piątek, 20 września 2013

Historia inaczej pisana V cz. XIV

Miała być długa ale chyba nie wyszło najlepiej z tą długością, miało być więcej Margaty ale to też nie wyszło. Jeny czekam tylko na grudzień w moim opowiadaniu. No więc zapraszam do czytania ! :)

"To będzie piękny dzień,
To będzie dobry dzień.
Dzień bez ściem oszczerstw i nieporozumień,
za ścianą słychać śmiech, 
ktoś mówi kocham Cię."

EastWest Rockers - Wstaje Rano


Spacerowali ciemnymi uliczkami, młody mecenas żywo gestykulował podczas rozmowy, ona tylko szeroko uśmiechała się do niego. Doszli do szarawej kamienicy na obrzeżach miasta, stanęła przed bramą prowadzącą do kamienicy, on dalej szedł przed siebie. Dopiero po jakimś czasie zorientował się że towarzysząca mu dziewczyna nie idzie obok niego, odwrócił się i ujrzał stojącą ją pod bramą i uśmiechającą się w jego kierunku, podszedł do niej.
- Coś się stało? – zapytał, w jego kieszeni rozbrzmiał dzwonek telefonu. Wyciągnął smartfon z kieszeni, spojrzał na wyświetlacz „Justyna”, wyciszył tylko telefon i wsadził go znów do kieszeni.
- Może to coś ważnego? – spojrzała na kieszeń w której przed chwilą zniknął jego smartfon
- Na pewno nie – uśmiechnął się, i nie mógł oderwać wzroku od jej zielonych tęczówek
- Dziękuje za miły wieczór, rzekłabym że noc – wyciągnęła z torebki notesik i zapisała na wyrwanej z niego kartce numer – jeżeli nadal kawa aktualna, zadzwoń – ucałowała jego policzek i zniknęła w bramie. Janowski stał jeszcze chwilę w miejscu, dotykając swojego zaczerwienionego policzka.

