Moją wenę zawdzięczam Little Rose. O ile to czyta, a wiem, że pewnie nie, to bardzo jej dziękuję. Jej filmik mnie natchnął, a piosenka uzależniła. Jestem całkowicie zależna od tej muzyczki. Więc całe opowiadanie dedykuję Little <3
Mam wielką nadzieję, że się Wam spodoba :) Życzę Wam miłego czytania i zachęcam do komentowania :)
Weszła do kancelarii. Wczesna pora sprawiła, że nikogo w niej nie było.
Powiesiła płaszcz oraz torbę i ruszyła pewnym krokiem w stronę ekspresu do
kawy. Wyciągnęła filiżankę z szafki i załączyła urządzenie. Pozwoliła, by
czarna ciecz powoli wlewała się do naczynia, a sama zatopiła się w swoich
myślach.
Chciała mu tylko pomóc. Jak on zawsze pomagał jej. Jak zawsze pomaga…
Ale on nie pozwolił. Jego charakter zaważył, jego duma wygrała. Dwa tak podobne
do siebie oblicza. Każdy znałby ich odpowiedź na taki gest. Nie trzeba było być
znawcą. Ona postąpiłaby tak samo, więc tylko nieznacznie dziwiła ją jego
reakcja. Ale jednak dziwiła. Czuła męczące ukłucie w sercu, porażkę. Właśnie
tym się różnili. On nigdy się nie poddawał. Nieważne jak bardzo była temu
przeciwna. Nieważne jak wiele miała do niego pretensji za te czyny. On i tak
zawsze trwał do końca. Osiągał cel. A ona się poddała. Zostawiła jego życie w
spokoju. Tak jak chciał. I właśnie to spędzało jej sen z powiek od kilku dni.
Nie potrafiła sobie wybaczyć, że stamtąd odjechała. Że zostawiła go, chociaż
dobrze wiedziała, że potrzebował jej pomocy, ale sam tego nie okazywał. Wpędziła
się w przepaść i nie miała bladego pojęcia jak się z niej wydostać…
Drzwi otworzyły się.
Stanął w nich postawny mężczyzna, który ciężko dyszał. Musiał bardzo się
śpieszyć, aby szybko tu dotrzeć. Rzeczywiście, za 10 minut miał mieć klienta.
Nie rozumiał swojej głupoty.
‘Jak można się zgodzić na spotkanie o takiej porze?!’
Na zegarze dochodziła 8. W
kancelarii nie było nikogo. Przynajmniej tak myślał. Na wieszaku swobodnie
wisiał kobiecy płaszcz i torba. Wszędzie rozpoznałby te nieziemskie perfumy.
Jej gabinet otwarty był na oścież, więc jedynym miejscem, gdzie mogła być, była
kuchnia. Skierował się tam idąc bezszelestnie. Zobaczył ją. Jej brązowe włosy
opadały jej na twarz, tworząc uroczy widok. Zrobiło mu się ciepło na sercu.
Była bardzo skupiona i wciąż patrzyła na ekspres. Zastanawiał się nad czym tak
duma, że go nie widzi. Korzystając z okazji podszedł, zachowując zaledwie pół metra
odległości między ich ciałami. Nadal go nie spostrzegła.
- Jestem idiotą. – wypalił nagle,
gdy tylko podniosła twarz, a ich oczy się spotkały.
Przestraszył się swojego, jakże
odważnego, stwierdzenia. W odpowiedzi otrzymał jednak szeroki uśmiech. Uśmiech,
którego nie widział tak dawno, że wydawało mu się to być wieki temu…
- Przez grzeczność nie zaprzeczę. –
odpowiedziała, wciąż posyłając mu uśmiech.
Odebrał to jako zgodę. Pozwolenie na
coś więcej. Zmniejszył odległość między nimi.
- Naprawdę jestem idiotą. –
podkreślił to słowo nachylając się na jej twarzą.
Ku jego zdziwieniu nie odsunęła się.
Wręcz przeciwnie. Miał wrażenie jakby jeszcze bardziej się zbliżyła. Szybkim
ruchem objął ją w talii, a ona błyskawicznie zarzuciła mu ręce na szyję. Ostatnim
co zobaczyła, były jego usta zatapiające się w jej malinowych wargach.
