18.
Marek jechał już ponad trzy godziny, ale nie zatrzymywał się
ani razu. Nie chciał tracić cennych minut. Gdy zobaczył stojący przy trasie
znak „Bydgoszcz”, poczuł że jego puls przyspiesza. Po piętnastu minutach stanął
przed domem pana Andrzeja. Usłyszał „dojechałeś do celu” i zgasił silnik.
Chwilę siedział w samochodzie, próbując zebrać myśli, ale nic konkretnego nie
przychodziło mu do głowy. Chciał po prostu wejść do mieszkania i znaleźć Agatę,
przytulić ją do siebie i zatrzymać przy sobie na zawsze. Wysiadł z samochodu i
ruszył w stronę furtki. W ogrodzie, na ławce przed domem siedział ojciec Agaty.
Na widok Marka zerwał się z miejsca i podszedł do niego.
- Marek, co za niespodzianka. – podał mu dłoń, którą Marek
uścisnął. – A gdzie Agatka? W samochodzie jeszcze?
- Agata? – zapytał Marek z wyraźnym zakłopotaniem w głosie.
– To nie ma jej w domu?
- W domu? Przecież ona pojechała do Warszawy, myślałem że
jest z tobą… - pan Andrzej zbladł.
- Dobrze się pan czuje? – spytał Marek, łapiąc mężczyznę za
ramię i prowadząc do ławki. – Proszę usiąść.
- Marek, naprawdę nie ma z tobą Agaty? – na jego twarzy
malował się strach. – W takim razie gdzie ona jest?
- Panie Andrzeju. – zaczął Marek. – Wczoraj wieczorem
rzeczywiście była u mnie. Wszystko było w porządku, dogadaliśmy się. Rano, gdy
się obudziłem nie było śladu Agaty i ma wyłączony telefon. Myślałem, że
przyjechała do domu. Nie wie pan, gdzie może teraz być?
- W Bydgoszczy są trzy miejsca, gdzie moja córka może teraz
się znajdować. Mój dom, gdzie najwyraźniej jej nie ma. Kancelaria, gdzie ucieka
cały czas, gdy pojawią się problemy, gdy nie ma odwagi mówić o uczuciach to
ucieka w pracę. No i jeszcze jej kawalerka.
- Agata ma tutaj kawalerkę? Nie wiedziałem…
- Wynajęła ją kilka miesięcy temu. Mówiła, że to dlatego, by
„tata mógł czasem ode mnie odpocząć”, ale moim zdaniem nie mogła znieść moich ciągłych
pytań, kiedy w końcu zacznie normalnie żyć, założy rodzinę i tak dalej.
- Więc może być teraz w mieszkaniu? – dopytywał mężczyzna,
próbując układać w głowie plan działania.
- Bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że jest w
kancelarii. Zawsze rzucała się w wir pracy, gdy miała jakieś wątpliwości bądź
problemy.
- Poda mi pan adres? – zapytał Marek z nadzieją w głosie.
- Oczywiście, chodźmy do domu, tam mam wszystkie dane. – pan
Andrzej wstał z miejsca, opierając się o ścianę domu.
- Dobrze się pan czuje?
- Tak, to starość Marku. – odpowiedział smutno. – Człowiek
staje się coraz bardziej niedołężny, a jeszcze jak jedyna córka nie jest
aniołkiem… - zaśmiał się delikatnie.
Weszli do mieszkania, w którym jak zawsze panował
nieskazitelny porządek. Marek przypomniał sobie, jak spędził tutaj wiele chwil
z Agatą, miał wrażenie że było chwilę temu.
- Proszę, tutaj masz adres. – podał Markowi małą karteczkę.
– Wiem, że już raz cię o to prosiłem, ale dogadaj się z nią, niech w końcu będę
spokojny, że jest szczęśliwa.
- Postaram się. – powiedział mecenas i uścisnął ojcu Agaty
rękę. – Dam panu znać, jak znajdę Agatę.
***
Srebrny samochód stanął na parkingu przed kancelarią z
wielkim napisem „Brzozowski & Jańczak”. Marek wysiadł z auta i chwiejnym
krokiem ruszył w stronę drzwi wejściowych.
