Jakie zaległości :) Na gmailu 3 nieodebrane wiadomości :) I dodaję po kolei :) Opowiadanie Daisy czytałam już na streemo :) Jest super :) Rozwija się :D Miłego czytania :) A ja postaram się przeczytac 2 opowiadania, które tkwią na skrzynce i Wam dodam :)
Domcia
Wena niby
wróciła, więc to opowiadanie nie jest już tak bardzo wymęczone jak
poprzednie, chociaż to może nie wpłynęło dobrze na moje ‘wypociny’. No,
ale to już same ocenicie. Miłego czytania ;*
***
- Czemu jesteś taka ponura? Uśmiechnij się, bo nam całe Słońce przepędzisz. – powiedział czule.
- A gdzie my tak właściwie jedziemy? – zapytała Agata już uśmiechnięta.
- Zobaczysz… -
odpowiedział uwodzicielsko Marek. Gdy wypowiedział te słowa i to jeszcze
takim głosem, serce Agaty zaczęło mocniej bić. Poczuła się jak
nastolatka. Było to z jednej strony miłe uczucie, a z drugiej nieco
krępujące. Marek spojrzał na nią czule i wziął jej plecak. Gdy wsiedli
do samochodu, zapytał:
- Mam nadzieję, że lubisz duże niespodzianki?
- Tak… Lubię. Chociaż to zależy.
- Od czego? – chciał wiedzieć Dębski.
- Od kogoś kto ma
dla mnie tę niespodziankę i w jakim stylu mi ją daje bądź pokazuje. –
uśmiechnęła się do niego. Cieszyła się, że go widzi, że spędza ten czas
razem, jednak z drugiej strony nie wiedziała jak ma się zachować – bała
się tego uczucia. Nie chciała mu się od razu poddać i wchodzić na
poważne tory tak jak to zrobiła w przypadku Huberta. Bała się na razie
zaufać. Bała się kolejnego rozczarowania.
- No to ja postaram
się pani nie zawieść. Prosiłbym również, aby nie zadawała pani żadnych
pytań dotyczących drogi i miejsca naszej wycieczki. To mogłoby mnie
rozproszyć, a nie znam dobrze drogi. – powiedział teatralnie Marek i
zrobił krok w jej stronę.
- Dobrze, proszę
pana. A czy inne tematy będzie mi wolno poruszać? – powiedziała próbując
naśladować jego ton i jednocześnie powstrzymując się od wybuchu
śmiechu.
- Oczywiście. – odpowiedział dalej teatralnym tonem i zrobił kolejny krok w jej stronę.
- To jedźmy już, bo
jestem ciekawa tej twojej niespodzianki. – powiedziała szybko i odsunęła
się od niego, a następnie energicznie wsiadła do auta. Dębski wsiadł
zaraz po niej.
- No, szykuj się na
przygodę i zapnij pasy! – powiedział zabawnie i przechylił się w stronę
Agaty by jej pomóc. Ona jednak była szybsza i sama to zrobiła. Po kilku
minutach ruszyli. Za Warszawą, Marek wybrał drogę poprzez tamtejsze małe
i malownicze miasteczka. Jechali niezbyt szybko. Nigdzie im się nie
spieszyło. Marek robił to specjalnie aby Agata mogła się spokojnie
napawać widokiem spokojnych, cichych miasteczek, którymi nie zawładnęła
jeszcze doszczętnie cywilizacja. Chciał aby ten ich wspólny czas dał jej
szczęście, spokój i odpoczynek.
To był
najlepszy dzień w jego życiu! Miał wolną chatę i mnóstwo znajomych,
którzy nigdzie jeszcze nie wyjechali i tylko czekali na hasło:
„Impreza!”. Obdzwonił już kilkanaście osób i właśnie wychodził do
sklepu, żeby kupić kilka potrzebnych rzeczy. Cały czas myślał o
naiwności swoich rodziców, którzy dobrowolnie zostawili go samego w
domu. Jasiek nawet nie zdawał sobie sprawy, że jego rodzice dobrze
pamiętali swoje czasy licealne, zwariowane nastoletnie pomysły, wybryki i
zamierzali zrobić mu niespodziankę. Gdy tylko otworzył drzwi wejściowe,
pod dom Gawronów zajechali dziadkowie – rodzice Doroty. Licealista o
mało nie stracił przytomności, gdy dowiedział się, że Dziakowie
przyjechali się nim zająć. Co on powie znajomym? Całe szczęście impreza
została zaplanowana na wieczór i nikt nie był świadkiem jego porażki.
Chociaż, z drugiej strony… Może uda się coś z dziadka mi wynegocjować i
na przykład jutro wyśle się ich do teatru, a potem na kolację i jeszcze
coś i impreza się uda… No cóż, tę dzisiejsza trzeba odwołać… Kurcze,
pierwszy raz miało się coś dziać u niego i klapa.
