sobota, 21 września 2013

Opowiadanie Agnieszki

Dziękuję... Tyle potrafię wydukac na początek. Płaczę od 2 godzin i teraz na tę nikłą chwilę na mojej twarzy zagościł uśmiech, zanim znów wróciłam do wylewania łez... Dziękuję. Miłego czytania :)

Domcia

I znowu to samo.... Rano dzwoni budzik. Ty przecierasz senne oczy, nie wierząc, że o to zaczyna się kolejny dzień. Ale dla ciebie to będzie normalna niedziela, spędzona w towarzystwie przyjaciół, a dla niego praca do północy.
Jak to przystało na młodego mecenasa jest zawalony papierkową robotą. Nie ma szans, żeby nie pisał jakiejś apelacji, nie uczył się do kolejnego egzaminu, czy nie przekładał spotkań swoich pracodawców. Zastanawia się czasami, czy to na pewno był dobry pomysł, żeby zostać w kancelarii, a zrezygnować z pracy w firmie ojca. Ale zaraz przychodzi kolejna myśl, że jest potrzebny gdzie indziej. A potem przychodzi kolejna i kolejna, która utwierdza go w tym przekonaniu.
I przypomina sobie ich wszystkich.
Jego wspaniałą mentorkę, na którą zawsze może liczyć. Nawet bardziej niż na własną matkę. Rudowłosą prawniczkę i jej wieczny chaos. Z dziećmi, z mężem, z pracą. Ciągle poważnego i złego mecenasa, który nigdy nie może sobie poradzić z ekspresem do kawy. I kiedy młody Janowski pomyśli o jego pulsującej żyłce na czole, wybucha śmiechem.
Potem przychodzą wszystkie sprawy. Kobieta z biura matrymonialnego, mężczyznę występującego o eksmisję własnego syna z mieszkania...
I wreszcie ostatnie kłopoty.
Dyscyplinarkę jego patronki. Pożar w knajpie Wojtka. Zdesperowanego Dębskiego.
A na koniec przypomina sobie dwie ostatnio poznane osoby: Justynę i Anielę.
I nie może się nadziwić jak różne mogą być problemy.
W końcu udaje mu się zwlec z łóżka. Na stoliku dostrzega ślady jego wczorajszej nocnej pracy: walające się wszędzie pudełka po pizzy, kubki po kolejnych dawkach kofeiny, porozrzucane akta.
I nagle przypomina sobie, że jest poniedziałek, nie niedziela, i że ma o dziesiątej najważniejszy egzamin w swoim życiu.
I dowiaduje się o tym cała jego kamienica, kiedy zbiegając po schodach miota wszystkimi przekleństwami, które kiedykolwiek zasłyszał w swoim życiu.
Dochodzi do parkingu i dopiero tam orientuje się, że do domu podwiózł go wczoraj znajomy z uniwerku. Tłumaczy skołowanej pani Wiesi, jego osiemdziesięciopięcioletniej sąsiadce, że musi pożyczyć jej dwudziestoletni samochód i że tak, jest to pilne, i nie, nie ukradnie jej futrzanych pokrowców na fotele.
Dojeżdża do celu. Leci do swojej sali i widzi studentów z jego roku siedzących już na miejscach i czekających na arkusze. Dostrzega wśród nich Justynę, która puszcza do niego oko i uśmiecha się figlarnie. Odwzajemnia ten uśmiech i zasiada na swoim miejscu. Nawet nie zauważa jak szybko mija mu ten czas.
Jedzie do swojego raju na ziemi. Wychodzi, tak jak przewidywał, późnym wieczorem. Ale nie spodziewał się, że będzie miał takiego doła. Klienci czasami potrafią być naprawdę namolni, a pani Wiesia ciągle dzwoni i pyta, co się dzieje z jej samochodem.
Ale jednak jest coś, co może mu poprawić humor. Kiedy stoi już pod kancelarią, widzi przechodzące obok dwie kobiety. W jednej z nich rozpoznaje byłą klientkę Agaty, która mówi do rozchichotanej koleżanki:
- Tu pracują najlepsi adwokaci w mieście… A ich aplikant jest taki przystojny… 

Agnieszka 
 
P. S. Miło mi się pracowało przy tym utworze: Bruno Mars - Grenade

6 komentarzy:

  1. Do Domci! Co się stało, że płaczesz??? ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakładam, że wciąż przeżywa opowiadanie A. Zresztą ja też.

      Usuń
    2. Opowiadanie A., to jedno, ale głównie mój płacz pochodzi od filmiku Beci. A. pogłębiła tylko moją rozpacz. Tak ja mówiłam, jestem wrakiem w kałuży łez... :)

      Domcia

      Usuń
  2. To ja może o opo Agnieszki napiszę. Bartuś, strasznie go lubię <3 Idealnie oddałaś jego charakter, styl bycia... Wzmianka o aplikancie i postać pani Wiesi po prostu rozwalają system xD Pisz więcej, proszę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że Ci się podoba ;)

      Usuń