I kolejna część wystukana tym razem w niedzielni bardzo wcześni poranek, kiedy w zaplanowanych na 7.00 szykuje się część VI ja tu biorę się za VII, może uda mi się napisać jeszcze VIII się zobaczy czasowo jak to wyjdzie. I na ile starczy bateria w laptopie, bo nie chce mi się iść po kabel do drugiego pokoju tu jest tak fajnie ciepło :D Dobra dość o mnie zapraszam do czytania :) Muzyczka do opowiadania : Shontelle - Impossible ; Kase & Wrethov - Break Down
Ranek..o tak ranek należał u niej pod znakiem zapytania. Nie wiedziała czy to co się stało, to była jej wyobraźnia, sen czy rzeczywistość. Nawet jak rzeczywistość był chyba w takim stanie że nie mógł pamiętać. Dla niej byłoby dobrze, w końcu stał jej się obojętny i nie chcę znów angażować się w coś co pryśnie jak czar, pęknie jak bańka mydlana. Nie chcę przechodzić zawodu znów. Nie chcę widzieć tej kobiety w jego drzwiach. Chcę zacząć nowe życie. Bez niego. Słońce dopiero ukazywało się na horyzoncie, czyli było gdzieś około godziny szóstej. Nie chciała nawet patrzeć na wyświetlacz telefonu lezący tuż obok niej, bała się że może zobaczyć coś czego nie chcę widzieć, a co najważniejsze WIEDZIEĆ! Podobało jej się życie w niewiedzy. Zwłaszcza jeśli ona jest związana właśnie z nim. Nie chciała wiedzieć czy coś do niej czuje, bo bała się angażować. Zwlekła się z łóżka wykonała codzienne czynności w dość szybkim tempie. Dochodziła godzina siódma, i rozbrzmiał do jej drzwi dzwonek. Krew w jej żyłach szybciej płynęła przez przyśpieszone serce. Podeszła do drzwi, spojrzała przez wizjer i wypuściła głośno powietrze uspakajając przy tym rytm serca. Otworzyła drzwi i stał w nich Krzysztof z papierowym workiem.
- Postanowiłem że wpadnę na tę obiecywaną kawę - puścił jej oczko i uniósł papierowy worek do góry - Zabrałem ze sobą prowiant
- Widzę zawsze przygotowany - zażartowała i wpuściła go do środka. Usiedli przy stoliku konsumując cukrowe donaty ( donuts ), które przy każdym gryzie rozpływały się w ich ustach. Po wypitym napoju pobudzającym nazywającącym się przez niektórych napojem bogów, a przez większość kawą opuścili mieszkanie Przybysz.
- Pozwól że Cię dziś odwiozę - uśmiechnął się i otworzył drzwi pasażera
- Pozwól że się dziś sama odwiozę - puściła mu oczko - Przecież nie będziesz moim szoferem, nie będę aż tak wykorzystywać sąsiedzkiej pomocy - otworzyła drzwi do swojego samochodu
- No dobrze jak pani mecenas uważa, ale lunch nadal aktualny?
- Oczywiście - uśmiechnęła się do niego szeroko
- To bardzo dobrze, godzina 13 jestem w kancelarii pani mecenas - zamknął drzwi pasażera i przeszedł do okoła wsiadając do samochodu, obydwoje pojechali w swoje strony. Ostatnie miejsce parkingowe pod kancelarią, nacisnęła pedał gazu i przyśpieszyła parkując na nim. Nie było jeszcze żadnego znajomego jej samochodu, ani Bartka, ani Doroty. Nawet srebrnej terenówki Dębskiego nigdzie nie widziała. Zamknęła samochód i otworzyła drzwi do klatki schodowej. Spojrzała w górę i w dół biorąc wdech na zebranie sił i pokonanie takiej ilości schodów. Drzwi do kancelarii były zamknięte, wsadziła więc klucz i przekręciła otwierając drzwi. W konferencyjnej walały się sterty papierów i kilka kubków po kawie, podeszła do stołu i ujrzała jej znane papiery. Widać było że młody Janowski ostro wziął się za szykanie haczyka przeciwko Justynie, chciał odgryźć się za ostatnio przegraną z nią sprawę. Zgarnęła papiery w jeden stos i położyła na krawędzi stolika tak aby wchodzący klienci nie przestraszyli się stanem kancelarii, kubki po kawie wrzuciła do kosza. Przeszła do swojego gabinetu, nic się tu nie zmieniło. Wciąż wszystko było tak samo, prócz jednego jej leżące wcześniej na teczce pióro leżało teraz po drugiej stronie biurka. Niby taki szczegół a widziała że ktoś był w jej świątyni. I nie mogła być to rudowłosa, bo opuszczały przyjaciółki wspólnie kancelarie wraz z Krzysztofem. Bartek przejął w swoje władania