Dookoła było biało. Zupełnie
biało. Jakby znajdowali się w nicości. Pustka otaczała ich ze wszystkich stron.
Jeśli się dobrze przyjrzeć, to w środku tego pokoju znajdowało się łóżko, a na
nim leżała brunetka o niebieskich oczach. Obok stało krzesło, a na nim siedział
mężczyzna i opierał się o jej dłoń, wciąż trzymając ją w uścisku. Wspomnienie
tylko nasiliło jego płacz, więc łzy spływały teraz na pościel o wiele szybciej.
A on pogrążony w coraz większej rozpaczy, przejechał ręką wzdłuż jej talii,
przywołując na myśl kolejne wydarzenie.
Siedziała na fotelu w swoim
gabinecie. Po tak okropnym dniu każdy miałby dość. Teraz potrzebowała kozła ofiarnego, aby ten swój gniew na kimś pozostawić.
Pech chciał, że akurat w sąsiednim gabinecie paliło się światło. W środku
znajdował się mężczyzna pochłonięty sprawą. Był on jedyną osobą, która
pozostała w kancelarii, więc czy chciał, czy nie, Agata miała właśnie zamiar
przelać na niego swoją złość. Wstała więc z krzesła i udała się pewnym krokiem
w stronę jego świątyni. W momencie kiedy dotknęła klamki, zgasło światło w jego
gabinecie. Nie ukrywała swojego zdziwienia. Wsłuchała się w odgłosy, ale nie
usłyszała żadnych kroków. Pomyślała więc, że żarówka mu się przepaliła i
właśnie szuka telefonu, aby sobie czymś poświecić. Otworzyła drzwi. Co prawda
było ciemno, ale poświata z jej pokoju nie ukazała go na fotelu. Była bardzo
zaskoczona. Przekroczyła próg, tym samym wchodząc w ciemność. A tak chciała go
wymęczyć. Sprawić mu tortury. A tu się przeliczyła. Nie było go. Tylko gdzie
się podział? Podeszła bliżej, wtedy poczuła silne dłonie łapiące ją z pasie i
obracające w swoją stronę. Przed nią stał Marek, a na jego twarzy malował się
uśmiech zwycięzcy. Tylko tyle zdążyła zauważyć, zanim zatopiła się w rozkoszy,
jaką były jego usta. Całował tak delikatnie i tak czule, że w jednej chwili
uleciały z niej wszystkie negatywne emocje. Zanim oderwała się od niego,
jeszcze przez chwilę przytrzymała jego gorące wargi, które zgotowały jej tyle
przyjemności. Uniosła głowę, ale oczy wciąż miała zamknięte. Dopiero kiedy
Marek przejechał dłonią po jej policzku, zdecydowała się je otworzyć. Napotkała
jego roześmianą twarz, a ogniki w jego oczach właśnie tańczyły taniec
szczęścia.
- Jak Ci minął dzień? – zapytał
patrząc jej głęboko w oczy.
- Okropnie. – podsumowała jednym
zdaniem, na co on tylko bardziej się uśmiechnął.
- I pewnie miałaś zamiar mnie teraz
torturować, nieprawdaż? – to pytanie zbiło ją z tropu.
- Skąd ty…?
- Agata, za dobrze Cię znam. – jego
spojrzenie ją hipnotyzowało. – Co się takiego stało?
- O mało co nie przegrałam sprawy w
sądzie, a do tego ten mój klient mnie wyzywał…
- Co za niewychowany człowiek! –
krzyknął Marek i wypiął klatę, naśladując przy tym średniowiecznego rycerza. –
Już ja mu pokażę! – zachichotała.
- Cały dzień był koszmarem dopóki… -
i znowu po raz kolejny jej przerwał.
- Porachuję kości. Jak można tak psuć
dzień takiej cudownej Pani Mecenas? – posłał jej pełne pożądania spojrzenie.
Zaczerwieniła się.
