sobota, 31 sierpnia 2013

Opowiadanie Paoli

Nowa fanka = nowe opo :)

Wrzucam i spadam :) Nie mam siły, a nic przecież takiego wielkiego nie robiłam... Chyba dobija mnie fakt końca wakacji...

Czekam na rozwój akcji, o ile takowy nastąpi :)

Miłego czytania :)

Domcia

Cześć wszystkim ;) Przedstawiam Wam wyniki mojego jednego wolnego wieczoru. Nie wiem nawet jak "to coś" nazwać, bo nie dorastam do pięt autorkom tych cudów twórczości, które tak lubię tu czytywać w wolnej chwili. Sama nie wiem czy to miniaturka, czy zdołam wymyślić jakiś ciąg dalszy. Choć sądząc po objętości to jednak mini :D Jakby to powiedziała Agata:

"Pozostawiam wolność interpretacji.."

Zapraszam do czytania i proszę o szczere komentarze. (jestem początkująca i chętnie się czegoś nauczę od bardziej doświadczonych :))
-
Siedziała przy oknie i popijała gorącą herbatę, opatulona w ciepły szary koc. Za oknem było już ciemno. Patrzyła na przechodzących w pośpiechu ludzi, którzy chcieli za wszelką cenę uciec przed niechybnie zbliżającą się burzą. Po chwili nie było widać nikogo, a na szybie można było dostrzec pierwsze krople wody.
Pod wpływem chwili zamknęła oczy. Przed jej oczami przelatywały te ważne i mniej ważne momenty z ostatnich lat.
Hubert…ProSpectrum…mafia Marczaka… no i ta najświeższa.. dyscyplinarka..
To wszystko połączone było dziwną siecią, której nawet ona, słynna pani mecenas nie potrafiła rozwikłać. W ostatnich dniach czuła, że za dużo przebywa z innymi ludźmi. Ciągle tylko hałas, zgiełk, bałagan, stres i tak dobrze jej znana ucieczka w pracę. Za często zapominała o odpoczynku..
Zawsze lubiła te chwile samotności, gdy mogła się całkowicie rozluźnić, napawać ciszą panującą wokół i wsłuchiwać w bicie własnego serca. W takich momentach czas się zatrzymywał, a ona mogła zrelaksować się i spokojnie zebrać myśli. Tak było właśnie teraz..
I co pani mecenas-pomyślała Agata- los znów nie potraktował Cię zbyt łaskawie..
Gdy tylko zdołałam podnieść się i odbić od dna, ani się obejrzałam, a znów tu jestem.. sama.
Co ja myślę? Przecież jest Dorota, Bartek, tata w Bydgoszczy..Marek…no właśnie, Marek.. jest czy go nie ma? Był przy mnie przez cały czas, ale w momencie gdy był mi najbardziej potrzebny.. odsunął się na bok, wycofał.. jakby się czegoś bał.. Ja też się przecież bałam.. Obydwoje się baliśmy..
Agata, jesteś zmęczona-przerwała sama sobie-to nie jest odpowiednia chwila do rozmyślań na ten temat. Porzucając temat Marka zaczęła myśleć o tym jak będzie wyglądała jej przyszłość…
Po prostu kolejny raz muszę zebrać siły na to, aby móc znów wszystko rozpocząć na nowo.. Ciekawe ile jeszcze takich upadków mnie czeka?.. Chyba już na więcej nie mam siły..
Powoli emocje ostatnich dni z niej uchodziły.. Poczuła lekki ucisk w sercu, a po jej policzku spłynęła samotna łza, którą szybko starła ręką.
Nie, nie będę się mazać-pomyślała-Agata Przybysz się nie załamuje!
Więc co teraz? Może pojadę odwiedzić tatę? Nie, od razu by się zorientował, że coś się stało i maglowałby mnie całymi dniami. Nie chcę mu na razie nic mówić.
Na wspomnienie ojca próbującego wydusić z córki prawdziwy powód jej odwiedzin, Agacie mimowolnie wpłynął na twarz lekki uśmiech.
A może pojechałabym na prawdziwe wakacje?-pomyślała. Tak dawno nie byłam nigdzie za granicą…
Już wiem!
Uradowana z pomysłu, który właśnie wpadł jej do głowy poderwała się z podłogi o mało nie wylewając zimnej już resztki herbaty. W pośpiechu włączyła laptopa i wpisała w wyszukiwarkę:
'Gruzja'..
Tej nocy burza szalała po całej Warszawie, a deszcz bębnił we wszystkie stołeczne rynny. Niebo zasnuły czarne chmury, a do szumu wody dołączyły grzmoty piorunów, które zdawały się nie mieć litości. Ludzie zabierali swoje zwierzęta do domu i zamykali okienka piwniczne w obawie przed zalaniem. Tylko jedna osoba w całym mieście nie przejmowała się tym co działo się za oknem. Była nią wrzucająca do walizki ubrania kobieta, w której kiełkowała nadzieja na lepszą przyszłość..

Paola

Opowiadanie Duśki cz.2



            Samolot 20 min temu wylądował w Gruzji, Agata zdążyła już dojechać do hotelu. Wzięła klucze z recepcji, poszła do pokoju. Nie miała siły się nawet rozpakować, lot ją strasznie zmęczył. Co prawda nie był długi ale myśli, które jej przy nim towarzyszyły doprowadziły ją do granic wyczerpania.
           
„Marek!!! Niewinny!!! W takim razie kto? Bitner? Nie… boi się Marczaka… Marczak! On jest jedynym człowiekiem, któremu tak bardzo zależy na tym, aby mnie pogrążyć… Może nawet zabić??? Stop, Agata! Ogarnij się, dobra, Marczak ma powiązania z mafią i różnymi drogami dobija do celu…” tych kilka zdań towarzyszyło jej po wyjściu z samolotu, w trakcie drogi do hotelu i teraz. „Agata! Ty tu przyjechałaś, żeby przemyśleć parę spraw, zastanowić się co dalej, może nawet odpocząć. Nie rozdrapuj świeżo zagojonych ran! Daj losowi działać…” Przybysz leżąc na łóżku w pokoju nie mogła odpędzić się od napływających do jej głowy pytań. Nie chciała o tym wszystkim myśleć, zostawiła to w Warszawie, bynajmniej chciała, żeby tak było, jednak to za nią przyleciało.
„Marek!!! Czemu ja ciągle o Tobie myślę?
Obwiniasz się cały czas, niepotrzebnie, to nie Twoja wina. Byłam zła o Okońską, ale niesłusznie, przecież chciałeś mi pomóc.
Kurde, Agata! On chciał Ci pomóc!
Robił to dla Twojego dobra, a ty co? Nawrzeszczałaś na niego jak na ostatniego łotra…”
            Przybysz postanowiła się przejść po okolicy, jej walizka została już rozpakowana, a drzwi zamknęły się za nią z hukiem. Wyszła z hotelu kierując się w stronę..? Właśnie, gdzie dokładnie poszła? Jej nogi same wiedziały jaką drogę mają wybrać, nawet się nie spostrzegła, kiedy znalazła się na pobliskim targowisku.
           
W tym samym czasie w Warszawie.
            -Marek! Jesteś? – Gawron krzyknęła wchodząc do kancelarii – cześć Bartek.
            - Cześć. Dębski jest u siebie.
            - Ok, dzięki. Możesz zrobić mi herbatę? – Dorota była trochę pobudzona.
            - Już robię… - nie zdążył odpowiedzieć, kobieta zniknęła za drzwiami gabinetu Marka.
            - Marek! Złożyłam apelację w sprawie Agaty! – Dębski na sam dźwięk jej imienia aż podskoczył.
            - Co?
            - Och, czemu nikt mnie nigdy nie słucha? Powtórzę, złożyłam apelację w sprawie Agaty. Do środy mamy dostać odpowiedź.

            Tymczasem w Gruzji Agata będąc na targowisku wypatrzyła piękną sukienkę. Wyjście to pozwoliło jej choć na chwilę zapomnieć o problemach, od których ostatnio nie mogła się oderwać.

Krótka, bo krótka część ale mam nadzieję, że choć trochę się spodobało. Jest w niej dużo chaosu, zamętu.
 Duśka

Historia inaczej pisana V cz. I

Dopadłam się do laptopa i jak mówiłam moje opowiadania w dzień, aż tak mi się nie podobają, dlatego ze ktoś zawsze przerwie mi jak jestem w trakcie i tracę ten pomysł, wypada mi wszystko z głowy. :/

"oddychaj, zdobywaj, zaklinaj czas, żyj"