konferencyjną, więc musiał być to Marek. Czy czegoś szukał? Jak tak to czego? Jeżeli nie szukał, to w takim razie co było jego powodem wizyty w jej gabinecie? Czy miało to coś wspólnego z tym co się stało w nocy? I czy to się w ogóle stało? W jej głowie panował istny bajzel, pytania za pytaniami napływały do jej głowy. Skrzypiące drzwi wejściowe przyśpieszyły jej bicie serca. Wpatrywała się w swoje drzwi jakby zaraz miała w nich zobaczyć ducha. Jednak nikt nie wszedł do jej gabinetu, tylko ominął go. Postura osoby rozmazywała się po drugiej stronie drzwi dzielących ich gabinety. Nie chciała cały dzień wpatrywać się w szklano - drewniane drzwi więc zabrała się do pracy. Mijały godziny, ona w swoim gabinecie on w swoim. Żadne z nich nie poruszyło tego tematu. Tematu dnia wczorajszego. W końcu sama nie wiedziała czy do tego doszło. Nie chciała przecież się zbłaźnić i wyjść na jakąś zdesperowaną. Pomyślałby sobie jeszcze że to jakaś propozycja czy bóg wie co gorszego! Czekała tylko aż wybije na zegarze godzina trzynasta i będzie mogła opuścić kancelarie. Mimo tego że klient wciąż siedział i opowiadał jej swoją wersje patrzyła na zegarek wiszący tuż nad drzwiami jego gabinetu. Cieszyła się że ma podzielność uwagi i skupiała się też na słowach wypowiadanych przez klienta.
- Więc sprawa jest prosta, wnosimy o wstrzymanie egzekucji komornika do wyroku sądu. Jeżeli wyrok będzie pomyślny może pan jeszcze wnieść o zwrócenie wszystkich pobranych pieniędzy przez komornika - rzekła, bawiąc się piórem w dłoni - W czwartek widzimy się w sądzie - zanotowała w notesie i pożegnała się. Klient opuścił gabinet. Agata miała jeszcze dwadzieścia minut do przyjścia Krzysztofa, postanowiła zająć się zaległą pracą papierkową. Podeszła do regału stanęła na palcach i próbowała sięgnąć niebieski segregator z górnej półki. Rozniósł się trzask i głośne rozbrzmiewające po całej kancelarii słowo wypowiedziane z jej ust
- CHOLERA! - w tym czasie do jej gabinetu wszedł Marek, spojrzał na kucającą Agatę nad stertą papierów. Widział jej roztargnienie i rozkojarzenie. Widać było też zdenerwowanie jego obecnością. Jednak on nie opuścił gabinetu, tylko kucnął obok niej i pomagał zbierać - Nie musisz mi pomagać, PORADZĘ SOBIE! - rzekła unosząc głos, i dając nacisk na ostatnie słowa. Wsadziła ostatnią kartkę byle jak do segregatora, Marek w tym czasie stał już przy drzwiach.
- Chciałem tylko pomóc! - powiedział spokojnie i zwrócił się w stronę swojego gabinetu. W tym czasie Agata stała na przeciwko biurka, zmrużyła oczy i cisnęła segregatorem o biurko. Stojąc wciąż tyłem do niego powiedziała wystarczająco głośno by wchodzący do gabinetu Dębski usłyszał.
- Przepraszam! - drgnęło nim, odwrócił się i zwrócił w jej kierunku, kiedy opowiadała jej cisza odwróciła się w jego kierunku i spojrzała na niego. Wyglądał tak jak się czuł, nie rozumiał za co przeprasza - Przepraszam, że tak teraz na Ciebie naskoczyłam..
- Nie ma sprawy - machnął ręką - Może chcesz porozmawiać o twojej huśtawce nastrojów? Może przy lunch- u?
- Nie przeginaj Dębski.. - uśmiechnęła się, co wywołało u niego przechodzące ciepło po jego sercu, odwzajemnił uśmiechem - jeśli chodzi o lunch jestem umó.. - przerwała, na dźwięk otwieranych drzwi. Marek zacisnął pięść na widok Krzysztofa.
- Jak mówiłem o 13 będę więc jestem - rzekł posyłając jej promienny uśmiech
- Poczekaj chwilkę okej? - rzekła i Krzysztof spojrzał to raz na Agatę to raz na Marka. Przytaknął po czym opuścił gabinet
- Może innym razem - rzekła odwracając się do niego plecami, zarzuciła torbę na ramię i opuściła gabinet. Wyszedł za nią na korytarz, podszedł do biurka Janowskiego pod pretekstem przeszukiwania poczty. Janowski mierzył wzrokiem Dębskiego uważnie przyglądającemu się Agacie, która opuszcza gabinet wraz z Krzysztofem. Patrzył jeszcze chwilę na drzwi, po czym wbił wzrok w koperty. Czuł wzrok Bartka na sobie, spojrzał na niego.
