnej romantycznej restauracji. Umówili się w zwykłej, aczkolwiek bardzo przytulnej kawiarni. Gdy usiedli, zapytała z nieskrywaną ciekawością w głosie:
- To jakie masz dla mnie wieści, których nie mogłeś mi przekazać przez telefon?
- Takie. – uśmiechnął się do niej życzliwie i wyjął z kieszeni marynarki, niewielką, złożoną na pół, kartkę. Agata patrzyła się na nią przez chwilę, by zaraz szybko sięgnąć po papier. Otworzyła go i z zapartym tchem przeczytała…  Było to zaproszenie na ślub.
- Gratuluję. Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś? – powiedziała z ogromną radością. Jej oczy iskrzyły się tysiącami kolorów, a twarz promieniała. Cieszyła się jego szczęściem razem z nim.
- Jak miałem to zrobić? Nie chciałem Ci tak po prostu tego komunikować, a zaproszenia nie da się przez telefon pokazać. Poza tym, chciałem Ci to wręczyć osobiście. – mówił ciepłym głosem. Po chwili chciał coś jeszcze dodać, lecz przeszkodził mu dzwoniący telefon Agaty. Popatrzyła się na niego pytająco.
- Odbierz, odbierz. – powiedział szybko. Wyciągnęła telefon z torby i kliknęła zieloną słuchawkę.
- Tak? Coś się stało?
- Chciałem się po prostu dowiedzieć gdzie jesteś i czy miałabyś dla mnie dzisiaj wieczorem trochę czasu? – usłyszała w słuchawce jego pociągający, męski głos.
- Dzisiaj chyba nie dam rady. Jestem w kawiarni  z Maćkiem. – odparła swobodnie. – Muszę kończyć. Do zobaczenia jutro. Pa. – rozłączyła się i po chwili kontynuowała rozmowę ze starym przyjacielem, nie zdając sobie sprawy z tego, że gdzieś tam, w Warszawie siedzi mężczyzna, któremu właśnie ktoś zupełnie nieświadomie wbił ostrą szpilkę w serce.
***
            „Dlaczego akurat Maciek?” – zadawał sobie to pytanie już po raz setny. Gdy Agata powiedziała mu, że to z nim się spotkała i na dodatek była z tego faktu bardzo zadowolona, nie wiedział co ma robić. Po raz pierwszy w życiu, był zazdrosny o jakąś kobietę. Nie, o kobietę swojego życia. Mimo iż cały dzień miał tak naprawdę bardzo dobry humor, to teraz przed oczami przelatywały mu same czarne scenariusze dotyczące jego życia. W końcu jednak przestał o tym myśleć, bo jeszcze zrobiłby coś głupiego. Zrezygnowany i zawiedziony życiem, poszedł do sypialni. Chciał zasnąć, by o tym wszystkim zapomnieć, lecz jego wciąż wirujące myśli nie pozwalały mu na to. W pewnej chwili zaczął wspominać. To go trochę uspokoiło. Natłok przeróżnych wydarzeń z ‘ich’ życia, dziwnym trafem przywołał mu przed oczy obraz smutnej i przygnębionej Agaty w jego samochodzie. Do teraz nie potrafił zrozumieć dlaczego nagle, tuż po telefonie od Marii, posmutniała… Jednak kilka sekund później powtórzył w myślach jej imię: Maria! To o nią jej chodziło. „A ty idioto tego nie zauważyłeś!”
***
            Kończyli już rozmowę. Oboje mieli jeszcze na jutro trochę pracy, a było już grubo po dziewiątej. Nawet nie zauważyli jak szybko minęły im dwie godziny przyjemnej rozmowy. Znowu byli przyjaciółmi, mieli mnóstwo wspólnych tematów. Tak jak dawniej… Jak w szkole. Dzięki temu spotkaniu, obydwoje poczuli się o dobre kilkanaście lat młodsi.
- Aha, zapomniałbym. Ślub jest co prawda za miesiąc, ale gdybyś przyszła z kimś, to daj znać wcześniej. Sprawy czysto organizacyjne. - powiedział Maciek na odchodnym. – Do zobaczenia.
- Dobrze, dam znać. Do zobaczenia. –pożegnali się i opuścili lokal.
