Przede wszystkim dedykuję to Pauli, która upierała się żebym to dodała :) Dedykuję to naszym twórczyniom filmików: Ewie i Karo oraz wszystkim innym jakie tu zaglądają :) No i oczywiście dedykuję to fanom z cichą nadzieją, że zostawią tu jakiś komentarz :)
Mam nadzieję, że chociaż troszkę się Wam spodoba.
Krok za krokiem. Jeden w przód, dwa do tyłu. Każdy powolny,
jakby dogłębnie przemyślany. Krok za krokiem. Przed siebie, za siebie, w prawo
i w lewo. Dookoła i w miejscu. Krok.
Oczy rozglądające się w koło, próbujące wychwycic, chociaż jedną twarz, jeden przedmiot, jedno miejsce.
Ale czy można zobaczyc
coś, jeśli powieki skrywa mrok ?
W uszach nie rozbrzmiewa już żaden dźwięk, żaden głos, żaden
szept, a nawet szmer. Bo wokół jest tylko cisza… Nieubłagalna, nieznośna cisza.
Przejmujące milczenie doprowadzające organizm do szaleństwa. Czysta pustka…
Bo nie można słyszec, jeśli nie ma już czego usłyszec…
Bo nie można słyszec, jeśli nie ma już czego usłyszec…
Dłonie opadają bezwładnie wzdłuż tułowia, nie poruszają się,
bo nie mogą. Ciało nie jest im już poddane. Żadna jego częśc nie jest już
własnością tej osoby, która idzie powolnie ulicą.
Bo przecież nie można
sterowac czymś, co nie jest żywe…
Nos próbujący usilnie rozpoznac jakiś zapach. Perfumy,
obiad, cokolwiek.
Ale czy można poczuc coś, co już dla niego nie istnieje ?
Ale czy można poczuc coś, co już dla niego nie istnieje ?
I wreszcie smak, ale jak stwierdzic, czy jeszcze można odgadnąc,
czy coś się rozpoznaje. Skoro wszystko jest martwe, to dlaczego on też nie.
Bo jeśli czegoś nie wiesz, to można tylko przypuszczac…
Wszystkie zmysły zostały wyłączone. Niczym przycisk, który przestał świecic na zielono i wydziela teraz krwistoczerwoną barwę.
Oddech. Przecież nie ma już oddechu. Serce nie unosi już klatki piersiowej, bo jest martwe. Nie ma w nim życia, w postaci nie ma już życia…
W głowie, w której każdego dnia szalały miliardy myśli, pulsuje teraz tylko jedno słowo. Dwie sylaby, zawsze o tym samym znaczeniu. KONIEC.
Cały organizm, wszystkie narządy skupione są na tym słowie. Koniec. Nieuchronny i nieustępliwy. Koniec… Ciągle to samo przesłanie. Inne sytuacje, inne osoby, inne uczucia. Lecz oznacza ono za każdym razem to samo. Stratę…
Bo to koniec.
Bo jeśli czegoś nie wiesz, to można tylko przypuszczac…
Wszystkie zmysły zostały wyłączone. Niczym przycisk, który przestał świecic na zielono i wydziela teraz krwistoczerwoną barwę.
Oddech. Przecież nie ma już oddechu. Serce nie unosi już klatki piersiowej, bo jest martwe. Nie ma w nim życia, w postaci nie ma już życia…
W głowie, w której każdego dnia szalały miliardy myśli, pulsuje teraz tylko jedno słowo. Dwie sylaby, zawsze o tym samym znaczeniu. KONIEC.
Cały organizm, wszystkie narządy skupione są na tym słowie. Koniec. Nieuchronny i nieustępliwy. Koniec… Ciągle to samo przesłanie. Inne sytuacje, inne osoby, inne uczucia. Lecz oznacza ono za każdym razem to samo. Stratę…
Bo to koniec.
Przez ten mur nie przebije się nic, nawet jeżeli człowiek by
tego chciał.
Bo nie można wygrac z nicością…
Nie można wygrac. Te słowa krążyłyby w jej umyśle, gdyby tylko miały taką możliwośc. Ale przecież nie mają. I można by rzec, że po ulicy podąża trup. Tylko nie jest przygarbiony, ale blade policzki i brak oddechu świadczą o tym.
Wciąż ten sam schemat. Krok za krokiem. Jeden w przód, dwa do tyłu.
Nie można tego przezwyciężyc. A jednak… Przez grube ściany umysłu do środka dostaje się kilka, rzuconych na wiatr, terminów. Ona nie chce ich słyszec, ale przecież nie może nad tym zapanowac. Nawet nicośc nie jest w stanie tego zdziałac. Bo właśnie w tej chwili próbuje wygrac z miłością.
Lecz to nie jest możliwe.
Bo nie można wygrac z nicością…
Nie można wygrac. Te słowa krążyłyby w jej umyśle, gdyby tylko miały taką możliwośc. Ale przecież nie mają. I można by rzec, że po ulicy podąża trup. Tylko nie jest przygarbiony, ale blade policzki i brak oddechu świadczą o tym.
