sobota, 19 października 2013

"Nigdy nie jest za późno, by zacząć od początku." cz.III

Uwielbiam Cię! <3 To było przepiękne! I takie urocze <3

Boję się, że wtedy nie chciałbym już nigdy stąd wyjść.
Niezwykłe! *__* Baaardzo słodkie <3 Taka idealna MarGata <3
Perfecto! <3

Zgłębiajcie cudo! *__*

Domcia


Pracuję w kancelarii Dębski & Gawron & Przybysz już ponad miesiąc. W moim życiu zmieniło się właściwie wszystko. Odkąd przeprowadziłem się do mieszkania z luksusowego apartamentowca, zmieniłem samochód i wróciłem do walczenia o dobro moich klientów, życie wydaje się mieć więcej kolorów. Banalne, prawda? Wielokrotnie dziękowałem już Dorocie za to, że mogłem do nich dołączyć. Czasami mówię o niej, jak o moim dobrym aniele, który sprowadził mnie na właściwą drogę.
Kiedy skończyliśmy remont w kancelarii zabrałem dziewczyny do sklepu z meblami. Początkowo nie chciały się zgodzić, ale po dłuższych namowach i dużej ilości maślanych oczu, pozwoliły mi kupić każdemu z nas po biurku marzeń. Dorota wybrała sobie niewielkie, klasyczne w kolorze rustykalnego dębu. Śmiała się, że pasuje jej do włosów. Agata wybrała duże, ciemne biurko z milionem szuflad, a dla siebie kupiłem ogromne, mahoniowe. Kiedy nasze meble stały już na właściwych miejscach, dokupiliśmy wspólnymi siłami inne detale i wiele kanap, które dodały naszej kancelarii uroku. Chcieliśmy, by klienci czuli się tutaj bezpiecznie. Dopełnieniem wszystkiego były dodatki, które Dorota z Agatą wybierały przez prawie cztery godziny. Dzielnie znosiłem ich widzimisię, starając się robić dobrą minę do złej gry. Po kilku dniach walki ze sklepami meblowymi, z artykułami biurowymi i innymi niby potrzebnymi detalami, przybiliśmy przy wejściu do kamienicy tabliczkę z naszymi nazwiskami. Byłem z siebie bardziej dumny, niż wówczas, gdy zostałem właścicielem korporacji.
- Musimy to uczcić. – powiedziała Dorota, ze łzami w oczach patrząc na srebrną tabliczkę ze swoim imieniem i nazwiskiem. – Zapraszamy was z Wojtkiem dzisiaj na grilla.
- Dzięki, będę na pewno. – wzruszona Agata, starała się ukryć łzy, pod powłoką uśmiechu. – O której?
- Dziewiętnasta, może być? – ruda skierowała to pytanie w moją stronę.
- Oczywiście. – odpowiedziałem, chociaż wciąż patrzyłem na tablicę. – Ładnie to wygląda.
- No już, Dębski, chłopaki nie płaczą! – Agata poklepała mnie po ramieniu.
Od wcześniejszego spotkania na dachu żadne z nas nie odezwało się słowem na poruszone wtedy tematy. Wiedzieliśmy, że to co tam opowiedzieliśmy, musi zostać miedzy nami, tak samo jak owe spotkanie. Nie nawiązywaliśmy do niego w rozmowach. Coś jednak zmieniło się w naszym zachowaniu. Agata uśmiechała się do mnie coraz częściej, a jak przy każdym jej ruchu prawie mdlałem z wrażenia. Oczarowała mnie swoją inteligencją i tym, jak taka drobna kobieta, była w stanie poradzić sobie z tyloma przygodami w życiu.
- Widzimy się u Doroty? – zapytałem, wchodząc do gabinetu Agaty. Siedziała nad papierami, pilnie studiując jakąś sprawę.
- Mhm. – odparła, nawet nie podnosząc wzroku z nad akt.
Znów owładnęło mną zwątpienie, ale odważnie wkroczyłem do jej pokoju. Stanąłem za nią i bardzo delikatnie, jak tylko mogłem, zamknąłem jej laptopa. Nie ruszyła głową, wciąż tkwiąc w jednej pozycji. Zniżyłem się jeszcze trochę i spokojnym ruchem wyjąłem z jej dłoni długopis. Znów się nie ruszyła, jakby czekając na mój kolejny ruch. Złapałem ją na dwie dłonie, oplatając swoje palce wokół jej i przysunąłem głowę do jej ucha.
- Na dziś koniec, pani mecenas. – wyszeptałem, pewnie drażniąc ciepłym oddechem jej zmysły. Poczułem, jak do nozdrzy dobiega słodki zapach jej perfum. Zamknąłem na chwilę powieki, by zatrzymać w myślach tą woń.
- Marek… - próbowała walczyć, ale ja bardzo subtelnie ciągnąc ją za dłonie, uniosłem jej ciało, tak że chwilę później stała w moich objęciach.