***
            Od samego rana, w kancelarii panowała napięta atmosfera. Bartek właśnie odwoływał kolejnego klienta Marka i kolejny raz dostawał za niego po uszach. Dziwił go fakt, że Dębski nie przyszedł dzisiaj do pracy. Co innego, gdyby to była Agata, czy Dorota, ale On? Nawet telefonów nie odbierał. Nic. Nie dawał żadnego znaku życia.
***
            Stał pomiędzy dwoma drzewami. Obydwa były piękne, lecz to po prawej jego stronie, miało o wiele ładniejsze owoce. Nie były w ogóle robaczywe, a wręcz przeciwnie: błyszczały w świetle zachodzącego Słońca i kusiły swoimi dojrzałymi kolorami. Podszedł do tego drzewa i zerwał jeden z owoców. Ugryzł go. Po jego podniebieniu rozszedł się cudowny smak i aromat owocu. Jednak gdy tylko go połknął,  jego usta wypełniła gorycz i okropny smak. Ugryzł je ponownie i po raz kolejny rozkoszował się smakiem owocu. Tym razem jednak nie połykał go tak szybko, gdyż chciał się tym rozkoszować jak najdłużej. Jednak z każdą chwilą, coraz bardziej interesowało go tamto drugie drzewo. Mimo iż w jego ustach tkwił już jeden owoc, jego myśli były coraz bardziej zajęte tamtym drzewem. Zaciekawiło go swoją ‘innością’. Im bardziej jednak o nim myślał, tym bardziej pierwszy owoc stawał się gorzki, tracił swój cudowny smak. W końcu wypluł je i podszedł do drugiej rośliny. Jej owoce nie były takie piękne jak poprzednie. Gdzieniegdzie widać było ślady po różnych owadach. Również i samo drzewo nie prezentowało się tak pogodnie i dostojnie jak poprzednie, ale miało w sobie coś innego. Pewien czar i tajemniczość.. Niektóre gałęzie były połamane, w innym z kolei miejscu, nie miało liści, a jego kora miała wyraźne znaki po cięciach nożem. Zanim postanowił zerwać jeden z jego owoców, zastanawiał się chwilę. W końcu jednak się przełamał i urwał jeden, mały owoc. Obejrzał go dokładnie. Po jednej stronie było prawie całe podziurawione przez małe robaczki, lecz z drugiej było nietknięte. Tam też je ugryzł. Najpierw po jego podniebieniu rozszedł się nieprzyjemny smak goryczy, lecz kilka sekund później, zmienił się on na wyjątkowo słodki, soczysty i niezwykle przyjemny dla podniebienia. Połknął tę część i poczekał chwilę, lecz w jego ustach nadal pozostawał ten sam cudowny smak… - Obudził się i usiadł na łóżku. Popatrzył na zegarek: 5:57. Miał jeszcze dużo czasu, więc zaczął rozważać swój sen. Może i nigdy nie był zbyt refleksyjnym człowiekiem, lecz tego typu przesłania docierały  do niego bez żadnych wysiłków z jego strony. Postanowił „kontynuować” swój sen w rzeczywistości i z tym postanowieniem wstał z łóżka, jednak było już zbyt późno żeby iść do pracy. Tę jedną rzecz postanowił sobie dzisiaj odpuścić. Zjadł coś w pośpiechu i wyszedł. Po drodze zdążył napisać tylko SMS – a do Doroty: „Nie będzie mnie dzisiaj. Przepraszam za kłopoty w kancelarii. Odwołaj mi na jutro klientów. Pojutrze na 100% będę z powrotem. Wtedy Ci wszystko opowiem.”. Kliknął: „wyślij” i wsiadł do samochodu. Czekało go dzisiaj trudne zadanie. To czego szukał musiało być idealne pod każdym względem: subtelne, lecz jednocześnie stanowcze i nie pozostawiające żadnych wątpliwości, delikatne jak małe dziecko , ale też ostre jak nóż, a zarazem czułe jak pocałunki.
