Domcia
15.
- Opowiadaj co u ciebie słychać. – powiedział Marek,
przysuwając krzesło Agaty, gdy znaleźli się w restauracji.
- Mieliśmy rozmawiać o ugodzie. – zaznaczyła Agata, mierząc
go poważnym wzrokiem.
- Jasne, pani mecenas. Najpierw praca, potem przyjemności –
jednak nic się nie zmieniłaś przez ten rok. – odpowiedział Marek, siadając obok
niej. – W takim razie porozmawiajmy o ugodzie.
Ustalili najważniejsze fakty, które mieli zamiar następnego
dnia przekazać swoim klientom przed rozprawą. Chcieli doprowadzić do ugody, by
mały sześcioletni chłopiec miał obojga rodziców, którzy będą sprawowali nad nim
opiekę.
- A teraz, jak wszystko już ustalone, to przyznaj się, że
boisz się, że przegrasz ze mną. – zaśmiał się Marek serdecznie.
- Marek, przypominam ci, że tylko raz do tej pory staliśmy
po dwóch różnych stronach, a wtedy to ja wygrałam. – odpowiedziała pewnie
siebie Agata.
- Już wtedy zrobiłaś na mnie wielkie wrażenie. – powiedział
Marek, zanim zdążył ugryźć się za język. – To znaczy chciałem powiedzieć, że
już wtedy wiedziałem, że jesteś świetnym prawnikiem i najlepszym możliwym
przeciwnikiem.
- Nie tłumacz się już. – Agata puściła do niego oczko. - Jak
tam sprawy w kancelarii?
- Radzimy sobie. – odpowiedział Marek, czując że prawniczka
specjalnie porusza tylko bezpieczne tematy.
- Nie znaleźliście trzeciego wspólnika, z tego co mówiła
Dorota.
- Tak. Nie chcieliśmy mieszać już, choć przyznam szczerze że
dla nas wciąż jest to kancelaria Dębski & Gawron & Przybysz. Nawet
klienci, którzy wcześniej korzystali z naszych usług, często pytają o mecenas
Przybysz. Brakuje nam ciebie. – a w głowie dodał „to mi brakuje ciebie”, ale
tylko uśmiechnął się do brunetki. – A co u ciebie? Spotykasz się z kimś… - znów
ugryzł się w język.
- Tak. – odpowiedziała Agata po chwili milczenia, kłamiąc. –
To znaczy, od czasu do czasu wyjdę gdzieś ze starym znajomym. To bardzo fajny
facet. – kłamała. - A ty?
- A ja spotykam się z pewną kobietą, która była u nas w
kancelarii klientką. – uciekał wzrokiem Marek, bo wiedział, że zauważy, że
kłamie. – Zaprosiła mnie na obiad i tak jakoś wyszło.
Zapadła niezręczna chwila milczenia. Oboje rozglądali się po
sali, jakby szukając ratunku.
- Będę się już zbierała. – powiedziała Agata, a Marek widząc
kelnera poprosił o rachunek.
- Odprowadzę cię. – uśmiechnął się do brunetki mężczyzna.
- Nie trzeba, to nie daleko. – próbowała wykręcić się Agata.
- Nalegam. – spojrzał
na nią cielęcym wzrokiem.
***
Marek spojrzał na złoty zegarek na dłoni.
- Spędziliśmy razem kilka godzin, a nawet przez chwile sie
nie kłóciliśmy. Jesteśmy łagodni jak baranki. To zdecydowany postęp w naszej
relacji. - kąciki jego ust uniosły się. - Myślę, że z czasem będzie jeszcze
lepiej.
Agata spojrzała na niego lodowatym wzrokiem, ale mimowolnie
jej oczy uśmiechnęły się.
- Wiesz, czasem zastanawiam sie jak mogę pracować w nowej
kancelarii bez żadnych kłótni. Wszystko jest tam takie ułożone, spokojne ale
jednocześnie stanowcze. Nikt nie wbiega nagle do mojego gabinetu z pretensjami,
ani też nie unosi głosu w rozmowie ze mną...
- Przyznaj sie, że ci tego brakuje. - przerwał jej Marek w
półsłowa i spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Czasami wydaje mi się, że wyjechałam z Warszawy przed
chwilą, na weekend i za moment będę wracała, do pracy w stolicy, do pracy w
naszej…waszej kancelarii.
