Wracam po krótszej przerwie, bo mam teraz więcej luzu i weny (hurra!). Postanowiłam więc to wykorzystać i coś dłuższego (dużo!) naskrobać, bo potem przez trochę dłużej nie będę miała ku temu okazji…
Moja muzyczka w tle i natchnienie: Karo1281 – "Tennessee" *.*
Czekam na komentarze – wszelkiego rodzaju. (Ostatnio jest ich coraz mniej, co mnie trochę martwi. Czyżby moje opowiadanie stało się mniej ciekawe?)
***
"Miłość sama w sobie jest "nie do pojęcia", ale dzięki miłości możemy "pojąć wszystko"."
Józef Stanisław Tischner
- Co się stało? – zapytał czule, widząc, że od dłuższe chwili coś ją gnębi.
- Nic, nic… Zamyśliłam się po prostu. –odparła.
- Przecież widzę. Powiedz. – prosił z troską w głosie.
Nie wiedziała co mogłaby mu powiedzieć… Jeśli po prostu powiedziałaby mu, że jest zazdrosna, to nie zabrzmiałoby to najlepiej. Ostatecznie zdecydowała, że nic nie powie. Przecież niekoniecznie Maria chciała się z nim umówić stricte prywatnie. Mogło to być czysto zawodowe spotkanie. Nie zmieniało to jednak faktu, że zazdrość zżerała ja od środka.
- Naprawdę nic. – powiedziała i szybko zmieniła temat. – Uważaj, zaraz będziesz miał skręt na Warszawę.
- Wiem, wiem. – rzucił Dębski i pomyślał sobie w duchu: „Jak nie chce Ci powiedzieć, to odpuść. I tak to z niej prędzej, czy później wyciągniesz. Teraz trzeba bezpiecznie dojechać do Warszawy.
***
Po męczącej podróży dojechali do Warszawy. Byli wykończeni. Wszyscy. Może z wyjątkiem małej Zuzi, która na szczęście od kilku godzin smacznie spała. Jeszcze tego by Dorocie brakowało. Nie dość, że tuz przed Warszawą musieli się zatrzymywać na poboczu, by Filip mógł pooddychać świeżym powietrzem i zażyć coś na ból głowy, to jeszcze miałaby się zajmować kolejnym płaczącym dzieckiem.
- Wojtek, pomożesz mi z Filipem? Przenieś go na kanapę w salonie, tylko nie szarp nim, bo ma sporą gorączkę. Ja wezmę z bagażnika kosmetyczkę i zaraz do Ciebie dojdę i go umyję. Jest cały mokry. Właśnie, okryj go kocem, żeby się tak nie trząsł. Po Zuzię za chwilę wrócimy. Niech sobie jeszcze spokojnie pośpi.
Pół godziny później Filip leżał już w łóżku, umyty, po zażyciu lekarstw, Dorota kończyła usypiać Zuzię, a Wojtek rozpakowywał swoje rzeczy w sypialni.
- Niezbyt nam się udał ten wyjazd, co? –zapytała Dorota wchodząc do sypialni i siadając na łóżku. – Jak myślisz? Zuzia tez się zarazi? Bo ja mam urlop tylko jeszcze przez kilka dni.
- Spokojnie, nie zarazi się. Nie bądźmy pesymistami. Na czas jego choroby, można przecież Zuzię ulokować tutaj, w sypialni – w najgorszym razie. Nie przejmuj się. Spokojnie wrócisz do pracy albo przedłużysz sobie urlop, a mamy przecież jeszcze do pomocy Bernadettę oraz moich i twoich rodziców. –uspokajał żonę Wojtek.
- Bernadetta miała mieć lipiec wolny, a twoich rodziców wolałabym tu nie sprowadzać, z całym szacunkiem.
- Wiem, że moich nie. Ja też bym wolał, żeby mama tu nie przyjeżdżała. A co z Twoimi rodzicami? Na kilka dni mogliby tutaj zamieszkać, chyba. Teraz przecież tak chętnie zajęli się Jaśkiem, więc czemu tego nie wykorzystać?
- No tak… Ale bądźmy jednak optymistami. Filip wyzdrowieje do końca mojego urlopu. –powiedziała na koniec Dorota i poszła się umyć.
