Co ja dzisiaj przeżyłam xD Nie czuję nadgarstka :D Miałam kuratoryjny z polskiego... Taki fajny temat, świetne książki i wiersze, ale takie trudne ;c 90 minut tylko i 20 zadań -.- Chyba nic z tego nie będzie ;c
Kolejny rozdział od Katnise. Wszystko za szybko. Może powiem tak: Agata za szybko dochodzi do pewnych wniosków. Miłego czytania :)
Domcia
Mijały
kolejne tygodnie. Agata tak jak kiedyś, była pochłonięta pracą. Nie miała na
nic czasu, nawet na rozmowę z przyjaciółmi. Zazwyczaj mijali się w drzwiach,
wchodząc lub wychodząc z kancelarii. Pewnego razu, gdy szła korytarzem sądu
spotkała Dorotę.
-
Dzień dobry pani mecenas. Może da się pani namówić się na małą kawę?
- z
wielką chęcią ale teraz nie mogę. Za 5 minut mam kolejną rozprawę - odparła
- no
trudno
-
może innym razem, teraz muszę już lecieć
-
Agata - zawołała za nią Dorota. Agata przystanęła na chwile i wsłuchała się w
to, co ma jej do powiedzenia wspólniczka. - musisz trochę zwolnić tempo. Ciągle
jesteś w biegu. Zobaczysz kiedyś się wykończysz.
- bla
bla bla - przedrzeźniła ją - przecież ja
to wiem. Obiecuję poprawę – powiedziała przysięgając z dwoma palcami od ręki uniesionymi
ku górze - muszę naprawdę już iść bo zaraz się spóźnię. Pa - powiedziała
odchodząc i zostawiając Dorotę samą z jej myślami. Traktowała ją jak małe
dziecko. Może dlatego, że po prostu martwi się o nią i nie chce dopuścić do
tego, aby jej przyjaciółce znowu przewrócił się świat do góry nogami. Chciała
ją przed tym uchronić i dać sygnał, że jest dla niej bardzo ważna, że może na
nią liczyć i traktować ją jak własną siostrę.
Po
wyczerpującym dniu w sądzie, brunetka wróciła do kancelarii. Każdy zajmował się
własnymi sprawami. Marek głośno rozmawiał przez telefon z klientem, próbując mu
uświadomić, że jeżeli nie powie całej prawdy w sądzie, to koniec. Nie mają
szans na wygraną. Dorota usiłowała udogodnić wymaganiom profesor Bylińskiej, a
Bartek siedział nad aktami w sali konferencyjnej, głowiąc się, jak wygrać w
sądzie szybko i bezboleśnie dla jego klienta. Agata weszła energicznie do swojego gabinetu, stukając przy tym głośno
obcasami butów. Rzucił torebkę na fotel i udała się w stronę kuchni aby zrobić
mocną, czarną kawę. Z każdym łykiem napoju, jej organizm na nowo odradzał się,
dając przy tym kopa do działania. Znów została po godzinach sama w kancelarii.
Praca nie dawała jej wciąż spokoju. Odkąd wróciła do kancelarii z każdym dniem
miała coraz mniej czasu dla siebie. Oddawała się w całości pracy. Nie mogła
liczyć na jakiekolwiek życie prywatne. Właściwie to go w ogóle nie miała.
Zawsze wracała do pustego mieszkania. Nikt nie czekał na nią z ciepłym obiadem.
Nie miała się do kogo przytulić.
Usłyszała
otwieranie drzwi i kroki idącej osoby. Po sposobie chodu rozpoznała, że to
mężczyzna.
-
przepraszam ale dzisiaj już zamknięte - krzyknęła Agata nie ruszając się ze
swojego miejsca
- to
tylko ja. - podniosła głowę i ujrzała Dębskiego kręcącego głową, opartego o
framugę drzwi. - Co ty tu jeszcze robisz? Jest już późno. Pewnie jesteś
zmęczona. Powinnaś iść do domu i się wyspać.
- przyszedłeś
mnie skontrolować?
-
zapomniałem telefonu - wskazał na czarnego smartfona, którego trzymał w ręce.
Nastała
cisza. Brunetka zatopiła się z powrotem w dokumentach, ale nie mogła się
skupić, ponieważ przez cały czas wpatrywała się w nią Marek. Podziwiał jak
potrafi poświęcić się dla swojego klienta i przesiaduje do późnych godzin nad
aktami, aby tylko wygrać.
-
musisz się tak patrzyć? Skoro znalazłeś telefonu to może dasz mi trochę spokoju
- odezwała się Agata
- o
nie moja droga. Bez ciebie nie idę.
- to
ma być szantaż?
-
jakby to powiedzieć. Yyyyyy... tak
- Ale
ja jeszcze nie skończyłam.
- jutro
też jest dzień. - Rozsiadł się w fotelu na przeciwko Agaty zakładając nogę na
nogę. – W takim razie ja zaczekam. - Nie miał zamiaru jej ustępować, więc
czekał na reakcję z jej strony.
- no
dobra, niech ci będzie. Skoro tak nalegasz - nie potrafiła się oprzeć jago
błagalnemu wzroku. W końcu mu uległa.
-
bardzo się cieszę. A teraz ciepło się ubierz bo idziemy na spacer. - posłusznie
włożyła żakiet i wyszli z kancelarii. Mimo, że było lato wieczory bywały
chłodne. Może dlatego, że niedługo miała nastąpić jesień. Nie lubiła tej pory
roku. Deszczowe i pochmurne dni nie dodawały jej energii do działania. Wręcz
przeciwnie. Nic jej się nie chciało robić. Zawsze w taką pogodę kubek gorącej
czekolady poprawiał humor.
