Domcia
Hej dziewczyny :* tu jest druga część do "Sezon 4 odc. 5 po wg. Leszkowelove" :D
Oboje
pozamykali wszystkie sprawy, wzięli wolne na kilka dni i spakowani następnego
dnia wyjechali. Marek cały czas miał wzrok skupiony na drodze, intensywnie się
nad czymś zastanawiał, o czym świadczyło zmarszczone czoło, ściągnięte brwi,
usta zaciśnięte w wąską kreskę. W duchu był bardzo szczęśliwy z faktu, że Agata
sama zaproponowała że z nim pojedzie. Potrzebował bardzo wsparcia w tych
trudnych chwilach. Widok wspólniczki na fotelu obok dodawał mu nadziei i
otuchy. Z drugiej strony cały czas miał wątpliwości. Bał się tego spotkania.
Bał się jak jeszcze niczego. Czy zdąży, czy mu wybaczy, czy ojciec jemu wybaczy?
- O czym
myślisz? – zapytała Agata.
- Boję się.
Bardzo się boję. Nie wiem czy dam radę… wybaczyć… czy zdążę.
Brunetka
chwyciła jego rękę i ścisnęła.
- Dasz radę…
Będę, jestem z tobą…
Dojechali na
miejsce. Weszli do szpitala. Znaleźli lekarza prowadzącego, który przekazał im
wiadomości o aktualnym stanie zdrowia ojca Dębskiego i pokierował ich na OIOM.
Przemierzali długi, jasny korytarz pełny lekarzy, pielęgniarek, pacjentów i ich
bliskich. Znaleźli się przed rozsuwanymi drzwiami prowadzącymi na intensywną
terapię. Ujrzeli Roberta czuwającego przy łóżku taty.
- Poczekam tu
na ciebie. – powiedziała Agata.
Marek kiwnął
głową, zrobił krok do przodu. Poczuł, że w gardle staje mu wielka gula. Drzwi
się przed nim rozsunęły i wszedł do środka. Podszedł do łóżka chorego. Robert
podniósł na niego wzrok.
- Tato… -
wyszeptał Marek. Nie wiedział co ma mu powiedzieć, słowa ugrzęzły mu w gardle.
Ojciec
popatrzył na niego ich spojrzenia się spotkały na ułamek sekundy, po którym
powieki starszego Dębskiego zamknęły się na zawsze.
- Tato… -
powiedział głośno już Marek ze szklącymi się oczami. Ścisnął po raz ostatni
zimną już rękę ojca. To koniec. Nie zdążył. Za późno. Gdyby szybciej się
zdecydował. Gdyby powiedział mu coś sensownego. Gdyby. Z jego ust nie padło
nawet przepraszam. I to spojrzenie ojca. Takie puste, niejakie. Ostatnie. A czy
wybaczył? W tej sytuacji, chyba tak… Nie potrafił był wybaczyć na czas własnemu
ojcu. Został sam. Sam. Robert wróci do klasztoru, a on zostanie znowu sam. Przez
tyle lat, żył z myślą, że nie ma ojca. Wyparł się go. Teraz dopiero go stracił
na zawsze.
Przy łóżku
zrobiło się spore zamieszanie. Robert, jak to ksiądz, odprawiał jakieś ostatnie
modły nad zmarłym. Marek, nie wiedział jakie i po co, jak sam przyznał - zawsze
był za mało święty. Lekarza odłączali już aparatury, wpisywali czas zgonu. Nie
wiedząc kiedy pierwsza łza stoczyła się po jego policzku, a za nią poleciały
kolejne. Niezauważony wycofał się na korytarz i opadł ciężko na krzesło obok
Agaty. W tym momencie potrzebował jej jak jeszcze nigdy, jak tlenu do
oddychania. Zapatrzył się przed siebie. Agata popatrzyła na niego. Ten
człowiek, twardy pan mecenas był w kompletnej rozsypce. Nigdy nie widziała go
takiego. On, on płakał. Żal ścisnął jej serce. Niewiele myśląc położyła dłoń na
jego ramieniu. Odwrócił głowę w jej stronę patrząc na nią czerwonymi, mokrymi
od łez, przepełnionymi bólem oczami. Przyciągnęła go do siebie kładąc jego
głowę na swoim ramieniu. Gładząc go po głowie, próbowała go jakoś uspokoić.
