sobota, 26 października 2013

Opowiadanie Leszkowelove cz.2

Nareszcie niemoc przerwana! xD Czytałam wczoraj na streemo :) Fajnie, fajnie ;D Miłego czytania :)

Domcia

Hej dziewczyny :* tu jest druga część do "Sezon 4 odc. 5 po wg. Leszkowelove" :D


Oboje pozamykali wszystkie sprawy, wzięli wolne na kilka dni i spakowani następnego dnia wyjechali. Marek cały czas miał wzrok skupiony na drodze, intensywnie się nad czymś zastanawiał, o czym świadczyło zmarszczone czoło, ściągnięte brwi, usta zaciśnięte w wąską kreskę. W duchu był bardzo szczęśliwy z faktu, że Agata sama zaproponowała że z nim pojedzie. Potrzebował bardzo wsparcia w tych trudnych chwilach. Widok wspólniczki na fotelu obok dodawał mu nadziei i otuchy. Z drugiej strony cały czas miał wątpliwości. Bał się tego spotkania. Bał się jak jeszcze niczego. Czy zdąży, czy mu wybaczy, czy ojciec jemu wybaczy?
- O czym myślisz? – zapytała Agata.
- Boję się. Bardzo się boję. Nie wiem czy dam radę… wybaczyć… czy zdążę.
Brunetka chwyciła jego rękę i ścisnęła.
- Dasz radę… Będę, jestem z tobą…


Dojechali na miejsce. Weszli do szpitala. Znaleźli lekarza prowadzącego, który przekazał im wiadomości o aktualnym stanie zdrowia ojca Dębskiego i pokierował ich na OIOM. Przemierzali długi, jasny korytarz pełny lekarzy, pielęgniarek, pacjentów i ich bliskich. Znaleźli się przed rozsuwanymi drzwiami prowadzącymi na intensywną terapię. Ujrzeli Roberta czuwającego przy łóżku taty.
- Poczekam tu na ciebie. – powiedziała Agata.
Marek kiwnął głową, zrobił krok do przodu. Poczuł, że w gardle staje mu wielka gula. Drzwi się przed nim rozsunęły i wszedł do środka. Podszedł do łóżka chorego. Robert podniósł na niego wzrok.
- Tato… - wyszeptał Marek. Nie wiedział co ma mu powiedzieć, słowa ugrzęzły mu w gardle.
Ojciec popatrzył na niego ich spojrzenia się spotkały na ułamek sekundy, po którym powieki starszego Dębskiego zamknęły się na zawsze.
- Tato… - powiedział głośno już Marek ze szklącymi się oczami. Ścisnął po raz ostatni zimną już rękę ojca. To koniec. Nie zdążył. Za późno. Gdyby szybciej się zdecydował. Gdyby powiedział mu coś sensownego. Gdyby. Z jego ust nie padło nawet przepraszam. I to spojrzenie ojca. Takie puste, niejakie. Ostatnie. A czy wybaczył? W tej sytuacji, chyba tak… Nie potrafił był wybaczyć na czas własnemu ojcu. Został sam. Sam. Robert wróci do klasztoru, a on zostanie znowu sam. Przez tyle lat, żył z myślą, że nie ma ojca. Wyparł się go. Teraz dopiero go stracił na zawsze.
Przy łóżku zrobiło się spore zamieszanie. Robert, jak to ksiądz, odprawiał jakieś ostatnie modły nad zmarłym. Marek, nie wiedział jakie i po co, jak sam przyznał - zawsze był za mało święty. Lekarza odłączali już aparatury, wpisywali czas zgonu. Nie wiedząc kiedy pierwsza łza stoczyła się po jego policzku, a za nią poleciały kolejne. Niezauważony wycofał się na korytarz i opadł ciężko na krzesło obok Agaty. W tym momencie potrzebował jej jak jeszcze nigdy, jak tlenu do oddychania. Zapatrzył się przed siebie. Agata popatrzyła na niego. Ten człowiek, twardy pan mecenas był w kompletnej rozsypce. Nigdy nie widziała go takiego. On, on płakał. Żal ścisnął jej serce. Niewiele myśląc położyła dłoń na jego ramieniu. Odwrócił głowę w jej stronę patrząc na nią czerwonymi, mokrymi od łez, przepełnionymi bólem oczami. Przyciągnęła go do siebie kładąc jego głowę na swoim ramieniu. Gładząc go po głowie, próbowała go jakoś uspokoić.
- Ciii… Będzie dobrze…
- Nie zdążyłem… Ja, nie zdążyłem, rozumiesz? – powtarzał jak mantrę rozklejając się na dobre. – Dlaczego? Nie potrafiłem mu wybaczyć wcześniej… Nie chciałem,  a teraz… odszedł… On …mi chyba też nie wybaczył… Wiesz, jakie były jego ostatnie słowa skierowane do mnie? Że jestem egoistą, cholernym egoistą, który myśli tylko o sobie… Teraz już naprawdę… nie mam ojca – mówił gorzko utwierdzając się w tym.
- Marek… masz mnie, Dorotę… przyjaciół… nie będziesz, nie jesteś sam…
Marek podniósł głowę i popatrzył na nią zdziwiony. Nie wierzył, że to mówi. Ona, mecenas Przybysz? Nie, to pewnie z litości. Podświadomie chciał, żeby to, co słyszy, było szczere. Nie skomentował jej słów, tylko powiedział:
- Przypomnij mi jak wrócimy, żebym wylał wszystką whisky z gabinetu.
Teraz to Agata popatrzyła na niego zdumiona?
- Czemu?
- Ojciec zmarł na raka wątroby, a mimo to do ostatniego dnia nie przestał popijać nalewek po kilka razy dziennie do posiłku.
Agata skinęła tylko głowę na zgodę.