- Czy dasz mi wreszcie dokończyć? –
zapytała udając zniecierpliwienie. Marek chyba wziął to na serio, bo przyłożył
tylko palec do ust.
- Cały dzień był koszmarem dopóki… –
przybliżyła się do jego twarzy - …mnie nie pocałowałeś. – subtelnie chwyciła
jego usta, a po chwili znowu patrzyła na niego.
- Czy mam rozumieć, że mam częściej
Panią całować, Pani Mecenas? – odparł świdrując ją wzrokiem.
- Pozostawiam wolność interpretacji.
– uśmiechnęła się figlarnie, a w następnej sekundzie obejmowała już nogami jego
biodra.
Nie
potrafił się nie uśmiechnąć na to wspomnienie. Na jego twarz wlał się uśmiech,
ale tylko na małą chwilę, bo zaraz potem miał już iście grobową minę. Dokładnie
taką, jaką miał, kiedy ją znalazł. I znowu jego podświadomość zalało echo
zdarzenia sprzed kilku miesięcy. Tym razem nie było to miła retrospekcja.
Szedł zdecydowanie za szybko. Małe
pudełeczko tkwiące teraz w kieszeni na jego piersi, co chwila o nią uderzało.
Te uderzenia zrównały się z biciem jego serca, które w tym momencie było bardzo
rozpędzone. Chciał jak najszybciej ją zobaczyć, zadać to pytanie i wreszcie mieć
ją jako swoją. Jak cudownie byłoby powiedzieć ‘moja Agata’. Coraz bardziej
przyspieszał i przez to znalazł się już na klatce schodowej. Zaczął więc
pokonywać schody z prędkością światła. Wtedy dostrzegł na nich czerwoną ciecz.
Można powiedzieć, że lała się prawie strumieniami. Chciał poznać jej źródło,
więc przeskakiwał szybko kolejne stopnie. Dostrzegł ciało. Jej ciało.
Przerażenie zalało jego twarz, a jakaś nieznana siła ścisnęła mu gardło
uniemożliwiając wołanie o pomoc. Podbiegł do niej i chwycił jej dłoń. Jej serce
biło.
‘Jak mogłoby nie bić, ty zasrany
palancie?!’ – skarcił się w myślach.
Miała płytki oddech, jakby go wcale nie
było. Nawet nie wiedział, kiedy wyciągnął telefon i zadzwonił po karetkę. Na
początku myślał, że być może spadła ze schodów. Dopiero po wezwaniu pomocy,
ujrzał, że jej płaszcz dziwnie zakrywa jej brzuch. Jakby ktoś naumyślnie go
zakrył, by coś ukryć. Pod nim mieściła się ogromna, kilkucentymetrowa rana. Na
bluzce było koło mogące mieć średnicę kilkunastu centymetrów. Krew lała się z
niego w niesamowitym tempie. Zanim zdążył wysnuć jakiekolwiek wnioski, oprócz
tego, że została postrzelona, ratownicy odepchnęli go na bok biorąc kobietę na
nosze. Bez namysłu wsiadł do karetki i udał się do szpitala przeklinając w
myślach i błagając, by przeżyła.
Cały ten
czas siedział na krzesełku i opierał się o jej dłoń. Co kilka chwil spoglądał
na jej twarz. Te wydarzenia zadawały mu nieopisany ból. Choć próbował je
powstrzymać, to mu się to nie udawało. Wycieńczenie dawało o sobie znać. I
właśnie tym sposobem zalało go, ostatnie już, wspomnienie…
Ta sama scena. Marek na krześle,
wciąż trzymający dłoń Agaty w szczelnym uścisku. Z zamkniętymi oczami, które co
jakiś czas zachodziły łzami. A ona, blada, bez uśmiechu, zupełnie nie jak
‘jego’ Agata. Nie, ona nie była ‘jego’ Agatą. Nie zdążyła nią zostać.
‘Nie myśl tak, Dębski! Ona jeszcze
się obudzi! Jeszcze będzie z Tobą!’ – próbował pocieszać siebie samego, ale nie
przynosiło to efektu.