- No chodź już. – mówiłem powoli. – Pojedziesz ze mną do Doroty.
- Ja mam tu swój samochód. – próbowała protestować, ale ja nie dawałem za wygraną. Czułem, że muszę właśnie tak postąpić.
- Jutro go odbierzesz. – w głowie pojawiały mi się wizje Agaty i mnie idących pod rękę nocą przez Warszawę. – Albo mam jeszcze lepszy pomysł. Weźmiemy taksówkę i oboje jutro odbierzemy samochody. – Chodź. – złapałem ją za rękę i niemal siłą wyprowadziłem z kancelarii.
Zamówiłem taksówkę i na umówioną godzinę byliśmy u Doroty. Kobieta nieźle się zdziwiła, gdy razem wysiedliśmy z auta, ale nic nie powiedziała, uśmiechając się znacząco. Wiem, co jej chodziło po głowie. Oczywiście Agata zaznaczyła, że jedna taksówka wyszła taniej, skoro oboje jechaliśmy z kancelarii. Uwielbiam te jej tłumaczenia. Wojtek okazał się dobrym mężem, jak z obrazka, natomiast synowie Doroty to diabełki wcielone. Wieczór mijał nam na wspólnej zabawie i czułem się w ich towarzystwie, jak wśród przyjaciół, których nigdy nie miałem. Było po dwudziestej trzeciej, gdy razem z Agatą opuściliśmy ogród Doroty i Wojtka. Ale mówiąc zupełnie szczerze, chciałem być tylko z nią.
- Masz ochotę na spacer? – zaproponowałem, gdy zamknęliśmy za sobą bramkę.
- Jest późno. – znów próbowała protestować Agata, ale gdy tylko spojrzała na mnie, gdy wzruszam ramionami, odpuściła i złapała mnie za rękę. Tego się nie spodziewałem.
- Dokąd mnie zabierzesz? – zapytała zalotnie.
Wędrowaliśmy przez Warszawę, a właściwie przez niewielka jej część, która oświetlona była ulicznymi lampami. W głowach wirowały mi myśli, alkohol robił swoje. Wiele razy miałem ochotę chwycić Agatę w ramiona, przycisnąć do ściany i zatopić się w jej malinowych ustach. Pragnąłem poczuć smak jej warg, przytulić do siebie. Jednak zdrowy rozsądek podpowiadał, że mogę w ten sposób tylko ją spłoszyć. Wiedziałem, że kolejny ruch należy do niej. Znaliśmy się zaledwie tydzień i nie mogłem pozwolić sobie na nic więcej, niż spacer nocą. Cieszyło mnie to, że pozwoliła trzymać się za rękę. Wiedziałem, że nie ufa do końca mężczyznom, ale widać zapracowałem sobie na jej zaufanie. Czułem się w jej towarzystwie tak, jakbym po wielu latach wędrówki, wreszcie dotarł do wyznaczonego miejsca. Agata sprawiała, że idąc obok niej znałem odpowiedzi na wszystkie pytania, jednocześnie nie umiejąc odpowiedzieć na żadne z nich. Ta drobna brunetka udowadniała mi na każdym kroku, że jest zagadką, tajemnicą, którą pozwala co jakiś czas odkrywać, krok po kroku. Nie wiedziałem, gdzie mieszka, więc to ona prowadziła. Przez większą część drogi milczeliśmy, pozwalając by hałas miasta ogarniał nasze myśli. Czasem na jej twarzy był uśmiech, czasem głębokie zamyślenie, ale ani przez chwilę nie widziałem niepewności. Miałem wrażenie, że w jej oczach widzę samego siebie, który nie jest już pustym, pozbawionym uczuć człowiekiem. Uśmiechałem się na myśl, że być może te dwa słowa, które napisałem na ścianie spełnią się wkrótce.
- Jesteśmy na miejscu. – powiedziała Agata, pokazując wolną rękę kamienicę, w której mieszkała. Cieszyłem się, że wreszcie wiem, gdzie będę mógł ją znaleźć.
- W takim razie, do zobaczenia jutro. – odpowiedziałem i schyliłem się, by pocałować ją w policzek. Ona jednak położyła dwa palce na moich ustach. Zadrżałem lekko, choć nie dałem tego po sobie poznać.
- Nie chcę się jeszcze żegnać. – rzekła cicho i odwróciła się na pięcie. – Zapraszam cię na herbatę, kawę, wino, sok, wodę.
- Pani mecenas, nie trzeba aż tyle, naprawdę. – zaśmiałem się, w duchu dziękując za jej odwagę, której mi tak bardzo zaczynało brakować.
- Dębski, czy ty zawsze musisz tak utrudniać? – brunetka otwierała już drzwi do swojej kawalerki. – Zapraszam! – pokazała ręką, jednocześnie wyswobadzając się z uścisku. Poczułem się dziwnie.
