To co? :) Miłego czytania :)
Domcia
Agata
siedziała w swoim gabinecie. Nie miała żadnej sprawy, do której mogłaby się
przygotować. Cała reszta załogi była w sądzie na swoich rozprawach. Nudziła się
jak mops. Dopiero co odzyskiwała utraconych dyscyplinarką klientów. Do
kancelarii wszedł młody dwudziestoparoletni mężczyzna ubrany w granatowy
T-shirt, na ramieniu wisiała charakterystyczna torba. Rozejrzał się po wnętrzu
kancelarii. Wszedł do gabinetu Agaty. Zapukał w drzwi.
-
Przepraszam, jest Marek?
Brunetka
spojrzała na niego. W pierwszej chwili nie zauważyła znaczącego podobieństwa.
- Nie ma go w
tej chwili. Jest na rozprawie. Jak pan widzi jestem sama w kancelarii.
- Mogę tu na
niego zaczekać?
- Oczywiście,
ale może ja mogłabym pomóc.
- To sprawa
rodzinna.
- Napije się
pan czegoś?
- Kawy jeśli
można.
Agata udała
się do kuchni przygotować dla siebie i ich gościa dwie kawy. Express oznajmił
koniec parzenia, przelała czarny napój do filiżanek i zaniosła do swojego
gabinetu.
- Może napije
się pan ze mną? – zaproponowała.
Mężczyzna
usiadł naprzeciwko niej.
- Agata
Przybysz – przedstawiła się.
- Robert
Dębski – uścisnął jej dłoń.
- Zbieżność
nazwisk?
- Nie bardzo.
Marek… - wiedział, że Marek na pewno nie opowiadał im o rodzinie, nie był pewny
czy może jej powiedzieć, ale przecież prędzej czy później pewnie i tak by się
dowiedziała - … jest moim bratem.
- Nie
wiedziałam, że Marek ma brata.
- Tak, on … pilnie
strzeże tej tajemnicy.
- Chyba dość
długo nie utrzymywaliście kontaktów?
Robert
zapatrzył się w punkt przed siebie. Nie był tak skryty jak brat, ale kobieta
zaczynała wchodzić na grząski grunt. Chociaż, chyba bardziej bał się reakcji
brata na to, ile jej wyjawi.
- Ta. Jakieś
dwa lata.
Dwa lata. To
było dość pamiętny dla niej okres. To wtedy zaczęła tu pracować. To wtedy
zaczęły się wszystkie problemy. Były też i lepsze wspomnienia, których było
więcej. To wtedy poznała Marka. Wychodzi też na to, że przed poznaniem jej miał
lepszy kontakt z bratem, ciekawe o co poszło? Zachowała jednak na razie tę
ciekawość dla siebie.
- A ty … jesteś dziewczyną Marka?
Agata o mały
włos nie zakrztusiła się kawą na te słowa. Następny. Czy oni się jakoś zmówili?
Jak nie mój ojciec to rodzina Dębskiego.
- Skąd…
Przyjaźnimy się tylko.
„Panie, Daj
mi siłę do tego brata. Mieć taką ładną kobietę pod nosem i tyle zwlekać. Niech
no tylko się zejdą, już ja im sakramentu udzielę, już moja w tym głowa…”
- A ty czym
się zajmujesz? – zapytała go Agata
- Ja… jestem
księdzem.
Agata po raz
kolejny zakrztusiłaby się kawą. Brat Marka, jednego z najlepszych adwokatów,
księdzem?! Niewiarygodne. To jej się nie chciało w głowie pomieścić.
- Co? Hahah…
Dobry żart. A na serio?
Robert wcale się
nie uśmiechnął, więc i Agata spoważniała.
- To… to nie
żart, tak? A gdzie sutanna, koloratka?
Robert
pokręcił głową.
- Zostawiłem
w klasztorze, żeby się właśnie w oczy nie rzucać.
W tym
momencie Marek wszedł do kancelarii. Przeglądnął pocztę i udał się do swojego
gabinetu. Drzwi łączące jego królestwo z mecenas Przybysz były otwarte.