Po
trzech godzinach podróży, postanowili rozprostować nogi i coś zjeść.
Zatrzymali się w jednej z przydrożnych restauracji i zjedli obiad. Potem
znowu ruszyli w drogę. Filip, który podczas pierwszej części podróży
łatwo zasnął, teraz cały czas pytał, czy mają jeszcze dużo drogi do
przejechania, w jakim mieście teraz są, co oznacza ten znak… Było to
dosyć męczące i w końcu zdecydowali się puścić małemu bajkę. Gdy tylko
Filip podłączył się do sprzętu i założył na uszy słuchawki, mogli
spokojnie porozmawiać. Nawet Zuzia spała i Gawronowie mieli czas dla
siebie.
Jechali
już półtorej godziny. Droga, którą wybrał Marek była niezwykle
malownicza. Agata co chwilę pokazywała mu jakiś dom, czy cudowny
krajobraz. Jej twarz promieniała. Na jej twarzy gościł piękny,
śnieżnobiały uśmiech. Przede wszystkim jednak jej twarz wyrażała
zadowolenie i spokój. Cel założony przez Marka został prawie w całości
osiągnięty.
Zatrzymali się pod hotelem w jednym z bardziej ‘cywilizowanych’ małych miasteczek. Gdy wysiedli z samochodu, Marek zapytał:
- Podoba się niespodzianka?
- Tak. Nawet bardzo. Ale po co…to? – dokończyła niepewnie wskazując palcem na budynek hotelu.
- Spokojnie, to nie
on jest priorytetem, tylko ten lasek. – uśmiechnął się, lecz widząc nie
znikające z twarzy wspólniczki pytające spojrzenie, zaraz dodał –
Spokojnie, chcę cię zabrać tylko i wyłącznie na spacer. No, chyba, że
nie masz ochoty, to możemy wrócić.
- Nie, nie. Szkoda taką okazję zmarnować. Piękna okolica. A skąd wziąłeś pomysł żeby mnie akurat tutaj, w to miejsce zabrać?
- Powiedzmy, że ma
ono dla mnie wartość sentymentalną. – odparł czule. W głowie jednak
pomyślał: „Piękne osoby zabiera się w piękne miejsca.”
- A czemu nie
powiedziałeś, że zostajemy tutaj na noc? Nie wzięłam wszystkich
potrzebnych rzeczy. – powiedziała z teatralnym wyrzutem w głosie.
- No tak jakoś
wyszło, ale nie wiedziałem, czy wtedy byś ze mną pojechała. –
odpowiedział lekko speszony. Poczuł się jak małe dziecko, które zostało
przyłapane na gorącym uczynku. Agata widząc jego zmieszanie rozbawiła
się w duchu, lecz an głos powiedziała jedynie;
- Spokojnie,
najważniejsze rzeczy mam. Po coś przecież wzięłam ten plecak. –
poklepała go krzepiąco po ramieniu i skierowała swoje kroki w stronę
lasku. Marek podążył za nią.
Nieśmiało zapukała do drzwi dużego, białego domu. Otworzyła jej
niewysoka ciemnowłosa dziewczynka z uroczym uśmiechem. Zaraz za nią stał
postawny brunet i nie mógł wyjść z podziwu.
- Dorota? To ty?
Prawie cię nie poznałem! – powiedział wesoło na przywitanie i uściskał
rudowłosą prawniczkę po przyjacielsku. – Aniu, zobacz kto wreszcie do
nas dojechał! – powiedział głośniej w głąb domu, skąd już dało się
słyszeć pospieszne, kobiece kroki. – Wojtek! Cześć! Dobrze Cię widzieć.
Co tam?
- Wszystko dobrze.
Tylko rodzina nam się nieco powiększyła. – odpowiedział i ruchem ręki
wskazał na Zuzię i Filipa siedzących jeszcze w aucie. – Tutaj jest
młodsza czereda, bo najstarszy chciał zostać w domu. Wiesz, taki kaprys.
Ale o tym to ci zaraz opowiem, tylko wypakuję bagaże.
- Czekaj, pomogę Ci. To jak tam z pierworodnym, opowiadaj! – powiedział brunet i podszedł do bagażnika.
W czasie gdy panowie
prowadzili jakże miłą wymianę zdań na temat nastolatków i ich wybryków,
co chwila wspominając swoją młodość, Dorota, Ania i jej córeczka Maja
podeszły do auta żeby zobaczyć malutką Zuzię i wyswobodzić Filipa z
krępujących go pasów samochodowych.