Wszedłem do mieszkania, rozglądając się dookoła. Wiedziałem, że Agata straciła wiele pieniędzy przez byłego narzeczonego i było ją stać na wynajęcie tylko małego mieszkanka, ale gdy tylko zobaczyłem te cztery kąty, zauroczyłem się. Wszystko miało tam swoje miejsce i nawet porozrzucane wszędzie papiery nie przeszkadzały tej idealnej składance. Pomyślałem, że chciałbym się tutaj budzić każdego ranka.
- To czego się napijesz? – zapytała brunetka, budząc mnie z zamyślenia. – Marek?
- Agata… - zaciąłem się odwróciłem się w jej stronę. Zobaczyłem to – jej oczy błyszczały i nie było w nich cienia strachu. Widziałem odwagę i pozwolenie na więcej, niż tylko trzymanie się za rękę, czy pocałunek w policzek. – Wiesz, jednak pójdę już.
- Coś się stało? – spojrzała na mnie lekko zaniepokojona, ogniki w jej oczach wciąż się paliły.
- Nie, tylko… musimy jutro rano wstać. – wymyśliłem na poczekaniu najbardziej banalną wymówkę. – A ja boję się, że jeśli zostanę, to może się skończyć…
- Jak? – Agata uśmiechnęła się delikatnie, intuicyjnie wyczuwając moje myśli.
- Niebezpiecznie. Boję się, że wtedy nie chciałbym już nigdy stąd wyjść. – zbliżyłem się do niej na ową niebezpieczną odległość. – Ale wrócę tutaj, obiecuję. – przysunąłem do niej swoją twarz i subtelnie musnąłem kącik jej ust. – Do jutra.
- Do zobaczenia. – brunetka niechętnie zamknęła za mną drzwi, a ja podszedłem do zimnej ściany i oparłem głowę o mur. Chciałem w ten sposób ostudzić swoje emocje, wszystko we mnie krzyczało. Każda cząstka mojego ciała pragnęła wrócić do Agaty.
Zszedłem po schodach, prawie zbiegając. Musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza. Moja klatka piersiowa unosiła się szybko i równie szybko opadała. Czułem jak krew gotuje się we mnie. Chciałem wrócić, zatopić się w jej ustach, ale powtrzymałem się. Zrozumiałem w mgnieniu oka, że ona jest kobietą, na którą warto czekać. Chciałem poczekać, choćbym musiał walczyć ze swoim pożądaniem.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni (znów miałem na sobie jeansy) i napisałem najbardziej banalną, wręcz prostacką wiadomość (nie wiem, czy to alkohol, czy to słowo na „m”): „Znajdź dla mnie jutro czas o 20:00, proszę. Zabieram cię na koniec świata!”. Nie zastanawiałem się długo i wysłałem. Czy miałem pomysł dokąd ją zabiorę? Oczywiście, że nie. Nie miałem pojęcia, gdzie owy koniec świata się znajduje, ale spoglądając na zegarek obliczyłem, że zostało niecałe dwadzieścia godzin, by się o tym dowiedzieć. Przez ostatnie kilka lat nie wyjeżdżałem nigdzie poza miasto, o ile nie był to wyjazd służbowy lub urlop w hotelu pięciogwiazdkowym. Oczywiście mogłem zabrać Agatę na Bali, czy Karaiby. Stać mnie było nawet, by zabrać ją w podróż dookoła świata, ale nie chciałem tego. Wiedziałem, że ona zasługuje na coś bardziej ekskluzywnego. Rozmyślając nad niespodzianką dla kobiety moich marzeń (tak zacząłem ją w myślach nazywać), wolnym krokiem dotarłem do mieszkania.
Wykąpałem się i odczuwając mimo wszystko niewielkie zmęczenie położyłem się na wielkim łóżku, które zafundowałem sobie przy przeprowadzce. Był to właściwie jedyny produkt all inclusive w tym mieszkaniu. Przecież postanowiłem, że odeśpię wszystkie nieprzespane noce, które straciłem podczas układania nowych umów w korporacji. Rozłożyłem się wygodnie, z ręką pod głową. Spojrzałem na biały sufit i moją pierwszą myślą była ona. Błyszczące oczy, pełne tańczących iskierek, spoglądające na mnie z pewnym pierwiastkiem pożądania. Malinowe usta, które tak zabawnie zagryza, doprowadzając mnie do gorączki. Zgrabna figura, która przy każdym jej ruchu coraz bardziej mnie nakręca. Ale przede wszystkim jej seksapil, nie ten fizyczny, a duchowy. Ta kobieta mogłaby do mnie mówić godzinami, albo milczeć ze mną przez wieczność, a