- Co? - zapytał unosząc brew
- Przeglądałeś już tę pocztę - rzekł podejrzliwie, chodź znał przyczynę kolejnego wertowania poczty
- Może przyszło coś nowego - odłożył koperty - Zresztą nie ważne..
- Nie łatwiej po prostu powiedzieć?
- Co powiedzieć? - zapytał zdezorientowany
- No na przykład co się czuje. Wiesz to zawsze lepiej niż robić jakieś podchody - oparł brodę o złączone w pięść ręce, opierając się łokciami o blat biurka
- Podchody? Uczucia? - mówił przez cały czas ironicznie - Proszę Cię Agata jest tylko wspólniczką
- Jasne - powiedział do znikającego za drzwiami gabinetu Marka, po czym wbił wzrok ponownie w akta. Marek w tym czasie przebywał w swojej świątyni, przeglądał akta dzisiejszej rozprawy. Kolejny wolny dzień od południa Agaty. Od powrotu do kancelarii brała mniej spraw, z powodów wcześniej poruszanych z Dorotą, ale jeszcze nie dokończonych. Właśnie nie dokończyła rozmowy z Dorotą, i pół lunchu zastanawiała się kiedy będzie odpowiedni moment na rozmowe. I po raz kolejny jej podzielność uwagi ją uratowała.
- Kino? Dawno nie byłam.. nie miałam zbytnio czasu na kino. Mój dzień zaczynał się na pracy i na nim kończył.. - rzekła i napiła się soku pomarańczowego
- To musi się zmienić, musisz więcej czasu poświęcać dla siebie - miał racje, i ona o tym dobrze wiedziała. Musiała zacząć przyzwyczajać się do ograniczonego trybu pracy jak chce mieć w przyszłości dziecko. Zabiegi in-vitro w tych czasach są bardzo popularne. Jeżeli dobrze by pogadała z Maćkiem może wybrałby dla niej idealnego dawce spermy, była przeciwna in-vitro ale cóż innego jej pozostało. Z Markiem nie widziała swojej przyszłości, a Krzysztof...miał już dziecko i nie wiadomo jakby zareagował na drugie. Więc nawet nie poruszała dalej tego tematu, raz wystarczył kiedy to ich pocałunek przerwał telefon Doroty - więc może kolacja?
- Ja mam inną propozycje, moja kanapa telewizor i film - uśmiechnęła się - ty wypożyczysz, ja zrobię kolację - puściła mu oczko i wbiła widelec w pomidora który tuż po wbiciu się srebrnego sztućca w skórkę puścił sok.
- Bardzo interesująca propozycja - dalej konsumował swoje danie. Tuż po zakończonym posiłku każde wsiadło w swój samochód i pojechało w swoim kierunku. Agata wpadła na chwilę do kancelarii, wparowała szybko do swojego gabinetu. Marek zerwał się zza biurka i wszedł do jej gabinetu. Nie było jej. Skrzypiące drzwi otworzyły się i Marek energicznie otworzył drzwi do głównego pomieszczenia.
- Agata! - krzyknął jednak nie zdążył jej zatrzymać, wybiegłby za nią gdyby nie siedzący w jego gabinecie klient
- Mówiłem że łatwej powiedzieć, niż robić podchody - powiedział młody Janowski wgryzając się w bułkę. Dębski rzucił mu surowe spojrzenie i wrócił do gabinetu przepraszając za zaistniałą sytuacje. W tym czasie Agata pojechała do centrum handlowego na małe zakupy, mimo ostatnich zakupów z jej lodówki wciąż ubywa. Tygodniowy zapas stał się dwu dniowym. Przechodząc obok działku alkoholowego, analizowała plusy i minusy picia wina przy kolacji i dobrym filmie. Postanowiła kupić, teraz miała dylemat nad białym, czerwonym, wytrawnym.. tyle rodzajów a ona nie wiedziała jakie wziąć. Zamknęła oczy i chwyciła pierwsze lepsze wino, po czym wzięła drugie z tego samego gatunku. Pod kamienicą stał już jego samochód, chyba zbyt długo była na tych zakupach. Pokonywała schody, przez uprzejmość sąsiadów.. bo przecież ciężko się odwrócić i zamknąć drzwi. Weszła do mieszkania, i zaczęła przygotowywać posiłek. Nie próbowała mu zaimponować, przyszykowała zwykłe szybkie spaghetti. Rozbrzmiał dzwonek do drzwi, miała ręce zajęte więc krzyknęła.
