Paula
Dzisiaj zaczynam nową pracę. Jak już mówiłem, skończyłem prawo. Przez wiele lat byłem prawnikiem w jednej z największych firm w mieście, potem zostałem jej właścicielem i porzuciłem pracę w zawodzie, na rzecz zarządzania moją wielomilionową korporacją. O prawie jednak nie zapomniałem, to było przecież jedyne, co mi zostało z przeszłości i z czego byłem dumny. Ukończenie studiów w Krakowie do dziś wspominam z dumą i każdemu będę powtarzał, że to był dobry wybór. Dziś jest ten dzień, w którym czuję się jak dwudziestoczteroletni młody mężczyzna, który stał na początku drogi. Mam trzydzieści siedem lat i zostałem wspólnikiem w nowopowstałej kancelarii w Warszawie. Jedna z moich koleżanek ze studiów, sam w sumie nie mam pojęcia, jakim cudem nadal mamy kontakt, zaproponowała mi, bym dołączył do spółki. Dorota Gawron, bo tak się właśnie nazywa moja znajoma, powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy, że przeczytała w jednym z brukowców o moim odejściu z korporacji. Zapytałem, czy chodzi o moje pieniądze. Rudowłosa odpowiedziała, że chce mieć w swojej kancelarii najlepszych prawników, którzy będą przynosić zyski. Przypomniała mi, że byłem najlepszym studentem na roku, oczywiście zaraz po niej, i dlatego zaprasza mnie do współpracy, a mój stan konta niewiele ją obchodzi. Z tej Doroty to zawsze była dobra kobieta, widać to w jej oczach. Niestety, wszystkie piękne i dobre kobiety są już zajęte. Dorotka ma od kilkunastu lat jednego męża, Wojtka, i razem z nim wychowuje dwóch niesfornych synów. Zgodziłem się na współpracę, bo przecież nie mogłem do końca życia siedzieć w nowym mieszkanku i popijać whisky. Nie po to kończyłem prawo.
Zatrzymałem samochód. Nawigacja odpowiedziała mi, że dojechałem do celu. Zgasiłem silnik i wysiadłem z auta. Moim oczom ukazała się biała kamienica, która na pierwszy rzut oka sprawiła, że uśmiechnąłem się. W niczym nie przypominała bowiem wielkiego biurowca, w którym spędziłem ostatnie lata. Zamknąłem samochód i ruszyłem ku drewnianym drzwiom.
- No, Dębski. – zaśmiałem się sam do siebie, wchodząc po schodach. – Show must go on! – otworzyłem zamaszystym ruchem drzwi kancelarii na trzecim piętrze.
- Marek! – krzyknęła Dorota, która chyba właśnie walczyła z jakąś farbą, bo w niczym nie przypominała eleganckiej kobiety, z którą widziałem się kilka dni wcześniej. Miała na sobie stare spodnie i poplamioną czymś czerwonym bluzę. – Dobrze, że jesteś. Mamy tutaj istne urwanie głowy.
- Dorota, ale przecież to miejsce wygląda jak po huraganie. – opowiedziałem lekko zszokowany, bo mój elegancki garnitur i zawieszona na ramieniu brązowa torba, nie komponowały się z chaosem panującym w pomieszczeniu.
- Widzę, Mareczku, że humor ci dopisuje. Do pracy! – uśmiech nie schodził z twarzy rudowłosej, a ja wciąż stałem jak wryty, próbując opanować zaskoczenie. – Nic się nie zmieniłeś. Ten garniturek raczej nie pomoże ci w malowaniu, więc jedź do domu i przebierz się.
- Będziemy sami remontować kancelarię? – zapytałem z jeszcze większym wytrzeszczem oczu.
- Ja wiem, że ty przez kilka lat nie miałeś pewnie pędzla w ręce, ale uwierz mi, to nic trudnego. – ruda poklepała mnie po ramieniu. – Za pół godziny widzę cię z powrotem w normalnym stroju!