Od tamtego zdarzenia jeszcze się nie
obudziła. Nie poruszyła, nie uśmiechnęła, nie pokazała swoich pięknych
tęczówek, które Marek tak uwielbiał. A minęło już tyle czasu. On wciąż przy niej
był i czekał. Czekał, aż wreszcie się ocknie i spojrzy na niego. Jego
podkrążone oczy były oznaką zmęczenia, któremu się nie poddawał. Wciąż miał
nadzieję…
Mówi się, że nadzieja jest spacerem
marzeń. Ona była jego marzeniem, więc jeśli ona odejdzie, on straci ją na
zawsze. Utraci nadzieję. Utarci miłość.
Ponownie położył swoją głowę na jej
delikatnych dłoniach, które wplótł w swoje. Próbował uspokoić swój oddech, by w
końcu móc coś powiedzieć.
-Błagam Cię, Agata. Nie odchodź. Nie
zostawiaj mnie. Ja bez Ciebie nie przeżyję. Kocham Cię… - wygłosił swój monolog
i znowu jego wnętrze ogarnęło przerażenie. Możliwość utraty tego co kochał.
Otworzyła powoli oczy i spojrzała na
niego. Nie miała siły, by się podnieść. Brakowało jej tchu. Patrzyła tylko i
czekała, aż wreszcie na nią spojrzy.
Jej dłoń lekko się poruszyła, za co
Marek obarczył się winą. Tłumaczył sobie, że to wstrząsy jego ciała. Dreszcze,
które co chwila go opanowywały. Ale nagle coś, a może ktoś, ścisnął jego rękę.
Bardzo delikatnie, jakby wkładając w to wszystkie siły. Podniósł głowę. Jego
tęczówki zalśniły blaskiem, a na jej twarzy pojawił się, tak dobrze mu znany,
uśmiech. Musiała się bardzo wysilić na ten gest.
-Ja też Cię kocham. – wychrypiała. –
Kocham Cię, Marek. – po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Serce mężczyzny o
mało co nie wyskoczyło mu z piersi. Chwilę później stanęło, bowiem powieki Agaty
opadły w błyskawicznym tempie, ręka zwolniła uścisk, a urządzenie obok niego
zaczęło niemiłosiernie piszczeć.
Wspomnienie wydawało się być tak
odległe, a przecież miało miejsce około 20-tu minut temu. Teraz, kiedy tak na
nią patrzył, tracił oddech. Odeszła. Jego miłość odeszła. Stracił ją. Stracił
marzenia. Stracił nadzieję.
Na jej
twarzy pozostał, niknący już, ślad uśmiechu. Policzek wciąż zdobiła wyschnięta
łza, która po nim spłynęła. A ona była już blada. Nie oddychała. Serce nie
unosiło jej klatki piersiowej. Oczy zamknęły się na zawsze. Już nigdy nie miał spojrzeć
w jej błękitne tęczówki. Rozpacz ścisnęła mu gardło. Delikatnie, opuszkami
palców dotknął jej ledwo ciepłej twarzy, która z każdą sekundą stawała się
coraz zimniejsza. Kosmyk, który opadał jej delikatnie na twarz, założył za
ucho. Nachylił się nad nią. Zbliżył swoją twarz do jej i subtelnie musnął jej
wargi. Chciał zapamiętać ich smak. Już nigdy nie będzie miał okazji ich dotknąć.
Łza z jego policzka opadła na jej, spływając równolegle do poprzedniej.
Wstał i
spojrzał na nią po raz ostatni. Czuł się martwy od chwili, kiedy jej serce
ucichło. A przecież ciągle oddychał. Ale on dobrze wiedział, że istnieć nie
znaczy żyć.
