niedziela, 14 lipca 2013

Opowiadanie eM. cz.VI

Nowe opowiadanie od eM. <3 Cudeńko *.* Kocham Cię <3 Miłego czytania ;))

Domcia



Telefon dzwonił przeraźliwie głośno, wbijając swój przeraźliwie tępy dźwięk w każdą komórkę jego ciała. Nie wiedział gdzie jest, dlaczego wszystko go boli i skąd dochodzi ten okropny dźwięk. Jedyne czego chciał, to żeby znów zaległa cisza. Nieustępliwy odgłos wibrującego telefonu wciąż dochodził jednak do jego głowy. Nie otwierając oczu podniósł z nad głowy prawą rękę i po omacku zaczął szukać przyczyny, dla której musiał się obudzić. Niespodziewanie nagle zaległa cisza. "Chwała Bogu" - pomyślał Dębski. Jego spokój nie trwał jednak długo. Ktoś po drugiej stronie stanowczo domagał się rozmowy z nim. Mobilizując wszystkie swoje zmysły otworzył oczy i usiadł na kanapie. "Telefon. Skup się. Dzwoni telefon. Musisz odebrać." - mówiła przebijająca się do niego świadomość. Nie wstając z kanapy sięgnął po komórkę leżącą na stole i zaspanymi oczami spojrzał na wyświetlacz. "Bartek dzwoni" - głosił migający napis. "No i po cholerę człowiekowi aplikant?" - pomyślał zgryźliwie - "Chyba tylko po to żebym nie mógł spokojnie rano spać...". Westchnął i odebrał połączenie.
- Halo - powiedział i sam przestraszył się dźwięku swojego zachrypniętego głosu.
- yyy... Marek wszystko w porządku? - zapytał zaskoczony Janowski
- Tak. Nie. Nie wiem. - odpowiedział Dębski. Dopiero teraz dostrzegł panujący wokół niego chaos. Na stole leżała przewrócona butelka, z której skapywały na podłogę resztki przezroczystej cieczy. Obok niej stał opróżniony do połowy kieliszek. Na podłodze poniewierała się jego marynarka z wyciągniętymi na lewą stronę wszystkimi kieszeniami. "Co ja do cholery wczoraj robiłem?" - pomyślał.
- Marek, halo! - dobijał się głośny głos po drugiej stronie - Halo, słyszysz mnie?
- Taaak słyszę... wszystko w porządku - odpowiedział niepewnie Dębski - Tylko błagam nie drzyj się tak do tej słuchawki. Co jest?
- Dzwonię, żeby zapytać czy nie wiesz co się dzieje z Agatą? - zapytał Bartek - Za godzinę zaczyna się rozprawa, ona nie odbiera telefonów, a jej samochód stoi od rana pod kancelarią.
Na dźwięk jej imienia wszystkie jego zmysły zaczęły pracować nieco sprawniej. Powoli zaczęła docierać do niego świadomość wczorajszego wieczoru. Jak przez mgłę zobaczył siebie stojącego przed kancelarią i Agatę w tych śmiesznych białych tenisówkach oddalającą się pieszo w ciemną przestrzeń Warszawy. "Jej samochód" - myślał intensywnie - "Coś było nie tak. Chciała iść na nogach. Potem jechaliśmy razem".  Po kilku sekundach przypomniał sobie o co chodziło.
- Już wiem - powiedział do słuchawki - Padł jej wczoraj akumulator. A co do telefonu to nie wiem. Może jeszcze śpi.
- Śpi? Agata? O tej porze? - zapytał z nieukrywanym rozbawieniem Janowski - Przecież za godzinę jest rozprawa.
- Jak to za godzinę? - zapytał z przerażeniem Dębski lokalizując wzrokiem zegarek - Cholera jasna...
- Marek, nie wiem co się z Tobą dzieje, ale jak się spóźnisz to dziewczyny Cię zabiją. - powiedział Bartek
- Ty już nie bądź taki mądry - skontrował Dębski wstając jednocześnie z kanapy - Muszę kończyć. Możesz zająć się tym akumulatorem?
- Coś wymyślę - odpowiedział Bartek i rozłączył się.
Dębski odłożył telefon na stole. "Teraz już wiem po co mi aplikant" - pomyślał z ironią - "Ktoś w końcu musi pilnować żebym nie zaspał i musi zajmować się naszymi samochodami". Ponownie spojrzał na zegarek. "Za 40 minut muszę wyjść z domu" - stwierdził. Nie zwracając uwagi na panujący wkoło chaos poszedł do łazienki i wszedł pod prysznic.
Pół godziny później, ogolony i ubrany w nienagannie wyprasowaną koszulę stał w kuchni i dopijał w pośpiechu resztki kawy. Wiążąc krawat przypomniał sobie o aktach, które wziął wczoraj z kancelarii. Znalazł torbę i z ulgą stwierdził, że są na swoim miejscu. Dotykając szarej okładki z zielonym paskiem przeszedł go przyjemny dreszcz wspomnienia. Zaraz potem nadeszło jednak przytłaczające widmo wczorajszej rozmowy z Marią. Stanął na środku salonu i rozglądnął się. "Obraz nędzy i rozpaczy" - podpowiedział głos w jego głowie - "Ale za to wiesz, że postąpiłeś właściwie" - dodał. Nie miał czasu teraz dłużej się nad tym zastanawiać. Chwycił telefon leżący na stole, torbę z aktami wiszącą na wieszaku i skierował się w stronę drzwi. Wychodząc jego wzrok padł na butelkę, z której w dalszym ciągu sączyły się na dywan ciężkie krople. "Jeżeli dzisiaj wygramy, to rzucam to w cholerę" - pomyślał zatrzaskując drzwi.

