Opowiadanie cudowne <3 Czytałam je na streemo chyba wczoraj :) Słodzisz, słodzisz <3 Aż tak, że momentami się wzruszam *__* Czekam na kolejne <3 Miłego czytania :)
Domcia
I
kolejne opowiadanie ode mnie. Kurcze, w ogóle nie mam weny… Szkoła się
zaczęła, trzeba wcześniej wstawać. Wczoraj chciałam coś wieczorem
napisać, ale nie miałam już siły… No, ale powracam, niestety nie w
‘wielkim stylu’ tak jak Agatka :)*, ale Pan Wena mnie non stop wodzi za
nos. Bez dalszych wstępów: miłego czytania! :D
***
„…Co los chce, dać lub zabrać mi,
Dziś, oprócz Ciebie wiem – nie mam nic. …”
Krzysztof Kiljański & Kayah – „Prócz Ciebie nic”
Spotkali się rano w korytarzu dzielącym ich dwa pokoje.
- Cześć! – powiedział uśmiechnięty na widok Agaty.
- Cześć. Jak się spało? – zapytała również wesoło.
-A dziękuję, bardzo dobrze. A tobie?
-
Ja również nie narzekam. Miałem bardzo wygodne łóżko. – odparł ze
znaczącym uśmiechem. – idziemy coś zjeść? – dodał po chwili intensywnie
przyglądając się Agacie.
- Oczywiście. Jestem bardzo głodna. – powiedziała i pociągnęła go w stronę hotelowej restauracji.
Po śniadaniu udali się na plażę.
-
Ale tu pięknie! Jak ja dawno tutaj nie byłam… Tyle wspomnień… -
powiedziała Dorota z zachwytem i rozmarzyła się. – Czemu Warszawa nie
jest nad morzem?
- Może kiedyś jeszcze będzie… Jak poziom morza się podniesie. – odparła Ania. – Nasze miasto będzie wtedy taką polską Atlantydą.
-
Mamo, mogę wejść do wody? Mamo, gorąco mi.. Mamo… - marudził Filip i
przy każdym wypowiedzianym zdaniu i ciągnął Dorotę za sukienkę.
- Wojtek, proszę, zrób z nim coś. Ja i tak zajmuję się Zuzią
-
Filip! Chodź tu! Zostaw mamę! Idziemy rozłożyć koc. Teraz masz super
ważną misję. Wybierz jakieś fajne miejsce blisko wody i czekaj tam na
mnie. Ja wezmę koc.
Tego
dnia pogoda była równie cudowna co dnia poprzedniego. Słońce delikatnie
prześwitywało przez zasłony w oknach, oświetlając tym samym twarze
hotelowych gości. W rogu sali, siedział wysoki, przystojny mężczyzna.
Naprzeciw niego, przy tym samym stoliku siedziała drobna, piękna,
niebieskooka brunetka intensywnie o czymś myśląca. Był to oczywiście nie
kto inny jak Agata Przybysz. Gdyby któryś z jej dawnych znajomych ją
teraz zobaczył, nigdy by jej nie poznał. Wyglądała jak studenta. Miała
na sobie cudowną, pastelową sukienkę nad kolano i wyjątkowo – również w
podobnej barwie baleriny. Całość jej ubioru podkreślały rozpuszczone,
długie włosy i delikatny makijaż. Nic więc dziwnego, że mężczyzna
siedzący z nią przy stoliku, nic nie jadł, tylko intensywnie wpatrywał
się w swoją towarzyszkę.
Już
od samego rana Marek Dębski był w doskonałym humorze. Wczorajszy ‘dzień
– niespodzianka’ wyszedł mu znakomicie. Wszystko poszło tak jak to
sobie wyobrażał. Takie chwile mogły trwać wiecznie. W tym miejscu odciął
się całkowicie od rzeczywistości i nie chciał do niej wracać. Trzeba
będzie wrócić do Warszawy, do kancelarii i zmierzyć się z nią znowu.
Gdyby
dwa lata temu ktoś jej powiedział, że na kilka dni wyjedzie z Warszawy
razem z mecenasem Dębskim, to najprawdopodobniej zwyczajnie by go
wyśmiała. Dzisiaj jednak wiedziała, że dzięki takiej osobie jej dzień
stałby się lepszy. W tej chwili nie martwiła się o nic. W tej chwili
wiedziała, że jest szczęśliwa, że ma po co, że ma dla kogo żyć. Była
pewna, że jej życie się jakoś ułoży, że wszystko będzie dobrze.