Zauważył tyłem siedzącego…. Nie, no to jakieś przywidzenia, chyba…
- Cześć
Marek, Robert do ciebie – powiedziała uśmiechnięta Agata.
Na dźwięk
tego imienia Dębski po prostu zdębiał. Czego on chce od niego. Nie widzieli się
dwa lata. Marek nawet nie czuł potrzeby utrzymywania z nim kontaktów. Mężczyzna
tylko kiwnął do niej głową i zwrócił się do brata.
- Skąd
wiedziałeś, że tu pracuję?
Młody Dębski
podniósł się z fotela.
- Ze stopki w
mailu. Dwa lata temu wysłałeś mi życzenia świąteczne.
- Czego
chcesz.
- Z ojcem
jest kiepsko. Pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć.
Marek jeszcze
bardziej spoważniał. Zmarszczył czoło, usta zacisnął w wąską kreskę. Przetarł
twarz dłońmi.
- Tutaj nie
będziemy rozmawiać. Chodź do mnie.
Marek
trzasnął drzwiami zamykając je za wchodzącym do jego gabinetu bratem. Nie
wiedział ile młody wyjawił Agacie, ale nie miał ochoty, żeby słyszała jeszcze
więcej. Rzucił torbę na kanapę. Nalał sobie whisky i klapnął na obrotowy fotel
pod oknem. Robert usiadł po przeciwnej stronie biurka. Agata po miłej pogawędce
z bratem Marka poszła do sądu. Zostali więc sami. Odetchnął z ulgą. Nikt nie
będzie im przeszkadzał. Brat opowiedział mu w jakim stanie znajduje się ich
ojciec.
- Marek, jemu
naprawdę zostało już mało czasu. Może spróbowalibyście się dogadać.
- Nie. Nie
zmusisz mnie do tego.
- Nie mam
zamiaru.
- To po co
przyjechałeś? Bo wybacz, ale ja mam naprawdę masę roboty.
- No tak,
wiecznie zagoniony mecenas Dębski.
- Co o
pieniądze chodzi, tak? Ile chcesz?
- Serio,
Marek? Nie przyjechałem po pieniądze, tylko ustalić co z ojcem robimy.
- Jak co
robimy? Mogę mu znaleźć pomoc, klinikę. Dorzucę się po połowie. Tylko tyle
jestem w stanie. Dobra nawet opłacę całość.
- Ja mówię
poważnie. Do takich domów opieki trafiają ludzie samotni. Nasz ojciec nie jest
samotny. Ma nas.
- Nasz ojciec
został sam, i to na własne życzenie.
- Tak się nie
dogadamy. Przyjedź do klasztoru jak zmienisz zdanie.
Robert wziął
swoją torbę i wyszedł z kancelarii. Marek patrzył tępym wzrokiem na zamykające
się drzwi. Gdy tylko usłyszał ich trzask. Dopił do końca całą zawartość
brunatnej cieczy z literatki. Przełknął jej gorzki smak. Przyłożył czoło do
zimnego blatu biurka. Nic mu dzisiaj nie szło.
Agata wróciła
do kancelarii. Szczęśliwa z wygranej sprawy. Odwiesiła torbę na wieszak.
- Mareeek!
Już jestem. Robert już poszedł?
Zmierzała do
jego gabinetu krzycząc na całe pomieszczenie. Zobaczyła mężczyzna prawie śpiącego
na stole.
Podniósł na
nią zmęczone oczy.
- Ciiii… moja
głowa…
- Gdzie
Robert?
- Wrócił do
swoich… hep…. Siostrzyczek zakonnych… hep…
Dopiero teraz
zauważyła wyczyszczoną do ostatniej kropli szklaną butelkę. On był zlany w
pień. Wyglądał uroczo taki bezbronny jak małe dziecko, ale śmierdziało od niego
alkoholem na kilometr. Domyśliła się, że między nim a Robertem musiało dojść do
jakieś awantury. Siedział w poluzowanym krawacie i rozpiętym kołnierzu.
- Trzeba cię
doprowadzić do ładu.
Usiadła mu na
kolanach. Pogładziła jego kilkudniowy zarost na policzku. Zapięła mu koszulę,
poprawiła krawat. Uderzyła go lekko w klatkę piersiową.