***

Agata z Dorotą stały pod Sądem raz po razie spoglądając niecierpliwie na zegarek. Wciąż było jeszcze trochę czasu.
- Dzwoniłaś do niego? - spytała Agata
- Tak przed chwilą. Już jedzie. - odparła uspokajająco Dorota
- No to zostaje jeszcze Bartek - powiedziała Agata szukając telefonu w swojej wielkiej torbie. Nie mogła go jednak znaleźć. Walcząc z nieporządkiem w swojej torbie dostrzegła młodego aplikanta biegnącego w ich kierunku.
- Cześć - rzucił im na przywitanie i spojrzał na Agatę - Mam coś dla Ciebie.
Wyciągnął rękę z kluczykami w jej stronę.
- Słyszałem, że miałaś problem z akumulatorem - puścił jej oczko - Na szczęście miałem w swoim samochodzie kable. A kluczyki wziąłem te zapasowe z Twojego gabinetu - powiedział zanim zdążyła zapytać.
- yyy... dzięki - odparła zaskoczona.
- Aha i znalazłem jeszcze pod siedzeniem to - mówiąc to podał jej biały telefon.
Uśmiechnęła się w podziękowaniu i spojrzała na ciemny wyświetlacz.
- Rozładowany. - powiedziała chowając go do kieszeni - Ale i tak dziękuję.
Przed oczami przejechał im znajomy srebrny wóz i po chwili zobaczyli idącego pospiesznie w ich kierunku Dębskiego.
- Już jestem - powiedział zziajany
W odpowiedzi otrzymał tylko dwa lodowate damskie spojrzenia.
- Wiem, wiem. Przepraszam.
Cała czwórka spojrzała w milczeniu na wielkie stalowe drzwi głównego gmachu Sądu. Chociaż wchodzili przez nie setki razy, dopiero teraz dostrzegli chłód i nieustępliwość potężnej tafli zimnego metalu. Wiedzieli, że nie mają innego wyjścia.
- To co, gotowi? - zapytała Dorota
W odpowiedzi kiwnęli głowami i ruszyli po kamiennych schodach, aby zmierzyć się z tym co wydawało się nieuniknione.

