piątek, 2 sierpnia 2013

Opowiadanie Muszelki i jej koleżanki ;))

Nie wiedziałam jaki tytuł, więc jest taki :D Przepraszam, zapomniałam o Tobie, po tym jak odpisałam Ci na maila :D Rzygam tęczą xD Boże, za słodkie... Mój mózg tego nie przyjmuje, bo zbyt nierealne :D Miłego czytania ;))

Domcia

Napisałam to opo z moją koleżanką. Jest ono na streemo. Tamtego opo nie skończę, bo nie mam czasu. Jutro wyjeżdżam na kolonię i wrócę 15 sierpnia. Miło będzie jak ktoś skomentuje. :D

Pewnego słonecznej soboty. Agata siedzi w nowej sypialni jej nowego domu. Wygląda przez okno. Zauważyła Marka uśmiechającego się do niej z dołu wracającego ze spotkania z klientem. Zbiegła po schodach na dół. Gdy tylko wszedł, Dębska wtuliła się w niego. Marek czule pocałował ukochaną. Wziął ją na ręce i wniósł do środka.
- I jak minął ci dzień skarbie?- zapytał się.
- Hmmmm nijak.... Tęskniłam za Tobą... A jak spotkanie?
- Dobrze. A gdzie nasza księżniczka?
- Zmęczyła mnie strasznie. Śpi teraz słodko. Choć, to ci obiad odgrzeję.
Po zjedzeniu obiadu usiedli w salonie. Marek nalał sobie i ukochanej po lampce wina i włączył film na dvd. Oglądali film z swojego wesela które odbyło się z jakieś 4 miesiące temu. Gdy doszli do przysięgi małżeńskiej, Agacie zaszkliły się oczy na to wspomnienie.
- Nie płacz.- zaśmiał się Marek.
- Ja nie płacze, tylko się wzruszyłam.
Uśmiechnęła się do niego.
Marek objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
- I teraz żyli już długo i szczęśliwie - powiedział i posłał szeroko się do niej uśmiechnął.
Nagle mała zaczęła płakać. Popatrzyli na siebie.
-Kto idzie? - zapytała się.
- Ty - odpowiedzieli równocześnie.
- Marek ty idź. Ja była cały dzień przy niej. Już jestem zmęczona. Zobaczymy jak będzie za 5mie.....
- Co? Co będzie za 5 miesięcy? Czy ty - bardzo powoli domyślał się Dębski.
- Miałam powiedzieć Ci wieczorem, ale jak mi się wymsknęło. Tak, spodziewamy się dziecka.
- To cudownie kochanie. Nawet nie wiesz jak się cieszę... Będę ojcem... Byłaś już na usg?
- Nie... Chciałam, żebyś poszedł ze mną.
- Umów się szybko. Chcę zobaczyć tego młodego Dębskiego.
- Albo młodą.
Marek pocałował swoja żonę. Po schodach zeszła trzyletnia Zuzia. ,
- A czemu ty nie spisz?- zapytali się jednocześnie.
- Jakoś nie cie spac.
Mała wdrapała się Agacie na kolana.
- Ciociu. Będziesz miała dzidziusia?
- Tak kochanie - uśmiechnęła się.
- Ale fajnie!
- Nie ładnie tak podsłuchiwać Mała - zaśmiał się Marek.
- Jedziemy na wycieczkę?- zapytał się Dębski.
- A gdzie?- zaciekawiła się mała Gawron - Do zoo?
- Na przykład do Krakowa. To takie piękne miasto.
- Wariacie, a mojego klienta z poniedziałku to komu zrzucę na głowę? – marudziła Agata
- Już zadzwoniłem do niego, ze bierzesz tydzień wolnego.
- A Bartek?
Bartek tez dzisiaj prosił o wolne na tydzień. Więc sytuacja rozwiązana. To, co, idziemy się pakować?
- A mam inne wyjście. Chyba zostałam przegłosowana.
- Oj nie marudź kochanie. Spodoba ci się zobaczysz.
Po trzech godzinach wyjeżdżali z Warszawy. Do Krakowa dotarli o 18. Podjechali do hotel. Marek zatrzymał samochód i popatrzył na ukochaną. Obydwie dziewczyny padnięte długą i męcząca droga smacznie spały. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie na ten widok. Nie chciał budzić Agaty jednak nie miał wyjścia. Delikatnie potrząsnął nią za ramię. Kobieta otworzyła zaspane oczy.
- Co się stało?
- Już jesteśmy Skarbie.
Wysiedli z auta. Agata wzięła małą na ręce i udali się do recepcji. Formalności udało się szybko załatwić. Gdy weszli do pokoju, Agata położyła ją do łóżeczka, a sama położyła się na wielki łożu. Marek w tym czasie wniósł wszystkie bagaże do pokoju. Położył się koło ukochanej. Mimo, że raz z Agatą w czasie jazdy zamienili się i to ona prowadziła przez chwilę, to on kierował przez większość trasy, więc powinien być zmęczony. Jednak nie mógł zasnąć. Gdy w końcu usnął, przyśniła mu się zdarzenie mające miejsce prawie rok temu. Widocznie cały czas zadręczał się tym i miał je w podświadomości. Był to, bowiem ten pamiętny wieczór, kiedy Agata przyszła do niego, do mieszkania, a drzwi otworzyła jej Maria. Kiedy blondynka zamykała drzwi. On odwrócił głowę w jej stronę. Postać Agaty zaczęła nagle szybko znikać.
- Agata! - krzyknął zdenerwowany.
Sen momentalnie go wybudził. Przekręcił się na drugi bok. Odnalazł ręką ukochaną. Przyciągnął ją do siebie, aby mieć pewność, że mu nie ucieknie tak jak we śnie. Wtulił nos w jej włosy i spokojnie już zasnął.
- Wujek! Jest już 9. Wstawaj! - marudziła mała.
- Kotku, wujek prowadził samochód i jest zmęczony. My pójdziemy na śniadanie a wujcio się tutaj ogarnie i przyjdzie zaraz do nas. Mała przytuliła się do niej z całej siły.
Marek tylko patrzył jak taki maluch potrafi przynieść tyle szczęścia. Już nie mógł doczekać się jak ich wspólne dzieciątko przyjdzie na świat.
Kobieta przeciągnęła się ostatni raz. Wstała z łóżka i podeszła do okna. Promienie słońca wpadały przez wielkie okno apartamentu, z którego rozciągał się piękny widok na Wawel i zakole Wisły. Odwróciła się do walizek. Wyciągnęła luźną bluzkę w biało - czarne paski i czerwone spodnie i poszła do łazienki. Następnie ubrała Zuzie i zeszły na śniadanie składające się z płatków z mlekiem.W tym czasie Dębski ciągle drzemał leżąc pod ciepłą kołdrą. Usłyszał wesoły śmiech Zuzi dochodzący z korytarza. Nie chcąc, żeby zastały go w łóżku, czym prędzej wstał, wziął rzeczy i poszedł pod prysznic. Zimna woda spływała po jego ciele, rozbudzając go na dobre. Gdy wyszedł z łazienki, na jego nieszczęście dziewczyny już były z powrotem.