- Agata, dobrze wiesz, że twój gabinet wciąż na ciebie
czeka. Bartek uparł się, że nie przeniesie się na twoje biurko. Za każdym razem
mówi, że kiedyś dorobi się własnego gabinetu, bo do tej pory i tak wszyscy
mówią „gabinet Agaty”, „biurko Agaty”. Minął prawie rok, a twój posłuszny
aplikant tylko wyciera kurze w twoim gabinecie i wciąż czeka, aż jego mentorka
powróci do białej kamienicy. Wszyscy czekamy, aż do nas wrócisz.
Doszli właśnie pod hotel, w którym zatrzymała się Agata na
czas pobytu w Warszawie. Stanęli przed wejściem. Marek zbliżył się do brunetki,
tak że dzielił ich zaledwie metr. Stali naprzeciw siebie, uśmiechając się
łagodnie. Nie było juz miedzy nimi dystansu, który uparcie towarzyszył im przy
kolacji. Teraz znów byli parą przyjaciół, którzy potrafią rozmawiać o
wszystkim, prócz swoich uczuć. Mężczyzna złapał Agatę za rękę i delikatnie
uścisnął, a ona dała ponieść sie tej chwili. Chwyciła mocniej jego dłoń, po
czym gwałtownie, jakby oparzona, puściła ją.
- Pójdę już. – powiedziała bardzo szybko i obróciła się na
pięcie. Wchodząc przez drzwi hotelowe, odwróciła jeszcze głowę i dodała. – Do
zobaczenia jutro, Marek. – i zniknęła w czeluściach hotelowego holu.
Marek stał chwilę w miejscu, zaciskając palce dłoni, w
której jeszcze moment wcześniej trzymał rękę Agaty. Spojrzał smutno na drzwi
hotelu, mając nadzieję, że brunetka pojawi się w nich za chwilę. Wpatrywał się
w punkt, w którym zniknęła Agata i po jakimś czasie odszedł, zanurzając się w
ogarniętą snem Warszawę.
***
Agata wbiegła szybko po krętych schodach, nie słysząc nawet
„dobry wieczór” z ust consierge. Jakby popędzana nieznaną siłą, błyskawicznie
znalazła się w pokoju, zamknęła drzwi na patent i osunęła się na podłogę.
Chwilę wcześniej wróciło wszystko to, przed czym uciekała cały rok. W jednym
momencie runął mur, który uparcie budowała wokół siebie, by tylko nie dopuścić
do swego serca myśli, że Marek nie jest tylko jej byłym współpracownikiem.
Przeszło jej nawet przez myśl, by zadzwonić do niego i poprosić, by przyszedł,
by po prostu z nią był. Teraz, siedząc w pustym hotelowym pokoju, czuła się
jeszcze bardziej samotna niż dotychczas. Nie potrafiła zrozumieć, co właściwie
kierowało nią, gdy rok temu powiedziała Markowi, że nie mogą być razem.
Wiedziała, że wtedy zgodził się z nią, ale dziś było inaczej. Dzisiaj zobaczyła
w jego oczach ten sam smutek, jakby rok który minął, nic nie zmienił, a oni
chwilę wcześniej rozstali się na dachu budynku. Teraz nie potrafiła już
walczyć, ani udawać, że może żyć bez niego. W głowie słyszała dźwięk jego słów,
gdy mówił, że spotyka się z pewną kobietą. Wiedziała, że kłamie. Zresztą sama
go oszukiwała, że jest z kimś związana. Oboje udawali. Przyznała Markowi rację,
że brakuje jej kancelarii, pracy z Dorotą i Bartkiem i jej gabinetu z przeszklonymi
drzwiami, za którymi tak wiele razy obserwowała jego sylwetkę. Dopiero teraz
docierało do niej, jak bardzo tęskni za Warszawą.
Wstała z podłogi, rozebrała się i pozostawiając ubrania w
nieładzie, położyła się na łóżku, podkurczając nogi. Przykryła się wychłodzoną
kołdrą, przez całe jej ciało przeszedł dreszcz. Głowę przytuliła do poduszki,
ukrywając płynące po jej twarzy łzy.
15.
- Dziękuję bardzo, panie mecenasie. – powiedziała klientka,
wyciągając dłoń w stronę Marka. – Gdyby nie pańska pomoc, pewnie cały czas
walczyłabym o Tomka z byłym mężem.
- To moja praca, ale pomysł ugody to w dużej mierze zasługa
mecenas Przybysz. – odpowiedział zupełnie szczerze mężczyzna, czując jak na sam
dźwięk jej imienia, przeszywa go przyjemny dreszcz.
Kobieta uśmiechnęła się do niego pogodnie, po czym jej wzrok skierował się w głąb
korytarza.