***
            Do wieczornej imprezy zostały jeszcze półtorej godziny. Siedziała w gabinecie i obserwowała sąsiednie drzwi. Cały dzień zastanawiała się, gdzie on może być. Dlaczego nie przyszedł do kancelarii, dlaczego nie daje znaku życia? To było do niego niepodobne. Napisał do Doroty, że go dzisiaj nie będzie, ale jej to nie wystarczyło. Bała się, że coś mu się mogło stać. Gdy tylko o tym pomyślała, momentalnie przed jej oczami pojawiło się tysiące pesymistycznych scenariuszy z Markiem w roli głównej. Automatycznie chwyciła telefon i wybrała Jego numer. Przyłożyła urządzenie do ucha i czekała… Jeden sygnał, drugi, trzeci… W końcu usłyszała jego głos: „ Dzień dobry, tu Marek Dębski, nie mogę teraz rozmawiać. Proszę zostawić wiadomość.” Zrezygnowana i zawiedziona rozłączyła się i odłożyła telefon. Po chwili weszła do jego gabinetu. Sama nie wiedziała dlaczego. Chyba chciała się jeszcze raz upewnić, że go tam nie ma. Otworzyła drzwi i rozejrzała się po tak dobrze jej znanym pomieszczeniu. Nie było go. Wychodząc z pomieszczenia, poczuła jeszcze woń jego perfum. Przystanęła i zawróciła. Usiadła na jego fotelu i zamknęła oczy.
            Z ‘pół snu’ wyrwał ją dźwięk telefonu. Szybko podniosła się z ‘Markowego’ fotela i odebrała połączenie.
- Cześć Dorota. Coś się stało?
- Agata, kiedy będziesz? Impreza za czterdzieści minut. Wiem, ze to jeszcze sporo czasu, ale tak tylko Ci przypominam. Na wszelki wypadek. Zdążysz?
- Oczywiście. Już jestem prawie gotowa. Spokojnie. – odpowiedziała zaskoczona. Nie mogła dać po sobie znać, że jest jeszcze w tak zwanym ‘proszku’.
- Ty mnie lepiej nie uspakajaj, tylko bądź na czas. Będziemy czekać. Muszę kończyć. Pa. – odparła rudowłosa przyjaciółka i rozłączyła się. Agata jeszcze przez chwilę stała osłupiała. Zasnęła! A teraz jeszcze spóźni się na imprezę organizowaną specjalnie dla niej. Z prędkością światła spakowała wszystkie dokumenty i jeszcze szybciej wyszła z kancelarii.
            Zdyszana wbiegła do mieszkania, rzuciła wszystko na kanapę i poszła do łazienki. 10 minut później, kończyła zakładać granatową sukienkę kupioną specjalnie na tę okazję. Podeszła do szafy i wyjęła z niej taką samą torebkę i szpilki. Następnie znowu udała się do łazienki by zrobić sobie odpowiedni na tę okazję makijaż i poprawić fryzurę. Spędziła nad tym trochę więcej czasu niż myślała, ale miała cichą nadzieję, że jednak On się tam pojawi.
            Dotarła na miejsce prawie punktualnie. Gdy weszła do lokalu, powitały ją głośne okrzyki przyjaciół wiwatujące na jej cześć. To było piękne, lecz jej uśmiech tak szybko jak się pojawił, tak szybko też znikł. Przyglądała się wszystkim znajomym twarzom z uwagą wypatrując tej jednej. Jednak jego tam nie było. Gdy okrzyki ucichły i wszyscy zajęli się przerwanymi rozmowami, podeszła do niej zmartwiona wyglądem przyjaciółki Dorota. Agata była blada, a jej wzrok jak opętany wodził po zebranych. Przyjaciółka od razu domyśliła się kogo szuka. Posadziła ją przy pierwszym wolnym stoliku i chwyciła za ręce, pytając co się stało i czy wszystko w porządku.
- Tak, tak. Super impreza. Dziękuję, że ją zorganizowaliście. Jesteście z Wojtkiem kochani. – powiedziała drżącym głosem. Jej obawy z kancelarii powróciły. Znowu miała przed oczami kolejne okropne scenariusze.
- Agatka, napij się wody, bo blada jesteś. – zatroszczyła się Dorota i podała przyjaciółce szklankę z wspomnianą cieczą. Brunetka posłusznie ją wypiła, a jej twarz nabrała nieco więcej kolorów.
- Chodź, musisz przywitać się z gośćmi. – pociągnęła ją w stronę przybyłych gości i już po kilku minutach Agata poznała narzeczoną Maćka. Bardzo przyjemnie się im rozmawiało. Dzięki tym wszystkim ludziom na chwilę przestała myśleć o Nim. Mogła się trochę uspokoić.
