Domcia
„
Wszystko co doskonałe, dojrzewa powoli”
A.Shopenhauer
Podczas
swojego spaceru doszedł pod kancelarię – miejsce, gdzie wydarzyło się tyle
wspaniałych, radosnych chwil. W tym miejscu razem cieszyli się ze swoich
sukcesów, pocieszali się po porażkach i poznawali się coraz lepiej. Stał tak
pod tym starym budynkiem jakieś 10 – 15 minut. Nie dłużej. Już wiedział co
zrobi. Wiedział, że musi przeprosić Agatę, że jej nie posłuchał i poszedł do
Marii. Nie był pewien, czy ona będzie chciała z nim rozmawiać, ale niech
przynajmniej wie, że jemu to wszystko nie jest obojętne. „Jutro mam być w
kancelarii od 11 do 15, więc, do Agaty pójdę koło 16.” – myślał Dębski. „ O
kurczę, już wpół do drugiej. Trzeba wracać…”
Następnego
dnia , rano, tak jak przewidywała Agata, zadzwonił do niej tata.
- Co się stało? Agatka? Wszystko w
porządku?
- No…w sumie…tak… - zaczęła niepewnie
Agata, nie chcąc martwić ojca.
- Ej, nie kręć. To czemu masz taki smutny
głos? – nie dawał za wygraną trener Przybysz.
- Oj, tato… Przecież mówię, że jest okej.
- Jak byłoby okej, to nie wysyłałabyś do
SMS-a o pierwszej w nocy. No, powiedz, znowu Cię sfaulowali? No, powiedz o co
chodzi. Chyba, że wychodzisz do pracy i … - nie dokończył, bo po drugiej
stronie ktoś pociągnął nosem . – Córcia, powiedz mi. – I opowiedziała mu o
wszystkim. Od pechowej sprawy Janusza Gilewicza, po skreślenie jej z listy
adwokatów. Pominęła tylko wydarzenia związane z Markiem. Nadal miała do niego pretensje
lub raczej dziwny żal… Nie umiała jednak tego nazwać. Po skończonej rozmowie z
ojcem, wzięła prysznic, coś zjadła, ubrała się i pojechała do kancelarii.
Chciała zabrać swoje rzeczy z gabinetu i pożegnać się z tym miejscem. Nie
chciała, bądź też nie miała już siły walczyć. Skoro to miał być koniec, to
chciała to sprawnie zakończyć. Szybko dotarła na miejsce i od razu zabrała się
do pakowania. W pewnym momencie usiadła i zamyśliła się. Siedziała tak dosyć
długo i nie zauważyła, że w drzwiach ktoś stanął i przygląda się jej z
ciekawością. Zorientowała się dopiero po dłuższej chwili, gdy na recepcji
zadzwonił telefon. Podniosła głowę i zobaczyła Marka. Trochę się speszyła, ale
już po kilku sekundach, swobodnie rzuciła:
- Cześć. Przyszłam zabrać swoje rzeczy.
Gdy
rano wszedł do gabinetu, myśląc jakby ją przeprosić, zobaczył ją siedzącą przy
biurku – cichą i zamyśloną. Chyba nigdy wcześniej jej takiej nie widział. Coś w
środku tego postawnego mężczyzny zmiękło. Zdjął po cichu torbę z ramienia i
oparł się o framugę drzwi między ich gabinetami. Stał tak niezbyt długo, bo
zadzwonił telefon. Ale przez ten czas uświadomił sobie, że on jej teraz po
prostu nie może opuścić, że to co jej powiedział podczas tego pamiętnego
wieczoru u niej w domu, nadal ma dla niego bardzo duże znaczenie. Postanowił,
że nie odpuści i ją teraz przeprosi i wszystko wyjaśni, nawet jeśli miałaby to
być ich ostatnia rozmowa w życiu.
- Agata, chciałbym ci teraz coś
powiedzieć. Tylko mi nie przerywaj. Nawet jeśli jesteś na mnie bardzo zła, proszę
cię o chwilę uwagi.
- Dobrze, Marku. – oschle odpowiedziała
brunetka.
- Więc po pierwsze: tak, wiem, nie
posłuchałem cię i poszedłem do Okońskiej. Jednak nie potrafiłem inaczej. Potem,
zrezygnowałem z twojej obrony, bo nie mogłem ci wtedy patrzeć w oczy. Po
usłyszeniu wyroku czułem się winny. Nie umiałem sobie z tym wszystkim poradzić.
Ale jedno wiem na pewno: nie popełnię tego błędu więcej… obiecuję…
- Już? Skończyłeś? – tym samym oschłym i
niedostępnym tonem zapytała Agata.
- Tak. - -odpowiedział lekko zmieszany
Dębski.
- Tak więc ja ci chciałam powiedzieć, że
nie obchodzi mnie to jak ty potrafiłeś, czy nie. Ja cię prosiłam, a ty zrobiłeś
po swojemu. I co? I prawie schrzaniłeś wszystko. A teraz przychodzisz tutaj do
mnie, żeby się spowiadać? W co ty grasz? Wczoraj straciłam sens mojego życia i
ty mi teraz przychodzisz i się przede mną tutaj rozgrzeszasz. Nie uważasz, że
to nieco dziwne?
