piątek, 11 października 2013

Odc. 5 wg. Leszkowelove

Przepraszam za taką przerwe na blogu, ale u mnie jest ciężko teraz.. nie daje rady psychicznie. Nie wiem kiedy pojawi się nowe BS. Przepraszam raz jeszcze..

Paula

Sezon 4 odc 5 po mojemu

Agata weszła do kancelarii. Na fotelu siedział młody, dwudziestoparoletni, przystojny mężczyzna, łudząco do kogoś podobny. Podniósł się z kanapy i stanął na wprost niej. To samo wysokie czoło, te same zakola… „Ale… Nieeeee…. To przecież niemożliwe…. Powiedziałby mi przecież… chyba….”

- A panem ktoś się zajmuje?

- Tak… mój brat. Robert. – przedstawił się.

Ta wiadomość o mało co, nie zbiła jej z nóg. Przecież On wie o niej wszystko, a ona o Nim? Najwidoczniej nic… Znają się już wystarczająco długo… dlaczego nic więc nie wiedziała?

- O… Nie wiedziałam, że Marek ma brata…

- Tak, on… pilnie strzeże tej tajemnicy…

Agatę zaczynała coraz bardziej intrygować ta sytuacja. Jaka tajemnica? Czemu tak jej strzeże? Musi się dowiedzieć.

W tym momencie niespodziewanie pojawił się on przerywając ich miłą pogawędkę. Jak zwykle prezentował się niezwykle stylowo w granatowej marynarce i błękitnym krawacie.

- To jest ciekawa opcja, warto się temu przyjrzeć…

Jego jej obecność zdziwiła o wiele bardziej. To były jego prywatne sprawy, o których nikt w kancelarii nie miał się dowiedzieć. Nawet ona.

- A co ty tutaj robisz tak wcześnie?

Zauważyła, jego skupienie, powagę na twarzy… Czy tak witają się bracia, tym bardziej, że z tego co się orientuje to chyba odkąd razem pracują w ogóle się nie widywali? Coś zaprzątało jego myśli, coś o czym nie chciał, żeby wiedziała, dlatego tak urwał w połowie zdania.

- Ja? Po akta tylko przyszłam. Już mnie nie ma. Miło było poznać – zwróciła się do Roberta

- Mnie również.

Marek postanowił wyjaśnić kim jest dla niego Agata, żeby nie było żadnych insynuacji.

- Moja wspólniczka.

- Miła – skwitował Robert.

Hmmmm… Czyżby braciszkowi, KSIĘDZU, mecenas Przybysz przypadła do gustu? Oj, niedobrze… Jak znam życie, jak skończą się problemy z ojcem przerzuci się na układanie mojego życia osobistego. Wtem przypomniał mu się ojciec Agaty i jego ciągłe docinki o panieństwie córki. Pokręcił zrezygnowany głową. Ruszył do swojego gabinetu, a Robert w ślad za nim.


***

Marek siedział w swoim gabinecie, na oparciu fotela pijąc kawę. Jego zmarszczone czoło świadczyło tylko o jednym. Coś go nurtowało. Cały czas intensywnie nad czymś myślał, jak załatwić tą sprawę. Na miłość boską, przecież to był jego ojciec. Teraz nie można zamieść tej sprawy pod dywan i czekać na jego śmierć… Był już dużym chłopcem, ale czas ran nie zagoił… Jeszcze gdyby Robert przyjął choć taką pomoc, przecież on nic więcej nie mógł, nie był w stanie zrobić. Dość dopiero co miał kłopotów w kancelarii, z Agatą, to teraz coś takiego na niego spada. Odwrócił się w stronę gabinetu brunetki. Drzwi były otwarte. W tym momencie pani mecenas przyszła, rzucając wielgachną torbę na biurko.
- Cześć – rzuciła Markowi.