***

"Sąd uznaje powództwo w zakresie kwoty półtorej miliona złotych i zasądza tę kwotę od pozwanych, to jest kancelarii Dębski, Gawron i Przybysz na rzecz powoda Janusza Gilewicza"
"Nie, nie proszę tylko nie to" - błagała w myślach Agata.
Choć od rozprawy minęło kilkanaście godzin wciąż nie mogła uwierzyć w słowa, które usłyszeli na sali. "Jak wynika ze zgromadzonego materiału dowodowego pozwani byli w posiadaniu aneksu do umowy, który został przez nich całkowicie pominięty w postępowaniu, a całą pewnością miał istotne znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy".
"To nie prawda!" - krzyczała w myślach siedząc na oknie i czując spływające po jej policzku łzy.
"Dlaczego wszystko jest nie tak?!" - wrzasnęła w przestrzeń.
Nikt jej nie odpowiedział. Powietrze trwało nieruchomo, odbijając między ścianami jej głos rozpaczy. Z każdą minutą czuła narastającą wściekłość, której nie potrafiła opanować. Najgorsze było jednak wszechogarniające poczucie winy. Jak przez mgłę pamiętała wydarzenia, które miały miejsce po rozprawie. Pocieszające zdania Doroty, przekleństwa Marka, zakłopotanie Bartka, propozycja Bitnera i ona. Stojąca i nie potrafiąca wydusić z siebie ani słowa. Co niby miała powiedzieć? Że jej przykro? Że to nie jej wina? Że nigdy nie chciała ich w to wszystko mieszać? Nie potrafiła nic powiedzieć. Nie wiedziała jakich słów użyć, aby przeprosić za wszystko co ich przez nią spotyka. "Najpierw ProSpectrum, potem Marczak, a teraz cholerny Gilewicz i Bitner...
"Szlag by to wszystko trafił!"- myślała z żalem czując jak łzy powoli zasychają na jej policzku. Czuła się całkowicie bezsilna. Potężna niemoc rozrywała jej wnętrze na milion drobnych odłamków, kalecząc każdy milimetr jej ciała. "Dlaczego zawsze ja? Dlaczego nic nie może być po prostu normalnie?" - zapytała cicho. O szybę zaczęły uderzać ciężkie krople deszczu. Agata obserwowała jak bezwładnie spadają w dół po szklanej tafli. Najpierw powoli, a potem coraz szybciej i szybciej... "Zupełnie jak ja" - pomyślała. Podniosła dłoń i zaczęła wodzić palcem za jedną z nich. Po chwili prowadzona przez nią kropla spotkała na swojej drodze inną i razem spłynęły uderzając ciężko o parapet. Z każdą następną działo się to samo. Początkowo samotnie spadająca w otchłań kropla, łączyła się z inną i do końca podążały już razem. "Nawet spadać w przepaść jest łatwiej mając kogoś przy sobie" - przemknęło jej przez myśl. I wtedy przez oczami stanął jej on... On i jego mocno trzymające ją ramiona. Ostatnie czego teraz chciała to rozważać wczorajsze wydarzenia. Wszystko to jednak było ze sobą tak ściśle powiązane, że nie potrafiła tego rozdzielić. Kancelaria, zebranie, ich splecione dłonie, kłótnia pod jej kamienicą, rozprawa, wyrok, jej poczucie winy i widok zdejmowanej przez Bartka tabliczki ich kancelarii. Wszystko co wydarzyło się przez ostatnie dwa dni wydawało się jej jakimś istnym szaleństwem. W każdym momencie tego szaleństwa powtarzał się jednak zawsze jeden element. Marek Dębski.
Obserwując tańczące na szybie krople dotarło do niej jak bardzo w tej chwili czuje się samotna. I jak bardzo potrzebuje kogoś, kto dzisiaj nie pozwoli jej zostać sam na sam ze swoim poczuciem winy. Kogoś, kto powie jej, że to zrobiła wszystko co w jej mocy, aby uratować ich kancelarię. Kogoś kto obejmie ją swoim ramieniem i powtórzy kilka razy, że wszystko będzie dobrze. Wiedziała kto był tą osobą. W jej głowie zaczęła rodzić się wizja, której nie potrafiła się przeciwstawić. Zerwała się i zarzucając chwycony w biegu sweter skierowała się do przedpokoju. Szukając w torbie kluczy dotarła do niej bezsensowność jej planu. "Co ty wyprawiasz Przybysz?" - grzmiał jej głos z tyłu głowy - "Przecież nie możesz teraz do niego jechać. Po prostu nie. On jest z Marią. A ona na pewno tam jest. Zostajesz w domu. Koniec kropka". Westchnęła i zrezygnowana odwiesiła torebkę na wieszak. Nagle przypomniała sobie o rozładowanym telefonie zamkniętym od rana w głębi kieszeni jej kurtki. Wyciągnęła go i zabrała ze sobą do pokoju. Położyła podłączony telefon na stole i usiadła na podłodze czekając aż czarny ekran ponownie zabłyśnie jasnością. Na Twojej skrzynce głosowej są 3 nowe wiadomości - odczytała po chwili.
Wybrała numer poczty głosowej i przyłożyła telefon do ucha. "Masz trzy nowe wiadomości" - ogłaszał bezbarwny głos w słuchawce - "Wiadomość od: Dorota Gawron...". Przeczuwając po co dzwoniła przyjaciółka odsłuchała jej nagranie. Nie miała siły z nią rozmawiać. Napisała szybkiego smsa. "Nie odbierałam po padł mi telefon. Nic mi nie jest. Jestem u siebie i czuję się dobrze. Widzimy się jutro rano. A ".
"Tak... czuję się po prostu fantastycznie" - pomyślała w duchu. Wiedziała, że Dorota i tak jej nie uwierzy, ale przynajmniej może przestanie się martwić, że nie daje znaku życia. Ponownie wybrała numer skrzynki głosowej i znów wsłuchała się z kobiecy bezbarwny głos: "Masz dwie nowe wiadomości. Wiadomość od: Marek Dębski".
Czując jak puls mimowolnie zaczyna jej przyspieszać zamknęła oczy i odsłuchała wiadomość. "Agata to ja, Marek. Ale przecież Ty wiesz, że to ja... Te cholerne telefony... Chciałem Ci tylko...tylko coś powiedzieć. Taaak powiedzieć... " - Agata siedziała na ziemi niemal miażdżąc telefonem swoje ucho. Był kompletnie piany. Bełkotał coś bez ładu i składu o kancelarii i o wczorajszym wieczorze. W tle usłyszała dźwięk przewracającej się butelki. Całość trwała kilkadziesiąt sekund. Nie wiedząc czy właściwie powinna śmiać się czy płakać odsłuchała nagranie jeszcze raz próbując zrozumieć sens ostatnich nieskładnie wypowiadanych przez niego słów " Agata... ja wiem, że to wszystko jest nie tak... ale ja po prostu... ja nie chciałem... to znaczy chciałem, ale nie tak... przepraszam". Spojrzała na datę nagrania - wczoraj, godzina 1:07 w nocy. Chociaż nie powiedział niczego wprost, domyślała się o czym mówił. Siedziała bez ruchu próbując zapanować nad nadchodzącą falą emocji. "Nie bierz tego na serio Przybysz. Przecież on był kompletnie zalany" - po raz kolejny odezwał się jej zdrowy rozsądek. Z zamyślenia wyrwał ją tępy kobiecy głos - "Masz jeszcze jedną nową wiadomość". Na całym jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Tak bardzo chciała, aby to o czym myślała okazało się prawdą. Gdy tylko usłyszała "Wiadomość od: Marek Dębski" na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Wcisnęła odpowiedni przycisk i z drżeniem rąk i przyłożyła telefon do ucha.
"Skoro i tak nie odbierasz to chciałem Ci powiedzieć jeszcze tylko... że jestem już sam. Absolutnie sam...".
Osłupiała Agata odsunęła telefon od twarzy i popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Odtworzyła wiadomość ponownie. I jeszcze raz... i kolejny. Za każdym razem jej usta bezgłośnie poruszały się w takt słyszanych słów  -  "Jestem już sam... Absolutnie sam". Nie potrafiła się poruszyć. Jego ochrypły głos powtarzający nieustannie te same wyrazy przenikał do wnętrza jej potarganej duszy. O parapet wciąż uderzały ciężkie krople deszczu. Popatrzyła na szybę i przypomniała sobie własne słowa - "Nawet spadać w przepaść jest łatwiej mając kogoś przy sobie".
"Chrzanić zdrowy rozsądek!" - powiedziała zrywając się z miejsca. Zdążyła chwycić tylko torebkę i zatrzaskując drzwi wybiegła z mieszkania.

