środa, 16 października 2013

Opowiadanie Leszkowelove

To co? :) Miłego czytania :) 

Domcia

Agata siedziała w swoim gabinecie. Nie miała żadnej sprawy, do której mogłaby się przygotować. Cała reszta załogi była w sądzie na swoich rozprawach. Nudziła się jak mops. Dopiero co odzyskiwała utraconych dyscyplinarką klientów. Do kancelarii wszedł młody dwudziestoparoletni mężczyzna ubrany w granatowy T-shirt, na ramieniu wisiała charakterystyczna torba. Rozejrzał się po wnętrzu kancelarii. Wszedł do gabinetu Agaty. Zapukał w drzwi.
- Przepraszam, jest Marek?
Brunetka spojrzała na niego. W pierwszej chwili nie zauważyła znaczącego podobieństwa.
- Nie ma go w tej chwili. Jest na rozprawie. Jak pan widzi jestem sama w kancelarii.
- Mogę tu na niego zaczekać?
- Oczywiście, ale może ja mogłabym pomóc.
- To sprawa rodzinna.               
- Napije się pan czegoś?
- Kawy jeśli można.
Agata udała się do kuchni przygotować dla siebie i ich gościa dwie kawy. Express oznajmił koniec parzenia, przelała czarny napój do filiżanek i zaniosła do swojego gabinetu.
- Może napije się pan ze mną? – zaproponowała.
Mężczyzna usiadł naprzeciwko niej.
- Agata Przybysz – przedstawiła się.
- Robert Dębski – uścisnął jej dłoń.
- Zbieżność nazwisk?
- Nie bardzo. Marek… - wiedział, że Marek na pewno nie opowiadał im o rodzinie, nie był pewny czy może jej powiedzieć, ale przecież prędzej czy później pewnie i tak by się dowiedziała - … jest moim bratem.
- Nie wiedziałam, że Marek ma brata.
- Tak, on … pilnie strzeże tej tajemnicy.
- Chyba dość długo nie utrzymywaliście kontaktów?
Robert zapatrzył się w punkt przed siebie. Nie był tak skryty jak brat, ale kobieta zaczynała wchodzić na grząski grunt. Chociaż, chyba bardziej bał się reakcji brata na to, ile jej wyjawi.
- Ta. Jakieś dwa lata.
Dwa lata. To było dość pamiętny dla niej okres. To wtedy zaczęła tu pracować. To wtedy zaczęły się wszystkie problemy. Były też i lepsze wspomnienia, których było więcej. To wtedy poznała Marka. Wychodzi też na to, że przed poznaniem jej miał lepszy kontakt z bratem, ciekawe o co poszło? Zachowała jednak na razie tę ciekawość dla siebie.
- A ty …  jesteś dziewczyną Marka?
Agata o mały włos nie zakrztusiła się kawą na te słowa. Następny. Czy oni się jakoś zmówili? Jak nie mój ojciec to rodzina Dębskiego.
- Skąd… Przyjaźnimy się tylko.
„Panie, Daj mi siłę do tego brata. Mieć taką ładną kobietę pod nosem i tyle zwlekać. Niech no tylko się zejdą, już ja im sakramentu udzielę, już moja w tym głowa…”
- A ty czym się zajmujesz? – zapytała go Agata
- Ja… jestem księdzem.
Agata po raz kolejny zakrztusiłaby się kawą. Brat Marka, jednego z najlepszych adwokatów, księdzem?! Niewiarygodne. To jej się nie chciało w głowie pomieścić.
- Co? Hahah… Dobry żart. A na serio?
Robert wcale się nie uśmiechnął, więc i Agata spoważniała.
- To… to nie żart, tak? A gdzie sutanna, koloratka?
Robert pokręcił głową.
- Zostawiłem w klasztorze, żeby się właśnie w oczy nie rzucać.
W tym momencie Marek wszedł do kancelarii. Przeglądnął pocztę i udał się do swojego gabinetu. Drzwi łączące jego królestwo z mecenas Przybysz były otwarte. Zauważył tyłem siedzącego…. Nie, no to jakieś przywidzenia, chyba…
- Cześć Marek, Robert do ciebie – powiedziała uśmiechnięta Agata.
Na dźwięk tego imienia Dębski po prostu zdębiał. Czego on chce od niego. Nie widzieli się dwa lata. Marek nawet nie czuł potrzeby utrzymywania z nim kontaktów. Mężczyzna tylko kiwnął do niej głową i zwrócił się do brata.
- Skąd wiedziałeś, że tu pracuję?
Młody Dębski podniósł się z fotela.
- Ze stopki w mailu. Dwa lata temu wysłałeś mi życzenia świąteczne.
- Czego chcesz.
- Z ojcem jest kiepsko. Pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć.
Marek jeszcze bardziej spoważniał. Zmarszczył czoło, usta zacisnął w wąską kreskę. Przetarł twarz dłońmi.
- Tutaj nie będziemy rozmawiać. Chodź do mnie.