***

Promienie słoneczne przebijały się przez zasłonięte oko sypialni, otworzyła oczy po czym momentalnie je zmrużyła, spojrzała na zegarek dochodziła godzina siódma, zwlekła się z łóżka i podeszła do okna. Dookoła panowała oślepiająca biel, od której odbijały się promienie słoneczne co sprawiało że jeszcze bardziej raziło ją w oczy. Przeciągnęła się, i zaczęła przygotowywać się do wyjścia do kancelarii, w między czasie przerwała sen Dębskiemu, który niepocieszony poniedziałkiem z ledwością wstał z łóżka. Oboje krzątali się raz to w kuchni, raz w łazience, mijając się przy tym wzajemnie, aż wreszcie usiedli do wspólnego śniadania.
- Może nie powinnaś jechać do kancelarii, trafisz jeszcze na jakiegoś bufona, zdenerwujesz się i co wtedy.. – napił się kawy – nie możesz się tak narażać.
- Na większego bufona niż ty nie mogę trafić – odgryzła mu się – spokojnie dam sobie radę, nie możecie z Dorotą ciągle odganiać mnie od roboty, będę miała jeszcze wymuszoną przerwę w kancelarii, więc pozwólcie że do czasu porodu ja będę podejmowała decyzje w sprawie ile pracuje, i kiedy pracuje – uśmiechnęła się i ugryzła tost
- Niech Ci będzie, ale będziesz pod ciągłym nadzorem nie tylko moim, ale i Doroty, Bartka, Fabiana i Adrianny – uśmiechnął się
- Pewnie wszyscy będziecie stali wokół biurka i patrzyli mi w kalendarz czy nie mam przypadkiem zbyt dużo nadgodzin – powiedziała złośliwie, po czym uśmiechnęła się szeroko
- Musisz być taka uparta? – rzekł, spoglądając w jej niebieskie oczy
- Musisz być taki uparty? – puściła mu oczko – w tej kwestii to nie ja jestem uparta, tylko wy wszyscy. – równocześnie wstali od stołu, Marek podszedł do Agaty i złożył na jej ustach pobudzający i namiętny pocałunek.
- Moim czy twoim? – zapytał odrywając usta od jej ust
- Tym razem moim – uśmiechnęła się – mam dziś sprawę w sądzie, a ty z tego co wiem nie masz – uniosła kącik ust ku górze. Marek przytaknął i zapakowali najpotrzebniejsze rzeczy i wyszli na zewnątrz. Dookoła panowała istna zamieć, nawet poranne słońce schowało się za gęstymi ciemnymi chmurami, widoczność na drodze praktycznie była zerowa, po godzinnej walce z ulicznymi korkami dotarli wreszcie do kancelarii, na chodnikach panowała istna szklanka. Dębski złapał Agatę pod ramię pomagając przebrnąć jej przez ślizgom powierzchnię, co rusz uciekała jej któraś noga, ale nie tylko jej, jemu też. Weszli na klatkę, czarny płaszcz Dębskiego w tym momencie sprawiał że wyglądał jak bałwan, brakowało mu tylko czarnego cylindra, marchewki i jakiegoś badyla w dłoni. Weszli do kancelarii i od razu przywitali się z siedzącym za biurkiem Bartkiem, jednak jego wzrok/myśli były całkowicie nieobecne. On wciąż myślami był z nią, od wczoraj nawet nie dotknął telefonu. Agata trzepnęła go w ramię co spowodowało że ocknął się i zaskoczony widokiem pary odpowiedział ciche „cześć”. Agata zniknęła za szklanymi drzwiami swojego gabinetu, zatracając się w papierkowej robocie, Marek zniknął za swoimi drzwiami przeglądając najnowsze wiadomości sportowe na swoim smartfonie. Bartek wyciągnął z płaszcza lekko wilgotną od wieczornego śniegu kartkę, numer zapisany na kartce był lekko rozmyty ale ciągle czytelny. Wystukał numer, nacisnął zieloną słuchawkę po czym przyłożył telefon do ucha. Jeden, drugi sygnał, aż wreszcie za trzecim usłyszał jej czuły głos.
- Cześć, nie wiem czy piłaś już poranną kawę, ale jeśli nie piłaś to chciałbym Cię na nią zaprosić, a jeśli piłaś to chciałbym zaprosić Cię na spacer – mówił lekko zestresowany – chodź ze spaceru nici w taką pogodę, więc może na jakieś ciastko.. albo o.. mam może na gorącą czekoladę, w końcu na zimny dzień najlepsza jest gorąca czekolada – wypuścił powietrze z płuc, i czekał na jej odpowiedź
- Wystarczy kawa, ale dziękuje za tyle propozycji – w jej głosie wyczuwalny był uśmiech
- Więc za godzinę w kawiarni ? – podał jej adres kawiarni, w której wszyscy członkowie kancelarii lubili przebywać
- Będę za godzinę – rozłączyła się, w tym czasie Bartek spojrzał na wyświetlacz telefonu. Trzy nieodebrane połączenia od Justyny, i dwie wiadomości od niej. Otworzył pierwszą z nich „Hahah.. mów sobie co chcesz, ja tam swoje wiem. Co do tego wyjazdu w góry, cieszę się że jadę tam z Tobą, tzn. wiem ze będą też inni, ale znajdziemy pewnie chwilę dla siebie”  pierwsza wiadomość była odpowiedzią na ich przerwaną konwersacje przez Julię, otworzył drugą „ Pewnie dotarłeś już do domu i zasnąłeś. Dzwoniłam tylko aby dowiedzieć się co ze sprawą Kowalika, znalazłam kilka ciekawych informacji na jego temat, które pomogą wygrać Ci tę sprawę. Odezwij się jak odczytasz wiadomość”.  Obracał telefonem w dłoni, poczuł ulgę na myśl że może wygrać tak trudną dla niego sprawę, a z drugiej strony poczuł złość na siebie, że nie potrafi sam znaleźć dowodów które pomogą mu w wygraniu sprawy, zawsze polegał na innych, a zwłaszcza na Agacie, większość spraw wygrał dzięki jej pomocy.

***

W tym czasie z sądu wyszła zmarnowana rudowłosa, na ręku miała przewieszoną togę, kierowała się do samochodu, była osłabiona a gwałtowne opady śniegu utrudniały jej dojście do samochodu, kiedy wreszcie stanęła przy samochodzie, otworzyła go i weszła do środka. Od razu kierowała się w stronę kancelarii, korki i śnieżyca następnej osobie w Warszawie utrudniła dojazd do pracy na czas, w kancelarii czekał już na Dorotę jej klient, z dwudziesto minutowym opóźnieniem do kancelarii wpadła Dorota.
- Dzień dobry przepraszam za spóźnienie, korki i śnieżyca – podeszła do siedzącego na kanapie mężczyzny
- Nic się nie stało, rozumiem – uśmiechnął się do Gawronówny.
- Mecenas Dorota Gawron – podała mu dłoń – zapraszam do mojego gabinetu
- Jakub Bielecki – podał jej dłoń i skierował się do wskazanego przez nią gabinetu. Bartek spojrzał na zegarek miał jeszcze pół godziny, ale wiedział że korki i śnieżyca nie ułatwią mu dojazdu do kancelarii, zostawił karteczkę na biurku i opuścił kancelarię. 

Mam nadzieje że się spodoba :) 

Paula

2 komentarze: