niedziela, 4 sierpnia 2013

Opowiadanie Daisy cz.9

Z malutkim opóźnieniem ;)) Opowiadanie od Daisy ;)) Co wy macie z tym "murem" Agaty o.O ? Słodkie to było ;) Miłego czytania ;))

Domcia



Po sytym posiłku, postanowili jeszcze trochę pospacerować. Gdy  usiedli na jakiejś ławce i Agata prosto z mostu zapytała:
- O czym dzisiaj rano z Bartkiem rozmawiałeś? Bo czuję, że  coś się dzieje. Stało się coś? – gdy wypowiedziała te słowa, Marek bardzo się zdziwił. On właśnie o tym  miał zamiar jej powiedzieć.
- Przed tobą się nic nie ukryje. – powiedział wesoło Dębski. – Rano zadzwoniłem do Bartka i dowiedziałem się, że Dorocie udało się ruszyć twoją sprawę. – powiedział, a ona popatrzyła się na niego pytającym wzrokiem. – No chyba nie myślisz, że ona odpuściła? Jakbyś jej nie znała. W każdym razie, Smolik będzie zeznawał.
- Co? Ale… jak jej się to udało? – zapytała szczęśliwa i równocześnie zdziwiona Agata.
- Ja też nie wiem. Jej się zapytaj. Ale to nie wszystko co mam ci do powiedzenia. Agata, chciałbym być twoim drugim pełnomocnikiem. Chciałbym naprawić to co spieprzyłem. Tym razem cię nie zostawię. Obiecuję… – powiedział Marek ciepłym głosem. Miał nadzieję, że Agata się zgodzi i będzie mógł naprawić swój błąd. Patrzył się na nią i czekał aż odpowie. Była zdezorientowana. Nie wiedziała co ma robić. Nie była już zła na Marka , ale nie wiedziała co ma zrobić. Po ostatnich zdarzeniach bała się mu tak od razu zaufać. Nie chciała zniszczyć tego, co udało jej się odbudować przez tych ostatnich kilka dni.
- Marek… Nie zrozum mnie źle, ale… nie chcę ciebie w to wszystko jeszcze raz mieszać. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to bardzo szybko będzie już po wszystkim. Nie chcę ciebie w to wszystko jeszcze raz mieszać. – nie była do końca pewna tego co przed chwilą powiedziała, ale naprawdę nie chciała go w to wszystko jeszcze raz mieszać. Gdy skończyła swoją wypowiedź, popatrzyła się na Marka. Najpierw na jego twarzy malowało się rozczarowanie i złość, ale po chwili jakby się powstrzymał  i na jego twarzy zagościło opanowanie. Zacisnął pięści i popatrzył się na nią.
            Starał się ją zrozumieć… Starał się zrobić wszystko, żeby pokazać jak mu na niej zależy. Ona jednak albo go odtrącała, lub też nieświadomie łatała każdą szczelinę, którą on wydrążył w otaczającym ją murze. Mimo to, on się nie poddawał. Wiercił dalej mając nadzieję, że w którymś momencie natrafi na słaby punkt i mur - runie. Wydawało mu się, że tego wieczoru kiedy przyszedł do niej do domu trafił  to miejsce. I pewnie tak było. Jednak mur, który był tak pieczołowicie budowany przez tyle lat, nie był łatwym przeciwnikiem. Gdy skończyła mówić, popatrzyła się na niego. Zobaczył w jej oczach zdezorientowanie. Domyślił się, że to było dla niej trudne. Wiedział jednak, że nie musi zburzyć ten mur i mimo swojej  pierwszej reakcji  na jej słowa, nie wybuchnął.
- Rozumiem. Tak tylko pytałem. Ale już nie rozmawiajmy o tym. Chodź, wracajmy do Warszawy. – powiedział spokojnie i wstał z ławki podając jej rękę.
            Kiedy podawał jej rękę, uśmiechnęła się do niego. Odczuła wielką ulgę… Marek nie był na nią zły. Nie wiedziała co mogłaby powiedzieć w tej sytuacji.
- Już jesteśmy! – powiedziała wchodząc do domu. – My już będziemy lecieć. Jest już trochę późno. – dodała i poszła do swojego pokoju po rzeczy.
            Gdy już wychodzili, pan Przybysz zaprosił ich żeby przyjechali do niego jeszcze kiedyś. Zapewnili, że tak, że na pewno go odwiedzą.
            Podczas podróży rozmowa nie kleiła się. Każde z nich myślało o rozmowie na ławce. Dopiero pod domem Agaty, ona zapytała:
- Jesteś na mnie jeszcze zły?
- Nie. Nie ma o co. – powiedział i oboje wysiedli z auta. Marek podał jej torbę. Wzięła ją. Przez chwilę stali tak na ulicy i patrzyli się na siebie. Ona badała każdy milimetr jego oczu, a on każdy milimetr jej twarzy i… ust. W blasku Księżyca Agata wyglądała naprawdę zjawiskowo. Coś go strasznie ciągnęło do niej… Czuł, że jeśli jej teraz nie pocałuje, to coś straci…  że straci szansę na coś pięknego. Zbliżył swoją twarz do niej o kilka centymetrów, rękę położył na jej plecach, jednak ona zrobiła krok w tył.
- Trochę zimno się zrobiło. Nie miałbyś ochoty na kawę lub herbatę zanim pojedziesz do siebie? – zapytała spokojnie.
- No, w sumie czemu nie. Jeśli chodzi o kawę, to ja zawsze.
            Weszli do mieszkania. Położyła torbę obok kanapy i poszła do kuchni zrobić kawę. Dębski czekał na nią w pokoju, zastanawiając się dlaczego tak nagle zaprosiła go na kawę. Po kilku minutach wróciła niosąc dwie kawy. Położyła je na stoliku przy kanapie i siadła na obok Marka tak, aby widzieć jego twarz. Nie zaczęła pić kawy, tylko patrzyła się w jego twarz. Znowu patrzyli się na siebie tak jak przed chwilą, tyle tylko, że w tych spojrzeniach było o wiele więcej ciepła, czułości, szczęścia i miłości. Znowu Marek poczuł, że jeśli jej nie pocałuje, to coś straci… Coś cenniejszego niż wszystkie skarby tego świata… Popatrzył się na jej twarz. Przepełniało ją ciepło i miłość. Zbliżył swoją twarz do niej. Badał teraz każdy centymetr jej twarzy. Odgarnął jej grzywkę z twarzy najdelikatniej jak tylko potrafił. Teraz poczuł zapach jej perfum… Poczuł, że musi to teraz zrobić… Powoli zaczął przysuwać swoje usta do niej. Ona zrobiła to samo. W końcu ich usta połączyły się w pocałunku pełnym czułości, delikatności i namiętności. Jego ręka przesunęła się na jej plecy i objęła ją. Jej ręka powędrowała z kolei na jego szyję. Gdy poczuł jej dłoń na swoim ciele, przesunął drugą rękę na jej plecy i przytulił ją do siebie.
            Nie wiedziała dlaczego to robi, ale to uczucie było silniejsze od niej i nie potrafiła się mu przeciwstawić. W pewnej chwili Marek pociągnął ją lekko i położył  się z nią na łóżku. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, lecz gdy osiągnęły już szczyt namiętności, odłączyła swoje usta od jego.
            Wiedział, że mur, o którym dzisiaj myślał, z każdym pocałunkiem kruszył się coraz bardziej. W chwili gdy ona przerwała tę cudną chwilę, wiedział, że nie będzie mógł się dalej posunąć. Popatrzyli sobie w oczy i znowu zobaczyli w nich miłość, czułość, ciepło i szczęście. Wir pocałunków znowu się rozpoczął. Całował ją w usta, policzki, szyję, kark, czoło… nie miała na twarzy ani jednego miejsca, którego by nie pocałował. Czuli się szczęśliwi. Ona czuła się bezpieczna, a on wiedział, że może jej to bezpieczeństwo zapewnić. Żadne z nich nigdy w życiu nie czuło się tak jak teraz.
            Było już dość późno, kiedy w pokoju rozbrzmiał dzwonek telefonu Dębskiego. Odebrał.
- Marek Dębski, słucham… A, to ty Dorota… Dobra, będę… Dobranoc. – odłożył słuchawkę i objął Agatę swoim silnym ramieniem.
***
Mam nadzieję, że nie przesadziłam z końcówką? Pisać dalej? Komentujcie. Z wielką chęcią przeczytam co myślicie o moich amatorskich wypocinach. xD