Marek trzasnął drzwiami zamykając je za wchodzącym do jego gabinetu bratem. Nie wiedział ile młody wyjawił Agacie, ale nie miał ochoty, żeby słyszała jeszcze więcej. Rzucił torbę na kanapę. Nalał sobie whisky i klapnął na obrotowy fotel pod oknem. Robert usiadł po przeciwnej stronie biurka. Agata po miłej pogawędce z bratem Marka poszła do sądu. Zostali więc sami. Odetchnął z ulgą. Nikt nie będzie im przeszkadzał. Brat opowiedział mu w jakim stanie znajduje się ich ojciec.
- Marek, jemu naprawdę zostało już mało czasu. Może spróbowalibyście się dogadać.
- Nie. Nie zmusisz mnie do tego.
- Nie mam zamiaru.
- To po co przyjechałeś? Bo wybacz, ale ja mam naprawdę masę roboty.
- No tak, wiecznie zagoniony mecenas Dębski.
- Co o pieniądze chodzi, tak? Ile chcesz?
- Serio, Marek? Nie przyjechałem po pieniądze, tylko ustalić co z ojcem robimy.
- Jak co robimy? Mogę mu znaleźć pomoc, klinikę. Dorzucę się po połowie. Tylko tyle jestem w stanie. Dobra nawet opłacę całość.
- Ja mówię poważnie. Do takich domów opieki trafiają ludzie samotni. Nasz ojciec nie jest samotny. Ma nas.
- Nasz ojciec został sam, i to na własne życzenie.
- Tak się nie dogadamy. Przyjedź do klasztoru jak zmienisz zdanie.
Robert wziął swoją torbę i wyszedł z kancelarii. Marek patrzył tępym wzrokiem na zamykające się drzwi. Gdy tylko usłyszał ich trzask. Dopił do końca całą zawartość brunatnej cieczy z literatki. Przełknął jej gorzki smak. Przyłożył czoło do zimnego blatu biurka. Nic mu dzisiaj nie szło.
Agata wróciła do kancelarii. Szczęśliwa z wygranej sprawy. Odwiesiła torbę na wieszak.
- Mareeek! Już jestem. Robert już poszedł?
Zmierzała do jego gabinetu krzycząc na całe pomieszczenie. Zobaczyła mężczyzna prawie śpiącego na stole.
Podniósł na nią zmęczone oczy.
- Ciiii… moja głowa…
- Gdzie Robert?
- Wrócił do swoich… hep…. Siostrzyczek zakonnych… hep…
Dopiero teraz zauważyła wyczyszczoną do ostatniej kropli szklaną butelkę. On był zlany w pień. Wyglądał uroczo taki bezbronny jak małe dziecko, ale śmierdziało od niego alkoholem na kilometr. Domyśliła się, że między nim a Robertem musiało dojść do jakieś awantury. Siedział w poluzowanym krawacie i rozpiętym kołnierzu.
- Trzeba cię doprowadzić do ładu.
Usiadła mu na kolanach. Pogładziła jego kilkudniowy zarost na policzku. Zapięła mu koszulę, poprawiła krawat. Uderzyła go lekko w klatkę piersiową.
- No panie mecenasie. Teraz pan wygląda jak człowiek.
Popatrzyli sobie w oczy. Pożądanie wygrało. Przywarli do siebie ustami. On zachłannie obejmując jej wargi chciał zapamiętać tę chwilę na zawsze. Czuła słodki smak jego rozgrzanych ust na swoich wargach. Kiedy wreszcie się od siebie oderwali ona po raz pierwszy nie chciała uciekać, wyganiać go, pocałunek był świadomy, oboje go chcieli. Już podnosiła się z jego kolan, mężczyzna wystraszył się, że scenariusz się powtórzy. Popatrzył na nią zdziwionymi, dużymi szaroniebieskimi oczami.
- Chodź panie mecenasie, trzeba pana do domu odtransportować.
Chwyciła go za rękę i pociągnęła do siebie pomagając wstać. Wzięła jego filcówkę, z wieszaka ściągnęła swoją torbę. Zamknęła kancelarię i zeszli na parking. Wpakowała go do swojej czerwonej strzały i pojechali pod jego blok. Wpisała kod, w kieszeni jego marynarki znalazła klucze. Włożyła do zamka, przekręciła i otworzyła drzwi. Weszli do mieszkania. Zostawiła torbę w przedpokoju. Usadowiła go na kanapie i poszła zrobić dwie herbaty dla siebie i dla niego. Kiedy wróciła zobaczyła uroczy widok. Mężczyzna zmęczony całym dniem, padł na kanapie teraz śpiąc słodko. Znalazła w szafce tabletki przeciwbólowe na jutrzejszego kaca i zostawiła mu na stole. Dotknęła palcami warg. Smak ich pocałunku wciąż na nich pozostał. Uśmiechnęła się do siebie przypominając sobie słodycz jego ust na swoich. Wzięła swoje rzeczy i pojechała do siebie.