Piątkowy letni wieczór, ona i on, siedzieli wtuleni w siebie, oglądając komedie romantyczną, długo nie było trzeba czekać, aż mężczyzna siedzący obok niej zaśnie, nie przepadał za tego typu filmami. Agata spojrzała się na Dębskiego, uśmiechnęła się i jeszcze bardziej wtuliła się w jego ramiona. Zbliżały się już napisy końcowe, i powieki mecenas Przybysz zaczęły opadać, aż zamknęły się całkowicie i przeniosła się w krainę snów. W środku nocy przeszedł go lodowaty dreszcz, otworzył oczy, i ujrzał śpiącą w jego ramionach Agatę, która była cała zimna. Wstał ostrożnie aby nie zbudzić narzeczonej, zamknął okno tarasowe, wziął Agatę na ręce i zaniósł do sypialni, przytulił ją najmocniej jak mógł aby ja najszybciej jej zimne ciało się ogrzało. Rankiem Agata szykowała śniadanie, rozbrzmiał dzwonek do drzwi, brunetka kierowała się w stronę drzwi, otworzyła i na jej twarzy pojawił się uśmiech i zaskoczenie.
- Diana? Co ty tu robisz? - zapytała Agata
- Przyjechałam odwiedzić kuzynkę - uśmiechnęła się, miały ten sam uśmiech, te same oczy, były praktycznie klonami, tylko Diana miała włosy ścięte do ramion. 
- Wejdź, zjesz coś bo właśnie robię śniadanie - uśmiechnęła się i wpuściła młodszą o dwa lata kuzynkę, Diana zajęła jedno z krzesełek przy blacie, a Agata krzątała się po kuchni.
- Ładny dom, chyba dobrze płacą Ci w tej korporacji - rzekła i uśmiechnęła się
- W korporacji? - uśmiechnęła się - nie pracuje już tam, teraz pracuje w kancelarii 
- To trochę ominęło mnie, co się jeszcze zmieniło w twoim życiu ? - Agata uniosła dłoń z pierścionkiem, Diana zachłysnęła się sokiem
- Zaręczyłaś się? - powiedziała niedowierzając, Agata przytaknęła - To gdzie masz swojego narzeczonego?
- Śpi - uśmiechnęła się 
- Nie śpię, nie śpię i słyszę jak o mnie się rozmawia - podszedł do Agaty i pocałował ją czule w usta - co tak ładnie pachnie ?
- Śniadanie - powiedziała złośliwie Diana 
- Marek to jest Diana, moja kuzynka , Diana to jest Marek, mój narzeczony - uśmiechnęła się
- Wy nie jesteście przypadkiem siostrami bliźniaczkami ? - podał dłoń i uśmiechnął się - Widać nie tylko podobieństwo w wyglądzie ale i też w charakterze - Agata uderzyła go w ramię ze szmaty - Dobra dobra wychodzę - wyszedł z kuchni i udał się do salonu włączył tv i zaczął oglądać mecz. Tymczasem panie prowadziły konwersacje na temat narzeczonego Agaty.
- Nie mówiłaś że jest taki sexowny - powiedziała Diana, po czym wstała i zerknęła do salonu - Powtórkę wczorajszego meczu włączył, muszę obejrzeć. - zniknęła za rogiem i przysiadła się do Dębskiego na kanapę. Agata kończyła już śniadanie.
- Śniadanie gotowe - krzyknęła jednak nikt nie odpowiadał - Słyszycie? - powiedziała wychodząc z kuchni i kierując się do salonu, sezonowych kibiców poniosły emocje i objęli się po strzelonej bramce przez ich drużynę. Agata spojrzała na dwuznaczną sytuacje, i lekko chrząknęła, wzrok obojga skierował się na nią - Śniadanie - powiedziała po czym wróciła do kuchni, zaraz za nią wciąż dyskutujący na temat meczu Diana wraz z Dębskim. Agata przyglądała się przyglądającemu się Dianie Dębskiemu. Wstała po skończonym śniadaniu od stołu.
- Nie zapomnij o dzisiejszej parapetówie - powiedziała Przybysz obojętnie
- Wychodzisz gdzieś? - powiedział widząc jak Agata pakuje rzeczy do torebki
- Mam spotkanie - powiedziała, po czym zniknęła za drzwiami. Nie chciała zostawiać Dębskiego sam na sam ze swoją kuzynką, po dwóch ostatnich sytuacjach dzisiejszego dnia, ale zostawiła go z nią bo mu ufała. Wsiadła do swojego czerwonego auta i zostawiając kłęby unoszącego się piachu zniknęła. Podjechała pod wyznaczoną kawiarnie, weszła i wyszukiwała mężczyzny którego będzie widziała pierwszy raz, podeszła do jednej z kelnerek.
- Przepraszam, szukam Filipa Bronkiewicza - w tym czasie siedzący dwa stoliki od stojącej Agaty, wstał mężyczna
- Mecenas Przybysz? - powiedział, Agata podeszła do niego i usiadła przy stoliku
- Więc proszę mówić o co chodzi? - rzekła
- Chciałbym rozwieść się z żoną, jedynym problemem jest to że wyjechała pięć lat temu z Warszawy i nie mogę jej odnaleźć - opowiadał dalej wszystkie fakty z jego burzliwego życia.
- No dobrze, zobaczymy co da się zrobić - powiedziała - jeżeli pan się czego kolwiek dowie proszę zadzwonić. Do widzenia - rzekła 
- Dziękuje pani mecenas - ucałował jej dłoń, Agata momentalnie zalała policzki rumieńcem - Do zobaczenia.
W tym samym czasie, Marek wybrał się do zoo z Dianą.
- Świetny pomysł był z tym zoo, będę musiał zabrać tu Agatę - powiedział 
- Długo się znacie z Agatą? - zapytała, odrywając kawałek waty cukrowej 
- Wystarczająco długo, abym był pewny tego że to jest kobieta mojego życia - uśmiechnął się do Diany
- Jesteś pewny że to ta jedyna? - spojrzała na niego unosząc brew - Przecież może pojawić się druga, która sprawi że bardziej ją pokochasz niż swoją narzeczoną - puściła mu oczko
- Nie mam pewności, ale wydaje mi się że z Agatą to już tak na zawsze - stanął i oparł się o drewniany płot i patrzył na zwierzęta, w tym czasie Diana położyła dłoń na jego plecach i jeździła po nich palcem
- Cieszę się że kuzynka spotkała na swojej drodze kogoś tak wyjątkowego jak ty, zazdroszcze jej że miała tyle szczęścia - Marek odwrócił się w jej kierunku, jej dłon z jego pleców powędrowała na jego tors i błądziła po nim
- To ja miałem szczęście, ze spotkałem taką osobę jak ona - uśmiechnął się - robi się poźno, musze jeszcze przygotować dom na impreze - odszedł od niej kawałek
- Pomogę Ci - wskoczyła mu na barana, Marek niósł ją na plecach, ona co rusz podgryzała jego ucho, albo składała całusy na policzku, on brał to jako żarty, ona za wszelką cene próbowała unieść mecenasa. Agata siedziała na kanapie w salonie, usłyszała roześmiane głosy Diany i Marka, spojrzala w stronę drzwi i po raz kolejny była zaskoczona tym co wyprawia Dębski, niósł na plecach jej kuzynkę. Diana widząca wzrok Agaty, zeskoczyła z jego pleców i oddaliła się.
- Jak tam sprawa? - próbował rozluźnić sytuacje
- Nie ma na razie żadnej sprawy, miałam spotkanie z klientem. Widać jak mnie słuchasz zresztą nie ważne, przygotuj dom ! - powiedziała i jej wzrok skierował się na ekran telewizora. Marek przygotowywal dom Diana mu pomagała i jak zwykle na każdym kroku próbowała go uwodzić. Zbliżała się godzina imprezy, Agata ubrała luźną białą koszulkę, i fioletowe obcisłe spodnie, natomiast Diana, krótką obcisłą sukienkę, z której cycki prawie jej wypadały. Większość wieczora Dębski spędził z Dianą niż z Agatą, Dorota podeszła do przyjaciółki.
- Co jest Agata? - powiedziała widząc smutny wyraz twarzy przyjaciółki
- Zobacz jak on na nią patrzy, jak się uśmiecha do niej.. - powiedziała
- Agata chyba nie jesteś zazdrosna o kuzynkę? - powiedziała
- Nie wiem już, sama nie wiem co ja mam o tym wszystkim myśleć.. - powiedziała, rozbrzmiał jej telefon. Odebrała i poprosiła klienta aby przyjechał do niej przekazać jej informacje. Po pół godzinie rozbrzmiał dzwonek do drzwi, Agata poszła otworzyć.
- Przepraszam, ze tak długo ale nie miałem gdzie zaprakować - uśmiechnął się - Proszę o to informacje które zdobyłem o ostatnim miejscu pracy mojej żony.
- Dziękuje - Agata spojrzała na papiery, i na Dębskiego stojącego z Dianą, zmrużyła oczy - Może wejdzie pan na lampkę wina, skoro i tak pan przyjechał?
- Nie dziękuje - uśmiechnął się
- Niech pan się nie da prosić 
- No dobrze, ale tylko na chwilkę, i proszę mówić mi Filip - podał dłoń i wszedł do środka 
- Agata - szli do salony, nagle jej klient stanął
- Diana? - wzrok kobiety skierował się na Filipa, i potem na zaskoczoną Dianę. Diana natomiast lekko przerażona i wystraszona patrzyła na Filipa.

No więc coś tam napisałam.. Mam nadzieje że się spodoba. :) W niedziele prawdopodobnie nie będzie opowiadania ;<

Paula

Opowiadanie T.A.

T.A - skrót od tajemniczej amatorki, proszę o wyrozumiałość. To opowiadanie będzie chyba jednorazowe, nie będzie posiadac ciągu dalszego tak mi się przynajmniej wydaje :)

Słońce chowało się za gęstymi ciemnymi chmurami, ten dzień był dość ponurym, dołującym i smutnym dniem. Agata niezważając na zbliżające się opady deszczu i burze, szła przed siebie. Krok za krokiem próbując zostawić wspomnienie dziejszego dnia, czasami przyśpieszała kroku próbując jak najszybciej uwolnić się od uderzających do jej głowy wspomnień. Czasami zwalniała kiedy w jej głowie pokazywał się obraz jego, tego który w ją zawiódł, czuła jak rozrywa się jej coś we wnętrzu organizmu. Zacisnęła zęby i znów szła normalnym tempem, nie szybciej ani nie wolniej, szła wciąż przed siebie. Na jej policzek spadła kropla, ale nie była to łza była to pierwsza kropla deszczu, po chwili pojawiła się kolejna, za nią następna i następna. Na jej ubraniu pojawiało się co raz więcej śladów deszczu, z nieba spadało co raz więcej kropli deszczu, ale ona nie przyśpieszała. Dookoła ludzie otwierali parasole, chowali się pod drzewami, albo uciekali do klatek, bądź pod najbliższy daszek. Ona szła wciąż przed siebie, nawet mocno padający deszcz nie przeszkadzał jej w spacerowaniu, miała całe przemoczone ubranie, i trampki. Zbliżała się do swojej kamienicy, ale nie miała ochoty siedzieć w mieszkaniu. Siedziała na stopniu, pod drzwiami kamienicy, przyglądając się jak duże krople deszczu rozbijają się o ziemie. Nie była jedną osobą która miała gorszy dzień, był też on siedział w swoim gabinecie, wciąż patrząc na drzwi dzielące ich gabinety, za każdym razem kiedy rozumiał swój błąd uderzał głośno o biurko, obwiniając się o przegraną sprawę dyscyplinarki, stanął przy oknie Warszawa zaczynała pokrywać się warstwami wody na chodnikach, ulicach, kratki kanalizacyjne i studzienki były już przepełnione wodą, odwrócił się i znów spojrzał na drzwi, te drzwi w których pojawiała się i znikała, kiedy stawał z kubkiem kawy i próbował z nią flirtować.

Droczenie, kłotnie, emocjonalne uniesienia, słodkie słówka.. a teraz? Teraz cisza, smutek, momotonność? Straciła zaufanie do mnie, straciła pracę, i straciła prawo do wykonywania zawodu, zbyt dużo jak na te kilka dni, zdecydowanie za dużo! To wszystko moja wina, gdybym chodź raz jej posłuchał.

Cisnął wszystkim z biurka na ziemię, w tym czasie do jego gabinetu wparowała poddenerwowana Dorota, próbując opanować emocje Dębskiego, ale on wiedział że to są tylko puste słowa, ona też przeżywała dyscyplinarkę Agaty, zdradziły to jej czerwone i zapuchnięte oczy. Na pewno płakała - pomyślał, i tak było. Od razu po wejściu do kancelarii, odwołała wszystkich klientów, nie pozwoliła sobie przeszkadzać, i usiadła za biurkiem chowając twarz w dłoniach cicho łkała, kropla za kroplą słonej łzy upadała na drewniane biurko, słyszalne były głośne huki wydobywające się z gabinetu Dębskiego, wiedziała że on przeżywa to bardziej niż Agata, wiedziała że się obwinia, i rozległ się głośny huk, i trzaski upadających rzeczy, otarła oczy i od razu udała się do gabinetu, przytuliła go, chodź wiedziała że to nie będzie ten sam uścisk co Agaty. Starała się go za wszelką cene pocieszyć i uspokoić. Nawet siedzący za biurkiem Bartek odczuł żal i smutek, że jego patronka i "mama", straciła co najważniejsze dla niej było w życiu, na co tak ciężko pracowała, pokonywała wszystkie przeszkody, żeby po prostu tak skreślić ją z listy adwokatów. Spoglądał na kartkę z wynikami egzaminów, wiedział że to nieodpowiedni czas żeby pochwalić się wzorowo zdanymi egzaminami, wiedziałby że na pewno jego patronka byłaby z niego bardzo dumna, i wyściskałaby go, a teraz nawet nie ma odwagi aby napisać do niej sms-a, aby przekazać jej dobre wieści, bał się że może ją to w jakiś sposób dobić. Cała czwórka przechodziła w swój sposób przegraną sprawę dyscyplinarkę, rozładowywując gniew na rozwalaniu wszystkiemu dookoła, zalewając się łzami, spokojnie ale jednak oddczuwając stratę, ale głowna osoba próbowała uciekać przed całym dniem, przed słowami wypowiedzianymi przez sąd i przez oddalającego się wciąż w jej myślach Dębskiego, widziała jak odchodzi chciała biec, ale nie mogła stała w miejscu jakby weszła w smołę, każdy jej jeden ruch to jego kilkanaście, znikał za gęstą mgłą zostawiając ją samą na pustkowiu, tak się czuła kiedy zrezygnował z jej bronienia, kiedy odchodził poczuła że została z tym wszystkim sama, mimo że miała jeszcze Dorotę i Bartka, czuła pustkę.