Już obracałem się na pięcie, by rzeczywiście opuścić pomieszczenie, ale wtedy do mnie dotarło, że muszę wyglądać jak głupek.
- Dorotka. Przepraszam, za to głupie pytanie, ale czy nie łatwiej byłoby po prostu zamówić ekipę remontową? – zaproponowałem delikatnie.
- Marek, to ma być nasze miejsce i pomalujemy je własnoręcznie. Nie każdy ma tyle kasy na koncie, co ty! – Dorota puściła do mnie oczko i pomachała rękami, pokazując bym w końcu ruszył tyłek i wrócił ubrany w coś innego, niż garnitur za kilka tysięcy. – A i jak wrócisz poznasz naszego trzeciego wspólnika?
- Trzeciego wspólnika? – zdziwiłem się. – Kobieto, jeszcze kilka takich akcji i zejdę na zawał.
- Moja przyjaciółka straciła ostatnio pracę i zaproponowałam jej, by do nas dołączyła. Nie masz nic przeciwko? – na twarzy Doroty pojawiło się lekkie zmieszanie. – Sorry, że nie mówiłam nic wcześniej, ale ona nie była pewna.
- Nie ma problemu. – odpowiedziałem. – Przez tyle lat pracowałem prawie z samymi mężczyznami, więc przyda mi się odmiana. – zażartowałem i wyszedłem z kancelarii.
Będzie się działo! – pomyślałem, gdy wchodziłem do mojego mieszkania. Zdjąłem z siebie elegancki garnitur i stanąłem przed szafą. Przez tyle lat chodziłem w garniturach i praktycznie nie miałem nawet okazji, by założyć inny strój. No, może poza siłownią, do której chodziłem raz w tygodniu. Wyjąłem z czeluści garderoby stare jeansy, które zostawiłem trochę z sentymentu i jedyną koszulę w kratę. Nawet nie wiem skąd się tam wzięła. Gdy spojrzałem na siebie w lutrze, o mało się nie przestraszyłem. Nie poznałem samego siebie, ale całkiem mi się to spodobało. Taki nowy image może pomoże mi uporać się z wątpliwościami, które często nawiedzały mnie, gdy budziłem się o piątej rano, zapominając że wcale nie muszę być przed szóstą w korporacji. Dziwne, prawda, że szef przychodził tak rano? Teraz już nie będę musiał budzić się o świcie i może nadrobię bezsenne noce. Zarzuciłem na siebie skórzaną kurtkę i wyszedłem z mieszkania. Po drodze wstąpiłem do sklepu budowlanego, by kupić kilka pędzli, folii malarskich i innych rzeczy, które wydawały mi się niezbędne do wykonania remontu, ale mówiąc zupełnie szczerze nie miałem pojęcia, czy nie zbłaźnię się przed Dorotą i tą drugą kobietą.
Znów pokonałem schody w naszej kamienicy i otwierając łokciem drzwi, wszedłem do środka. Tym razem Dorota nie powitała mnie tak ciepło, a właściwie wcale mnie nie powitała. Nie wiedziałem, czy ktokolwiek znajduje się w tym pomieszczeniu, które miało być moją, naszą kancelarią. Zrobiłem kilka kroków do przodu, prawie przewracając się o leżące na podłodze kartony i udałem się w stronę jednego z pomieszczeń. Tam nie było nikogo, jednak ten pokój oddzielony było drewnianymi, białymi drzwiami z drugim. Wszedłem po cichu, już z oddali słysząc czyjś śmiech. Dorota stała przy drzwiach, a gdy mnie zobaczyła zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Mareczku, widzę że jednak nie tylko garnitury są w twojej wielkiej garderobie. – powiedziała, klepiąc mnie po ramieniu. Miałem w rękach wszystkie przyrządy malarskie, więc nawet nie zauważyłem, że w pomieszczeniu znajduje się druga kobieta.
- Lubię ten mój nowy image. Myślisz, że twojej przyjaciółce się spodoba? – próbowałem żartować, stawiając na stoliku obok farby i pędzle.