***
            Wracał do domu trzymając w rękach swoją zdobycz. Była dokładnie taka jak sobie wymarzył. Położył ją na stoliku w kuchni i włączył telefon. Od razu jego oczom ukazały się 3 nieodebrane połączenia od Agaty, 5 od kancelarii i 6 od Doroty. W pewnym momencie urządzenie zabrzęczało i na ekranie pokazał się spóźniony komunikat: „IMPREZA – 20!”. Przeczytał go i odłożył telefon z powrotem. Dochodziła dziesiąta. Zmęczony dzisiejszym dniem, poszedł się odświeżyć i przygotować na jutrzejsze rozprawy.
***
            Po wczorajszej imprezie była wykończona. Wchodząc do kancelarii nawet nie przywitała się z Bartkiem, co zawsze robiła. Po jej głowie cały czas chodziły wczorajsze rozmowy z Kaśką i Maćkiem. Obydwoje jeszcze w tym roku biorą śluby. Założą szczęśliwe rodziny i codziennie wieczorem będą mieli świadomość, że jest na świecie miejsce, do którego zawsze mogą wrócić i czuć się bezpiecznie w towarzystwie tej drugiej osoby. A ona? Wszyscy w trójkę chodzili do jednej klasy w liceum. Wtedy wszystko było prostsze. Nie było dzisiejszych obaw o posadę, o przyszłość. Nie było tylu obowiązków. A teraz oni założą rodziny, a ona dalej będzie sama jak palec.
Z ponurych myśli wyrwał ją Jego głos. Przyszedł do kancelarii! Pytał się o coś Bartka… Idzie do Doroty. Usłyszała jeszcze tylko trzask zamykanych drzwi do jej gabinetu. Po chwili usłyszała jak jej przyjaciółka krzyczy. Nie wiedziała jednak, czy to krzyk rozpaczy, radości, smutku, złości, czy szczęścia. Po kilku minutach wyszedł z sąsiedniego gabinetu i usiadł w swoim królestwie. Z zapartym tchem patrzyła się na drzwi dzielące ich gabinety i czekała kiedy do nich podejdzie i otworzy je. Czekała. Mijały minuty, a on się nie pokazywał, tylko nerwowo chodził po swoim gabinecie. Gdyby ktoś ją zapytał co czuła w tamtej chwili… nie potrafiłaby odpowiedzieć jednym słowem. Czuła ból, wewnętrzne rozdarcie i odrzucenie z jego strony. Jeszcze kilka dni temu pomiędzy nimi było tak dobrze. Dogadywali się ze sobą i czuli, że tej drugiej osobie zależy. Przychodził do niej wieczorami przed rozprawą, dodawał otuchy, prawił komplementy, skradał całusy.. A teraz? Czuła się taka bezsilna wobec całej tej sytuacji. Czy to był już koniec? Nie. Na to by nie pozwoliła. Kiedy On się tak zmienił? Otworzyła księgę zwaną wspomnieniami lub pamięcią. Po chwili zastanowienia, w jej sercu zaczęło kiełkować drzewko nadziei. Znalazła już przyczynę, lecz nie była jej pewna na 100%. A może nie chciała sama przed sobą przyznać, że tym razem szczęście to do niej się uśmiechnęło?
***
Po rozmowie z Dorotą, nie wiedział jak ma się zachować w stosunku do Agaty. Nawet rady Doroty nie przekonały go do szybszego działania. Nerwowo chodził po pokoju i  zastanawiał się co dalej. Jak ma to wszystko zrobić? Był zdezorientowany, ale jednocześnie szczęśliwy. Nie chciał dzisiaj o tym wspominać Agacie. Jeszcze by coś popsuł.
***
            Promienie porannego Słońca delikatnie muskały jej twarz. Powoli uniosła powieki i popatrzyła się na śpiącego koło niej mężczyznę. On i dzieci byli dla niej całym światem. Wiedziała, że gdyby coś jej się stało, czy ktoś by ją skrzywdził, stanęliby za nią murem – wszyscy i bronili do ostatniej kropli krwi. Podniosła nieco głowę i podparła ją ręką. Drugą czule pogłaskała jego szorstki policzek. Wojtek przeciągnął się i otworzył oczy. Podniósł się trochę do góry i pocałował zamyśloną żonę w policzek. Ona natomiast pomyślała o Marku. O ich wczorajszej rozmowie. Cieszyła się z tego co jej powiedział. Z takiego przebiegu zdarzeń była bardzo zadowolona.