Niedługo zdradzę kim jestem. Pozdrawiam T.A.

piątek, 30 sierpnia 2013

Historia inaczej pisana IV cz. XVII FINAŁ!!!

Ohoho ! Kolejna część napisana w nocy 29.08. Godzina 3 : 00 :) Mam nadzieje ze się spodoba i że będziecie nadal śledzić historie :)


"Chcę czuć Twój oddech na ramieniu, oddychać Twym oddechem.
Co dzień widzieć Twój uśmiech i odpowiadać uśmiechem "


Poniedziałkowe poranne promienie słoneczne różniły się, były cieplejsze niż zawsze. Dębski wstał od razu po tym jak pierwsze promienie, ogrzewały jego twarz. jak przeszywały go ciepłe dreszcze po ciele. W pośpiechu się ogarnął i pojechał na działkę kończąc malowanie ostatniego pokoju, przyjaciele jak obiecali dawali mu usprawiedliwienie i alibi na nieodwiedzanie Agaty w szpitalu. Dębski na działce walczył z czasem, każda uciekająca minuta na zegarku sprawiała że jego serce przyśpieszało, krew w żyłach zaczęła płynąć szybciej, po godzinnej pracy nad malowaniem ostatniego pomieszczenia i chwilę przed przyjazdem ciężarówki z meblami, na posesji Dębskiego pojawili się towarzysze broni. Janowski za spóźnienie się musiał posprzątać malowany wcześniej pokój przez Dębskiego, w tym czasie panowie wnosili meble, kiedy Bartek uporał się w sprzątnięciu pomieszczenia, zabrał się do pomocy w noszeniu mebli. Z każdą minutą robiło się coraz goręcej, i z każdą minutą mieszkanie wypełniało się meblami. Marek zaskoczony postępem pracy, przypomniał sobie że nie odwołał fachowców, wyciągnął szybko telefon.
- Co robisz? - powiedział zdyszany Fabian, niosący jedną z szafek
- Nie odwołałem fachowców.. - powiedział nerwowo
- Spokojnie, zrobiliśmy to za Ciebie - rzekł, i kierował się ku wnętrzu. Dębski chwilę stał jeszcze i po mału docierały do niego słowa wypowiedziane przez Fabiana, i wrócił do pracy. Tymczasem w szpitalu Dorota pomagała Agacie się zapakować, Adrianna czekała na panie w samochodzie, wciąż podtrzymując niespodziankę w sekrecie. Jej telefon kilkakrotni wibrował, w torebce na siedzeniu obok, spojrzała na wyświetlacz i odebrała.
- Tak? - rzekła
- Zmiana planów, przyjeżdżajcie na działkę. Skończyliśmy. - rzekł Fabian po czym się rozłączył. Adrianna roześmiała się i ucieszyła sie faktem że wyrobili się z czasem, a nawet są dzień- dwa do przodu. Zza szpitalnych drzwi, wyszły dwie kobiety, wciąż się uśmiechające. Na widok Adrianny Agata lekko się zdziwiła, po czym wsiadła do samochodu. Kobiety ruszyły w drogę, kiedy Adrianna odbiła w inną ulicę niż powinna według planów, Dorota spojrzała na nią, ale Adrianna tylko się uśmiechnęła. 
- Mamy dla Ciebie niespodziankę, ale musisz ubrać tę opaskę - podały jej opaskę na oczy, Adrianna im bliżej była celu, zwalniała widząc sprzeciwiającą się mecenas Przybysz. - Ubieraj i nie marudź - powiedziała stanowczo Dorota, Agata poddała sie i ubrała opaskę, Adrianna momentalnie przyśpieszyła, i wjechała na posesje. Panowie czekali przed budynkiem, Adrianna wyszła pierwsza i pokazała że mają milczeć. Następnie wyszła Dorota trzymająca pod ramię mecenas Przybysz. Szły przed siebie, Dorota przekazała Markowi jego partnerkę, i od razu na sam dotyk jego dłoni, na jej tali po jej ciele przeszedł dreszcz i widoczna była gęsia skórka, stanął za nią. Czuła jego oddech na szyi, wszyscy przyglądali się stojącej na przeciwko domu parze.
- Teraz zaczynamy nowe życie. Tylko ty i ja.. nikt więcej nie przeszkodzi nam w naszym własnym świecie, w naszej przyjaźni, miłości i szczęściu - szepnął na jej ucho, po czym ściągnął jej opaskę. Agata chwilę miała jeszcze zamknięte oczy, ale po mału zaczynała unosić powieki. To co zobaczyło, wywołało na jej twarzy bezgraniczne szczęście, zachwyt, zaskoczenie i łzy..dużo łez. Spływały po jej policzkach jedna za drugą, jednak to nie były zwykłe łzy, były to łzy szczęścia , wielkiego szczęścia. Odwróciła się do niego twarzą, on uśmiechając wytarł jej łzy.
- Mecenas Agata Przybysz się wzruszyła - powiedział w niezwykle czuły, szarmancki i słodki sposób, ze Agata roześmiała się razem z innymi towarzyszami.
- Troszeczkę - wszyscy wybuchnęli śmiechem. Agata spojrzała w jego oczy, po jej policzku samoistnie leciały łzy nie mogła ich powstrzymać, zbliżyła usta do jego. - Dziękuje. Dziękuje że zmieniłeś moje życie, że wdarłeś się do niego, że pokonywałeś każde przeszkody, abyśmy teraz stali tutaj patrząc sobie w oczy, ja z pierścionkiem na dłoni, za plecami nasz wspólny dom. i tylko my i nasze wspólne przyszłe życie. Dziękuje że nie zrezygnowałeś. - pocałowała go, Adrianna wraz z Dorotą i Bartkiem wzruszyli się po słowach przyjaciółki, na widok zapłakanych partnerek panom również łezka w oku sie kręciła. Słone od łez usta Agaty, oderwały się od ust Dębskiego, chwyciła jego dłoń i weszli do środka. Była oczarowana tym co widziała, było w ich nowym domu tak przytulnie i ciepło. Agata podziwiała każdy pokój głośno wzdychając. Dębski podziwiał swoją partnerkę.
- Wiesz czego tu brakuje? - zapytał Dębski
- Małego, biegającego.. - ugryzł się w język, kiedy zobaczył zdezorientowany wyraz Agaty, poczuł że jeszcze nie czas na rozmowy o dziecku - czworonoga, może kupimy sobie psa? - wyszedł idealnie z sytuacji, podszedł do niej - i  brakuje jeszcze tylko naszych rzeczy.
- Pies? Hmm.. najpierw musimy ogrodzić naszą posesje żeby nam nie uciekł - uśmiechnęła się - no to na co jeszcze czekamy jedźmy po nie ! - powiedziała
- Jedźmy .. - lekko uniósł kącik ust ku górze, powędrował za nią w stronę wyjścia, stanął w drzwiach i odwrócił się w stronę wnętrza, wyobraził sobie biegające dziecko, było mu obojętnie czy to będzie chłopak czy dziewczynka, chciał dziecko z kobietą jego życia, wiedział że i tak wszystko się dzieje zbyt szybko, bo juz stoi ich wspólny dom, więc na dziecko może poczekać kilka miesięcy, jeszcze Agata nie powiedziała sakramentalnego TAK, a jego plany na przyszłość wyprzedzone były już o kilka lat w przód.


Krótkie, ale mam nadzieje że spodoba się wam! :) No więc w ten oto sposób kończymy juz IV część Historii. Złą wiadomością jest to że teraz naprawdę nie wiem kiedy wejdę w V część. W sobotę mam pożegnanie lata na wiosce i wrócę zapewne nad ranem, w niedziele raczej nic nie napisze będę leczyć kaca, albo odsypiać nieprzespaną kolejną noc. No więc mam nadzieje ze napisze coś jak najszybciej, i ze podobała wam się finałowa część :)

Paula

czwartek, 29 sierpnia 2013

Historia inaczej pisana IV cz. XVI

Tym razem szybciej zaczynam moją kolejną część, ostatnie komentarze spowodowały takie ciepło na moim serduchu. Jejku dziękuje wam za każdy komentarz, nie mam aż takiej wiary w siebie co do opowiadań, bo jak widzę opowiadania innych, myślę że oni są bardziej dojrzalsi w pisaniu niż ja. Dlatego może nie mam tej wiary w siebie :)

" Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tak wszystko się potoczy.
Że, co dzień będę czuł Twój zapach i patrzył w te oczy.
Że każda chwila z Tobą będzie dla mnie wszystkim.
Że gdy nie będziesz przy mnie, będę tracił zmysły"


Zegarki wskazywały kilka minut po szóstej, podniósł swoje ciężkie powieki, spojrzał w biały sufit swojego mieszkania, skręcało go w żołądku na samą myśl że wczoraj mógłby zdradzić Agatę, spojrzał na wyświetlacz, jej roześmiane zdjęcie na wyświetlaczu sprawiało że przeszywał go miły dreszcz, który ściągnął go z łóżka i zmotywował do szybszego wstania w sobotni dzień. Wziął szybki prysznic, chwycił coś przy wyjściu na szybko do zjedzenia, i udał się do kawiarni po słodki prezent dla Agaty. Od razu po wyjściu z kawiarni, udał się do szpitala. Wszedł do jej pokoju, nie spała przeglądała laptopa. Nawet tu nie odpoczywa - pomyślał. Przywitał narzeczoną czułym całusem w czoło, ona nie odrywając wzroku ekranu laptopa, lekko uśmiechnęła.
- Cześć - powiedziała wciąż wystukując coś na klawiaturze. Marek potrząsnął głową ciągle się uśmiechając, tak brakowało mu jej towarzystwa, a ona teraz siedzi przy laptopie, i nie zwraca na niego uwagi. Zamknął jej klapkę, i trzymał tak długo póki nie spojrzała na niego.
- Witam zapracowaną mecenas Przybysz - uśmiechnął się, zabrał rękę z laptopa i wsadził do torby wyciągając pudełeczko - Tym razem coś słodkiego
- Dzięki - Agata otworzyła pudełko, i jej oczy momentalnie przepełniły się szczęściem, na powieki cisnęły się łzy szczęścia, wciąż się uśmiechała na widok ciastka czekoladowego, z polewą truskawkową w kształcie serca, mimo że nie lubiła tak "walentynkowych" prezentów, ten jej się wyjątkowo podobał. - Naprawdę dziękuje - uniosła się i złożyła na jego ustach pocałunek. Marek uśmiechnął się i wyciągał resztę smakołyków z torby.
- Teraz na pewno cukier Ci nie spadnie - uśmiechnął się, i chował do jej szafki smakołyki - Wiesz już kiedy wychodzisz?
- W poniedziałek jeszcze mają robić mi badania jakieś, ale jeżeli wszystko będzie w porządku to prawdopodobnie w poniedziałek, ale będę musiała tydzień odpocząć od ciężkiej pracy, stresu i wszystkiego co może źle wpłynąć na moje zdrowie - rzekła, po czym wzięła kęs ciastka.
-Może nawet i dobrze że sobie trochę odpoczniesz, przyda Ci się - uśmiechnął się, po czym rozbrzmiał jego telefon, wzrok Agaty powędrował na jego wyświetlacz, ale nie zdążyła ujrzeć kto dzwonił bo wyciszył telefon i schował do marynarki
- Może to coś ważnego - rzekła podejrzliwie zerkając na niego
- Teraz nie mam czasu, muszę spędzić czas ze swoją kobietą - jednak Agata wciąż patrzyła na niego podejrzliwie, odłożyła pudełko z ciastkiem na szafkę, skrzyżowała ręce na klatce
- Maria dzwoniła? - rzekła, on nie odpowiadał - Rozumiem że tak.
- Agata.. - próbował się wytłumaczyć, ale ona go uprzedziła
- Nie ukrywam że nie podoba mi się że pracujesz z Marią, zwłaszcza że to twoja była, ale nie musisz się tłumaczyć, ufam Ci. - rzekła i spojrzała na niego wzrokiem którego on jeszcze nie znał, był to wzrok przepełniony zazdrością, zaufaniem i strachem
- Kocham tylko Ciebie i nic tego nie zmieni - złapał jej dłoń, i obrażony grymas na twarzy Przybysz przegrywał z walczącym uśmiechem na jej twarzy, aż wreszcie uśmiechnęła się.

