poniedziałek, 7 października 2013

Opowiadanie Daisy cz.23

Nowe część od Daisy! :D Oczywiście czytałam już na streemo :) Baaaaardzo słooodko :D Chyba końcówka podobała mi się najbardziej :) Czekam na next :)

Druga sprawa. Widzieliście najnowszy numer ŚS? Paula była tak kochana i napisała mi co w nim jest :) Ja będę miała prawdopodobnie po południu :D


No to miłego czytania! :)

Domcia


Tak sobie pomyślałam, że mało jest opowiadań, które opisują ślub MarGaty i to całe zamieszanie , więc postanowiłam coś takiego dać w swoim opowiadaniu. Mam nadzieję, że uda mi się ciekawie pociągnąć ten wątek w kolejnych częściach(jeśli takowe będą chciane).  Oprócz tego, pragnę uprzedzić, że moje opowiadanie, to sama odskocznia od rzeczywistości serialu. Ale już nie przynudzam, zapraszam do czytania i komentowania.
Tak więc: Miłego czytania! :P
***
            Był ciepły, niedzielny ranek, koło godziny dziesiątej. Ponieważ ten tydzień był dosyć męczący, nawet budzik nie przerwał jej snu. Otworzyła oczy dopiero gdy usłyszała dzwonek telefonu. Odebrała na wpół przytomna.
- Córcia, jesteś tam? – usłyszała kojący głos ojca.
- Co?...Tak, tak. – odpowiedziała zaspana.
- Wszystko w porządku? – zaniepokoił się Przybysz.
- Tak tato, wszystko w porządku. Po prostu przed chwilą wstałam i jeszcze się nie dobudziłam. Mów, co się stało? - nieco oprzytomniała.
***
- Witam przyszłą pannę młodą! Jak się czujesz? -  powiedziała Dorota wchodząc do mieszkania przyjaciółki. – A tu nawet w niedzielę sobie nie odpuścisz? – dodała widząc otworzony laptop.
- Spokojnie, ja tylko rezerwuję ojcu i Zosi hotel, bo mają jutro przyjechać, a u tutaj ich nie dam rady przechować. Poza tym, niech sobie spędzą trochę czasu razem. – brunetka była aż nader spokojna, co zwróciło uwagę jak zawsze spostrzegawczej mecenas Gawron.
- Coś się stało? – zapytała z przejęciem.
- Nie. – zdziwiła się Agata. – A co miałoby się stać? Wszystko dobrze.
- Na pewno? Na pewno nie pokłóciłaś się z Markiem? – dopytywała się. – Agata, w sobotę bierzecie ślub. Nie możecie się pokłócić, a na pewno nie teraz. Co się stało?
- Dorota, spokojnie. To MY bierzemy ten ślub. Nie denerwuj się tak. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie pokłóciłam się z Markiem, a wręcz przeciwnie. Jestem z nim umówiona za dwie godziny. Idziemy ostatnie formalności załatwić, a potem osobiście odebrać obrączki. – powiedziała nadal całkowicie spokojnie, choć dało się w jej głosie wyczuć tez nutę rozbawienia.
- Jak to: obrączki?! Teraz?! Przecież miały być już tydzień temu! – zdenerwowała się, na co Agata tylko wybuchła głośnym śmiechem.
- Jedziemy jutro, bo powiedzieli, że im się coś tam opóźniło, czy coś i mogą nam je przysłać na za dwa tygodnie, więc jedziemy osobiście jutro to odebrać. Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą. – Agata mówiła jak do małego dziecka. Jej na pozór dorosła przyjaciółka, była bardziej całym tym wydarzeniem przejęta, niż ona i Marek.
***
- Cześć, jak się masz? – przywitał się z narzeczoną Marek i pocałował ją na przywitanie w policzek.
- Dobrze. Była u mnie dzisiaj Dorota. Ona się tym wszystkim bardziej przejmuje niż my. – powiedziała zakładając kurtkę i buty.
- No tak. Zaraz po wyjściu od ciebie dzwoniła do mnie i upewniała się, czy na pewno dobrze. – zaśmiał się. – Chociaż swoją drogą, to bardzo miło z jej strony. Dzięki jej zaangażowaniu, mamy nieco mniej pracy.
***
- Piękne są! Kto je wybierał? – zachwycała się Agata podczas drogi powrotnej. W rękach trzymała pudełko ze złotymi obrączkami, które obracała we wszystkie strony.
- Uważaj, bo wypadną. Nie znajdziesz ich potem! – powiedział Marek widząc jej ‘zabawę’, poczym uśmiechnął się pod nosem. Nigdy nie był chyba tak bardzo szczęśliwy. Jeszcze tylko sześć dni. Sześć dni do szczęścia… ich szczęścia.
            Gdy dojechali pod dom Agaty, podekscytowana panna młoda, pospiesznie wyszła z samochodu, wciąż trzymając małe pudełeczko w rękach. Popatrzyła się na Marka, który właśnie zamykał drzwi po swojej stronie pojazdu. Na chwilę na jej twarzy zagościł smutek i… niepewność. Czy na pewno dobrze robi? Przecież znowu może się wszystko posypać. Jej nagłe przygnębienie, nie uszło uwadze Marka. Podszedł do narzeczonej i zapytał co się stało.
- Nic. To znaczy zastanawiałam się, czy to wszystko… ma sens… czy dobrze robimy. Oboje trochę przeszliśmy w życiu, a ja kolejnej porażki nie zniosę… – powiedziała powoli. Głupio jej było przed Markiem takie rzeczy mówić, ale chciała być z nim całkowicie szczera. Jeśli mieli być za sześć dni oficjalnie razem, to nie mogło być pomiędzy nimi niedomówień. Mężczyzna popatrzył się na brunetkę, chwycił ją za ramiona i patrząc jej prosto w oczy powiedział:
- Za niecały tydzień bierzemy ślub. To jest nasza dojrzała i przemyślana decyzja, tak? Za sześć dni, zamierzam przed ołtarzem przysiąc Ci nie tylko wierność, uczciwość małżeńską, czy miłość, ale przede wszystkim to, że nie opuszczę Cię aż do śmierci. Agata, kocham Cię nad życie i wiem, że dobrze robię…robimy. – wziął do rąk brązowe pudełeczko ze złotą zawartością. Otworzył je. – Te dwa przedmioty będą nam nawzajem przypominać o tej drugiej osobie, że ona zawsze jest. Czym się martwisz, kochanie? – zamknął pudełeczko i schował je do kieszeni poczym mocno przytulił do siebie. Pozwolił jej zatonąć w swoich ramionach. Wiedział, że daje jej to poczucie błogiego bezpieczeństwa. Po chwili złożył na jej ustach czuły pocałunek, chcąc do końca usunąć jej obawy.
Stali tak jeszcze chwilę przytuleni, a ona napawała się zapachem jego perfum. Już niedługo, będzie mogła napawać się nimi codziennie. Bezkarnie. Będą tylko jej. On będzie tylko jej. Wszystkie obawy już znikły. Dawna Agata nie dała rady pokonać miłości. Marek przepędził ją już chyba na zawsze.
***
            Następnego dnia do Warszawy przyjechał pan Przybysz z żoną. Zatrzymali się w hotelu zarezerwowanym przez Agatę. Z uwagi na piękną pogodę, postanowili zrobić sobie krótki spacer po stolicy.
***
            Tego samego dnia, po południu, wszedł do jej gabinetu z dużą tabliczką czekolady przyozdobioną czerwoną wstążką.
- A co tu tutaj jeszcze robisz? Nie powinnaś się właśnie ubierać? Zabieram Cię w jedno bardzo ciekawe miejsce, ale mamy być tam za niecałą godzinę, więc trzeba się pospieszyć. – powiedział kładąc równocześnie prezent na jej biurku.
- Dziękuję. – powiedziała i otworzyła smakołyk, częstując Marka. - A gdzie jedziemy? Nic mi nie mówiłeś. – zaciekawiła się Agata.