i tak pociągałaby mnie z każdym dniem coraz bardziej. Nie widziałem w niej tylko piękna zewnętrznego, a ono jest niepodważalne, a to co miała w środku. Wiele razy analizowałem jej historię i byłem pod wielkim wrażeniem – w jej oczach wciąż trwał jakiś smutek, ale mimo wszystko poradziła sobie na pewno lepiej, niż nie jeden mężczyzna. Miała w sobie to coś – zachęcie, które widać było w jej oczach i na rysach twarzy, gdy rozmyślała, jak rozegrać sprawę klienta. Zmarszczki na jej twarzy, tak delikatne, pokazywały że jej życie to połączenie zmartwień z chwilami szczerej radości. Ta kobieta zawróciła mi w głowie, pragnąłem sprawić, że będzie szczęśliwa. Zakochałem się, jak nastolatek.
Była sobota. O godzinie 20:00 zapukałem do jej drzwi. Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się trząsłem w środku, gdy moja dłoń dotknęła jej klamki. Drzwi były zamknięte, ale uparcie czekałem. Nie otrzymałem wprawdzie odpowiedzi, czy spotkanie aktualne, ale wierzyłem, że to po prostu kolejny element gry. Stałem przez kilka minut pod jej drzwiami, nie tracąc nadziei. Przecież wychodząc z domu powiedziałem sobie, że to będzie najlepszy dzień w życiu. A może właściwie wieczór. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, już chciałem się do niej dzwonić, gdy usłyszałem zgrzytanie zamka.
Stała przede mną najpiękniejsza kobieta, jaką w życiu widziałem. A możesz mi wierzyć, widziałem wiele cudownych istot. Miała na sobie szlafrok i potargane włosy, jakby przed chwilą wyszła z łóżka. Uśmiechnąłem się lekko.
- Marek? – powiedziała zaspanym głosem, powstrzymując ziewanie. – O Boże, Marek! – momentalnie otworzyła szerzej oczy. – Zapomniałam… to znaczy, nie zapomniałam o naszym spotkaniu, tylko zaspałam. Oglądałam akta i usnęłam. Miałam się obudzić na czas, przygotować, ale widocznie nie słyszałam dzwonka… - mówiła, jak katarynka. Podszedłem bliżej i przerwałem jej potok słów bardzo delikatnym pocałunkiem w usta. Ledwo poczułem ich smak. To było praktycznie, jak muśnięcie piórkiem.
- Nic się nie stało. – wyszeptałem, patrząc w jej niebieskie oczy. – Ja poczekam tak długo, jak tylko będziesz chciała. – na jej twarzy pojawił się rumieniec, co uczyniło ją jeszcze piękniejszą. – Mogę wejść?
- Tak, proszę. – odparła zmieszana. – Tak mi głupio, że zaspałam. Miało być wszystko perfekcyjnie, a ja wyglądam jak…
- Pięknie. – puściłem do niej oczko, siadając przy stole w kuchni. – Poczekam tutaj, a ty idź się przygotuj.
- Mecenasie, jesteś niesamowity. – powiedziała cicho i zniknęła za drzwiami, pozostawiając po sobie w powietrzu smugę swoich perfum. Zamknąłem oczy i znów moje ciało zadrżało niepewnie.
Siedziałem w jej kuchni – niewielkie pomieszczenie, w którym znajdowało się wszystko, co potrzebne. Rozglądałem się dookoła i zastanawiałem się, czy Agata ma czas, by ugotować ciepły obiad, usiąść w spokoju i delektować się czymś przepysznym. Od razu odpowiedziałem sobie na te pytania – oczywiście, że nie. Pracowała za pięciu, jak robot, czasem od ósmej do późnego wieczoru. Na stole stał kubek z niedopitą kawą, który wywołał u mnie uśmiech – pewnie, gdyby ją wypiła, to teraz cieszylibyśmy się już swoim towarzystwem. Ale nie przeszkadzało mi to, bo nie wyprosiła mnie ze swojego mieszkania, nie przełożyła spotkania – nadal mieliśmy spędzić razem ten wieczór.
Po kilkunastu minutach stanęła w drzwiach. Delikatny makijaż, który zrobiła szybko w sypialni dodawał jej dziewczęcego uroku. Rozpuszczone oczy, opadając na ramiona, podkreślały jej wystające obojczyki. Dopiero po chwili zauważyłem, że wciąż ma na sobie szlafrok.
- Gotowa? – zapytałem, próbując się nie roześmiać.
- Marek. – powiedziała cicho, szurając nogą po podłodze, ze spuszczonym wzrokiem. – Bo ja nie wiem, w co mam się ubrać. – rzekła tak potulnym tonem, że serce roztopiło mi się w jednej chwili.