***

Rozniosło się pukanie po domu, rudowłosa kierowała się w stronę drzwi.Otworzyła drzwi i ujrzała stojącego w brązowej marynarce wysokiego mężczyznę.
- Marek? Co ty tu robisz? - rzekła 
- Potrzebuje twojej pomocy.. - powiedział spokojnie, ale w jego głosie było można wyczuć desperacje - twojej i Wojtka.
- Wejdź - powiedziała, Marek wędrował ku wnętrzu domu Doroty, stanął na korytarzu czekając aż dojdzie do niego przyjaciółka. - O co chodzi?
- Potrzebuje waszej pomocy aby odciągnąć Agatę na kilka dni od kancelarii, i działki..
- Ale o co chodzi?
- Agata wychodzi prawdopodobnie w poniedziałek, czasowo nie wyrobie się z domem, fachowcy kończą już dach, i zostanie mi całe wnętrze, kolejni fachowcy przyjeżdżają dopiero w poniedziałek, i nie wyrobie się po prostu, chciałem zrobić Agacie niespodziankę na wyjście ze szpitala ale chyba mi się nie uda.. - rzekł - i wasza pomoc będzie polegała na tym, że w jakiś sposób będziecie musieli tłumaczyć  moją nieobecność w kancelarii jak przyjdzie, i będziecie musieli robic mi alibi, żeby nic nie podejrzewała.
- Może pomogę Ci przy tym wnętrzu? - zapytał opierający się o ścianę Wojtek
- Mógłbyś? Naprawdę? - zapytał 
- Jasne, w barze poradzą sobie kilka dni beze mnie. - uśmiechnął się i spojrzał na Dorotę, po której można było rozpoznać że wpadła na genialny pomysł.
- Może poproś jeszcze Bartka i Fabiana o pomoc? - rzekła - Spędzicie wspólnie czas, i my dziewczyny spędzimy wspólnie.
- To wspaniały pomysł! - rzekł Dębski podekscytowany propozycją przyjaciółki. Pożegnał się z przyjaciółmi i opuścił gniazdko Gawronów. Od razu udał się na działkę ocenić postęp pracy, na działce spotkał już pakujących się robotników do samochodu, budowla z zewnątrz została już skończona, od razu wykonał do męskiej części przyjaciół i po czasie na działce pojawili się panowie z asortymentem malarskim i procentowym, Marek widzący Fabiana niosącego skrzynkę piwa uśmiechnął się na samą myśl, wspominając ostatnią popijawę, na której musiała interweniować mecenas Gawron. Panowie według planów Marka, którymi zajmował się w ostatnim czasie, malowali centymetr po centymetrze, popijając piwo ciągle żartując i się śmiejąc. Natomiast Dorota omawiała już z Adrianną plany dnia na poniedziałek dla Agaty.

Tym razem nie będzie to libacja alkoholowa jak ostatnio, tym razem będzie to kulturalny browar w plenerze :) Pewnie będziecie zaskoczeni tą częścią bo jak wczesniej pisałam , nie wiedziałam kiedy będzie udostępniona i napisana ! :) UWAGA ! zmieniam godzinę na 18:00 :)

Paula

Opowiadanie Duśki



            Siedziała na podłodze, dłonie trzymała na zdjęciu swojej mamy. Wszystkie wspomnienia z nią związane powracały jak bumerang. „Nawet nie wiesz jak mi Ciebie teraz brakuje. Właśnie teraz, kiedy jestem… no właśnie kim jestem? Już nie jestem… Mamo, jesteś mi teraz tak strasznie potrzebna…”, takie myśli krążyły jej po głowie. Odstawiła zdjęcie na stół i podeszła do okna.
            Kiedy Warszawę ogarniała ciemność nocy, Agata brała prysznic. Jej zmęczone, dniem dzisiejszym, ciało oblewała ciepła woda. Po jej głowie zaczęły znowu krążyć różnorakie myśli „A jeśliby tak uciec od tego wszystkiego? Gdzieś daleko? Gdzieś, gdzie będę mogła odpocząć? Stop Agata! Stop! Ogarnij się, nie jesteś taka. Kiedy coś się dzieje TY WALCZYSZ, walczysz! A teraz co? Chcesz uciec?”. Jej serce waliło jak dzwon. Położyła się do łóżka, lecz nie mogła zasnąć. Całą noc myślała nad tym co dalej, co ma dalej robić – walczyć o odzyskanie prawa do wykonywania zawodu, czy może jednak dać sobie spokój. A może, ten wyjazd dobrze by jej zrobił? „To koniec Agata. Jakaś część twojego życia właśnie się skończyła. Czas sobie to wszystko przemyśleć i odpowiedzieć na ważne pytanie…”
            Następnego dnia zdążyła tylko wpaść do kancelarii, za chwilę miała mieć samolot do Gruzji.
            - Bartek! Jest Dorota i Dębski? – wpadła do kancelarii
            - Tak, coś się stało?
            - Zaraz się dowiesz, zwołaj wszystkich do konferencyjnej. – powiedziała i zaczęła kierować się w stronę pokoju.
            - Agata, co się dzieje? – Dorota nie pozwoliła Agacie zacząć, a Marek… no właśnie. Marek po tej całej sprawie był po prostu nieobecny. Ilekroć patrzył na Agatę, jego serce przepełniał na nowo smutek, gorycz i żałość za to, że jej nie posłuchał i poszedł do Okońskiej…
            - Kochani, mam mało czasu i muszę się streszczać. Przez najbliższych kilka dni nie dzwońcie do mnie, nie piszcie – nie zdążyła dokończyć, bo przyjaciółka jej przerwała.
            - Matko, mów co się dzieje – Gawron już nerwowo nie wytrzymywała.
            - Wyjeżdżam… przyszłam tylko się pożegnać. – nie czekając na reakcję przyjaciół wyszła trzaskając za sobą drzwiami…
           
            Siedziała w samolocie, za oknem było już widać tylko chmury…

„Może jednak źle robię, może powinnam zostać tu, w Polsce…
I co? Gapiłabym się w sufit rozdrapując rany ?
Co chwila dzwonek do drzwi, za drzwiami oni… Agata, przecież ty ich potrzebujesz, to twoi przyjaciele, nie myśl tak, oni chcą Ci przecież pomóc… Dobra, pomóc, ale co chwila ktoś by u mnie był. Ja tak nie potrafię… samotna na co dzień, a tu nagle zawala mi się świat i wszyscy wkoło, nagle koło mnie skaczą, coś mówią…
A ojciec, przecież ja mu nic nie powiedziałam. Wie tyle, że ze mną jako z adwokatem już koniec. Przecież on teraz łapie się za głowę… chce mi pomóc, martwi się o mnie… Ale nie, nie potrafię tak otwarcie o wszystkim mówić… Może jednak powinnam im coś więcej powiedzieć, kiedy wracam, gdzie dokładnie będę…”

            Przez cały lot te myśli nie dawały jej spokoju. Praca, praca, praca – to było jej całe życie, od zawsze kiedy miała jakikolwiek problem oddawała się w wir pracy. Teraz jednak było inaczej, uciekła od niej, od domu, od przyjaciół a przede wszystkim od niego, od Marka. Dobra, zawiódł ją, bo poszedł do Okońskiej ale przecież to nie koniec świata, czy to powód, żeby kompletnie już mu nie ufać? Starał się, starał się i mu nie wyszło… Nie dał rady…  Chciał za wszelką cenę jej pomóc, nawet jeśli miała to być cena zaufania, które tak ciężko było mu je u niej zdobyć. Nie liczyło się dla niego nic więcej, tylko Agata, tylko ona i jej sprawa. Niestety, taką oto cenę zapłacił. To co tak długo u niej zbierał, nagle prysło jak bańka mydlana. Ale przecież to nie jego wina, że straciła prawo do wykonywania zawodu i Agata to doskonale wiedziała i wiele razy zapewniała go o tym. Mówiła, tłumaczyła, on dalej nic. Uparcie twierdził, że to on popełnił błąd i to przez niego nie ma już jej na liście adwokatów… Skoro to nie jego wina, w takim razie czyja…
           
Takim krótkim opowiadaniem postanowiłam choć na chwilkę „powrócić”. Nie wiem czy pisać dalszą część, miało by to sens?
P.S. Za jakiekolwiek błędy, niedociągnięcia i totalny chaos przepraszam. Mam nadzieję jednak, że choć trochę się spodobało.

