Domcia
„Gdybyś
wiedziała, kim jesteś, nigdy nie zadawałabyś pytań.”
Właściwie umarła już we wtorek przed południem. Umierała na raty, powoli odchodziła, kontrolując, jak każda cząsteczka jej ciała zanika. Każde słowo to o jeden kawałek jej serca mniej. Ile wypowiedzianych słów, tyle wyszarpanych kawałków. Pragnęła, aby był to tylko zły sen… By zaraz się obudziła. Dlaczego popełniła tyle błędów?
**
- Czy ty wiesz, że wcale ze mną nie rozmawiasz? Ty mnie wypytujesz! Przesłuchujesz. Do czego ja ci jestem w ogóle potrzebny? To miłość?! Gdzie? Kiedy ostatnio się uśmiechałem? Kochasz mnie? Jak? Niszczysz mnie. Umieram. Rozumiesz? Rozwaliłaś mnie na kawałeczki. Zawsze uważałem siebie za człowieka silnego, a teraz… teraz nie mam już nic.
Patrzyła na niego. Na jego szarą twarz i podkrążone oczy. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyła?
- Zobacz, gdzie byłaś, gdy się poznaliśmy? – Kontynuował. – Gdzie byłaś wtedy? A gdzie jesteś teraz? Jesteś wziętą panią mecenas. Cieszę się, że zaszłaś tak daleko. Jesteś zupełnie inną kobietą, od tej którą poznałem wiele lat temu. Jesteś silna. Bardzo silna. A ja? Umieram przy Tobie. Zniszczyłaś mnie. Gdzie ta dziewczyna, na której mogłem polegać, a nie tylko się bać? Ja się ciebie boję, rozumiesz to? Czy ty potrafisz to zrozumieć?
Tak. Potrafiła. Bo już wcześniej dziwiła się, że on ma dla niej tyle cierpliwości. Zawsze, gdy robiła mu głupie, idiotyczne wymówki i miotała się, będąc wściekłą, on potrafił ją przytulić i powiedzieć: Ok. Wszystko w porządku. A ona nie mogła tego pojąć, jak może być w porządku, skoro wypowiedziała tyle gorzkich słów. Zawsze potem kochali się i starała się jak najlepiej wynagrodzić mu swoje skandaliczne zachowanie. Zauważyła jednak, że przestał ją przytulać, dotykać. Już nie całował. Po prostu wchodził w nią. Bała się, że już jej nie kocha. Zaczynała się dusić.
Ile razy można umrzeć w ciągu jednego dnia? Setki, a może nawet i tysiące. Następnego dnia umierała do południa. Miała jednak nadzieję, że on stanie w drzwiach, pocałuje ją na powitanie i powie: skarbie, wszystko ok.
Wszedł i minął ją tak, jakby się jej brzydził. Jakby była trędowata, jakby każdy jej dotyk parzył. Usiadł na łóżku, a ona usiadła naprzeciwko. Wyglądał strasznie. Nie widziała tego, gdy ostatnim razem jedli obiad w restauracji. Wtedy śmiał się w głos, dziękował jej za cudowne popołudnie.
- Widzę tak naprawdę dwa wyjścia – zaczął, a ona poczuła, że znów robi jej się niedobrze. – Pierwsze to radykalne cięcie. Rozstaniemy się tu i teraz. Drugie – dasz mi więcej powietrza, wolności, oddechu, a przede wszystkim zaufania – skończył.
- Wiesz, że zawsze uważałam, że związek dwojga ludzi to odpowiedzialność. Nie tylko za siebie, ale i za tę druga osobę, za to wszystko to, co się nie zdarzy. Nie można też zatrzymać rzeki, bo i tak popłynie innym torem. Jeśli będziesz szczęśliwy beze mnie, to idź.
A potem spytała, czy może się obok niego położyć. Tak. Dotknęła jego dłoni, a on nawet nie drgnął. Nie oddał dotyku. Nie przytulił, choć go o to prosiła. Boże, co ona mu zrobiła!
- Nie. Nie wytrzymam bez ciebie. Kiedy cię nie słyszę, umieram.
- Ja umieram, gdy cię słyszę. W takim razie rozstaniemy się dzisiaj – odparł.
Serce rozpadło się i uderzyło o przeponę. Ledwie zdążyła do łazienki.
- Wiesz, co mnie w tobie najbardziej zafascynowało, gdy się poznaliśmy? Twoje ciepłe spojrzenie, którego dziś już nie ma.
Wstał i wyszedł.
Została sama. Postanowiła dokończyć to umieranie. Widać można… Można odejść, jeżeli się chce. Ale ona nie odejdzie. Po prostu zaśnie, jak ta bajkowa Śpiąca Królewna. Prześpi ten czas i zaczeka, aż on… jej królewicz, ją obudzi. A jeśli nie obudzi? Jeśli nie obudzi, to pozwoli sobie umrzeć.