Spokojnie, bez pośpiechu jadła śniadanie, ciesząc się każdą sekundą tych
dni.
Ich oczy skierowane były na siebie nawzajem, a w ich głowach kłębiły się wspomnienia wczorajszego wieczoru…
-
Jeszcze nie teraz – powiedziała do niego, gdy wstała. – Poczekajmy. –
widziała, że w tej chwili Marek był zdezorientowany. Patrzył jednak na
nią z taką miłością, że mogła tak nad nim bezlitośnie wręcz stać.
Usiadła z powrotem na jego kolanach i objęła go szepcząc mu do ucha:
-
Dziękuję, że jesteś. Doceniam to. - po tych słowach wtuliła swoją twarz
w niego, a on pozwolił jej zatonąć w jego ramionach. Właściwie wiedział
to już od dawna, ale teraz uświadomił to sobie całkowicie. Agata
potrzebowała by był przy niej – zawsze. Potrzebowała czuć jego obecność.
Nie chciała się z niczym spieszyć, nie chciała robić wszystkiego naraz,
jednocześnie. Dzisiaj zdobył jej zaufanie. To, nad czym pracował bardzo
długo. Na resztę przyjdzie jeszcze czas.
- Wiem. – odpowiedział czule i pocałował ją w głowę.
-
Zbieramy się? Jest taka ładna pogoda. Masz jeszcze jakieś pomysły,
gdzie moglibyśmy pójść? – zapytała Agata, odsuwając od siebie pusty
talerz po śniadaniu. – A ty nie jadłeś?
- Jadłem, jadłem. Po prostu nie byłem za bardzo głodny.
- To gdzie dzisiaj idziemy? - zapytała ponownie.
-
Dzisiaj … Myślałem, żeby dokładniej zwiedzić ten lasek i okolice
jeziora. Co ty na to? Ewentualnie możemy pojechać gdzieś w góry, na
południe. Wolne mam jeszcze przez 3 dni. Zdążymy wrócić.
- Ja nie wiem… Ty tutaj organizujesz niespodziankę. – uśmiechnęła się.
- To pojedziemy w góry. Znam jedno bardzo ciekawe miejsce. Za pół godziny wyjazd. Idź się spakować.
- Jest tylko jeden, tyci problem… Ja nie wzięłam tylu rzeczy ze sobą.
-
Nie przejmuj się. Poradzisz sobie. – powiedział czule i wyrozumiale, a w
myślach dodał: „Tobie we wszystkim ładnie. Zwłaszcza w samym ręczniku
hotelowym.”
Agata
uśmiechnęła się. Uwielbiała go. Z każdym dniem coraz bardziej. Z każdą
ich wspólnie spędzoną chwilą czuła się bliżej niego i jej uczucie do
niego wzmagało się. Uwielbiała go i nie mogła bez niego żyć. Uwielbiała
jego cudowny, pociągający, męski głos… Uwielbiała jego przepiękne
perfumy. Uwielbiała, gdy był blisko niej i pokazywał, że mu na niej
zależy.
Po
około pół godzinie, pożegnali się z tym cudownym i od teraz
sentymentalnym dla nich miejscem. Zanim wsiedli do auta, Agata nie
wytrzymała i z niezmierną ciekawością zapytała:
- A w jakie góry mnie zabierasz?
-
Zobaczysz… - odparł uwodzicielsko i otworzył jej drzwi od auta. Jednak
wciąż widząc jej pytające spojrzenie, dodał – Ciekawość to pierwszy
stopień do piekła, proszę pani. Nie wie pani o tym? Poza tym, przy
śniadaniu sama powiedziałaś, że to ja organizuję niespodziankę, więc
niech mi pani nie wchodzi w drogę. – udał lekko poirytowanego, poczym
pospieszył ją ruchem ręki.
- No dobra. Poddaję się. – powiedziała zrezygnowana i zamknęła drzwi srebrnego Jeep’a.
Tym
razem nie pokonywali trasy jadąc przez małe miasteczka, a autostradą.
Marek nie oszczędzał swojego samochodu. Chciał być jak najszybciej na
miejscu, by znowu móc zabrać Agatę na wieczorny, romantyczny spacer.