- Oj Dębski, Dębski - zaśmiała się Agata - gdyby nie my tkwiłbyś w tym łóżku do południa - ale nie ma tak dobrze.
Podeszła do niego by dopiąć mu ostatni guzik, którego sam nie zdążył. Przygryzła dolną wargę, by następnie złożyć na jego ustach słodki pocałunek. Zuzia ma coś dla ciebie.
Dziewczynka wyciągnęła zza pleców talerz pełen jajecznicy i kanapek.
- Tak coś czułam, że tak będzie. Nie przyszedł pan mecenas na śniadanie - przyszło śniadanie do pana - powiedziała ze śmiechem.
- Właśnie miałem już do Was wychodzić.
- Kłamca! Wujek kłamca! - zaczęła krzyczeć Zuzia.
- Agata co jest?- zapytał się zony gdy nagle położyła się na łóżku.
- Nic - próbowała się wykręcić.
- Pewnie jakiś pierwszy skurcz ... Zaraz na pewno przejdzie ... tak tak zaraz przejdzie.
- Może pojedziemy do szpitala.
- Nie no coś ty! Nie będziemy psuć małej wyjazdu.
Marek widząc ból ukochanej położył ją sobie na kolanach a rękę na jej brzuchu i zaczął go rozmasowywać dopóki nie zobaczył ulgi na jej twarzy.
- Jest już wszystko okay. To co, idziemy na wycieczkę?
- Tak!- krzyknęła radośnie mała.
Tego samego dnia. Sukiennice, Kościół Mariacki, Wawel... Tyle już zwiedzili tego dnia, a dochodziło dopiero południe. W wesołych nastrojach podążali dalej. Spacerowali uliczkami miasta, ciągle śmiejąc się i rozmawiając. Zatrzymali się na Rynku. Marek kupił Zuzi balonika, a ukochanej bukiecik kwiatków.
- Wujek patrz.- mała pokazała swoją małą rączką na Kościół Mariacki.
Następnego dnia pojechali zobaczyć kościół w Łagiewnikach.
Następnego dnia pojechali do Ojcowskiego Parku Narodowego.
Podziwiali Maczugę Herkulesa. W 5 dzień wycieczki pojechali przejść się po Łąkach Nowohuckich. Zaparkowali samochód koło szpitala Żeromskiego i chodzili z dobre 2 godziny.
- Marek?- nagle za sobą usłyszał jakiś głos.
Mężczyzna odruchowo odwrócił się w stronę, z której dochodziło wołanie.
Zaniemówił z wrażenia, normalnie jakby wbiło go w ziemię. Stał tak, jak zahipnotyzowany. Przed nim kilka metrów dalej wśród tłumów spacerowiczów stała uśmiechnięta niewysoka szatynka o długich kręconych włosach, ubrana w zwiewną długą sukienkę na ramiączkach. To ona wołała jego imię. Czekała teraz na jakiś ruch z jego strony. Ona go rozpoznała. Jego nigdy nie zapomniała… Jego… swej pierwszej miłości.
Marek natomiast stał ciągle sparaliżowany, jakby na wspomnienie dziewczyny odebrało mu mowę. W końcu gdy oprzytomniał zdołał wyszeptać tylko:
- Kkkinga?... Co tu robisz? – Jemu w przeciwieństwie do tej dziewczyny udało się po pewnym czasie wymazać jej obraz z pamięci. Gdy rzucił się w wir pracy i kariery w Warszawie zapomniał o tych latach spędzonych w Krakowie. Znali się jeszcze ze studiów na krakowskim UJ – ocie. Nie raz pomagał jej w zrozumieniu niektórych zawiłych zagadnień Kodeksu Karnego.
Dziewczyna podeszła do niego. Gdy zobaczyła trzymających się Dębskich za rękę, jeszcze z małym dzieckiem trochę ją to zbiło z pantałyku. Przestraszyła się, i słusznie, że to jego żona. W sumie… minęło tyle lat… Miał prawo ułożyć sobie życie. Ale los znów skrzyżował jej ich drogi.
- Jaki słodki dzieciak.- powiedziała uśmiechajac się szyderczo.
- A dziękujemy. Nasza chrześnica - odpowiedziała zdenerwowana Agata
- Jestem Kinga. Byla Marka.- przedstawiła się szatynka
- Agata, żona.
Stali chwile. Marek zaczął rozmowę z dawną „znajomą”. Agata stała cicho smutna na boku przysłuchując się żywej rozmowie i wspomnieniom pt.: „Jak to było na UJ-ocie”. Nagle usłyszeli krzyk małego dziecka. Agata od razu zareagowała. Pobiegła w stronę, skąd dochodził krzyk. To Zuzia przewróciła się skacząc.
- Kochanie, nic Ci nie jest? Boli Cie coś? – przestraszyła się. Przecież Dorota razem z Wojtkiem by ich zabili, gdyby małej coś się stało.
- Ała. Moja nóżka. Strasznie boli.
- Marek.- powiedziała do niego, kiedy był wciągnięty w rozmowę z koleżanką – Marek! – teraz to już krzyknęła jednak mężczyzna dalej nie reagował – Marek, do cholery!
Wzięła małą na ręce i zaczęła iść w stronę auta. Mężczyzna dopiero teraz zauważył żonę czekającą już prawie przy samochodzie z zapłakaną Zuzią na rękach.
- Agata, przecież Tobie nie wolno jej dźwigać.
- Miło było się spotkac. Do zobaczenia kiedyś – pożegnał się szybko z Kingą i zaczął biec w kierunku dziewczyn.
Szatynka odeszła zadowolona z takiego przebiegu spotkania.
Mężczyzna dobiegł do samochodu.
- Co się stało?
Agata była strasznie zazdrosna i wkurzona. Postanowiła nie odzywać się do męża.
- …
Włożyła małą do samochodu. Już chciała wsiadać o stronie kierowcy, jednak Marek ją zatrzymał.
- Co ty wyprawiasz? Nie wolno ci prowadzić.
- Ale ty zapomniałeś, że denerwować mi się też nie wolno. Jak będziesz tak się naszym dzieckiem przejmował jak Zuzią w tej chwili to na pewno będziesz cudownym ojcem. Jedziemy do szpitala. Gdzie tu jest najbliższy, bo z tego co słyszałam sam znasz to miasto jak własną kieszeń?
- Bardzo blisko. Szpital Żeromskiego. Daj te kluczyki.
Agata obeszła auto dookoła i siadła, koło małej. Po 5 min znaleźli się pod szpitalem.