- Nie jest źle. – usłyszałem w odpowiedzi, lecz nie był to głos Doroty. Poczułem, że czerwienię się na twarzy, ale bardzo pewnie siebie podniosłem wzrok do góry.
Na podłodze kucała smukła brunetka, kobieta która może być marzeniem każdego mężczyzny. Zaśmiała się donośnie, widząc moją speszoną minę i podniosła się z podłogi. Teraz zobaczyłem, jej ciało w całej okazałości. Długie nogi przybrane w obcisłe jeansy i koszulka na ramiączka podkreślająca jej kształty. Długie, ciemne włosy opadały na szczupłe ramiona. Stała boso, zauważyłem że nie jest wysokiego wzrostu. Moją uwagę jednak najbardziej przyciągał jej uśmiech, jakby zawarta była w nim cała radość tej chwili. Śmiała się, ale jej błyszczące oczy, w kolorze błękitu, nie pokazywały szczęścia. Coś ją krępowało, zastanawiałem się co, ale z moich rozmyślań wyrwała mnie Dorota.
- Halo, ziemia! - zawołała kobieta, pstrykając mi przed oczyma. Dopiero teraz zorientowałem się, że stoję jak słup soli i wpatruję się w brunetkę. – Marek, poznaj Agatę.
- Cześć, Agata Przybysz. – smukła kobieta podeszła do mnie, falując przy tym lekko biodrami. Wyciągnęła w moją stronę gładką dłoń, którą pospiesznie, najdelikatniej, jak umiałem, uścisnąłem.
- Witaj. – uśmiechnąłem się, wciąż oszołomiony jej urodą. – Marek Dębski.
- Dorota mówiła, że jakieś pół godziny był tu pewien człowiek w garniturze, z teczką na ramieniu. Ale to chyba nie ty, bo ten image jest z pewnością o niebo lepszy do malowania ścian. – zaśmiała się brunetka.
- Takie małe faux pas na początek każdemu może się zdarzyć. – próbowałem obrócić wszystko w żart, ale z każdym ruchem robiłem z siebie coraz większego klauna.
- I w dodatku pewny siebie. Dorotka, czy to na pewno ten uroczy mężczyzna, o którym mi mówiłaś? – Agata zapytała przyjaciółki z poważną miną, a mi grunt walił się pod nogami.
- Marek, spokojnie. Agata tylko żartuje. – uspokoiła mnie Dorota i usiadła na pojemnikach z farbą, które stały na korytarzu.
- Sorry, jeśli pana uraziłam, Dębski. – brunetka przeprosiła mnie wzrokiem i wyszła z pomieszczenia, a ja nie mogłem się powstrzymać, by nie obserwować jej swobodnych ruchów. – Wiem, że patrzysz. – krzyknęła, siadając na kartonie, obok Doroty.
Przez chwilę nie wiedziałem, jak się zachować, ale wziąłem głęboki oddech i ruszyłem do dziewczyn. Przysiadłem na małym krzesełku i spojrzałem na moje wspólniczki. A właściwie to przyglądałem się Agacie. Nie wiem, co mi się stało, że ta kobieta mnie tak zaintrygowała.
- Proponuję, byśmy wybrali gabinety, które będziemy zajmować. – zaproponowała Dorota, przerywając ciszę.
- Ja chcę ten! – Agata pokazała ręką pomieszczenie w oddali, w którym ją poznałem.
- Ładnie to tak, pani mecenas? Nie mówi się „chcę”, tylko „czy mogłabym”. – droczyłem się z nią.
- Panie mecenasie. – brunetka spojrzała na mnie zalotnym wzrokiem. – Ale ja…chcę. – widząc moje maślane oczy, zaśmiała się.
- W takim razie. Ja biorę ten oddzielny, a wy te dwa połączone. – zarządziła Dorota.
- A ja nie mam nic do powiedzenia? – zapytałem, udając trochę obrażonego, chociaż wcale nie żałowałem takiego obrotu spraw, bowiem będę dzielił gabinet z Agatą.