Marek i Robert zabrali Agatę do rodzinnego domu. Tak bardzo teraz pustego, obcego.
Rozpalili ognisko. Agata chciała chociaż spróbować odpędzić od chłopaków te czarne myśli, przywrócić do życia. Wiedziała, że z taką stratą jest ciężko się pogodzić. Nie chciała też, żeby Marek cały czas żył z poczuciem winy.
- No, chłopaki, ja to chyba ze sto lat nie jadłam kartofla z ogniska. Jeszcze w deszczu, ale czad.
Niestety Dębscy szybko tę rozmowę sprowadzili na własne tory.
- Marek, co robimy z domem?
- Nie wiem. – Adwokat wzruszył ramionami.
- Ja tu mieszkać nie będę. Wracam do klasztoru. Do ciebie należy decyzja.
- A co to tylko mój dom jest?
- No to co… mamy sprzedać komuś nasze dzieciństwo? Nie tego chciał ojciec.
- Jutro zrobi się jakie ogłoszenie… Na taką działkę będzie pełno kupców.
- Naprawdę nie szkoda ci tego miejsca?
- Złe wspomnienia, nie sądzisz? Z tego co pamiętam, to zawsze ty byłeś oczkiem w głowie. Tata byłby na pewno zadowolony, że to ulubiony syn zatrzymał dom.
- A nie możesz tutaj wracać raz na jakiś czas, może potem zmienisz zdanie.
- Nie sądzę.
- Widzę, że jednak mu nie wybaczyłeś? Czyli co, przyjechałeś się tylko pożegnać? Sumienie mieć czyste?
- Z tego co wiem sumienie i wybaczanie to raczej twoja działka – podniósł głos Marek. Nie wiele brakowało, a podniósłby rękę na młodego, tak go już wyprowadził z równowagi. Jak on śmie? Przecież przyjechał tu, tak? Skoro nie będzie tu mieszkał, to co go obchodzi, co zrobię z domem.
Agata przysłuchiwała się rozmowie. Nie rozumiała dlaczego Marek tak nie chce tego urokliwego miejsca. Bardzo jej się tu podobało. Krępowało ja to, że została wyłączona z dyskusji. Odchrząknęła, żeby zwrócili na nią uwagę. Jednak i na to nie reagowali zajęci kłótnią.
- To ja, pójdę dorobić herbaty?
Dalej cisza. Wstała i niezauważona skierowała się w stronę domu. Postawiła wodę w czajniku i wyjrzała przez okno. Ogień na palenisku powoli dogasał. Ujrzała Marka żywo gestykulującego rękoma w stronę brata. Pokręciła głową. Przeszła do salonu. Zauważyła stare fotografie i duże podobieństwo Marka do ojca. Położyła się na kanapie i momentalnie zasnęła.
Ogień skończył się tlić. Marek dokończył butelkę piwa i cisną nią do kosza. Skłócony z bratem skierował się do domu. Agata nie wróciła już do nich. W żadnym ognie nie paliło się światło. No przecież nie poszła do lasu… Wszedł do domu zapalając światło. Zauważył w salonie zgiętą w pół, smacznie śpiącą brunetkę. Pokręcił głową. Nie był dumny z siebie, że tak zaniedbał dziewczynę tego wieczoru woląc wdać się w bezsensowną kłótnię. Była jego gościem, nie musiała to być, a mimo to zostawiła dla niego wszystko i jest, a on najzwyczajniej w świecie ją olał. Powoli, ostrożnie wziął ją na ręce i zaniósł po schodach do swojego pokoju przykrywając ciepłą kołdrą jej chłodne, drobne ciało. Ucałował brunetkę w czoło i zszedł na dół położyć się tam, gdzie wcześniej leżała Agata. Kobieta na ten czuły gest uśmiechnęła się i obróciła na drugi bok.


