niedziela, 4 sierpnia 2013

Opowiadanie Ewy II cz.VIII - dwa rozdziały "15" o.O

OMG o.O Ale jajciusie o.O Ej ja mam zwidy czy co ?! Sprawdziłam to kilka razy Ewa, ale cały czas widzę dwa rozdziały "15" o.O Nwm czy to ty się pomyliłaś czy ja wariuje, ale w takim razie dostajecie oba :D No nie będę zmieniac harmonogramu... No chyba, że wolicie jeden xD Cieszcie się :D Jestem jakaś dziwnie miłosierna :D Oj, Paula nie powinni miec tak dobrze... Schrzanisz mnie za to ;* Zgłębiajcie cudeńka *.*

Domcia

15.
- Opowiadaj co u ciebie słychać. – powiedział Marek, przysuwając krzesło Agaty, gdy znaleźli się w restauracji.
- Mieliśmy rozmawiać o ugodzie. – zaznaczyła Agata, mierząc go poważnym wzrokiem.
- Jasne, pani mecenas. Najpierw praca, potem przyjemności – jednak nic się nie zmieniłaś przez ten rok. – odpowiedział Marek, siadając obok niej. – W takim razie porozmawiajmy o ugodzie.
Ustalili najważniejsze fakty, które mieli zamiar następnego dnia przekazać swoim klientom przed rozprawą. Chcieli doprowadzić do ugody, by mały sześcioletni chłopiec miał obojga rodziców, którzy będą sprawowali nad nim opiekę.
- A teraz, jak wszystko już ustalone, to przyznaj się, że boisz się, że przegrasz ze mną. – zaśmiał się Marek serdecznie.
- Marek, przypominam ci, że tylko raz do tej pory staliśmy po dwóch różnych stronach, a wtedy to ja wygrałam. – odpowiedziała pewnie siebie Agata.
- Już wtedy zrobiłaś na mnie wielkie wrażenie. – powiedział Marek, zanim zdążył ugryźć się za język. – To znaczy chciałem powiedzieć, że już wtedy wiedziałem, że jesteś świetnym prawnikiem i najlepszym możliwym przeciwnikiem.
- Nie tłumacz się już. – Agata puściła do niego oczko. - Jak tam sprawy w kancelarii?
- Radzimy sobie. – odpowiedział Marek, czując że prawniczka specjalnie porusza tylko bezpieczne tematy.
- Nie znaleźliście trzeciego wspólnika, z tego co mówiła Dorota.
- Tak. Nie chcieliśmy mieszać już, choć przyznam szczerze że dla nas wciąż jest to kancelaria Dębski & Gawron & Przybysz. Nawet klienci, którzy wcześniej korzystali z naszych usług, często pytają o mecenas Przybysz. Brakuje nam ciebie. – a w głowie dodał „to mi brakuje ciebie”, ale tylko uśmiechnął się do brunetki. – A co u ciebie? Spotykasz się z kimś… - znów ugryzł się w język.
- Tak. – odpowiedziała Agata po chwili milczenia, kłamiąc. – To znaczy, od czasu do czasu wyjdę gdzieś ze starym znajomym. To bardzo fajny facet. – kłamała. -  A ty?
- A ja spotykam się z pewną kobietą, która była u nas w kancelarii klientką. – uciekał wzrokiem Marek, bo wiedział, że zauważy, że kłamie. – Zaprosiła mnie na obiad i tak jakoś wyszło.
Zapadła niezręczna chwila milczenia. Oboje rozglądali się po sali, jakby szukając ratunku.
- Będę się już zbierała. – powiedziała Agata, a Marek widząc kelnera poprosił o rachunek.
- Odprowadzę cię. – uśmiechnął się do brunetki mężczyzna.
- Nie trzeba, to nie daleko. – próbowała wykręcić się Agata.
-  Nalegam. – spojrzał na nią cielęcym wzrokiem.
***
Marek spojrzał na złoty zegarek na dłoni.
- Spędziliśmy razem kilka godzin, a nawet przez chwile sie nie kłóciliśmy. Jesteśmy łagodni jak baranki. To zdecydowany postęp w naszej relacji. - kąciki jego ust uniosły się. - Myślę, że z czasem będzie jeszcze lepiej.
Agata spojrzała na niego lodowatym wzrokiem, ale mimowolnie jej oczy uśmiechnęły się.
- Wiesz, czasem zastanawiam sie jak mogę pracować w nowej kancelarii bez żadnych kłótni. Wszystko jest tam takie ułożone, spokojne ale jednocześnie stanowcze. Nikt nie wbiega nagle do mojego gabinetu z pretensjami, ani też nie unosi głosu w rozmowie ze mną...