Duśka

Opowiadanie Daisy cz.13

Znam ten ból :) Moje opowiadanie "Trzynaste" wciąż zakopane między Panem Weną a innymi rzeczami :D

Miłego czytania :))

Domcia


Cześć, to znowu ja. Wracam po dłuższej przerwie, gdyż Pan Wena mnie opuścił.              
Zanim przeczytacie tę część mojego opa i ją ocenicie, chciałabym prosić o wyrozumiałość. Jest ona  najbardziej wymęczona ze wszystkich ‘partów’ tego opa. Mówi sie, że ‘13’ to pechowa liczba i w tym przypadku jest to bardzo trafne stwierdzenie. W niektórych momentach chyba trochę zbyt pofantazjowałam, ale było to potrzebne do dalszych części o ile będziecie je chciały. Zapraszam do lektury. Miłego czytania. :)

„Nie wolno Ci się bać,                                                                                                                   
 Wszystko ma swój czas,                                                                                                          
Ty jesteś początkiem do każdego celu”                                                                                               
Mela Koteluk – „Działać bez działania”

Obudziła się dzisiaj dosyć wcześnie. Mimo iż położyła się dopiero koło 3 nad ranem, wyspała się jak nigdy. Cały czas myślała o wczorajszym wieczorze, o nim… Marek wyszedł od niej dopiero o 2 nad ranem. Wcześniej  rozmawiali na różne tematy i cieszyli się nawzajem swoją obecnością. Oboje czuli się wczoraj wieczorem wyjątkowo. Chcieli aby w ich życiu było więcej takich chwil, takich wieczorów. Chcieli być ze sobą, jednak ich charaktery nie pozwoliły im na wypowiedzenie tego na głos. Oboje byli nie byli więc pewni, czy ta druga strona chce tego samego. Każdym jednakże słowem, gestem, ruchem, oboje pokazywali sobie jak bardzo im zależy.
            Wszedł do kancelarii rozpromieniony i zadowolony. Jadąc do pracy, cały czas rozmyślał o tym co się stało wczoraj… myślał o ich rozmowie. Wczorajszego wieczoru nie padło żadne wyznanie, deklaracja. Nic z tych rzeczy. Ten wieczór był jednak tak bardzo wyjątkowy, ponieważ byli razem i żadne z nich się nigdzie nie spieszyło.
- Cześć Bartek, jest coś dla mnie?
- Czekaj,… Sprawdzę… Nie, nie ma.
- Ilu mam dzisiaj klientów? 
- Moment… Już ci powiem… - mówiąc to, szukał odpowiedzi w komputerze – Dzisiaj masz… Trzech klientów... Jedna sprawa o ustalenie zakresu opieki rodzicielskiej, dwa odszkodowania. Wszystko wygląda raczej na łatwe sprawy.
- Dobra. A Dorota u siebie?
- Tak, ale ma teraz klientkę.
- Aha.
            Gdy tylko Marek znalazł się w gabinecie, opadł ciężko na krzesło i się zamyślił. Po chwili do jego gabinetu weszła Dorota. Marek siedział przy biurku i patrzył się na drzwi dzielące gabinet jego i Agaty. Domyśliła się, że Marek za nią tęskni. Jej też nie pracowało się tak dobrze bez Agaty. Dzięki niej coś się działo w kancelarii. Dzięki niej, praca tutaj nie była nudna, monotonna.
- Cześć. Czemu taki markotny jesteś?
- Sam nie wiem. Ostatnio nie najlepiej się czuję. Ale przejdzie mi. To tylko małe przeziębienie.  – skłamał. Nie chciał się zwierzać ze swoich rozterek miłosnych Dorocie. Jeszcze zadzwoniłaby do Agaty i coś głupiego palnęła. Ufał Dorocie, ale tę sprawę chciał załatwić od początku do końca sam.
- Aha. Słuchaj… bo ja właściwie chciałam Cię o coś prosić. Zaczynają się wakacje i chcieliśmy z Wojtkiem zabrać Zuzię i Filipa do znajomych nad morze. Myśleliśmy wcześniej, żeby pojechać  gdzieś dalej, nad jakieś cieplejsze morze, ale nie chciałabym was zostawiać na zbyt długo samych z kancelarią. Poza tym, jeszcze ta cała sprawa z Agatą. Dacie sobie radę sami z Bartkiem?
- Tak, tak. Jasne. A Jasiek nie jedzie z wami?
- Nie. Twierdzi, ze nad polskie morze nie pojedzie. Nad każde, tylko nie polskie.
- No tak… Młodzież… Chociaż… Czekaj… Bo Bartek mi coś ostatnio wspominał, że jedzie z rodzicami gdzieś na kilka dni i czy mógłby dostać urlop. Ja w sumie tez dawno nigdzie nie byłem, więc na ten krótki czas, moglibyśmy zamknąć kancelarię. Ja jutro kończę zaczęte sprawy, a nowych klientów można w miarę możliwości przełożyć. Co ty na to? – zapytał Marek. Miał nadzieję, ze Dorota się zgodzi i będzie miał czas dla Agaty. W tym czasie miał zamiar zabrać ją w kilka miejsc i przede wszystkim spędzić z nią więcej czasu, mieć dla niej cały dzień, a nie tylko popołudnie, czy wieczór.
- No, w sumie… Dobry pomysł. Tobie też przyda się odpoczynek.
- Cześć, mogę przeszkodzić na sekundę? – powiedział Bartek wychylając głowę zza drzwi.
- Tak, tak wchodź. – powiedziała Dorota. – Co się stało?
- Nie, nic się nie stało, tylko chciałem się zapytać, czy będę mógł pojechać, na te kilka dni z rodzicami, czy jestem wam tutaj potrzebny? Bo jak coś, to nie ma problemu. – zapytał Bartek. Widać było po nim, ze nieszczególnie ma ochotę jechać na wakacje z rodzicami, ale przez grzeczność im nie odmówił.
- Spokojnie, możesz pojechać. Ustaliliśmy z Dorotą, że na cztery, może pięć dni, zawieszamy kancelarię. Dorota jedzie z rodziną nad morze, a ja w sumie tez dawno nie miałem urlopu, więc chętnie zrobię sobie wolne, a więc i ty możesz spokojnie wypocząć przez te kilka dni. Oczywiście wszystkie sprawy pozamykasz przed wyjazdem?
- Tak, tak… Dobrze, nie przeszkadzam wam. Dam znać rodzicom. – powiedział już mniej entuzjastycznie i powolnym krokiem wyszedł z gabinetu mecenasa Marka Dębskiego. Wspólnicy popatrzyli na siebie znacząco.
- Pamiętam jak ja kiedyś nie chciałam jechać z moimi rodzicami, to tez uciekałam w pracę lub naukę. Na szczęście moi szefowie w tym wypadku byli bardziej wyrozumiali. Nie to co my. – zaśmiała się. – Dobra, ja wracam do siebie. Właściwie tyle chciałam Ci powiedzieć. Wyjeżdżamy pojutrze, więc zamknięcie kancelarii zostawiam na twojej głowie.
- Spokojnie, dam sobie radę. Nie takie rzeczy się w życiu robiło. Ty masz spokojnie wyjechać i odpoczywać tam na miejscu.– powiedział zawadiacko.
- Eh, Mareczku, Mareczku… - odpowiedziała i wyszła.
            Dwa dni później… Nie chciało mu się tam jechać jak jeszcze nigdy w życiu. Nie jedna osoba na jego miejscu byłaby podekscytowana samym lotem, a już tym bardziej rozpierałaby ją ciekawość na temat miejsca docelowego. Jednak on nie był ani odrobinę przejęty. „ Super. Wycieczka z  rodzicami do Sydney.  Będziemy chodzić po wszelkiego rodzaju muzeach, ojciec będzie cały czas odbierał telefony służbowe z firmy, bo oczywiście znowu mają jakiś niezwykle ważny projekt do skończenia. Ekstra. Będzie tak jak zawsze. Ojciec zajęty sobą, mama wiecznie prosząca go aby wyciszył telefon, ale jednocześnie wypatrująca tylko jakiegoś szyldu muzealnego i on - Bartuś. Synek na doczepkę. Zrobi to co my chcemy, będzie chodził z nami po wszystkich atrakcjach zabawnych dla nas i oczywiście będzie bardzo zadowolony. Tak było zawsze. Jak był mały, to mimo iż zawsze miał wszystkie gadżety jakich tylko dusza zapragnie, brakowało mu bliskiej relacji z własnymi rodzicami. Ojciec cały czas siedzący w biurze, mama albo chodząca po sklepach, kosmetyczkach, umawiająca się z koleżankami, prawie w ogóle nie miała dla niego czasu. Z wiekiem coraz bardziej się do tego przyzwyczajał, ale w jego sercu i tak została pustka. Dojeżdżając do willi rodziców, zastanawiał się dlaczego właściwie zgodził się z nimi pojechać? „Chyba się łudziłem, że może tym razem się zbliżymy do siebie jak prawdziwa rodzina. No cóż, może tym razem się uda.” Wyszedł z samochodu. Jego rodzice czekali w drzwiach.
- Cześć, to jak, jedziemy? – powiedział smętnie na powitanie. Jego mama od razu to wyczuła. Bardzo czekała na ten wyjazd. Miała nadzieję, że będzie inny niż pozostałe. Chciała podczas niego szczerze porozmawiać z synem. Miała nadzieję, że on to doceni.
            Tymczasem w innej części Warszawy, rodzina Gawronów kończyła się pakować. Niestety, los im nie sprzyjał. Filip jak zwykle wariował i nie zwracał uwagi na upomnienia rodziców. W pewnym momencie musiał się wywrócić. Pech chciał, że pokaleczył sobie nie tylko kolano, ale również i ręce. Zrobiło się ‘małe’ zamieszanie w skutek czego obudziła się mała Zuzia. Dorota nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Z jednej strony malutka jeszcze Zuzia, a z drugiej Filip. Obydwoje jej potrzebowali. Wojtek jeszcze pakował bagaże, więc zawołała Jaśka żeby zajął się siostrą. Sama podeszła do Filipa, który cały czas powtarzał: „ Mamo, boli! Kiedy jedziemy?” No cóż, macierzyństwo ma swoje uroki jak i również złe strony. Nie zamieniłaby tego jednak na nic.
Po pół godzinie udało im się wyjechać. Filip się uspokoił, Zuzia z powrotem zasnęła. Jednak Dorota dalej była niespokojna. Nie chciała zostawiać Jaśka samego w domu.
- Spokojnie, nic mu nie będzie. Przecież nie będzie sam. – uspokajał żonę Wojtek.
- Jak to: nie będzie sam?!
- Zapomniałaś już jak się umówiliśmy, że godzinę po naszym wyjeździe przyjadą twoi rodzice? To miała być niespodzianka dla niego. – powiedział przebiegle.
- Co? Moi rodzice? – popatrzyła się ze zdziwieniem na męża, lecz po chwili wszystko sobie przypomniała. – Aha! No tak. Przepraszam, ostatnio miałam tyle na głowie. Musiałam domknąć 3 sprawy, a potem jeszcze spakować dzieci. – powiedziała i odetchnęła z ulgą.
- Babcia i dziadek przyjadą? Jasiek będzie z nimi w domu? Sam? To nie fair! – wypowiedział swój sprzeciw zaspany Filip. Kilka  minut temu obudziły go spore wstrząsy samochodu i jedyne co zakodował z rozmowy rodziców to, że jego starzy brat zostanie sam z dziadkami i oni będą mu kupować różne fajne rzeczy. Nie mieściło mu się to w głowie.
- A ty co podsłuchujesz? Hm? – udawał złość Wojtek. – Tak, Jasiek będzie sam z dziadkami, ale w jego wieku takie niespodziewane wizyty dziadków, jak jeszcze się jest samemu w domu, nie są najlepszym pomysłem. Jak będziesz w jego wieku to zrozumiesz. – uśmiechnął się porozumiewawczo do żony.
            Tego wieczoru rodzina Janowskich siedziała razem w salonie wynajętego apartamentu. Wszyscy byli zadowoleni. Podczas podróży atmosfera się ociepliła. Bartek był mile zaskoczony. Cieszył się, że jednak pojechał z rodzicami. To była dobra decyzja. Wspólny wyjazd zapowiadał się obiecująco.
            Tymczasem w szarej kamienicy, Agata Przybysz znowu przeglądała oferty pracy i znowu nie mogła znaleźć nic ciekawego. Wiedziała jednak, że coś musi znaleźć, ponieważ nie ma na tyle oszczędności by nie musiała pracować. Zamknęła laptopa i usadowiła się wygodniej na kanapie. Przez dwa ostatnie dni nie widziała się z Markiem. Brakowało jej jego obecności. W pewnej chwili usłyszała wibracje telefonu. Spojrzała na wyświetlacz: Dębski. Odczytała wiadomość: „Co robisz za 2 godziny? Mam niespodziankę.” „Nic. A gdzie ta niespodzianka?” – brzmiała odpowiedź. „Jak Ci powiem, to nie będzie niespodzianki. Wiedz tyle, że to taka jakby wycieczka, więc zapakuj kilka potrzebnych rzeczy.” Po odczytaniu tej wiadomości, Agata była totalnie zdezorientowana. Wycieczka? Co on wymyślił? Była jednocześnie bardzo ciekawa pomysłu Marka i  przejęta. Równocześnie nie wiedziała jak ma się zachować. Gdzie on ją zabierze? Wstała z kanapy i zapakowała do małego plecaka kilka potrzebnych rzeczy. Dwie godziny później, do mieszkania agaty zapukał Marek Dębski. Jego czarne okulary były nisko na nosie i bacznie się przyglądał koleżance. Wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle. Na nogach zamiast szpilek miała zwykłe trampki. Do tego zamiast sztywnego kostiumu założyła dżinsy i luźną bluzkę. Wyglądała zjawiskowo. Zauważył też, że jest trochę przygnębiona i zdezorientowana. Postanowił trochę rozładować atmosferę.
***

Jak się wam podobało? Wiem, że było tu mało Margaty, ale chciałam wspomnieć tez o pozostałej dwójce pracowników kancelarii, bo moim zdaniem w wielu opach są oni zaniedbywani. Obiecuję, że w następnym opo będzie baaardzo dużo MarGaty :)
Dasiy

środa, 28 sierpnia 2013

Historia inaczej pisana IV cz.XV

Zegarki wskazują 3:12, wow panna Paulina jeszcze nie śpi i postanowiła coś napisać. Zapraszam do przeczytania.