- Ciii…
Będzie dobrze…
- Nie
zdążyłem… Ja, nie zdążyłem, rozumiesz? – powtarzał jak mantrę rozklejając się
na dobre. – Dlaczego? Nie potrafiłem mu wybaczyć wcześniej… Nie chciałem, a teraz… odszedł… On …mi chyba też nie
wybaczył… Wiesz, jakie były jego ostatnie słowa skierowane do mnie? Że jestem
egoistą, cholernym egoistą, który myśli tylko o sobie… Teraz już naprawdę… nie
mam ojca – mówił gorzko utwierdzając się w tym.
- Marek… masz
mnie, Dorotę… przyjaciół… nie będziesz, nie jesteś sam…
Marek
podniósł głowę i popatrzył na nią zdziwiony. Nie wierzył, że to mówi. Ona,
mecenas Przybysz? Nie, to pewnie z litości. Podświadomie chciał, żeby to, co
słyszy, było szczere. Nie skomentował jej słów, tylko powiedział:
- Przypomnij
mi jak wrócimy, żebym wylał wszystką whisky z gabinetu.
Teraz to
Agata popatrzyła na niego zdumiona?
- Czemu?
- Ojciec
zmarł na raka wątroby, a mimo to do ostatniego dnia nie przestał popijać
nalewek po kilka razy dziennie do posiłku.
Agata skinęła
tylko głowę na zgodę.
Marek i
Robert zabrali Agatę do rodzinnego domu. Tak bardzo teraz pustego, obcego.
Rozpalili
ognisko. Agata chciała chociaż spróbować odpędzić od chłopaków te czarne myśli,
przywrócić do życia. Wiedziała, że z taką stratą jest ciężko się pogodzić. Nie
chciała też, żeby Marek cały czas żył z poczuciem winy.
- No,
chłopaki, ja to chyba ze sto lat nie jadłam kartofla z ogniska. Jeszcze w
deszczu, ale czad.
Niestety
Dębscy szybko tę rozmowę sprowadzili na własne tory.
- Marek, co
robimy z domem?
- Nie wiem. –
Adwokat wzruszył ramionami.
- Ja tu mieszkać
nie będę. Wracam do klasztoru. Do ciebie należy decyzja.
- A co to
tylko mój dom jest?
- No to co…
mamy sprzedać komuś nasze dzieciństwo? Nie tego chciał ojciec.
- Jutro zrobi
się jakie ogłoszenie… Na taką działkę będzie pełno kupców.
- Naprawdę
nie szkoda ci tego miejsca?
- Złe
wspomnienia, nie sądzisz? Z tego co pamiętam, to zawsze ty byłeś oczkiem w
głowie. Tata byłby na pewno zadowolony, że to ulubiony syn zatrzymał dom.
- A nie
możesz tutaj wracać raz na jakiś czas, może potem zmienisz zdanie.
- Nie sądzę.
- Widzę, że
jednak mu nie wybaczyłeś? Czyli co, przyjechałeś się tylko pożegnać? Sumienie
mieć czyste?
- Z tego co
wiem sumienie i wybaczanie to raczej twoja działka – podniósł głos Marek. Nie
wiele brakowało, a podniósłby rękę na młodego, tak go już wyprowadził z
równowagi. Jak on śmie? Przecież przyjechał tu, tak? Skoro nie będzie tu
mieszkał, to co go obchodzi, co zrobię z domem.
Agata
przysłuchiwała się rozmowie. Nie rozumiała dlaczego Marek tak nie chce tego urokliwego
miejsca. Bardzo jej się tu podobało. Krępowało ja to, że została wyłączona z
dyskusji. Odchrząknęła, żeby zwrócili na nią uwagę. Jednak i na to nie reagowali
zajęci kłótnią.
- To ja,
pójdę dorobić herbaty?
Dalej cisza.
Wstała i niezauważona skierowała się w stronę domu. Postawiła wodę w czajniku i
wyjrzała przez okno. Ogień na palenisku powoli dogasał. Ujrzała Marka żywo
gestykulującego rękoma w stronę brata. Pokręciła głową. Przeszła do salonu.
