poniedziałek, 2 września 2013

Opowiadanie A. cz.4

Super *___* Lubię jak się tak fajnie rozwija :) Miłego czytania :))

Może dodam jutro tą 3 częśc "Końca." :D

Domcia



4.
Spędzali razem jeszcze mniej czasu, jeśli w ogóle to było możliwe. Nie wracali do tamtej rozmowy, czy raczej kłótni, zachowywali się jakby nigdy do niej doszło. Może dałoby się w to uwierzyć, gdyby nie to, że ich stosunki stały się jeszcze bardziej chłodne i oficjalne. Ograniczali kontakty do minimum, co było trudne, bo zbliżał się termin ostatecznej rozprawy - być albo nie być ich klienta.

***
Siedziała na sali rozpraw w charakterze publiczności. Podczas słów „…i uniewinnia go od popełnienia zarzucanego mu czynu…” mimowolnie się uśmiechnęła. Wygrali. Spojrzała w prawo i jej oczy spotkały się z oczami Marka. Widziała w nich dumę i radość, na jego twarzy pojawił się szeroki, zaraźliwy uśmiech, którego nie była w stanie nie odwzajemnić.

***
Usiadł w fotelu i rozejrzał się po swoim mieszkaniu. Nie wiedział dlaczego, ale wydawało mu się jeszcze bardziej puste niż zazwyczaj. Wziął telefon do ręki i natychmiast odłożył go z powrotem na stół. Myśli o dzisiejszej wygranej gładko przeszły w rozmyślanie o Agacie. Gdy dziś tak się do niego uśmiechnęła… Czuł, jakby wszystko było tak jak dawniej, jakby wciąż byli przyjaciółmi. Jakby wszystko wróciło do normy. Może właśnie w tym tkwi problem? - myślał. – Może potrafimy się tylko przyjaźnić? Brakowało mu jej. Brakowało mu nie tylko kobiety jego życia, ale też przyjaciółki. A teraz w jego świecie nie było żadnej z nich. Chciał to zmienić i miał już pewien plan. Niedługo miała być wznowiona sprawa Agaty o prawo do wykonywania zawodu. Postanowił, że będzie jej przyjacielem, będzie ją wspierał, bez żadnych oczekiwań i nacisków. Da jej tyle czasu, ile będzie potrzebowała. Będzie cierpliwy. Poczeka na jej ruch. I przede wszystkim - wygra jej sprawę.

***
Minęło kilka dni. Stała przy oknie w swoim dawnym gabinecie i patrzyła, jak Marek wyjeżdża z parkingu. Miał jakieś spotkanie. Obserwowała jego samochód, dopóki nie zniknął za zakrętem. Od czasu wygranej rozprawy pana Tomasza było między nimi w porządku. Cieszyła się, że potraktował jej słowa poważnie i dawał jej czas. Był pomocny, bardzo zaangażował się w jej sprawę, wróciły też te drobne docinki i przekomarzanie się, za którymi tęskniła. Z rozmyślań wyrwało ją otwarcie się drzwi wejściowych do kancelarii. Odwróciła się, odeszła od okna i wyszła na korytarz. Jej oczom ukazał się komisarz Majewski. Zastanawiała się, czy coś się stało, ogarnął ją lekki niepokój.
- Dzień dobry. - zaczęła niepewnie.
- Dzień dobry, mogę zająć pani chwilę? - powiedział.
- Tak, oczywiście. Zapraszam. - gestem wskazała mu drzwi do gabinetu. - Kawy?
- Nie, dziękuję. Mam dla pani pewne wiadomości.
- Mam nadzieję, że dobre. – odpowiedziała, gdy usiedli.
- Też mam nadzieję, że okażą się dla pani… Przepraszam, czy możemy przejść na ty? Tak chyba byłoby wygodniej. - uśmiechnął się.
- Jasne, czemu nie. Agata.
- Krzysztof. – uścisnęli sobie dłonie.
- No więc? Co to za wiadomości? – zapytała.
- Wtedy kiedy przyszedłem do kancelarii w sprawie Jarockiej, rozmawiałaś z jakimś mężczyzną o sprawie dyscyplinarnej… - rozejrzał się po pustym gabinecie. - I z tego co widzę, to nie poszło najlepiej.
- Tak…  - również się rozejrzała. Panująca tu pustka i brak jakichkolwiek osobistych akcentów działały na nią przygnębiająco.
- Tamten mężczyzna powiedział, że nie zrobiłaś nic złego. I to dało mi do myślenia. Skoro byłaś niewinna, to skąd ta sprawa? Kazałem poszperać moim ludziom i udało mi się coś znaleźć. Jeden z adwokatów orzekających w twojej sprawie wziął łapówkę. Mamy na to dowody, prokuratura o wszystkim wie.
Otworzyła usta ze zdziwienia.
- Jeśli udowodnimy, że sprawa była ustawiona… To to będzie koniec moich problemów. – ucieszyła się.  Zerwała się i pobiegła do gabinetu Doroty. Po chwili przyjaciółki wróciły do pomieszczenia wysłuchać reszty wiadomości pana komisarza.