- Przyznaj sie, że ci tego brakuje. - przerwał jej Marek w półsłowa i spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Czasami wydaje mi się, że wyjechałam z Warszawy przed chwilą, na weekend i za moment będę wracała, do pracy w stolicy, do pracy w naszej…waszej kancelarii.
- Agata, dobrze wiesz, że twój gabinet wciąż na ciebie czeka. Bartek uparł się, że nie przeniesie się na twoje biurko. Za każdym razem mówi, że kiedyś dorobi się własnego gabinetu, bo do tej pory i tak wszyscy mówią „gabinet Agaty”, „biurko Agaty”. Minął prawie rok, a twój posłuszny aplikant tylko wyciera kurze w twoim gabinecie i wciąż czeka, aż jego mentorka powróci do białej kamienicy. Wszyscy czekamy, aż do nas wrócisz.
Doszli właśnie pod hotel, w którym zatrzymała się Agata na czas pobytu w Warszawie. Stanęli przed wejściem. Marek zbliżył się do brunetki, tak że dzielił ich zaledwie metr. Stali naprzeciw siebie, uśmiechając się łagodnie. Nie było juz miedzy nimi dystansu, który uparcie towarzyszył im przy kolacji. Teraz znów byli parą przyjaciół, którzy potrafią rozmawiać o wszystkim, prócz swoich uczuć. Mężczyzna złapał Agatę za rękę i delikatnie uścisnął, a ona dała ponieść sie tej chwili. Chwyciła mocniej jego dłoń, po czym gwałtownie, jakby oparzona, puściła ją.
- Pójdę już. – powiedziała bardzo szybko i obróciła się na pięcie. Wchodząc przez drzwi hotelowe, odwróciła jeszcze głowę i dodała. – Do zobaczenia jutro, Marek. – i zniknęła w czeluściach hotelowego holu.
Marek stał chwilę w miejscu, zaciskając palce dłoni, w której jeszcze moment wcześniej trzymał rękę Agaty. Spojrzał smutno na drzwi hotelu, mając nadzieję, że brunetka pojawi się w nich za chwilę. Wpatrywał się w punkt, w którym zniknęła Agata i po jakimś czasie odszedł, zanurzając się w ogarniętą snem Warszawę.
***
Agata wbiegła szybko po krętych schodach, nie słysząc nawet „dobry wieczór” z ust consierge. Jakby popędzana nieznaną siłą, błyskawicznie znalazła się w pokoju, zamknęła drzwi na patent i osunęła się na podłogę. Chwilę wcześniej wróciło wszystko to, przed czym uciekała cały rok. W jednym momencie runął mur, który uparcie budowała wokół siebie, by tylko nie dopuścić do swego serca myśli, że Marek nie jest tylko jej byłym współpracownikiem. Przeszło jej nawet przez myśl, by zadzwonić do niego i poprosić, by przyszedł, by po prostu z nią był. Teraz, siedząc w pustym hotelowym pokoju, czuła się jeszcze bardziej samotna niż dotychczas. Nie potrafiła zrozumieć, co właściwie kierowało nią, gdy rok temu powiedziała Markowi, że nie mogą być razem. Wiedziała, że wtedy zgodził się z nią, ale dziś było inaczej. Dzisiaj zobaczyła w jego oczach ten sam smutek, jakby rok który minął, nic nie zmienił, a oni chwilę wcześniej rozstali się na dachu budynku. Teraz nie potrafiła już walczyć, ani udawać, że może żyć bez niego. W głowie słyszała dźwięk jego słów, gdy mówił, że spotyka się z pewną kobietą. Wiedziała, że kłamie. Zresztą sama go oszukiwała, że jest z kimś związana. Oboje udawali. Przyznała Markowi rację, że brakuje jej kancelarii, pracy z Dorotą i Bartkiem i jej gabinetu z przeszklonymi drzwiami, za którymi tak wiele razy obserwowała jego sylwetkę. Dopiero teraz docierało do niej, jak bardzo tęskni za Warszawą.
Wstała z podłogi, rozebrała się i pozostawiając ubrania w nieładzie, położyła się na łóżku, podkurczając nogi. Przykryła się wychłodzoną kołdrą, przez całe jej ciało przeszedł dreszcz. Głowę przytuliła do poduszki, ukrywając płynące po jej twarzy łzy.