Wstałem z miejsca i pewnym krokiem, omijając kobietę znalazłem się w jej sypialni. Poczułem się, jakbym obdarł ją z intymności, więc odwróciłem głowę i spojrzałem na rumianą twarz Agaty.
- Powinienem był zapytać, czy mogę tutaj wejść. – dodałem speszony, ale  nie widziałem sprzeciwu, więc znów spojrzałem na szafę z ubraniami. Od razu rzuciła mi się w oczy szafirowa sukienka. Wyjąłem ją z szafy i podałem Agacie. Następnie zauważyłem kurtkę jeansową, którą położyłem na łóżko.
- Masz pięć minut. – odparłem poważnym tonem i wyszedłem na korytarz. Byłem z siebie dumny, bo szafirowa sukienka będzie idealnie podkreślać jej figurę. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze – kąciki ust uniosły się do góry mimowolnie, gdy w mojej głowie pojawiła się myśl, że mężczyzna powinien kobietę rozbierać, a nie ubierać. Jednak to była Agata.
- I jak? – zapytała, wychodząc z sypialni. Wyglądała na co najmniej dziesięć lat mniej, jak nastolatka, która właśnie idzie na pierwszą randkę. Brakowało mi słów. – Dębski?
- Dobrze, że zabieram cię w odludne miejsce. – stwierdziłem poważnie.
- Jest aż tak źle? – zaniepokoiła się kobieta, podchodząc do mnie i spoglądając na swoje odbicie.
- Przeciwnie. – schyliłem się w jej stronę, tak że teraz widzieliśmy swoje twarze blisko siebie w lustrze.
- Wiesz, co? – brunetka wciąż wpatrywała się w nasze odbicia.
- Słucham cię, Agatko? – pierwszy raz tak do niej powiedziałem, iskierki w jej oczach zabłysnęły.
- Ładni jesteśmy. – zaśmiała się do odbicia i szybko odwróciła się w moją stronę. – Dokąd mnie zabierasz?
- Na koniec świata. – odpowiedziałem drżącym głosem. Zachowywałem się, jak zakochany nastolatek, ale nie tylko ja w tym zyskałem nową dawkę endorfin.
Jechaliśmy moim jeep’em kilkanaście minut, aż w końcu zatrzymałem auto w odpowiednim miejscu, na środku pola. Było już właściwie ciemno, ale nie to było najważniejsze. Pomogłem wysiąść Agacie z wozu, podając jej dłoń. Chwyciła moją rękę, poczułem że się waha, ale po chwili oplotła swoje palce wokół moich. Zaprowadziłem ją kilka kroków do przodu i poprosiłem, by zamknęła oczy. Podszedłem do samochodu, otworzyłem bagażnik i kilka minut mi zajęło, nim byłem gotów. Podszedłem do kobiety, która stała, spoglądając w ciemność.
- To jest ten twój koniec świata? – zapytała cicho, a jej głos odbił się echem.
- Nie. – próbując opanować emocje, odpowiedziałem pewnie.
Stanąłem za Agatą i objąłem ją w talii, bardzo delikatnie głaszcząc jej ciało. Po chwili natrafiłem na jej dłonie, więc chwyciłem je i przytuliłem jej drobne ciało do siebie. Wtuliłem głowę w jej włosy, napawając się jej zapachem. Brunetka, odchyliła głowę do tyłu, tak że teraz opierała się całym ciałem na moim ramieniu. Przechyliła twarz w prawą stronę, tak że ujrzałem jej oczy – błyszczały i nie było w nich ani kropli smutku.
- Nie? – zapytała lekko, szukając w ciemności mojego spojrzenia.
- Nie. – rzekłem poważnie. – To jest nasz koniec świata. – wiem, że zachowywałem się jak jakiś amant ze łzawej komedii romantycznej dla kobiet, ale nie obchodziło mnie to. Byliśmy tam z Agatą sami, a jej to nie przeszkadzało. Schyliłem lekko głowę, by przybliżyć swoją twarz do jej rumianego policzka. Brunetka przymknęła powieki, za pewne myśląc, że ją pocałuje. Przewidziałem to i dlatego tylko podniosłem ją z ziemi, obróciłem się o 180 stopni i pokazałem kobiecie moje dzieło. Na trawie leżał wełniany koc, wokół którego paliło się kilkadziesiąt małych świeczek. Na pledzie stały dwa kieliszki z winem, a wszystkiego dopełniał kosz z owocami i słodkościami. Brunetka wtuliła się w moje ramiona, obejmując szyję. Ukryła swoje spojrzenie, ale ja wiedziałem, że jest szczęśliwa. Ja byłem w tym momencie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.