- Już wiem teraz, dlaczego nigdy nie dał się pan zaprosić na
obiad, mecenasie. – odparła.
- Nie rozumiem.
- Zna pan dość dobrze mecenas Przybysz, prawda? – zapytała
klientka z zaciekawieniem i nutką przekory w głosie.
- Agata…tzn. mecenas Przybysz była kiedyś… - nie dokończył
zadania, bo klientka uśmiechnęła się do niego szeroko, kręcąc przecząco głową.
- Nieważne, mecenasie. Jeszcze raz dziękuję. – wskazała
dłonią na znikającą w drzwiach sądu Agatę. – No niech pan za nią biegnie i
powodzenia.
Marek błyskawicznie odwrócił głowę, szukając wzrokiem Agaty.
- Do widzenia, pani. W razie potrzeby, zna pani adres naszej
kancelarii. – odparł szybko w stronę klientki i prawie biegiem ruszył przed
siebie, zarzucając torbę na ramię.
- Agata! – krzyknął, wybiegając z sądu. Stanął w drzwiach i
obrócił głowę najpierw w prawo, potem w lewo, ale nigdzie nie mógł dostrzec
kobiety. – Agata!
Stał wciąż w miejscu, próbując odnaleźć prawniczkę w tłumie.
Niebo zaczęło przybierać coraz ciemniejsze barwy, a w powietrzu czuć było
nadchodzącą burzę. Nagle w oddali dostrzegł najpiękniejszą kobietę, która stała
na parkingu. Zobaczył to, za czym tęsknił przez cały rok – przy czerwonym
Citroenie uśmiechały się do niego iskierki w oczach Agaty.
- Agata…- powiedział tym razem już szeptem, jakby do samego
siebie.
Poczuł, że nogi ma jak z waty, nie potrafił ruszyć się z
miejsca. Chwilę trwało zanim obudził się z letargu. Pewnym krokiem ruszył w jej
stronę. Stanął kawałek od niej, próbując uspokoić oddech i przyspieszone bicie
serca.
Kobieta, która stała zaledwie metr od niego, wciąż
uśmiechała się, a jej oczy pokazywały szalejące w jej sercu emocje.
- Marek? – zapytała niepewnie. – Coś się stało? Zapomniałam
czegoś z sądu? – dodała ze zdziwieniem w głosie, a serce waliło jej coraz
mocniej. – Marek? Mówię do ciebie…
Mężczyzna stał jak zahipnotyzowany, wciąż milcząc. Wpatrywał
się w Agatę bez słów, tylko jego oczy śmiały się do niej serdecznie. Poprawił
niezdarnie torbę na ramieniu.
- Marek? – Agata podeszła krok bliżej z bijącym sercem. –
Wszystko w porządku?
Patrzyli sobie w oczy, jakby pierwszy raz się spotkali,
badając każdy szczegół na twarzy. Agata dostrzegła jak żyła na skroni Marka
pulsuje zbyt szybko, a zmarszczka na czole zabawnie tańczy, pod wpływem jego
uśmiechu.
- Spacer? – wypalił po długim milczeniu mężczyzna, a widząc
coraz większe zaskoczenie na twarzy towarzyszki dodał. – To znaczy: czy masz
ochotę na spacer?
Brunetka bez słów podeszła do swojego samochodu. Marek
przyglądał się jej zaskoczony, obserwując każdy jej krok, zastanawiając się do
czego to wszystko prowadzi. Kobieta otworzyła samochód, zamaszystym ruchem
wrzuciła swoją teczkę z aktami na siedzenie i usiadła na brzegu auta. Chwyciła leżące
na wycieraczce balerinki i zdjęła swoje czarne szpilki. Po chwili stała przy
Marku z jeszcze większym uśmiechem.
- To dokąd mnie zabierasz? – kąciki jej ust nie mogły
podnieść się już wyżej, jej twarz przepełniona była szczęściem, ale zmarszczka
na czole pokazywała pewne wątpliwości, które snuły się po głowie prawniczki.
Marek, zostawiając swoje rzeczy w samochodzie brunetki, nie
spuszczał jej z pola widzenia, jakby bał się, że zaraz odejdzie. Wziął od Agaty
kluczki od jej samochodu, zamknął drzwi i schował do kieszeni.
- Przed siebie. – dotknął jej talii, delikatnie popychając
do przodu.