**
Po jednym dniu spędzonym w łóżku stwierdziła, że dobrze jej to robi. Nie żeby na urodę, ale na znoszenie jej cierpień. Na szczęście już w nocy dostała czterdzieści stopni gorączki, więc mogła majaczyć do woli nie szukając usprawiedliwienia w tęsknocie, za kimś kogo zna… Kiedyś znała? Wiedział, na co się pisze wiążąc się z nią. Obiecywał, że będzie ja kochał, że będzie wspierał, w każdej podjętej decyzji. Prosił o szansę. Dała ją mu. Wiedział, że nie będzie łatwo jej się zmienić. Wiedział, że ciężko będzie jej zmienić priorytety. Znieść z piedestału pracę, by zrobić miejsce dla niego. Próbowała. Walczyła. Próbowała walczyć… Walczyć ze samą sobą. Gdy była już tak blisko… Gdy wspinała się po ostatnich szczebelkach drabiny… Coś zaczęło się psuć. Coraz rzadziej rozmawiali. Coraz mniej czułości sobie okazywali. Sądziła, że to normalne, aż do teraz, gdy znów upadła na ziemię.
Zmieniła pozycję na siedzącą i zapłakała. Gdy była z nim wiedziała… Czuła, że nie chodzi o inna kobietę. Mimo to umierała ze strachu, że jednak na horyzoncie pojawi się ta inna… Że nie jest na tyle dobra, by zatrzymać przy sobie najważniejszego dla siebie mężczyznę. Wtedy ten strach przesłania wszystko, karze zapomnieć, że on po prostu też może mieć gorszy dzień, że może nawarstwić mu się kilka spraw i chodzi rozdrażniony i jest zmęczony tak, że nie ma siły się uśmiechnąć. Ona też jej nie miała od dawna.
Właściwie umarła już we wtorek przed południem. Umierała na raty, powoli odchodziła, kontrolując, jak każda cząsteczka jej ciała zanika. Każde słowo to o jeden kawałek jej serca mniej. Ile wypowiedzianych słów, tyle wyszarpanych kawałków. Pragnęła, aby był to tylko zły sen… By zaraz się obudziła. Dlaczego popełniła tyle błędów?
**
- Czy ty wiesz, że wcale ze mną nie rozmawiasz? Ty mnie wypytujesz! Przesłuchujesz. Do czego ja ci jestem w ogóle potrzebny? To miłość?! Gdzie? Kiedy ostatnio się uśmiechałem? Kochasz mnie? Jak? Niszczysz mnie. Umieram. Rozumiesz? Rozwaliłaś mnie na kawałeczki. Zawsze uważałem siebie za człowieka silnego, a teraz… teraz nie mam już nic.
Patrzyła na niego. Na jego szarą twarz i podkrążone oczy. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyła?
- Zobacz, gdzie byłaś, gdy się poznaliśmy? – Kontynuował. – Gdzie byłaś wtedy? A gdzie jesteś teraz? Jesteś wziętą panią mecenas. Cieszę się, że zaszłaś tak daleko. Jesteś zupełnie inną kobietą, od tej którą poznałem wiele lat temu. Jesteś silna. Bardzo silna. A ja? Umieram przy Tobie. Zniszczyłaś mnie. Gdzie ta dziewczyna, na której mogłem polegać, a nie tylko się bać? Ja się ciebie boję, rozumiesz to? Czy ty potrafisz to zrozumieć?
Tak. Potrafiła. Bo już wcześniej dziwiła się, że on ma dla niej tyle cierpliwości. Zawsze, gdy robiła mu głupie, idiotyczne wymówki i miotała się, będąc wściekłą, on potrafił ją przytulić i powiedzieć: Ok. Wszystko w porządku. A ona nie mogła tego pojąć, jak może być w porządku, skoro wypowiedziała tyle gorzkich słów. Zawsze potem kochali się i starała się jak najlepiej wynagrodzić mu swoje skandaliczne zachowanie. Zauważyła jednak, że przestał ją przytulać, dotykać. Już nie całował. Po prostu wchodził w nią. Bała się, że już jej nie kocha. Zaczynała się dusić.
Ile razy można umrzeć w ciągu jednego dnia? Setki, a może nawet i tysiące. Następnego dnia umierała do południa. Miała jednak nadzieję, że on stanie w drzwiach, pocałuje ją na powitanie i powie: skarbie, wszystko ok.
Wszedł i minął ją tak, jakby się jej brzydził. Jakby była trędowata, jakby każdy jej dotyk parzył. Usiadł na łóżku, a ona usiadła naprzeciwko. Wyglądał strasznie. Nie widziała tego, gdy ostatnim razem jedli obiad w restauracji. Wtedy śmiał się w głos, dziękował jej za cudowne popołudnie.