Wciąż ten sam schemat. Krok za krokiem. Jeden w przód, dwa do tyłu.
Nie można tego przezwyciężyc. A jednak… Przez grube ściany umysłu do środka dostaje się kilka, rzuconych na wiatr, terminów. Ona nie chce ich słyszec, ale przecież nie może nad tym zapanowac. Nawet nicośc nie jest w stanie tego zdziałac. Bo właśnie w tej chwili próbuje wygrac z miłością.
Lecz to nie jest możliwe.
Miłości nie można zwalczyc. Ciało umarło, umysł umarł, ale
miłośc, która w nim gościła nie odeszła… I nadal jak cichy, prawie
niedosłyszalny szmer, do jej głowy wchodzą słowa.
Błagam. Poczekaj. Proszę
Cię. Wysłuchaj mnie. Przepraszam.
Nie chce ich przyjąc, nie ma na nie miejsca w jej
świadomości. Pomimo to one nadal tam są, odbijają się od granic jej rozumu. Co,
choc tylko słownie, doprowadza ją do obłędu.
Nawet jeżeli chciałaby się zatrzymac, ale nie chce tego, to
i tak by nie mogła. Wciąż jej ciało kontroluje nieznana dla niej siła. Mająca
ją całkowicie pod żądami. I pewnie nadal szłaby tym samym rytmem, gdyby nie
mocna dłoń wplatająca palce między jej.
Została przyciągnięta do siebie. Stali tak w absolutnej całości.
Ale co z tego, jeśli ona nie może nic poczuc ?
Została przyciągnięta do siebie. Stali tak w absolutnej całości.
Ale co z tego, jeśli ona nie może nic poczuc ?
Wszystkie jej zmysły nie działają. Ona sama nic nie czuje.
Przekonana, że nadal podąża według rytuału, stoi w miejscu i poddaje się
osobie. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a dokładnie jego ust,
wszystko wraca. Jej policzki różowią się. Słyszy jego zmęczony oddech, bicie
ich serc. Czuje rękę obejmującą ją w pasie i te nieziemskie usta, które
delikatnie całują jej. Powieki podnoszą się powoli, a ona zauważa jego maślane,
momentami czekoladowe oczy, pełne bólu i poczucia winy, a jednocześnie śmiejące
się w jej stronę. Kąciki jej ust przybierają kształt litery C. Stykają się czołami. Ona chwyta jego
twarz w dłonie i patrzy mu w oczy, jakby przeczesując duszę. Opuszkami palców muska
jego zarośnięty policzek, co wywołuje u niego dreszcze.
Jednak trwa to tylko chwilę. Potem znowu odwraca się, a jej twarz momentalnie staje się blada. I znowu idzie. Spogląda na nią zaskoczony i stoi, jak skamieniały, w miejscu. A ona wciąż idzie.
Jednak trwa to tylko chwilę. Potem znowu odwraca się, a jej twarz momentalnie staje się blada. I znowu idzie. Spogląda na nią zaskoczony i stoi, jak skamieniały, w miejscu. A ona wciąż idzie.
Krok za krokiem. A w
jej głowie, wielką dziurę, drąży jedno słowo. Dwie sylaby, zawsze o tym samym
znaczeniu.
KONIEC.
KONIEC.
Domcia
Domcia, muszę Cię chyba zdrowo opie*dolić. Jak możesz uważać, że to jest DNO?
OdpowiedzUsuńPotrafisz pisać tak emocjonalne opowiadanie, potrafisz ukazać tę pustkę, którą ma w sobie człowiek, kiedy coś straci...
To jest genialne.
No powiem Ci Domciu, że zaskoczyłaś mnie do tego stopnia, że nie sposób przemilczeć to bez echa;) Z pewnością jest to Twoje najlepsze opowiadanie. Emocjonalne, przemyślane, poukładane i dojrzałe (!).
OdpowiedzUsuńGratuluję! I na przyszłość... więcej wiary w siebie! :)
Pozdrawiam,
eM.
Czym ja sobie zasłużyłam na twój komentarz ? o.O I to jeszcze na plus <3 Ja sobie wchodzę popatrzyc czy jakieś komentarze i aż mi się ciepło na sercu zrobiło jak dostałam od Ciebie pozytywny komentarz <3 Że sama eM. mi powiedziała, że to moje najlepsze opowiadanie... Normalnie jakbym Oskara dostała ;)
UsuńDomcia
Jej... No... to jest talent...
OdpowiedzUsuńChyba sobie to wydrukuje i będę to czytać w chwili zwątpienia... Kiedy będę się zastanawiać czy jeszcze żyje...
OdpowiedzUsuńTo budzi aż takie rozmyślenia ? Nie spodziewałam się :) Oby pomogło ;))
UsuńDomcia
3 razy "TAK"! <3
OdpowiedzUsuń