- Zobaczysz… Mogę Ci w każdym razie obiecać, że to będzie coś miłego. Nie będzie bolało. – uśmiechnął się tajemniczo i zamknął jej komputer.
- Czekaj, muszę skończyć to pisać. – powiedziała szybko otwierając komputer. – Jeszcze chwilkę. – dodała błagalnym tonem.
- Masz dziesięć minut. Jak do tego czasu nie skończysz, nie będzie niespodzianki. – powiedział stanowczo.
- Dobrze, dobrze. – uległa i poszła założyć płaszcz.
Gdy tylko wsiedli do samochodu, Agata niczym mała dziewczynka zapytała, gdzie jadą. Marek popatrzył się tylko na nią pobłażliwie.
- Co się tak niecierpliwisz? Jak dojedziemy to zobaczysz. A teraz zapnij pas i już nie drąż tego tematu, bo i tak ci nie powiem. – odparł spokojnie, choć na jego twarzy malowało się rozbawienie.
***
- Gdzie ty mnie prowadzisz? – zapytała kiedy szli po schodach jakiejś kamienicy.
- Oj, weź nie marudź! Zobaczysz. – powiedział zabawnie i zapukał do drzwi przed którymi właśnie stanęli. Otworzyła im młoda kobieta.
- Dzień dobry, my byliśmy umówieni. Marek Dębski, a to moja narzeczona, Agata Przybysz.– przywitał się. Kobieta zaprosiła ich do środka.
- Chcą państwo sami obejrzeć mieszkanie, czy mam oprowadzić? – zapytała życzliwie się uśmiechając.
- To może my sami, a potem pani nam ewentualnie dopowie szczegóły. – powiedział Marek i pociągnął Agatę za rękę.
- I jak ci się podoba? – zapytał Marek kiedy weszli do jednego z pokoi.
- Ty chcesz to kupić? A mamy pieniądze? – odpowiedziała pytaniem, równocześnie rozglądając się dookoła.
- Tak. Chcę to kupić, ale pod warunkiem, że ci się podoba. O pieniądze się nie martw. – przytulił ją i pocałował w czoło. – Otwieramy nowy świat, zaczynamy nowe życie, więc dobrze by było zacząć je w innym miejscu. Pieniędzmi się nie przejmuj. W tym momencie ważniejsze jest czy chciałabyś zamieszkać tutaj. Meble zostają, tylko sprzęt musimy sobie załatwić. Co o tym myślisz, kochanie?
- Myślę, że to miejsce wydaje mi się bardzo przytulne, ale mamy mało czasu na przeprowadzkę. W sobotę mamy ślub, zapomniałeś?
- Nie, nie zapomniałem. Przeniesiemy się tutaj po nim, a wcześniej będziemy mieszkać u mnie, tak jak ustaliliśmy. – powiedział i pociągnął ją za rękę do kolejnych pomieszczeń.
Kiedy wychodzili, Agata powoli, lecz zdecydowanie powiedziała:
- Może tego po mnie nie widać, ale naprawdę mi się tutaj podoba. Poza tym, w takim towarzystwie, mogłabym mieszkać nawet pod mostem. – powiedziała powoli, lecz zdecydowanie i zaśmiała się. Marek popatrzył się na nią czule i pocałował.
- Dzwonił dzisiaj mój tata. Razem z Zosią zapraszają nas na kolację.
- A gdzie? – zaciekawił się.
- Do restauracji, gdzie byliśmy z nim na początku naszej znajomości. – zaśmiali się na samo wspomnienie.
***
            Wieczorem podjechał pod kamienicę Agaty. Cały czas myślał o dzisiejszym wydarzeniu. Nie był pewien, czy ona naprawdę tego chciała. Zadzwonił do jej drzwi. Po chwili usłyszał jej delikatne kroki i drzwi się otworzyły.
- Wejdź, ja zaraz będę gotowa. – powiedziała ciepło i ruchem ręki zaprosiła go do środka.
- Pięknie pani mecenas wygląda. Może pomóc pani coś znaleźć? – powiedział uwodzicielsko i objął ją w talii.
- Marek, bo się spóźnimy. – próbowała mu się wyrwać. Bezskutecznie. On objął ją jeszcze mocniej i pocałował w kącik ust. Agata odwzajemniła ten gest by wykorzystać chwilę jego nieuwagi i wyrwać się z jego objęć. Nie było to łatwe, ponieważ mogłaby tak trwać wiecznie.