Daisy

6 komentarzy:

  1. Oczywiście, że pisać! Super jest!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz,pisz;D
    Jestem ciekawa jak to dalej się potoczy.Czekam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A według ciebie, Domciu, Agata nie była otoczona metaforycznym "murem"??? Coś (: oprócz producentów serialu :) przecież sprawiało, że bała się związku na poważnie po zawodzie jakiego doznała z Hubertem. Była zamknięta w sobie i nie dopuszczała Marka do siebie. Właśnie to "coś" to sprawiało i najprostszym wytłumaczeniem tego jest metaforyczny "mur", bariera (ale to i tak na jedno wychodzi). :)
    Daisy
    P.S.
    Cieszę się, że się podoba. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, wręcz przeciwnie ;)) Ja już to pisałam tutaj dawno, dawno temu ;)) Chyba nawet w którymś opowiadaniu miałam o tym wzmiankę, ale nie chce mi się teraz tego szukac :D Tylko nagle wszystkie opowiadanie skupiły się na tym murze :D I nie ukrywam robi się to zabawne :D

      Domcia

      Usuń
  4. rewelacja :) kurczę, uwielbiam Cię za to opowiadanie! Tylko ich teraz ze sobą nie skłóć, błagam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale czemu mam ichnie skłócić???
    Chcę chociaż trochę zachować styl PA ;)
    No, zobaczymy :)
    Daisy

    OdpowiedzUsuń