Może dodam jutro tą 3 częśc "Końca." :D
Domcia
Spędzali
razem jeszcze mniej czasu, jeśli w ogóle to było możliwe. Nie wracali do tamtej
rozmowy, czy raczej kłótni, zachowywali się jakby nigdy do niej doszło. Może
dałoby się w to uwierzyć, gdyby nie to, że ich stosunki stały się jeszcze
bardziej chłodne i oficjalne. Ograniczali kontakty do minimum, co było trudne,
bo zbliżał się termin ostatecznej rozprawy - być albo nie być ich klienta.
***
Siedziała
na sali rozpraw w charakterze publiczności. Podczas słów „…i uniewinnia go od popełnienia zarzucanego mu czynu…” mimowolnie
się uśmiechnęła. Wygrali. Spojrzała w prawo i jej oczy spotkały się z oczami
Marka. Widziała w nich dumę i radość, na jego twarzy pojawił się szeroki,
zaraźliwy uśmiech, którego nie była w stanie nie odwzajemnić.
***
Usiadł
w fotelu i rozejrzał się po swoim mieszkaniu. Nie wiedział dlaczego, ale
wydawało mu się jeszcze bardziej puste niż zazwyczaj. Wziął telefon do ręki i
natychmiast odłożył go z powrotem na stół. Myśli o dzisiejszej wygranej gładko
przeszły w rozmyślanie o Agacie. Gdy dziś tak się do niego uśmiechnęła… Czuł,
jakby wszystko było tak jak dawniej, jakby wciąż byli przyjaciółmi. Jakby
wszystko wróciło do normy. Może właśnie w
tym tkwi problem? - myślał. – Może
potrafimy się tylko przyjaźnić? Brakowało mu jej. Brakowało mu nie tylko
kobiety jego życia, ale też przyjaciółki. A teraz w jego świecie nie było
żadnej z nich. Chciał to zmienić i miał już pewien plan. Niedługo miała być
wznowiona sprawa Agaty o prawo do wykonywania zawodu. Postanowił, że będzie jej
przyjacielem, będzie ją wspierał, bez żadnych oczekiwań i nacisków. Da jej tyle
czasu, ile będzie potrzebowała. Będzie cierpliwy. Poczeka na jej ruch. I przede
wszystkim - wygra jej sprawę.
***
Minęło
kilka dni. Stała przy oknie w swoim dawnym gabinecie i patrzyła, jak Marek
wyjeżdża z parkingu. Miał jakieś spotkanie. Obserwowała jego samochód, dopóki
nie zniknął za zakrętem. Od czasu wygranej rozprawy pana Tomasza było między
nimi w porządku. Cieszyła się, że potraktował jej słowa poważnie i dawał jej
czas. Był pomocny, bardzo zaangażował się w jej sprawę, wróciły też te drobne
docinki i przekomarzanie się, za którymi tęskniła. Z rozmyślań wyrwało ją
otwarcie się drzwi wejściowych do kancelarii. Odwróciła się, odeszła od okna i
wyszła na korytarz. Jej oczom ukazał się komisarz Majewski. Zastanawiała się,
czy coś się stało, ogarnął ją lekki niepokój.
- Dzień
dobry. - zaczęła niepewnie.
- Dzień
dobry, mogę zająć pani chwilę? - powiedział.
- Tak,
oczywiście. Zapraszam. - gestem wskazała mu drzwi do gabinetu. - Kawy?
- Nie,
dziękuję. Mam dla pani pewne wiadomości.
- Mam
nadzieję, że dobre. – odpowiedziała, gdy usiedli.
- Też
mam nadzieję, że okażą się dla pani… Przepraszam, czy możemy przejść na ty? Tak
chyba byłoby wygodniej. - uśmiechnął się.
-
Jasne, czemu nie. Agata.
- Krzysztof.
– uścisnęli sobie dłonie.
- No
więc? Co to za wiadomości? – zapytała.
- Wtedy
kiedy przyszedłem do kancelarii w sprawie Jarockiej, rozmawiałaś z jakimś
mężczyzną o sprawie dyscyplinarnej… - rozejrzał się po pustym gabinecie. - I z
tego co widzę, to nie poszło najlepiej.
-
Tak… - również się rozejrzała. Panująca
tu pustka i brak jakichkolwiek osobistych akcentów działały na nią
przygnębiająco.
-
Tamten mężczyzna powiedział, że nie zrobiłaś nic złego. I to dało mi do
myślenia. Skoro byłaś niewinna, to skąd ta sprawa? Kazałem poszperać moim
ludziom i udało mi się coś znaleźć. Jeden z adwokatów orzekających w twojej
sprawie wziął łapówkę. Mamy na to dowody, prokuratura o wszystkim wie.