- Agata... Czy ty chcesz tam mieszkać? – zapytał w końcu, gdy wsiadali do samochodu. Ona jedynie popatrzyła się na niego z miłością.
- Marek, czy myślisz, że ja bym Cię okłamała? Przecież powiedziałam, że chcę. Naprawdę. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej mi się ten pomysł podoba. – wtuliła się w jego tors, a on pocałował ją w głowę.
- Dobra, bo teraz to się naprawdę spóźnimy. – powiedział zabawnie, delikatnie odsuwając ją od siebie.
***
- Dzień dobry, panie Marku! Agatko! – powiedział jak zawsze ciepło pan Andrzej i przytulił córkę.
- Cześć, tato! Dzień dobry, pani! Jak się udała podróż?
- Przyjemnie. Nawet nie tak bardzo męcząco jak się zapowiadało. – odparła Zosia, ruchem ręki zapraszając wszystkich do stołu.
- Jak wam idą przygotowania do ślubu? Moglibyśmy w czymś pomóc?
- Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. W piątek mamy próbę ceremonii kościelnej, więc wtedy pan będzie potrzebny. A tak  poza tym, to wszystko już jest gotowe. Sala weselna, jedzenie, tort, nasze stroje, goście, świadkowie. – mówił Marek.
- A gdzie będziecie mieszkać po ślubie? – zapytała nagle Zosia. – Może będziemy mogli pomóc w pakowaniu?
- Dzisiaj z Markiem oglądaliśmy nowe mieszkanie i tam mamy zamiar zamieszkać. Nie od razu, oczywiście, ponieważ do soboty nie uda nam się wszystkiego spakować, ale raczej tam zamierzamy zamieszkać.
- Wspaniale! A od razu po ślubie będziecie u pana Marka? – Agata kiwnęła głową, a pan Andrzej kontynuował – To my z Zosią pomożemy Agatce się spakować, bo wy nie będziecie mieli na to na pewno czasu. Może być? W tym chyba staruszek będzie mógł pomóc?
- Właśnie, Agatko. My wam bardzo chętnie pomożemy. Po to właśnie przyjechaliśmy do Warszawy. To jak? – Zosia patrzyła się na nią ciepło i przyjaźnie.
- No… Nie wiem… W sumie taka pomoc nam się przyda. – uśmiechnęła się do Marka.
            Kolacja mijała im dalej w bardzo przyjemnej atmosferze. Wszyscy byli w wyśmienitych humorach. Rozmawiali o nadchodzącym ślubie, a państwo Przybysz dzielili się swoimi wrażeniami z ich niedawnego święta. Opowiadali sobie ile pracy trzeba włożyć w przygotowanie do takiej uroczystości.
***
            Dookoła niego grała głośna muzyka, a siedzący koło niego organizatorzy wieczorku kawalerskiego śmiali się głośno. Na szczęście był to w miarę przyzwoity klub i Marek bawił się całkiem dobrze, jednak wciąż myślał o jutrzejszym dniu i chyba dlatego prawie nic nie pił. Nie chciał mieć kaca na własnym ślubie.
            W innej części Warszawy, w przytulnym i cichym lokalu odbywał się wieczór panieński. Była tu Agata, Dorota i kilka innych kobiet – starych znajomych ze szkoły. Na stole przed brunetką stał nietknięty kieliszek z czerwoną cieczą. Ona też myślała o jutrzejszym dniu.
***
Wreszcie nadszedł ten uroczysty dzień. Wszyscy byli podnieceni i podenerwowani. Najbardziej spanikowana była Dorota. Krzątała się jak mrówka i dopinała wszystko na ostatni guzik.
- Czemu tego jeszcze nie przypiąłeś? Mówiłam Ci o tym już pół godziny temu. Dochodzi dwunasta. Za cztery godziny zaczyna się ceremonia, a ty masz jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. – mówiła zdenerwowana, kiedy podeszła do niej Agata.
