sobota, 19 października 2013

Opowiadanie Daisy cz.25 Finał! cz.1

Dziękuję za dedykację <3 Świetne to było <3 "Przezorny zawsze ubezpieczony.", mówię tu o Marku i Dorocie :) Ależ oni się martwią :D Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś coś napiszesz :)
A tak w ogóle to jest jeszcze jedna część finału, bo chyba nie rozumiem :D
Wam życzę miłego czytania :)

Domcia

Houk!              
Pewnie niektórych ucieszy fakt, że nie będę już więcej nim spamować, ponieważ witam was po raz ostatni z tym opowiadaniem. Dziwnie tak jakoś się robi… Po prawie 4 miesiącach, oddaje w wasze ręce, oczy, czy co tam chcecie ;) 1 część finału mojego opa. Pragnę wam podziękować za wszystkie pokrzepiające komentarze i zachęcić wszystkich moich niekomentujących czytelników do pozostawienia choć jednego, króciutkiego komentarza.

Dedykacja: mycha margatowa, Leszkowelove, Domcia, Paula. ;*

***
            Wchodziła do kancelarii pewna obaw. Nie wiedziała jak Marek na to wszystko zareaguje, dlatego miała nadzieję, że zrozumie to co napisała w liście. Powoli otworzyła drzwi do gabinetu i usiadła na kanapie.
***
            W tym samym czasie On siedział nieruchomo i bezmyślnie wpatrywał się w ostatnie słowa listu: „będziesz tatą”. W oczach szkliły mu się łzy. Dziwnie się z tym czuł, ale to nieopisane szczęście jakiego właśnie doświadczał, nie pozwalało mu normalnie myśleć. Po dłuższej chwili nieznanego mu dotąd otępienia podszedł do szafy, wybrał z niej pierwsze lepsze ubranie i nie goląc się nawet – wybiegł z domu. Całe szczęście Opatrzność czuwała nad nim i nie zabił się na drodze dociskając z całej siły pedał gazu. Przekraczając próg kancelarii nie myślał już kompletnie o niczym innym jak tylko o niej… o nich. Nie zwrócił w ogóle uwago na siedzącego przy biurku Bartka, ani na wołanie Doroty z konferencyjnej. Zamaszyście otworzył szklane drzwi i rozglądnął się po gabinecie. Agata drzemała spokojnie na kanapie w gabinecie. Bezszelestnie kucnął przy niej i odgarnął jej grzywkę z oczu. Brunetka powoli otworzyła oczy.
- Kocham Cię! – podniósł żonę i przytulił mocno.
- Marek, nie krzycz tak, dziecko obudzisz. Śpi u ciebie w gabinecie. – skarciła męża.
- Co?! – odstawił ją na ziemię i podbiegł do swojego gabinetu.
- Spokojnie, Zuzia tam śpi. Zuzia Gawron. - zaśmiała się. - Rozchorowała im się opiekunka i nie mieli jej z kim zostawić. –Marek wziął żonę na ręce jak małe dziecko i usiadł na kanapie.
- Nie wiem, czego ty się bałaś, kochanie. Jesteś moją żoną, MOJĄ i tylko moją. Nie masz się czego bać. Jak mógłbym być na ciebie zły? Ja zaopiekuję się wami najlepiej jak tylko będę umiał, a my razem naszym dzieckiem. Aha, jeszcze jedno: jak zobaczę cię w okolicy alkoholu, kawy lub czegokolwiek podobnego, to nie ręczę za siebie. Jak będziesz zmęczona, to się po prostu połóż, idź spać, a ja zrobię wszystko za ciebie. Musisz teraz dużo wypoczywać. Rozumiemy się? – pogroził jej na koniec zabawnie palcem.
- Tak, rozumiemy się, ale ty też masz się nie zapracowywać. MY potrzebujemy twojej obecności. Za tydzień idę na pierwszą wizytę – z Tobą. Także na następny czwartek o osiemnastej masz mieć wolne. Rozumiemy się? – uśmiechnęła się do niego zawadiacko i pocałowała.
- Tak jest. Kocham cię. – przytulił ją mocno do siebie i dodał – A skoro Zuzia  śpi u mnie w gabinecie, to gdzie ja mam pracować?
- Zaraz ją wezmę do mnie. Dzisiaj nie idę do sądu. – weszła do gabinetu męża i wzięła dziewczynkę na ręce. Gdy tylko Marek to zobaczył, poderwał się z kanapy i próbował przejąć od niej dziecko.
- Zostaw, muszę się podszkolić.
- Ale ty nie możesz nosić! Agata, jesteś w ciąży. Nie możesz nosić ciężkich rzeczy! – próbował przemówić żonie do rozsądku.
- Oj, dobra, dobra. Tato. – poddała się i ciężko opadła na kanapę w gabinecie.
- Będziesz grzeczna? – chwycił ją za rękę.
- Tak. – pocałowała go przelotnie w policzek i wyszła z gabinetu.
***
            Kilka godzin później, ktoś bezszelestnie otworzył drzwi do kancelarii i ten sam ‘ktoś’ szeptem zapytał młodego mecenasa:
- Jest Marek?
- Nie. Wyszedł pół godziny temu. Czemu szepczesz?
- A, nic, nic. Po prostu przesadnie się mną dzisiaj opiekował. – odparła brunetka już normalnym głosem. – A Dorota też w sądzie?
- Nie. Ma teraz 15 minut przerwy pomiędzy klientami i karmi Zuzię, bo Wojtek nie może jej teraz przechwycić.
- Dzięki.