Jak zwykle musieli odstać swoje w kolejce na SOR. Agata coraz bardziej się niecierpliwiła. Co rusz albo robiła wymówki Markowi, albo panikowała, że uraz Zuzi okaże się poważny. Marek znosił to w milczeniu. W końcu zostali przyjęci. Agata weszła na izbę chorych. Nie znała tego szpitala i nie czuła się tak pewnie jak w tym, gdzie pracował Maciek. Niepewnie rozglądała się po gabinecie. Marek wszedł tuż za nimi. Kiedy Zuzia była badana, położył dłoń delikatnie na ramieniu żony. Agata popatrzyła na niego. Cała złość i emocje zaczęły z niej spływać pod tym dotykiem i spojrzeniem. Uśmiechnęła się lekko. Diagnoza nie okazała się najłaskawsza dla nich. Okazało się, że prawdopodobnie Zuzia kostkę skręciła. Dostali skierowanie na rentgen, który potwierdził obawy.
- Musimy założyc gips - powiedział w stronę mecenasów.
- Ciociu, ja nie chce!- mala zaczęła krzyczec.
- Oj rybciu, ale trzeba. Wtedy nóżka ci się szybciej i lepiej wyleczy – powiedział Marek.
- Podpiszemy Ci się potem na nim wszyscy i Bartek i twoi bracia jak wrócą, hmm.
Podczas, gdy dziewczynka miała zakładany gips. Agata lekko zdenerwowana sytuacją wzięła Marka na stronę.
- Marek, możemy porozmawiać? – skinęła głowę, aby odeszli kawałek
- Uważam … że powinniśmy wracać jak najszybciej do Warszawy. Mała będzie bliżej domu, pójdziemy znajdzie się odpowiedniego specjalistę… To piękne miasto, ale chyba tak będzie lepiej dla niej – ciężko było jej to mówić, wiedząc że krzyżuje mu tym samym plany. Mieli jeszcze całe 3 dni urlopu.
- Kochanie, ale ja w pełni się z tobą zgadzam. Jeszcze dziś spakujemy walizki, wyśpimy się i jutro zaraz po śniadaniu wyjeżdżamy. Zawsze możemy tu wrócić kiedy indziej.
- Boże, Dorota to mi chyba głowę urwie jak się dowie.
- Nigdy jej na to nie pozwolę – mężczyzna wypiął dumnie pierś.
- Akurat masz tu wiele do gadania, mój ty bohaterze – zaśmiała się brunetka.
- Wracając do tematu, może zostaniesz z małą do końca urlopu. Myślę, że nie długo i tak powinnaś zacząć ograniczać ilość branych spraw.
- O nie, zaczyna się.