Kilka dni późnij odbył się skromny pogrzeb. Żyli na takim odludziu, że właściwie przyszli na niego tylko synowie i przyjaciele Marka z kancelarii, których Agata ściągnęła z Warszawy. Ojcu według jego ostatniej woli zamówiono drewnianą trumnę.
Na cmentarzu przy grobie stoi Marek obok swojego brata, jedynej rodziny jaka mu została, i pewnej pięknej brunetki trzymającej go cały czas pod rękę i wspierającej. Za nimi stoi ich wspólniczka z kancelarii z mężem i młody adwokat - Bartek Janowski. Nie znali oni ojca ich przyjaciela, ale przyjechali tu specjalnie dla Marka. W Warszawie wiele razem przeszli, wspólne problemy, utrata kancelarii zbliżyły ich do siebie i zacieśniły więzi, tak że mógł zawsze na nich liczyć, a oni go bardzo lubili i teraz szczerze mu współczuli. Cmentarz jest mały z kapliczką polową na środku. Ksiądz już wygłosił kazanie, wypowiedział się jak najlepiej o zmarłym. Jaki był naprawdę wiedzą tylko synowie. Młodzi Dębscy sypnęli ziemi na dębową trumnę. Wszyscy wpatrują się w tabliczkę z imieniem i nazwiskiem Dębski na opuszczanej do nagrobka trumnie. Grób został zamknięty. Położyli pięć dużych wiązanek i zapalili znicze. Stali tak jeszcze chwilę, wiatr owiewał ich włosy. Złożyli Markowi i Robertowi szczere kondolencje. Dorota z Agatą przytuliły Marka.
- Wiesz, że zawsze…
- Wiem, Dorotko…


Po powrocie do kancelarii Marek trzasnął drzwiczkami od barku w swoim gabinecie i udał się do kuchni. Zdążył już wylać połowę pierwszej butelki, gdy w ślad za nim wkroczyła Agata.
- Ty nie żartowałeś.
- No nie – znów przechylił butelkę.
- Nie szkoda takiego drogiego alkoholu? Wierzysz, że to jest sposób?
- Ja… muszę. Uwierz, nie chcesz mieć w kancelarii kopii mojego ojca.
- To zróbmy tak. Daj mi to, zamknę u siebie. Sama, wiesz, że nie wypiję, a przynajmniej będzie bezpieczne, hmmm?
Mężczyzna posłusznie oddał jej butelkę.
- Co ja bym bez ciebie zrobił?
Kobieta uśmiechnęła się do niego.