"Jedno życie jedna miłość piękny tryb 
gdy znajdujesz tą jedyną do końca życia ona Ty"

Odstawił pustą szklankę na blat biurka, wstał i podszedł do Marii, dzieliły ich usta milimetry. Dębski spojrzał w jej niebieskie oczy, uwielbiał niebieskie oczy, ale tylko kiedy patrzał w oczy brunetki, tej która leży w szpitalnym pomieszczeniu zapewne sama, a on stoi tu z blondynką która za wszelką cenę próbuje go uwieść jednak po jego głowie chodzi tylko brunetka. Spojrzał na jej rozszerzone do pocałunku usta.
- Kocham Agatę - wyszeptał, i odszedł na drugą stronę biurka. - Nic z tego Maria, w moim sercu jest jedyna kobieta, nie jesteś nią ty. Zawsze była w nim Agata, od kiedy ją poznałem zajmowała część mojego serca, teraz zajmuje całość, nie ma tam miejsca na kolejną osobę, nie ma tam miejsca na zdrady. Sądziłem że zaakceptowałaś mój wybór wtedy podczas spaceru, sama stwierdziłaś że nie ma sensu, że kocham tylko ją. 
- Marek.. - podeszła znów do niego, położyła dłoń na jego klatce - Agata jest szczęściarą. Moim błędem było to że wypuściłam Cię z rąk, że pozwoliłam Ci odejść.
Zabrała dłoń z jego klatki, zarzuciła płaszcz, wzięła torebkę i opuściła kancelarie. On zajął swoje poprzednie miejsce, za biurkiem przeczesywał dokumenty, przy okazji segregował. Spojrzał na szklano - drewniane drzwi. Przyglądał się wciąż i wciąż, tak jakby chciał aby zaraz zza drzwi wyszła ONA, brunetka z uśmiechem na twarzy, która zarażała swoim optymizmem, która w jednym uśmiechy potrafiła przekazać tyle pozytywnych emocji. Spojrzał na zegarek, wstał jak oparzony zaczął błądzić po gabinecie, z jednej na drugą stronę.

***

Miałem pojechać do Agaty..Cholera! - przejechał dłonią po twarzy. Na pewno będzie zła, ale muszę jej przecież jakoś wytłumaczyć dlaczego do niej nie przyjechałem. Zadzwonię i powiem że jestem w kancelarii.

***
Przeszukiwał torbę i biurko w poszukiwaniu telefonu. Tymczasem w szpitalu, brunetka ciągle uśmiechnięta przez rudowłosa siedzącą obok niej. Co jakiś czas zerkała na róże, i jej uśmiech znikał. Nie uszło to uwadze Doroty, złapała za jej dłoń. Agata lekko drgnęła i zwróciła wzrok na przyjaciółkę.
- Był dziś u Ciebie? - zapytała Dorota
- Kto? 
- No Marek? Był? - przyjaciółka spojrzała na Agatę, wiedziała że coś ją gnębi
- Był, ale musiał wyjść bo dostał telefon od prokurator Okońskiej - powiedziała odwracając wzrok, w stronę okna, po czym rozbrzmiał jej telefon sięgnęła na półkę i spojrzała na wyświetlacz. Wahała się czy odebrać, jej kciuk wędrował ku czerwonej słuchawce, jednak szybkim ruchem przejechała po ekranie przeciągając zieloną. W słuchawce rozbrzmiał ten czuły znajomy głos, serce jej przyśpieszyło, wszystko dookoła przestało istnieć tylko on, tak bardzo brakowało jej jego głosu, nie widziała go od rana, miała do niego uraz, ale mówił do niej w tak czuły sposób, że nie mogła się na niego długo gniewać.
- No rozumiem - jej głos momentalnie posmutniał, i zaczął drżeć przez zbierające jej się łzy - Do jutra.
Odłożyła telefon na półkę, spojrzała na Dorotę. Przyjaciółka nic nie mówiąc, od razu przytuliła Agatę, przyjaciółka rozpłakała się na jej ramieniu, zostawiając mokre ślady na fioletowej bluzce Doroty. Dopiero po uspokojeniu się przez Agatę, Dorota spojrzała na Przybysz, i zapytała
- Co się stało? - zapytała
- Marek.. został w kancelarii - rzekła 
- Co w tym złego? Pracuje po godzinach ty nie raz też pracowałaś.. - powiedziała zdezorientowana
- Maria też tam była - rzekła - nie wiem czy nadal tam jest, ale mówił że była.. Wolał siedzieć z nią w kancelarii niż przyjechać do mnie mimo że obiecał.
- Agata! Przestań histeryzować! - przyjaciółka ścisnęła mocniej dłoń mecenas Przybysz - Marek kocha tylko Ciebie, nie musisz panikować! Jeżeli tylko chcesz mogę pojechać do kancelarii i sprawdzę czy nadal ona tam jest.
- Nie. Ufam mu, ale strach paraliżuje moje ciało - znów zwróciła wzrok w kierunku okna, podziwiając pięknie gwieździste niebo. On stał przy oknie, popijając wino, przed jego oczami wciąż widział jej twarz, jej uśmiechniętą promienną, widział jej ruchy, słyszał wciąż jej głos i stukot obcasów, na ciele czuł jej dotyk, w dłoniach czuł chłodne jej dłonie, na plecach czuł jej oddech, na ustach wciąż odczuwał mrowienie po ostatnim pocałunku, czuł jej obecność, mimo że ona znajdowała się na jednym ze szpitalnych łóżek, gdzie nie była zadowolona z ilości jedzenia jaką jej dają, uśmiechnął się na same wspomnienie poranka. Odstawił taksówkę, i po dwóch lampkach wina wsiadł do samochodu i udał sie do domu. Podjechał pod kamienicę, głośno trzasnął drzwiami i zamknął przyciskiem na pilocie, kierował się w kierunku klatki, szedł po mału trzymając dłonie w kieszeni, ciągle uśmiechał się na myśl o Agacie. Wpisał kod, i pokonywał schodek po schodku, stanął pod drzwiami, wsadził klucz w dziurkę i przekręcił. Wszedł do mieszkania, przekręcając zamek, rzucił torbą w kąt i padł na kanapę zasypiając.

Troszeczke taka może być nijaka, ale sama jakoś nie odczuwam weny, pisałam tak jakbym nie wiedziała co pisze ;< smuteczek. Jakoś chyba przez ten dzień, ale mam nadzieje ze jakoś udało mi się wybrnąć z sytuacji Marek - Okońska ;) Nie wiem kiedy będzie część XVI :<

Paula

wtorek, 27 sierpnia 2013

Historia inaczej pisana IV cz. XIV

Godzina 19.47, a ja orientuje się że nie ma opowiadania, nie ma żadnego cytatu, brak inspiracji, niewybaczalne. Więc odpaliłam szybko youtube, przeszukując filmiki, dostrzegając każdy element ich dojrzałej miłości, dostrzegając każde spojrzenie przepełnione szczęściem, pragnieniem, żalem, smutkiem , cierpieniem i bólem. I bum nagle moje palce z zawrotną szybkością pokonywaly milimetry na wyświetlaczu smartfona

" Na to, że potrafimy razem być, ani złotówki do dziś nie postawił nikt "