W lepszych humorach podeszli do kozetki z Zuzią, która miała już prawie założony gips. Kiedy lekarz wypełniał karty wypisu, z Dębską znów zaczęło dziać się cos niedobrego. W momencie pobladła, zrobiło jej się duszno, by zaraz potem opaść wprost w ramiona męża.
- Agata!
- Pani Agato? Słyszy mnie pani?
Straciła przytomność. Pielęgniarki z pomocą Marka położyły ją na noszach i zawiozły na usg i pobranie krwi.
Wyniki nie okazały się najlepsze. Na światło dzienne wyszła jej cukrzyca. Na szczęście zyskali sposobność szybszego poznania płci dziecka. Marek był obecny podczas badania cały czas trzymał w mocnych uścisku rękę swojej przerażonej żony. Wsłuchiwali się równy rytm bicia serduszka ich … synka. Tak okazało się, że za parę lat pewnie kancelarię przejmą sami mężczyźni, chyba, że Zuzia też pójdzie na prawo.
- Dziecko, rozwija się prawidłowo… ale… o cholera! – lekarz zerwał się z krzesła i czym prędzej wybiegł z zabiegówki poprosić innego specjalistę o konsultację i przygotować kolejne badania.
Agata leżała na sali. Przed sala czekał na wieści Marek, a na krześle siedziała Zuzia, która grała na telefonie cioci. Dębski cały czas chodził nerwowo po korytarzu. Bał się, cholernie się bał, jak jeszcze nigdy w życiu, że straci ją…. Ją, albo dziecko.
- Wiadomo już coś? - zapytał się gdy zobaczył lekarza.
- Jeszcze nic nie wiadomo. Idę właśnie przejrzec wyniki badan.
Po około 5 minutach wszedł do sali w której znajdowała sie Dębska.
- Pani Agato, nie mam dobrych wieści.
- Coś jest nie tak? Co z moim maleństwem?
- Po pierwsze to pani ma za niski poziom cukru we krwi. W pani stanie o wiele za niski…. Ciąża jest zagrożona.
- Ale jak to? Co będzie z pracą?
- Przykro mi. Będzie pani musiała ograniczyć pracę do zera.
- Ale,ale jak to?
- Dużo stresu, przemęczenie. Przepraszam, ze tak powiem. Praca lub dziecko. Gdy będzie się pani przemęczac może pani poronic.
Kiedy wychodził z jej Sali, Marek ponownie go zaczepił.
- I jak wyniki?
- Może chodźmy do mojego gabinetu?
- A moja chrześnica?
- Lepiej, żeby tego nie słyszała.
Marek przestraszył się nie na żarty. Czyżby było, aż tak źle? Odwrócił się do dyndającej na krześle nóżkami dziewczynki, nie zdającej sobie zbytniej powagi z sytuacji.
- Zuziu, wujek pójdzie teraz na chwilkę z panem doktorem porozmawiać o cioci, dobrze? Nie uciekniesz stąd nigdzie, prawda? Mogę na ciebie liczyć? Nigdzie nie odchodź, ja zaraz wrócę.
Wszedł do gabinetu lekarza prowadzącego Agatę. Usiedli za biurkiem. Wszystko w tym pomieszczeniu było białe. Białe ściany, biały sufit, biały stół. Białe krzesła, białe szafki… trochę jak w jakimś wariatkowie. Szpital do najlepszych nie należał. Miał więcej pacjentów, niż funduszy na jakikolwiek remont.
- Powiem tak – zaczął lekarz, to trudne przekazywać przyszłemu ojcu taką wiadomość, ale cóż taki zawód, na to się pisał – pańska żona ma o wiele za niski poziom cukru we krwi, czyli jednym słowem – cukrzyca. Cukrzyca i to poważna, rzutująca bardzo na ciąże. W wielu przypadkach, niestety też i u nas, powoduje, że …. Ciąża jest zagrożona.
Marek pobladł na te słowa. Ciągle analizował to co do niego docierało z naukowej dość wypowiedzi lekarza. Ale ostatnie zdanie aż huczało mu w głowie. CIĄŻA JEST ZAGROŻONA. Lekarz kontynuował.
- Żona musi teraz na siebie bardzo, ale to bardzo uważać. Zero stresu, nerwów, dźwigania czegokolwiek. Najlepiej, to żeby dużo odpoczywała. O pracy też powinna zapomnieć. W przeciwnym razie … poroni.
„PORONI… PORONI… PORONI. …Boże, jak Agata to przeżyje? Przecież… to dla niej musi być szok. Ona do tej pory żyła tylko pracą…” – zastanawiał się.
- Panie Marku? To dla państwa na pewno będzie ciężki okres teraz. Myślę, że powinien pan jakoś wesprzeć małżonkę.
Marek oszołomiony tymi wiadomościami wyszedł szybko z gabinetu trzaskając drzwiami.
W tym momencie zadzwoniła jego komórka. Numer był nieznany. Odebrał.
- Marek, Marek… Musisz mi pomóc… proszę cię… Całe mieszkanie mi zalało, nie mam się gdzie podziać.
Markowi tego już było za wiele.
- Do jasnej cholery, Kinga! – krzyczał prawie na cały szpital – Nie widzimy się prawie 10 lat a ty nagle prosisz mnie o pomoc po jednym spotkaniu? Jak ci mam pomóc? W apartamencie w hotelu cię przechować? Zastanów się. Na naszym roczniku było w cholerę ludzi. Nie mogli wszyscy powyjeżdżać. Ja naprawdę mam ważniejsze problemy na głowie, niż powódź w twoim mieszkaniu! Agata może zaraz dziecko stracić, a ty mi o mieszkaniu zalanym. Idź do jakiej sąsiadki czy coś i daj mi święty spokój!
Marek nacisnął czerwoną słuchawkę. Chciał jak najszybciej zakończyć tą rozmowę i kontakt z tą kobietą. Musiał się teraz skupić na Agacie. Rozejrzał się dookoła. Wzrok wszystkich pacjentów i personelu był skierowany na niego. Odwrócił się i niepewnie nacisnął klamkę do sali Agaty.