Wszystko było tu bardzo nowoczesne, nic nie przypominało ich
klimatycznej kancelarii w starej białej kamienicy. Drzwi otworzyły się
automatycznie i w twarz Marka buchnął powiew klimatyzacji. Znalazł się w holu
pomieszczenia, które bardziej przypominało luksusowy hotel SPA, niż kancelarię
prawną.
Jak Agata może tu
pracować? Przecież to wszystko wygląda jak wielka korporacja, w której klient
to tylko przynoszący zyski człowiek.
Zauważył starszego mężczyznę, który z teczką w ręku szedł w
jego stronę.
- Witam pana. - wyciągnął rękę do Marka. - Jeśli szuka pan
najlepszych prawników w mieście, to dobrze pan trafił. - uśmiechnął się.
- Dzień dobry. - odpowiedział Marek. - Właściwie szukam
mecenas Przybysz, słyszałem że specjalizuje się w ubezpieczeniach.
- Ah, mecenas Przybysz to nasza perełka. - mówił, śmiejąc
się sam do siebie. - Ale niestety opuściła nas. To znaczy, nie opuściła
umierając, a tylko nie ma jej w pracy. – mężczyzna zaśmiał się z własnego
żartu.
- Kiedy zastanę ją w pracy?
- Niestety, dziś rano złożyła wypowiedzenie. - w głosie
starszego mężczyzny słychać było żal.
- Agata zrezygnowała z pracy tutaj? - twarz Marka
rozpromieniła się.
- Kim pan właściwie jest? - na twarzy mecenasa pojawiło się
zaciekawienie.
- Przepraszam. - Marek wyciągnął rękę do mężczyzny. –
Mecenas Marek Dębski.
- Mecenas Dębski? Witam serdecznie, mecenas Jan Jańczak. –
uścisnął rękę. – A więc to pan.
- Ja? - w głosie Marka królowało zakłopotanie.
- Agata wiele razy o panu wspominała. Słynny mecenas, wspólnik
z Warszawy. Kilka razy, gdy pracowaliśmy razem nad jakąś sprawą, Agata
powoływała się na pańskie i jej wcześniejsze rozwiązania.
- Naprawdę? – zapytał zdziwiony Marek.
- Wiele razy nazywała pana przyjacielem, ale powiem
szczerze, to chyba dziwny charakter znajomości, skoro nie wie pan, że
zrezygnowała z pracy i wraca do Warszawy. - uśmiechnął się, puszczając oczko do
Marka.
- Agata wraca do stolicy? - teraz Marek zupełnie przestał
rozumować, co dzieje się wokół.
- Tak mówiła, gdy rano położyła wypowiedzenie na moim
biurku. Szczerze mówiąc wiedziałem, że tak to się skończy. Zawsze brała sprawy,
które miały być rozgrywane w Warszawie, a za każdym razem, gdy wracała ze
stolicy, przez kilka dni była przygaszona. – mecenas Jańczak mówił bez
zająknięcia, a do Marka docierało coraz mniej jego słów. - Nie od dziś żyję i
wiem, że ta kobieta nie pasuje do naszego bydgoskiego świata.
- Może wie pan, gdzie ją teraz znajdę? - zapytał Marek,
jakby obudzony ze snu.
- Wspominała, że jedzie spakować swoje rzeczy, więc pewnie
właśnie walczy z kartonami. – z twarzy mecenasa nie schodził uśmiech.
- Zna pan adres?
- W papierach Agaty z pewnością jest jej miejsce
zamieszkania, ale...
- Wiem, obrona danych osobowych. - odpowiedział z rezygnacją
Marek. - Też jestem prawnikiem, mecenasie. W takim razie dziękuję, życzę miłego
dnia. – odwrócił się na pięcie i już miał wychodzić, gdy usłyszał zza pleców
głos mecenasa Jańczaka.
- Mecenasie, w opowieściach Agaty nigdy nie poddawał się pan
tak łatwo. - Marek odwrócił głowę. - W
razie czego nie ma pan tego adresu ode mnie. - puścił oczko do Marka.
