Szkoła się pojawiła, a Pan Wena – znika powoli. Chociaż to chyba bardziej Pan Czas zabiera mi mojego najwierniejszego towarzysza. Dobra, nie zanudzam. I rutynowo: Miłego czytania!
***
„ Ze swojej drogi zejdę,
Będę z Tobą.
Dokądkolwiek pójdziesz, cokolwiek zrobisz,
Będę z Tobą.
Gdziekolwiek się zwrócisz, cokolwiek zrobisz,
Będę z tobą. (…)
I w najlepszej z chwil i najgorszej też,
Będę z Tobą.
Jak i w pierwszym tak i w ostatnim dniu,
Będę z Tobą... Z Tobą…
Ty przed Tobą świat, za Tobą ja,
A za mną już nikt…”
Katarzyna Groniec – „Będę z Tobą”
Agata odsunęła nieco swoją głowę od niego, przechyliła ją w prawo i ponownie wpatrzyła się w bezkres jego oczu. Chciałaby mu teraz tyle powiedzieć. Tyle chciała pokazać, zrobić, lecz nie potrafiła… Ta blokada będzie z nią już chyba do końca życia. Nie bała mu się nic powiedzieć, wiedziała, że może mu zaufać, że może na nim polegać, że on ją zrozumie… Mimo to jednak nie przechodziło jej to wszystko przez gardło. Nie potrafiła. Było jej z tym ciężko, starała się to stopniowo zmienić, ale na to potrzebowała czasu. W końcu, zamiast odpowiedzi, przysunęła się do niego z powrotem i złożyła subtelny pocałunek na jego cudownych ustach, poczym objęła go mocno i zatonęła w nim… w zapachu jego perfum, w jego ramionach, w najbezpieczniejszym miejscu na Ziemi.
Teraz mógł posunąć się dalej. Mógł zrobić kolejny krok. Gdy po zadanym przez niego pytaniu, patrzyła się w jego oczy, widział w nich niemoc, ale przede wszystkim miłość. To mu wystarczyło. Podczas ich długiej znajomości, zrozumiał, że ona tak po prostu nie powie mu wszystkiego. On tez nie umiał jej po prostu powiedzieć: „Kocham Cię.” Rozluźnił trochę uścisk i ujął jej głowę w swoje ręce jakby była z kruchej i drogocennej porcelany. W tym czasie Agata również rozluźniła swoje ręce. Tym razem to Marek ją pocałował. Stali jeszcze tak chwilę i cieszyli się swoją obecnością oraz napawali się cudowną panoramą górską jakiej nie było nigdzie w Warszawie.
Spędzili razem cudowny wieczór. Najpierw Marek zabrał ją na spacer po miasteczku, a na zwieńczenie tego dnia, zabrał ją na przepiękną kolację. Nie wszystko jednak wyszło tak jak chciał. Agata wydawała się być skrępowana tym wszystkim. Pomimo dzisiejszej sytuacji na balkonie, dalej była Agatą Przybysz, która nie potrafiła się tak od razu przestawić.
Na spacerze było cudownie – rozmawiali na różne tematy, oglądali cudne widoki. Po półtoragodzinnym spacerze wrócili do hotelu. Wykończona i szczęśliwa Agata od razu poszła się położyć. Marek zaś, po pożegnaniu się z nią, od razu wyszedł z powrotem z hotelu i wsiadł do samochodu. Pojechał do centrum. Podczas ich spaceru, widział sklep z kamienną biżuterią. Zawsze chciał coś ładnego jej kupić. Zasługiwała na to. Wszedł niepewnie do sklepu. Z racji na późną porę, oprócz niego nie było tu nikogo.
- Dobry wieczór. Mogę w czymś pomóc? –zapytał życzliwie sprzedawca, gdy Marek zaczął bezradnie oglądać wystawioną biżuterię.
- Szukam czegoś ładnego… i subtelnego dla… - powiedział i urwał szukając czegoś w kieszeni. W końcu wyjął z niej telefon i po kilku kliknięciach pokazał sprzedawcy zdjęcie Agaty. – … tej pani. – dokończył.
- Rozumiem… Na pewno coś znajdziemy. A jaki kolor lubi ta pani? - zapytał mężczyzna.
- Lubi wiele kolorów, ale przeważnie wybiera te stonowane. – odparł nieco zmieszany Dębski.
