poniedziałek, 29 lipca 2013

Opowiadanie Ewy II cz.I

Kochana, cieszę się, że wróciłaś <3 Opowiadanie boskie <3 Nie wiedziałam tylko jak to zatytułować ;)) Więc napisałam, że to tak jakby 2 rozdział czy coś :D Dlatego tytuł jest inny, a cyferka nad rozdziałem jest taka porządkowa ;)) I znowu będziecie przeżywać katusze ;)) Opowiadanie ma chyba (jak na razie z tego co posiadam) 14 części ;)) A tak jak i ostatnio, żeby zachować jakąś systematyczność dodawania opowiadań, będzie jedno na dzień ;)) Wiem, że mnie za to kochacie ;) I do tego jeszcze mam problemy z laptopem, więc niekiedy mogą być komplikacje ;)) Ale może będzie tak jak ostatnio, od razu po północy ;)) Miłego czytania ;))

Domcia



8.

Warszawskie mieszkanie Agaty Przybysz.

Ranek, dzień po ogłoszeniu wyroku i skreśleniu jej z listy adwokatów.



Coś uderzyło w szybę. Agata otworzyła oczy, przyzwyczajając wzrok do światła. Przetarła oczy. Początkowo nie wiedziała co się dzieje, jednak po chwili wszystko wróciło. Usiadła na kanapie i oparła się o poduszki. W jej głowie zaczęły wirować myśli, do świadomości powoli docierały sny, które nawiedziły ją tej nocy. Spojrzała na stolik nocny, gdzie stała lampka oraz butelka po winie. Pokręciła przecząco głową i ukryła twarz w dłoniach.

Tej nocy śniło jej się tak wiele, że nie potrafiła zrozumieć co jest prawdą, a co fikcją. Pamiętała, że wieczorem był u niej Marek. Mówił, że może na niego liczyć, że jego dom jest dla niej otwarty. Potem obserwowała go zza okna. Sięgnęła po telefon, jednak nie było żadnej nowej wiadomości od Marka. Odłożyła telefon i zamknęła oczy.

Czyli wszystko to był sen. Jego tu nie było, nie rozmawialiśmy, nie mówił że mogę na niego liczyć. Nie było nic…Nie byłam u Marka, nie graliśmy w Scrabble. Wszystko to było jednym snem, który nawiedził mnie w nocy. Nie było jego ciepłych dłoni, pocałunków, wyznań. Nic nie było. To tylko moja chora wyobraźnia, która pozwoliła sobie na zbyt wiele. Nic mnie z nim nie łączyło. Poszedł do niej i pewnie nawet tego nie żałuje, a nawet jeśli, to przecież nigdy się do tego nie przyzna. Nie on – pewny siebie, walczący Marek, który nie znosi porażek. Ale to już koniec. Nie ma mecenas Przybysz, nie ma nas. Nigdy nie było.

***

- Agata! – zawołał stanowczy męski głos, odbijając się w ciszy panującej w kancelarii. – Agata, gdzie jesteś?

***

Agata Przybysz siedziała w swoim gabinecie, przyglądając się czterem ścianom, które już za chwilę nie będą należały do niej. Spojrzała przed siebie. Drzwi do gabinetu wspólnika były zamknięte, a ona widziała jak wchodzi szybkim krokiem i kieruje się w jej stronę. Zauważyła, że zatrzymał się na chwilę, by zapewne wziąć głęboki oddech. Po chwili zapukał delikatnie.

- Proszę. – powiedziała, starając się brzmieć naturalnie.

Białe, przeszklone drzwi otworzyły się i jej oczom ukazała się sylwetka mecenasa Dębskiego. Oparł się o futrynę, jedną ręką poprawił włosy i uśmiechnął się do niej smutno.

- Jak się czujesz? – zapytał głupkowato.

Agata spojrzała na niego wzrokiem, który mógłby wypalić mu oczy. Obróciła się na krześle w stronę okna, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.

- A jak ty byś się czuł, gdybyś stracił prawo wykonywania zawodu? – zapytała z wyrzutem w głosie. – Uśmiechałbyś się tak, jak to robisz teraz? Może ciebie to cieszy, ale mnie nie.

- Masz rację, to było głupie pytanie. – wszedł do jej gabinetu i podszedł do okna, na które uparcie patrzyła kobieta. – Agata. – próbował zwrócić na siebie uwagę. – Złożymy apelację, znajdziemy dowody na Bitnera …

- Nie! – powiedziała stanowczo kobieta i wstała z krzesła, podchodząc do niego. – Nie będziemy składać żadnej apelacji, ani szukać dowodów.

- Ale… - próbował zaprzeczać mecenas Dębski.

Agata stanęła metr od niego, spojrzała prosto w oczy. Marek, wciąż opierając się o parapet, zbliżył się niej. Brunetka uśmiechnęła się do niego, jednak nie był to uśmiech szczęśliwy, lecz pełen wyrzutu.

- Ty nie będziesz szukał żadnych dowodów, ani składał apelacji. – przybliżyła się jeszcze do niego i bardzo spokojnym głosem powiedziała. – Nie chcę byś  miał cokolwiek wspólnego z tą sprawą.

- Agata, ja wiem, że źle postąpiłem, ale naprawię …

- Nie. – kobieta mówiła bardzo cicho. – Nie chcę mieć już nic wspólnego z tobą, Marek. -mężczyzna patrzył na nią zaskoczony. – A teraz … - zbliżyła się do niego na taką odległość, że ich twarze dzieliły centymetry. – Wyjdź z tego gabinetu.