***
Wracał właśnie ze spotkania z Okońską. W drzwiach kancelarii minął się z Krzysztofem, wymienili uścisk dłoni. Gdy zamknął za nim drzwi, odwrócił się i ujrzał radosne twarze wspólniczek.
- Coś mnie ominęło? - również się uśmiechnął.
- Po prostu mamy dobre wieści. - powiedziała Dorota.
- To wasze newsy będą musiały chwilę poczekać, bo założę się, że ja mam lepsze. - stwierdził, wciąż uśmiechnięty.
- No nie wydaje mi się. - droczyła się z nim. - Zaraz, przecież ty miałeś to spotkanie w prokuraturze… To chyba wiemy, co masz nam do powiedzenia. - spojrzała na Agatę, która szybko przywołała lekki uśmiech na swoją twarz.
- Przekupiony adwokat? - gdy Dorota pokiwała głową, zapytał - Ale skąd wy…? - przypomniał sobie niedawne wyjście policjanta i na jego twarzy pojawił się cień zrozumienia. Spojrzał na Agatę, była wyraźnie przygaszona. – No to pozamiatane, możemy zacząć świętować. - zażartował.
- Hola panie mecenasie, najpierw praca, potem przyjemności. - powiedziała spokojnie - Świętować będziemy jak wygramy. Nie wiem jak wy, ale ja zbieram się do domu. – po tych słowach pożegnała się i wyszła.
- Co ją ugryzło? – zapytał Doroty, gdy tylko zamknęły się drzwi.
- Może po prostu nie chce zapeszać i tyle. – wzruszyła ramionami i udała się do swojego gabinetu.

***
Agata weszła do mieszkania, odłożyła klucze na szafkę i zamknęła drzwi na zamek. Wszystko to robiła automatycznie. Podeszła do okna i zajęła swoje ulubione miejsce na podłodze, miejsce „do rozmyślania”. Powinna się cieszyć, prawda? Dzisiejsze wiadomości stawiały jej sprawę w innym świetle, miała teraz o wiele większe szanse na powrót do zawodu. Na początku była bardzo szczęśliwa, ale gdy przyszedł Marek… Gdy wrócił ze spotkania w prokuraturze… Czyli ze spotkania z Okońską. – mimowolnie skrzywiła się na wspomnienie tego nazwiska. Mówił, że ma spotkanie, myślała że to jakaś nieistotna sprawa, coś z klientem, więc nie pytała. Wtedy w kancelarii udawała przed nimi uśmiech, ale słowa Doroty o prokuraturze wyraźnie przyćmiły jej radość. Poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Stop Agata, co się z tobą dzieje? Przecież sama go poprosiłaś, by czekał! -  strofowała samą siebie. On i Maria mieli wspólną przeszłość, a co jeśli… Nawet tak nie myśl. Podkurczyła kolana i oplotła je ramionami, obserwując spacerujących mieszkańców Warszawy. Pierwszy raz tak się czuła. Kochała go. Chciała z nim być, wiedziała to na pewno, ale tyle się ostatnio działo… I teraz miałaby go stracić przez swoje niezdecydowanie. Porozmawiam z nim. Niech tylko ta cholerna rozprawa się skończy… - westchnęła ciężko.

***
Tydzień później
Stała wpatrując się w ciężkie, drewniane drzwi sali rozpraw. Będzie dobrze. -  uspokoiła się w myślach. Wzięła głęboki oddech, nacisnęła klamkę i weszła do środka. Marek, Dorota i Bartek podążyli za nią.

A.


2 komentarze:

  1. Obecnie najlepsze opowiadanie na margatowych!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, dziękuję za taką piękną opinię <3 tym bardziej, że nie sądziłam, że komuś aż tak spodoba się moje pisanie :) Dostałam od was tyle wspaniałych komentarzy i czasami nie mogę przestać się uśmiechać po przeczytaniu ich ;) pozdrawiam :* A.

    OdpowiedzUsuń