Wszedł do Sali Agaty. Leżała bezwładnie w szpitalnej piżamie. Głowę miała odwróconą w stronę okna. Niby nie spała, ale była jakby nieobecna. Myśli wypełniały jej tylko strach, przerażenie, zdezorientowanie, niepewność… Wpatrywała się tępym wzrokiem w widok za oknem. Widząc ją taką kruchą, żal ścisnął jego serce. Podszedł cicho do jej łóżka i usiadł na jego brzegu. Wyczuła każdy jego najmniejszy dotyk. Wziął ją za rękę. Pogładził koniuszkiem kciuka jej dłoń.
- Agatko – wyszeptał
Nie zareagowała. Nie odwróciła się nawet w jego stronę. Była w totalnej rozsypce. W oczach zaczęły jej się kręcić łzy, które potem jedna po drugiej zaczęły spływać strumieniami po jej policzkach. Marek otarł jej wierzchem dłoni. Wziął przytulił ją mocno do siebie zamykając w szczelnym, bezpiecznym, niedźwiedzim uścisku pozwalając jej wylać cały żal w jego koszulę. Całował jej czoło, włosy, gładził ją po plecach. Zacisnęła mocno zęby na wargach. Jej ciałem wstrząsały dreszcze.
- Ciiiii…. Jakoś to będzie… przejdziemy przez to razem… - szeptał jej do ucha, próbując uspokoić i dodać otuchy, sam siebie oszukując i nie będąc pewnym tego co mówi.
Znowu zadzwonił mu telefon. Popatrzył na wyświetlacz - ,,Dorota''. Wyszedł z telefonem na korytarz.
- Marek? Jak tam u was? Radzicie sobie?
- Nie będę klamał. Jesteśmy w szpitalu.
- Ale jak. Co mala znowu zrobiła?
- Źle stanęła nóżką na placu zabaw. Jest tylko skręcona. Ale gorzej z Agata.
- Co się dzieje?
Marek przetarł ręką zmęczone czoło.
- Ciąża… Ciąża jest zagrożona.
- Co? Nic nie słyszę strasznie u was głośno.
- CIĄŻA … JEST … ZAGROŻONA ! – powiedział podniesionym głosem
- W którym szpitalu jest?
- Jesteśmy w Krakowie, na Żeromskiego. Dorota ja … ja nie wiem co ja mam robić.
- Spokojnie. Jeszcze dziś tam będziemy.
- Ale nie musicie skracać sobie przez nas urlopu.
- Marek, bez dyskusji. To nasze dziecko i nasza przyjaciółka
Rozłączyła się. Mężczyzna przypomniał sobie o małej Zuzi siedzącej nieopadal na krześle przy Sali Agaty – A właściwie już śpiącej. Podszedł do niej i pogłaskał ją z czułością po główce. Nie dość, że oboje z Agatą byli rozdarci między stanem zdrowia brunetki a jej dzieckiem to na dodatek na nie niego spadł cały obowiązek zajęcia się dziewczynką i to w takim miejscu. Mała otworzyła zaspane oczy.
- Jesteś głodna? – zapytał się jej Marek.
- Mhmm – pokiwała twierdząco główką.
Wziął ją na ręce i zjechali windą na dół do bufetu.