On w odpowiedzi tylko kiwnął głową. Nie był tego dnia w ogóle w nastroju do jakiejkolwiek rozmowy. Nagle wstał podszedł do drzwi. Przyglądnął się wspólniczce jakby ją przepraszając, za to co za chwilę zrobi. Zmiął kubek po wypitej kawie i cisnął nim do kosza. Rzut okazał się celny. Gdyby nie był w tak podłym nastroju, może by się z tego uśmiechnął. Chwycił za obie klamki i momentalnie zamknął głośno drzwi. Przetarł dłońmi zmęczoną twarz. Usiadł ciężko na krzesło.
Za drzwiami brunetka patrzyła zdziwiona na zamknięte drzwi. Trwała w niemałym szoku. On się nigdy tak nie zachowywał. Zawsze do niej uśmiechnięty, droczący się z nią. Lubił przesiadywać w jej gabinecie, przeszkadzać jej. Tak było do tej pory. Te drzwi NIGDY nie były zamknięte, aż do teraz. Otrząsnęła się z pierwszego szoku. Jej ciekawość sięgnęła zenitu. Wstała i ruszyła dziarsko do gabinetu obok. Już miała chwytać za klamkę, gdy coś ją powstrzymało. Cała odwaga z niej zeszła. Bała się jak zareaguje, na to, że jest taka wścibska, czy da sobie pomóc.

Nacisnęła klamkę i wślizgnęła się do pokoju. Pomieszczenie wypełniała złowroga, przejmująca cisza. Mężczyzna siedział przygarbiony tyłem do niej, zatracony w swoich myślach. Siedział i myślał. Myślał i siedział. Brodę podparł na pięści. Wzrok utkwił w niewiadomym dla nikogo punkcie za oknem. Nie słyszał jak weszła. Po cichu podkradła się do niego. Nieśmiało, delikatnie położyła swoją drobną dłoń na jego ramieniu. On na ten mały, czuły gest z jej strony zadrżał, wziął jej rękę w swoją. Odkręcił się przodem do Agaty.

- Agata, mogłabyś… zostawić mnie samego… Proszę. Muszę coś przemyśleć.

- A może wystarczy już tego siedzenia, panie mecenasie. Pomyślałam, że może napiłby się pan ze mną wina, hmm? – pamiętała, że wino na dachu zawsze najlepiej robi na zwierzenia.

- Muszę być trzeźwy. Być może będę musiał wyjechać na trochę…

- To… ma coś wspólnego z twoim bratem?
Dębski nie odpowiedział. Agata jednak postanowiła uznać jego milczenie za potwierdzenie.
- Może mogłabym ci jakoś pomóc…

- Dzięki, ale to są rodzinne sprawy. Nie chce cię w to wplątywać.

Agata skinęła głową, że rozumie, mimo, że wszystkie elementy układanki ciągle do siebie nie pasowały, każde było nie na swoim miejscu. Jak ma mu pomóc skoro nawet nie wie o co chodzi?

- Jakby co, wiesz gdzie mnie szukać.

Posłała mu szeroki, ciepły, pokrzepiający uśmiech. Ścisnęła jego dłoń. Pokazała, że trzyma kciuki, żeby wszystko było dobrze i zniknęła za drzwiami.

***

Siedziała na parapecie wpatrując się w śpieszącą we wszystkie strony Warszawę. Nie miała na razie żadnych klientów. Cały czas zastanawiała się, dlaczego nie chce jej nic powiedzieć. . Usłyszała okropny hałas dochodzący zza Jego drzwi. Podbiegła do nich i szarpnęła za klamkę. Widok był porażający. Wszystko co znajdowało się na biurku, teraz walało się po podłodze. Nie zostało nic na stole. Wszystkie akta, teczki i inne papiery, ale także lampka, metalowy koszyk i segregator. Sam winowajca siedział w fotelu ze spuszczoną głową, schowaną w dłoniach.

- W porządku? – zapytała. „No tak, głupie pytanie… Przecież sama widzę, że nic nie jest w porządku.” Mężczyzna nie odpowiedział. Przykucnęła i zaczęła zbierać papiery, układała akta równo na swoim miejscu. Marek podniósł głowę.

- Zostaw – wyszeptał kręcąc głową, była tak zmęczony, że nie miał siły się teraz odezwać. Brunetka nie odpowiedziała tylko w ciszy poskładała wszystko na stolik.

Obeszła biurko dookoła. Stała bardzo blisko niego. Dotknęła opuszkami palców jego dłoni.