Zauważyła stare fotografie i duże podobieństwo Marka do ojca. Położyła się na
kanapie i momentalnie zasnęła.
Ogień
skończył się tlić. Marek dokończył butelkę piwa i cisną nią do kosza. Skłócony
z bratem skierował się do domu. Agata nie wróciła już do nich. W żadnym ognie
nie paliło się światło. No przecież nie poszła do lasu… Wszedł do domu
zapalając światło. Zauważył w salonie zgiętą w pół, smacznie śpiącą brunetkę.
Pokręcił głową. Nie był dumny z siebie, że tak zaniedbał dziewczynę tego
wieczoru woląc wdać się w bezsensowną kłótnię. Była jego gościem, nie musiała
to być, a mimo to zostawiła dla niego wszystko i jest, a on najzwyczajniej w
świecie ją olał. Powoli, ostrożnie wziął ją na ręce i zaniósł po schodach do
swojego pokoju przykrywając ciepłą kołdrą jej chłodne, drobne ciało. Ucałował brunetkę
w czoło i zszedł na dół położyć się tam, gdzie wcześniej leżała Agata. Kobieta
na ten czuły gest uśmiechnęła się i obróciła na drugi bok.
Kilka dni
późnij odbył się skromny pogrzeb. Żyli na takim odludziu, że właściwie przyszli
na niego tylko synowie i przyjaciele Marka z kancelarii, których Agata
ściągnęła z Warszawy. Ojcu według jego ostatniej woli zamówiono drewnianą
trumnę.
Na cmentarzu
przy grobie stoi Marek obok swojego brata, jedynej rodziny jaka mu została, i
pewnej pięknej brunetki trzymającej go cały czas pod rękę i wspierającej. Za
nimi stoi ich wspólniczka z kancelarii z mężem i młody adwokat - Bartek
Janowski. Nie znali oni ojca ich przyjaciela, ale przyjechali tu specjalnie dla
Marka. W Warszawie wiele razem przeszli, wspólne problemy, utrata kancelarii
zbliżyły ich do siebie i zacieśniły więzi, tak że mógł zawsze na nich liczyć, a
oni go bardzo lubili i teraz szczerze mu współczuli. Cmentarz jest mały z kapliczką
polową na środku. Ksiądz już wygłosił kazanie, wypowiedział się jak najlepiej o
zmarłym. Jaki był naprawdę wiedzą tylko synowie. Młodzi Dębscy sypnęli ziemi na
dębową trumnę. Wszyscy wpatrują się w tabliczkę z imieniem i nazwiskiem Dębski na
opuszczanej do nagrobka trumnie. Grób został zamknięty. Położyli pięć dużych
wiązanek i zapalili znicze. Stali tak jeszcze chwilę, wiatr owiewał ich włosy.
Złożyli Markowi i Robertowi szczere kondolencje. Dorota z Agatą przytuliły
Marka.
- Wiesz, że
zawsze…
- Wiem,
Dorotko…
Po powrocie
do kancelarii Marek trzasnął drzwiczkami od barku w swoim gabinecie i udał się
do kuchni. Zdążył już wylać połowę pierwszej butelki, gdy w ślad za nim
wkroczyła Agata.
- Ty nie
żartowałeś.
- No nie –
znów przechylił butelkę.
- Nie szkoda
takiego drogiego alkoholu? Wierzysz, że to jest sposób?
- Ja… muszę.
Uwierz, nie chcesz mieć w kancelarii kopii mojego ojca.
- To zróbmy
tak. Daj mi to, zamknę u siebie. Sama, wiesz, że nie wypiję, a przynajmniej
będzie bezpieczne, hmmm?
Mężczyzna
posłusznie oddał jej butelkę.
- Co ja bym
bez ciebie zrobił?
Kobieta uśmiechnęła
się do niego.
Agata weszła
do kancelarii z plikiem listów w ręce.
- Dębski
zbiera wszystko, a właśnie gdzie on jest?
- Nie wiem.
Kazał wczoraj Bartkowi poprzesuwać rozprawy i klientów.