E.

5 komentarzy:

  1. Magiczne! Czytałam i czytałam z nadzieją że to jeszcze nie koniec.. mogłabym tu zarzucić tyle cytatów które poruszyły moje serce ale po co mam kopiować całe opowiadanie.. tak cudowne jest ono że brakuje mi słów. Jedno z niewielu opowiadań które pozwoliły mi się uśmiechnąć.. wkradał się na usta delikatny uśmiech, który rozpalał moje serducho.. wzruszenie, radość i ciarki..! EMOCJONALNA MISTRZYNI! Tyle emocji.. ARCYDZIEŁO!

    Paula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W całości popieram Paulę... po tym co przeczytałam brakuje mi słów aby to opisać... to jest tak cudowne, że żadne słowa nie są w stanie oddać piękna tego opowiadania... Ehhh... rozmażyłam się czytając Twoje opowiadanie ♥

      Usuń
  2. o Boże święty, o cholera.... to jest PRZEŚLICZNE nie ma słów, żeby to opisać bo nawet nie wystarczyłoby wymienic wszystkie pozytywnie wartościujące epitety świata.... mnie zatkało uwielbiam <333

    OdpowiedzUsuń
  3. najlepsze opowiadanie jakie tutaj przeczytałam ! :)

    OdpowiedzUsuń