- Dorotka, nie zaparzyć ci meliski? – zapytała rozbawiona postawą przyjaciółki. – Wszystko jest już dopięte na ostatni guzik. I to praktycznie tylko dzięki tobie. Zostały nam cztery godziny do zrobienia się na bóstwo. Chodź już. Dopilnujesz, żeby zrobili mi dobrą fryzurę. – pociągnęła ją za rękę jak małą dziewczynkę.
***
            Jeszcze tylko pół godziny. Pół godziny do jej bezgranicznego szczęścia. Jej śnieżnobiała suknia przyjemnie szeleściła przy każdym, nawet najdrobniejszym ruchu, a starannie upięte włosy dodawały uroku jej postaci. Dookoła niej nie było nikogo prócz Doroty, która siedziała na krześle nieopodal i poprawiała sobie makijaż. Brunetka siedziała zapatrzona przed siebie. Intensywnie myślała o swoim życiu, o swojej przeszłości, o swoim dzieciństwie, o swojej mamie. Zastanawiała się jak ona czuła się w dniu swojego ślubu. Chciałaby, żeby była teraz przy niej. Chciałaby móc cieszyć się z nią tą podniosłą i piękną chwilą. Chciałaby, żeby mogła poznać Marka. Jednak z tych wszystkich rzeczy najbardziej pragnęła jej obecności. Przez prawie całe swoje życie, nie miała nikogo, kto mógłby jej ją zastąpić. Pomimo iż tata zawsze starał się, żeby jego córcia miała wszystko, czego potrzebuje, to nie potrafił zastąpić jej mamy. Nie o wszystkim mogła mu powiedzieć. Nie dlatego, żeby mu nie ufała, lecz on był mężczyzną było to trudne. Pewnie dlatego też teraz trudniej było jej mówić o uczuciach, o tym co dzieje się w niej, w jej duszy. Przez długi czas brakowało jej osoby, która się nią zaopiekuje, przy której będzie się czułą bezpiecznie, komu będzie mogła powiedzieć O WSZYSTKIM, która będzie przy niej tutaj, w Warszawie. Teraz już taką znalazła. Nagle, nawet sama nie wiedziała dlaczego, po jej policzkach zaczęły spływać duże, pojedyncze łzy. Próbowała je powstrzymać, by nie rozmazać makijażu, ale nie mogła. Podeszła do niej Dorota i objęła ją życzliwie. Gdy tylko trochę ‘matczynego’ ciepła wpłynęło do ciała Agaty, uspokoiła się nieco, a wtedy Dorota zapytała co się stało, lecz panna młoda nie potrafiła jej na to pytanie odpowiedzieć, ponieważ sama nie wiedziała dlaczego popłynęły jej łzy.
***
            Wszystkie twarze obróciły się w stronę wejścia do kościoła. Jako pierwsza szła malutka Zuzia, rozrzucająca płatki kwiatów, którą dumnie trzymał za rękę Filip. Tuż za nimi szła piękna i szczęśliwa panna młoda prowadzona pod rękę przez jeszcze szczęśliwszego ojca. Na drugim końcu kaplicy czekał na nich Marek i świadkowie pary młodej: Dorota i Wojtek, którzy całą swoją uwagę zwrócili w tym momencie na swoje dzieci obawiając się, by nagle nie zaczęły jakiś wybryków. Mała Zuzia, która ledwo stawiała kroczki w uroczej, różowej sukieneczce i takich samych bucikach i Filip w garniturze i lśniących, czarnych butach z nadzwyczaj poważnym wyrazem twarzy. W końcu za cztery paczki żelek i weekend u dziadków, każde dziecko w jego wieku zachowywałoby się wzorowo. Kiedy mali Gawronowie usiedli spokojnie na swoich miejscach, ich rodzice odetchnęli z ulgą i przenieśli swój wzrok na piękną parę młodą. Marek przejął dłoń Agaty od jej ojca i oboje podeszli do ołtarza.