- A..
Brunetka
jechała przez wielki dębowy las, ostatni zakręt i będzie na miejscu. W takich
chwilach żałowała, że nie posiada sportowego Jeepa, tak jak Dębski. Była pewna,
że on teraz właśnie tu się schował. Chociaż do tej pory nie poznała tej jego
wielkiej tajemnicy, po prostu nie mieściło jej się w głowie, że można aż tak
odciąć się od własnego dzieciństwa, usunąć je z życiorysu. Rok, dwa ale żeby
całe dzieciństwo? To chyba nierealne. Wysiadła z samochodu trzaskając drzwiami.
W domu nie paliło się żadne światło. Wokół domu też było ciemno, głucho, liście
na drzewach poruszały się złowrogo. Weszła na werandę. Stare, próchniejące
deski zatrzeszczały jej pod nogami. Jak Dębski nic z tym nie zrobi to przecież
ten dom zaraz obróci się w ruinę. Weszła do środka. Ta przejmująca cisza
panująca tam była nie do zniesienia aż. Na schodach zobaczyła maluteńki snop
światła lampki nocnej dochodzący z pokoju Marka. Wspięła się na górę i stanęła
w drzwiach oparta o framugę.
Dębski
siedział na łóżku z małą figurką w ręce. Zaszklonymi oczami błądził po ścianie
zatopiony we własnych myślach wspomnieniach. Podniósł głowę na drzwi czując, że
ktoś mu się przygląda. Agata podeszła do niego i usiadła obok.
- Ja nie… nie
mogłem tu nie przyjechać. Teraz… coś mnie tu ciągnęło… Chyba jestem mu to
winien, nie? Nie całe dzieciństwo w końcu miałem spieprzone… - mówił łamiącym się
głosem.
Agata kiwnęła
głową, że rozumie. Położyła dłoń na jego ramieniu.
- Wiesz ile
lat ma ta zabawka?
Pokazał jej
trzymanego w ręku zielonego konika. Brunetka pokręciła przecząco głową.
-
Trzydzieści. Dostałem go na piąte urodziny… od mamy – mówiąc ostatnie słowo
głos jeszcze bardziej mu się załamał na wspomnienie – właśnie wygrzebałem go z
szuflady w biurku. Trzydzieści lat tu leżał… - pokręcił głową nie wierząc, że
ulubiona zabawka przetrwała tyle czasu. – Wypatrzyłem go sobie na odpuście…
wiesz pełno kramów, kolorowo, dziecko ciągnie…. Narobiłem mamie niezłej
awantury wtedy błagając o niego – uśmiechnął się na to wspomnienie – sporo
kosztował pamiętam – ojciec nie chciał się na niego zgodzić… ale mama, ona była
kochana… Kilka dni później wręczyła mi go w tajemnicy przed ojcem… On wystrugał
dla mnie takiego samego, ale… mimo że własnoręcznie to nigdy go nie lubiłem, zawsze
bawiłem się tylko tym od mamy…
Agata
słuchała uważnie jego opowieści. Jej również zaszkliły się oczy widząc w
wyobraźni mamę Marka jak i swoja wcześnie utraconą. Położyła jego głowę na
swoich kolanach i gładząc po policzku wyszeptała.
- Przede mną
nie musisz się ukrywać. Przecież wiem, co to znaczy wychowywać się bez mamy.
Ty już wiesz, co ja na temat tego opa myślę. :*
OdpowiedzUsuńKochamkochamkochamkocham! Czekam na cedekacedekacedekacedeka tego właśnie opa. :)
Jezus maria jakie to piękne !!! <3
OdpowiedzUsuńP.
Dziękuję kochane <3 wiem Daisy wiem ;* to sobie trochę poczekasz.... zwariować idzie z wami jak nie jedna to druga na moje napalona :D chcesz cedeka to tego to go napisz bo ja nie mam pomysłu :P miała być jedna część już są 2 a chcecie więcej :D Na razie spróbuję wrócić do przerwanego wielopartowego.
OdpowiedzUsuńA jak ja dodam swoje, to pomysły wrócą? : )
Usuńem pomyśle nad tym ;*
Usuń