- Widzę tak naprawdę dwa wyjścia – zaczął, a ona poczuła, że znów robi jej się niedobrze. – Pierwsze to radykalne cięcie. Rozstaniemy się tu i teraz. Drugie – dasz mi więcej powietrza, wolności, oddechu, a przede wszystkim zaufania – skończył.
- Wiesz, że zawsze uważałam, że związek dwojga ludzi to odpowiedzialność. Nie tylko za siebie, ale i za tę druga osobę, za to wszystko to, co się nie zdarzy. Nie można też zatrzymać rzeki, bo i tak popłynie innym torem. Jeśli będziesz szczęśliwy beze mnie, to idź.
A potem spytała, czy może się obok niego położyć. Tak. Dotknęła jego dłoni, a on nawet nie drgnął. Nie oddał dotyku. Nie przytulił, choć go o to prosiła. Boże, co ona mu zrobiła!
- Nie. Nie wytrzymam bez ciebie. Kiedy cię nie słyszę, umieram.
- Ja umieram, gdy cię słyszę. W takim razie rozstaniemy się dzisiaj – odparł.
Serce rozpadło się i uderzyło o przeponę. Ledwie zdążyła do łazienki.
- Wiesz, co mnie w tobie najbardziej zafascynowało, gdy się poznaliśmy? Twoje ciepłe spojrzenie, którego dziś już nie ma.
Wstał i wyszedł.
Została sama. Postanowiła dokończyć to umieranie. Widać można… Można odejść, jeżeli się chce. Ale ona nie odejdzie. Po prostu zaśnie, jak ta bajkowa Śpiąca Królewna. Prześpi ten czas i zaczeka, aż on… jej królewicz, ją obudzi. A jeśli nie obudzi? Jeśli nie obudzi, to pozwoli sobie umrzeć.
**
Po jednym dniu spędzonym w łóżku stwierdziła, że dobrze jej to robi. Nie żeby na urodę, ale na znoszenie jej cierpień. Na szczęście już w nocy dostała czterdzieści stopni gorączki, więc mogła majaczyć do woli nie szukając usprawiedliwienia w tęsknocie, za kimś kogo zna… Kiedyś znała? Wiedział, na co się pisze wiążąc się z nią. Obiecywał, że będzie ja kochał, że będzie wspierał, w każdej podjętej decyzji. Prosił o szansę. Dała ją mu. Wiedział, że nie będzie łatwo jej się zmienić. Wiedział, że ciężko będzie jej zmienić priorytety. Znieść z piedestału pracę, by zrobić miejsce dla niego. Próbowała. Walczyła. Próbowała walczyć… Walczyć ze samą sobą. Gdy była już tak blisko… Gdy wspinała się po ostatnich szczebelkach drabiny… Coś zaczęło się psuć. Coraz rzadziej rozmawiali. Coraz mniej czułości sobie okazywali. Sądziła, że to normalne, aż do teraz, gdy znów upadła na ziemię.
Zmieniła pozycję na siedzącą i zapłakała. Gdy była z nim wiedziała… Czuła, że nie chodzi o inna kobietę. Mimo to umierała ze strachu, że jednak na horyzoncie pojawi się ta inna… Że nie jest na tyle dobra, by zatrzymać przy sobie najważniejszego dla siebie mężczyznę. Wtedy ten strach przesłania wszystko, karze zapomnieć, że on po prostu też może mieć gorszy dzień, że może nawarstwić mu się kilka spraw i chodzi rozdrażniony i jest zmęczony tak, że nie ma siły się uśmiechnąć. Ona też jej nie miała od dawna.
Klakierek
Fajne opo, ale tak jakby nie za bardzo rozumiem o co to chodzi...
OdpowiedzUsuńPomoże ktoś????
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNie ty jedna;)Ja też dokońca nie rozumiem. Może w dalszej części się wyjaśni?Mimo to zapowiada się inaczej i czekam na cedek;D
UsuńTo jest wprowadzenie do dłuższej historii. Na razie nie mogę powiedzieć nic więcej. Po prostu nie chcę zdradzać szczegółów, żeby nie psuć przyjemności. Sprawa kształtuje się tak, że pewien mężczyzna rozstał się ( a może i nie) z pewną kobietą. Reszty dowiecie się w swoim czasie :P
UsuńKlakierek
A no chyba że tak ;D Lubie dłuższe historie;P
UsuńNo to w takim razie nie pozostaje mi nic innego tylko cierpliwie czekać na dalszy ciąg;P
Pozdrawiam
kiedy jakis cedek? :)
OdpowiedzUsuń