Domcia
O Boże święty... niesamowite.... ja... nie wiem co napisać... skoro się obudziła, nie spodziewałam się takiego zakończenia myślałam, że będzie happy end, a tu szok, wow.... opowiadanie śliczne, cudowne, ale tak przejmująco smutne, biedny Marek... swoją drogą śliczny tytuł <3
OdpowiedzUsuńA ja wiedziałam, że umrze, skoro miało być DRAMA :) bardzo dobrze napisane, biedny Marek, jedyne czego moge sie czepnąć to to, że Marek jest jakby wszechwiedzący, teoretycznie wspomina Agatę, a zna jej wszystkie myśli. No, ale to taki nieistotny szczególik ;) ogólnie bardzo mi się podobało :)
UsuńAvren
Dzięki :) Mam tylko pytanie, dlaczego Marek jest wszechwiedzący? :D Bo chyba nie zrozumiałam :p Całe opowiadanie jest z perspektywy narratora, więc nic dziwnego, że zawarte są odczucia Agaty i Marka :D No chyba, że nie o to chodzi, to nie wiem już :p
UsuńDomcia
Aaa nie fakt, zalożyłam, że jakby marek to wspomina na zasadzie, że on to opowiada. Znaczy, że byłoby tak jakby on znał myśli Agaty itd, ale w sumie można też to wziąć jako narratora ;) być może nie zrozumiesz tej mojej chaotycznej wypowiedzi, w każdym razie chodzi o to, że cofam to co powiedziałam ;)
UsuńAvren
Cudowne, piękne, wspaniałe tylko trochę smutne
OdpowiedzUsuńDobrze, że wróciłaś do pisania, Domcia. : ) opowiadanie jest napisane fajnym językiem i podoba mi się pomysł retrospekcji.
OdpowiedzUsuńE.
Teraz już po raz czwarty próbuję napisać ten komentarz, i nadal nie potrafię dobrać słów, które opisałyby to co czuję. Mogłabym to wyliczyć w punktach, chociaż mówi się, że miłość to nie matematyka tylko chemia... To zaczynamy.
OdpowiedzUsuń1) Domcia, cieszę się strasznie, że powróciłaś do pisania. Już dawno nie miałam okazji przeczytać jakiegoś Twojego opowiadania, a tu taka niespodzianka... ;)
2) Załamany Marek... Znowu powróciła mi sympatia do niego, która nieco się ulotniła po ostatnim odcinku.
3) Retrospekcje. To chyba będzie już Twój znak rozpoznawczy :D Wychodzą Ci genialnie, potrafisz zachęcić czytelnika do dalszego wgłębiania się w to dzieło.
4) Wyznanie Agaty na łożu śmierci... Rozpłakałabym się, ale w ostatnim czasie wylałam już tyle łez, że chyba nic mi już nie zostało.
5) Rana Agaty. Przeklęci mafiosi...
6) "Przekroczyła próg, tym samym wchodząc w ciemność. A tak chciała go wymęczyć. Sprawić mu tortury." Rozwaliło mnie to :D
7) I to przesłanie, jest wisienką na torcie.
"Istnieć nie znaczy żyć"
Warto było czekać tyle czasu, żeby przeczytać takie arcydzieło.
<3
Zazwyczaj piszę z anonima, dzisiaj się ujawnię.
1. Też się cieszę :D Jestem szczęśliwa, że moja wena chociaż na chwilkę postanowiła wrócić :) Teraz pewnie już hasa po polach, bo jej nie ma ;D
OdpowiedzUsuń2. Fajnie, że Marek zyskał w twoim mniemaniu :D Ja również byłam trochę zła na niego, ale stwierdziłam, że zachowują się tak samo z Agatą. Dlatego tak bardzo się przyciągają :D
3.Uwielbiam czytać retrospekcje, więc to chyba się przelewa na moje 'zdolności' pisarskie xD
Widzę, że nie było źle, skoro się to komuś podoba :D
4. Łezki, łezki... Niech lecą :) Ja też dużo ich przelałam po niektórych opowiadaniach albo filmikach... <3
5. No i to pozostaje sekretem. Nie zaprzeczam, ale też nie przyznaję racji. Nikt nie wie kto ją postrzelił. Nawet Marek... ;)
6. Rozwaliło Cię? :D To zbieraj kawałki i się złóż :D Chyba właśnie 2 retrospekcja spodobała mi się najbardziej :) Chciałam pokazać 'ten' charakterek Agaty :D
7."Istnieć nie znaczy żyć." - ten piękny cytat zawdzięczam LemON "Nice" <3 Przepiękna piosenka *.*
Dziękuję za tak miłe słowa ;*
Domcia