Wciąż ślęczał nad planami wnętrza, jedynym źródłem światła oświetlającego jego białe kartki papieru były światła samochodu, na horyzoncie ukazywało się już słońce. Niebo przybierało kolory pomarańczy, wyblakłego błękitu i delikatnej żółci. Wstał energicznie, z krzesełka podekscytowany faktem że skończył plany. Wsiadł do samochodu, razem z teczką papierów, zostawiając na działce kilkanaście pogniecionych i zgniecionych w kulkę białych kartek. Pędził do mieszkania, wziął szybki prysznic, zjadł coś na szybko i wypił sporą dawkę kofeiny, po czym pojechał do szpitala. W jednej dłoni trzymał czerwoną różę, w drugiej teczkę z projektem nad którym pracował całą noc. Wszedł do pomieszczenia w którym znajdowała się wybranka jego serca, usiadł najciszej jak potrafił tak aby nie przerwać jej snu, siedział podziwiając jej idealne co do milimetra ciało, idealną co do milimetra twarz. Dotknął jej dłoni, wciąż była chłodna, jej chłodna dłoń lekko drgnęła, powieki śpiącej mecenas rozwarły się milimetr, i można było już dostrzec jej niebieskie oczy, kącik jej ust uniósł się ku górze, widząc mężczyznę siedzącego obok niej, który ogrzewał jej dłoń swoją dłonią, co sekundę jej powieki otwierały się coraz szerzej. Dębski uniósł się i złożył na jej ustach delikatny pocałunek, który przepełniony był tyloma emocjami, tak paraliżującym ciepłem i czułością. Uniósł kwiat ku górze, i wręczył jej.
- Jest piękna - powiedziała ochrypniętym głosem, kładąc różę na stoliku przy łóżku. Marek uśmiechnął się tylko, panowała między nimi cisza, ale nie była to zwykła cisza. Porozumiewali się bez słów, kiedy ich piękne chwilę ciszy przerwał telefon Dębskiego. Wstał, i podszedł do okna.
- Tak Maria? - rzekł, przykładając telefon już do ucha - No dobrze, w tej koło sądu? W porządku, będę za dwadzieścia minut. 
Wzrok Agaty, z niezwykle radosnego i cieszącego się widokiem ukochanego, stał się podejrzany. Jej wzrok kierował się za siadającym obok niej Dębskim.
- Będę musiał lecieć - przetarł dłonie, i wziął wdech przez zęby
- Nie pozwól Marii czekać - powiedziała złośliwie Agata, i odwróciła się w kierunku okna, gdzie wcześniej stał Marek. Chciał już otworzyć usta, ale wyprzedziła go mecenas Przybysz - No idź.
- Agata nie bądź zazdrosna.. - rzekł - z Okońską prowadzimy wspólnie sprawę.
- Nie jestem zazdrosna, powiedziałam chyba żebyś nie pozwolił jej czekać tak? I powiedziałam żebyś poszedł więc idź - zwróciła się twarzą w jego stronę i powiedziała niezwykle spokojnie, chodź w jej duszy rozrywała ją zazdrość, że on mężczyzna jej partner, ba narzeczony będzie siedział w kawiarni z prokurator Okońską, a ona? Ona będzie musiała zadowolić się kawą zbożową, albo trzema posiłkami w ciągu dnia. Gdzie ona zawsze dużo je, tu zdecydowanie je zbyt mało. Na szczęście może wykorzystać stare znajomości z Maćkiem, i wykorzysta go żeby poszedł dla niej po jakąś sporą bułkę z bufetu, mimo że nie chciała go widzieć na oczy, przyszedł do niej przepraszając i prosząc aby zostali przyjaciółmi. Znała go już tyle czasu, uległa mu ale dając warunek, jeżeli wykona jakikolwiek ruch aby byli razem, raz na zawsze ma zniknąć z jej życia. Dębski stał chwilę jeszcze przy jej łóżku, pocałował ją delikatnie w policzek, poczuła jakby jej zamrożone ciało, rozmrażało się po jego pocałunku, jakby jej lodowate serce roztapiało grubą warstwe lodu wokół. Ten jeden pocałunek w policzek i znów poczuła te znajome jej wcześniej motylki w brzuchu, nie mogła się na niego gniewać, nawet że prowadzi sprawę z Okońską, w końcu taka praca. Spojrzała na zmierzającego w kierunku drzwi Dębskiego.
- Marek.. !  - uniosła lekko głos, ale nie krzyczała. Spojrzał na nią , ona wykonała gest zapraszający na siedzenie obok niej. Podszedł do niej, uniosła zdrętwiałą dłoń złapała jego krawat i przyciągnęła składając czuły pocałunek na jego ustach i szepnęła mu na ucho - Następnym razem zamiast róży przywieź coś słodkiego, bo mi cukier w tym szpitalu spadnie.
- Lekarze do Tego nie dopuszczą.. - uśmiechnął się - do później
Wyszedł z pokoju, i kierował się w stronę wyjścia białym korytarzem, miało go pełno patrzących się na niego ludzi, zwłaszcza kobiet. Uśmiechały się do niego szeroko, on tym samym odwzajemniał się siedzącym bądź chodzącym kobietą. Wsiadając do samochodu zorientował się że nie pokazał Agacie projektu wnętrz ich wspólnego domu. Rzucił teczką na tylne siedzenie, teczka spadając wpadła pod fotel Dębskiego. Przycisnął pedał gazu, i przemierzał uliczki w zawrotnej prędkości. Podjechał pod kawiarnię , przy stoliku przy oknie siedziała już blondynka krótko ścięta, z filiżanką kawy co rusz zerkająca na zegarek.
- Spóźniłeś się siedem minut - powiedziała kiedy Dębski zajął miejsce na przeciwko jej
- Byłem u Agaty..- powiedział lekko się uśmiechając - Więc co to za nowe informacje?
- Rawczyński przesłał nam plik w którym znajdują sie dowodu potwierdzające jego niewinność, ale Tomczyk Alicja wciąż upiera się przy tym że ją zgwałcił, musimy coś z tym zrobić. Nie chcę wyjść na idiotkę, ani skompromitować mojej reputacji.
- No tak reputacja.. - rzekł - Nie przyszło Ci do głowy, ze te dowody mogą być zmanipulowane, podeślij mi to na meila, ja sie tym zajmę.. - wstał biorąc torbę i zarzucając na ramie.
- Marek - chwyciła jego dłoń - Usiądź.
- Śpieszy mi się, mam rozprawę - lekko pobudzony zdenerwowaniem rzekł, po czym wyszedł zostawiając prokurator Okońską samą. Dębski od razu kierował się do automatu z kawą, kiedy się we znaki dawała nieprzespana noc, spadek energii był momentalny, a przed nim najważniejsza z rozpraw. Zamówił podwójną mocną czarną, i czekał aż automat skończy wlewać do kubeczka kawę. Wypił praktycznie duszkiem, parząc sobie przy tym usta, język i podniebienie. Pobudził sie podwójnie, przez dużą dawkę kofeiny, ale i przez poparzenie, wszedł do sali i jego telefon za wibrował, spojrzał na wyświetlacz. Wiadomość meilowa nadawca prokurator Maria Okońska. Wiedział już że to są te " mocne dowody" na to ze żadnego gwałtu nie było. Po wygranej rozprawie, Dębski podekscytowany wygraną pędził do kancelarii wybierając po drodze numer do Plucińskiego, aby sprawdził te " mocne dowody", sam wpadł do kancelarii jak poparzony. Od razu kierował się do swojego gabinetu, rzucił torbę na pierwszy lepszy fotel, i usiadł za biurko. Przeglądając akta sprawy, wszystkie zeznania, światków. Zapadał zmierzch, kancelarie opuścili już wszyscy, przepraszam prawie wszyscy, śpiący na kanapie w swoim gabinecie Dębski, przykryty stertą papierów i pogniecioną już marynarką. Zbudził go telefon od detektywa Plucińskiego. Odebrał lekko zaspany
- Tak, i co masz?  - zapytał - To super, wiedziałem że te dowody są lewe. Dzięki. Tak na adres kancelarii wyślij rachunek. No pa - rozłączył się i od razu wykonał telefon do prokurator Okońskiej przekazując jej informacje. 
- Tak się składa, ze przechodzę w pobliżu w kancelarii, może wpadnę i opowiesz mi wszystko? - rzekła
- No dobrze - powiedział, po czym rozłączył się. Nie minęło dużo czasu, a do kancelarii weszła Okońska, stukot jej obcasów słyszalny byłby na drugim końcu świata. Zapukała do jego gabinetu, po czym weszła do środka. Podeszła do biurka, zajmując wolny fotel.
- Może na rozluźnienie atmosfery, i dzisiejszego poranka? - wyciągnęła z torby butelkę wina, Marek zmrurzył oczy i przyglądał się Marii - Nie daj się prosić, tak na przeprosiny.
- Jak na przeprosiny, to wypije - uśmiechnął się i sięgnął dwie szklanki po czym otworzył wino i nalał.
- Więc, mów co się dowiedziałeś.. - wstała i usiadła na biurku obok siedzącego na fotelu Marka. Jej dłoń mierzwiła jego włosy, on z zerkał na nią i popijał głośno wino. Oparł się o fotel by jej dłoń nie sięgała jego włosów, jednak to nie powstrzymało prokurator Okońskiej. Wstała, odstawiła szklankę na biurko, stanęła za nim, nachyliła sie i jej dłonie błądziły teraz po jego klatce, jej usta szeptały słodkie słówka do jego uszu, czasami składała pocałunki na jego szorstkim policzku - Więc czemu nic nie mówisz? 
- Dekoncentrujesz mnie .. - rzekł, ale ona mu przerwała
- Nie udawaj, wiem ze Ci się to podoba.. - rzekła


HA! Pięć minut przed czasem skończyłam pisać te oto opowiadanie, nie byłabym pewnie pod taką presją ale musiałam wyjść na dwór, ale jak na złosć mój pies mi uciekł i wyjście z nim na dwór o 20:00 skońćzyło się powrotem 20:47. Nie ma to jak prawie godzinny " spacer". Mam nadzieje ze się spodoba. I pytanie do was. Jak myślicie coś sie stanie miedzy Okońska i Dębskim? :)

Paula

"KONIEC." cz.II

Słuchajcie, nwm czy to jest dobre, ale siedziałam nad tym kilka dni, więc wstawiam :) Mam nadzieję, że się Wam spodoba, bo jeżeli Pan Wena mnie nie zawiedzie, to będzie kolejna częśc... :) Miłego czytanka :)



Kap, kap, kap…

Po szybie powoli spłynęła jedna kropla deszczu, pozostawiając po sobie mokry ślad na przeźroczystej powłoce. Tak i na jej twarzy pojedyncza łza wykonała krętą drogę, z jej oka, aż do brody, by upaśc na jej ledwie żywą dłoń. Zacisnęła ją w pięśc, jakby chciała w tym jednym, małym kawałeczku wody, ukryc, a po chwili zniszczyc, wszystkie dręczące ją wspomnienia. Wszystkie chwile cierpienia, a także chwile szczęścia, które po głębszym przemyśleniu wydawały się dla niej niepojęte. Jednak w jej głowie zagnieździł się na stałe ten moment. A raczej trzy.

Pocałunki.

Łzy zaczęły cieknąc po jej lekko zaróżowionej twarzy, a mżawka przerodziła się ulewę.

Kap, kap, kap…
Kap, kap, kap, kap.
Kap, kap, kap, kap, kap!

Denerwujący dźwięk doprowadzał ją do szaleństwa, ale to nie było wszystko co ją gnębiło. Pamięc wywoływała u niej niespotykane emocje i tym samym płacz, który wzmagał się teraz równo z szalejącą na dworze burzą.

Jakby pogoda była zależna od Niej, jakby Ona była zależna od pogody…

Ale jednak żyła… Po tym wszystkim oddychała. Choc cicho, tak jakby była już martwa. Lecz jakaś częśc jej umysłu musiała podtrzymywac to słabe bicie serca. Ta, w której pozostawało wspomnienie jej brązowowłosego wspólnika o nienaturalnie błękitnych oczach, które zmieniały się w maślane, a potem na czekoladowe jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie chciała przyjąc do wiadomości tego co się działo, to słowo… Nie było na nie miejsca w jej głowie. Jednak nie mogła się opierac… No właśnie czemu?

…miłości.

Czy miała ochotę, czy nie, to kochała. I to nie było jedynie puste słowo. Uczucie ją uratowało, bo było prawdziwe. Lecz tak bardzo nie chciała się do tego przyznac. Siedząc rozmyślała o swoim powrocie do mieszkania, kiedy po raz pierwszy uświadomiła sobie, że tak bardzo pragnie kochac…

Drzwi uchyliły się lekko, jakby ktoś nie miał siły ich otworzyc. Po chwili pojawiła się w nich postac. Trup. Stawiała delikatne kroki, niczym unosiła się nad ziemią. Tak doszła do kanapy i nawet tego nie kontrolując, usiadła na niej bezdźwięcznie. Znowu była opanowana przez nicośc. Żaden z jej zmysłów nie funkcjonował, a Ona była całkowicie poddana nieznanej sile. Wtedy przed oczami przebiegło jej wspomnienie sprzed kilkudziesięciu minut.

Jej oddech, nie wiedząc skąd przyspieszył, a serce wykonało kilka uderzeń. Jeden bardzo mały wdech i prawie niewyczuwalny wydech. Poczuła mrowienie w palcach, a chwilę później mogła już podnieśc swoje dłonie.

Bo dotyk wraca, kiedy tak bardzo chce się czuc…


Przed oczami zobaczyła światło, które dawała lampka obok. Ujrzała stolik na którym leżała teraz torba oraz przewrócony talerz z resztkami kolacji z poprzedniego wieczoru.

Bo wzrok wraca, kiedy tak bardzo się chce się coś dostrzec…

Do jej uszu dotarło cichutkie stukanie jej serca. A za oknem zdawało się słyszec szum ulicy.

Bo słuch wraca, kiedy tak bardzo chce się pochwycic jakiś dźwięk…

Odczuła woń swoich perfum oraz kawy, której nie zdążyła wypic dzisiaj rano.