Nastał
mrok. Szli przez aleję parku obsadzoną dorodnymi kasztanowcami. Małe latarnie
oświetlające ścieżkę dodawały temu miejscowi uroku, tworząc romantyczny
nastrój. O tej porze nie było tu zbyt specjalnego ruchu. Szwendała się tylko
młodzież w poszukiwaniu nowych przygód. Gdzie nie gdzie można było dostrzec
zakochane pary trzymające się za ręce.
Szli
ramię w ramię wsłuchując się w szum drzew i śpiew ptaków. Nie przeszkadzało im
to, że żadne z nich nic nie mówi. Agata spojrzała na Marka. Wyglądał na
zamyślonego.
- o
czym myślisz? - zapytała go z ciekawości
-
patrzę na te wszystkie szczęśliwie pary i zastanawiam się, czy kiedykolwiek
będę tak zakochany na zabój jak oni. Chciałbym mieć kogoś, komu mógłbym zaufać.
Mieć swoją drugą połówkę. Jakoś nigdy nie miałem szczęścia w miłości.
-
zobaczysz, znajdziesz sobie jeszcze jakąś piękność, którą będziesz wielbił bez
końca i mówił jej każdego dnia jaka jest dla Ciebie ważna.
Uśmiechną
się gdy usłyszał słowo piękność. W tej chwili zrozumiał, że kobieta stojąca
obok niego, już od dawna mu się podobała. Potrzebował aż tylu czasu aby to
sobie uświadomić. W pewnym sensie nie była mu obojętna. Wiedział, że nie jest
to już zwykła przyjaźń, a coś więcej. Na razie bał się okazywać to co czuje,
aby nie spieprzyć tego co już jest między nimi. Nie chciał budować ich
przyjaźni na nowo. Spojrzał w przyszłość i ujrzał siebie u boku Agaty z małym
brzdącem, którego trzymała na rękach. Wszyscy mieli roześmiane miny. Wyglądali
na szczęśliwych. Tak pięknie razem się prezentowali. Niczym jak szczęśliwa
rodzina ze zdjęcia w kolorowym pisemku.
Wrócili
pod kamienicę kancelarii. Marek odprowadził Agatę pod jej samochód i jak
przystało na gentelmana otworzył jej drzwi od strony kierowcy.
-
dzięki, że mnie wyciągnąłeś. Teraz pewnie jeszcze bym siedziała nad papierami,
a tak spędziłam ten czas w miłym towarzystwie.
- ale
na prawdę nie musisz mi dziękować. To ja ci dziękuję, że zechciałaś dotrzymać
mi towarzystwa. - odsunął dłonią kosmyk jej wpisów, który opadał na jej twarz i
pocałował w policzek - słodkich snów - dodał, a ona odwzajemniła mu
promienistym uśmiechem. Wsiadła do auta i wyjechała z parkingu. Marek stał
podążając wzrokiem za jej samochodem. Gdy zniknęła z pola widzenia, skierowała
się w kierunku swojego srebrnego jeepa.
Ten
dzień był bardzo wyczerpujący. Dopiero pod koniec dnia znalazłam chwilę dla
siebie. Męczenie się przez pół dnia z upartym i natarczywym klientem potrafi
dać w kość. Satysfakcjonujące jest to, że znów wygrałam trudną dla mnie sprawę i
mogę wpisać następny dorobek na swoje konto. Moja lista robi się coraz dłuższa.
Z dnia na dzień mam coraz więcej klientów, którzy darzą mnie zaufaniem i chcą
aby im pomóc. Cieszy mnie ten fakt. Nareszcie stanęłam na nogi.
Niestety
w miłości nie mam tyle szczęścia co w pracy. Ciągle trafiam na jakiś
popaprańców. Najpierw Hubert, a później Maciek. Maciek z tych dwóch raczej był
normalny ale nasz związek nie należał do szczęśliwych. Nie potrafiłam w pełni
mu zaufać i powiedzieć prosto w oczy, że go kocham. Mimo, że jest przystojnym
mężczyzną to nie dla niego należy moje serce. Nie dla niego jestem w stanie
rzucić wszystko i pojechać za nim na koniec świata. Gdy nie widzieliśmy się
kilka dni to nawet za nim nie tęskniłam. Nie czułam potrzeby żeby go zobaczyć,
porozmawiać, czy spędzić razem choć odrobinę czasu.
Jest
jeszcze Marek. Wysoki, szarmancki i elegancki pan mecenas, na widok którego nie
jednej kobiecie przyspiesza bicie serca. Jest i tak ze mną. Aż głupio się
przyznać przed samą sobą ale on mi się naprawdę podoba. Te jego oczy i uśmiech.
Po prostu poezja. Nie da się opisać słowami tego co czuję. Zawsze przy nim odczuwam
przyjemny dreszcz emocji. Ciarki przechodzą po moim całym ciele. Może nie
zawsze jest miły ale potrafi także pokazać, że jest dobrym człowiekiem. Na
początku naszej znajomości nie było kolorowo. Parę razy posprzeczaliśmy się.
Nie pałaliśmy do siebie zbytnio sympatią. Z biegiem czasu to się zmieniało.
Coraz rzadziej zachowywał się jak egoista myślący tylko o sobie. Nawet nie
zauważyłam jak mnie w sobie rozkochał. Zadufany w sobie bufon omotał poważna
panią mecenas. Czy da się z tego wyleczyć? Teraz już chyba za późno aby się nad
tym zastanawiać. Będzie to co ma być. Czas pokarze.
Katnise
Dziewczyny zajrzyjcie dobrze na maila w środę wysłałam wam nowe leszkowelove ;)
OdpowiedzUsuń