Jednocześnie, chciał skrócić sobie męczarnie. Ta kokieterka specjalnie
każdy ruch, każde słowo, każdy gest przy rozmowie wykonywała lub mówiła w
tak pociągający sposób, że momentami ledwo się opanowywał. Miał ochotę
zjechać na pobocze, wysiąść z auta, kazać zrobić to samo Agacie, a
następnie zatonąć w jej cudownych, słodkich i pociągających ustach. Tyle
czasu się powstrzymywał. Tyle czasu hamował to uczucie. Tyle czasu
czekał. „Nie! Stop! Marek! Co ty odstawiasz! Nie zachowuj się jak
nieokrzesany nastolatek! Wytrzymałeś już tak długo. Nie schrzań tego!”
mówiło mu coś w środku.
Siedziała
obok mężczyzny swojego życia. Byli już razem dwa dni. Nikt im nie
przeszkadzał. Nawet telefony jakby ucichły. Było jej bardzo dobrze.
Czuła, że tego jej właśnie było trzeba. Odpoczynku, prywatności, ciszy,
spokoju i… Jego… Jego obecności… Bycia z nim sam na sam. Osoby takie jak
oni, potrzebowały takiego czasu. By cokolwiek sobie wyjaśnić,
potrzebowali czasu, spokoju i intymności. Tego właśnie tam doznali,
dlatego była teraz tak szczęśliwa. Przez dwa lata znajomości z Markiem i
ten czas po jej sprawie dyscyplinarnej, poznała jego słabości.
Wiedziała co go rozpraszało. Dlatego teraz starała się to umiejętnie
wykorzystać. (Oczywiście z umiarem, by nie spowodować wypadku.) takie
drażnienie Go, sprawiało jej sporą przyjemność. Jednak, gdy zorientowała
się, że trochę przesadziła (ponieważ momentami Marek przestawał panować
nad kierownicą), zapytała:
- Powiesz mi wreszcie gdzie jedziemy?
- Nie. Obiecałem sobie, że nie pisnę ani słówka.
-
Okropny jesteś. – teatralnie naburmuszyła się Agata. – To może chociaż
powiesz mi ILE – zaakcentowała to słowo – czasu jeszcze będziemy jechać?
- Koło 2 – 3 godzin. Spokojnie. Ze mną nie będziesz się nudziła. Chcesz kawy? Zaraz będzie jakaś stacja i muszę zatankować.
- Tak, bardzo chętnie. A może tym razem ja zafunduję, co? Ty zapłaciłeś za hotel i za wszystko. Teraz na mnie kolej.
- Nie. Ja organizuję, ja płacę. Poza tym, po twych prośbach pozwoliłem ci zapłacić 20% ceny. Nie pamiętasz już?
- Ale się wykosztowałam! 20%. No dobra. Rozliczymy się w Warszawie.
- Nie ma mowy! Dobra, kończmy ten temat, bo się nieprzyjemnie zrobiło.
W
końcu dotarli na miejsce. Była to Szklarska Poręba. Małe, turystyczne
miasteczko zapierające z zapierającymi dech w piersiach widokami na
Tatry. Marek wynajął dla nich 2 pokoje (chociaż miał nadzieję, że Agata
wspomni coś o 1 wspólnym) obok siebie z widokiem na wysokie szczyty
Tatr.
-
No właśnie się zastanawiałam, czy ktoś z nas będzie miał balkon! –
powiedziała wchodząc do pokoju Marka. – Z tego miejsca widok jest
jeszcze piękniejszy! – dodała otwierając drzwi balkonowe i wpuszczając
tym samy trochę świeżego i przyjemnego powietrza do dusznego
pomieszczenia i opierając się rękami o barierki balkoniku.
-
No widzisz. I jak? Wciąż ci się podoba niespodzianka? – zapytał po
chwili stając za nią na balkonie, obejmując w pasie i całując z miłością
w głowę. Agatę przeszedł przyjemny dreszcz. Uwielbiała go w takich
sytuacjach. Był wtedy taki kochany, czuły i delikatny. Każdy jego gest
przepełniała miłość. Chociażby ten subtelny, mogłoby się na pozór
wydawać nic nie znaczący pocałunek w głowę. To dzięki takim gestom,
upewniała się, że nie jest mu obojętna. Odwróciła się do niego twarzą i
popatrzyła w jego oczy. Uwielbiała to robić. Kochała ten ich bezkres.
Kochała w nich tonąć. Marek przybliżył swoje usta do jej twarzy.
Odległość między nimi była marnymi kilkunastoma milimetrami. Pokonał je z
łatwością i złożył pocałunek tuż obok jej ust.
- Zostań ze mną. – szepnął jej do ucha.
Daisy
Kiedy bd jakies opo?
OdpowiedzUsuńSuper kiedy kolejna część ? <3
OdpowiedzUsuń