***
- Proszę, oto twoja torba. I co? Chyba Ci jednak starczyło tych ciuchów i innych szpargałów, co? – powiedział Marek podając jej torbę z bagażnika.
- No tak. Starczyło. – uśmiechnęła się do niego i wzięła torbę. – Już trochę późno. Pójdę już. Pa. I dziękuję za wszystko.
- Ech, wy kobiety… Myślałem, że macie lepszą pamięć. – powiedział uwodzicielsko. –Miałaś mi coś oddać. Nie należy mi się coś czasem? – powiedział chwytając ją za rękę, uniemożliwiając jej odejście. – Mogę ci przypomnieć, jeśli chcesz. – nie rezygnował z uwodzicielskiego tonu Marek. Agata zrobiła zdziwioną minę. Marek wykorzystał tę chwilę i przyciągnął ją do siebie – Nadal nie pamiętasz?
- A, to o to ci chodzi… - przejęła od niego ton głosu. – Proszę bardzo. – dodała i pocałowała go w policzek, poczym zwinnie się wyrwała z jego objęcia i zrobiła krok do tyłu. Patrzyła się na niego figlarnie, a w duchu śmiała się głośno z jego miny. Był całkowicie zmieszany i nie wiedział co powiedzieć. W końcu wybrał to najdziwniejsze rozwiązanie.
- Jeśli mi się nie należy, to nie. Jadę do domu. Pa. – udał obrażonego i odwrócił się w stronę auta. Agata tylko się zaśmiała.
- Co cię tak bawi? – odwrócił się.
- Ty. A kto inny? Obrażasz się jak przedszkolak. – mówiła powoli, próbując powstrzymać śmiech.
- To dobrze wiedzieć. – odarł tym samym, ‘obrażonym tonem’. Jak ona pięknie wyglądała wieczorem. Na dodatek, stała w takim miejscu, że światło z lampy stojącej przy bramie, padało na jej twarz. Wyraźnie widział, że ledwo powstrzymuje śmiech.
- To cześć… - powiedziała na pożegnanie i znikła w ciemności. Po chwili usłyszał dźwięk otwieranych drzwi na klatkę. Wsiadł do auta i odjechał myśląc wciąż o niej i o tych kilku cudownych dniach razem z nią. Sam na sam.
Gdy weszła do mieszkania, rzuciła torbę na podłogę obok sofy. Zdjęła buty i poszła do kuchni zaparzyć sobie herbatę. Kilka minut później, z gotową już herbatą, siadła na kanapie. Rozejrzała się wokół siebie. Było tu przeraźliwie pusto. Co prawda, na brak mebli nie mogła narzekać. Po przeprowadzce z apartamentu, miała ich wystarczająco dużo. Niektóre musiała nawet sprzedać. Lecz to nie wyposażenie tego miejsca ją przygnębiało. Brakowało jej tu drugiego człowieka. Pomyślała o Dorocie. Były prawie w tym samym wieku. Jej przyjaciółka miała kochającą się rodzinę: męża, dzieci. A ona? Ostatnio coraz częściej się nad tym zastanawiała. Co będzie dalej z jej życiem? Tyle się ostatnio dzieje w jej życiu, a ona i tak wraca do pustego mieszkania. Znowu została sama ze swoimi myślami.
***
Następnego dnia, koło godziny 16 wszedł do małej kawiarni blisko centrum. W rogu sali, siedziała Maria.
- Cześć. – przywitał się.
- Cześć. Tak jak mówiłam, mam dowody, że jeden z sędziów orzekających w sprawie Agaty, był oszustem. – przeszła od razu do sedna sprawy.
- Kto? Jakim oszustem?
- Nie mogę powiedzieć ci kto, ale jeden z sędziów był bardzo bliskim znajomym Bitnera, który chyba nieźle wam zalazł za skórę, ostatnio, co?
- Bitner… Ale tak sam, z własnej inicjatywy?
- Nie. Oczywiście, że nie. Dowiedziałam się o tym właściwie przypadkowo od osoby, której można powiedzieć: ‘przeszła’ chęć zemsty na Agacie.
- Kto to? Sułecki? Marczak? – próbował się dowiedzieć Dębski.
- Jesteś adwokatem, domyśl się. –powiedziała i zaczęła się zbierać.