W chwili gdy państwo młodzi zakładali sobie obrączki, Dorota nie mogła powstrzymać łez. Jej marzenie się spełniło – jej najlepsza przyjaciółka była w końcu szczęśliwa.
***
            Wesele, które odbyło się niedługo potem, było jednym z najpiękniejszych i najlepiej zorganizowanych, jakie kiedykolwiek się odbyło. Dorota była z siebie dumna. Ten wieczór będzie pamiętała do końca życia, a najbardziej cieszył ją fakt, że dzieci są u dziadków i nie musi się o nie martwić i zastanawiać gdzie się kręcą. Oparła głowę na ramieniu męża i patrzyła się na tańczącą parę młodą.
Koło drugiej, trzeciej nad ranem, wesele zaczęło się powoli kończyć. Marek i Agata poszli już do swojego pokoju, a i Gawronowie poszli ich śladem.
***
            Gdy weszli do pokoju, Agata siadła na łóżku i patrzyła się to na swój pięknie przyozdobiony palec, to na Marka. Mężczyzna sięgnął do kieszeni marynarki i podał Agacie niewielką paczuszkę. Popatrzyła się na niego pytająco.
- Otwórz.
Agata posłusznie rozpakowała prezent i wyciągnęła z niego srebrny pierścionek z niewielkim, granatowym serduszkiem.
- To jest ostatnia część kompletu, który kupiłem ci na naszym wyjeździe. Jesteś już teraz cała moja. I nikomu cię nie oddam. – powiedział, poczym pocałował ją i przytulił do siebie. Po chwili jednak odsunął się od niej i zapytał:
- Jakiś czas temu, złożyłem ci… niemoralną propozycję. Czy gdybym teraz ją powtórzył, odpowiedź byłaby inna? – pocałował ją zachłannie w szyję.
- No cóż… Biorąc pod uwagę okoliczności, to… - uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko – chyba nie będziesz miał wyjścia. – pocałowała go pożądliwie i zdjęła z niego marynarkę, by zacząć powoli rozpinać guziki jego śnieżnobiałej koszuli. On w tym czasie próbował uporać się z jej suknią.
***
            Podniósł leniwie powieki i popatrzył się na swój skarb. Wreszcie go zdobył i nic i nikt mu go nie dobierze. Podparł się na łokciu i delikatnie odgarnął jej włosy z czoła. Gdy dotknął jej skóry, jego małżonka poruszyła się i mocniej objęła go rękami. Siedział tak jeszcze dłuższą chwilę i patrzył się na nią z miłością, a po chwili wstał i podszedł do lodówki stojącej w głębi pokoju i wyjął z niego specjalnie przygotowaną tacę ze śniadaniem dla Agaty. Siadł na łóżku, z powrotem przykrył się kołdrą i delikatnie dotknął żony. Po kilku minutach i ona powoli otworzyła zaspane oczy i spojrzała na niego.
Daisy

7 komentarzy:

  1. ja widzialam skan ŚS na streemo i jestem zalamana -,-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bądźmy dobrej myśli. :)
      Tośka weźmie sprawy w swoje ręce i nie pozwoli się zejść Adze i Bace.

      Usuń
  2. Domcia ja tez dostalam tekst gazety od Pauliny <3

    Opowiadanie jest CuDnE (jak zwykle zreszta). Mam nadzieje, ze szybko cos napiszesz! <3 <3 <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że sie podobało, ale póki co muszę wziąć sie za naukę... :)

      Usuń
    2. "Chrzaniłam" już przez miesiąc. Może uda mi się wstawiać 1 na tydzień lub na dwa tygodnie. :)

      Usuń
    3. Paula jaka kochana wysyła tekst gazety dziewczyną. Kochana jest a widziałam ile tam tego tekstu jest do przepisania. Nawet na streemo dodała komentarz z fragmentami i już rano mogłam ze złości rozwalić zeszyt :P
      Paula MISTRZ! <3

      Usuń