- Marek… Chodź się przewietrzyć… Spacer dobrze ci zrobi…

***

Opuścili kancelarię. Snuli się po alejkach Łazienek.

- Czemu nie powiedziałeś mi, że masz brata?

- Długa historia… Nie ma co do niej wracać…

- A może dlatego, że mi nie ufasz? Ty znasz mojego ojca, powiedziałam ci wszystko o Prospectrum, o czym wiesz tylko ty i Dorota… Ty o mnie wiesz wszystko…

- Możemy zmienić temat?

- A możesz być ze mną szczery? – Agatę zaczynał drażnić jego ton

Marek zacisnął usta w wąską kreskę. Nie chciał się jej wyżalać, chciał się zachować jak mężczyzna, chować to wszystko w sobie, ale miała rację.

- Naprawdę chcesz słuchać, o ojcu wyrzekającym się swojego pierworodnego syna, o skłóconej od 10 lat rodzinie?

- Faktycznie nieciekawie, ale tak. Chcę się dowiedzieć o twojej rodzinie. Może wtedy dałbyś sobie wreszcie pomóc. Ja nie jestem twoim wrogiem. Wiesz, że na mnie zawsze możesz liczyć.

Ujęła jego rękę. Opuszkiem palców zaczęła gładzić jego skórę. Przyjemny dreszcz rozszedł się po jego ciele, choć niewiele go to rozluźniło. Wiedział, że z takim uparciuchem nie wygra. Było mu ciężko, nie mógł sam się z tym dusić. Poddał się i opowiedział jej całą historię od początku do końca. Wyjawił jej całe swoje dzieciństwo, całą swoją stronę ukrywaną tak dobrze przed światem, Otworzył się jej. Nie wiedział kiedy potok słów zaczął odkrywać światło dzienne. Ona słuchała go z przejęciem, zaciekawieniem, cały czas trzymając jego dłoń w swoim czułym uścisku. Nie miała pojęcia, że tyle go spotkało, tyle przeszedł. Kiedy pod koniec zaczął mówić o tym, co dowiedział się od Roberta, o tym w jak ciężkim stanie jest ojciec, oczy zaszły mu łzami od tej bezsilności. Jej oczy również zaczęły się szklić, od tak przejmującego widoku.

- Co ja mam robić? Mój ojciec umiera… a ja chyba nie potrafię… mu wybaczyć…

Położyła rękę na jego ramieniu. Chciała mu pokazać, że jest z nim, że rozumie, że będzie go wspierać. Chciała przelać w niego tym gestem tyle uczucia, uzupełnić ten brak nadziei, która zaczęła z niego wychodzić na wszystkie strony.

- Rozmawiałeś z lekarzami? Co mówią?

- Taaa… Nie dają mu żadnych szans.

- Robert był tylko po to, żeby mnie przekonać, do wybaczenia. Jest księdzem w klasztorze sióstr Klarysek, nie może opuścić klasztoru… A ojciec, ma góra kilka miesięcy. Braciszek nie chce się nawet zgodzić na przewiezienie go do kliniki w Berlinie… Chyba będę musiał pojechać tam, dopilnować wszystkiego.

- A może… pojadę z tobą? – zaproponowała brunetka.

Mężczyzna popatrzył na nią zdziwionym spojrzeniem, ale jednocześnie z cieniem nadziei już, że będzie miał ją obok.

- A kancelaria, twoi klienci? Dorota nie będzie zachwycona, jak znikniemy oboje.

- Zrozumie.

- Ale… Co tam będziesz robić, zanudzisz się przy mnie cały czas czekając na szpitalnym korytarzu.

- Żadnego ale, bo się rozmyślę – szturchnęła go w ramię – Jak mój tato miał zawał, też siedziałeś z nami, jeszcze byłeś skazany na spanie na krzesłach. Moja kolej teraz.

6 komentarzy:

  1. Śliczne <3 Tak powinno być w serialu!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Looknijcie na skrzynkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. nic nie szkodzi Paula, poczekamy ile trzeba <3 a co się dzieje? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko sie zaczyna walić ( nie chodzi tu o żadną miłość, raczej o rodzine) :/ plus mam powalonych znajomych którzy tylko potrafią dobić leżącego :\


    P.

    OdpowiedzUsuń