***
            Spotkali się rano w kancelarii, lecz nie udało im się spokojnie porozmawiać, ponieważ Marek śpieszył się na rozprawę, lecz oboje mieli cichą nadzieję, że uda im się jeszcze dzisiaj spokojnie porozmawiać.
             Zaraz po wyjściu Marka, do Agaty podeszła rudowłosa przyjaciółka, pytając czy się znowu pokłócili. Agata zaprzeczyła, chociaż tak naprawdę nie wiedziała coś się stało, dlaczego od wczoraj wieczorem był taki tajemniczy i zamknięty w sobie.
            Późnym popołudniem, wrócił do kancelarii. Uchylił lekko drzwi do jej „królestwa” i zapukał we framugę. Brunetka podniosła głowę znad jakiegoś dokumentu. W jej oczach zauważył zdziwienie i nieme pytania: „Co się stało? Dlaczego się nie odzywałeś? Dlaczego jesteś taki tajemniczy?”
- Cześć. – przywitał się. W jego głosie nie było słychać żadnych uczuć, ale to chyba dlatego, że nie wiedział jak zacząć rozmowę.
- Marek… - zaczęła niepewnie, lecz mężczyzna jej przerwał.
- Nie miałabyś ochoty zjeść czegoś ciepłego w moim towarzystwie? – zapytał ciepło.
- Ja? – nie wierzyła w to co słyszy.
- A widzisz tu kogoś innego? To jak? – jego głos był przyjazny, czuły i ciepły.
- Jestem trochę głodna, więc tak. – odparła pogodnie. Nie wiedziała co było przyczyną tak nagłej zmiany. Oczywiście na dobre. Uśmiechnęła się.

Daisy

środa, 25 września 2013

Opowiadanie Avren cz. 2

Witamy Avren z drugą częścią opowiadania ! Uśmiałam się przy tych dialogach! :) czekam na cedek !!!
Paula
-Cholera jasna, Bartka znów nie ma!-powiedział Dębski odkładając słuchawkę. –Nie mogę cały czas odbierać za niego telefonów!
-Dobra, uspokój się. W sumie wynajęcie asystenta wcale nie jest takim złym pomysłem- odpowiedziała Agata
-Naprawdę tak sądzisz? Widzę, że powoli zaczynasz sensownie myśleć.
-Tak. Tylko skąd weźmiemy na to kasę?
-No, jak to. A co z twoją grubą rybą?
-Poszła na twoje biurko
- A to ciekawe bo go nie dostałem
- Pewnie zawieruszyło się na poczcie-uśmiechnęła się- ale chociaż mamy czynsz opłacony na kilka miesięcy do przodu.
- O, no to jak znalazł. Wynajmiemy asystenta na te kilka miesięcy, gdy nie będziemy musieli płacić. A potem…
- A potem go wykopiemy, złowimy kolejną grubą rybę, lub kropniemy gościa od czynszu. Potem to jeszcze jakoś zgrabnie zatuszujemy, rozumiesz, zwalimy winę na jakiegoś uprzykrzającego się nam sąsiada i już- pstryknęła palcami- wolni, bogaci i z asystentem.
-I to jest plan- uśmiechnął się
- A potem wiesz, może rozszerzymy działalność, zatrudnimy Bittnera lub Marczaka jak ich w końcu wypuszczą z więzienia i bah! W świecie kryminalistów zarobimy miliony. Aż normalnie będziesz sobie mógł kupić z 15 biurek. – Agata okręciła się na krześle śmiejąc się. – Tak, myślę, że to jest moje powołanie.- A ty co sądzisz Dorota?- krzyknęła przez ramię do przyjaciółki, która właśnie weszła do kancelarii.
- A o co chodzi?