Pierwszy raz od roku, naprawdę poczuł jej dotyk. Po jego
ciele przeszedł dreszcz, jakby nagle przypomniał sobie kim jest dla niego owa
brunetka, która idzie u jego boku. Wrócił na chwilę myślami do ich spotkania na
dachu, kiedy powiedziała że oni potrafią siebie tylko krzywdzić i nic więcej
ich nigdy nie połączy. Te słowa odbijały się echem w jego głowie przez cały ten
czas. Spojrzał na Agatę kątem oka i zdecydowanie przekreślił wszystko to, co
dzieliło ich przez cały ten rok.
Szli przed siebie, coraz bardziej oddalając się od wielkiego
budynku sądu. Nie mówili nic, a co jakiś czas zerkali na siebie niepewnie.
Unikali teraz kontaktu wzrokowego, bo obydwoje zdawali sobie sprawę z tego, że
ich oczy są zwierciadłem duszy. Na razie bali się okazywać swoje emocje.
W powietrzu coraz bardziej było czuć zbliżającą się burzę.
Niebo pokryte było już granatowymi chmurami, które wyglądały tak, jakby za
chwilę miały pęknąć i obdarzyć świat wielką ulewą.
W głowie Agaty była już burza z piorunami. Idąc z Markiem u
swego boku, czuła że właśnie wypełnia się to, o czym marzyła od momentu
burzliwego wyjazdu z Warszawy. Całym sercem pragnęła, by już na zawsze szedł
obok niej, by nie musiała spędzać wieczorów sama i udawać szczęśliwą. Ona
chciała b y ć szczęśliwa i spełniona u boku mężczyzny, który zawładnął jej
sercem i od dłuższego czasu wywołuje w niej uczucie, z którym do tej pory się
nie spotkała. Pierwszy raz w głowie brunetki pojawiło się słowo „miłość”.
Agata spojrzała na Marka, próbując urzeczywistnić swoje
myśli. W tym momencie szli już ramię w ramię. Brunetka spojrzała na chmury,
które zapowiadały nadchodzącą burzę. Wokół było coraz ciemniej.
- Dobrze było znów stanąć po dwóch stronach barykady. –
odezwała się brunetka, chcąc przerwać otaczającą ich ciszę.
- Wolałbym…wolałem… - zaczął jąkać się mężczyzna. – Wolałem,
jak staliśmy po jednej stronie.
Agata nic nie odpowiedziała, jedynie uśmiechnęła się do
niego głucho. Szli dalej przed siebie, a byli już w parku, w którym kilka lat
wcześniej pobili się ich pierwsi wspólni klienci. W parku nie było żywej duszy.
W głowie Marka plątały się myśli. Wiedział, że jeszcze
chwila tej ciszy, a jego głowa pęknie, a on sam wybuchnie. Nie mógł dłużej
udawać, że ta idącą obok niego kobieta, jest dla niego tylko byłą wspólniczką.
Widział, jak ona szuka jego wzroku, jak łapczywie próbuje wyczytać z jego oczu,
to czego sama pragnie. Wtedy, gdy stali na dachu, zaryzykował – postawił
wszystko na jedną kartę i przegrał. Teraz było inaczej, wierzył, że to ten
czas, gdy dwie spragnione siebie osoby, odnajdują wspólną drogę. Widział, że
tym razem będzie inaczej.
Momentalnie niebo spowiła czerń. Na świecie zrobiło się
ciemno. Na chodniku pokazały się pierwsze ciężkie krople deszczu, po chwili
zerwał się silny wiatr i zaczął padać ulewny deszcz.
Marek chwycił rękę Agaty, oplatając swoje palce w jej dłoń,
pociągnął za sobą. Biegli co tchu do najbliższego drzewa, które choć na chwilę
mogłoby dać im schronienie. Zatrzymali się pod wielkim dębem, cali przemoczeni,
mimo że od początku deszczu minęły zaledwie sekundy. Spojrzeli się na siebie,
po czym wybuchnęli głośnym śmiechem. Śmiali się donośnym głosem, łapiąc oddech,
wciąż kurczowo trzymając się za ręce. Roześmiana Agata oparła głowę o pień
drzewa, zamknęła na chwilę oczy. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko,
kobieta oddychała głęboko. Marek swoją drugą ręką odgarnął z jej twarzy pukiel
mokrych włosów, zbliżając się do niej na tyle, by widzieć spływające po jej
twarzy krople deszczu, zmywające makijaż.
- Agata, tak nie może dłużej być. – wyszeptał Marek,
opierając swoją głowę o jej mokre czoło.
Kobietę przeszył dreszcz, pod wpływem jego dotyku. Otworzyła
swoje wielkie oczy – śmiały się. Położyła wolną dłoń na jego policzku. Marek
poczuł przeszywające go ciepło.