- Marczak. Przecież to jego Agata posadziła. No jasne. Dziękuję za informacje. – wstał i uścisnął jej na pożegnanie rękę.
***
- Tak słucham? Marek? – powiedziała po odebraniu połączenia. – Ale skąd masz te dowody? … Od kogo?!... No to ciekawe… Zaraz postaram się znaleźć wszystkie akta. A dałbyś radę zadzwonić do Bartka i dowiedzieć się, kiedy wraca?... Okej. Do zobaczenia.
***
Znowu nic nie znalazła. Szukała chyba 2 godziny, ale najwidoczniej nie było takiego miejsca, oprócz kancelarii, gdzie mogłaby pracować. Tylko w tym jednym miejscu czuła się dobrze. Tylko, że tam już nie wróci. To było dla niej w całej sytuacji najgorsze. No cóż, może jutro coś ciekawszego i lepiej płatnego wrzucą. Chciałaby móc tam wrócić. Po chwili usłyszała dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu widniał napis ‘Dorota’.
- Cześć, jak tam dzieci? Zdrowe?
- Właśnie w ty jest problem. Filip ma zapalenie płuc, a Zuzia najwidoczniej się od niego zaraziła.
- To czemu dzwonisz?
- Chciałabym Cię zapytać, czy mogłabyś być jutro koło 13 w kancelarii? Mam dla Ciebie niespodziankę.
- Mam się bać?
- Oczywiście.
***
Dwie godziny później, ktoś zapukał do jej mieszkania. Tak jak się spodziewała, był to Marek.
- Cześć. Dawno się nie widzieliśmy. –powiedziała ironicznie i ruchem ręki zaprosiła go do środka,
- Właśnie dlatego postanowiłem Cię odwiedzić. Widać po tobie, że miałaś dzisiaj nieprzyjemny dzień, dlatego mam cos na rozluźnienie. – stwierdził pogodnie i wyciągnął zza pleców butelkę bardzo dobrego wina.
Usiedli tam gdzie zwykle. Marek nalał ‘płyn na smutki’ do kieliszków i upił łyk z jednego.
Po kilku dniach spędzonych z Agatą sam na sam, nie mógł bez niej dzisiaj wytrzymać. Zwłaszcza po tym, co usłyszał od Marii. Od razu po spotkaniu z Marią, zadzwonił do Doroty, by jak najszybciej spotkać się z nią i z Bartkiem w tej sprawie, by cokolwiek ustalić. Przy burzy mózgów, mieli szanse dowiedzieć się, który z mecenasów był taką, nie oszukujmy się, „podłą świnią”. Tak tę osobę w myślach nazywał Dębski. W sumie jakby inaczej nazwać osobę, która wyrządziła tyle złego kobiecie jego życia? Miał nieodpartą ochotę powiedzieć jej teraz o wszystkim opowiedzieć, dać jej się cieszyć z tego już teraz, ale miała to być ‘niespodzianka’. Miał nadzieję, że się uda, bo ostatnio wyszło mu chyba całkiem nieźle
- Dobre wino. Widać, że znawca kupował. –uśmiechnęła się, a jej oczy zaiskrzyły.
- No wiadomo. Widzę, że ci nawet bardzo smakuje, skoro wypiłaś już cały kieliszek. Proszę, masz jeszcze. – mówiąc to, nalał jej kolejny kieliszek. – Biedna Pani Przybysz. Nie ma nic do picia w domu. – dodał używając tonu jakby mówił do małego dziecka.
- To nieprawda. Mam co pic, ale dawno nie piłam tak dobrego wina. Ono chyba naprawdę działa. A ty czemu nie pijesz? Chcesz mnie upić? A potem wykorzystać?
- Może… - uwodził ją swoim cudownym głosem.
- Ze mną nie jest tak łatwo.
***
- Udało Ci się położyć Filipa spać? Dalej ma gorączkę? – zapytał Wojtek, gdy po ciężkim dniu, siedli aby zjeść kolację.
- Tak. Udało się. Gorączki chyba nie ma, ale wiesz jak to z tymi chorobami bywa.
- No tak… A jak tam sprawa Agaty? O której macie jutro to spotkanie w kancelarii? –zapytał z ciekawością.