- Mecenasie, będziemy mogli odwiedzać się wieczorami. – brunetka cały czas mówiła do mnie uwodzicielskim głosem, a ja zaczynałem głupieć.
- To jakaś propozycja? – zaintrygowany chciałem kontynuować tą grę słowną.
- Mówiłam, że się polubicie. – zaśmiała się Dorota, puszczając oczko do Agaty. – Pogadacie sobie, jak cokolwiek zrobimy. Do pracy! – ruda zerwała się z miejsca. – Każdy maluje swój gabinet, czy malujemy po kolei?
- Szybciej nam zleci, jak pomalujemy wszystko razem. – brunetka oderwała wzrok ode mnie i wstała jak poparzona z miejsca. – Pędzle w dłoń, moi drodzy!
- Popieram, popieram. – wstałem i jak katarynka powtarzałem jedno słowo. – Zacznijmy od gabinetu Doroty.
W ten sposób wzięliśmy się do pracy i po kilku godzinach pomieszczenie rudowłosej było pomalowane. Po skończonej pracy zamówiliśmy jakąś pizzę, która zniknęła w mgnieniu oka. Brunetka, która ze swoją figurą modelki, spałaszowała tyle kawałków, że z otwartą buzią wpatrywałem się w nią i zastanawiałem się, gdzie to wszystko się mieści. Pod koniec posiłku Dorota dostała telefon, że musi jechać do domu, bo jej młodszy syn dostał gorączki.
- Zaraz pomyślę, że to było tak nagrane, byśmy pomalowali ci gabinet, a potem się zmywasz. – zaśmiała się Agata, pokazując przy tym równe, białe zęby.
- Co ty, Agata… - odpowiedziała speszona ruda.
- Spokojnie, pani mecenas tylko żartuje, prawda? – próbowałem ratować sytuację.
- Pozdrów swoich chłopaków! – brunetka ucałowała rudą w policzek na pożegnanie.
- Dzięki, jesteście kochani. – Dorota wychodząc z kancelarii odwróciła się na chwilę. – Tylko mi tu grzecznie! – i nie zdążyliśmy nawet zaprotestować, bo trzasnęła drzwiami i tyle ją widzieliśmy.
- No to zostaliśmy sami. – zacząłem, jak błazen i od razu poprawiłem swój błąd. – A może jesteś już zmęczona? Odpocznij, a ja pomaluję trochę, co? – zaproponowałem.
- Mam siły, ale proponuję, byśmy teraz malowali oddzielnie. – miałem wrażenie, jakby moja obecność zaczęła krępować Agatę. – Zróbmy konkurs! Kto szybciej pomaluje swój gabinet.
- Ok, ale ja maluję twój, a ty mój. – zaproponowałem, wcale nie udając, że podoba mi się taka gra.
- Umowa stoi. – brunetka wyciągnęła swoją dłoń i drugi raz w tym dniu poczułem, jak gładkie ma dłonie. Poczułem jakiś dziwny dreszcz, co nigdy wcześniej nie zdarzało mi się przy żadnej kobiecie, a przecież nie raz podczas umów w ten sposób żegnałem się z reprezentantkami płci pięknej.
- Do dzieła. – opanowałem emocje i uśmiechnąłem się, na co ona odpowiedział tym samym.
Malowałem co sił, by tylko jak najszybciej skończyć. Agata też nie dawała się na początku, ale potem coraz częściej schodziła z drabiny. W pewnym momencie zauważyłem, że stoi oparta o białe szklane drzwi i obserwuje mnie. Udałem, że mnie to nie obchodzi, ale jeszcze bardziej naprężyłem mięśnie i malowałem co tchu.
- No, panie mecenasie! – zachwyciła się radośnie Agata, gdy zszedłem z drabiny i przyglądałem się swojemu dziełu. – Wygrał pan.
- Ach, naprawdę? – udawałem zaskoczenie, ale gdy odwróciłem twarz brunetka wciąż wpatrywała się we mnie, powodując nowe dreszcze na moim ciele. – Coś się stało? – zapytałem niepewnie, gdy zauważyłem, że kąciki malinowych ust kobiety unoszą się do góry.