15.
- Dziękuję bardzo, panie mecenasie. – powiedziała klientka, wyciągając dłoń w stronę Marka. – Gdyby nie pańska pomoc, pewnie cały czas walczyłabym o Tomka z byłym mężem.
- To moja praca, ale pomysł ugody to w dużej mierze zasługa mecenas Przybysz. – odpowiedział zupełnie szczerze mężczyzna, czując jak na sam dźwięk jej imienia, przeszywa go przyjemny dreszcz.
Kobieta uśmiechnęła się do niego pogodnie,  po czym jej wzrok skierował się w głąb korytarza.
- Już wiem teraz, dlaczego nigdy nie dał się pan zaprosić na obiad, mecenasie. – odparła.
- Nie rozumiem.
- Zna pan dość dobrze mecenas Przybysz, prawda? – zapytała klientka z zaciekawieniem i nutką przekory w głosie.
- Agata…tzn. mecenas Przybysz była kiedyś… - nie dokończył zadania, bo klientka uśmiechnęła się do niego szeroko, kręcąc przecząco głową.
- Nieważne, mecenasie. Jeszcze raz dziękuję. – wskazała dłonią na znikającą w drzwiach sądu Agatę. – No niech pan za nią biegnie i powodzenia.
Marek błyskawicznie odwrócił głowę, szukając wzrokiem Agaty.
- Do widzenia, pani. W razie potrzeby, zna pani adres naszej kancelarii. – odparł szybko w stronę klientki i prawie biegiem ruszył przed siebie, zarzucając torbę na ramię.
- Agata! – krzyknął, wybiegając z sądu. Stanął w drzwiach i obrócił głowę najpierw w prawo, potem w lewo, ale nigdzie nie mógł dostrzec kobiety. – Agata!
Stał wciąż w miejscu, próbując odnaleźć prawniczkę w tłumie. Niebo zaczęło przybierać coraz ciemniejsze barwy, a w powietrzu czuć było nadchodzącą burzę. Nagle w oddali dostrzegł najpiękniejszą kobietę, która stała na parkingu. Zobaczył to, za czym tęsknił przez cały rok – przy czerwonym Citroenie uśmiechały się do niego iskierki w oczach Agaty.
- Agata…- powiedział tym razem już szeptem, jakby do samego siebie.
Poczuł, że nogi ma jak z waty, nie potrafił ruszyć się z miejsca. Chwilę trwało zanim obudził się z letargu. Pewnym krokiem ruszył w jej stronę. Stanął kawałek od niej, próbując uspokoić oddech i przyspieszone bicie serca.
Kobieta, która stała zaledwie metr od niego, wciąż uśmiechała się, a jej oczy pokazywały szalejące w jej sercu emocje.
- Marek? – zapytała niepewnie. – Coś się stało? Zapomniałam czegoś z sądu? – dodała ze zdziwieniem w głosie, a serce waliło jej coraz mocniej. – Marek? Mówię do ciebie…
Mężczyzna stał jak zahipnotyzowany, wciąż milcząc. Wpatrywał się w Agatę bez słów, tylko jego oczy śmiały się do niej serdecznie. Poprawił niezdarnie torbę na ramieniu.
- Marek? – Agata podeszła krok bliżej z bijącym sercem. – Wszystko w porządku?
Patrzyli sobie w oczy, jakby pierwszy raz się spotkali, badając każdy szczegół na twarzy. Agata dostrzegła jak żyła na skroni Marka pulsuje zbyt szybko, a zmarszczka na czole zabawnie tańczy, pod wpływem jego uśmiechu.
- Spacer? – wypalił po długim milczeniu mężczyzna, a widząc coraz większe zaskoczenie na twarzy towarzyszki dodał. – To znaczy: czy masz ochotę na spacer?
Brunetka bez słów podeszła do swojego samochodu. Marek przyglądał się jej zaskoczony, obserwując każdy jej krok, zastanawiając się do czego to wszystko prowadzi. Kobieta otworzyła samochód, zamaszystym ruchem wrzuciła swoją teczkę z aktami na siedzenie i usiadła na brzegu auta. Chwyciła leżące na wycieraczce balerinki i zdjęła swoje czarne szpilki. Po chwili stała przy Marku z jeszcze większym uśmiechem.
- To dokąd mnie zabierasz? – kąciki jej ust nie mogły podnieść się już wyżej, jej twarz przepełniona była szczęściem, ale zmarszczka na czole pokazywała pewne wątpliwości, które snuły się po głowie prawniczki.
Marek, zostawiając swoje rzeczy w samochodzie brunetki, nie spuszczał jej z pola widzenia, jakby bał się, że zaraz odejdzie. Wziął od Agaty kluczki od jej samochodu, zamknął drzwi i schował do kieszeni.
- Przed siebie. – dotknął jej talii, delikatnie popychając do przodu.
Pierwszy raz od roku, naprawdę poczuł jej dotyk. Po jego ciele przeszedł dreszcz, jakby nagle przypomniał sobie kim jest dla niego owa brunetka, która idzie u jego boku. Wrócił na chwilę myślami do ich spotkania na dachu, kiedy powiedziała że oni potrafią siebie tylko krzywdzić i nic więcej ich nigdy nie połączy. Te słowa odbijały się echem w jego głowie przez cały ten czas. Spojrzał na Agatę kątem oka i zdecydowanie przekreślił wszystko to, co dzieliło ich przez cały ten rok.
Szli przed siebie, coraz bardziej oddalając się od wielkiego budynku sądu. Nie mówili nic, a co jakiś czas zerkali na siebie niepewnie. Unikali teraz kontaktu wzrokowego, bo obydwoje zdawali sobie sprawę z tego, że ich oczy są zwierciadłem duszy. Na razie bali się okazywać swoje emocje.
W powietrzu coraz bardziej było czuć zbliżającą się burzę. Niebo pokryte było już granatowymi chmurami, które wyglądały tak, jakby za chwilę miały pęknąć i obdarzyć świat wielką ulewą.