Następnego ranka ona obudziła się znów w wyśmienitym nastroju, rześka do działania. On natomiast, gdy tylko otworzył oczy poczuł ogromny pulsujący ból w skroniach. Przesadził z tym alkoholem wczoraj. Spróbował się podnieść, ale ból rozsadzał mu głowę. Opadł bezwiednie na poduszki. Odwrócił głowę w stronę stolika. Zauważył na nim tabletki na ból głowy, szklankę i butelkę wody mineralnej. Kto tutaj położył? Usiadł i spróbował nalać wody do szklanki. Niestety ręce mu się zatrzęsły i napój wylał zalewając stół, podłogę i jego spodnie. Cholera  -zaklął do siebie. Wstał i udał się do łazienki. Wziął zimny prysznic, przebrał się, rozwiesił mokre spodnie. Starł kałuże w salonie i pewniejszym już ruchem napełnij szklankę. Połknął tabletki, gorzko się przy tym krzywiąc. Pogwizdując udał się do kuchni zrobić sobie śniadanie. Powoli zaczął sobie przypominać wczorajszy wieczór. Na czym to mu się film urwał? Zaczął od końca. Kto mógł mu zostawić te tabletki i w ogóle jak znalazł się u siebie w domu skoro cały czas siedział w kancelarii. Przypomniał sobie Agatę, musiała go przywieść do domu. Jak ja się jej odwdzięczę? Przypomniał sobie co zaszło w kancelarii. Pocałowali się. Ona zapinająca mu koszulę, poprawiająca krawat, głaszcząca po szorstkim policzku  - to było takie przyjemne uczucie. Przypomniał sobie też dlaczego znalazła go w takim. Robert, rozmowa z nim o umierającym ojcu. Rozmowa czy może raczej kłótnia? „Przyjedź do klasztoru jak zmienisz zdanie”. Dziwne musiał się upić, żeby popatrzyć na to trzeźwo, ale dopiero dziś, dzięki Agacie miał taki dobry nastrój, którego nikt nie mógł zmącić. Usłyszał dzwonek swojego telefon. „Agata” – uśmiechnął się do siebie i przeciągnął palcem w prawo zieloną słuchawkę po ekranie.
- Cześć, jak się czujesz? – zapytała ciepło.
- Teraz, dzięki tobie dobrze. Gdyby nie ty, nie wiem co by ze mnie teraz było. Pewnie dalej bym kimał na biurku.
- Nie ma sprawy. A słuchaj, nie potrzebujesz samochodu przypadkiem?
- No przydałby się nie powiem.
- No to zejdź na dół, to cię podrzucę pod kancelarię.
Mężczyzna zarzucił brązową marynarkę, wziął do ręki swoją filcową torbę, zamknął mieszkanie i zbiegł na dół. Na podjeździe już stał czerwony Citroen C4, a obok niego stała uśmiechnięta brunetka w różowej sukience. Poklepała strzałę po dachu.
- Wskakuj.
- Jedziesz do sądu od razu?
- Tak a ty?
- Ja mam jeszcze dwie godziny.
- Marek… nie chcę być wścibska, ale… po co Robert przyjechał tak nagle do ciebie?
- Chciał, żebym pogodził się z ojcem przed jego śmiercią… To długa i skomplikowana historia… Postanowiłem, że jednak pojadę do niego… Muszę was opuścić na kilka dni.
- Rozumiem… Jakoś będziemy musieli dać radę. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
Prawą ręką odnalazła jego dłoń i pogłaskała go po ręce. Odwrócił się w jej stronę tak, że ich oczy na sekundy się spotkały. Kąciki jego ust podniosły się do góry. Światło na sygnalizatorze zmieniło się na zielone, docisnęła pedał gazu i znów jechali dalej w stronę ulicy Bagatela, gdzie w jednej z kamienic o numerze 10 mieściła się kancelaria Dębski&Gawron&Przybysz. Dębski przesiadł się do swojego srebrnego Jeepa, a Agata udała się po schodach na górę zająć się swoim klientem i obwieścić wszystkim nieciekawą nowinę. 