- Dobrze. Tak więc biorąc pod uwagę, cerę, kolor włosów i oczu, proponowałbym panu coś z sodalitu. Jest to skromny i jak pan powiedział subtelny kamień, granatowy… Nie jest bardzo zobowiązujący, więc pani nie będzie miała problemu z dobraniem odpowiedniego stroju. Ma pan tutaj kolczyki, bransoletki, naszyjniki, pierścionki.
- A mógłby mi pan polecić jakiś komplet? –zapytał wciąż zmieszany i zdezorientowany Marek. Wszystkie te ozdoby były piękne i najchętniej kupiłby je wszystkie, by Agata mogła je sobie codziennie zmieniać. Nie był do końca pewien, czy akurat ten kamień, ten kolor i wzór się jej spodoba, ale nie chciał z nią tutaj wstępować. Na pewno nie przyjęłaby od niego nic albo wybrałaby najtańszą możliwą rzecz, której i tak potem by nie nosiła. Przecież oni nawet nie byli razem…
- Może te cztery rzeczy? – pokazał sprzedawca wykładając wybraną biżuterię na ladę.
- Dobrze... – odpowiedział powoli Marek oglądając wszystko dokładnie. – A nie miałby pan bransoletki z mniejszymi kamykami?
- Oczywiście. Już panu pokazuję. Taka będzie dobra?
- O, idealna. Ile płacę?
Gdy dojechał na parking, uśmiechnął się do siebie. W hotelu skierował się na recepcję.
- Przepraszam, czy byłaby możliwość zaniesienia tej bransoletki do pokoju numer 116 koło godziny ósmej rano? –zapytał dyskretnie recepcjonistki.
- Oczywiście. – odpowiedziała rozpromieniona kobieta. - A od kogo będzie ten prezent?
- Wolałbym pozostać ‘anonimowy’. Ta pani i tak będzie wiedziała od kogo to. – odparł podając jej prezent dla Agaty .
Obudziło go czyjeś gwałtowne pukanie do drzwi. Po wrażeniach wczorajszego dnia, nie miał siły podnieść się z łóżka, więc zawołał jedynie rutynowe: „Proszę!” W drzwiach ukazali się sprawcy jego niewyspania. Wczoraj postanowili zorganizować mu „Dzień z wnusia z dziadkami”. Jak to rano usłyszał, mało z krzesła nie spadł. Później jednak okazało się, że chcą mu jedynie kupić trochę ubrań i kilka drobnych gadżetów elektronicznych i pójść na obiad do jednej z najlepszych restauracji w Warszawie, a na koniec jeszcze dać mu na kino z kolegami. W sumie był to udany dzień, ale po przymierzeniu miliarda bluz, spodni, butów, T-shirt’ów i innych części garderoby, nie mógł już chodzić. Mówiąc wprost, to mu „nogi do tyłka wchodziły”, jak to wczoraj ujął w drodze do domu. Może i warszawska galeria nie jest tak duża jak krakowska, czy jakaś inna, ale mała też nie jest.
- Jak się czujesz? – zapytała troskliwie babcia.
- Dobrze… - odpowiedział zaspany.
- Bo my mamy dla Ciebie kolejną niespodziankę. – zaczął dziadek. –Zabieramy Cię do naszego domu na jeden dzień. Są wakacje i przyda Ci się Trochę świeżego powietrza.
- Super… - powiedział wciąż jeszcze ‘śpiący’ Jasiek.
Wieczorem długo nie mogła zasnąć. Wciąż myślała o nim. O tym jak się starał by te kilka dni było cudowne, by je zapamiętała. Wiedziała, że nie było to uprzejme wobec Marka, ale wczoraj podczas kolacji czuła się bardzo dziwnie. Wszystko było cudowne, ale ona czuła się nieswojo.
Z cudownego snu o Nim, wyrwało ją pukanie do drzwi. Niechętnie podniosła się z ciepłego łóżka i otworzyła drzwi.
- Dzień dobry! To dla pani. – powiedział młody i przystojny pracownik hotelu podając jej prezent.
- A od kogo, jeśli można spytać?
- Osoba ta chciała pozostać anonimowa.
- Aha. Dziękuję.
- Do widzenia.
- Do widzenia. – pożegnała się, zamknęła drzwi i siadła na łóżku. Ostrożnie, sama nie wiedziała dlaczego, otworzyła torebkę i zajrzała do środka. Zamarła. W środku była przepiękna, granatowa bransoletka ze srebrnymi ozdobieniami. „Ech, ten Marek to ma pomysły! ‘Osoba chciała pozostać anonimowa..’ Ale gust ma całkiem niezły.” Pół godziny później, zapukała do Jego pokoju.