***
- Cześć, mogę wejść? – wychyliła się zza drzwi gabinetu przyjaciółki.
- Tak, tak. Wejdź. Zuzia, powiedz cioci cześć. – rudowłosa uśmiechnęła się do córeczki.
- Cześć, Zuzia. Jak się spało w gabinecie u wujka? Dobrze? – Agata przypatrzyła się tej cudownej scenie… Mama z dzieckiem. Jakie to musi być cudowne. Taka maleńka istotka, która ufa ci w każdym względzie bezgranicznie, które jest od ciebie całkowicie uzależniona, która jest tylko TWOJA. Brunetka oparła się o framugę i rozmarzonym głosem zapytała:
- Dorota… Czy posiadanie… Jak to jest… być mamą?
- Mamą? – upewniła się.
- Tak. Mamą. Jak to jest nią być? – powtórzyła brunetka.
- No wiesz. To zależy jak na to patrzeć. Jest to na pewno zupełnie nowe doświadczenie. Dziecko to nie lalka. Zwłaszcza takie małe potrzebuje uwagi i opieki 24 godziny na dobę. Nic nie potrafi zrobić samodzielnie. Przez jakiś czas trzeba się przestawiać, a potem tak, czy inaczej nic jest takie samo. Ale z drugiej strony, to takie dziecko, chociaż czasami cię niesamowicie denerwuje, staje się dla ciebie całym światem. Kiedy już umie chodzić, to jak wracasz do domu po pracy, wybiega do ciebie. Ba, nawet wielokrotnie dzięki niemu może nie być tyle sporów, lub zostają one szybciej załagodzone. Taki mały szkrab potrafi być czasem bardzo śmieszny. – zrobiła na chwilę przerwę, by włożyć buntującej się córeczce kolejną porcję do buzi. Po chwili spojrzała na przyjaciółkę. Stała jak zahipnotyzowana, wpatrzona w śmiejącą się Zuzię. Ewidentnie o czymś chciała jej powiedzieć. Nie przyszła tutaj przecież, żeby się tylko o to zapytać. Prawdę mówiąc, to instynkt detektywa pani Gawron, podpowiadał jej o co jej przyjaciółce może, lecz musiała to usłyszeć na własne usłyszeć. – Coś się stało? Czemu się o to zapytałaś? – próbowała ją nakłonić do zwierzeń.
- Nic… To znaczy… Nie nic, tylko ktoś…  - miała mętlik w głowie, nie wiedziała jak to powiedzieć Dorocie.
- Co? O czym ty mówisz?
- No… Będziemy mieli dziecko z Markiem. – spuściła głowę.  Dorota podeszła do niej i podniosła jej głowę do góry.
- Wspaniale! Agatka, to cudownie! – przytuliła ją mocno. - A Marek wie? – zapytała przezornie, znając brunetkę nie od dziś.
- Tak, tak. Wie. Dzisiaj nawet zrobił mi kazanie, jak przenosiłam Zuzię do siebie.
- Co robiłaś?! Ja cię kiedyś normalnie uduszę. Jeszcze raz taki numer wywiniesz, a każę Markowi zamknąc cię w domu do końca twojej ciąży. Nie żartuję. – dodała z pełną powagą na twarzy.
- Oj, dobra, dobra. Obiecuję. – położyła dłoń na sercu. – Świadoma odpowiedzialności przed prawem, obiecuję nie nosić ciężkich rzeczy do końca mojej ciąży. Zadowolona? – posłała jej szelmowski uśmieszek.
- Tak.
***
            Koło ósmej zmęczona wróciła do domu. Sprawnie uporała się z zamkiem u drzwi. Odwiesiła kurtkę, zdjęła buty i oparła się o ścianę. Zakręciło jej się w głowie.
- Agata? Jesteś już? – usłyszała z kuchni ciepły głos męża. Po chwili wyszedł z pomieszczenia i zaniepokojony podszedł do żony.
- Kochanie, wszystko w porządku? – chwycił ją za ramiona.
- Tak. W głowie mi się tylko trochę zakręciło mi się w głowie. Wszystko dobrze. – odpowiedziała, kierując się do sypialni. Marek podążył za nią. Kobieta położyła się na łóżku i zamknęła oczy.
- Kochanie, na pewno wszystko w porządku? – zamartwił się. – Chcesz coś zjeść? Zrobiłem kolację.
- Za chwilę, tylko się przebiorę, bo ten strój nie jest zbyt dobry. – podeszła do szafy.
- Jak dla mnie możesz chodzić bez niczego. – posłał jej niegrzeczne spojrzenie. – Zaparzę ci herbaty, a ty się spokojnie przebierz.
            Gdy weszła do kuchni zobaczyła pięknie nakryty stół, a przy nim zamiast czwartego krzesła, zauważyła sporych rozmiarów pudło.
- Nie mogłem się powstrzymać. Nie zdążyłem jeszcze złożyć, bo niedawno wróciłem do domu. Mam nadzieję, że będzie ci się podobać. A teraz siadaj i jedz, tylko najpierw wytrzyj sobie policzek, bo coś na nim masz. – powiedział podając jej kubek z gorącą herbatą.
Agata wzięła serwetkę leżącą koło talerzyka i przetarła wskazane przez męża miejsce, poczym zdziwiona spojrzała na miejsce, skąd ją wzięła. Leżał tam bilet do na seans w jej ulubionym kinie w… Bydgoszczy. Zdziwiona spojrzała na niego.
- Pomyślałem, że dziadek też powinien wiedzieć, a przy okazji, spędzimy miły wieczór. Co ty na to?
- Jesteś kochany. Dziękuję, za pyszną kolację. – posłała mu czułe spojrzenie.

