piątek, 11 października 2013

Opowiadanie Katnise cz.3

Co ja dzisiaj przeżyłam xD Nie czuję nadgarstka :D Miałam kuratoryjny z polskiego... Taki fajny temat, świetne książki i wiersze, ale takie trudne ;c 90 minut tylko i 20 zadań -.- Chyba nic z tego nie będzie ;c

Kolejny rozdział od Katnise. Wszystko za szybko. Może powiem tak: Agata za szybko dochodzi do pewnych wniosków. Miłego czytania :)

Domcia

Mijały kolejne tygodnie. Agata tak jak kiedyś, była pochłonięta pracą. Nie miała na nic czasu, nawet na rozmowę z przyjaciółmi. Zazwyczaj mijali się w drzwiach, wchodząc lub wychodząc z kancelarii. Pewnego razu, gdy szła korytarzem sądu spotkała Dorotę.
- Dzień dobry pani mecenas. Może da się pani namówić się na małą kawę?
- z wielką chęcią ale teraz nie mogę. Za 5 minut mam kolejną rozprawę - odparła
- no trudno
- może innym razem, teraz muszę już lecieć
- Agata - zawołała za nią Dorota. Agata przystanęła na chwile i wsłuchała się w to, co ma jej do powiedzenia wspólniczka. - musisz trochę zwolnić tempo. Ciągle jesteś w biegu. Zobaczysz kiedyś się wykończysz.
- bla bla bla - przedrzeźniła ją  - przecież ja to wiem. Obiecuję poprawę – powiedziała przysięgając z dwoma palcami od ręki uniesionymi ku górze - muszę naprawdę już iść bo zaraz się spóźnię. Pa - powiedziała odchodząc i zostawiając Dorotę samą z jej myślami. Traktowała ją jak małe dziecko. Może dlatego, że po prostu martwi się o nią i nie chce dopuścić do tego, aby jej przyjaciółce znowu przewrócił się świat do góry nogami. Chciała ją przed tym uchronić i dać sygnał, że jest dla niej bardzo ważna, że może na nią liczyć i traktować ją jak własną siostrę.
Po wyczerpującym dniu w sądzie, brunetka wróciła do kancelarii. Każdy zajmował się własnymi sprawami. Marek głośno rozmawiał przez telefon z klientem, próbując mu uświadomić, że jeżeli nie powie całej prawdy w sądzie, to koniec. Nie mają szans na wygraną. Dorota usiłowała udogodnić wymaganiom profesor Bylińskiej, a Bartek siedział nad aktami w sali konferencyjnej, głowiąc się, jak wygrać w sądzie szybko i bezboleśnie dla jego klienta. Agata weszła energicznie do  swojego gabinetu, stukając przy tym głośno obcasami butów. Rzucił torebkę na fotel i udała się w stronę kuchni aby zrobić mocną, czarną kawę. Z każdym łykiem napoju, jej organizm na nowo odradzał się, dając przy tym kopa do działania. Znów została po godzinach sama w kancelarii. Praca nie dawała jej wciąż spokoju. Odkąd wróciła do kancelarii z każdym dniem miała coraz mniej czasu dla siebie. Oddawała się w całości pracy. Nie mogła liczyć na jakiekolwiek życie prywatne. Właściwie to go w ogóle nie miała. Zawsze wracała do pustego mieszkania. Nikt nie czekał na nią z ciepłym obiadem. Nie miała się do kogo przytulić.
 Usłyszała otwieranie drzwi i kroki idącej osoby. Po sposobie chodu rozpoznała, że to mężczyzna.
- przepraszam ale dzisiaj już zamknięte - krzyknęła Agata nie ruszając się ze swojego miejsca
- to tylko ja. - podniosła głowę i ujrzała Dębskiego kręcącego głową, opartego o framugę drzwi. - Co ty tu jeszcze robisz? Jest już późno. Pewnie jesteś zmęczona. Powinnaś iść do domu i się wyspać.
- przyszedłeś mnie skontrolować?
- zapomniałem telefonu - wskazał na czarnego smartfona, którego trzymał w ręce.
Nastała cisza. Brunetka zatopiła się z powrotem w dokumentach, ale nie mogła się skupić, ponieważ przez cały czas wpatrywała się w nią Marek. Podziwiał jak potrafi poświęcić się dla swojego klienta i przesiaduje do późnych godzin nad aktami, aby tylko wygrać.
- musisz się tak patrzyć? Skoro znalazłeś telefonu to może dasz mi trochę spokoju - odezwała się Agata
- o nie moja droga. Bez ciebie nie idę.
- to ma być szantaż?
- jakby to powiedzieć. Yyyyyy... tak
- Ale ja jeszcze nie skończyłam.
- jutro też jest dzień. - Rozsiadł się w fotelu na przeciwko Agaty zakładając nogę na nogę. – W takim razie ja zaczekam. - Nie miał zamiaru jej ustępować, więc czekał na reakcję z jej strony.
- no dobra, niech ci będzie. Skoro tak nalegasz - nie potrafiła się oprzeć jago błagalnemu wzroku. W końcu mu uległa.
- bardzo się cieszę. A teraz ciepło się ubierz bo idziemy na spacer. - posłusznie włożyła żakiet i wyszli z kancelarii. Mimo, że było lato wieczory bywały chłodne. Może dlatego, że niedługo miała nastąpić jesień. Nie lubiła tej pory roku. Deszczowe i pochmurne dni nie dodawały jej energii do działania. Wręcz przeciwnie. Nic jej się nie chciało robić. Zawsze w taką pogodę kubek gorącej czekolady poprawiał humor.