- Agata planuje włączenie naszej kancelarii do siatki mafii, po uprzednim zamordowaniu człowieka od czynszu. – wyjaśnił Marek z bardzo poważną miną- osobiście uważam to za plan iście doskonały. W końcu zakupię nowe biurko
- Nie mam nic przeciwko- zmęczona prawniczka opadła na kanapę ściągając szpilki.- Chętnie zdrowo bym przywaliła gościowi od ubezpieczeń. Wojtek dostał pismo, że powodem pożaru w knajpie najprawdopodobniej było podpalenie, podejrzewają jego i jego kolegę, dlatego nie chcą wypłacić odszkodowania. Jak nie dostaniemy tej kasy, to nie chce nawet myśleć…
- Podpalenie? Naprawdę?- zapytała z niedowierzaniem Agata- Chyba żartujesz
- Niestety nie… Dobra- machnęła ręką- ktoś mi może zrobić kawy czy Bartka nadal nie ma?
- Bartka nadal nie ma- burknął Dębski-Właśnie dlatego, myślimy o nowym asystencie
-O!
- Bartek go wyszkoli, wprowadzi w tajniki kancelarii i znów będziemy mieć kawę na skinięcie dłonią- Agata wstała i odeszła do kuchni- A tymczasem ja ci zrobię tą kawę i tak chwilowo nie mam nic do roboty.
- A Bartek wie? I tak właściwie skąd weźmiemy na to pieniądze? Bądź co bądź, ostatnio nie pływamy w forsie- krzyknęła rudowłosa
- Dlatego właśnie wkroczymy w świat kryminalistów i trochę zarobimy- zaśmiała się Przybysz niosąc filiżankę kawy przyjaciółce.
- A, nie no, jak tak, to okay. – odebrała filiżankę od brunetki i upiła łyk.
- O Bartek! O wilku mowa – zawołał Dębski gdy otworzyły się drzwi i wparował młody adwokat.
- A o co chodzi?- zapytał
- Bartek! Co byś powiedział- oficjalnie powiedziała Agata- na praktykantkę?
Janowski na chwilę przystanął po czym uśmiechnął się
-Praktykantkę mówisz?
- Oj, albo praktykanta- Przybysz uderzyła go plikiem papierów w ramię- Żadnych romansów w pracy młody- zaśmiała się.- to obniża produktywność.
- Dobra, dobra- Bartek uniósł ręce w geście kapitulacji i usiadł przy biurku. – A dlaczego?
- Jak już może zauważyłeś, szanowny panie mecenasie- Agata zaakcentowała to słowo-jesteś teraz pełnoprawnym adwokatem i z ubolewaniem muszę stwierdzić, że zasłużyłeś sobie na odpoczynek od parzenia kawy. Głównie dlatego, że i tak zwykle cię nie ma. W związku z tym, postanowiliśmy wynająć pomocnika.
- No, no… a kiedy będę miał własny gabinet?
-Oj młody… możesz mieć nawet teraz, tylko najpierw musisz wykupić mieszkanie obok, i wyburzyć ścianę. Wtedy możesz mieć nawet dwa gabinety. – zakpiła brunetka.
- Ok., tylko pytałem. To kiedy ta praktykantka?
- Jak Agata zabije człowieka od czynszu-rzucił Dębski śmiertelnie poważnym tonem, na co Bartek zareagował tylko lekkim wytrzeszczeniem oczu.
***
- Dobra, bierzemy tą?- spytała się wspólników Agata, przeglądając zgłoszenia-Tylko Dębski, masz być dla niej miły, nie tak jak dla Bartka na samym początku, bo nie chcemy, żeby uciekła nam już po pierwszym dniu.
- Ja zawsze jestem miły dla pięknych kobiet-odpowiedział, zarzucając torbę na ramię-Dlatego niestety Bartek- podszedł do niego i poklepał go po ramieniu- nie zaliczasz się do tego grona
- No, zbyt piękny to ty rzeczywiście nie jesteś- mrugnęła Agata śmiejąc się
- Ha, ha, ha, bardzo zabawne- rzucił ze śmiechem Janowski.
- Ty, Marek, stój! Nie wciskaj tu nam kitu, jakoś nie zauważyłam, żebyś był miły dla pięknych kobiet, prawda Dorota?
- Niee, ja też nie- odparła powstrzymując uśmiech rudowłosa
- Być może nie sprostałyście moim wymaganiom- rzucił i szybko zniknął za drzwiami
-Uważaj, bo jeszcze cię wykopiemy z tej kancelarii i Bartek dostanie swój gabinet-krzyknęła za nim Gawron
- Palant- mruknęła Agata i zgodnie zaczęły się śmiać.