Tymczasem w Wiedniu. Dorota z Wojtkiem zwiedzili już Pałac Shonbrunn ze wspaniałymi ogrodami , Belweder, Dom Hundertwassera. Byli dopiero w połowie urlopu. Mieli go wykorzystać do końca, nacieszyć się wolnością, ale jak widać, i im to nie było dane.
- Wojtek – krzyczała Dorota – Pakujemy się! Znajdź jak najszybciej jakiś najbliższy lot na Balice. Agata jest w szpitalu, a Zuzia skręciła nogę. Ja zwariuję. Nie można ich ani na chwilę zostawić samych – piekliła się w popłochu zbierając walające się wszędzie rzeczy i wrzucając je do walizek.
Kilka godzin później siedzieli już w samolocie. Za 3 minuty mają odlecieć na Balice.
- Mówiła mi o ciąży jeszcze tydzień temu. Czemu akurat ich to spotkało.
-Dorotko, na pewno wszystko będzie w porządku. Nie martw się. Dowiemy się wszystkiego jak będziemy na miejscu.
- Musi być.- przytuliła się do niego
Na izbę przyjęć dotarli przed 18. Dorota podeszła do biurka.
- Dzień dobry. Chciałam się zapy..... Hania? Hania Kminek? To ty?
- Dorota! Dorotka Gawron. Co ty tu robisz?
- Szukam mojej najlepszej przyjaciołki Agaty Przybysz.
- Agata Przybysz.. Zgadza się. Leży na oddziale ginekologi.
Przez korytarz przechodził Marek z Zuzia.
- Mama!- krzyknęła mala.
Wyrwała się Markowi i pokuśtykała te parę kroków w ramiona Doroty. Mama wzięła ją na ręce.
- Zuzia, kochanie moje, jak się czujesz?
- Dobrze. Tęskniłam za Wami.
- Marek, gdzie Agata?
- Tam w tamtej Sali na końcu, 11 chyba. Zaprowadzę Cię.
Wojtek wziął Zuzię na spacer. Marek usiadł na krześle. Podparł głowę. Rękami myśląc o tym wszystkim. Po dłuższej chwili położył się na kilku krzesłach i zasnął. Dorotka weszła nieśmiało do Sali Agaty. Przyjaciółka leżała do niej tyłem, odwrócona w stronę okna.
- Agata?
Podeszła i przysiadła na brzegu jej łóżka. Dotknęła jej ramienia. Brunetka odwróciła się. Wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy. Włosy potargane, oczy zapuchnięte od łez. Wtuliła się w przyjaciółkę.
-Agata. Spokojnie. Pomożemy Wam.
Kobieta nie mogła nic powiedzieć. Z oczu znowu wypłynął wodospad łez.
-Ale, ale. Dlaczego ja?- odezwała się do przyjaciółki. - Dlaczego tylko mnie? Dlaczego?
Dorota nie wiedziała co ma jej odpowiedzieć. Nie wiedziała czy ma ją pocieszać, czy płakać razem z nią.