W głowie Agaty była już burza z piorunami. Idąc z Markiem u swego boku, czuła że właśnie wypełnia się to, o czym marzyła od momentu burzliwego wyjazdu z Warszawy. Całym sercem pragnęła, by już na zawsze szedł obok niej, by nie musiała spędzać wieczorów sama i udawać szczęśliwą. Ona chciała b y ć szczęśliwa i spełniona u boku mężczyzny, który zawładnął jej sercem i od dłuższego czasu wywołuje w niej uczucie, z którym do tej pory się nie spotkała. Pierwszy raz w głowie brunetki pojawiło się słowo „miłość”.
Agata spojrzała na Marka, próbując urzeczywistnić swoje myśli. W tym momencie szli już ramię w ramię. Brunetka spojrzała na chmury, które zapowiadały nadchodzącą burzę. Wokół było coraz ciemniej.
- Dobrze było znów stanąć po dwóch stronach barykady. – odezwała się brunetka, chcąc przerwać otaczającą ich ciszę.
- Wolałbym…wolałem… - zaczął jąkać się mężczyzna. – Wolałem, jak staliśmy po jednej stronie.
Agata nic nie odpowiedziała, jedynie uśmiechnęła się do niego głucho. Szli dalej przed siebie, a byli już w parku, w którym kilka lat wcześniej pobili się ich pierwsi wspólni klienci. W parku nie było żywej duszy.
W głowie Marka plątały się myśli. Wiedział, że jeszcze chwila tej ciszy, a jego głowa pęknie, a on sam wybuchnie. Nie mógł dłużej udawać, że ta idącą obok niego kobieta, jest dla niego tylko byłą wspólniczką. Widział, jak ona szuka jego wzroku, jak łapczywie próbuje wyczytać z jego oczu, to czego sama pragnie. Wtedy, gdy stali na dachu, zaryzykował – postawił wszystko na jedną kartę i przegrał. Teraz było inaczej, wierzył, że to ten czas, gdy dwie spragnione siebie osoby, odnajdują wspólną drogę. Widział, że tym razem będzie inaczej.
Momentalnie niebo spowiła czerń. Na świecie zrobiło się ciemno. Na chodniku pokazały się pierwsze ciężkie krople deszczu, po chwili zerwał się silny wiatr i zaczął padać ulewny deszcz.
Marek chwycił rękę Agaty, oplatając swoje palce w jej dłoń, pociągnął za sobą. Biegli co tchu do najbliższego drzewa, które choć na chwilę mogłoby dać im schronienie. Zatrzymali się pod wielkim dębem, cali przemoczeni, mimo że od początku deszczu minęły zaledwie sekundy. Spojrzeli się na siebie, po czym wybuchnęli głośnym śmiechem. Śmiali się donośnym głosem, łapiąc oddech, wciąż kurczowo trzymając się za ręce. Roześmiana Agata oparła głowę o pień drzewa, zamknęła na chwilę oczy. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko, kobieta oddychała głęboko. Marek swoją drugą ręką odgarnął z jej twarzy pukiel mokrych włosów, zbliżając się do niej na tyle, by widzieć spływające po jej twarzy krople deszczu, zmywające makijaż.
- Agata, tak nie może dłużej być. – wyszeptał Marek, opierając swoją głowę o jej mokre czoło.
Kobietę przeszył dreszcz, pod wpływem jego dotyku. Otworzyła swoje wielkie oczy – śmiały się. Położyła wolną dłoń na jego policzku. Marek poczuł przeszywające go ciepło.
- Przepraszam, że udawałam, że nie jesteś dla mnie kimś ważnym. – odpowiedziała tak cicho, że Marek musiał odczytać te słowa z ruchu jej warg.
Przesunął lekko głowę w stronę jej dłoni i położył rękę na jej delikatnej ciepłej dłoni. Końcami palców chwycił jej dłoń i odsunął z policzka, przysuwając do swojej twarzy. Delikatnie musnął wargami opuszki jej palców. Agata obserwowała każdy jego ruch, dokładnie przyglądając się zmieniającemu się co chwila wyrazowi twarzy mężczyzny.
- Marek… - wyszeptała. – Ja…
- Ciii. – przybliżył głowę do jej twarzy, patrząc jej prosto w oczy. – Nigdy więcej mnie nie opuszczaj. – i przytulił ją do siebie tak mocno, jakby chciał ją zatrzymać tylko dla siebie.
Zza chmur wyjrzały pierwsze promienie słońca.
***
- Marek? – zapytała Dorota, widząc stojącego w drzwiach wejściowych do kancelarii, przemoczonego do suchej nitki, przyjaciela.
Przyglądała się wspólnikowi z pytającym wyrazem twarzy. Bartek, który siedział za swoim biurkiem, spojrzał na szefa i roześmiał się.
- Ode mnie na urodziny dostaniesz parasol. – zaśmiał się, puszczając oczko do mężczyzny.
- Marek, gdzieś ty był? – zapytała rozbawiona tym widokiem rudowłosa. – Myślałam, że miałeś sprawę w sądzie.
- Znalazłem po drodze z sądu pewną zgubę. – wyciągnął dłoń za siebie, ciągnąc za sobą przemoczoną Agatę. – Córka marnotrawna powróciła, by prosić o wybaczenie. – przytulił Agatę do swojej przemoczonej koszuli.
Bartek zerwał się z krzesła, a Dorota podeszła szybkim krokiem do przyjaciół. Marek wypuścił Agatę z objęć, widząc jak Dorota wyciąga do niej swoje ręce. Rudowłosa przytuliła przemoczoną przyjaciółkę ze łzami w oczach. Bartek niepewnie podszedł do mentorki, a po chwili również ją objął. Agata milczała, choć po cichu bardzo cieszyła się, że mogła znów być razem z nimi. Marek objął Agatę delikatnie w talii, co nie uszło uwadze Doroty, uśmiechnęła się do niego, puszczając oczko.
Brunetka rozejrzała się po kancelarii, jej wzrok skierował się na ciemność, która panowała w jej pustym gabinecie. Spojrzała na przyjaciół i zdała sobie sprawę, że teraz czuje się jak w domu.
- Przepraszam. – odezwała się cichym głosem. – Naprawdę nie powinnam była…
- Już cicho. – odezwała się Dorota i spojrzała najpierw na Marka, a potem na Bartka. Na ich twarzach zobaczyła zgodę. – Witaj w domu!
Cała czwórka roześmiała się tak szczerym śmiechem, którego w tej kancelarii brakowało od roku.