Kolejny fragmencik, tak jakoś naszła mnie wena :) Staram się oddać ich dialogi, ale ubolewam nad tym, że nie mogę pokazać wam jak to się maluje w mojej głowie, z jaką intonacją odpowiada Agata, jakie gesty wykonuje itd. No, ale trudno :) Mam nadzieję, że będzie się przyjemnie czytać.
Avren

Historia inaczej pisana V cz. XX FINAŁ!!!

Podejscie drugie do finałowej części.. usunęło mi sie wszystko a miałam już tak wiele :<

Śnieg lekko pruszył nad Warszawą, nad samym ranem zbudził ją odgłos koparek i innych sprzętów tuż przy ich oknie. Brunetka otworzyła zmęczone powieki zagryzła ze złości wargę, spojrzała na śpiącego jeszcze Dębskiego któremu nie przeszkadzały dźwięki w ich okolicy, w łóżeczkach wciąż też spały bliźnięta, tylko Agata chodziła w sobotni dzień od 6 rano bezczynnie po pokojach. Zaparzyła sobie kawy, potrzebowała energii po nieprzespanej nocy, kiedy ta w środku nocy próbowała uspać niemowlaki z kawalerskiego kumpla wrócił Dębski, nie wstanie na jakiekolwiek nocne igraszki po prostu zasnął. Zegarki wskazywały już godzine dwunstą, mecenas Przybysz zarzuciła na siebie jeansy i białą luźną koszulkę. Podczas szykowania śniadania rozniósł się dźwięk dzwonka, poszła otworzyć. W drzwiach stał plecami odwrócony do niej mężczyzna, kiedy usłyszał otwierające się drzwi odwrócił się w jej stronę.
- Dzień dobry, przepraszam za hałasy - uśmiechnął się szeroko - nazywam się Krzysztof Majewski i niedługo będe nowym sąsiadem
- Miło poznać Agata Przybysz Dę.. - przerwał jej
- Mam tylko nadzieje że nie obudziły panią hałasy - uśmiechnął się, chodź  wydawał się oschły i szorstki.
- Nie nie - skłamała
- To ja nie przeszkadzam, przyszedłem przywitać się i przeprosić za hałasy - oddalił się, Agata zamknęła drzwi i wrocila do kuchni, po godzinie pojawił się skacowany Dębski.
- Co to za hałasy za oknem - spojrzał na krzątającą się w kuchni Agatę. Jednak ona nie odpowiedziała i udawała obrażoną, dopiero po dłuższej chwili przerwała milczenie
- Buduje się jakiś facet. Nie zapomnij że dzisiaj zostajesz z dzieciakami, a ja mam wychodne - spojrzała surowo na niego
- Już powinienem być zazdrosny o moją najwspanialszą żone? - uniósł brew
- Nie słodź Dębski, nie słodź - postawiła mu talerz z tostami przed nos, on chwycił jej dłoń i przyciągnął do siebie czule całując.
- Czyli powinienem?
- Zostawiam wolność interpretacji - puściła mu oczko, i poszła się szykować do wyjścia z Dorotą i Justyną. Zegarki wybiły drugą, Dębski grał na playstation z Natanem, co rusz zerkając na śpiące obok niego bliźnięta, Agata przed wyjściem rzuciła tylko "cześć" i wyszła wsiadając do zamówionej wcześniej taksówki, kiedy trójka pań spotkała się w pubie Wojtka, po pewnym czasie zadzwoniły po Adrianne która wreszcie dała się przekonać na babski wieczór.
- I jak tam szczęśliwa mamusia, dwójki niemowląt? - rzekła blond dziewczyna siedząca na przeciwko brunetki.
- Nie dają mi spać w nocy, jeszcze ten nowy sąsiad - rzekła Przybysz
- Nowy sąsiad? - zapytała rudowłosa
- Buduje się obok nas jakiś Krzysztof, przyszedł dziś przedstawić się i przeprosić za hałasy, straszny dupek z niego przynajmniej na takiego się wydaje - rzekła wypijając reszte drinka
- Przystojny chociaż? - uniosła brew Dorota
- Nie zapominaj że masz męża - dogryzła jej Agata, uśmiechajac się szeroko
- Pytam tylko z ciekawości. Więc jak przystojny?