Daisy

10 komentarzy:

  1. Jest jeszcze jedna część. :)
    Tzn będzie, bo póki co, jest tylko w mojej głowie. :)

    Cieszę się, że Ci się spodobało, Domciu. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uznanie, chociaż chyba nie zasługuję :)

      Usuń

  3. Macie wiadomość.
    E.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękujedziękujedziękujedziękuje! <3
    Jestem tak nabuzowana pozytywną energią dzięki Tobie i E. że uśmiech nie schodzi mi z twarzy teraz.. uwielbiam Ciebie! <3
    Czekam na cedek z niecierpliwością :****

    Paula

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaaa Daisy to jest cudowneeee <3 o niebo lepsze od poprzedniej części Margata takim szczęśliwym małżeństwem opiekuńczy Marek i Dorota...
    "- Oj, dobra, dobra. Obiecuję. – położyła dłoń na sercu. – Świadoma odpowiedzialności przed prawem, obiecuję nie nosić ciężkich rzeczy do końca mojej ciąży. Zadowolona? " - to mnie rozwala :D
    jestem ciekawa co będzie oprócz porodu w drugiej części mam nadzieję, że opiszesz wyjazd do Bydgoszczy :D
    ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S i dziękuję za dedyka <3

      Usuń
    2. O jejku jaki długi komentarz! :D
      Oczywiście wyjazd opiszę, a co jeszcze, to się zobaczy. W każdym razie, mam nadzieję, że uda mi się zakończyć to opowiadanie satysfakcjonująco. :D

      Usuń