Leszkowelove

20 komentarzy:

  1. Super opo. Czekam na następne opo od ciebie:)
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, a ona czeka na twoje Daisy! :D

      Usuń
    2. Widzisz jak się ładnie dopełniamy? :D

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Ona i ja juz tak dlugo czekamy!

      Usuń
    5. Przecież napisałam ci dlaczego nie dodaję tak długo. Chociaż to tylko kilka dni. :) Na streemo na opo Statki trzeba czekać z 2 tygodnie. :D

      W tym tygodniu powinien się ukazać FINAŁ mojego opowiadania.

      Usuń
    6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    7. ty się nie dziw Klaudii, tylko się przyzwyczaj jeszcze chwila i też cię zacznie nękać jak mnie szantażami chodzenia na most a jest w tym dobra chyba że tylko ja mam ten zaszczyt przyparcia do muru i pisania jej opowiadań na zamówienie codziennie póki nie wrócę do szkoły >.<

      Usuń
    8. Ty, noga! Ty lepiej pisz, bo most czekam na mnie :D

      Usuń
    9. Opowiadań nie da się pisać na zamówienie... Jak nie ma czasu i weny, to ani rusz. :) Obiecuję, że do końca tygodnia będzie FINAŁ ode mnie. :)

      Usuń
    10. Daisy, ja w przeciwieństwie do mychy potrafię to zrozumieć :3 Klaudia!!! nie mów do mnie noga!!!!!!!!!!!

      Usuń
    11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    12. Dziękuję za wyrozumiałość. :)

      Usuń
    13. Noga, bo zaraz bede u Ciebie!

      Usuń
    14. Oj Klaudia musisz popracować nad cierpliwością <3

      Paula

      Usuń
    15. Ja ci dam Noga ja ci dam idź już lepiej na ten most przynajmniej będę spokój miała :P

      Usuń
  2. Bardzo, bardzo ładne! Nierealistyczne, ale fajnie jest przeczytać coś takiego! :)

    A kiedy kolejna część biorąc szanse? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Helou! Bo nie wiem, czy ktoś zauważył mój komentarz :D

      Usuń
    2. O jej. Widziała ale nie zauważyłam pytania :) co do BS. nie mam pojęcia może jutro w kinie napisze :)

      Paula

      Usuń