- Chyba będzie musiał mi pan teraz pomóc. – powiedziała jak mała dziewczynka, robiąc krok w moją stronę. Nogi się pode mną ugięły, a ona zrobiła jeszcze jeden krok, stając niecały metr ode mnie. – Proszę… - wyszeptała.
- Zrobiła to pani specjalnie, prawda? – rozszyfrowałem jej grę z satysfakcją na twarzy i przybliżyłem się tak, że nasze twarze dzieliły zaledwie centymetry.
- Pomoże mi pan? – brunetka nie dawała za wygraną, a oczy jej się błyszczały.
- A co za to będę miał? – kontynuowałem grę.
- Co tylko pan zechce. – Agata zagryzła lekko wargę, co sprawiło, że nie miałem sumienia jej odmówić.
- To jaka propozycja? – zapytałem rozmarzony. Nigdy przy żadnej kobiecie nie zachowywałem się w ten sposób.
- Nagroda będzie, gdy tylko skończymy pracę. – wyszeptała uwodzicielsko.
Nic nie opowiedziałem, tylko odsunąłem się od niej i ruszyłem w stronę jej gabinetu. Wszedłem na drabinę i zacząłem malować. Nie wiem, czy to ta gra, czy obietnica nagrody, sprawiły że wróciły mi wszystkie siły. Chociaż było już popołudnie i musieliśmy zapalić światło, malowałem co tchu. Agata towarzyszyła mi uparcie, chociaż widziałem, że opada z sił. Gdy skończyłem malować sufit, zszedłem na podłogę, by dokończyć malować ostatnia ścianę, z którą walczyła Agata. Na początku malowaliśmy po dwóch różnych stronach, zbliżając się do siebie coraz bardziej. Właściwie, to malowałem, a Agata jakimiś zabawnymi szlaczkami ozdabiała ścianę. Gdy znajdowałem się już w pobliżu, brunetka oparła się o wolną od farby ścianę i skierowała głowę w moją stronę, obserwując jak domalowuję ostatnie fragmenty. Został tylko ten odcinek, którego uparcie broniła brunetka.
- O co chodzi? – zapytałem zdziwiony, intrygowało mnie jej zachowanie. – Możemy skończyć malowanie? – poczułem, że zmęczenie zaczyna ogarniać moje ciało.
- Marek. – powiedziała cicho, zamykając powieki.
- Słucham? – przybliżyłem się do niej kawałek, ale zachowując odpowiednią odległość. Miała zamknięte oczy, ale wiedziałem, że coś ją męczy. Na jej twarzy zabawnie tańczyły delikatne zmarszczki, myślała nad czymś. Przez moją głowę przebiegła myśl, że musi pięknie wyglądać, gdy budzi się rano. Od razu jednak skarciłem się za taką głupotę i czekałem, aż się odezwie.
- Napiszmy na ścianie coś, czego nie chcemy powiedzieć. Jakąś tajemnicę, pragnienie, albo głupotę. Coś, co zostanie tutaj, by nikt o tym nie wiedział. Taki sekret mały. – wpatrywałem się w nią z zaskoczeniem, wciąż uparcie zamykała oczy.
- Pragnienie? – zapytałem cicho. Cieszyłem się, że nie może teraz odczytać moich myśli.
- Tak. – otworzyła oczy i wyjęła z kieszeni ołówek, stanęła twarzą do ściany. – Odwróć się, proszę. – odsunąłem się kilka metrów od niej i wpatrywałem jak szybko napisała kilka słów. – Podasz mi pędzel?
Posłusznie podszedłem do niej, patrząc na mnie wyciągnęła dłoń. Umoczyłem w kremowej farbie przedmiot i ocierając niechcący opuszkami palców jej dłoń, podałem jej pędzel. Brunetka znów skierowała twarz w stronę ściany i dokładnie zamalowała jej fragment, zostawiając pole dla mnie.