Agata weszła do kancelarii z plikiem listów w ręce.
- Dębski zbiera wszystko, a właśnie gdzie on jest?
- Nie wiem. Kazał wczoraj Bartkowi poprzesuwać rozprawy i klientów.
- A..


Brunetka jechała przez wielki dębowy las, ostatni zakręt i będzie na miejscu. W takich chwilach żałowała, że nie posiada sportowego Jeepa, tak jak Dębski. Była pewna, że on teraz właśnie tu się schował. Chociaż do tej pory nie poznała tej jego wielkiej tajemnicy, po prostu nie mieściło jej się w głowie, że można aż tak odciąć się od własnego dzieciństwa, usunąć je z życiorysu. Rok, dwa ale żeby całe dzieciństwo? To chyba nierealne. Wysiadła z samochodu trzaskając drzwiami. W domu nie paliło się żadne światło. Wokół domu też było ciemno, głucho, liście na drzewach poruszały się złowrogo. Weszła na werandę. Stare, próchniejące deski zatrzeszczały jej pod nogami. Jak Dębski nic z tym nie zrobi to przecież ten dom zaraz obróci się w ruinę. Weszła do środka. Ta przejmująca cisza panująca tam była nie do zniesienia aż. Na schodach zobaczyła maluteńki snop światła lampki nocnej dochodzący z pokoju Marka. Wspięła się na górę i stanęła w drzwiach oparta o framugę.
Dębski siedział na łóżku z małą figurką w ręce. Zaszklonymi oczami błądził po ścianie zatopiony we własnych myślach wspomnieniach. Podniósł głowę na drzwi czując, że ktoś mu się przygląda. Agata podeszła do niego i usiadła obok.
- Ja nie… nie mogłem tu nie przyjechać. Teraz… coś mnie tu ciągnęło… Chyba jestem mu to winien, nie? Nie całe dzieciństwo w końcu miałem spieprzone… - mówił łamiącym się głosem.
Agata kiwnęła głową, że rozumie. Położyła dłoń na jego ramieniu.
- Wiesz ile lat ma ta zabawka?
Pokazał jej trzymanego w ręku zielonego konika. Brunetka pokręciła przecząco głową.
- Trzydzieści. Dostałem go na piąte urodziny… od mamy – mówiąc ostatnie słowo głos jeszcze bardziej mu się załamał na wspomnienie – właśnie wygrzebałem go z szuflady w biurku. Trzydzieści lat tu leżał… - pokręcił głową nie wierząc, że ulubiona zabawka przetrwała tyle czasu. – Wypatrzyłem go sobie na odpuście… wiesz pełno kramów, kolorowo, dziecko ciągnie…. Narobiłem mamie niezłej awantury wtedy błagając o niego – uśmiechnął się na to wspomnienie – sporo kosztował pamiętam – ojciec nie chciał się na niego zgodzić… ale mama, ona była kochana… Kilka dni później wręczyła mi go w tajemnicy przed ojcem… On wystrugał dla mnie takiego samego, ale… mimo że własnoręcznie to nigdy go nie lubiłem, zawsze bawiłem się tylko tym od mamy…
Agata słuchała uważnie jego opowieści. Jej również zaszkliły się oczy widząc w wyobraźni mamę Marka jak i swoja wcześnie utraconą. Położyła jego głowę na swoich kolanach i gładząc po policzku wyszeptała.
- Przede mną nie musisz się ukrywać. Przecież wiem, co to znaczy wychowywać się bez mamy.

Leszkowelove

5 komentarzy:

  1. Ty już wiesz, co ja na temat tego opa myślę. :*
    Kochamkochamkochamkocham! Czekam na cedekacedekacedekacedeka tego właśnie opa. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezus maria jakie to piękne !!! <3

    P.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję kochane <3 wiem Daisy wiem ;* to sobie trochę poczekasz.... zwariować idzie z wami jak nie jedna to druga na moje napalona :D chcesz cedeka to tego to go napisz bo ja nie mam pomysłu :P miała być jedna część już są 2 a chcecie więcej :D Na razie spróbuję wrócić do przerwanego wielopartowego.

    OdpowiedzUsuń