Domcia
Wiem, że ta część miała być już tydzień temu, ale nie miałam
czasu. Przepraszam. :)
-
Wejdź, zrobię Ci herbaty – ruchem ręki wskazała wnętrze mieszkania.
- Nie!
Czekaj, to nie ma sensu. Przepraszam, że Ci przeszkodziłem. Będę już leciał.
Cześć. – Rzucił, odwrócił się na pięcie i udał się w kierunku schodów.
-
Marek, czekaj! Powiedz chociaż co się stało… - nie zareagował, zbiegł po
schodach jak poparzony. Agata lekko oszołomiona tym, co przed chwilą się stało
zamknęła za nim drzwi, weszła do dużego pokoju i wgramoliła się z powrotem pod
koc. Herbata, którą zrobiła sobie przed jego przyjściem zdążyła już wystygnąć,
jednak nie przeszkadzało jej to. Popijając zimny już trunek na nowo oddała się
w krainę błądzących myśli. „Mi się to śniło, teraz okazuje się, że jemu niby
też… Ma to w ogóle jakiś sens? O co z tym wszystkim do cholery chodzi?” Z
zamyślenia po raz kolejny wyrwał ją dźwięk dzwonka. Przybysz niechętnie
podeszła do drzwi, otworzyła je. Tym razem po drugiej stronie stała właściwa
osoba. Rudowłosa nie czekając na zaproszenie przyjaciółki, sama weszła do
środka.
-
Agata, mów. Co się dzieje? – zapytała zdenerwowana Gawron.
-
Przecież już Ci mówiłam, że nic… Że napisałam tego sms’a całkiem przypadkiem,
przez sen…
- „Zostawił mnie!!! Zadzwoń jak najszybciej”… to ma nic
nie znaczyć??? Sen, snem, ale śmiertelnie mnie przeraziłaś. – pokazała
przyjaciółce sms’a siadając na kanapie w pokoju. – Tak przy okazji, wiesz, że
pod Twoją kamienicą stoi samochód Marka? – Agata podeszła do okna. Faktycznie,
samochód Dębskiego znajdował się na dole. „Ale o co mu chodzi… przyjeżdża, chce
ze mną o czymś porozmawiać i nagle ucieka jak poparzony… zachowuje się jak
dzieciak, a nie dorosły facet. Teraz jeszcze czeka pod kamienicą nie wiadomo na
co… O co tu chodzi?”… Nagle usłyszała głos przyjaciółki.
- Hej… Agata! Co się dzieje? – podchodzi do niej i
kładzie rękę na jej ramieniu.
- Nie, nic. Zamyśliłam się. Przepraszam… Zrobić Ci
coś do picia? Kawa, herbata, wino?
- Nie wykręcaj się. Mów co się dzieje. – Słychać było
w jej głosie niepokój o przyjaciółkę. – Herbatę poproszę.
- Ehhh… miałam jakiś dziwny sen. Był w nim ten
komisarz od Tośki i Marek. Byliśmy na jakiejś imprezie, w sensie ja i
Krzysztof. Nagle zaczęłam się z nim całować i w tym momencie za moimi plecami
słyszę głos Dębskiego, że co ja wyprawiam i jak mogłam mu to zrobić… Mówię ci,
jakby wycięte z życiorysu jakiejś nastolatki… Później to już było tylko gorzej.
Marek kłóci się ze mną, mówi „Wiesz, że jak teraz stąd wyjdę, to już nie wrócę!
Jak mogłaś go pocałować?! To koniec, nie ma już nas!” Po czym wychodzi trzaskając
drzwiami. Chcę do niego iść, wyjaśnić mu to, ale Krzysztof mnie zatrzymuje… -
Agata opowiadała przyjaciółce całą tą historię. Dorota popijając herbatę
myślała nad tą całą sprawą. – To wszystko jest jakieś chore… Na domiar
wszystkiego przed Twoim przyjściem pojawił się tu Marek. Zadzwonił do drzwi,
otworzyłam mu, a on już na wejściu rzucił, że miał jakiś dziwny sen. Zdziwiłam
się, zaprosiłam go więc do środka. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt,
że zaraz po tym stwierdził, że to wszystko nie ma sensu i zbiegł po schodach.
- Dziwne… może to miało coś znaczyć?
- Co miało znaczyć? Że co, że mamy być razem, czy
jak? Przecież Marek jest z Marią. – Agata starała się zrozumieć całą tą
sytuację.
- Wiesz jak to się mówi - „Dziewczyna to nie
przeszkoda”. No ale spójrz na to z innej strony, tobie śni się, że starasz się
go odzyskać, a on przyjeżdża do ciebie. Nie widzisz w tym nici powiązania?
- Ja już nic nie wiem. Jestem wykończona, nie chcę
Cię wyganiać, ale chętnie bym się położyła.
- Oczywiście, już i tak miałam się zbierać. – Agata
wstała, podała płaszcz rudowłosej i pożegnała się z nią.
***
Następnego dnia obudził ją dźwięk budzika. Wzięła
szybki prysznic, poprzedniego dnia po wyjściu Gawron padła jak nieżywa. Ubrała
się w kremową, koszulową, lekko prześwitującą bluzkę, skórzane spodnie i czarne
botki. Zjadła szybie śniadanie i popędziła do kancelarii. Wchodząc do
kancelarii, od progu przywitał ją Bartek z wymalowanym na twarzy uśmiechem.
- A ty co taki zadowolony? Czyżby coś się stało o
czym nie wiem? – jej wzrok mówił jedno „If you know what i mean?” Bartek to
zauważył.
- Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu bardzo się
cieszę, że już od samego rana mogę oglądać moją cudowną, najlepszą i
najzdolniejszą patronkę. – wyszczerzył ząbki w jeszcze większym uśmiechu.
- Ale lizus, ale lizus. – Agata uśmiechnęła się i
pogroziła mu palcem. – A teraz Janowski, mów mi jak na spowiedzi co próbujesz
ukryć?
- Ja nic nie próbuję ukryć, tylko się cieszę. Mamy
piękny dzionek, ekspres do kawy nie działa, dzisiaj rano sąsiadka przyniosła mi
świeże pieczywo, zdenerwowany klient od półgodziny czeka na ciebie w gabinecie,
a wiesz jaką ja mam piękną sąsiadkę… no mówię Ci – wymieniał bardzo szybko.
Agatę jakby coś nagle tknęło.
- Czekaj… Ekspres nie działa, a u mnie w gabinecie
siedzi zdenerwowany klient! I ty mi nic nie mówisz???!!! – Przybysz z
prędkością światła zniknęła za drzwiami swojego gabinetu.
- Najmocniej pana przepraszam. Już zabieramy się za
sprawę… Rozmawiając z klientem usłyszała, jak do sąsiedniego gabinetu wchodzi
on. W tym właśnie momencie dziękowała Bogu, że ma klienta. Gdyby nie on, Marek
z pewnością próbowałby wyjaśnić incydent z wczoraj… Bynajmniej tego właśnie się
bała.
Kurde, jakaś taka nijaka ta
część… Nie miało tak być. Obiecuję, że następna część będzie znacznie lepsza, i
że pojawi się szybciej niż ta. ;)
Smutam... 0 koment... :c Ale cóż poradzić, jak część beznadziejna. ;)
OdpowiedzUsuńSuper część. Mnie się podobało. :D
UsuńCzekam na cd. :)
p.s.
Zapraszam do mnie. :D
Dopadłam sie do MO po długim czasie :-) Opowiadanie jest cudowne! Podobało mi się i czekam na szybki ciąg dalszy <3
UsuńPaula