- Teraz ty. – rzekła smutno, miałem wrażenie, że po jej policzku spływała pojedyncza łza. Byłem bardzo ciekaw, co napisała, ale nie miałem prawa pytać.
Podszedłem do ściany i stanąłem przed zimna powierzchnią. Zastanawiałem się, czego chciałbym w życiu, co jest moim pragnieniem. Drżącą ręką zbliżyłem ołówek do ściany i napisałem dwa słowa. Odwróciłem głowę i na mój znak brunetka podała mi zamoczony w farbie pędzel. Zamalowałem swój fragment.
- Został jeszcze mały, niezamalowany kawałek. – zauważyła kobieta i już chciała zakryć go farbą, ale złapałem ją za rękę. Spojrzała na mnie pytająco.
- Daj mi ołówek. – posłusznie uczyniła to, o co poprosiłem. Podszedłem bliżej ściany, a brunetka wraz ze mną, stając obok z zaskoczoną miną. Spojrzałem na nią i bardzo powoli, jakby bojąc się własnych słów, powiedziałem, pisząc jednocześnie na ścianie. – Dzisiejsza data. – na wolnym od farby fragmencie pojawiło się kilka cyferek. – Agata… - napisałem to piękne imię. – Marek. – podpisałem się, ale czułem że brunetka obserwuje mnie pilnie. – Jak za kilkadziesiąt lat ktoś będzie zrywał tynki, to zobaczy czyjeś marzenia. A każde marzenie ma swoje imię. – uśmiechnąłem się i zauważyłem, że oczy brunetki zaszkliły się.
- Dziękuję. – wyszeptała w moją stronę, ale tak naprawdę nie byłem pewien za co dokładnie, jednak znów nie miałem prawa pytać. – Zamalujmy to razem. – wyciągnęła rękę, a ja ostrożnie objąłem jej dłoń opuszkami palców. Delikatnymi, wolnymi ruchami zamalowaliśmy nasze imiona. Miałem wrażenie, jakbyśmy w tym momencie zatrzymali na tym małym skrawku coś, co będzie trwało przez lata.
Nie wiedziałem, czy mam prawo zaprosić ją na kolację. Nie wiedziałem, czy wypada zaproponować wspólne wypicie wina. Nie miałem pojęcia, czy Agata jest sama i co sprawia, że jej oczy się nie śmieją.
- A gdzie moja nagroda? – powiedziałem, wypuszczając jej gładką dłoń.
- Chodź. – złapała mnie za rękę. – Znam takie miejsce, gdzie możemy zrealizować twoją nagrodę.
Myśli w mojej głowie wirowały. Nie miałem pojęcia, co ta drobna kobieta kombinuje, ale miałem wrażenie, że jak nie pójdę, to ominie mnie coś ważnego. Nie puściłem jej dłoni, wręcz przeciwnie – uciąłem jej rękę w swoją, oplatając swoje palce wokół jej. Nie zaprotestowała. Zamknęła kancelarię. Pociągnęła mnie za sobą, zbiegliśmy po schodach.
- Pokażę ci miejsce, które jest magiczne. – mówiła spokojnie, ale z pewną dozą podniecenia w głosie, ciągnąc mnie za sobą po schodach jakiegoś wielkiego budynku.
Wspięliśmy się na górę i Agata otworzyła drzwi wyjściowe na dach. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom – zobaczyłem panoramę całej Warszawy, piękniejszą niż z mojego apartamentowca. Ścisnąłem lekko jej dłoń, dając się ponieść emocjom. Nie rozumiałem swojego własnego zachowania. Chciałem, by ta chwila trwała jak najdłużej. Pierwszy raz czułem się tak przy kobiecie.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłaś? – zaakcentowałem słowo „mnie”, próbując wyczytać coś z jej twarzy.