Zuzi zdjęto już gips. Gawronowie mieszkali teraz w pokoju obok tego samego hotelu. Codziennie wszyscy razem chodzili odwiedzać Agatę
Tydzień później. Stan Agaty się polepszył się, więc lekarze zadecydowali, że może wrócić z mężem do Warszawy.
Przed otrzymaniem wypisu, razem udali sie do lekarza, który zajmował się nią przez ten tydzień.
-Bardzo proszę na siebie uważac. Zero pracy, proszę się nie przemęczac. Na spacer może pani chodzic, ale nie za długie.
-Dziekujęmy. Możemy poprosic jakiś adres email do pana. Chcieliśmy przesłac potem zdjęcie dziecka, jak się urodzi.
Wyszli na przed szpital. Na Agatę zawiał lekki przyjemny, świeży wiaterek. Teraz zauważyła jak długo tam leżała. Pojechali do hotelu spakować się do powrotu do stolicy.
Jechali z jakieś cztery godziny. Marek co trzydzieści minut pytał jej się czy wszytko w porządku.
W końcu dotarli do ich wspólnego mieszkania.
- Nareszcie w domu.- powiedziała Agata, wchodząc do salonu.
- Tak. To idź sie przekąp i do łóżka.
- A możesz mi nie mowic co ja mam robic?
- Kochanie przecież ja się martwię o ciebie. - podszedł do niej chcą ją objąć w pasie i dać całusa.
- Czyżby? No chyba za bardzo. Ja nie jestem dzieckiem - kłótnia wisiała w powietrzu
- Kotku, nie krzycz tak. Miałaś się nie denerwować. - Mówił spokojnie, jak do małego dziecka, choć powoli zaczynał tracić cierpliwość. Przytrzymał jej ręce zaciśnięta przed nim w pięści.
- Właśnie, że będę się denerwować kiedy będę chciała. Nie zabronisz mi.
- Nie... Zabronić nie mogę... wolałbym, żebyś donosiła nasze dziecko...
Agata odsunęła się od niego. Prychnęła coś ze złości pod nosem.
Około godziny trzeciej w nocy Agata się przebudziła. Szturchnęła Marka.
- Co jest?- zapytał zaspanym głosem
- Czujesz?- zapytała czule męża, kładąc jego rękę na swoim lekko zaokrąglonym brzuszku.
Zamiast odpowiedzi, pocałował ją najdelikatniej jak umiał. Potem przybliżył się do brzucha ukochanej i pocałował go. Gładził go przez około pięć minut, gdy zauważył, że jego najdroższa zasnęła.
Dni mijały spokojnie. Marek każdą wolną chwilę próbował spędzić w domu, przy ukochanej. Agata, gdy nie było Marka w domu chodziła na krótkie spacery, do sklepu po drobne zakupy. Mąż o niczym nie wiedział. Pewnego dnia wszystko się wydało.
Mikołajki. Marek wyszedł wcześnie z domu, o 8:30 miał spotkanie z klientem, potem dwie rozprawy w sądzie i na koniec dnia spotkanie z kolejnym klientem. Agata wiedziała ze do wieczora nie będzie go ani w domu ani w kancelarii. Postanowiła zrobic mikołajkową niespodziankę przyjaciołom i osobiście wręczyc im prezent. Szla ulicami warszawy. Na kasztanowe włosy leciały z nieba płatki śniegu. Mróz ziębił niesamowicie malując jej nos na czerwono. Gdy była pod sama kancelaria, oblodzony chodnik okazał się nie do przejścia. Spróbowała wejśc na niego swoimi kozakami na wysokim obcasie. Ledwo uszła parę kroków nogi zaczęły rozjeżdzac się jej we wszystkie strony. Traciła grunt pod nogami. Nie udało jej się na powrót zlapac równowagi. Leżała jak długa nie mogąc się pozbierac.
Na cale szczęście Dorota akurat wyjrzała przez okno. Widząc cale zajście szybko zbiegła na dol.
- Agata!- kucnęła przy niej. Wystraszyła się nie na żarty. U jej przyjaciółki było już widać sporych rozmiarów brzuszek. W końcu to już 7 miesiąc. Sama nie najlepiej przechodziła ciążę z Zuzią. - Ej, nic Ci nie jest? Agata? Dopytywała się… Przez dłuższą chwilę nie uzyskała odpowiedzi
- Ałłłła boli. – Brunetka zgięła się w pół pod wpływem silnych skurczów.
- Co? Co Cie boli?
- Dorota... Chyba sie zaczęło. –
- Spokojnie. Oddychaj… Dużo, głęboko oddychaj. Czekaj - dzwonie po pogotowie, a Bartek przybiegnie tutaj.