Bo węch wraca, kiedy nos znajduje coś co istnieje…

I znowu smak… Ale skąd wiedziec czy podniebienie coś rozpoznaje.

Bo jeśli czegoś nie wiesz, to pozostają tylko domysły…

Jednak na swoich ustach czuła wciąż smak jego warg…

Czy to nie wystarczający dowód?

Teraz siedziała podkulona, oplatając rękami łydki. Na jej twarzy, która kilka momentów wcześniej odzyskała swój dawny kolor, panowała powódź. W jej umyśle był zamęt. Słowa przeplatały się między sobą, pozostawiając jedynie te dwa najważniejsze.

Koniec i Miłośc.

Zrezygnowana opadła na poduszki. Jej ciało było pozbawione jakiejkolwiek siły.

Czy to wszystko mogło ją tak dobic? Sprawic, że tak bardzo chciała teraz umrzec?

To było bardzo dobre pytanie. W tym krótkim czasie, życie zabrało jej wszystko co miała.

A może jednak nie…?

Zmęczona całym dniem, odpłynęła w krainę Morfeusza…

Przeczesując to wspomnienie, jeszcze bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że kocha… To było niesamowicie dobijające, a jednocześnie było jedyną rzeczą, która trzymała ją przy życiu…

Miłośc…

Już wiedziała, że darzy kogoś tym uczuciem i nic tego nie zmieni… Więc ten termin był już teraz zupełnie zwyczajny w jej świadomości. Zostały tylko dwa. Ten, który zakorzenił się tam od samego początku i nowy. Drugi, który było na niego odpowiedzią.

Koniec i początek.

Kolejne słowa oddające w całkowitości jej istnienie. Koniec.

Początek końca i końca początek… Koniec.

Nowa egzystencja, może i nawet lepsza. Początek.

Koniec początku i początku koniec. Tym samym, początek początku i początku początek…

Po prostu koniec i początek…

Nic więcej, nic mniej…


Domcia

Opowiadanie A. cz.3

Jest 23:54 :) Ustawiam Wam to opowiadanie na 00:00 jako na nowy początek dnia (nocki) :)

Przypominam głosujcie !!!  
http://twoje-seriale.pl/najlepszy-serial-w-wiosennej-ramowce-final-sonda/
Przecież nasze kochane PA musi wygrac :D

Jak to Paula powiedziała: Jest mega <3 W całej rozciągłości tego pojęcia się z nią zgadzam :D To jest świetne *.* Niecierpliwie czekam na cedek a teraz życzę Wam miłego czytanka *.*

Domcia


3.
Został sam w sali konferencyjnej. Był nieco zły na Dorotę, ale nie przez jej dociekliwe i trochę wścibskie pytania, a przez to, że miała rację (co niechętnie przyznawał). Co się ze mną dzieje? Już druga osoba zauważyła jego uczucia do Agaty. Aż tak to widać? - pomyślał z niedowierzaniem. - Ledwo przyznałem to przed samym sobą, a jedyna osoba, której chciałbym to wyznać nie odzywa się do mnie. – przetarł dłońmi zmęczone oczy. Nagle usłyszał dzwonek telefonu. Na ekranie wyświetlał się napis Agata. Zdziwił się. Nie sądził, że Agata zadzwoni do niego, będąc na wakacjach. Zwłaszcza, że podobno miała „odpoczywać”. Wiedział, że nie chodzi tu o zwykły urlop, to raczej odpoczynek od wszystkiego, co ostatnio działo się w jej życiu. Więc także odpoczynek ode mnie. – mimowolnie przemknęło mu przez myśl. Po chwili wahania odebrał.
- Halo?
- Hej. Potrzebuję twojej pomocy. - powiedziała.
- Coś się stało? - przestraszył się.
- Nie, nie – uspokoiła go – Po prostu… Mam dla ciebie sprawę. Jeśli się zgodzisz. Chciałam to przekazać Dorocie, ale wiem, że ty masz doświadczenie w takich sprawach i…
Nic nie rozumiał.
- Stop, Agata, nie tak szybko, o czym ty mówisz? Podobno jesteś teraz na wakacjach? – zapytał zdziwiony.
- Skąd wiesz? - zapytała ostrożnie.
- Od Doroty.
- Miałam ci powiedzieć. – powiedziała cicho.
Westchnął.
- Okej, nieważne, o co chodzi z tą sprawą? Zamiast chodzić i zwiedzać, to ty nowych klientów sprowadzasz do kancelarii? - zażartował.
W skrócie opisała mu przypadek, obiecała przesłać mu resztę danych mailem, poprosiła o przekazanie pozdrowień dla Doroty i Bartka i pożegnała się.
Marek odłożył telefon na stół. Co to wszystko znaczy? Dzwoni do mnie jak gdyby nigdy nic między nami nie było, na dodatek przerywa wakacje, sprowadza dla nas klienta, którego sprawę ja mam prowadzić, a ona nadzorować… O co w tym wszystkim chodzi?

***
Siedziała z zakłopotaną miną na kanapie, obok niej leżał telefon. Ta rozmowa kosztowała ją więcej niż przypuszczała, jedyne czego pragnęła, to jak najszybciej ją zakończyć. Chciała mówić spokojnie, rzeczowo, przekazać najważniejsze informacje, tak jak zwykle, a tymczasem denerwowała się jak zakochana nastolatka. Nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się coś podobnego. Ich rozmowa była dosyć oficjalna i pozbawiona emocji. Nie potrafię już z nim nawet rozmawiać jak z przyjacielem – uświadomiła sobie. – Tak dłużej nie może być, wszystko musi wrócić do normy. Musimy znowu spróbować być przyjaciółmi, przynajmniej do czasu rozmowy, która nas czeka. Wzięła głęboki oddech. Otworzyła laptopa i wzięła się za pisanie obiecanego maila o sprawie do Marka. Delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy. Łatwiej jest pisać niż rozmawiać. - pomyślała. Po kilkunastu minutach kliknęła „wyślij”, po czym zarezerwowała bilet powrotny i zaczęła się pakować.

***
Praca nad sprawą zabierała im sporo czasu. Rzadko jednak zdarzało się, że zostawali razem do późna w kancelarii. Agata pilnowała, by nie zostawać z Markiem sam na sam. Starała się, by ktoś im towarzyszył, jeśli nie klient, to chociaż Dorota. Gdy tylko słyszała, że Bartek się pakuje, natychmiast zaczynała zbierać swoje rzeczy, mówiąc że jest zmęczona i że dokończą jutro. Wyglądało to tak, jakby wspólnie spędzona noc zabrała im przyjaźń, nie dając niczego w zamian. Zrobili jeden krok w przód, a chwilę później dwa do tyłu. Marek nie protestował, w końcu obiecał jej i sobie czas, jednak męczyła go ta sytuacja. I wiedział, że ją też. Pewnego wieczoru nie wytrzymał, widząc Agatę pakującą rzeczy do torby. Ujął jej dłoń.
- Agata… - poczuł, że zadrżała. Delikatnie cofnęła rękę. – Nie sądzisz, że tak dłużej nie może być? Że musimy porozmawiać?
- Marek. To nie jest miejsce… - spojrzała na drzwi, podążył za jej wzrokiem. Oboje słyszeli głośne stukanie w klawiaturę, Bartek jeszcze nie skończył pracować. – …ani czas na rozmowy. Szczególnie na takie. – dodała cicho.
- To wyjdźmy stąd, spacer, cokolwiek…
- Nie, Marek. – pokręciła głową.
- Okej, wiem że to jest trudne, ale nie moglibyśmy chociaż spróbować się dogadać? Czemu tak się od siebie oddaliliśmy? – zapytał.
- Bo… Muszę się zastanowić, mam wątpliwości… Nie jestem jeszcze gotowa na rozmowę, przepraszam.
- Agata, zależy mi na tobie…
- Przestań. – odwróciła wzrok. To nie był odpowiedni moment, naprawdę potrzebowała czasu. Nie chciała go ranić.
- A można wiedzieć jakie konkretnie masz wątpliwości? – zapytał złośliwie. Miał tego wszystkiego dość.
Zdziwił ją jego wrogi ton. Odpowiedziała mu tym samym.
- Hmm, pomyślmy. Nie zamierzam się teraz nad sobą użalać, ale znasz moją przeszłość z Hubertem. Okazało się, że nic o nim nie wiedziałam. Przed zaręczynami miałam wątpliwości, a gdy w końcu zdecydowałam się postawić wszystko na jedną kartę, okazało się, że mój szanowny narzeczony jest związany z zorganizowaną grupą przestępczą. A o tobie też wiem niewiele.
- Agata, ja nie mam nic wspólnego z zorganizowaną grupą przestępczą. – powiedział pobłażliwie.
- Oczywiście, że nie. Co nie zmienia faktu, że nic o tobie nie wiem. Nie jesteś zbyt wylewny. A ty wiesz o mnie wszystko, znasz mojego ojca, byłeś w moim rodzinnym domu, wiesz o Hubercie i Prospectrum, wiele razy mi pomagałeś. Ty o mnie wszystko, ja o tobie nic. To chyba słaba wymiana, co?
- Dobrze, to co chcesz wiedzieć? – zapytał, znów nieco złośliwie.
- Doskonale wiesz, że nie o to chodzi. Poza tym jak mam ci w pełni ufać, skoro ty nie ufasz mi?
- O czym ty mówisz? – zdziwił się. – Ufam ci.
- Tak, już mi to mówiłeś. Mówiłeś, że mi wierzysz. Po czym następnego dnia pobiegłeś do Okońskiej spytać, czy przypadkiem nie okłamałam cię w sprawie Smolika. I jeszcze nie powiedziałeś mi tego w twarz, tylko dowiedziałam się na rozprawie. Wiesz jak się wtedy poczułam? A potem wymówiłeś mi pełnomocnictwo.
Zamknął oczy, po czym spojrzał na nią i powiedział:
- Żałuję tego, okej? Ta przegrana to moja wina, ale chcę to naprawić i…
- Marek, nie obwiniam was za przegraną. To nie jest i nigdy nie była wasza wina. – przerwała mu.
Po chwili dodała cicho. - Ale jak bezwarunkowo zaufać komuś, kto ucieka, gdy tylko pojawia się jakiś problem?
- A ty nie uciekasz? – zapytał.
Zamarła. W pewnym sensie uciekała. Wiedziała, że ma trochę racji, ale nie zamierzała mu jej w tym momencie przyznawać.
- To coś innego. Potrzebuję tylko czasu i proszę cię, żebyś to uszanował. Tylko tyle. – powiedziała stanowczo, zmęczona jego tonem i brakiem zrozumienia.
- Chyba rzeczywiście nie jesteś jeszcze gotowa na rozmowę. – stwierdził ironicznie.
- Chyba nie. – odpowiedziała mu tym samym tonem, spakowała resztę rzeczy do torby i wyszła. Marek uderzył pięścią w biurko. Nie tak chyba powinna przebiegać pojednawcza rozmowa – pomyślał zrezygnowany.

***
Przeszła szybkim krokiem korytarz, nawet nie żegnając się z Bartkiem. Zatrzasnęła za sobą drzwi i oparła się o zimną ścianę klatki schodowej. Zacisnęła mocno powieki, próbując powstrzymać łzy. Wzięła głęboki oddech. Pokręciła głową i zbiegła energicznie ze schodów. Wyszła z kamienicy i podbiegła do samochodu. Chciała opuścić to miejsce jak najszybciej. Byle dalej stąd.

A.