- No panie
mecenasie. Teraz pan wygląda jak człowiek.
Popatrzyli
sobie w oczy. Pożądanie wygrało. Przywarli do siebie ustami. On zachłannie
obejmując jej wargi chciał zapamiętać tę chwilę na zawsze. Czuła słodki smak
jego rozgrzanych ust na swoich wargach. Kiedy wreszcie się od siebie oderwali
ona po raz pierwszy nie chciała uciekać, wyganiać go, pocałunek był świadomy,
oboje go chcieli. Już podnosiła się z jego kolan, mężczyzna wystraszył się, że
scenariusz się powtórzy. Popatrzył na nią zdziwionymi, dużymi szaroniebieskimi
oczami.
- Chodź panie
mecenasie, trzeba pana do domu odtransportować.
Chwyciła go
za rękę i pociągnęła do siebie pomagając wstać. Wzięła jego filcówkę, z
wieszaka ściągnęła swoją torbę. Zamknęła kancelarię i zeszli na parking.
Wpakowała go do swojej czerwonej strzały i pojechali pod jego blok. Wpisała
kod, w kieszeni jego marynarki znalazła klucze. Włożyła do zamka, przekręciła i
otworzyła drzwi. Weszli do mieszkania. Zostawiła torbę w przedpokoju. Usadowiła
go na kanapie i poszła zrobić dwie herbaty dla siebie i dla niego. Kiedy
wróciła zobaczyła uroczy widok. Mężczyzna zmęczony całym dniem, padł na kanapie
teraz śpiąc słodko. Znalazła w szafce tabletki przeciwbólowe na jutrzejszego
kaca i zostawiła mu na stole. Dotknęła palcami warg. Smak ich pocałunku wciąż
na nich pozostał. Uśmiechnęła się do siebie przypominając sobie słodycz jego
ust na swoich. Wzięła swoje rzeczy i pojechała do siebie.
Następnego
ranka ona obudziła się znów w wyśmienitym nastroju, rześka do działania. On
natomiast, gdy tylko otworzył oczy poczuł ogromny pulsujący ból w skroniach.
Przesadził z tym alkoholem wczoraj. Spróbował się podnieść, ale ból rozsadzał
mu głowę. Opadł bezwiednie na poduszki. Odwrócił głowę w stronę stolika.
Zauważył na nim tabletki na ból głowy, szklankę i butelkę wody mineralnej. Kto
tutaj położył? Usiadł i spróbował nalać wody do szklanki. Niestety ręce mu się
zatrzęsły i napój wylał zalewając stół, podłogę i jego spodnie. Cholera -zaklął do siebie. Wstał i udał się do
łazienki. Wziął zimny prysznic, przebrał się, rozwiesił mokre spodnie. Starł
kałuże w salonie i pewniejszym już ruchem napełnij szklankę. Połknął tabletki,
gorzko się przy tym krzywiąc. Pogwizdując udał się do kuchni zrobić sobie
śniadanie. Powoli zaczął sobie przypominać wczorajszy wieczór. Na czym to mu
się film urwał? Zaczął od końca. Kto mógł mu zostawić te tabletki i w ogóle jak
znalazł się u siebie w domu skoro cały czas siedział w kancelarii. Przypomniał
sobie Agatę, musiała go przywieść do domu. Jak ja się jej odwdzięczę?
Przypomniał sobie co zaszło w kancelarii. Pocałowali się. Ona zapinająca mu
koszulę, poprawiająca krawat, głaszcząca po szorstkim policzku - to było takie przyjemne uczucie.
Przypomniał sobie też dlaczego znalazła go w takim. Robert, rozmowa z nim o
umierającym ojcu. Rozmowa czy może raczej kłótnia? „Przyjedź do klasztoru jak
zmienisz zdanie”. Dziwne musiał się upić, żeby popatrzyć na to trzeźwo, ale
dopiero dziś, dzięki Agacie miał taki dobry nastrój, którego nikt nie mógł
zmącić. Usłyszał dzwonek swojego telefon. „Agata” – uśmiechnął się do siebie i
przeciągnął palcem w prawo zieloną słuchawkę po ekranie.