- Przepraszam, że udawałam, że nie jesteś dla mnie kimś
ważnym. – odpowiedziała tak cicho, że Marek musiał odczytać te słowa z ruchu jej
warg.
Przesunął lekko głowę w stronę jej dłoni i położył rękę na
jej delikatnej ciepłej dłoni. Końcami palców chwycił jej dłoń i odsunął z
policzka, przysuwając do swojej twarzy. Delikatnie musnął wargami opuszki jej
palców. Agata obserwowała każdy jego ruch, dokładnie przyglądając się
zmieniającemu się co chwila wyrazowi twarzy mężczyzny.
- Marek… - wyszeptała. – Ja…
- Ciii. – przybliżył głowę do jej twarzy, patrząc jej prosto
w oczy. – Nigdy więcej mnie nie opuszczaj. – i przytulił ją do siebie tak mocno,
jakby chciał ją zatrzymać tylko dla siebie.
Zza chmur wyjrzały pierwsze promienie słońca.
***
- Marek? – zapytała Dorota, widząc stojącego w drzwiach
wejściowych do kancelarii, przemoczonego do suchej nitki, przyjaciela.
Przyglądała się wspólnikowi z pytającym wyrazem twarzy.
Bartek, który siedział za swoim biurkiem, spojrzał na szefa i roześmiał się.
- Ode mnie na urodziny dostaniesz parasol. – zaśmiał się,
puszczając oczko do mężczyzny.
- Marek, gdzieś ty był? – zapytała rozbawiona tym widokiem
rudowłosa. – Myślałam, że miałeś sprawę w sądzie.
- Znalazłem po drodze z sądu pewną zgubę. – wyciągnął dłoń
za siebie, ciągnąc za sobą przemoczoną Agatę. – Córka marnotrawna powróciła, by
prosić o wybaczenie. – przytulił Agatę do swojej przemoczonej koszuli.
Bartek zerwał się z krzesła, a Dorota podeszła szybkim
krokiem do przyjaciół. Marek wypuścił Agatę z objęć, widząc jak Dorota wyciąga
do niej swoje ręce. Rudowłosa przytuliła przemoczoną przyjaciółkę ze łzami w
oczach. Bartek niepewnie podszedł do mentorki, a po chwili również ją objął.
Agata milczała, choć po cichu bardzo cieszyła się, że mogła znów być razem z
nimi. Marek objął Agatę delikatnie w talii, co nie uszło uwadze Doroty,
uśmiechnęła się do niego, puszczając oczko.
Brunetka rozejrzała się po kancelarii, jej wzrok skierował
się na ciemność, która panowała w jej pustym gabinecie. Spojrzała na przyjaciół
i zdała sobie sprawę, że teraz czuje się jak w domu.
- Przepraszam. – odezwała się cichym głosem. – Naprawdę nie
powinnam była…
- Już cicho. – odezwała się Dorota i spojrzała najpierw na
Marka, a potem na Bartka. Na ich twarzach zobaczyła zgodę. – Witaj w domu!
Cała czwórka roześmiała
się tak szczerym śmiechem, którego w tej kancelarii brakowało od roku.Ewa
O ja cię...Rozpłynełam się<3 Brak mi słów;)
OdpowiedzUsuńTo jest wspaniałe!!!<3<3
Ewa, kocham Cię!!!
OdpowiedzUsuńJeszcze się cała trzęsę po przeczytaniu tego opo!!! Jest genialne!!!
<3 <3 <3
Kocham Cię!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na cedeka. <3
Daisy
P.S.
Domcia, looknij na skrzynkę ;p
Cudowne! Ta końcówka jak Marek przyprowadza Agatę do kancelarii bomba!
OdpowiedzUsuńPiękne opowiadanie... Nie wiem Ewa skąd bierzesz takie pomysły :)
OdpowiedzUsuńDziewczyny FILMIKUJĄCE mam prośbę! Mogłybyście zrobić filmik do piosenki Stephen Estrada & Britney Holman - Cellar Door? Z takimi typowo MarGatowymi scenami :)
OdpowiedzUsuńEwa... jesteś GENIALNA!!! Koniecznie cedek :***
OdpowiedzUsuńDziękuję za pozytywne komentarze : )
OdpowiedzUsuńRzeczywiście musiałam pomylić się przy numerowaniu części, bo w oryginale również jest 2 razy 15 część.
A odpowiadając na pytanie, skąd biorę pomysły - nie inspirują mnie ani filmiki, ani kontretne piosenki. Siadając przed klawiaturą komputera, słowa płyną.
Pozdrawiam,
E.