- Dziękuję bardzo. - w spojrzeniu mężczyzny pojawiła się
nadzieja.
- Proszę mi tylko obiecać, że Agata będzie mogła wrócić do
waszej kancelarii.
- U nas zawsze było miejsce dla Agaty. – pierwszy raz
podczas tej rozmowy, Marek uśmiechnął się do starszego kolegi po fachu.
Marek wsiadł do samochodu, włączył silnik i oparł głowę o
siedzenie. Spojrzał na zegarek na dłoni. Była prawie 16 – zdał sobie sprawę, że
od kilku godzin szuka brunetki.
Agata przeprowadza się
do Warszawy? Wraca do kancelarii, czy znów ucieka przed czymś? Złożyła
wypowiedzenie, nawet nie wspominając że ma taki zamiar. Ciągle za nią gonię, a
gdy już jest w moich objęciach, rozpływa się jak mara senna. To nasza ostatnia
szansa.
Położył jedną rękę na kierownicy, włączył wsteczny i ruszył
spod bydgoskiej kancelarii do mieszkania Agaty.
Jesteś tego warta.
***
Stanął przed budynkiem. Był to wysoki blok, pomalowany na
delikatny zielony kolor. Popołudniowe słońce odbijało się od szyb, oślepiając
na chwilę mężczyznę. Marek włożył rękę do kieszeni i po chwili poczuł, że
dotyka rzeczy, której szukał. Wyjął z kieszeni spodni, obrócił w palcach i
uśmiechnął się.
Zauważył, że jakaś starsza kobieta wychodzi właśnie z
klatki, więc podbiegł i przytrzymał jej drzwi. Staruszka uśmiechnęła się do
niego z wdzięczności i ruszyła przed siebie. Marek wślizgnął się do budynku.
Czuł, że jego nogi są coraz cięższe, a na twarzy pojawiły się krople potu.
Postawił jedną nogę na stopniu, po czym uniósł drugą i tak w ślimaczym tempie
pokonał dwa piętra. Mieszkanie Agaty znajdowało się na trzecim piętrze i gdy
dotarł do miejsca, gdzie na ścianie namalowane było pomarańczową farbą wielkie
„III”, zatrzymał się. Spojrzał na brązowe drzwi ze złotą „9”. Stał przed drzwiami
Agaty, a z głębi mieszkania dobiegały go dźwięki muzyki.
A więc znalazłem cię.
Zapukał do drzwi, jednak
po kilku minutach, gdy nikt nie odpowiadał, nacisnął klamkę. Drewniane drzwi
otworzyły się.Ewa
Opo jak zwykle cudne ;) Ale przerywać w takim momencie? No wiesz co ;p ??
OdpowiedzUsuńPowtórzę to raz jeszcze: Dominiko. Administratorko naszego ukochanego bloga. Czy czytałaś komentarze pod poprzednią notką? Czy zauważyłaś, że pomimo tego, że zrobiłaś sobie głupi żart, wszyscy chcą, ba, ŻĄDAJĄ Twojego powrotu do żywych? Blog bez Was dwóch, Domci i Pauli, byłby niczym. WIĘC DO JASNEJ ANIELKI, NAPISZ COŚ, BO JUŻ SIĘ MARTWIĘ, ŻE COŚ CI SIĘ STAŁO.
OdpowiedzUsuńP.S. Ewo, mam do Ciebie pretensje ;) Znowu będę obgryzać pazury ze zniecierpliwienia do następnej części ;)
To tu dużo będe mówic część świetna;D Ale to już wiesz;P
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak się to potoczy dalej;)
Czekam.
Jak ja lubię, kiedy jest przerywanie w kluczowych momentach. Wtedy adrenalina się podnosi i milej jest czekać na kolejną część :D
OdpowiedzUsuńCudownie, Ewo! :)
btw. "Jesteś tego warta"- No kurde czemu w tym momencie w głowie mi chodzi reklama szamponu do włosów? xDD
UsuńZnowu arcydzieło!!! ;-)
OdpowiedzUsuńA jaka to była muzyka...? :D
OdpowiedzUsuń