- Nie wiem. – spuściła wzrok i spojrzała na nasze splecione dłonie. – Chciałam pobyć z kimś, kto nie zna mojej historii, kto nie będzie mnie oceniał. Wiem, to egoistyczne, ale tak właśnie czuję. Mam w torbie wino, które chcę wypić tutaj. – pociągnęła mnie za sobą i usiadła na ziemi. – Zapraszam, to twoja nagroda. Może nie tego się spodziewałeś, ale mam nadzieję, że nie jest źle.
- Jest naprawdę dobrze. – powiedziałem i odwróciłem twarz w ciemność.
Tamtego wieczora spotkałem kobietę. Nie ma w tym nic dziwnego, bo przecież nie raz spotyka się kobietę, prawda? Siedzieliśmy bardzo długo w milczeniu, popijając wino. Miałem wrażenie, że mógłbym w taki sposób spędzić resztę mojego życia. Czasem mówi się, że poznaje się człowieka i ma się dziwne przeczucie, że zna się go od zawsze. Tak właśnie czułem się przy niej, gdy otuliłem ją swoją marynarką, chcąc powstrzymać drżenie jej wątłego ciała. W pewnym momencie Agata zatrzymała wzrok w jednem punkcie, patrzyła uparcie przed siebie, a jej malinowych ust zaczęła płynąć opowieść. Opowiedziała mi całą swoją historię, od początku do końca – dzieciństwo w Bydgoszczy, śmierć mamy, wyjazd do Warszawy, praca w korporacji, przekręt, mafia, fałszywe oświadczyny, złamane marzenia. Ja początkowo nie miałem odwagi opowiedzieć swojej historii, ale potem zrozumiałem – czasem łatwiej gdy wypowie się coś na głos do obcej osoby. Pierwszy raz poczułem, że nie jestem sam i ktoś wie o mnie więcej, niż pisały gazety i głosiły plotki. Wtedy opowiedziałem moją historię taką, jaką była naprawdę. Siedzieliśmy na tym dachu, pijąc wino do wschodu słońca.
Poznałem kobietę, ale ja nie jakąś przeciętną. Poznałem Agatę.
Ah, nie wiem co mam Ci napisac w tym skromnym komentarzu!
OdpowiedzUsuńPoprostu KOCHAM! <3 <3 <3
Boże święty przecież to jest cudowne!! <3 te emocje, w pewnym momencie aż przeszła mi ciarka przy fragmencie ze ścianą.. jeeeeeeeeej nie mam słów opisujących to opo <3 :*
OdpowiedzUsuńP.
O Jezu *__* To było niesamowite! <3 Jak ja lubię emocjonalne opowiadania. Scena ze ścianą jest taka cudowna <3 Ewa, Ty wiesz, że ja uwielbiam twoje opowiadania :D Jesteś świetna!
OdpowiedzUsuńAle najbardziej podobała mi się końcówka.
Poznałem kobietę, ale ja nie jakąś przeciętną. Poznałem Agatę.
Bo poznać Agatę, to jak odkryć nowy świat, który rządzi się swoimi zasadami. Poznać świat, w którym nic nie jest takie samo...
D.
Dokładnie, ostatnie zdanie mnie urzekło :D
Usuńsuper opo... sama chciałam zacząć opisywać tą historię od początku oczami Dębskiego <3 i tak mogło było być w serialu od początku <3
OdpowiedzUsuńEwa, wiele razy to już pewnie słyszałaś ale jesteś zaje*ista! Przez Twoje opowiadanie nie mogłam spać, a jak już zasnęłam to śniła mi się scena ze ścianą (tylko, że ja stałam obok Marka xD).
OdpowiedzUsuńGłosuję na Ciebie w kategorii autorka miesiąca!
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona Waszym odbiorem mojej zabawy słowem. Dziękuję serdecznie za miłe słowa.
OdpowiedzUsuńE.
P.S. Na skrzynce kolejna już część.
Ja pierdziele!!! To jest przepiękne... scena przy ścianie ♥ cudo!!! Cudo!!! Ewa! Jesteś niesamowita, nieziemska... Opo jest na prawdę przepiękne. ♡
OdpowiedzUsuń