- Wejdź! - rozniósł sie jej głos po mieszkaniu, po chwili w kuchni stał Majewski przyglądając się krzątającej po kuchni Agacie
- No proszę proszę, cóż za widok. Teraz chyba mogę uwierzyć że tamta tarta była wyrobem tych rączek - złapał ją za rękę, po czym usiadł do stolika. Nalała sobie do szklanki sok pomarańczowy który rozlał jej się na spodnie podczas jej nieuwagi.
- Cholera jasna!
- Ja się tym zajmę - podszedł do niej zabierając drewnianą łyżkę. Agata w tym czasie poszła wziąć prysznic. Krople ciepłej wody spływały po jej ciele, przyprawiając ją o dreszcze. Rozbrzmiał dzwonek który wyrwał ją z tych cudownych chwil pod prysznicem. Zakręciła wodę owinęła się w pośpiechu ręcznikiem. - otworze
- Powiedź że zaraz wyjdę - powiedziała pośpiesznie wycierając włosy i zarzucając na siebie całą bieliznę i białą luźną koszulkę sięgająca jej kawałek za udo. Wyszła z łazienki uśmiechnięta, jednak widok mężczyzny w drzwiach sprawił że uśmiech znikł z twarzy. Z drugiego końca korytarza rzekła do stojącego w drzwiach Dębskiego
- Co ty tu robisz? - zapytała. Krzysztof opierał się dłonią o otwarte drzwi
- Chciałem.. - spojrzał na Agatę i na Majewskiego - Chciałem Ci przekazać jedną sprawę, nakładają mi się w sądzie.. chciałem zadzwonić, ale padł mi telefon - rzekł, w kłamaniu to on nie był dobry. Jeśli chodzi o spontaniczne akcje nie umiał kłamać, gubił się w tym co mówił.
- Muszę ograniczyć czas pracy - rzekła i splotła ręce na klatce co spowodowało że jej koszulka ukazała jeszcze więcej uda - Przekaż Dorocie, albo Bartkowi
- No dobra.. - odwrócił się, Agata wciąż ze zmarszczonym czołem wpatrywała się w jeszcze otwarte drzwi po czym wróciła do łazienki i zarzuciła na siebie jeszcze spodnie.
No i kolejną część zmuszona jestem pisać na telefonie..ech. Uroki lenistwa! :)
Mam nadzieje że się spodoba :)
Paula
Czyżby moje opo nie dotarło (albo nie zostało przyjęte)? : ( A, jedna uwaga Paula, czasem ci polskie znaki uciekają :>
OdpowiedzUsuńDotarło, dotarło :) Już dawno :) Ale pomyślałam, że wszystkiego naraz Wam nie wrzucę, żeby coś na wieczór zostało :D Za chwilę dodam :D
UsuńDomcia
Cashi uciekają bo z długością moich paznokci mam problem trochę z płaską klawiaturą laptopa :/ Lepiej pisze mi się na tej wypukłej zwłaszcza z tymi paznokciami :)
UsuńPaula
Paulo droga! Czemu się tak okrutnie wyżywasz na naszym Mareczku? :)
OdpowiedzUsuńPaula wyzywa sie na Marku bo ja cieszy romans Agaty i Baki. Na streemo tez sie raczej z tym nie kryje.....
OdpowiedzUsuńno cieszyłam się do faktu " Dębski odwiedza jej mieszkanie" więc analizując plusy i minusy teraz wolałabym Mareczka mieć przy Agacie :> Chyba w jakiś sposób naruszyłam regulamin bo coś sie zalogowac nie mogę na PA , a na inne strony normalnie to takie smutne :<
UsuńPaula
Bo na streemo wszyscy sa za Margata a nie za jakimis innymi kombinacjami! A tak na powaznie to czasem sa wlasnie komplikacje z logowaniem
Usuńwiem już udało mi się to zrobić, ale moje konto przepadło dlaczego bo Paula jest opóźniona rozwojowo i wzięła sobie przypomnienie hasła, a tam co podac mail. No wiec podała ale zorientowała sie dopiero po czasie że jednak nie pamieta do tego maila hasła, i siedziała nad tą pocztą godzine i tam też przypomnienie hasła nic nie dało bo wyskakiwało że mail nie istnieje :D
UsuńPaula
Ale nasz Mareczek musi wycierpieć... ♥ Jak zawsze świetnie. :*
OdpowiedzUsuńNo pocierpi troche :D za jutro mnie znienawidzicie pewnie :D
UsuńPaula
To znaczy za dzisiaj ( za nową część xd )
UsuńP.