****

Stanęła pod drzwiami jego mieszkania i położyła dłoń na dzwonku. Nie chciała się zastanawiać czy to co właśnie robi ma jakikolwiek sens. Wiedziała tylko jedno. Że musi go dzisiaj zobaczyć. Gdy nacisnęła dzwonek poczuła jak palące uczucie zniewolenia coraz szybciej krąży w jej krwi.

eM.

8 komentarzy:

  1. PS. Uspokajam zaniepokojonych - to jeszcze nie jest finał:)
    eM.

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę napisz kolejna część szybko bo nie wytrzymam. Kapitalne, boskie, mega i w ogóle
    Pozdrawiam
    Angie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Angie już wiesz co my czujemy <3 A co do opowiadania BOSKIE

      Usuń
  3. eM jak Cię proszę dawaj kolejną część! To jest po prostu boskie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rewelacyjna część;)Czekam na ciąg dalszy;)Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejna część na mailu ;)
    Angie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to Domcia do roboty! Dodawaj opowiadanie Angie bo już mnie nosi! Predko!

      Usuń
  6. Tak czytam, i czytam, i czytam, i jeszcze raz czytam i mogę śmiało powiedzieć, że to najlepsze opowiadanie, jakie kiedykolwiek tutaj przeczytałam (bez urazy dla innych dziewczyn. Wy również bosko piszecie <3)
    Lubię w opowiadaniach, kiedy jest mniej dialogów, a więcej przemyśleń bohaterów, ich uczucia, pragnienia... Takie są naprawdę genialne!
    Dopiero dzisiaj udało mi się przeczytać wszystkie twoje części, gdyż wcześniej nie miałam czasu (pomimo wakacji, ale nawet i w czasie wolnym jestem zabiegana) i żałuję jedynie tego, że dopiero tak późno udało mi się to wykonać...
    eM! Obecnie jesteś moją najlepszą autorką Margatowych powieści i czekam na dalszy krok w twojej twórczości :)

    OdpowiedzUsuń