Dzisiaj specjalnie obudził się punktualnie o ósmej. Gdy jej otworzył, od razu zauważył bransoletkę na jej ręce. Uśmiechnął się w duchu i zaprosił ją do środka.
- Popatrz jaką ładną bransoletkę dostałam od anonimowego wielbiciela. –powiedziała uwodzicielsko dumnie unosząc dłoń do góry. – Nie masz pomysłu od kogo to mogło być?
- Nie. Pierwszy raz widzę tą bransoletkę. –próbował ‘skłamać’.
- To w takim razie udam się na zwiady do recepcji hotelowej. – droczyła się z nim.
- Nie! Oni na pewno ci nic nie powiedzą.
- No w sumie to nawet masz rację… Ja wiem kto to dla mnie kupił… - mówiła uwodzicielsko – To pewnie był wysoki, przystojny adwokat o cudownych oczach. – dokończyła. Sama siebie zdziwiła dlaczego to powiedziała, ale ostatnio w jej życiu wydarzyło się tyle pięknych rzeczy związanych z nim, że automatycznie coś w niej się poluzowało. Po jej słowach Marka zamurowało. Nie mógł się ruszyć, nic powiedzieć. Stał przed Agatą i patrzył się na nią ze zdziwieniem. Zastanawiał się, czy to wszystko mu się czasem nie śni. Czy Agata naprawdę to powiedziała – do niego. Po chwili odzyskał jednak przytomność umysłu i tym samym co Agata tonem, zapytał:
- A skąd masz taką pewność? – zrobił krok w jej stronę.
- Jakby Ci to wytłumaczyć… Kobieca intuicja… - mówiła wciąż tym samym uwodzicielskim tonem. Marek zrobił kolejny krok w jej stronę. Objął ją w talii i powiedział:
- No dobrze, przyznaję się. To ja… A teraz chyba należy mi się chyba jakaś nagroda.
- Masz rację. – odarła szybko i pocałowała go w policzek. – Może być?
- No niech ci będzie. A teraz weź torbę z pokoju, bo zamierzam Cię zabrać na wycieczkę krajoznawczą.
- Na co?
- Na wycieczkę krajoznawczą. Chyba wiesz co to jest?
- Tak, tak. Wiem. Ale masz pomysły! –uśmiechnęła się do niego i poszła po torbę.
Na samym początku, Marek zaprowadził ją na, jak wytłumaczył Agacie: „zjazd saneczkowy bez śniegu”. Był to nieduży tor najpierw wyciągający cię na górę, a następnie kierujący się w dół. Cała zabawa i komizm sytuacji polegał na tym, że oboje musieli się zmieścić do jednego, małego wagonika: Dębski za Agatą, ponieważ ona bała się jechać sama. Jednak chyba lepiej by było, gdyby pojechała sama, ponieważ Marek nawet w miejscach nakazującym zwolnić, bardzo oszczędzał hamulec. Skutkiem tego były ciche, aczkolwiek doskonale słyszalne dla Marka słowa: „ Błagam Cię, przyhamuj trochę! Mam lęk wysokości! Zaraz zwrócę śniadanie!”
- Spokojnie, nic nam się nie stanie. Nie ja pierwszy tak jadę. – odparł jej zadowolony i rozbawiony tą sytuacją Marek.
***
Matko, chyba robię z mojego opowiadania romansidło przebrzydłe… Trzeba coś zmienić. Tylko co? Kurcze, chyba nic nie zmienię, bo za bardzo mi brakuje ‘takiej’ MARGATY w PA. Gdzieś muszę swoje emocje rozładowywać. :D
Daisy
Tym razem to nie Domcia wstawia opowiadanie a ja! :) Opowiadanie jest cudowne i czekam na cedek. Jesteś świetna, mam nadzieje tylko że będzie DUŻO Margaty w trzecim odcinku i wszytkim pan wena zacznie sprzyjać!! <3
Paula
haha no MarGata ostatnimi czasy to rarytas w PA ;))
OdpowiedzUsuńNo tak. Ale w s04e02 w kawiarni Mareczek sie patrzył na Agatę tak jak w naszych opach.
UsuńMoże mają kogoś z ekipy 'scenariuszowej', kto czyta nasze opowiadania.
Daisy
P.S.
Paula, cieszę się, że Ci sie podobało. Nie kończ swojego opo. :)