- Na swój sposób - rzekła wbijając wzrok w pełną szklankę kolorowego drinka którą przyniósł przed sekundą mąż rudowłosej. Do knajpy weszła Adrianna, przywitała się z towarzyszkami i wtajemniczyła się w temat nowego sąsiada Agaty.
- A jak tam z Bartkiem ? - wzrok trzech pań skierował się w kierunku Justyny
- Jest okej, w ostatnim czasie planowaliśmy wspólne zamieszkanie.. - przerwała i uciekała wzrokiem
- Nadal martwisz się tą Julią!? - zapytała nagle Przybysz. Justyna spojrzała na nią, i po minie Agaty dostrzec było można zrozumienie
- Mam wrażenie że nie do końca zniknęła z jego życia - rzekła, w tym czasie w knajpie pojawił się Krzysztof
- Boże.. to ten sąsiad - powiedziała kiedy dostrzegła że zbliża się w jej kierunku, Dorota spojrzała na niego
- Przystojny - uśmiechnęła się - porozmawiaj z nim żeby wasze relacje sąsiedzkie były wiesz takie normalne - zażartowała
- Mam męża!
- Przecież nie mówie żebyś poszła z nim do łóżka, tylko porozmawiała - uśmiechnęła sie, kiedy mężczyzna stanął przy ich stoliku Agata wstała przeprosiła wszystkich i udała się do łazienki wykonując telefon do Marka.
- I jak dzieciaki?
- Wciąż śpią. Natan ogrywa mnie w fife, musze kończyć baw sie dobrze - rozłączył się. Agata wyszła z łazienki i kierowała się w stronę stolika, jednak przy barze zatrzymał ją nowy sąsiad.
- Witam sąsiadke, może wypije sąsiadka jednego drinka ze mną?
- Jestem tutaj z nimi, i po prostu nie wypada - rzekła, i skierowała się w stronę stolika, siadając przy nim. Po chwili Dorota krzyknęła
- Panie Krzystofie zapraszamy do nas - Agata zmrurzyła oczy i posłała zabójcze spojrzenie przyjaciołce. Krzysztof dosiadł się do pań i drink za drinkiem wieczór im leciał. Pierwsza wykruszyła się Justyna, następna była Dorota, Adrianna siedziała jeszcze chwile po czym również wyszła zostawiając Agatę z komisarzem.
- I zostaliśmy sami - powiedział do siedzącej na przeciwko brunetki
- Tak wyszło - powiedziała już lekko wcięta, siedzieli w knajpie jeszcze dobrą godzinę, zegarki wskazywały teraz wpółdo pierwszej, Krzysztof zamówił taksówkę i wsiadł do samochodu z pjaną już Agatą. Odwiózł i odprowadził ją pod sam dom, męczyła się chwilę z zamkiem drzwiach, rzuciła klucze na szafkę uderzyły o szklaną figurke i rozniósł się dźwięk.
- Ciii - powiedziała ściagając buty. W tym czasie Krzysztof był w drodze do domu, miał już wysiadać kiedy dostrzegł na siedzeniu obok łańcuszek Agaty, zabrał go po czym wysiadł z taksówki i udał się do mieszkania. Następnego ranka zbudził go dzwonek do drzwi, wstał zarzucił na siebie dresy i poszedł otworzyć, po drugiej stronie drzwi stał Krzysztof lekko zaskoczony widokiem mężczyzny w drzwiach. Podał mu łańcuszek.
- Prosze przekazać go Agacie, i powiedzieć że był na siedzeniu - Marek spojrzał na niego, otworzył szerzej oczy i do jego głowy zaczeły napływać złe scenariusze. Nagle w korytarzu stanęła mecenas Przybysz, wzrok obojga mężczyzn skierowany był na nią. Jeden z nich tylko uniósł dłoń w gescie powitalnym i pozegnalnym, drugi zamknął za nim drzwi i od razu zdenerwowany zniknął za drzwiami sypialni, wciąż trzymając w dłoni łancuszek. Jego głowa mało nie eksplodowała z nadmiaru złych scenariuszów wczorajszego wieczora.

Mam nadzieje że się spodoba :)

Paula