- Ja ci chciałem tylko to wszystko
wytłumaczyć, nie przyszedłem się przed tobą na pewno rozgrzeszać! Ja chciałem
ci powiedzieć, że wiem, że to moja wina. Tyle. Cześć. – powiedział ostrym tonem
i głośno zamknął za sobą drzwi gabinetu. Agata została sama. Głos rozsądku
mówił jej, że dobrze zrobiła. Niech sobie nie myśli. Jednak w głębi serca
poczuła, że go bardzo zraniła, chociaż tak naprawdę tego nie chciała.
Popatrzyła się na szklane drzwi dzielące ich dwa różne światy. Widziała jak
Marek nerwowo chodzi po pomieszczeniu. Tak jakby nie powiedział jej
wszystkiego, jakby go odpędziła swoją niedostępnością, która zawsze jej w życiu
pomagała. Chciała go zawołać, poprosić aby wrócił, ale nie miała w sobie na
tyle odwagi. Nie po tym co zrobiła. Wiedziała, że tak, czy inaczej będzie
musiała go przeprosić, ale chciała jeszcze sobie to wszystko na spokojnie w
głowie poukładać. A już na pewno do ich rozmowy nie mogło dojść w kancelarii.
- Bartek, o której Dębski dzisiaj kończy?
- Koło 15.
- Aha. Okej. Dzięki. Trzymaj się. Pa.
Koło
16 zaczęła się zbierać do Marka. Nie wiedziała co dokładnie mu powie, ale
musiała coś z tym wszystkim zrobić. Za pięć czwarta była już gotowa i zakładała
buty, gdy nagle ktoś zapukał. W drzwiach stał On. Agatę zamurowało. Nie
wiedziała co ma zrobić. Popatrzyła tylko na niego i zaprosiła go do
środka.
-
Cześć. Proszę, wejdź.
Czuła się dziwnie. Nie wiedziała jak ma
zacząć rozmowę. W głowie miała mętlik.
- A ty nie wychodziłaś gdzieś? –
powiedział zmieszany Dębski wskazując na ubrane już przez nią buty.
- Nie, nie… Już nie… - powiedziała równie
zmieszana Agata. – Właściwie…ja miałam… jechać do… Ciebie … - niepewnie
zaczęła.
- Do mnie? - zdziwił się. – Myślałem, że
nie chcesz mnie już więcej oglądać…
- Skoro tak myślałeś, to po co
przyszedłeś?
- Bo ja dzisiaj rano w kancelarii nie powiedziałem
ci wszystkiego .
- Tak? Bo widzisz, ja po części w tej
sprawie do ciebie szłam. Znaczy, że ci przerwałam i powiedziałam chyba trochę
za dużo. Wiesz, to może trochę głupio zabrzmieć moich ust, ale przepraszam cię
za to co powiedziałam rano. Wiem, że zachowałam się źle, ale jedyne co mam na
swoje usprawiedliwienie, to non stop krążące mi po głowie słowa wczorajszego
wyroku… Ja nie wiem co się ze mną stało. – przerwała, a po chwili cicho dodała
- Przepraszam…
- No, już dobra, dobra, nie rozklejaj się
tak, bo cię nikt nie pozna takiej smutnej. – powiedział żartobliwie Marek i
poklepał ją przyjacielsko po ramieniu. Agata zrobiła mały krok w tył.
- Dobrze. Skoro już tutaj jesteś, to może
napijesz się czegoś?. – sprawnie zmieniła temat.
- A już nie jesteś na mnie zła?
- Nie… To jak, napijesz się czegoś?
- Skoro nie jesteś na mnie zła, to chętnie.
- No to siądź tutaj, a ja zaraz wrócę. –
pokazała mu na kanapę, a sama poszła do kuchni. Cieszyła się, że Marek do niej
przyszedł. Lubiła przebywać w jego towarzystwie. On jej jakoś zawsze dodawał
otuchy swoją osobą.
On też cieszył się, że do niej przyszedł.
Jak wychodził z kancelarii do niej, nie wiedział, czy dobrze robi. W tym
momencie jednak nie miał już żadnych wątpliwości. Ona nie mogła być tego
wieczoru sama. Potrzebowała go.
Co o tym sądzicie? Momentami wydaje mi
się, że trochę przynudzam, ale ogólny zarys tego co chcę napisać mam. Mam pisać
dalej?
Daisy
Przynudzasz? Zwariowałaś?:-) jesteś świetna:-) pisz dalej. Czekam z niecierpliwością<3
OdpowiedzUsuńDzięki. Takie komentarze naprawdę motywują do dalszego pisania.
OdpowiedzUsuńDaisy ;*
a kiedy kolejna część ? opowiadanie superoowee : )
OdpowiedzUsuńNa razie dopiero zaczynam pisać 3 część. Szukam inspiracji, bo "Pan Wena" mnie chwilowo opuścił ;p
OdpowiedzUsuńDaisy
A będzie jeszcze dzisiaj ?
OdpowiedzUsuńNie wiem. Może... Ale raczej najwcześniej koło 12 bd mogła coś przesłać... :D
OdpowiedzUsuńDaisy
P.S.
A to ta sama osoba napisała większość komentarzy do moich opowiadań? To tylko zwykła ludzka ciekawość. ;*
jasne ze pisz dalej! ;)
OdpowiedzUsuńCedek !!!! Cedek !!!
OdpowiedzUsuńLooknijcie na skrzynkę.
OdpowiedzUsuńDaisy