- Cześć, jak
się czujesz? – zapytała ciepło.
- Teraz,
dzięki tobie dobrze. Gdyby nie ty, nie wiem co by ze mnie teraz było. Pewnie
dalej bym kimał na biurku.
- Nie ma
sprawy. A słuchaj, nie potrzebujesz samochodu przypadkiem?
- No
przydałby się nie powiem.
- No to zejdź
na dół, to cię podrzucę pod kancelarię.
Mężczyzna
zarzucił brązową marynarkę, wziął do ręki swoją filcową torbę, zamknął
mieszkanie i zbiegł na dół. Na podjeździe już stał czerwony Citroen C4, a obok
niego stała uśmiechnięta brunetka w różowej sukience. Poklepała strzałę po
dachu.
- Wskakuj.
- Jedziesz do
sądu od razu?
- Tak a ty?
- Ja mam
jeszcze dwie godziny.
- Marek… nie
chcę być wścibska, ale… po co Robert przyjechał tak nagle do ciebie?
- Chciał,
żebym pogodził się z ojcem przed jego śmiercią… To długa i skomplikowana
historia… Postanowiłem, że jednak pojadę do niego… Muszę was opuścić na kilka
dni.
- Rozumiem…
Jakoś będziemy musieli dać radę. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
Prawą ręką
odnalazła jego dłoń i pogłaskała go po ręce. Odwrócił się w jej stronę tak, że
ich oczy na sekundy się spotkały. Kąciki jego ust podniosły się do góry.
Światło na sygnalizatorze zmieniło się na zielone, docisnęła pedał gazu i znów
jechali dalej w stronę ulicy Bagatela, gdzie w jednej z kamienic o numerze 10
mieściła się kancelaria Dębski&Gawron&Przybysz. Dębski przesiadł się do
swojego srebrnego Jeepa, a Agata udała się po schodach na górę zająć się swoim
klientem i obwieścić wszystkim nieciekawą nowinę.
Super opo. Czekam na następne opo od ciebie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Ha, a ona czeka na twoje Daisy! :D
UsuńWidzisz jak się ładnie dopełniamy? :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńOna i ja juz tak dlugo czekamy!
UsuńPrzecież napisałam ci dlaczego nie dodaję tak długo. Chociaż to tylko kilka dni. :) Na streemo na opo Statki trzeba czekać z 2 tygodnie. :D
UsuńW tym tygodniu powinien się ukazać FINAŁ mojego opowiadania.
* opo Agatki (głupie T9)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńty się nie dziw Klaudii, tylko się przyzwyczaj jeszcze chwila i też cię zacznie nękać jak mnie szantażami chodzenia na most a jest w tym dobra chyba że tylko ja mam ten zaszczyt przyparcia do muru i pisania jej opowiadań na zamówienie codziennie póki nie wrócę do szkoły >.<
UsuńTy, noga! Ty lepiej pisz, bo most czekam na mnie :D
UsuńOpowiadań nie da się pisać na zamówienie... Jak nie ma czasu i weny, to ani rusz. :) Obiecuję, że do końca tygodnia będzie FINAŁ ode mnie. :)
UsuńDaisy, ja w przeciwieństwie do mychy potrafię to zrozumieć :3 Klaudia!!! nie mów do mnie noga!!!!!!!!!!!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDziękuję za wyrozumiałość. :)
UsuńNoga, bo zaraz bede u Ciebie!
UsuńOj Klaudia musisz popracować nad cierpliwością <3
UsuńPaula
Ja ci dam Noga ja ci dam idź już lepiej na ten most przynajmniej będę spokój miała :P
UsuńBardzo, bardzo ładne! Nierealistyczne, ale fajnie jest przeczytać coś takiego! :)
OdpowiedzUsuńA kiedy kolejna część biorąc szanse? :D
Helou! Bo nie wiem, czy ktoś zauważył mój komentarz :D
UsuńO jej. Widziała ale nie zauważyłam pytania :) co do BS. nie mam pojęcia może jutro w kinie napisze :)
UsuńPaula