- Jaka słodka, mała
dziewczynka! – zachwycała się Maja. Dorota wyjęła malutką z auta i Ania
zaprosiła ją na taras. W tym czasie niesforny Filip znalazł wspólny
język z Mają. Pobiegli do ogrodu, a następnie do jej pokoju, gdzie o
dziwo, nie znajdowały się jedynie lalki i różowo – fioletowe ozdóbki.
- Długo
jeszcze zamierzasz mnie tak prowadzić? Z zamkniętymi oczami łatwo się
potknąć. – mówiła przejęta i zdezorientowana Agata. Od kilkunastu minut
szła, na prośbę Marka, z zamkniętymi oczami i bała się, że jak się
potknie, to już nie wstanie z taką łatwością jak kiedyś. Marek jednak
miał w tym wszystkim swój cel. Nie dość, że chciał zaprowadzić brunetkę
do romantycznego, cichego i pięknego miejsca, to również chciał jej
pokazać, że może mu ufać. Chciał aby wiedziała, że jeśli się potknie, to
on swoim silnym ramieniem ją podtrzyma, wesprze, pomoże. Chciał aby
wiedziała, że zawsze był, jest i będzie blisko niej, będzie przy niej
aby jej pomóc w trudnych chwilach. Oprócz tego, nie chciał by Agata
znała drogę do tego miejsca, by nie mogła uciec, by miała szansę mu
zaufać. Gdy doszli na miejsce, kobieta aż zaniemówiła ze wzruszenia. To
było chyba najpiękniejszy zakątek w jakim kiedykolwiek była. Słońce
delikatnie muskało swoimi promieniami korony drzew, a te delikatnie
kołysały się na wietrze. Od tej łąki, czy polany emanował spokój, cisza.
Było to idealne miejsce na odpoczynek.
- Jak tu cudownie,
pięknie. – powiedziała cichym i rozmarzonym głosem zupełnie do niej
niepodobnym. Dawno się tak nie czuła. Była równocześnie szczęśliwa,
rozmarzona, spokojna o przyszłość. Jednak nie byłaby sobą, gdyby nie
miała jakichkolwiek obaw. Nie była tego wszystkiego pewna. Znowu nie
była do końca pewna tego uczucia, mimo iż tak niedawno była zupełnie
innego zdania. No cóż… Chyba już nigdy nie pozbędzie się obaw, które
pozostawiła jej przeszłość. Potrzebowała by ktoś nią mocno potrząsnął.
Wtedy pewnie mogłaby w pełni zaufać. To co działo się ostatnio pomiędzy
nią, a Markiem nie było przypadkiem. – Dlaczego musiałam mieć zamknięte
oczy? – zapytała po chwili.
- Żebyś straciła
orientację i nie mogła nigdzie uciec. Popatrz, - ruchem ręki pokazał na
polanę. – Ta polana, ta przestrzeń jest tylko z pozoru tryskająca
życiem, niezależna. Przy dokładniejszej obserwacji można zobaczyć, że
czegoś jej brakuje. Popatrz na te wszystkie rośliny. Są w prawie
jednakowych odcieniach zieleni i brązu. Wszędzie jest to samo. Rutyna.
Na każdym. Przydałoby jej się trochę kolorów, czegoś nowego,
odważniejszego. Nie przeczę, jest to bardzo urokliwe miejsce. Zresztą
dlatego cię tutaj przyprowadziłem. Pomyśl jednak ile dałyby temu miejscu
różnokolorowe kwiaty. Wypełniłyby to miejsce. – mówiąc to wszystko
bacznie obserwował reakcję Agaty, która cały czas patrzyła się na to
miejsce. Podobało jej się jak Marek użył przenośni do powiedzenia jej
tego. Gdy skończył, popatrzyła się na niego z czułością w oczach.
Wiedziała, że on mówił o niej, o sobie samym. Oboje z pozoru wydawali
się tryskającymi życiem, niezależnymi ludźmi. W głębi serca jednak
brakowało im tej drugiej osoby, na której można by było zawsze polegać i
do której miałoby się bezwzględne zaufanie. Oboje tego potrzebowali.
Usiedli na jednej z kilku ławeczek na tej polance. Po chwili, jak gdyby
nigdy nic, Agata oparła swoją głowę na Marku, a on objął ją swoim silnym
ramieniem.
Tymczasem an innym kontynencie młody mecenas Janowski odbywał jedne z
najlepszych rodzinnych wakacji. Wszystko było tak, jak sobie wyobrażał.
Trudno mu było to wszystko pojąć. Nie wierzył by tego typu marzenia się
spełniały. Aż do teraz.