Odeszła od niego, chwyciła za stojące przy biurku kartony i jakby nigdy nic, zaczęła pakować swoje rzeczy. Marek stał jak wmurowany w jednym miejscu, obserwował wspólniczkę, która już nie zwracała na niego uwagi. Po chwili cicho ruszył w stronę swojego gabinetu, zamykając za sobą drzwi, dzielące ich do tej pory.

***

Agata chwyciła pod pachę ostatni karton ze swoimi rzeczami i stanęła w drzwiach do gabinetu. Nie chciała myśleć, ile chwil spędziła w tych czterech ścianach, jak wiele łączyło ją z tym miejscem. Ten gabinet był dla niej jak drugi dom, a kancelaria miejscem, gdzie czuła się potrzebna i szanowana. Zgasiła światło, a do pomieszczenia wpadła poświata z gabinetu Dębskiego, który od kilku godzin siedział tam bez słowa. Agata chwyciła za klamkę i zamknęła drzwi. Chwilę stała z twarzą skierowaną w stronę drzwi, zastanawiając się co na koniec powiedzieć wspólnikom i Bartkowi. Dorota stała przy biurku aplikanta. Na dźwięk zamykanych drzwi do gabinetu Agaty, na korytarzu pojawił się również Marek. Kobieta odwróciła twarz w ich stronę.

- Agata, nie musisz opuszczać gabinetu. – powiedziała rudowłosa przyjaciółka.

- Wiem, ale nie ma sensu, bym zostawiała swoje rzeczy. – odpowiedziała  obojętnym głosem. – Bartek, jeśli chcesz, to moje biurko jest dla ciebie.

- Nie. – odpowiedział stanowczo mężczyzna. – Zobaczysz, że wrócisz tutaj szybciej, niż ci się wydaje.– aplikant uśmiechnął się, podszedł do niej i wziął karton z rzeczami. – Zaniosę to do twojego samochodu.

Agata podała mu kluczyki i chłopak zniknął za drzwiami. Dorota spojrzała na milczącego Marka, który podpierał się o drzwi.

- A ty nic nie powiesz? – zapytała wspólnika z wyraźnym zdziwieniem w głosie.

Mężczyzna spojrzał na Agatę i już chciał się odezwać, ale kobieta była szybsza.

- Odezwę się do ciebie, Dorotka. Albo wpadnę jutro. – podeszła i przytuliła przyjaciółkę. – Do zobaczenia.

Ruszyła pewnym krokiem ku drzwiom. Dorota stała zaskoczona, patrząc to na odchodzącą przyjaciółkę, to na stojącego w drzwiach Marka.

- Agata, stój! – powiedziała szybko. Brunetka odwróciła się do niej z pytającym głosem.

- Co się stało? – odpowiedziała, choć rozumiała o co chodzi Dorocie.

- O co tu chodzi? – rudowłosa spojrzała teraz na Marka. – Możesz przestać udawać, że cię to wszystko nie interesuje? Co z wami?

- Marek cieszy się, że ta wiecznie wkurzająca go wspólniczka, której od początku tak nienawidził, nie jest już dla niego zagrożeniem. – powiedziała Agata z ironią w głosie. – A i Dorotka, nie proś go nigdy o nic i nie polegaj na nim, bo nie ma to sensu. Temu człowiekowi nie można ufać, on najpierw patrzy na ciebie i obiecuje pomóc, a potem zostawia na lodzie, jakby nic się nie stało. – uśmiechnęła się do niego sarkastycznie. Mężczyzna nie odpowiedział nic i smutnym wzrokiem patrzył na brunetkę.

- Agata, chyba trochę przesadzasz. – próbowała bronić wspólnika Dorota. – Wiem, że Marek miał cię bronić i się wycofał, ale to nie powód, by na niego wrzeszczeć.

- Nie wiesz wszystkiego. Stojący tu super obrońca, mimo obietnicy, poszedł do Marii i wypytywał ją o zeznania.

- Słucham? – teraz to Dorota zmierzyła Marka lodowatym wzrokiem. – Coś ty najlepszego zrobił?!

- Chciałem dobrze, mimo że nikt w to teraz nie uwierzy. Chciałem tylko i wyłącznie pomóc. – odezwał się wreszcie Marek, a po chwili dodał głośniej. – A ty Agata, jak zwykle, szukasz winnych w innych, a nie w sobie. – obrócił się na pięcie i wszedł do gabinetu, trzaskając drzwiami.

- Marek…- krzyknęła za nim Dorota, ale nie zareagował. Prawniczka powiedziała w stronę przyjaciółki. – On nie miał tego na myśli…

- Miał. – odpowiedziała smutno Agata. – Zresztą nie pierwszy raz słyszę to z jego ust. – kierując się w stronę drzwi dodała. – Trzymaj się, Dorotka. Do zobaczenia!

Spojrzała jeszcze raz na drzwi do swojego gabinetu i wyszła z kancelarii, zostawiając za sobą dwa lata życia.

4 komentarze:

  1. Świetne opowiadanie!!! Czytając Twoje dzieło, czułam się, jak gdybym oglądała 4 sezon PA. Idealnie pokazałaś tu wszystkie te postaci ;) Czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  2. O widzę,że powrót w wielkm stylu;)
    Czekałam na Twoje opowiadanie i sie doczekałam;)No cóż mogę powiedzieć...Cudo,cudo.<3
    Rzeczywiście świetnie oddajesz każdą z postaci.Aż miło sie czyta;)
    Czekam z niecierpliwością na dalsze części;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejne cudeńko! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co, Domcia? Zmień lepiej jeden na dzień na dwa na dzień :D

    Cudowne opowiadanie, Ewo! :) Czekam na dalszy ciąg :)

    OdpowiedzUsuń