Ewa

8 komentarzy:

  1. O ja cię...Rozpłynełam się<3 Brak mi słów;)
    To jest wspaniałe!!!<3<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewa, kocham Cię!!!
    Jeszcze się cała trzęsę po przeczytaniu tego opo!!! Jest genialne!!!
    <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Cię!!!
    Czekam na cedeka. <3
    Daisy
    P.S.
    Domcia, looknij na skrzynkę ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne! Ta końcówka jak Marek przyprowadza Agatę do kancelarii bomba!

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne opowiadanie... Nie wiem Ewa skąd bierzesz takie pomysły :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziewczyny FILMIKUJĄCE mam prośbę! Mogłybyście zrobić filmik do piosenki Stephen Estrada & Britney Holman - Cellar Door? Z takimi typowo MarGatowymi scenami :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ewa... jesteś GENIALNA!!! Koniecznie cedek :***

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za pozytywne komentarze : )
    Rzeczywiście musiałam pomylić się przy numerowaniu części, bo w oryginale również jest 2 razy 15 część.
    A odpowiadając na pytanie, skąd biorę pomysły - nie inspirują mnie ani filmiki, ani kontretne piosenki. Siadając przed klawiaturą komputera, słowa płyną.
    Pozdrawiam,
    E.

    OdpowiedzUsuń