Podeszła do domofonu i zadzwoniła do kancelarii. Odebrał oczywiście Bartek.
- Chodź mi tu szybko pomóż. Na dół, w tej chwili. Ona będzie tu rodzić! Zadzwoń po drodze po karetkę.
Bartek poderwał się z krzesła na równe nogi. Biegnąc po schodach zadzwonił po fachową pomoc. Raz, dwa zbiegł na dół. Razem z Dorotą z trudem, ale udało im się przesunąć Agatą na bok pod wejście, aby nie musiała leżeć na środku przejścia. I tak już za dużo zamieszanie narobili.
10 minut później pogotowie przyjechało na ul. Bagatele 10.
Gdy karetka już odjeżdżała od kamienicy, Dorota z Bartkiem jeszcze chwilę stali. Podszedł do niech Dębski, któremu właśnie spadła rozprawa
- Zamiast pracować to Wy stoicie na tym mrozie.- uśmiechnął się.
- Agatę zabrało pogotowie.- powiedział Bartek.
Dębskiemu jak szybko uśmiech pojawił się na twarzy, tak szybko znikł. Wsiadł w samochód, trzasnął drzwiami i ruszył w pościg z czasem za karetką z piskiem opon.
Zabrali ją do szpitala, od razu na blok. Było coraz mnie czasu, a musieli już robić cesarkę bo chłopiec, był wcześniakiem. Na całe szczęście akurat jedna z sal była wolna. Podali Agacie znieczulenie. Zażądała miejscowego, żeby móc od razu zobaczyć po wszystkim swoje dziecko.
- Niech pani pomyśli o czymś przyjemnym najlepiej.
Przypomniały jej się wszystkie wspomnienia związane z Markiem.
” - Niewiarygodne…
- Tak było, podpisałam to nawet nie patrząc w ten cholerny papier.
- Niewiarygodne jest to, że siedzę na dachu z mecenas Przybysz, która mówi ludzkim głosem.
- Bo za dużo wypiłam! „
… I wszystkie te czułe gesty którymi chciał zdjąc z jej barków połowę kłopotów walących się na głowę, kiedy był, kiedy mogła mu się wypłakać w rękaw…
Marek siedział pod drzwiami bloku operacyjnego. Głowę oparł o ścianę. Wychodzi lekarz. Marek zrywa się na równe nogi.
- Co z nią?
- Gratuluję. Ma pan syna.
- Aaaaaale… jak to.. tak szybko? Siódmy miesiąc dopiero.
- Wcześniak, ale ma się dobrze.
Marek stał jak zahipnotyzowany. Zrobiło mu się słabo, wręcz gorąco. Świat mu się kręcił dookoła. Nie mógł uwierzyć w to co dopiero usłyszał. Nic nie było jeszcze nawet w domu gotowe… Ale ma syna, dziecko którego tak pragnęli. Ani dziecku, ani Agacie nic nie jest, reszta się ułoży. Powtarzał sobie to zdanie.
Agata właśnie wyjeżdżała z bloku z dzieckiem na ręku. Gdy ich ujrzał łzy szczęścia i wzruszenia zakręciły się w jego oku.
2 dni później w odwiedziny przyszedł do nich Bartek, Dorota i Wojtek. Wszyscy radośnie przyjęli następnego spadkobiercę kancelarii i gratulowali młodym rodzicom.
- Jak dacie mu na imię? - spytała Dorota
- Michał – Agata
- Mateusz – równocześnie odparł Marek
- Agata nie chciała się kłócić oba imiona były piękne.
- Mateusz – powiedziała Agata
- Nie, nie – Michał – powiedział Marek
- A może Mikołaj? – zaproponował Wojtek – dostanie więcej prezentów od patrona.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Mikołaj – wyszeptała Agata.
- Mikołaj – powtórzył Marek.
- Ale na drugie Marek – uparła się Agata – po najlepszym tacie pod słońcem.
Marek wypiął dumnie pierś.
- No.

THE END

Muszelka. :D

4 komentarze:

  1. Bardyo fajne opo!!! ;3
    Nie jest ono w ogóle realne, ale tak jak to gdzieś Paula napisała, ta strona nie jest tylko aby dodawać realne opo.
    Super, <3
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne opo. <3
    Daisy
    P.S.
    Looknijcie na skrzynkę :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne to mało powiedziane;)Cudne<3
    Czytałam już wczesniej na streemo ,ale mimo to z przyjemnośćą przeczytałam drugi raz;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękujemy za te komentarze! <3
    Muszelka. :D

    OdpowiedzUsuń