Nastał mrok. Szli przez aleję parku obsadzoną dorodnymi kasztanowcami. Małe latarnie oświetlające ścieżkę dodawały temu miejscowi uroku, tworząc romantyczny nastrój. O tej porze nie było tu zbyt specjalnego ruchu. Szwendała się tylko młodzież w poszukiwaniu nowych przygód. Gdzie nie gdzie można było dostrzec zakochane pary trzymające się za ręce.
Szli ramię w ramię wsłuchując się w szum drzew i śpiew ptaków. Nie przeszkadzało im to, że żadne z nich nic nie mówi. Agata spojrzała na Marka. Wyglądał na zamyślonego.
- o czym myślisz? - zapytała go z ciekawości
- patrzę na te wszystkie szczęśliwie pary i zastanawiam się, czy kiedykolwiek będę tak zakochany na zabój jak oni. Chciałbym mieć kogoś, komu mógłbym zaufać. Mieć swoją drugą połówkę. Jakoś nigdy nie miałem szczęścia w miłości.
- zobaczysz, znajdziesz sobie jeszcze jakąś piękność, którą będziesz wielbił bez końca i mówił jej każdego dnia jaka jest dla Ciebie ważna.
Uśmiechną się gdy usłyszał słowo piękność. W tej chwili zrozumiał, że kobieta stojąca obok niego, już od dawna mu się podobała. Potrzebował aż tylu czasu aby to sobie uświadomić. W pewnym sensie nie była mu obojętna. Wiedział, że nie jest to już zwykła przyjaźń, a coś więcej. Na razie bał się okazywać to co czuje, aby nie spieprzyć tego co już jest między nimi. Nie chciał budować ich przyjaźni na nowo. Spojrzał w przyszłość i ujrzał siebie u boku Agaty z małym brzdącem, którego trzymała na rękach. Wszyscy mieli roześmiane miny. Wyglądali na szczęśliwych. Tak pięknie razem się prezentowali. Niczym jak szczęśliwa rodzina ze zdjęcia w kolorowym pisemku.
Wrócili pod kamienicę kancelarii. Marek odprowadził Agatę pod jej samochód i jak przystało na gentelmana otworzył jej drzwi od strony kierowcy.
- dzięki, że mnie wyciągnąłeś. Teraz pewnie jeszcze bym siedziała nad papierami, a tak spędziłam ten czas w miłym towarzystwie.
- ale na prawdę nie musisz mi dziękować. To ja ci dziękuję, że zechciałaś dotrzymać mi towarzystwa. - odsunął dłonią kosmyk jej wpisów, który opadał na jej twarz i pocałował w policzek - słodkich snów - dodał, a ona odwzajemniła mu promienistym uśmiechem. Wsiadła do auta i wyjechała z parkingu. Marek stał podążając wzrokiem za jej samochodem. Gdy zniknęła z pola widzenia, skierowała się w kierunku swojego srebrnego jeepa.
Ten dzień był bardzo wyczerpujący. Dopiero pod koniec dnia znalazłam chwilę dla siebie. Męczenie się przez pół dnia z upartym i natarczywym klientem potrafi dać w kość. Satysfakcjonujące jest to, że znów wygrałam trudną dla mnie sprawę i mogę wpisać następny dorobek na swoje konto. Moja lista robi się coraz dłuższa. Z dnia na dzień mam coraz więcej klientów, którzy darzą mnie zaufaniem i chcą aby im pomóc. Cieszy mnie ten fakt. Nareszcie stanęłam na nogi.
Niestety w miłości nie mam tyle szczęścia co w pracy. Ciągle trafiam na jakiś popaprańców. Najpierw Hubert, a później Maciek. Maciek z tych dwóch raczej był normalny ale nasz związek nie należał do szczęśliwych. Nie potrafiłam w pełni mu zaufać i powiedzieć prosto w oczy, że go kocham. Mimo, że jest przystojnym mężczyzną to nie dla niego należy moje serce. Nie dla niego jestem w stanie rzucić wszystko i pojechać za nim na koniec świata. Gdy nie widzieliśmy się kilka dni to nawet za nim nie tęskniłam. Nie czułam potrzeby żeby go zobaczyć, porozmawiać, czy spędzić razem choć odrobinę czasu.
Jest jeszcze Marek. Wysoki, szarmancki i elegancki pan mecenas, na widok którego nie jednej kobiecie przyspiesza bicie serca. Jest i tak ze mną. Aż głupio się przyznać przed samą sobą ale on mi się naprawdę podoba. Te jego oczy i uśmiech. Po prostu poezja. Nie da się opisać słowami tego co czuję. Zawsze przy nim odczuwam przyjemny dreszcz emocji. Ciarki przechodzą po moim całym ciele. Może nie zawsze jest miły ale potrafi także pokazać, że jest dobrym człowiekiem. Na początku naszej znajomości nie było kolorowo. Parę razy posprzeczaliśmy się. Nie pałaliśmy do siebie zbytnio sympatią. Z biegiem czasu to się zmieniało. Coraz rzadziej zachowywał się jak egoista myślący tylko o sobie. Nawet nie zauważyłam jak mnie w sobie rozkochał. Zadufany w sobie bufon omotał poważna panią mecenas. Czy da się z tego wyleczyć? Teraz już chyba za późno aby się nad tym zastanawiać. Będzie to co ma być. Czas pokarze. 

Katnise

1 komentarz:

  1. Dziewczyny zajrzyjcie dobrze na maila w środę wysłałam wam nowe leszkowelove ;)

    OdpowiedzUsuń