Po kilku
minutach, skierowała swój wzrok na twarz Marka. Wyglądał dzisiaj jakoś
inaczej… nie miał krawata, marynarki i swojej torby na ramieniu. Miał na
sobie twarzową, błękitną koszulę, której ze względu na pogodę podwinął
rękawy i ciemne spodnie. To wszystko na tle dzikiej, leśnej, zieleni
dawało niezwykły widok. Nie był w tym momencie tym samym mecenasem
Dębskim – nieugiętym, poważnym, opanowanym i zawsze perfekcyjnie
przygotowanym. Tutaj był jego zupełnym przeciwieństwem – emanował od
niego spokój, ciepło i bezpieczeństwo. Jego oczy patrzyły się czule na
jej twarz, a dłoń obejmowała ją w okolicy ramion. Zresztą nie tylko on
nie był teraz tą samą osobą z Warszawy. Agata Przybysz – zawsze
opanowana, za wszelką cenę dążąca do celu, za wszelką cenę dowodząca
sprawiedliwości, niedostępna. A teraz? Siedzi na jakiejś ławeczce
wtulona w Marka i jeszcze jest szczęśliwa. Wiedziała to na 100% - przy
nim była szczęśliwa i nic tego już nie zmieni. Mimo wszystko jednak było
to dziwne, że ona i Marek siedzą w lesie, na jakiejś polance. Przecież
to było całkowicie sprzeczne z ich charakterami.
- Co będziemy robić dzisiaj? Bo jak rozumiem, nie wracamy na noc do Warszawy, tak? – zapytała nagle.
-Zobaczysz. Nie mam
konkretnego planu, aczkolwiek chciałbym cię zabrać jeszcze w jedno
miejsce. – odparł i wstał z ławki wyciągając do niej równocześnie rękę.
Szli przez lasek w
milczeniu. Tym razem Agata miała już otwarte oczy i podziwiała cuda
natury dookoła niej. Lato w tym roku było wyjątkowo udane. Słońce
przyjemnie ich ogrzewało, a wiatr pilnował by nie było im zbyt gorąco.
Po bardzo miłym
spacerze, wrócili do samochodu skąd zabrali swoje rzeczy. Weszli do
hotelu i odebrali dwa kluczyki, do dwóch pokoi jednoosobowych,
zarezerwowanych wcześniej przez Marka.
- Nie znałam Cię od
tej strony! Uknułeś to wszystko! – powiedziała Agata z udawanym wyrzutem
w głosie, gdy wchodzili po schodach.
- No wiesz, chciałem dopracować niespodziankę pod każdym względem, żeby potem nie było, że się nie podoba. – odparł z uśmiechem.
- I udało ci się!
Super niespodzianka. Tym razem hotel się nie pomylił i mamy osobne
pokoje. – powiedziała i uśmiechnęła się do niego i wspomnień.
- No widzisz. Jak chcę to potrafię. – odpowiedział dumnie wypinając klatę.
Po
pięknie podanej i wyśmienitej kolacji, położyli Maję i Filipa spać, a
Zuzię ułożyli w wózku w salonie, dorośli mieli trochę czasu dla siebie.
Grzegorz, mąż Ani, był kolegą ze studiów Wojtka, a Ania koleżanką Doroty
jeszcze z czasów gimnazjum. Starzy znajomi nie widzieli się od czterech
lat i mieli sobie mnóstwo do opowiedzenia. Spędzili ten wieczór bardzo
miło. Nawet mała Zuzia nie przeszkodziła im w rozmowie, ponieważ tej
nocy – wyjątkowo spała kamiennym snem.
Agata i
Marek również bardzo milo spędzili ten wieczór. Po wczesnej, aczkolwiek
wystawnej kolacji w restauracji hotelowej, udali się nad jezioro
rozciągające się niedaleko, za lasem. Była tam urocza i romantyczna
przystań, gdzie można było wypożyczyć dwuosobowe łódki. Marek
oczywiście, w ramach ‘niespodzianki’ wypożyczył jedną i wypłynęli na
środek jeziora, by podziwiać piękny tego dnia, zachód Słońca. Niebo
mieniło się tysiącami barw. Od jasnego różu, poprzez wrzosowy fiolet,
ciepły pomarańcz, po ciemny błękit zacienionego już nieba. Wszystkie te
kolory rozmazywały się i mieszały jedna po drugiej, dając niesamowity
efekt. Agata była oszołomiona. Nigdy wcześniej nie widziała tylu barw
naraz przy zachodzie Słońca. W dodatku wszystkie te barwy odbijały się w
spokojnej tafli jeziora. Siedziała zapatrzona w ten obraz, chcąc z
niego jak najwięcej zapamiętać.
W pewnym momencie, Marek zapytał:
- O czym myślisz?
***
Daisy
Już dawno nie czytałam tak romantycznego opowiadania 8) Gdyby faceci tacy byli naprawdę...
OdpowiedzUsuńDomcia, gdzie pozostałe 2 opowiadania z poczty?