- Koło 13. Muszę tam być. Będziemy robić tak zwaną: ‘burzę mózgów’.
- No to życzę wam powodzenia! – pocałował żonę w policzek i dodał – A jak wam się uda, to urządzimy w pubie imprezę dla znajomych i uczcimy hucznie powrót Agaty.
Daisy mam nadzieje że sie nie obrazisz,że podzieliłam na dwie częsci ale twoje opo przektoczyło limit.
Paula :)
Tydzień później, cała czwórka stała pełna obaw, ale też nadziei przed
dobrze im ostatnio znanym gmachem sądu. Nie wiedzieli, czy dobrze
robią, ale Agata musiała wrócić do kancelarii. Choćby mieli o to walczyć
do ostatniej kropli krwi. Po krótkim namyśle weszli do budynku. Ramię w
ramię. Gotowi odeprzeć każdy atak wroga.
***
- Kontaktowała się z tobą ostatnio? –zapytała Zosia troskliwie.
-
Od czasu wyjazdu – nie. Ja z kolei nie chciałem naciskać, nie chciałem
jej w czymś przeszkodzić. – odparł. W tym samym momencie, zabrzęczał
jego telefon. Odebrał.
- Halo? Tato? – usłyszał w słuchawce głos swojego kochanego dziecka.
- Córcia, czemu się nie odzywałaś? Martwiłem się o ciebie. Coś się stało?
- A dlaczego zawsze musi się coś stać, żeby córka zadzwoniła do ojca?
-
Nie musi. Nie zawsze, ale ty jesteś wyjątkiem potwierdzającym regułę.
To jak? Powiesz mi co się stało? Dobrze, więc sam zgadnę… Znalazłaś
pracę, kupiłaś nowe mieszkanie? – strzelał Pan Andrzej. - Masz chłopaka?
– dodał niby przypadkiem.
- Ech, tato… Chłopaka? Ja? Już ci
kiedyś mówiłam, że ja wolę być sama. To nie to… -powiedziała jak zwykle i
nabrała powietrza w płuca. Chciała podzielić się z nim szczęśliwą
nowiną, i zaprosić go na kilka dni do Warszawy, oczywiście z Zosią, lecz
on był szybszy i powiedział coś, czego w życiu nie spodziewała się od
niego usłyszeć.
- Agatko, słuchaj, bo ja właściwie miałem Cię już
kilka dni temu zaprosić… Na mój ślub z Zosią…. I oczywiście wszystkich z
kancelarii. A co do tego chłopaka, to nie mów tak. Kiedyś znajdziesz
tego jedynego… Zobaczysz. – powiedział na koniec i mimochodem rzucił – A
co tam u pana Marka?
- Co? Ślub? Tato, to cudownie. Bardzo się
cieszę! Mogę wam jakoś pomóc? A u Marka wszystko okej. Jak go wczoraj w
kancelarii widziałam, jeszcze żył.
- Byłaś wczoraj w kancelarii? Przecież ty tam już nie pracujesz… Z tego co mi wiadomo...
- Nie pracowałam – podkreśliła końcówkę –Wczoraj wróciłam. Jestem znowu panią mecenas.
-
To wspaniale! W takim razie mogą mnie jeszcze raz oskarżyć. – zaśmiał
się. Ona nawet nie miała pojęcia jak bardzo go ta wiadomość ucieszyła.
Ile to czasu spędził na rozmyślaniach o jej przyszłości. Znowu jej się
wszystko układa.
- A, właśnie, zapomniałabym… Dalibyście razem z
Zosią przyjechać do Warszawy na kilka dni? Wojtek i Dorota organizują
pojutrze coś wielkiego i hucznego w pubie z okazji mojego powrotu.
-
Chyba nie damy rady. Nasz ślub będzie za 2 miesiące i mamy jeszcze
sporo przygotowań. Poza tym Zosia jest ostatnio trochę przemęczona. Nie
gniewaj się.
- Ale nawet nie ma o czym mówić, tato. Uważaj tylko na nią. Dobra, muszę kończyć. Do zobaczenia. Kocham Cię.
- Ja Ciebie też, córcia. Pa. – rozłączył się i usiadł z wielką ulga przy stole.
- Wszystko u niej w porządku? – zatroszczyła się przyszła Pani Przybysz.