Otworzyła
usta ze zdziwienia.
- Jeśli
udowodnimy, że sprawa była ustawiona… To to będzie koniec moich problemów. –
ucieszyła się. Zerwała się i pobiegła do
gabinetu Doroty. Po chwili przyjaciółki wróciły do pomieszczenia wysłuchać
reszty wiadomości pana komisarza.
***
Wracał
właśnie ze spotkania z Okońską. W drzwiach kancelarii minął się z Krzysztofem,
wymienili uścisk dłoni. Gdy zamknął za nim drzwi, odwrócił się i ujrzał radosne
twarze wspólniczek.
- Coś
mnie ominęło? - również się uśmiechnął.
- Po
prostu mamy dobre wieści. - powiedziała Dorota.
- To
wasze newsy będą musiały chwilę poczekać, bo założę się, że ja mam lepsze. -
stwierdził, wciąż uśmiechnięty.
- No
nie wydaje mi się. - droczyła się z nim. - Zaraz, przecież ty miałeś to
spotkanie w prokuraturze… To chyba wiemy, co masz nam do powiedzenia. -
spojrzała na Agatę, która szybko przywołała lekki uśmiech na swoją twarz.
-
Przekupiony adwokat? - gdy Dorota pokiwała głową, zapytał - Ale skąd wy…? -
przypomniał sobie niedawne wyjście policjanta i na jego twarzy pojawił się cień
zrozumienia. Spojrzał na Agatę, była wyraźnie przygaszona. – No to pozamiatane,
możemy zacząć świętować. - zażartował.
- Hola
panie mecenasie, najpierw praca, potem przyjemności. - powiedziała spokojnie -
Świętować będziemy jak wygramy. Nie wiem jak wy, ale ja zbieram się do domu. –
po tych słowach pożegnała się i wyszła.
- Co ją
ugryzło? – zapytał Doroty, gdy tylko zamknęły się drzwi.
- Może
po prostu nie chce zapeszać i tyle. – wzruszyła ramionami i udała się do
swojego gabinetu.
***
Agata
weszła do mieszkania, odłożyła klucze na szafkę i zamknęła drzwi na zamek.
Wszystko to robiła automatycznie. Podeszła do okna i zajęła swoje ulubione
miejsce na podłodze, miejsce „do rozmyślania”. Powinna się cieszyć, prawda?
Dzisiejsze wiadomości stawiały jej sprawę w innym świetle, miała teraz o wiele
większe szanse na powrót do zawodu. Na początku była bardzo szczęśliwa, ale gdy
przyszedł Marek… Gdy wrócił ze spotkania w prokuraturze… Czyli ze spotkania z Okońską. – mimowolnie skrzywiła się na
wspomnienie tego nazwiska. Mówił, że ma spotkanie, myślała że to jakaś
nieistotna sprawa, coś z klientem, więc nie pytała. Wtedy w kancelarii udawała
przed nimi uśmiech, ale słowa Doroty o prokuraturze wyraźnie przyćmiły jej
radość. Poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Stop
Agata, co się z tobą dzieje? Przecież sama go poprosiłaś, by czekał! - strofowała samą siebie. On i Maria mieli
wspólną przeszłość, a co jeśli… Nawet tak
nie myśl. Podkurczyła kolana i oplotła je ramionami, obserwując
spacerujących mieszkańców Warszawy. Pierwszy raz tak się czuła. Kochała go.
Chciała z nim być, wiedziała to na pewno, ale tyle się ostatnio działo… I teraz
miałaby go stracić przez swoje niezdecydowanie. Porozmawiam z nim. Niech tylko ta cholerna rozprawa się skończy… - westchnęła
ciężko.
***
Tydzień
później
Stała wpatrując
się w ciężkie, drewniane drzwi sali rozpraw. Będzie dobrze. - uspokoiła
się w myślach. Wzięła głęboki oddech, nacisnęła klamkę i weszła do środka.
Marek, Dorota i Bartek podążyli za nią.
A.
Obecnie najlepsze opowiadanie na margatowych!
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję za taką piękną opinię <3 tym bardziej, że nie sądziłam, że komuś aż tak spodoba się moje pisanie :) Dostałam od was tyle wspaniałych komentarzy i czasami nie mogę przestać się uśmiechać po przeczytaniu ich ;) pozdrawiam :* A.
OdpowiedzUsuń