- Tak, tak. Jest szczęśliwa i znowu jest adwokatem.
***
Następnego
dnia weszła rozpromieniona do kancelarii. Jej kancelarii. Wróciła do
niej. Już wczoraj pracowała, ale nie miała żadnych klientów. Dzisiaj
miała ich aż trzech. Na szczęście jej sprawa dyscyplinarna nie
rozbrzmiała zbytnio i klienci nadal bardzo chętnie korzystali z jej
pomocy.
- Bartek, jest cos do mnie?
- Nie. Jeszcze nie ma. A czemu taka rozpromieniona jesteś? – zaciekawił się Janowski.
-
Zgadnij… Po pierwsze znowu mogę pracować w swoim zawodzie, a po drugie
mój ojciec się żeni. Oczywiście wszyscy jesteście zaproszeni. Jutro
przyniosę zaproszenie. Dorota u siebie?
- Od samego rana. Tylko teraz ma klientkę. Za 10 minut będzie wolna.
- To powiedz jej, żeby do mnie zaglądnęła.
- Oczywiście, pani mecenas. – uśmiechnął się do niej i wrócił do pisania jakieś dokumentu.
***
- Chciałaś się ze mną widzieć? – zapytała Dorota opierając się o framugę drzwi.
- Tak. Mój ojciec zaprasza Cię na ślub. Jego i Zosi.
- To super! A kiedy?
- Za dwa miesiące. Jutro przyniosę wam wszystkim zaproszenia.
- A Marek już wie? – zaciekawiła się niespodziewanie Dorota.
- Nie. Jeszcze z nim nie rozmawiałam. –odpowiedziała i zarumieniła się jak nastolatka.
-
To porozmawiaj. Jeszcze sobie coś innego zaplanuje. – uśmiechnęła się –
A swoją drogą, śmiesznie się złożyło, że twój ojciec już drugi raz się
żeni, a ty nadal nie masz chłopaka. – dodała z przekorą. Ciekawiła ją
reakcja Agaty, a poza tym lubiła się z nią droczyć.
- A ty mi mój wiek wypominasz? Może jest mi dobrze tak jak jest? – nie dała się bardzo sprowokować.
- A jeśli, czysto hipotetycznie, jakiś facet, powiedziałby ci, że za tobą szaleje, że nie może bez ciebie żyć, że…
- To nie wiem jakbym się wtedy zachowała. –przerwała jej. – Zależałoby to od faceta, sytuacji i sposobu wypowiedzenia tych słów.
- Agata, Agata… Zawsze niezależna i twarda jak głaz… Ale obiecaj mi, że na twoim ślubie będę świadkowi, a Marek świadkiem!
- Pierwsze mogę Ci obiecać, ale drugiego już nie. – odparła i obie wybuchnęły śmiechem.
- Dobra, ja się już zbieram. Mam klientkę.
***
- Halo? – odezwał się jej głos.
- Agata? Cześć! Co tam u ciebie? Jak kancelaria? – zaczął.
- Maciek? Cześć. U mnie wszystko dobrze. W kancelarii też. Sporo czasu minęło. Czemu dzwonisz?
- Mam dla Ciebie wiadomość. Mam nadzieję, że radosną. Ale to nie rozmowa na telefon. Kiedy moglibyśmy się spotkać?
-
Może dzisiaj. Koło siódmej. A, zapomniałabym. Chciałabym Cię zaprosić
na jutrzejszą imprezę w pubie Wojtka. Męża Doroty. Pamiętasz? Zaczyna
się koło ósmej.
- Tak, pamiętam. Przepraszam Cię, muszę kończyć. Do zobaczenia o siódmej.
Daisy
Czekam na cedek :) Przepraszam za to ze czekaliacie ale problemy techniczne :<
P.
Domcia weszła i naprawiła :D Żebyście mieli w jednym :D Czytałam na streemo :D Czekam na next :) Za jakieś pół godzinki opo A. !
Domcia
Cudowne opo, bo długie :) <3
OdpowiedzUsuńDawaj nexta!
jestem poprostu zachwycona dlugoscia i jakoscia tej czesci! <3
OdpowiedzUsuńi zarazem bardzo ciekawa po co Maciek dzwonil do Agaty :D